OCR Interpretation


Zgoda : Wydania dla niewiast. [volume] (Chicago, Ill.) 1900-1913, September 27, 1900, Image 1

Image and text provided by University of Illinois at Urbana-Champaign Library, Urbana, IL

Persistent link: https://chroniclingamerica.loc.gov/lccn/2017218620/1900-09-27/ed-1/seq-1/

What is OCR?


Thumbnail for

„2G8DIT ORGHNZ.M.P.
WYCHODZI w KAŻDY CZWARTEK
Min Z»rm. Dnir I.M'. tuiedci -la
• -łomu AtunjoiM. KB- 104 W. Dtri
ełon «ł Chicago. III.
Weaalkle ll*»v w •|i»»irk atlmln.
Zwtazkn om ko. eapondrni yr do li
iBądaCeDtr. naJecy przeeylaf pod adra
**“ T. ■ HELIHSEI.
10S-KM V. Dtrlalon at.. Chicago. lila.
Przekazy bankowa, pocztowe l ple
mi%dze pneeytaf należy pod adraaom
■ MAJ* WSI I,
103-KM W. Dtrlalon at.. Chicago, lila.
Koraapondancya dotycząca Kadakcy I
.Zgody przaeytaC należy pod adr.
S BARSZCZEWSKI,
MB-104 W. Dnrtetoo eC. Chicago, lila.
Wazelkie zaś Daty w eprawat b adn i
■latracyjnych ..Zgńtij". n_'P«m i 10
b t druhainkicb należy aJreaonac do
aekratarra ..Zcodt":
J. OLBINSKI.
KU-KM W. Divl-ioa et. Chicago. IIU
ORGAN ZWIĄZKI’ NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI.
THE WEEKLY “ZWDT
APPKAKIMi KYEKY THURSDAT
ie the ofłictal nf;m of tha
Peliah National Allianea. V. ■. W. A.
■. BARSZCZEWSKI. EdltOT,
0«oa: 102 - 104 Want Diriaiam Street
CHICAGO, ILLIHOU
Ali hn«lnva comm unlcatlott*
bai«ldmNPti:
The Poliah Weakly ..Zgoda”1.
10*1-101 W. Dirlaion at., Chicago, III*
JM i ii
T. M. HELINSKI, Oan'l MmUrj,
102 104 W. Dirlaion et.. Chlano, ntf
Niewiasta polska w
Ameryce.
Nieszczęsny stan Ojczyzny
naszej, podzielonej na trzy
części od wieku przeszło, gnę
bionej i wynaradawianej przez
wrogów narodowości polskiej,
starających się, by z dzieci
jednej niegdyś, wielkiej krai
ny uczynić członków trzech
państw: rosjan, prusaków i
austrjaków pochodzenia pol
skiego — nie był w stanie za
bić poczucia polskości w ser
cach niewiast polskich, uczy
nić z nich wychowawczyń po
koleń obcych przeszłości wiel
kiej, dziejowej.
Wszelkie usiłowania desj>o
tów i tak bezwzględnych mę
żów stanu, jak Bismarck, za
wiodły pod tym względem
najzupełniej. Niewiasta pol
ska pozostała tem czem od
wieków była: matką, wycho
wawczynią dzieci polskich,
których żadne ukazy, żadna
szkoła wynarodowić nie zdo
łały. Słusznie też kanclerz
żelazny uważał niewiastę pol
ską za największego wroga
planów swoich, słusznie też
poeta mówi, że mleko matki
polki, to trucizna, którą wro
gowie się trują.
Tak jest w kraju naszym
rodzinny w., w Polse«. Inaczej
atoL' rzecz sie nr tu, na ląd^e
amerykańskim.
