Newspaper Page Text
THE WEEKLY *<7PJinn»» • At TSARINU KYKRY TULRfcUAY i* Ul* uAdai or^ma of the Polisb Bational Allianaa. U S. B. A ■ BARSZCZE WABI E di tor. OBea 102-104 Wat Dirltloa 3tr» CHICAGO. ILLINOIS Ali tiaainw bo xl.lro..»j »< uini ii.lraOoo* .Beli Tko Polub Wcoklj ..Zgoda”. I<« *•»! W Diri.i >o ol. Chicago, tiu Alt fo-nmiialmioa* to tho PoUofe N»l'l Aliiam • .ta.il bo artdr.roed: T. ■ HEL1BSK . Gon i Soeretary. 1« 104 W. Dirt*ioi »L. Chicago. Ilia Kok 19. ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. NO. 42. (No. 6 Wydania dla niewiast). Chicago, 111., Czwartek dnia 18-go Października 1900 roku. „ZGODB" 0HGHNZ.H.P. WYCHODZI w KAŻDY CZWARTEK Biuro 7.atz Contr Z N.P miHk< i >(t • domu atwnjm t> u. ItC KM W Dm alou -t Chicago. Ml. W./.-lkio lt*ty w ,pn»ai h wlnit Kwiatku ..i■> k.■>«i.. ,. /.* trąduCrati naloty pr*r»yUt'pod a<1ia **’U T M. HELINSKI. KK-IM W. Dnrl.łon et.. Chicago. III. Pnwkaty banków*, pocttow* i pi» al%dza prarwytad nalot.r |hmI uIiwb : U MAJEWSKI. I0!ł OH W. UtTl.lou IL. Chicago. III.. Kor*«nond*ncv«dotrrr.ące Kmlakcyt .Zgody' prx«*ytad naloty (oxi adr. S BARSZCZEWSKI. 10S-HM W. DirUton rt.. Chicago. III* Worlkir /»* Ii«»t w .prawach aiłtnł nl*tr.cyjnycli „Zj.>cHty •'eluwn i 10 b‘it urnk.r.kich nalcty adrcsoua. do •akrctaria „Zgody": J. OLBIBSKI. 10S 101 W lHvi»lon*t. Chicago. III* STOWARZYSZENIA MIĘDZYNARODOWE. Jużeśmy kilkakrotnie poru szali sprawę stowarzyszeń mię dzynarodowych, wykazując ich szkodliwość dla interesów polskości w Stanach Zjedno czonych. Nie można powiedzieć, by te wystąpienia przebrzmiały bez skutku, odezwały się bo wiem liczne głosy, popierają ce nasze zapatrywania. Nawet z ambon w niektórych na szych kościołach rzucone zo stały śmiałe słowa, by polki i polacy nie popierali stowa rzyszeń międzynarodowych nawet katolickich a garnęli się do swoich, skutkiem cze go ucichły na pewien czas wiadomości o zakładaniu no wych towarzystw, pracują cych na korzyść niemców i irlandczyków\ Z chwilą ato li, gdy o tej sprawie prasa polska zamilkła — agitacja o wych stowarzyszeń międzyna rodowych rozpoczęła się na nowo, to też — pomimo że wręcz przeciwne stanowisko zajmujemy w wielu sprawach narodowych polskich wzglę dem stanowiska „Narodu Pol skiego”, — musimy jednak przyznać, że dobrze uczynił, wznawiając zapomnianą spra wę. W No. 40 tego pisma znaj dujemy następującą uwagę: „Mamy Zjednoczenie, Zwią zek, Unję i inno polskie sto warzyszenia, które z obowiąz ku popiera/5 powinniśmy, a jednak tego nie czynimy. Czyż możebnem, aby nasze polskie organizacje mogły się pod nieść, jeżeli nasi właśni człon kowie zamiast nakłaniać braci do powiększania własnych szeregów, tworzą nowe od działy foresterów? „Czyż przez to, że nawołu jemy się wzajemnie do popie rania swoich, a powiększamy szeregi niemców, nie wysta wiamy sobie publicznie świa dectwa naszej niedołężności i głupoty? „Za wielkich chcemy ucho dzić, odzywamy się do patrio tyzmu, powołujemy się na czyny wielkich przodków na szych, a czynami naszymi do wodzimy, że to wszystko iro nja w pełń cm słowa tego zna czeniu”. Następnie przytacza „Naród Polski”,, umieszczone w ,,Dz. i Cliio.”, ogłoszenie pewnego członka Zjednoczenia, zakła dającego dwór foresterów, i potępia go stanowczo. Ma