Newspaper Page Text
„ZGOBI* OWHII Z.R.P. WYCHODZI w KAŻDY CZWARTEK Biur* derm. Centr. Z.N.P. ml«4tl eig w domu wtasaym u.o. iftJ 104 W. Dlv|. etoa »t Chicago. I fl. Wtulkl* luty w uprawach admln. Związku o raz koreapondencyr do Za tkąduCmtr. naiety przesyłać pod adr* T. *. HEL1NSKI, KB-104 W. Dirtalon •».. Chicago, Ilia. Pnotaiy banków*, pocztowe 1 ple alądze preeeytet uiMjt pod ailrnwm: M. r AJ1WIKI, 100-104 W. DlTtołon M.. Chicago. Ilia. Koraapondeocra dotycząca Redakcy i .Zgody przaaytać Balety )>od adr. •. BAMZCZEWBKI, MS-104 W. Divtalon et.. Chicago. Ula. Wazelkie za4 Hat* w sprawach adnl Blatrarrjnych „Zgody", ogłuszę* I tt» bf.t drukarakirh należy adresu w et* do sekretarza „Zgody": J. 0ŁBIKSKI. 101 104 W. Dirtsioaat. Chicago. Ula. ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. THE HEEKLY “ZGODH” ArrKARINU KVERY THU RUDAT la the offietal organ ot Iht Poliah National AlUanca. U. ■. V. A. I. BARSZCZEWSKI, Editor, OSoe: 102 • 104 Waat Diriaiaa Street CHICAGO, ILLIIOIS AU bneiDeoa commanlcatłona ahali be addreeeed: The Poliah Weekly .Zgoda**. 108-104 W. Dirliion et.. Chicago, Ilia Ali communlratione to the Poliah Nat'1 Alliance ahall be addreeeed: T. X. HELINSEI, Oen’l Seeretary, 108-104 W. Diyision et.. Chicago, Ilia. Kok 19 Uwagi o wychowaniu. Wszystko, co żyje, potrze buje do życia warunków, po trzebuje sił, potrzebuje tego, co mu te siły daje. Jedną z pierwszych spraw, ^ ^ na które przy wychowaniu należy zwrócić uwagę, jest czystość. Prawie żadna, choćby najuboższa, matka nie zapomina o kąpielach dziecka, w pierwszych przynajmniej tygodniach jego życia; potem jednak niestety!! ta dbałość o czystość dziecka, staje się co raz mniejszą i często można widzieć dzieci umorusane, z zakiśniętemi łezkami, czerwo nym noskiem, pod którym od ciągłej wilgoci tworzą się spierzchnięte ślady, jakby ra ny Jakże to często można spot kać dzieci nieuczesane, z brud nemi uszyma, rękami i noga ' mi czarnemi jak ziemia! „To pewnie sierotka” myśli każdy, patrząc na takie brud ne maleństwo. Tymczasem nieraz taki mały brudas ma matkę i dobrą nawet, tylko, że ta matka nie myśli o tern, jak jej dziecko wygląda. Praw da i to, • że dziecko trudno utrzymać w czystości. Zabru cze się ono, zamorusa i nie sposób je upilnować, ale czyż by choć w części nie można złego usunąć? Można i łatwo. A w jaki sposób? Oto trzeba, żeby matki wię cej zwracały uwagi na swoje dzieci. A tu przeciwnie, ile razy można słyszeć: „A idźże mi z oczu, nie nudź, daj mi chwilę wytchnienia, a to umęczenie z temi dziećmi!” Umęczenie to prawda, ale też jaka zasługa przed Bo giem i przed ludźmi, gdy się dziecko dobrze wychowa! Niechże sobie każda z tych narzekających matek przy pomni, ile to radości doznała wtedy, kiedy to jej mała Zo sia albo Wojtuś pierwszy raz się uśmiechnęły albo powie działy „mama". Jak to każda z tych matek jest dumą, gdy może się po chwalić swojem dzieciątkiem, jak to jej miejsca ustępują i w domu i w kościele, gdy trzyma dziecko na rękach! Jak każdy z uszanowaniem jochyla przed nią głowę, gdy jest dobrą matką! Jako