Wy^iiani z kraju—* czy v z j
powodów politycznych, czy
to dla chleba — znaleźli sic
wychodźcy nasi na ziemi, któ
rej rząd i konstytucja nie po
zwalają na prześladowanie na
rodowości lub wiary. Każdy
kto na tym lądzie stanął wol
nym jest wyznawać wiarę ta
ką, w jakiej został wycho
wany, kochać to, co od wie
ków przodkowie jego kochali,-'
pracować dla idei, którą w
sercu B\vem nosi. Nikt mu
nie nakazuje, by został ame
rykaninem, by -zarzekł się
wszelkich stosunków z kra
jem rodzinnym. Nikt nie za
gląda w jego sprawy domowe,
nie szpieguje go, czy czasem
nie knuje coś przeciwko wła
dzy. Wolność pozostawiona
wszystkim, ale właśnie wol
ność ta odurzająca w porów
naniu do ucisku, jaki nad Pol
ską zawisł, działa tak, że
mniej tu dbamy o narodowość
swoją, niż w kraju rodzin
nym.
Albo to źle być amerykani
nem? — powiada wychodźca,
widząc, że obywatel amery
kański ma tak wielkie prawa
i przywileje, że tak łatwo
brać może udział w rozstrzy
ganiu spraw najważniejszych
kraju swego, spraw takich,
jakich omawiać nawet jkk!
rządami zaborczymi Ojczyzny
naszej nie wolno publicznie.
Albo to ź)e być amerykani
nem? — powiada, gdy czuje,
że ma drog<j otwartą do wszel
kich stanowisk i zaszczytów,
dostępnych w kraju naszym
ojczystym tylko klasie uprzy
wilejowanej.
To też opierający się w Pol
sce całemi siłami przeciwko
wynaradawianiu, tu obojęt
nieją dla sprawy polskiej lub
wynaradawiają się dobrowol
nie.
Prawda, bezwątpienia. że
być amerykaninem lub ame
rykanką jest dobrze i wygod
nie, ale niewiasta polska w
Ameryce powinna pamiętać o
tem, że i ona i dzieci jej w
innem są )>ołożeniu niż człon
kowie krain, cieszących się
wolnością i niepodległością.
Wolno amerykanizować się
niemcowi, który niezadowolo
ny z życia w ojczyźnie swojej
przybył na ziemie amerykań
ską, bo kraj jego obejdzie się
i bez niego, choć i wtedy ro
dacy nazywać go będą rene
gatem. Wolno amerykanizo
wać się francuzowi, którego
ojczyzna kwitnie bogactwem
materjalnem i umysłowem.
Ale nie wolno amerykanizo
wać się polakowi, którego oj
czyzna w niewoli jęczy, któ
rego kraj uległ zbrodni krwa- j
wej i niczem nieuzasadnio- |
nej.
Nie wolno amerykanizować
się polakowi, bo polak ma —
gdziekolwiek on jest — misję
do spełnienia, misję wydarcia
Polski ze szponów wrażych i
do tego przygotowywać się
powinien.
Nie wolno amerykanizować
się polakowi, bo wiara jego,
którą po przodkach odziedzi
czy 1 i która tak głęboko w
.j~go sercu utkwiła, że prawie
zlała się z pojęciem narodo
wości, bo wiara ta — powta
rzamy — jest jego braciom i
siostrom w Polsce siłą wy
dzierana przez wrogów, bo ję
zyk jego tak piękny i bogaty
starają się wrogowie Polski
niszczyć i w pogardę podać!
O tern powinna pamiętać
niewiasta polska w Ameryce,
wychowując dzieci swoje.
Niechaj nie da oczarować
się tej pięknej wolności ame
rykańskiej, niechaj nie słab
nie pod jej wpływem w uczu
ciach. któro imio matki-polki
rozsławiło po święcie, bo Bóg
i Polska wymagają, by dzieci
jej były polskie.
Niechaj więc wychowuje
dzieci swe w wierze ojców
swoich, niechaj daje im wie
dzę i naukę w języku polskim,
niechaj od niemowlęctwa wpa
ja im w serduszka, że na tej
ziemi wolnej i pięknej maja
one do spełnienia obowiązek
względem tak oddalonej a tak
nieszczęśliwej ziemi polskiej.
