Newspaper Page Text
„ZUORr OfilMIIZ.tl.P. WYChODJI w KAZLY CZWARTEK ' Iil»;r>> 2 *Y C-.tr Z.N.P. m!r4cl *4au*Uii)«2.i' ltw-io: w u vi tioi. h. chicaau iii. W»»*l«t>« » • -'twtrfc m'sitni. Zwlą/si rru k>u>|»«i|fn ;• ilo /.• rcĄ tuCtrutr t: a te ty ; rmiUC |0<: aura T. M HEL1NSKI, ins. im w. Dlvtaioa at.. Chirac*, lila. 1'iMkuT banków*. porztowe i pic t neaytnd oalctjr pod uliNt« : M. MAJEWSKI, 10J IM DiaUloo et.. Chlrą^n, Ula. Koree, ooden edotyr/.ąr* Redakcyl „Zgody prtMyni1 Balety pod adr. * S. BARSZCZE WSP I, ire-104 W. Dtrtaloo et . Chicago. Ula. W.zrtkie zaA li.ty w prawa, h a>lirl nl.traryjnyrlt ..Zpely". opliann I lo b'.t crukat.ku-h nalety adroao«ad do aakiutarza „Igodi": J. OLBINSKI. 102 101 W lht l.tuo et. Chlcaco. Ula ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. NO. 41. (No- 5 Wydania dla niewiast). Chicago, 111., Czwartek dnia 11-go Października 1900 roku, THE WEEKLY “ZBODB” APPEAKING EVERY TUU RADAY la tha offlcłal oman ot tha Pohah National Allianca. U. S. N. A. S. BARSZCZEWSKI, E di tor, 0£et: 102-104 Weat Diritim 6troot CHICAOO, ILLINOIS Ali bu»in*«« commuiilCAtlou ibAll be Mddre^MMl: The Polub Weekly ..Zgoda**. IU2 1(U W DirWiou et.. Chicaflo, Ilia Ali roinimnlratlon* to tha Poliab Nat'l A lllante .hall bo addreaood : T. M. HELIHSKI, Gon'1 8erratary, KU-lOd W. Dirlcion at., Chlcaco, Ilia. Rok 19 TOWARZYSTWA NIEWIEŚCIE. Nowa konstytucja naszego Związku daje możność zakła dania w łonie naszej organi zacji towarzystw niewieścich na prawach takich, jakie po siadają towarzystwa męzkie. Już dwa kółka niewiast sko rzystały z tego i utworzyły towarzystwa, jako grupy Z. N. P., a mianowicie w Chica go: tow. Korony Polskiej, gru pa 519 i w Pittsburgu tow. Ognisko Domowe, grupa 52G. Skutki takiego zakładania grup niewieścieli odbiją się na przyszłości Związku, o ile o becnie sądzić można, korzyst nie. Wogóle, przyjmując także niewiasty do szeregów swych na prawTach członków, Związek zyskuje na siłach młodych i mogących dłużej opłacać podatki niż m żczyź ni, albowiem statystyka wy kazuje, że w Stanach Zjedno czonych życio kobiet, jako g mniej narażonych przez ro I* dzaj swego zajęcia ua szybką utratę zdrowia i na niebezpie czeństwa, trwa dłużej od życia mężczyzn. Specjalnie zań two. rz**nie oddzielnych towarzystw niewieścich, jako grup związ kowych, wywrzeć musi swój skutek na przebieg przyszłych sejmów Związkowych a może i doprowadzi do tego, żc w przyszłości do zarządu Związ ku wejdą także niewiasty. Ale o tero pomówimy wte dy. gdy towarzystwa niewieś cie wr Związku będą liczniej sze, dzisiaj zaś zwrócimy u wagę na ecie i obowiązki tych towarzystw w nasiej organi zacji. Przedewszystkiem zachodzi pytanie, czy towarzystwa niewieście w Związku zakła dane będą tylko na to, by być w niezależności od towarzystw męzkicli, mieć satysfakcję wybierania własnych zarzą dów i własnych delegatek — jeducin słowem dła zadość uczynienia próżności osobistej, czy też w zamiarach dalej się gających. W pierwszym wypadku roz prawianie o celach i obowiąz kach tych towarzystw' byłoby rzeczą bezużyteczną, sądzimy atoli, ż« tak źle nie