„2G8DIT ORGHNZ.M.P. WYCHODZI w KAŻDY CZWARTEK Min Z»rm. Dnir I.M'. tuiedci -la • -łomu AtunjoiM. KB- 104 W. Dtri ełon «ł Chicago. III. Weaalkle ll*»v w •|i»»irk atlmln. Zwtazkn om ko. eapondrni yr do li iBądaCeDtr. naJecy przeeylaf pod adra **“ T. ■ HELIHSEI. 10S-KM V. Dtrlalon at.. Chicago. lila. Przekazy bankowa, pocztowe l ple mi%dze pneeytaf należy pod adraaom ■ MAJ* WSI I, 103-KM W. Dtrlalon at.. Chicago, lila. Koraapondancya dotycząca Kadakcy I .Zgody przaeytaC należy pod adr. S BARSZCZEWSKI, MB-104 W. Dnrtetoo eC. Chicago, lila. Wazelkie zaś Daty w eprawat b adn i ■latracyjnych ..Zgńtij". n_'P«m i 10 b t druhainkicb należy aJreaonac do aekratarra ..Zcodt": J. OLBINSKI. KU-KM W. Divl-ioa et. Chicago. IIU ORGAN ZWIĄZKI’ NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. THE WEEKLY “ZWDT APPKAKIMi KYEKY THURSDAT ie the ofłictal nf;m of tha Peliah National Allianea. V. ■. W. A. ■. BARSZCZEWSKI. EdltOT, 0«oa: 102 - 104 Want Diriaiam Street CHICAGO, ILLIHOU Ali hn«lnva comm unlcatlott* bai«ldmNPti: The Poliah Weakly ..Zgoda”1. 10*1-101 W. Dirlaion at., Chicago, III* JM i ii T. M. HELINSKI, Oan'l MmUrj, 102 104 W. Dirlaion et.. Chlano, ntf Niewiasta polska w Ameryce. Nieszczęsny stan Ojczyzny naszej, podzielonej na trzy części od wieku przeszło, gnę bionej i wynaradawianej przez wrogów narodowości polskiej, starających się, by z dzieci jednej niegdyś, wielkiej krai ny uczynić członków trzech państw: rosjan, prusaków i austrjaków pochodzenia pol skiego — nie był w stanie za bić poczucia polskości w ser cach niewiast polskich, uczy nić z nich wychowawczyń po koleń obcych przeszłości wiel kiej, dziejowej. Wszelkie usiłowania desj>o tów i tak bezwzględnych mę żów stanu, jak Bismarck, za wiodły pod tym względem najzupełniej. Niewiasta pol ska pozostała tem czem od wieków była: matką, wycho wawczynią dzieci polskich, których żadne ukazy, żadna szkoła wynarodowić nie zdo łały. Słusznie też kanclerz żelazny uważał niewiastę pol ską za największego wroga planów swoich, słusznie też poeta mówi, że mleko matki polki, to trucizna, którą wro gowie się trują. Tak jest w kraju naszym rodzinny w., w Polse«. Inaczej atoL' rzecz sie nr tu, na ląd^e amerykańskim. Wy^iiani z kraju—* czy v z j powodów politycznych, czy to dla chleba — znaleźli sic wychodźcy nasi na ziemi, któ rej rząd i konstytucja nie po zwalają na prześladowanie na rodowości lub wiary. Każdy kto na tym lądzie stanął wol nym jest wyznawać wiarę ta ką, w jakiej został wycho wany, kochać to, co od wie ków przodkowie jego kochali,-' pracować dla idei, którą w sercu B\vem nosi. Nikt mu nie nakazuje, by został ame rykaninem, by -zarzekł się wszelkich stosunków z kra jem rodzinnym. Nikt nie za gląda w jego sprawy domowe, nie szpieguje go, czy czasem nie knuje coś przeciwko wła dzy. Wolność pozostawiona wszystkim, ale właśnie wol ność ta odurzająca w porów naniu do ucisku, jaki nad Pol ską zawisł, działa tak, że mniej tu dbamy o narodowość swoją, niż w kraju rodzin nym. Albo to źle być amerykani nem? — powiada wychodźca, widząc, że obywatel amery kański ma tak wielkie prawa i przywileje, że tak łatwo brać może udział w rozstrzy ganiu spraw najważniejszych kraju swego, spraw takich, jakich omawiać nawet jkk! rządami zaborczymi Ojczyzny naszej