Mogą i powinni z dzieci tych
wyróść dobrzy obywatele a
merykańscy ale także powin
ni wyróść z nich dobrzy pols
cy, powinni wyróść żołnierze
sprawy świętej, która od wie
ku jut wyczekuje na mścicieli
niesprawiedliwości i gwałtu.
To jest obowiązek niewiasty
polskiej w Ameryce, od któ
rego ona, choćby najcięższą ;
pracą obarczona, nie ma pra
wa się usunąć, jeżeli wierzy,
że jest Bóg na niebie, jeżeli
wierzy, że jest rzeczą świętą
cierpieć i walczyć, ab£ spra
wiedliwości stało się zadość.
Zbrodnią wołając.1} o pom
stę do Boga było zagrabienie
ziemi naszej przez wrogów.
Nad ukaraniem tej zbrodni,
nad wymierzeniem sprawied
liwości Polsce powinna praco
wać niewiasta polska nie tyl
ko tam w kraju — wśród u
cisku i prześladować, ale i tu
na woluej ziemi amerykań
skiej, wychowując dzieci swe
w duchu narodowym polskim,
a i o niej kiedyś powiedzieć
będzie można:
I któż to w błogiej anioła postaci.
Siedząc nad dziecka lubego kołyską.
Uczy, wraz pierwszą modlitwą za
braci,
^ ymawiać drogiej Ojczyzny naz
wisko —
I w młodem serca niewinnej istoty
Obywatelskie rozpłomienia onoty,
Miłość Ojczyzny, męztwo, stałość do
ostatka —
Kto? — Polka matka!
W poprzednim numerze rzu- i
ciliśmy myśli czy nie dałoby
zebrać się wśród niewiast pol
skich w Ameryce parę centów
na odbudowanie spalonej wie
ży Jasnogórskiej.
W odpowiedzi otrzymaliś
my z Chicago następu jące pis- i
mo: ,,Myśl, którą rzucacie o I
składkę na klasztor Jasnogór- i
ski, nie tylko popieram i pod
noszę. ale od tygodnia zbie
ram już składkę w tym celu
na Bridgeporcie, którą złożę
na Wasze ręce z prośbą o dal
sze poparcie tak zacnego dzie
ła. Dotychczas złożyli: J.
Rynkel $5.00, A. Kaszewicz !
$i.()0, J. Bemka $1.00, M. Her- !
nacki 50c, J. Ratka $1.00, N.
N. lOc, B. Brylański 75c, a
zatem mam dotychczas $10 35.
Brawo, przednia to myśl, po- I
każmy, że i na wygnaniu pa- |
miętamy o tronie naszej Kró- •
lowej, której wrogowie nawet
nasi tknąć nie śmią. — J. Ryn
kal”.
List ten jest wymowny. U
wag swoich dodawać nie po
trzebujemy, spytamy tylko: :
Kto następny?
Ponieważ wydanie „Zgody”,
przeznaczone dla niewiast, i
dzie na prasę wcześniej niż
drugie, przeto upraszamy o
nadsyłanie wszelkich wiado
mości, przeznaczonych do na
stępnego numeru tego wyda
nia, najpóźniej do soboty. W
przeciwnym razie zmuszeni
będziemy odłożyć nadesłane
korespondencje na tydzień.
NA JASNEJ GÓKZE.
15 sierpnia 1WHJ r.
Królowo Niebios, Matko Chrystu
sowa,
Co* podobała sobie w tej stwiątyni,
I 'rr.es którą świętą nam jest Csąsto
chowa.
Gdzie Bóg przez Ciebie ouda swoje
osyai.
Cze ni u żeś, czemu pozwoliła na to,
By w Święto Twoje, kiedy rzesza
mnoga
Biegła ku Tobie z serdeczną obiatą.
Ten Twój przybytek dotknęła po
żoga?!
Wszakże Ty gasisz ozy*00we pło
mienie
1 straszne one ogniowe katusze,
Jukiemi nieraz zbudzone sumienie
Pnli skalaną w ciężkich grzechach
duszą;
Wszakże przed Szwedów straszli
wą nawałą.
Przed ogniem, którym zionęły ioh
działa,
Tą swoją twierdzą, a z uią Polską
całą.