matka, każda nawet najuboższa kobieta jest zrów nana z najwiokszcmi paniami świat», bo tak samo może u kochać swoją dziecinę i tak samo może się dla niej po święcać. Czegożbo matka nie jest w stanie zrobić dla swego dziec ka, gdy ono jest chore? Z jakąż troskliwością czuwa przy jego kołysce, nie dośpi, nie doje, życieby swoje odda ła, aby jemu )>omódz! Czyż ta sama matka, która może poświęcić nieprzespane nocą dla zdrowia twego cizie ciątka, nie potrafi znaleść chwili czasu dla tego, co zdro wiu jest koniecznem i może zaj>obiedz wielu słabościom, t. j. dla utrzymania czystości? Czyste dziecko miłem jest rodzicom, miłem jest każde mu obcemu. A jaki to wstyd każdej matce, gdy ktoś przy padkiem wstąpi do domu i zastanie dzieci brudne i roz czochrane. „A schowajże się — woła wtedy — nie rób mi wstydu — ty brudasie!” A to często nie dziecko ro bi wstyd matce, tylko ona sama sobie. Dobry gospodarz dba o czystość swego bydła i czesze je i myje, a gdyby go się kto zapytał dlaczego to robi, od powiedziałby z uśmiechem: „Jakto dlaczego? dlatego aby bydełko zdrowe było i ładne”. Czyż nieraz nie okazują matki mniej dbałości o swe dzieci, niż pilny gospodarz o swoje bydełko? I dlaczegóż to? Czyż dziec ko ma mniej wartości? O nie! Każdy to wie i czu je, że syn czy córka ma więk szą wartość, niż nie wiem ja kie majątki, ale mimo tego poświęca się dziecku czasem mniej starania niż krówce, bo krówka zaraz marnieje gdy niema wygody i mniejszy da je pożytek, a dziecko nawet nie potrafi się upomnieć o sie bie. Nie poskarży się, bo nie li mie; czasem popłacze,ale się je zakrzyczy i jakoś tam rośnie w swojej biedzie, a matka nie wie nawet, jaką mu krzywdę wyrządza niedbalstwem i nie uwagą. Ileż to zdrowia mar nuje się w tym brudzie, w tem zaniedbaniu; gdy prze ciwnie czystość ciała, tak mi ła oku, przynosi nieporówna ne korzyści dla zdrowia. Czyste dziecko aż pachnie, mówią nieraz ludzie, to praw da, ono pachnie zdrowiem! Starszy człowiek, gdy już rozumie, że czystość potrzeb ną jest jego zdrowiu, z pew nością nie zapomni o sobie; ale cóż ma robić mały dzie ciak, który ani nie umie, ani nie może dać sobie rady?! Któż więc ma dbać o ma leństwo, jeżeli nie matka? Ona to codzień rano obmyć je powinna dokładnie, twarz, szyję, ręee i uszy i przyzwy czaić je do tego, aby sic samo później potrafiło umyć. Matka czuwać powinna nad tem, aby dzieciak, gdy już podrośnie i biega po dworze, nie szedł spać z brudnemi nogami; ona pilnować ma, aby dziecko na uczyło się płukać usta i myć zęby runo i przed spaniem, matka musi mieć staranie o główkę dziecka i jego włosy, A jakiż z tego pożytek? Oto skóra obmywana w zimnej wodzie hartuje się, u sta płukane i myte, nie do puszczą psucia się zębów, a każdy mając zdrowe zęby, łatwiej gryzie i zabezpiecza się od rożnych słabości żołąd ka; czysto utrzymywana główka łatwiej porasta pięk nymi włosami i nie staje się siedliskiem pasożytów, które zamęczają dziecko. Również wielkim jest pożytek z czy stości wtedy, gdy ciało uleg nie skaleczeniu, lub gdy się jakiś wrzód na ciele utworzy. Rana czysto