jest i w przyszłości nie będzie. Ow szem, przypuszczamy, że nie wiasty polskie mają w zakła daniu towarzystw swoich własnych zamiary dalszo, po wodują sic uczuciami szlacln t niojszomi, wyżej sięgającerni, niż samolubstwo i chęć błysz czenia—i dlatego nie rzucamy pióra. Ozem jednak mają odróżnić się towarzystwa niewieście od męzkich? Boć i w jednych i w drugich opłacanie podat ków, wsparcie w nieszczęściu, urządzanie obchodów patrio tycznych, staranie się o oświa tę, popieranie spraw narodo wych—stanowią cele wspólne, dla których dopięcia ząkłada nie oddzielnych towarzystw niewieścich nie miałoby zna czenia. Naszom zdaniem jednak jest cel wielki i święty, którego wypełnieniem towarzystwa męzkie zająć się nie mogą a który mógłby snadnie stano wić podstawę bytu wszystkich towarzystw niewieścich a jest nim wychowanie dzieci na po laków, na przyszłych związ kowców. Niechaj towarzystwa nie wieście ten cel postawią na pierwszem miejscu ustaw swoich, niechaj do wypełnie nia go zobowiążą się solidarnie a spełnią zadanie swoje. W Związku skrystalizowała się na ziemi amerykańskiej idea polskości, podtrzymanie więc i rozwój tej idei zależny mi są od podtrzymania i roz woju organizacji naszej. By zaś tego dokonać, musimy szeregi nasze zapełniać wciąż siłami młodemi i zdrowemi. A któż te siły stanowi, jeżeli nie młodsze pokolenie nasze, jeżeli nie nasi synowie i nasze córki? Niechaj wiec towarzystwa niewieście o tem na posiedze niach swych radzą, niechaj o mawiają środki, do tego celu prowadzące, niechaj obowiążą swe członkinie do oddawania dzieci swych do szkół pol skich, do używania w stosun kach rodzinnych tylko języka polskiego, niechaj zaznajamia ją dzieci ze wszystkiem, co polskie, niechaj wspólnemi si łami stara ją się o podniesienie tak nizko obecnie stojących szkół parafialnych, niechaj wynajdują środki, by dzieci ich mogły kształcić się w wyż szych zakładach naukowych i wreszcie, gdy te dzieci do lat dojdą, niechaj będzie ich obowiązkiem — powiększenie szeregów związkowych. Oto — naszem zdaniem — najgłówniejszy cel i obowią zek towarzystw niewieścich, którego towarzystwa męzkie, z powodu ciężkiej pracy za wodowej swych członków, wykonać nie są w stanie. Bez haseł wielkich, bez fra zesów błyszczących, towa rzystwa niewieście, zająwszy się sprawą wychowania przy szłych związkowców, oddadzą naszemu Związkowi a zatem i Polsce usługi nieobliezone. Już w poprzednich nume rach pokwitowaliśmy sumę $31.40, zebraną na odbudowa nie wieży kościoła Jasnogór skiego. Obecnie mamy do za notowania w tej sprawie list następujący z South Bend, Ind.: „Wysyłam $5.oo, jako składkową ofiarę na odbudo wanie wieży Jasnogórskiego kościoła, popieram tę wysoce godną uznania sprawę z całego serca i myślę, żc nasze polki zajmą się tem szczerze, bo wiem, że każda z nas kocha Królowę naszej ukochanej Pol ski. Do dzieia kochane sios try a Bóg wam dopomoże w tem życiu. Klementynu Bo risowicz”. Przy tej sposobności zazna czamy, że w liście ogłoszonym w No. 39, zamiast: J. Rynkel $5.00, A. Kaszewicz $2.oo — winno być: J. Rynkal $5.oo, A. Czaszewicz $2.oo. DZIAIHŚ. Kibitki