nie wolno publicznie. Albo to ź)e być amerykani nem? — powiada, gdy czuje, że ma drogołożeniu niż człon kowie krain, cieszących się wolnością i niepodległością. Wolno amerykanizować się niemcowi, który niezadowolo ny z życia w ojczyźnie swojej przybył na ziemie amerykań ską, bo kraj jego obejdzie się i bez niego, choć i wtedy ro dacy nazywać go będą rene gatem. Wolno amerykanizo wać się francuzowi, którego ojczyzna kwitnie bogactwem materjalnem i umysłowem. Ale nie wolno amerykanizo wać się polakowi, którego oj czyzna w niewoli jęczy, któ rego kraj uległ zbrodni krwa- j wej i niczem nieuzasadnio- | nej. Nie wolno amerykanizować się polakowi, bo polak ma — gdziekolwiek on jest — misję do spełnienia, misję wydarcia Polski ze szponów wrażych i do tego przygotowywać się powinien. Nie wolno amerykanizować się polakowi, bo wiara jego, którą po przodkach odziedzi czy 1 i która tak głęboko w .j~go sercu utkwiła, że prawie zlała się z pojęciem narodo wości, bo wiara ta — powta rzamy — jest jego braciom i siostrom w Polsce siłą wy dzierana przez wrogów, bo ję zyk jego tak piękny i bogaty starają się wrogowie Polski niszczyć i w pogardę podać! O tern powinna pamiętać niewiasta polska w Ameryce, wychowując dzieci swoje. Niechaj nie da oczarować się tej pięknej wolności ame rykańskiej, niechaj nie słab nie pod jej wpływem w uczu ciach. któro imio matki-polki rozsławiło po święcie, bo Bóg i Polska wymagają, by dzieci jej były polskie. Niechaj więc wychowuje dzieci swe w wierze ojców swoich, niechaj daje im wie dzę i naukę w języku polskim, niechaj od niemowlęctwa wpa ja im w serduszka, że na tej ziemi wolnej i pięknej maja one do spełnienia obowiązek względem tak oddalonej a tak nieszczęśliwej ziemi polskiej. Mogą i powinni z dzieci tych wyróść dobrzy obywatele a merykańscy ale także powin ni wyróść z nich dobrzy pols cy, powinni wyróść żołnierze sprawy świętej, która od wie ku jut wyczekuje na mścicieli niesprawiedliwości i gwałtu. To jest obowiązek niewiasty polskiej w Ameryce, od któ rego ona, choćby najcięższą ; pracą obarczona, nie ma pra wa się usunąć, jeżeli wierzy, że jest Bóg na niebie, jeżeli wierzy, że jest rzeczą świętą cierpieć i walczyć, ab£ spra wiedliwości stało się zadość. Zbrodnią wołając.1} o pom stę do Boga było zagrabienie ziemi naszej przez wrogów. Nad ukaraniem tej zbrodni, nad wymierzeniem sprawied liwości Polsce powinna praco wać niewiasta polska nie tyl ko tam w kraju — wśród u cisku i prześladować, ale i tu na woluej ziemi amerykań skiej, wychowując dzieci swe w duchu narodowym polskim, a i o niej kiedyś powiedzieć będzie można: I któż to w błogiej anioła postaci. Siedząc nad dziecka lubego kołyską. Uczy, wraz pierwszą modlitwą za braci, ^ ymawiać drogiej Ojczyzny naz wisko — I w młodem serca niewinnej istoty Obywatelskie rozpłomienia onoty, Miłość Ojczyzny, męztwo, stałość do ostatka — Kto? — Polka matka! W poprzednim numerze rzu- i ciliśmy myśli czy nie dałoby zebrać się wśród niewiast pol skich w Ameryce parę centów na odbudowanie spalonej wie ży Jasnogórskiej. W odpowiedzi otrzymaliś my z Chicago następu jące pis- i mo: ,,Myśl, którą rzucacie o I składkę na klasztor Jasnogór- i ski, nie tylko popieram i pod noszę. ale od tygodnia zbie ram już składkę w tym celu na Bridgeporcie, którą złożę na Wasze ręce z prośbą o dal sze poparcie tak zacnego dzie ła. Dotychczas złożyli: J. Rynkel $5.00, A. Kaszewicz ! $i.