się rozumieć, że „Dzień. Chic.” oburzył się tern, na rwał uwagę „Narodu Pols.” szczytem złośliwości i wyraził się, że redaktor organu Zjed noczenia odbierze za wystą pienie swe uznanie ,,od ży da ’, ale omylił się, bo pierw szym w szeregu tych. którzy głos redaktora „Narodu Pols.” poparli, znalazł się kapelan Zjednoczenia. Stulił więc u szy dzienniczek parafialny.... lecz mniejsza o to. Naszein zdaniem, sprawa towarzystw międzynarodowych została wznowiona zupełnie na cza sie, więc nie możemy pominąć jej milczeniem, tembardziej, że w liczbie polskich dworów owych foresterów znajdują się też dwory niewieście a to miejsca — pod żadnym pozo* rem — mieć nie powinno. 15o mężczyzn czasem, po wiadamy czasem, zmusza do częstszego obcowania z iuno narodowcami interes w któ rym pracują, zniewoleni są nawet niekiedy do wstępowa nia w szeregi organizacyj mię dzynarodowi »ch z tego same go powodu, ale i ich potępić należy, i za temi organiza cjami agitują, jeżeli na swoją rękę zakładają rozmaite dwo ry i loże, podkopujące byt or ganizacyj polskich, szkodliwe dla narodowości naszej. Niewiastom atoli naszym nie tylko agitacja za stowa rzyszeniami między oarodowe mi ale nawet należenie do ich szeregów dzisiaj nie uchodzi. Dzisiaj organizacje polskie otworzyły wstęp do swych szeregów niewiastom na wa runkach takich samych, jakie przysługują mężczyznom, po co więc szukać obcych stówa , rzyszerf, poco wspomagać to, z czego polki korzyści ducho wej nie odniosą? Jeżeli organizacje polskie nie odpowiadają jeszcze wszel kim wymaganiom, jeżeli po śmiertne w nich nie jest jesz cze dostatecznie wysokie, to należy pracować nad tein, by stopniowo, mądrze, ostrożnie dojść do tego- Myśmy jednak dbać powinni nie tylko o po śmiertne ale także o korzyści dla naszego narodu, Jest to konieczne, jest to święty nasz obowiązek, bo jesteśmy dzieć mi narodu nieszczęśliwego, który musimy z nieszczęścia, niewoli, poniżenia wydobyć. A kto bardziej przyczynić sio do tego może, jeżeli nie nie wiasta polska, jeżeli nie mat ka polska, przejmująca sic du chem narodowym, wychowu jąca w tym duchu dziatki swoje? Stowarzyszenia międzyna rodowe psuj*) tego ducha, wy twarzaj* obojętność dla spra wy narodowej, strzeżcie sio więc ich, pracujcie dla Polski. Pod Stopy Krzyża Ouło cierpiał m.„. lec* koniec się zbliża Z uspokojeniem po przebytej męce— Pójdę, o Chryste, do stóp '1 wego krzyża, Wyciągnłić znowu z utęsknieniem r\ I witnć cisze zachodzącej zorzy. Która mię w prochu u Twych stóp położy! Nie pomnę modlitw, com niegdyś ze skruchą Trzy boku matki powtarzał niewin. ny. Te ntonęły w fali życia głucho, I odkąd w gruzy wpadł mój raj dzie oinny. Odkąd mi zbrakło ojczyzny i domu, Nie otworzyłem mej duszy nikomu! Nawet przed Tobą, nie mogłem, o Panie, Wydobyć płaczu * mej «ierei tul niątej, Bo wzrok mój padał w bezcenne ot chłanie, A Tyś mi zniknął na krzyżu rospię _ , *r* Z pośród pokoleń rozrzuconych koś ci, Za ciemną chmurą krwi, łez i nicoś ci. Kęką ziemskiego dotknąłem się bło ta, Widziałem zbrodnie, nie w działem kary, Oprócz boleści i nędzy żywota Nio nie znalazłem, i brakło mi wiary 1 dalej w ciemność poszedłem z roz paczą. Zazdroszcząc ludziom, co na grobach płaczą. Widziałem niemoc i trwogę konania, Widziałem duchów