stnją prz<*d dworom, We dworze światła goreją; Tam stury dziaduś wieczorom Dziatwie i wnukom koleją 0 bojach za Polskę prawi, 1 przyszłość ich błogosławi. „Służcie ojczyźnie!” — tak woła — „Zgubion. kto Polsce nie służy. Ani przy śmierci anioła. Ni ciszy serca śród burzy Nie będzie dusza mieć taka, Hańbiąca imię polaka. „Upadlim, nie powstaniem! Nikczemni tylko znikają. Pan bliski ze zmiłowaniem, Gdy serca w dzielność wzrastają— Służcież ojczyźnie wytrwale” — Wtem we drzwiach stnją moskale. Przelękła wnucząt gromada Do dziadka ciśnie się drżąca; •lak kłosie do nóg mu pada, W oczy się patrzy milcząca; •Jęknąć słóweczko się l>oi. Moskale stoją — on stoi. „Miateżny!” — sprawnik w tein rzecze — „Na ciebie Sybir jest w prawie. Tyś krzyż postawił człowiecze Za postrzelanych w Warszawie — Ty kochasz plemię to wraże;... Car w Sybir odwieść cię każe. I skinął, by mu okuli Łańcuchem ręce i nogi. Do dziadka dziatwa się tuli, Mimo żohlaków batogi: „O dziadku!” — woła z** łzami, „O! broń sie! pozostań z nami!” „Bóg z wami!” dziaduś odpowie — „Ojczyźnie służcie wytrwale! Ja na Sybiraku* pustkowie Gdzieś kości moje powalę, Lecz duch mój będzie nad wami W niebiosach między gwiazdami”. MIECZYSŁAW KoMANOW8KI. Anna Księżna Mazowiecka (t 1M7). (Dokończenie.) Ludno było na jesieni r. 1520 w Warszawie, wszystkie dworki w u licy, wiodącej od zamku do kościo. ła św. Krzyża pełne były przejezd nych gości, pełen ich był też klasz tor OO. liernardynów. Katedra św. .Jana od dni kilku ubraną była kirem, a w pośrodku kościoła na wyniosłym katafalku spoczywał młody książę Mazowsza Janusz, o statni dziedzic tej ziemi, u stóp katafalku klęczała Anna w grubej żałobie, w modlitwie zatopiona,- w salach zamkowych gwarno tymcza sem ; już panowie zbierać się po częli na sejm, Piotr z Kopytowa, przedstawiciel Warszawy, Jan O łjorski Zakroczymskiej ziemi, Lu becki Wyszogrodzkiej, Golański z ('ierhanowa zasiedli krzesła,z nimi inni wyżsi urzędnicy, niżsi lawy zajęli. Marszałek zabrał głos. o świadezył obecnym, iż zebrali się poło, aby postanowić kogo Mazow sze panem uzna, bq śmierć wy darła mn prawego dziedzica, ale nie skończył jeszcze mówić, gdy wszyscy wołać poczęli: - Mamj^prawą dziedziczkę, An nę córę Konn»ia, siostrę zmarłego księcia. 4 . * — Tak, księżniczka Anna powin na być naszą Panią — przemówił Piotr z Kopytowa — któż bowiem w isttcie czuwał nad nami od cza su śmierci księżnej matki, jeśli nie księżniczka Anna. Imiennie dzier żył władzę •Janusz, lecz czynnie ona. Byłać zawsze naszem zwier ciadłem sprawiedliwości, naszą po cieszycielką we wszelkich ucis kach, wspomożycielku słabych, pa nią łaskawą, hojną, wierną nmn zawsze, gwiazdą naszą zaranną, rudą, tarczą, królową naszą. — Nie chcemy innej władzy! — wołać znowu poczęli wszyscy ra zem. Ani jeden głos oporu nie stawił, Anna jednomyślnie wybraną zo stała księżną Mazowsza i sejm za kończył radę. Kazano Oborskie mu wziąć dwóch towarzyszy, iść do kościoła i obwieścić księżnie wolę poddanych. Przybywszy na zamek Anna. po dziękowała panom za zaufanie w niej jiołożone. — Tuszę, że niezawiodę nigdy moich podduuych — rzekła głosem wzruszonym. 