Tyś, Pani można, niegdyś ratowała.
1'zemuż wiąc teras maluczkiej ia
. kierce
Dałaś dokonać tak strasznego dzieła?
Czyliżeś od nas odwróciła serce?
Czyś dla nas uszy i oozy zamknęła?
Czyś nie słyszała tych jęków, tych
| płaczy,
Co biły w Nieba od Twego ołtarza?
Czynnie widziała, jak lud Twój w
rozpaczy
Iiwie włosy z głowy i w prochu się
tarza?
Czyliżbyś miała karać nas ca grze
chy,
I y, coś jest grzesznyoh acieozką je
dyną,
Źródłem cudownem, z którego po
ciechy
I przebaczenia, i łatki nam płvaą?
Nie! to nie była kara, leoz jedy
nie
Próba. Snadź obciałaś, Matko łaski
Bożej,
Ujrzeć, czy w I>omu Twego złej go
dzinie
Godny Ci owoo miłość nasza złoży?
Chciałaś mieć dowód, te wielbiący
Ciebie
Lud hołd Ci nieeie nie eamemi uaty,
Nie wtedy tylko, gdy w ciężkiej po
trzebie
Po cuda Twoje biegnie na odpusty...
I masz nietylko te tłumy pielgrzy
mie,
Co były świadkiem strasznej chwili
owej,
Lecz kraj ten cały, gdzie się święci
Imię
Pani, co Jasnej strzeże Częstochowy,
Zadrżał ze zgrozy, gdy na wszyst
kie strony
Echem gromowem rozległy się wieści
O klęsce, jaką Dom ten zagrożony.
Gdzie nasz najdroższy, święty skaib
sie mieści.
I w oka mgnieniu wszyscy w myśli
spieszą
Do gorejącej, jak pochodnia, wieży,
/ każdy razem z Twych pątników
rzeszą
Modli się, płucze, jęczy, w prochu
leży.
W ogień się rzuca, rad by krwią i
łzami
Własnemi gasić rozszalałe płomię,
Bo serce trwogą zdjęte, tak go ma
mi.
Jakby naprawdę był tam przy Twym
domie.
I choć na ciele ozuje iar ogniska,
Choć z góry lecą nań płonące belki
I roztopiony spiż na głowę pryska,
Broni Przybytku Bożej Rodzicielki...
Bogn bądź chwała! Dom Twój, ta
skarbnica
ł-ask Twych I cudów, co pięć już
stoleoi
Odblaskiem Niebios ziemi tej przy*
świeca,
Uratowany przez miłość Twych
dzieci.
Lecz murów jego ozdoba wspa
niała.
Wieża, co, widna Poddali staj wielu,
Zbożnych pątników oczy radowała.
Znacząc im drogę do świętego celu,
Szczyt niebotyczny straciła w po
żodze,
I oto, stercząo, jak smutna ruina,
Oczy nam razi, Serca rani srodze,
I obowiązek święty przypomina...
O! nie napróż.no! Ledwo płomię
zgasło.
Lud Twój, zkpałem świąt) m oży
wiony,
Jakby Duch Boży dał n>u z Nieb#
hasło,
Spieszy z ofiarą do Twojej skarbony.
A jak w dnia klęski na Twej Jas
nej Górze,
Tak oto teraz po oałej krainie,
W jednym potężnym, dziwnie zgod
nym chórze,
Ilasło do ofiar na Twa chwałę pły
nie.
I wyjdziem z próby bez skazy i
sromu,
Ł zynem zaświadczym o swej żywej
wierze,
Nikt się z nas nie da prześcignąć ni
komu,
Każdy powinność świętą spełni
szczerze.
Miljony biednych złożą grozę
wdowie,
[ Dary sowite przyniosą bogaci,
I nikt o ludzie tym wiernym nie po
|
Ze niewdzięcznością za Twe łaski
płaci.
I tylko patrzeć, jak z oruzów
swych wieża
^ ystrzeli wyżej pod niebieskie stro
py.