hańbę i upadek — Lecz nie widziałem nigdzie zmar twi o iwstania, I próżnych rnęczeństw przerażony świadek. Patrząc na niebo, oo nigdy nie dnie 5*. Straciwszy wiarę, straciłem nadzieję. Kochałem jeszcze biedne ludzkie -cienie, Które na stosach palą się i świecą. Myślałem bowiem, że biegnąc w pło* mienie. Wiedzą przynajmniej dlaczego tam lecą, I że przyjmując każden ból i ranę, W piersiach anielstwo noszą nieska lane. Lecz gdym obaczył, zkąd te wszyst kie czyny Swój tajemniczy poozątek wywodzą; Zkąd wyrastają ściekłe krwią waw. Gdzie opadają ci, co w niebo godzą, 1 gdy wnikając w serc zranionych ciemność, Za każdym bólem znalazłem nik czemność; Natenczas miłość stała się podobną Do nienawiści smutnej i posępnej, I przeklinałem tę rzeszę żałobną I pogardzałem niemi — sam występ ■J-e I mścić sie chciałem za gorycz zawo du, Zem nie mógł kochać jak dawniej za młodu. Tak więc w mej duszy zburzonym kościele Została straszna pustka i samo*ność, Sarn jako nędzarz zostałem w popie le I własną badać zacząłem przewrot ność I wszystko w sobie znalazłem to sa ren. Co mi się zdało być u drugich pla mą. tNszystkia pragnieniu nędzne, trud ne, liche, Co kłamią tylko pozór wyższej cno ty, Olbrzymią nicość i olbrzymią pychę Znalazłem na dnie swej własnej isto ty, 1 tak swe serce rozpoznawszy chore, Straciłem w sobie ostatnią podporę. Lecz ta upadku właśnie ostateczność, Co mnie w bezdennej pogrążyła no _ <>• Dała mi poznać wszech władną ko nieczność Wyższej a razem nieskończonej mo cy; I moja rozpacz szalona i trwoga świadczyła jeszcze o potędze Koga. Na mojej piersi spoczywał schowa ny Maleńki krzyżyk ze słoniowej kości: świadek młodzieńczej wiary męska lanej, Dar macierzyńskiej naj •zystazoj mi łości, Co przetrwał wszystkie burze i sza leństwa Znakiem cichego, boski "go męczeń stwa. Kiedy go teraz na piersi zbolałej l'o latach tylu znalazłam niewierny, Tak mi się znowu wydał jasny, bia łjr. 1 aki potężny i tak miłosierny. Ze znów tęsknotą zadrżało mi łono Za tą postacią tyle uwielbioną! I powitałem światło wieczne nowe Z tych jasnych Ramion krzyża trys. kając», I na skrwawione stopy Chrystusowe Tak samo lałem moje łzy gorące, Jak wówczas, kiedy m poił serce mło de, Patrząc na mistrza nadziemską po godę. I znów słyszałem te boskie wyrazy: „Chodźcie tu do mnie wy, którzy f cierpicie, „Chodźcie tu do mnie leczyć ziem skie zmazy, „We mnie jest spokój i we mnie jest tycie, „Nie płaczcie próżno na świeżej rui nie. „Wszystko przemija, prawda nie przeminie! ’ \\ ięc posłuchałem słodkiego wezwą nia — 1 oto idę z mem sercem schorzałem, I pewny jesieni Twego zmiłowania, Bom wiele błądził, lecz wiele kocha łem, I drogi tycia przeszedłem cierniste... W ięc ty mnie teraz nie odepchniesz Chryste. A. Asnyk. Uogina Żółkiewska. (f 16-6.) Uroczysty był to dzień we wsi Turynoe, leżącej w Galicji, w okoli cach Żółkwi. Kmieoio miejsoowi, postroiwszy się jakby na Wielka Noc lub Boże Narodzenie, wylegli wszyscy na ulioę wioski, łączącej dwór z gościńcem i na dwie gromad ki się rozdzielili; po jednej stronie stanęli mężczyźni, po drugiej niewia sty. Najstarszy z kmieci, bielusień ki jak gołąb, trzyma w dłoniach ta cę. na niej widać: chleb, sól i pie niążek maleńki, świecący. Najstar sza z niewiast, w wielkim