1 zaprosiła starszych na ucztę, innych poleciła opiece OO. Zakon ników z klasztoru bernardyńskiej. N\ łaśnie zasiedli panowie do stołu z księżną, gdy na dziedzińcu zam kowym rozległ się hałas, a w chwi lę potem służlm dała znać, iż od - króla Zygmunta Starego, panują cego w- owym czasie nad rzeczą po spolitą Polską przybyło poselstwo i żąda widzieć się z księżniczką. Anna wysłała natychmiast naprze ciw dostojnych gości Oborskiego, ten wprowadził ich tło sali przyjęć, gdzie Anna też podążyła. Dwóch posłów przybyło: biskup kamie niecki Wawrzyniec i kasztelan Ru socki... Ciemne ich szaty wskazy wały, iż szanują żałobę księżnicz ki: weszli poważni i smutni skło nili się glęlłoko przed Anną. — Król jegomość, który chowa nieograniczoną laskę ku oświeco nej księżniczce i zmarłym jej przod kom, ubolewa nad zbyt wczesnym zgonem księciu Janusza i nad sie rocą dolą jego siostry—odezwał się Kusocki — chce pocieszyć ją, jak własną córkę, zaprasza przeto, aby raczyła przybyć do Krakown zaraz po pogrzebie; tuszy bowiem, iż zjazd panów Mazowsza do War szawy nie inny miał cel, jak po grzeb księcia Janusza... Król Je gomość życzy sobie, aby |K»grzeb księcia dziś lub jutro najdalej od był się i żeby jx> tej żałobnej uro czystości księżniczka Anna natych miast w drogę ku rzeczypospolitej się wybrała. W milczeniu wysłuchała księż niczka te^o zlecenia królewskiego, a gdy poseł skończył mówić, od parła spokojnie: — Zbyt smutne jest serce moje, abym mogła teraz do gwarnej sto. licy; nie dozwolę też chować tak rychło ukochanego brata, bo chcę jeszcze cieszyć jego widokiem zbo lałą duszę moją; nie opuszczę Ma zowsza, bo oto dzisiaj panowie tu tejsi powierzyli mi władzę nad tą ziemią, a władza kładzie na nasze barki ciężkie ołrowiązki; wie o tein miłościwy król Zygmunt, i liczę, że gniewać się nie będzie, gdy wezwa nia jego nie posłucham. Posłowie królewscy skłonili się księżnej w milczeniu i opuścili sa lę, prosiła ich Anna na ucztę, lecz przyjąć zaproszenia nie chcieli. Tydzień cały 9tały zwłoki Janusza wystawione w katedrze, nareszcie odbył się wspaniały pogrzeb, po czerń obwołano głośno po mieście, iż panią Mazowsza jest Anna, a lud wieść tę witał okrzykiem radości. Odebrawszy przysięgę wierności od miejscowych, Anna opuściła War szawę; rok żałoby chciała w (). siocku spędzić, w ciszy i samotnoś ci. panowie mieli polecone stawiać się do Osiecka ze sprawami wyma gnjąccmi jej wyroku. Minęło kilka miesięcy od pogrzebu Janu sza. Anna wiodła dawne czynne życie, usłudze poddanych oddane i dobru swej ziemi; zjawiło si<- kilka książąt, starających się o jej rękę, lecz odmówiła wszystkim. — Dwóch poważnych obowiąz ków me jest nikt w stanie spełniać uczciwie — rzekła raz, gdy ją py tano. czemu od żadnego pierścienia nie przyjęła.