Na znak, gdzie nasza inyśl i serce
zmierza,
1 na drogowskaz dla piełgr/ymiej
stopy.
Ai»am Pi.io.
Zofja (Krzanowska.
Okazały pomnik wzniesiony został
dla złożenia hołdu coo^ię niewieś
ciej. I'osławiło go miasto Trembow
la na cześć swej obronicielki, Zofji
Chrzanowskiej.
Trembowla, położona na połud
niowy wschód od I.wowa, znajdowa
ła się na jednym z trzech szlaków,
którymi dzicz pogańska ciągnęła dla
rabunku na stolicę Rosi Czerwonej,
— oh, naprawdę czerwonej — od
krwi, a słonej od łez... Bły też w
Trembowlę raz wraz piorury klęsk:
paliły ją ognie pożarów, krzywa sza
bla turecka ścinała jej mieszkańców,
jak ostra kosa ścina trawę.
Kędy nieszczęście chodzi, tam i
odważne serca szerokie mają dla sie- ,
bie pole. To też nie jeden rycerz I
zasłynął w Trembowli z walecznych
z wrogiem zapasów, z mężnej obrony
kresów Rzeczypospolitej. A wśród
onych rycerzy jedno z pierwszych
miejsc zajmuje kobieta, Zofja Chrza- |
nowska.
Było to tak:
Podczas wojny polsko-tureckiej w
r. lbtókról Jan Sobieski, obawiając
się utracić tę ostatnią po Kamieńcu
fortecę, mianował komendantem
I rembowli Jana Samuela Chrzanow
skiego, wojaka pięknej odwagi, wy- '
próbowanego n^twa. Chrzanowski
miał pod swymi rozkuzami S() zaled
wie ludzi wyćwiczonych w sztuce
wojennej. I)o nich przyłączyło się
koło dwóch setek szlachty i miesz
czan.
Szczupła to była garstka. A tu
nadciągał właśnie wódz turecki i ta
tarski, Ibraliim, t siłą ogromną. ZJo
bywał i niszczył wszystkie zamki o
bron nr po drodze: w Krzeżanach,
1’odhajoaoh, Zawało wie, a ż dnia 20.
września lł»7o r. stanął z niezliczo
nym Hwem wojskiem pod Trembowlą.
Kot począła się walka z notę ta, sro
ga. Miasto, podpalone przez tata
rów, poszło z dymem Turcy ciskali
granaty, czyli kule ogniste na zamek
— z ośmiu dział prażyli, szozerbiąo
mury, wę dnie i w nrtoy -a- zatruterai
strzałami zabijali ludei.
Na zamku smutek panował i bie
da — bo wody nawet brakło — i
ból — ale trwogi nie było. Załoga
treyroa>a się dzielnie, a przykładem
świecił jej sam Chrzanowski.
Wtem niebezpieczeństwo, groź
niejsze niż wszystkie inne, zdrada,
zawisła nad Treml*#wh|. W chwili
gwałtownego natarcia na , zartek
c«ę-ó załogi straciła docba. Trzy
dziestu ze szlachty opuściło mury i
jęło radzić nad dobrowolnem wyda
niem fortecy tarkom, aby za tę cenę
ocalić przynajmniej1 żywię własne.
Niecne ich zamiary nie odniosły
jednak skutku. £ona komendanta,
Zofja Chrzanowska, usłyszała roi
raow«j onyoh tchórzy i niebaoząo na
świszczące kule, wybiegła na wały
do mę/a, aby go przestrzedz. Chrza
nowski potrafił poskromić i ukarać
należycie zdrajców, a ukazanie się na
marach, w chwili groźnego niebez
pieczeństwa, natchnionej niewiasty
takiem męztwem zapaliło serca wal
czących, że wnet odparli nawałę
wrażą.