czepcu, w chustce kwiecistej niesie kądziel przędziwem owinięta, za nią idą młodsze wiekiem a każda coś trzyma w dłoniach: ta kurkę, tamta kobiał kę z jajkami, inna wianuszek grzy bów, a dziewczęta i dzieci pełne dłonie mają kwiatów, boć wiosna, która panuje na ziemi, rozsypała hojnie rozliczne zioła po łąkach i la sach Turynki. Nie braknie w wios ce dzwoneczków lila i białych, różo wych stokrótek, niezabudek mo drych, żółtych jaskrów, a nawet róż dzikich i liiij wodnych, więc nazbie rały moc a było dla kogo zbierać... Dziedzic wioski, pan pełen zasłucr, który już niejednokrotnie odznaczył się w boju, jako waleczny rycerz, gdyż wiernie służył zmarłemu królo wi Stefanowi Batoremu i równie wiernie służy obecnie panującemu Zygmuntowi Wazie, wprowadza dziś w swoje dziedzictwo młodą panią, córkę znanego w kraju z rozumu i sprawiedliwości prawnika, Jakóba llerburta. Lud wyległ witać ją ch!ebjm i Bo lą. skromniuii darami obsypać i cie kaw wiole**, ozy młoda, czy piękna, a przede wszy stkiem, ozy dnbra, bo gdy we dworz« mieszka dobra pani, to kmiecia dola znośna, ale gdy zła uchowaj Bote... Któż bowiem wów czas w nędzy poratuje, radą wesprze, pocieszy w smutku, w ciiorobie ule. ozy.... Na gościńcu podniosły się tuma ny pyłu, zabiły seroa kmiece bojaź nią i nadzieją jednocześnie. — Jadą już, jadą, szepcą do sie bie wszyscy razem, a starzy dodawa j%: — Mówią ludzie, że ojciec naszej pani zacnym jest człowiekiem, ufaj. ruy, że onoty ujoa ptzeszły na córkę, „jabłko niedaleko pada od jabłoni". I posuwają się śmiało, ochoczo ku drodze a właśnie z obłoków kurzawy wyłoniła się kolasa pańska. Sześć dzielnych koni oiągnie pojazd, na przedniej parze ds^óoh giermków, w Larwy pana i pani przybranych, za kolasą tłum dworzan na kouiach, świecą wszyscy od złota, migocą klejnotami Za dworzanami ciągnie wóz wyładowany skrzyniami panny młodej, nad któremi czuwa służba niewieścia; w kolasie oboje państwo, on w kontusza białym, w złotym pa sie, w błękitnym żupanie, guzami z szafiru ozdobionym, w butach czer wonyoh. w kołpaku sobolowym; ona również dwie barwy ma na sobie: białą i błękitną, włosy rozpuszczone, na moh wieniec s liiij. Stanisław Żółkiewski, spostrzegłszy kmieci, I krzyknął na woźnicę, by konie wstrzymał; zbliżyli się starce do ko lasy. a ten najbielszy drżące wyciąg nął dłonie i wzrok aię<tniały pod nirtsł na panią. Spotkał tak słodkie, tak łagodne wejrzenie, iż pomarsz czoną i żółtą j*-go twarz oświecił u śmiech. — Witamy cię pani chlebem i so — rzekł głosem wesołym — bądź nam matką tkliwą, królową sprawie dliwą. gołąbką pocieszy ciel ką, świat łem naszem, mocą na«zą.... Głos drżeć mu począł, łza wielka stoczyła się po zwiędłych licach. — Słabiśmy, ciemni i chromi — dodał ciszej. — Będę codziefi Boga prosiła, a byin stała się teru wszystkiem czem pragniecie — odparła dźwięcznym głosem Regina Żółkiewska — i chleb podany jej, rozłamała ze star cem, potem przechyliła się z kolasy, by go w głowę pocałować, a gdy to ujrzały obie kmieci gromadki, rzuci li się wszyscy do powozu z radosnem wołaniem: — Niech żyje pan nasz, Stanisław Żółkiewski, niechaj żyje nasza pani Regina Żółkiewska! I niewiasty składać poczęły swe ubogie dary. — Bądź pracowitą jak pszczoła — rzekła najsędziwszą z