—Dzierżę władzę ksią ż c.t, władzy matki i pani dzierżyć me mogę, 1k> krzywdziłabym pań stwo, lub dom. .Anna była prawdziwą matką swoich poddunych, panią swego księztwa, bliższej rodziny tworzyć nie chciuła. Pewnego wieczoru marszałek zamku Osiecka oznajmił księżnie, iż niejaki Tomasz Subocki, który mieni się być urzędnikiem króla Zygmunta Starego, domaga się wi. dzenia z nią. Anna kazała go wpro wadzić na pokoje i sama wyszła na przeciw. W istocie do Osiecka przybył poseł od króla Zygmunta z kilku urzędnikami; zapytany przez Annę, czego sobie życzy, To masz Sobocki rzekł hardo: — Spełniani powinność moją,peł nomocnikiem królewskim jestem, mani przypomnąć wam księżno, iż Mazowsze dla braku nięzkiego po tomka w rodzie Piastów nad ni**m panujących, przyłączoneni do Ko rony zostało... Łaskawy zawsze na was król Zygmunt, p in inój miłoś ciwy, pozwala wam dalej mieszkać w tym zaniku, dojióki za mąż nie wyjdziecie, czeka was też w skarbcu królewskim i*»sag wam się należą cy, wynoszący 10.000 dukatów, któ rą to sumę siostra wasza Zolia też odebrała, lecz żąda miłościwy król, ; »yście księżno nie mieszali się do spraw tego państwa, bo to nie wa sza rzecz, a od mieszkańców Ma zowszu żąda, aby złożyli mu przy sięgę wierności. łagodne zwykle oblicze księżnej zasępiło się. — Czy moja, czy nie ino ja rzecz mieszać się do spraw tej ziemi, o tern wyrzec mogą tylko moi pod. dani — odparła — ich wola osadzi 1 ła mnie na tronie, ich wola ł»erło w dłoń mi włożyła i dzierżyć będę to l>erło. póki nie powiedzą mi pod : dani: „Oddaj je”... Snąć ufali, że im dobrze będzie pod mojemi skrzydłami, kiedy mnie matką o brali; pragnę szczęścia moich pod danych, dla ich dobra własnego się wyrzekłam; nie odstąpię ich przeto, póki tego nie zażądają sami. To rzekłszy podniosła się ma ! jestatyczuie i opuściła salę. Gniew błysnął w oczach Sobockiego. „Za | żądają p«>ddani byś złożyła ls-rlo, bądź pewną tego” — rzucił za od ; chodzącą, „co mi król kazał, to i spełnię święcie”. To rzekłszy, skinął j na otaczających go urzędników. — Pójdziemy na wieś dodał — ! ja u wójta się zatrzymam, tam spro wadzicie gromadę. Urzędnicy speł nili otrzymany rozkaz i szli od chaty do chaty, zabierali z każdej mężczyzn i przyprowadzali ich So bockiemu. — Przybyłem tutaj, by oznajmić wam wolę króla Zygmunta Starego — rzekł Sobocki. — Mazowsze zo stało wcielone do Korony, od dziś stajecie się poddanymi króla, który zwalnia was z przysięgi uczynionej księżniczce Annie. Na twarzacłi kmieci odmalowała się troska, pochylili się do nóg u rzędnikn. — Jasny panie, prośbie waszego króla, aby nas z pod opieki księż nej miłościwej nie odbierał — rzekł jeden — toć ona matką naszą, orę downiczką naszą, płakać bez niej będziemy. Sołiocki zmarszczył czoło. — Nieposłuszeństwem ściągnie cie karę na siebie — rzekł surowo. — Wolimy karę ponieść, niż od płacić się niewdzięcznością tej, która najtkliwszą miłością otaczała nas od lat tylu — odparli kmiecie. Sobocki ruszył ramionami nie cierpliwie. — Powtórzę wasze słowa królowi — rzekł i pójdę dplej spełniać jego zlecenie. 