Odtąd Chrzanowska dzieliła z os
łem zaparciem się trudy wojenne za
łogi trembowelskiej. Iia, należała na
wet do nocnych wycieczek na obóz
nieprzyjacielski, kiedy to przy nie
pewnem migotaniu gwiazd śmiertel
ne lecą kule, śmiertelne padają oio
sy... A za pasem miała zawsze nóż
ostry, od brzytwy ostrzejszy. Gdy
rozpacz obezwładnia ramiona i dusze
wojaków, wówczas bohaterska nie
wiasta, błyskając ostrzem stali, / wo
łała z płomieniem w oczach, że w ra
zie poddania się wrogom, zamorduje
męża, a potem siebie. I ogień jej
piersi przelewał się w pierś towarzy
szy: nie poddawali się, ohociaż za
mek podoimy już był do kupy gru
zów, a połowa załogi trupem legła...
Aż w końcu i dla skazanych, zda
wałoby się, na zgubę niechybną bły
snęło zbawienie. Po dwutygodnio
wym oblężeniu, dnia 5. października,
król Jan Sobieski nadciągnął na od
siecz oblężonym i — nie zastał już
torków, ani tatarów. Sama wieść o
zbliżaniu się groźnego pogromcy
przejęła ich takim strachem, że um
knęli czemprędzej...
Niebezpieczeństwo minęło. Nie
minęła jednak i nie minie pamięć o
męztwie trembowelskiej załogi — o
bohaterstwie niewiasty. Cześć dla
Chrzanowskiej przekazują z pokole
nia w pokolenie historja. pieśni, ob
razy, dramaty, pomniki. Ale słod
szą, niż pieśń, trwalszą, niż głaz pom
nika. jest miłość, którą żywią dla bo
haterki serca ludzkie. Dyć wiedzą
o niej po dworach — miastach i wios
kach. Tak — i po wioskach. Wszak
jeszcze niedawno, prze i samą Wiel
kanocą, przyjaciel Adam Kowalik z
Jodłowej, bawiąc we Lwowie, opo
wiadał mi z zachwytem o “wielkim
duchu" Chrzanowskiej. Myślę jed
nak, że i inni przeczytają chętnie
kilka słuw o bohuterce z Trembowli.
M. Wysłouchowa.
0 kobietach.
— Kobiety w służbie poczto
wej. Nie od dziś kobiety pełnią
funkcje na pocztach. Zanim jesz
cze słyszano o emancypacji, 1h> jnż
w r. lółS w Branic le (‘onite. waż
nym punkcie węzłowym, w którym
schodziły się poczty francuskie w
miejsca, udzie obecnie krzyżują się
linie: Paryż-Bruksela i Lille-Na
mur, urząd pocztmistrzyni sprawo
wała kobieta. Od r. 1<»2H do 1058
Aleksandra de Kyc stała na czele
wszystkich poczt w Niemczech,
Niderlandach i Lotaryngji. Pełni
ła te trudne funkcje podczas wojny
trzydziestoletniej. W Ameryce
pierwszymi urzędnikami w nowo
założonych po<'/.tacli były kobiety.
Lydja łłill poc/,tnii*trzyni w Sa
lem, zmarła w r. 17łi8. Klżbieta
Horwey V»yla na |>nczutku X \* 11 w,
pocztinistrzynią w Portsmoutłi.
Podczas restauracji wiele koł>ict
służyło na poczcie we Francji i An
glji
— Kobiety w dziennikarstwie.
Na ostatnim kongresie prasy w Pa
ryżu wiele związków prasowych
było reprezentowanych przez ko
biety. Anstrja, Stany Zjednoczo.
ne Afneryki północnej oraz Anglja
powierzyły swe przedstawicielstwo
kobietom. Jedną z delegatek an
gielskich była miss Stuart, człon
kini „fellow” angielskiego „Insti
tut of jonriialists ’..Odgrywała ona
wielką rolę przed laty siedmiu na
kongresie dziennikarskim w Lon
dynie jako przewodniczka autorek.