utrzymywana, goi się łatwo i nie pozostawia znaku po sobie, tymczasem rana, brudem napełniona, ją trzy się i rozszerza i nieraz drobny pryszczyk staje się powodem długiej choroby lub śmierci. Trzeba więc konieczne pa miętać o czystości i przyzwy czajać*do niej dzieci ustawicz nie, a w ten sposób za kilka chwil trudu i codziennej pra cy, każda matka mieć będzie dziecko miłe, zdrowo i zabez pieczone od wielu nieszczęść, które z nieczystego utrzyma nia ciała powstają. Aniela Wierzbicka. Protest Wielkopolan. W sobotę, dnia 8 z. m. odbyła się w Poznaniu wspaniała manifestacja Wielkopolan przeciwko rozporządzę' niu ministra Studta, wprowadzające* mu naukę religji w języku niemiec. kim. Conajmniej 2000 osób zebrało się na sali ogrodu zoologicznego. Z posłów przybyli radon dr. Mizerski i J. Głębocki. Obrady zagaił p. Igna oy Andrzejewski, poozem marszał kiem wybrano posła Mizerskiego, wicemarszałkiem posła Głębockiego. W mowie wstępnej mówił marsza łek między innemi o późniejszem rozporządzeniu z dnia 10 sierpnia, pozbawiająoem nauki języka polskie go i nauki religji w języku ojczy stym dziatwę polską w poznańskim zakładzie głuoboniemych. Krew w tyłach krzepnie na takie postępowa nie, polaoy jednak są zahartowani i zgermanizować się nie pozwolą, a sa mopomoc zastąpi dziatwie to, ozego jej nie daje szkoła. Zabrała następnie głos panna Ja nina Omańkowska. Grzmot oklas ków towarzyszył jej, gdy mówiła o miłości dzieci do pacierza polskiego. Gdy raz jeden z księży spotkał w polu chłopca pasącego bydło, zagad nął go: „a umiesz ty pacierz po nie miecku?" — „kajbym nie miał u mieć — odpowiedział chłopiec — kiedy go się w szkole muszę uczyć”. Na żyozenie księdza odmówił ohło pieo pacierz po niemieoku i po pol sku. — “Vater unser" stojąc, z ozap ką na głowie i batem w ręku, a ,,Oj cze nasz" klęcząc z odkrytą głową i bez bata w ręku. Fan minister — mówiła dalej panna O. — niepo miernie się może kiedy zdziwi, gdy podczas rewizji w szkole zastanie dzieci śpiące, skoro nauczyciel wy kładać będzie religję po niemieoku. Oświadczamy z tego miejsca, że mi nister uważa słowa królewskie, jako niewarte złamanego szeląga, boć przeoież znane są przyrzeozenia kró la pruskiego, zapewniającego pola kom religję w języku ojczystym. Ministrowi należy się wieniec lauro wy za to, że tylu polakow obudził z letargu, nie jeden bowiem ojoieo, nie jedna matka dotychczas nie dba li o to, aby dzieci ioh umiały po pol sku, teraz się ockną. Następnie marszałek radca Mł awski odczytał i objaśnił protest przeciwko rozporządzeniu ministra Studta, który przyjęto jednogłośnie. Brzmi on: „Świadomi praw swyoh, obywate le państwa konstytucyjnego, my po Iacv i polki miasta Poznania uroczyś cie tu protestujemy przeciwko najnowszemu rozporzą dzeniu ministra dr. Studta, znoszą cemu w szkołach tntejazyoh naukę religji w języku polskim, a protestu jemy z powodów następujących: 1) Rozporządzenie p. ministra sprzeciwia się prawu Bożemu i przy rodzonemu. Od Boga otrzymaliś my prawo mówienia i modlenia się we własnym od Niego nam danym języku ojozystym. 