1 przejeżdżał od wsi do wsi, od miastn do miasta, lecz wszędzie odpowiedź otrzymywał, całe Mazowsze wiernem chciało Annie pozostać. \N jednem miejscu wzbu rzenie umysłów doszło do tego stopnia, że lud uzbroiwszy się chciał przemocą wygnać nieproszonego gościa; wszyscy o sejm wołali, więc Anna pospieszyła do Warszawy, by radę zwołać. Już listy zapraszające były napisane, brakło tylko paru, gdy oznajmiono księżnej, że ku miastu ciągną hufce królewskie. Pióro wypadło z rąk Anny, bladość śmiertelna okryła jej lica; chwilę sunlziała nieruchoma, milcząca, na reszcie wstała i, zwróciwszy się do jednego z dworzan, rzekła: — Każcie straży roztworzyć bra my miasta, składam władzę. — Lękasz się walki księżno? — zapytali ją panowie — toć nie wy I*a ni nadstawicie piersi, tylko pod dani wasi. — Lękam się krwi bratniej brać na sumienie moje — odparła Anna — toć my i oni z jednego pnia wy rośliśmy. Lzy wielkie potoczyły się po jej licach. — Tak być musi, tak być powin no — dodała ciszej — każcie straży otworzyć bramy miasta. I cofnęła się do swych komnat niewieścich. Król Zygmunt wkroczył z rycer stwem do Warszawy i ogłosił, że Mazowsze powraca do Korony. Annie dał zamek liwski z miastem i wsiami do niego przynależnymi, miasto Lasowicze i Garwolin, za mek Osieck i Dęby, zapowiedziaw szy jednakże, iż w razie jej znmąż I>ójścia. ziemie te powrócą do Ko rony. W łaśnie oświadczył się o księżniczkę Stanisław Odrowąż, wojewoda ruski, Anna przyjęła go i poślubiwszy przeniosła się do zie mi Przemyskiej, gdzie mąż jej miał dziedzictwa; tam wiodła życie ciche, oddane obowiązkom obywatelki, żony i matki. Długo żyła ona w pamięci mieszkańców Mazowsza, 1)0 chociaż łagodne były rządy Zygmunta, lecz Annę znali podda ni od kolebki. Zdobyła sobie ona również serca na ziemi Przemyskiej i kochaną była, a gdy umarła roku 1<>17. śmierć jej żal powszechny o budziła. O kobietach. — Międzynarodowy kongres kobiecy w Paryżu. Sprawy, o mawiane na tym kongresie między narodowym, tyczyły się przeważnie stosunków francuskich. Obowiązki przewodniczącej pełniły kolejno, pa nie: Pognon i Małgorzata Durand, oraz panna Bounevial. W mowie powitalnej pani Marya Pognon, wy łuszozała, że kobieta, praoująo dla dobra ogóła, może być jednocześnie dobrą matką, żoną i gospodynią do mu i że zbyteoznem mówić o obo wiązkach kobiety, albowiem znane są od wieków. Panna iiounevial przedstawiła w swojem sprawozda niu bogaty materjał oo do położenia robotnic. Pani Itenaud dawna ro botnica, a dziś nauczycielka, doma ga się energicznie poprawienia losu kobiet, praoującyob w fabrykach; chciałaby uzyskać te reformy środ kami przymusowymi, gdyż „kapita liści nie fioozynią żadnych ustępstw dobrowolnie". Przewodnicząca pro testuje przeciwko środkom gwałtow nym, co znowu budzi protest wśród robotnic, delegatek z l.yoou. Dają one wyraz swoim przekonaniom, od rzucając wsparcie, przeznaczone dla wyrobnic w budżecie mmisterjum wyzna.i, gdyż „nie chcą niozawdzię. czać religji”. Pewna szwaczka z l.yonu domagała się skasowania pry. watnych biur pośredniotwa pracy i założenia natomiast rządowych, pod kierunkiem kobiet, inna robotnica żądała zapewnienia renty pańetwo wej każdej kobiecie, która praoowa. ła przez lat trzydzieści. Pani Re naud wystąpiła znowu z tak gwał* towną obroną sprawy robotnic, że jedna z uczestniczek słusznie zwró ciła uwagą, że to jest kongres kobie cy międzynarodowy, nie zaś socjal no franouzki. W sprawie służąoycla