()0, J. Bemka $1.00, M. Her- ! nacki 50c, J. Ratka $1.00, N. N. lOc, B. Brylański 75c, a zatem mam dotychczas $10 35. Brawo, przednia to myśl, po- I każmy, że i na wygnaniu pa- | miętamy o tronie naszej Kró- • lowej, której wrogowie nawet nasi tknąć nie śmią. — J. Ryn kal”. List ten jest wymowny. U wag swoich dodawać nie po trzebujemy, spytamy tylko: : Kto następny? Ponieważ wydanie „Zgody”, przeznaczone dla niewiast, i dzie na prasę wcześniej niż drugie, przeto upraszamy o nadsyłanie wszelkich wiado mości, przeznaczonych do na stępnego numeru tego wyda nia, najpóźniej do soboty. W przeciwnym razie zmuszeni będziemy odłożyć nadesłane korespondencje na tydzień. NA JASNEJ GÓKZE. 15 sierpnia 1WHJ r. Królowo Niebios, Matko Chrystu sowa, Co* podobała sobie w tej stwiątyni, I 'rr.es którą świętą nam jest Csąsto chowa. Gdzie Bóg przez Ciebie ouda swoje osyai. Cze ni u żeś, czemu pozwoliła na to, By w Święto Twoje, kiedy rzesza mnoga Biegła ku Tobie z serdeczną obiatą. Ten Twój przybytek dotknęła po żoga?! Wszakże Ty gasisz ozy*00we pło mienie 1 straszne one ogniowe katusze, Jukiemi nieraz zbudzone sumienie Pnli skalaną w ciężkich grzechach duszą; Wszakże przed Szwedów straszli wą nawałą. Przed ogniem, którym zionęły ioh działa, Tą swoją twierdzą, a z uią Polską całą. Tyś, Pani można, niegdyś ratowała. 1'zemuż wiąc teras maluczkiej ia . kierce Dałaś dokonać tak strasznego dzieła? Czyliżeś od nas odwróciła serce? Czyś dla nas uszy i oozy zamknęła? Czyś nie słyszała tych jęków, tych | płaczy, Co biły w Nieba od Twego ołtarza? Czynnie widziała, jak lud Twój w rozpaczy Iiwie włosy z głowy i w prochu się tarza? Czyliżbyś miała karać nas ca grze chy, I y, coś jest grzesznyoh acieozką je dyną, Źródłem cudownem, z którego po ciechy I przebaczenia, i łatki nam płvaą? Nie! to nie była kara, leoz jedy nie Próba. Snadź obciałaś, Matko łaski Bożej, Ujrzeć, czy w I>omu Twego złej go dzinie Godny Ci owoo miłość nasza złoży? Chciałaś mieć dowód, te wielbiący Ciebie Lud hołd Ci nieeie nie eamemi uaty, Nie wtedy tylko, gdy w ciężkiej po trzebie Po cuda Twoje biegnie na odpusty... I masz nietylko te tłumy pielgrzy mie, Co były świadkiem strasznej chwili owej, Lecz kraj ten cały, gdzie się święci Imię Pani, co Jasnej strzeże Częstochowy, Zadrżał ze zgrozy, gdy na wszyst kie strony Echem gromowem rozległy się wieści O klęsce, jaką Dom ten zagrożony. Gdzie nasz najdroższy, święty skaib sie mieści. I w oka mgnieniu wszyscy w myśli spieszą Do gorejącej, jak pochodnia, wieży, / każdy razem z Twych pątników rzeszą Modli się, płucze, jęczy, w prochu leży. W ogień się rzuca, rad by krwią i łzami Własnemi gasić rozszalałe płomię, Bo serce trwogą zdjęte, tak go ma mi. Jakby naprawdę był tam przy Twym domie. I choć na ciele ozuje iar ogniska, Choć z góry lecą nań płonące belki I roztopiony spiż na głowę pryska, Broni Przybytku Bożej Rodzicielki... Bogn bądź chwała! Dom Twój, ta skarbnica ł-ask Twych I cudów, co pięć już stoleoi Odblaskiem Niebios ziemi tej przy* świeca, Uratowany przez miłość Twych dzieci. Lecz murów jego ozdoba wspa niała. Wieża, co, widna Poddali staj wielu, Zbożnych