2) Rozporządzenie pana ministra sprzeciwia się słowom jegomości kró la Fryderyka Wilhelma III, który nas polaków wziąwszy pod opiekę swoją, uroczyście poręczył nam był zupełną swobodę i wolność używa nia języka ojczystego. 3) Rozporządzenie pana ministra krzywdzi nas w dzieoiach naszych, wyzyskuje tychże niemoc wieku dziecięcego oraz przymusowy obo wiązek uczęszczania do szkoły rzą dowej. 4) Rozporządzenie pana ministra odbiera dzieoiom naszym możność 1 religijnego wyohowania, bo nauka zasad religji w nierozumiałym, ob cym języku, nie może dać żadnych religijnych podstaw. 5) Rozporządzenie pana ministra ubliża świętości wiary rzymsko-ka tolickiej, która jest dziełem bnskiem więc do celów polityosnyoh naduży waną być nie powinna. Z tych powodów i z głębi przeko nania, a oałyoh sił pokrzywdzonego obywatela polaka głośny tu podno simy i uroczysty protest”. Następnie p. Józef Kużaj uwia domił wieoowników, że komitet wie cowy poleoił osobnej komisji opra cowanie statutu mająoego się zało żyć stowarzyszenia pod nazwą: „Sa mopomoc rodzicielska w Poznania”. Celem towarzystwa tego jest stwo rzenie organizacji, któraby naukę języka polskiego w swoje wzięła rę ce. Wreszcie przemawiał mecenas Woliński, który przeczytał następu* jąoy adres do arcybiskupa Stablew skiego: Najdostojniejszy księże Arcybi skupie! W srogiein doświadozeniu, jakie nas po 27 latach od czasu walki kul turnej znowu dotyka, tem skorzej u oiekamy się pod płaszcz twojej opie ki, przeświadczeni, iż twoje ojcow skie serce równą JoO i nasze rodzi cielskie uozuoia, boleścią dotkniętem zostało. Przekonani, ii ty, ks. Arcypaste rzu, nie zanieohałeś już przedsię wziąć niczego, oo wchodzi w zakres twej mocy a obowiązków, niezłom. nie ufając w sprawiedliwość Opatrz- j nośoi Bożej, a pełni otnohy, wycze kując kresu tego Bożego dopustu, i niy pragniemy do ostatka spełnić o bowiązek, jaki na nas rodzicielstwo nakłada. My ojcowie zwłaszcsa dzieci, do elementarnych szkół tutejszych u ozęszczającyo^. j*ko tei wszyscy po laoy na wiecu dzisiejszym zgroma dzeni, sądzimy, że narzucenie dzie ciom naszym pacierza i katechizacji w języku obcym jest aaruszeniem najśw. praw od samego Boga nam danych. My matki zwłaszcza, jakoteż i wszystkie polki tutaj zebrane, nie mo żemy godzić się na to, iżby ten pa cierz i ten katechizm, których dzieci nasze aż do 7 roku żyoia nauczałyśmy, w myśli dziatek aaszyob nadal stać się miały jakoby niedostatecznymi, lub zgoła oo gorsza, wprost złemi, skoro szkoła naraz innego pacierza i innego katechizmu nauczać zaczęła. My rodzice takiego pacierza i ta kiej nauki religji świętej w języku obcym — niezrozumiałym woale nie uznajemy. Ponieważ jednak cios ten spada na nas tak/iagle, ift zastał nas zu pełsie nieprzygotowanymi, n my wyłąosnego nnuonania dsieoi aaszyob prawd wiary i obyczajów jeszcześ my się dotąd nie nauczyli — ponie waż dalej to naaozanie nasze nie może być tak gruntownem, ani tak skuteoznem, jak doświadozone nao* czanie św. stanu kapłańskiego, prze to wyrażając do Ciebie najprzewie lebniejszy księże Aroypasterzu i do oałego naszego