stawiano dziwne wnioski, a miano, wicie, by zamiast służących stałych używać posługaczek przychodnich, któreby miały dzień wolny oo ty* dzień. Pani Pilliet wyraża nadzieją, iż nadejdą czasy, w których państwa u znają swój dług wobec kobiet i wza mian za to, iż są one rodzioielkami ludzkości, zapewnią im w przytuł kach bezpłatną opieką i pomoc pod czas połogów. Pani Avrel de Saint Croix mówiła o wykroozeniach przeciw obyczajom; cofając •eią aż do Solona, wykazywała upośledzę, nie kobiet, które ponosić muszą cały ciążar winy za przestąpstwa, do któ rych mężczyźni popychają je bez karnie. Charaktorystyoznem było zajśoie na bankiecie pożegnalnym kongresistek. Jedna z nich pani Vincent, wnosząc toast na cześć rady municypalnej Paryża, wyraziła żal, że nikt z jej łona nie biurze udziału w bankiecie. Fen żal wywołał takie oburzenie, ta. kie wrzaski, że pani Vrincent musiała uciec z sali, w obawie by jej nie po turbowano za jej sympatje. l*rawa małżonki. Pięćdziesię cioletni prokurzysta w Paryżu, naz wiskiem Luigi Carbooaoo, żyje już od pięciu lat w separacji ze swoją żoną, której brak, zwłaszcza w pro. wadzeniu gospodarstwa domowego, zastępuje mu -4-letnia bardzo pięk na Marja Durand. Niedawno temu, gdy poczciwy Carbonaoo wyszedł za swoimi interesami, poszła równo cześnie nadobna Marja do miasta dla zakupna wiktuałów i sobowała klucz od mieszkania w skrytce obok schodów. Wracając do domu zau ważyła wóz meblowy stojący przed bramą, na który posługacze w po* śpiesznem tempie ładowali meble, wynosząc je z pomieszkania, które zajmowała razem z ukochanym Car* bonaciem. Zdumiona weszła do wnętrza i natrafiła tutaj na korpu lentną damę, która dyrygowała po sługaczami i na odnośne zapytanie zaniepokojonej Marji odparła sucho, że jest prąwowitą małżonką Carbo naoa, a ponieważ własność męża jest zarazem własłością żony, przeto ona wykonywa tylko swoje prawa i radzi Marji, aby zechciała się jak najprędzej z pomieszkania oddalić, gdyż jest tu zupełnie zbyteczną. Miłująca Carbonaoa, Marja była jed nakowoż innego zapatrywania, a dy skusja, jaka się z tego powodu mię dzy obiema niewiastami roszczące mi sobie prawo do Carbonaca, wy wiązała, była tak gwałtowna, że spo wodowała przybycie polioji. Komi sarz jednakowoż z trudem tylko zdo łał wyperswadować prawowitej mał ionoe, że im prędzej postawi meble Carbonaoa oa dawoem miejsou, tern lepiej dla niej, bo inaozej znaleźć się może przed sądem za naruszenie spokoju domowego. Adoptowane przez Indjan. Dwie córki głośnego poety amery kańskiego Longfellow'a panna Ali cja Longfellow i pani Thorp z Cam bridge w Massaohusetts, zostały a doptowane przez indjan ze szczepu Ojibway, których sławę głosił Ix>ng. fellow w swoim poemacie epickim „Song of Hiawatba” (1855), O rygi. nalnemu temu aktowi towarzyszyły wielkie uroczystości: Indjanie urzą dzili widowisko z udramatysowans go poematu powyższego, a panna Longfellow wygłosiła przemowę w języku Ojibwayów i wręczyła indjrf nom portret twego ojca. Adoptacja człowieka białego uważana jesl przez Ojibwayów za najwyższy za. szczyt, jaki mogą komukolwiek wy świadczyć.