pątników oczy radowała. Znacząc im drogę do świętego celu, Szczyt niebotyczny straciła w po żodze, I oto, stercząo, jak smutna ruina, Oczy nam razi, Serca rani srodze, I obowiązek święty przypomina... O! nie napróż.no! Ledwo płomię zgasło. Lud Twój, zkpałem świąt) m oży wiony, Jakby Duch Boży dał n>u z Nieb# hasło, Spieszy z ofiarą do Twojej skarbony. A jak w dnia klęski na Twej Jas nej Górze, Tak oto teraz po oałej krainie, W jednym potężnym, dziwnie zgod nym chórze, Ilasło do ofiar na Twa chwałę pły nie. I wyjdziem z próby bez skazy i sromu, Ł zynem zaświadczym o swej żywej wierze, Nikt się z nas nie da prześcignąć ni komu, Każdy powinność świętą spełni szczerze. Miljony biednych złożą grozę wdowie, [ Dary sowite przyniosą bogaci, I nikt o ludzie tym wiernym nie po | Ze niewdzięcznością za Twe łaski płaci. I tylko patrzeć, jak z oruzów swych wieża ^ ystrzeli wyżej pod niebieskie stro py. Na znak, gdzie nasza inyśl i serce zmierza, 1 na drogowskaz dla piełgr/ymiej stopy. Ai»am Pi.io. Zofja (Krzanowska. Okazały pomnik wzniesiony został dla złożenia hołdu coo^ię niewieś ciej. I'osławiło go miasto Trembow la na cześć swej obronicielki, Zofji Chrzanowskiej. Trembowla, położona na połud niowy wschód od I.wowa, znajdowa ła się na jednym z trzech szlaków, którymi dzicz pogańska ciągnęła dla rabunku na stolicę Rosi Czerwonej, — oh, naprawdę czerwonej — od krwi, a słonej od łez... Bły też w Trembowlę raz wraz piorury klęsk: paliły ją ognie pożarów, krzywa sza bla turecka ścinała jej mieszkańców, jak ostra kosa ścina trawę. Kędy nieszczęście chodzi, tam i odważne serca szerokie mają dla sie- , bie pole. To też nie jeden rycerz I zasłynął w Trembowli z walecznych z wrogiem zapasów, z mężnej obrony kresów Rzeczypospolitej. A wśród onych rycerzy jedno z pierwszych miejsc zajmuje kobieta, Zofja Chrza- | nowska. Było to tak: Podczas wojny polsko-tureckiej w r. lbtókról Jan Sobieski, obawiając się utracić tę ostatnią po Kamieńcu fortecę, mianował komendantem I rembowli Jana Samuela Chrzanow skiego, wojaka pięknej odwagi, wy- ' próbowanego n^twa. Chrzanowski miał pod swymi rozkuzami S() zaled wie ludzi wyćwiczonych w sztuce wojennej. I)o nich przyłączyło się koło dwóch setek szlachty i miesz czan. Szczupła to była garstka. A tu nadciągał właśnie wódz turecki i ta tarski, Ibraliim, t siłą ogromną. ZJo bywał i niszczył wszystkie zamki o bron nr po drodze: w Krzeżanach, 1’odhajoaoh, Zawało wie, a ż dnia 20. września lł»7o r. stanął z niezliczo nym Hwem wojskiem pod Trembowlą. Kot począła się walka z notę ta, sro ga. Miasto, podpalone przez tata rów, poszło z dymem Turcy ciskali granaty, czyli kule ogniste na zamek — z ośmiu dział prażyli, szozerbiąo mury, wę dnie i w nrtoy -a- zatruterai strzałami zabijali ludei. Na zamku smutek panował i bie da — bo wody nawet brakło — i ból — ale trwogi nie było. Załoga treyroa>a się dzielnie, a przykładem świecił jej sam Chrzanowski. Wtem niebezpieczeństwo, groź niejsze niż wszystkie inne, zdrada, zawisła nad Treml*#wh|. W chwili gwałtownego natarcia na , zartek c«ę-ó załogi straciła docba. Trzy dziestu ze szlachty opuściło mury i jęło radzić nad dobrowolnem wyda niem fortecy tarkom, aby za tę cenę ocalić przynajmniej1 żywię własne. Niecne ich zamiary nie odniosły