duchowieństwa — najzupełniejsze zaufanie, pokorną, ale ufną i gorącą do Ciebie zanosi my prośbę, abyś z ramienia władzy Swej Apostolskiej dziatki nasze wziął pod Swoją opiekę i je od zo bojętnienia religijnego a upadku moralnego uchronić zechciał w spo sób, jaki uznasz za najodpowiedniej szy. Ze swej strony uroozyśoie przy rzekamy, iż swego rodzicielskiego o bowiązku zaniedbywać nie będzie my, że dzieci swoje w domu pacie rza i katechizmu nauczać będziemy, iż jednak z głębi sero naszych do zgonną dla Ciebie Najprzew. ks. Aroypasterzu żywić będziemy wdzięczność, jeśli .tej gorącej proś by naszej nie odrzucisz, tylko życz. liwie do niej przychylić aię raczysz”. Ostatni przemawiał poseł Głęboc ki, który imieniem Koła polskiego sejmowego oświadczył, źo ono po czuwa się do obrony społeczeństwa przeciwko zakusom germanizacyj nym. Zapewnił, że posłowie polscy wystąpią w Sejmie przeciwko re ■kryptowi p. Studta, poczem depu taoja udała się z powyższym adre sem do arcybiskupa Stablewskiego. Aroybiskup przyjął delegację, a przeczytawszy adres, zauważył, że trzeba spokojnie, nie sobodząo nig dy z drogi prawa, i roztropnie do kładać starań około zachowania reli. gji, a wreszoie udzielił delegacji, jakoteż wszystkim wiecownikom ar cybiskupiego błogosławieństwa. Za uważono, że przemowa arcybiskupa była dość dyplomatyozna i o zamia rach aroybiskupa, o oo przecież wieoownikom chodziło, przemilczała. Z tego powodu „Orędownik” pisze, że łatwo jest dać radę: pomagajcie sobie sami, ale to nie jest odpowiedź na prośbę wiecowników o opiekę. MAZI KEK POLEK. Wy na wojnę pospieszacie Waleczni młodzieńcu*, My przy pracy wam i w chacie: Będziem splatać wieńce. Będziem prosić Pana Boga, A Ten was ochroni, Poskromicie dumę wroga; Mocą dzielnych broni. Chorągiewek strzeżcie śmiało, Któreśmy wam dały, Okryjcie się bracia chwałą, Choć was hufiec mały. 'Niech tłum pierzcha niewolniczy, Co nie zna swoł>ody, Ach! wain tego każdy życzy, Z rodzinnej zagrody. A gdy z chwałą powrócicie, Znowu w nasze bramy, Wyście za nas nieśli życie, My wam serca dainy. Powita kochanka łzami, Każda polska córka, A z dzielnymi zwycięzcami, Podskoczy mazurka^ Anna księżna Mazowiecka (t 1MT). Na Mazowszu, w powiecie Gar wolińskim, w XVT jeszcze wieku wznosił się wśród gęstych kniei zamek obronny zwany Osieck, w którym książęta Mazowieccy w po rze łowów lubili przebywać, gdyż w okolicznych borach nie brak by ło niedźwiedzi i dzików, a w łowach byli wielce zamiłowani. To też je sionią i zimą na drodze od zamku do boru wiodącej głosy rogów my śliwskich i psów- szczekania rozle gały się ustawicznie, ziemia hu czała od tętentu kopyt, a w cha tach okolicznych wsi dzieci tuliły się strwożone do matek i pytały: — Co to? Lecz w roku 1503 inaczej jakoś jesień rozpoczęła się w Osiecku: lul>o książę Konrad, ówczesny dzie dzic Mazowsza zjechał juk zwykle, z całą rodziną do zamku, jednakże głucho było w jego lasach i Iłorach, a lud okolicznych wsi szeptał, że w zaniku żałoba niedługo się rozgości. Jakoż dnia jednego w istocie z murów zamkowych wyszedł orszak