Przed laty siedmiu na zjeżdzie
prasy w Antwerpji miss Stuart
miała odczyt o publicystkach w
Anglji, podając wiele ciekawych
szczegółów. Zjednoczone Królest
wa liczą nie mniej, jak 1.500 ko
biet. żyjących z pióra. Na tem po
lu, pisując nowele, kroniki, kryty
ki, artykuły o modach, o gospodar
stwie domowem, można zarabiać
do oOO ft. (2.o(J0 doi.) rocznie. W
Anglji dzienniki nie płacą od wier
sza ani od artykułu, ale po 1 f. szt.
za 1000 słów. Tygodniki, płacą po
2 f szt. od kolumny. Współpraco
wniczki widziane są równie chęt
nie, jr.k i współpracownicy, tylko
w dziale politycznym i reporter
skim pożądańsza bywa praca męż
czyzn, a to dlatego, że kobiety w
sprawach politycznych nie zawsze
umieją stać na gruncie l»ezstrou>
nym, zaś jako reporterki nie potra
fią się streszczać i zanadto dbają o
formę. Dlatego też publicystki an
gielskie zajęte su głównie w tygod
nikach oraz miesięcznikach, które
potrzebują opracowania i kun
sztownej formy.
— Złodziej i okradziona. Pysz
n« scena rozebrała się w biurze
policyjnem w Paryżu. Oto właści
cielka Kozalja Oranier wchodząc
rano do sklepu, spostrzega jak jej
najstarszy aubjekt Xawery Pichou
wyjmował z lady całą gotówkę
sklepową. Na widok swojej chle
bodawczym umknął na ulicę, a w
ślad za nim kupcowa wołając: „ła
pajcie złodzieju!” I rzeczywiście
dwóch policjantów przychwytało
go i zaprowadziło do policji. Tu
taj poczuł złodziej narzekać, pła
kać i prosić, aby go wypuszczono,
a on się poprawi. Komisarz jed
nak nie dał się wziaść na tego ro
dzaju zapewnienia, ale złodziej
wpadł na inny pomysł. Oto ni
ztąd ni zowąd rzucił się swojej
chlebodawczy ni na szyję, począł o
kładać twarz jej pocałunknmi i %
płaczem zapewniać, że ją ogromnie
kocha i bez niej żyć nie może, aby
go więę nie gubiła. Kozezulona
tein wyznaniem w tak oryginalnych
warunkach, zaczęła i kupcowa pła
kać i tak oboje pod ręce wyszli z
biura policyjnego, a komisarz, o
którego urzędowaniu już nawet
mowy nie było. pomyślał sobie, ż«
łatwowierna przecież dała się po
rządnie wziuźć na kawał złodziejo
wi
O Imionach. *>■
Inrą przydawane a ołwieoonyoh
narodów o rło wiekowi do natwitka,
nie jest woal* tak rzeozą błabą, aby
jej kilka wierety poświąoió ale było
warto. Jeat ono bowiem najwierni*j
aaym towarzyazem człowieka aft do
grobu, jaat jego monogramem i pie
częcią, wyrazom najoząioiej wyma
wianym przez rodziną, pełaym aro*
ku dla koohanki, głębokiego noznoia
dla cnatai, jeat w wielo raaach oeebą
narodowoioi, pswnyoh nadziei lab
sjmpatyj. Kaftdy naród ma pewo%
hozbą im on nprzywilejowanyoh omy
li narodowych t. j. płynąoyoh a jago
jętjka, dziejów lab uiwięoonego
wiekami obyozajn. Wśród atozapów,
zamieszkujących Europą, Słowianie
mieli bogaty za*ób imion, płynąoyoh
• ioh piąkoej, rodzinnej mowy. To
imiona, tworzone były czątto l wy
razów wyźtzego dachowego zamota
nie, ale oi aanii ołowianie lekkomyśl
nie akarb awój zarzucili, chętni*
zmieniając piękne imiona ojoów na
nazwy oprjezków I awanturników
aagranioanych. Jeazoze w XIV i XV
wieko tak lad, jak keią’ąta I woje
wodowie. mieli w uft/oin nad Wiełą
okcło 400 imion, i których dali eły
ety my Miedwie kilkaaaśoie. Wy
porno* chorobliwą manią oadao
tłemwyzny, ftądzą orrffłn*1we#*ś.

xml | txt