jednak skutku. £ona komendanta, Zofja Chrzanowska, usłyszała roi raow«j onyoh tchórzy i niebaoząo na świszczące kule, wybiegła na wały do mę/a, aby go przestrzedz. Chrza nowski potrafił poskromić i ukarać należycie zdrajców, a ukazanie się na marach, w chwili groźnego niebez pieczeństwa, natchnionej niewiasty takiem męztwem zapaliło serca wal czących, że wnet odparli nawałę wrażą. Odtąd Chrzanowska dzieliła z os łem zaparciem się trudy wojenne za łogi trembowelskiej. Iia, należała na wet do nocnych wycieczek na obóz nieprzyjacielski, kiedy to przy nie pewnem migotaniu gwiazd śmiertel ne lecą kule, śmiertelne padają oio sy... A za pasem miała zawsze nóż ostry, od brzytwy ostrzejszy. Gdy rozpacz obezwładnia ramiona i dusze wojaków, wówczas bohaterska nie wiasta, błyskając ostrzem stali, / wo łała z płomieniem w oczach, że w ra zie poddania się wrogom, zamorduje męża, a potem siebie. I ogień jej piersi przelewał się w pierś towarzy szy: nie poddawali się, ohociaż za mek podoimy już był do kupy gru zów, a połowa załogi trupem legła... Aż w końcu i dla skazanych, zda wałoby się, na zgubę niechybną bły snęło zbawienie. Po dwutygodnio wym oblężeniu, dnia 5. października, król Jan Sobieski nadciągnął na od siecz oblężonym i — nie zastał już torków, ani tatarów. Sama wieść o zbliżaniu się groźnego pogromcy przejęła ich takim strachem, że um knęli czemprędzej... Niebezpieczeństwo minęło. Nie minęła jednak i nie minie pamięć o męztwie trembowelskiej załogi — o bohaterstwie niewiasty. Cześć dla Chrzanowskiej przekazują z pokole nia w pokolenie historja. pieśni, ob razy, dramaty, pomniki. Ale słod szą, niż pieśń, trwalszą, niż głaz pom nika. jest miłość, którą żywią dla bo haterki serca ludzkie. Dyć wiedzą o niej po dworach — miastach i wios kach. Tak — i po wioskach. Wszak jeszcze niedawno, prze i samą Wiel kanocą, przyjaciel Adam Kowalik z Jodłowej, bawiąc we Lwowie, opo wiadał mi z zachwytem o “wielkim duchu" Chrzanowskiej. Myślę jed nak, że i inni przeczytają chętnie kilka słuw o bohuterce z Trembowli. M. Wysłouchowa. 0 kobietach. — Kobiety w służbie poczto wej. Nie od dziś kobiety pełnią funkcje na pocztach. Zanim jesz cze słyszano o emancypacji, 1h> jnż w r. lółS w Branic le (‘onite. waż nym punkcie węzłowym, w którym schodziły się poczty francuskie w miejsca, udzie obecnie krzyżują się linie: Paryż-Bruksela i Lille-Na mur, urząd pocztmistrzyni sprawo wała kobieta. Od r. 1<»2H do 1058 Aleksandra de Kyc stała na czele wszystkich poczt w Niemczech, Niderlandach i Lotaryngji. Pełni ła te trudne funkcje podczas wojny trzydziestoletniej. W Ameryce pierwszymi urzędnikami w nowo założonych po<'/.tacli były kobiety. Lydja łłill poc/,tnii*trzyni w Sa lem, zmarła w r. 17łi8. Klżbieta Horwey V»yla na |>nczutku X \* 11 w, pocztinistrzynią w Portsmoutłi. Podczas restauracji wiele koł>ict służyło na poczcie we Francji i An glji — Kobiety w dziennikarstwie. Na ostatnim kongresie prasy w Pa ryżu wiele związków prasowych było reprezentowanych przez ko biety. Anstrja, Stany Zjednoczo. ne Afneryki północnej oraz Anglja powierzyły swe przedstawicielstwo kobietom. Jedną z delegatek an gielskich była miss Stuart, człon kini „fellow” angielskiego „Insti tut of jonriialists ’..Odgrywała ona wielką rolę przed laty