żałobny, dworzanie książęcy na własnych barkach nieśli mary pa na. za niemi w grułiej żałobie szła wdowa dziatwą otoczona i dwóch synów Stanisław i Janusz, dwie córki Zotia i Anna; spłakani wszys cy tulili się do matki. Za nimi dążył wspaniały tłum panów, po tem wóz żałobny, na którym miano złożyć trumnę księcią Konrada, gdy dworzanie się zmęczą; za wo zem ciągnęło rycerstwo w pełnem uzbrojeniu, potem służba niewieś cia i męska, nakoniec włościanie, a za nimi kolasy panów. Ciżba była ludzi różnego wieku i stanu. Cały ten orszak dążył do Rnd wankowa nad Wisłę, którą miał przeprawić się do Warszawy, gdzie książę Konrad pragnął, jeszcze za życia, być pochowanym. W róciwszy z żałobnej uroczysto ści wdowa, której poddani władzę nad księztwem przyznali, osiadła na stałe w Osiecku i wiodła ciche życie oddane sprawom państwa i wychowaniu dzieci, czekając cier pliwie. aż syn najstarszy Janusz dorośnie i wyręczy ją w trudnych obowiązkach księżnej Mazowsza. Lat trzynaście ubiegło w ciszy ni czem nie zakłóconej. Chłopcy uczy li się sztuki rycerstwa i niektórych nauk, od przyjętego w tym celu do domu światłego męża i dzielnego rycerza jednocześnie; dziewczęta matka przyzwyczajała do zatrud nień niewieściech. „Dom i kądziel to wasze* przeznaczenie” — mówiła im nieraz — i kazała często wyrę czać szafarkę w gospodarstwie, szyć koszule dla biednej dziatwy na wsi, prząść len, chorych leczyć. Młodsza z dziewcząt, Anna, żyw szego o wiele usposobienia od sio stry, wysuwała się nieraz cicha czem z niewieścieli komnat, bie gła do braci, siadała koło nich i słuchała jak uczyli się literatury starożytnej, jak czytali Tacyta lub Wirgiliusza. Pojętna i wytrwała nauczyła się wprędee czytać nie tylko po polsku, lecz i po łacinie, a potem wyprosiwszy sobie często jaką księgę, zamykała się w swojej izdebce i starych Rzymian dzieła czytała. Tymczasem Zofja doro słej córy spełniała obowiązki w domu. pomagając matce w jej róż norodnych zajęciach; zjawili się też pretendenci do ręki posażnej, urodziwej i starannie wychowanej księżniczki i wybrała jednego z nich Zofja. Był to wojewoda wę gierski Stefan Batory. Matl>a o poru nie stawiała, ślub się odbył r. 1518 i grono rodzinne uszczuplo nem zostało. Teraz Anna powo łaną została na dorosłą pannę, lecz zaledwie sąsiedzi poznali śliczne dziewczę, bo nrodziwą była wielce, sieroctwo otoczyło ją znowu żałobą i oddzieliło od świata... ('marła nagle matka Anny, a księciem u dzielnym Mazowsza został Janusz, który władzę dzielił ze Stanisła wem. Obaj bracia troskliwą opieką o toczyli siostrę, dobrzy byli bardzo dla niej, lecz mieli jedną wspólną, wielką wadę: byli lekkomyślni; zo stawszy niezależnymi panami Ma zowsza poczęli używać nadto uciech życia Zaledwie żałoba się skoń czyła, zabrzmiały znowu bory O sieekk głosami rogów myśliwskich, a nietylko łowom się oddawali, lecz wyprawiali też ustawicznie uczty wspaniałe, lub na biesiady jeź dzili... Drżały niemal codziennie ściany zamka Osiecka od wiwatów wznoszonych na cześć jego gościn* nych i hojnych dziedziców; pełny4 mi dłońmi czerpali synowie złoto ze skarbca ojcowskiego, a gdy wy* próżnia** się począł, wówczas chcie li sprzedać łx>ry, Ihj odmówić sobie niczego nie potrafili; lecz Anna, dowiedziawszy się o tem, przynio sła im własną szkatułę pełną klej notów i rzekła: — Milszy mi szum starych na* szych sosen, niż blask tych kamy ków; nie zubożeje dziedzictwo me go ojca, gdy oddam własne brylan ty w ręce ol>ee, ale skarżyć się bę dzie, gdy je ogołocicie z borów, które chronią tę ziemię od wich rów i burz. Bracia przyjęli z wdzięcznością dar siostry i dalej wesołe wiedli życie; patrzała na to ze smutkiem Anna, ale nie śmiała nigdy czynió wymówek... byli tak dobrzy dla niej, pocieszała się nadzieją, iż spoważnieją powoli. Do uczt ha łaśliwych, jakie odbywały się ()siecku, nie należała nigdy, samot ne i ciche wiodąc życie, w* dziełach mędrców czerpała otuchę, lub w czynach miłosierdzia. Odwiedzała chorych włościan, wspierała nędzą dotkniętych, lub modliła się, a gdy goście się rozjechali, szła z twarzą wesołą do braci. Czasami Janusza i Stanisława całe mieshące nie było na Mazow szu, bawili u króla w Krakowie, lub na Rusi, na Węgrzech, gdyż wszędzie przyjaciół mieli, a wów czas młodziuehna księżniczka za stępowała nieoliecnych i władzę dzierżyła; dzielne było to dziew czę... Rok 1524 przyniósł Annie nowy bolesny cios. Pewnego wieczora Janusz powrócił chmurny z weso łej wyprawy i oznajmił siostrze, że Stanisław zasłabł nagle przy uczcie na jakiej byli, że go przywiózł cho rego do domu. Anna pośpieszyła natychmiast z pomocą do brata, lecz Stanisław już nie żył... Różnie szeptano na Mazowszu o tej nagłej śmierci młodego księcia: mówiono, że podczas uczty ktoś truciznę wiat mu do kielicha, trucizną jednakże pewno były uczty i biesiady bezu stanne, jakim się oddawał; pił co dzień nad miarę tę truciznę i zabiła go w końcu... W dwa lata po śmier ci Stanisława umarł również nagle Janusz. I znowu cisza zaległa zamek O siecki; w grubej żałobie, w smutku głęliokim za ojcem, matką, siostrą i ł>raćmi pędziła Anna samotni ży cie, niepewna jaki los czeka ją da. lej. Mazowsze jeszcze za Mieczysła wa I wchodziło w skład państwa, któremu Bolesław Chrobry tytuł Królestwa Polsku*go nadał roku 1L39. Bolesław Krzywousty, dzie ląc to państwo miedzy synów,nadał Mazowsze Bolesławowi Kędzierza* weinu. Odtąd oddzielne stanowiło księstwo. Dostał je w spadku Konrad brat Leszka Białego i po tomkowie jego dzierżyli ty ziemię kolejno aż do tej pory; teraz brakło następcy, wiedziała Anna, iż panu jący w Krakowie król Zygmunt ma prawo npomnąc się o ziemię, i myśl ta żalem ją przejmowała, bo ona kochała serdecznie tę ziemię 1 rzą dzić nią umiała... Modlitwa i dobra uczynki skracały sierocie dni peł ne niepewności; czekała Anna co postanowią panowie M azowsza, nie wątpiła, iż sejm zwołają i sprawę ty sami rozstrzygną. (Dokończenie nastąpi.) 0 kobietach. Kobieta honorowym dokto rem. I>nis 13 września obchodziła zazna literatka niemieoka Mzrja Ksaer Ksohenbsoh 7(>tą roosaioą u rodzin. Wydział filozoficzny wio* dońskiego uniwersytetu postanowił wrąosyó jaj w dniu tym dyplom hm