siedmiu na kongresie dziennikarskim w Lon dynie jako przewodniczka autorek. Przed laty siedmiu na zjeżdzie prasy w Antwerpji miss Stuart miała odczyt o publicystkach w Anglji, podając wiele ciekawych szczegółów. Zjednoczone Królest wa liczą nie mniej, jak 1.500 ko biet. żyjących z pióra. Na tem po lu, pisując nowele, kroniki, kryty ki, artykuły o modach, o gospodar stwie domowem, można zarabiać do oOO ft. (2.o(J0 doi.) rocznie. W Anglji dzienniki nie płacą od wier sza ani od artykułu, ale po 1 f. szt. za 1000 słów. Tygodniki, płacą po 2 f szt. od kolumny. Współpraco wniczki widziane są równie chęt nie, jr.k i współpracownicy, tylko w dziale politycznym i reporter skim pożądańsza bywa praca męż czyzn, a to dlatego, że kobiety w sprawach politycznych nie zawsze umieją stać na gruncie l»ezstrou> nym, zaś jako reporterki nie potra fią się streszczać i zanadto dbają o formę. Dlatego też publicystki an gielskie zajęte su głównie w tygod nikach oraz miesięcznikach, które potrzebują opracowania i kun sztownej formy. — Złodziej i okradziona. Pysz n« scena rozebrała się w biurze policyjnem w Paryżu. Oto właści cielka Kozalja Oranier wchodząc rano do sklepu, spostrzega jak jej najstarszy aubjekt Xawery Pichou wyjmował z lady całą gotówkę sklepową. Na widok swojej chle bodawczym umknął na ulicę, a w ślad za nim kupcowa wołając: „ła pajcie złodzieju!” I rzeczywiście dwóch policjantów przychwytało go i zaprowadziło do policji. Tu taj poczuł złodziej narzekać, pła kać i prosić, aby go wypuszczono, a on się poprawi. Komisarz jed nak nie dał się wziaść na tego ro dzaju zapewnienia, ale złodziej wpadł na inny pomysł. Oto ni ztąd ni zowąd rzucił się swojej chlebodawczy ni na szyję, począł o kładać twarz jej pocałunknmi i % płaczem zapewniać, że ją ogromnie kocha i bez niej żyć nie może, aby go więę nie gubiła. Kozezulona tein wyznaniem w tak oryginalnych warunkach, zaczęła i kupcowa pła kać i tak oboje pod ręce wyszli z biura policyjnego, a komisarz, o którego urzędowaniu już nawet mowy nie było. pomyślał sobie, ż« łatwowierna przecież dała się po rządnie wziuźć na kawał złodziejo wi O Imionach. *>■ Inrą przydawane a ołwieoonyoh narodów o rło wiekowi do natwitka, nie jest woal* tak rzeozą błabą, aby jej kilka wierety poświąoió ale było warto. Jeat ono bowiem najwierni*j aaym towarzyazem człowieka aft do grobu, jaat jego monogramem i pie częcią, wyrazom najoząioiej wyma wianym przez rodziną, pełaym aro* ku dla koohanki, głębokiego noznoia dla cnatai, jeat w wielo raaach oeebą narodowoioi, pswnyoh nadziei lab sjmpatyj. Kaftdy naród ma pewo% hozbą im on nprzywilejowanyoh omy li narodowych t. j. płynąoyoh a jago jętjka, dziejów lab uiwięoonego wiekami obyozajn. Wśród atozapów, zamieszkujących Europą, Słowianie mieli bogaty za*ób imion, płynąoyoh • ioh piąkoej, rodzinnej mowy. To imiona, tworzone były czątto l wy razów wyźtzego dachowego zamota nie, ale oi aanii ołowianie lekkomyśl nie akarb awój zarzucili, chętni* zmieniając piękne imiona ojoów na nazwy oprjezków I awanturników aagranioanych. Jeazoze w XIV i XV wieko tak lad, jak keią’ąta I woje wodowie. mieli w uft/oin nad Wiełą okcło 400 imion, i których dali eły ety my Miedwie kilkaaaśoie. Wy porno* chorobliwą manią oadao tłemwyzny, ftądzą orrffłn*1we#*ś.