kobiet, kładąo u nóg Reginy kądziel z przędziwem. — Niech Bóg nie skąpi ci pani dostatków — wołały inne. — Niech kwiatami ściele drogę twego życia — dodawały dziewczę ta. I wśród okrzyków wesela karoca potoczyła się ku dworowi gościńcem zasłanym różami, lilijami oraz innym kwieciem, a przed dworem czekała na państwo z powitaniem ozeladź do mowa. Niełatwe to było zadanie, być wówczas obywatelką, a kto so bie wyobraża, że kobiety ówczesne bierne wiodły życie, ten się myli. Która chciała, która kochała szcze rze swoją ziemię, to pożyteozną być potrafiła, lubo ciche wiodła życie, zamknięte w obrębie wioski rodzin nej. Wspomnienie królowej Jadwi gi świeciło polkom jako wzór jasny, piękny, wzniosły i bodajby świeciło zawsze.... Regina 2ółkiew>ka stała się tern dla Turynki, czem kmiecie pragnęli, al>y dla nich była: tkliwą matką lu du swego, sprawiedliwą królową, go łąbką pooieszycielką, pracowitą pszczołą ula swojego.... Czynnie, bardzo czynnie płynęły j-j dnie, to też nie czuła nudy, chociaż żyła sa motna w Turynce, gdyż męża jej trzymały prawie ciągle za domem to wewnętrzne sprawy kraju, to wojny krwawe, jakie Polska wiodła z są siadami za panowania króla Stefana Ratorego i Zygmunta III Wazy. W owych czasach lud był ciemny jeszcze, więc trzeba było czuwać nad nim bezustanoi", Regina Żółkiew ska o Świcie zrywała się z pościeli, bp obiedz gospodarstwo rolne, któ rego oko męża doglądać nie mogło, by czeladzi przy dworze pracującej wyznaczyć na cały dzień robotę. Po tem spieszyła na wieś do chorych, wracała dziatwą otoczona i w domu swoim razem z wła*n»mi dziećmi u czy la synów i córki kmieci pacierza, katechizmu, lub czytała im powieści z pisma świętego; w godzinach po południowych szyła i przędła razem z dziewkami domowemi, oglądała ro boty w ogrodzie dworskim przez czeladź spełnione, potem przyjmo wała skargi pokrzywdzonych i spra wiedliwość wymierzała.... W cią głych usługach dla drugich płynęły jej dnie; powrót męża chwilami wie. wał gwar i rozmaitość w to oiche jnonotonne życie, wówczas przy wdziewała szaty świąteczne i goś cinnie przyjmowała liczną drużynę, jaka z mm przybyła, lecz gdy się oddalił, wraesła natychmiast do po żytecznej swej prsoy, 1 czułs się szczęśliwą, bo zadowoloną z siebie, a przytem Bóg jej błogorławił; dzieoi, których miała kilkoro, cbowałjr się dobrze, mąt wracał tawne zdr-.wy s it-.-znych wypraw, król (o obdartał ooras now > m< zaszczytami, mianował go wreszcie hetmanem wojsk komr vcb. Tak zbliżył nią r. 16-0. rok fatalny dla Polski. bo ta wiała nad nią chmura gromem i pio runami grożąca. Turcy wpadli w granice kraju. Król Zygmunt wy 9łał przeciw wrogom hetmana Żół kiewskiego, ktróy oznajmił żonie, iż tym razem zabierze syna na wypra wę. a syna mieli jedynego.... Ścis nęło się serce matki lecz ukryła żal w głębi serca, by nie osłabić duszy młodemu, wiedziała, że iść musi, że iść powinien, ojczyźnie groziło nie bezpieczeństwo, a on był już doro słym.... Wyjechali razem, ojoiec i syn. Regina z córkami w pracy, w do brych uczynkach szukały pooiechy, w modlitwie Biły, dni płynęły im znowu cicho jednostajnie... Minęło kilka miesięcy, była to zima. Po łudnia pewnego Regina ujrzała ciąg nący ku dworowi gośoiócem, jakiś orszak, serce jej zabiło ozegoś nie spokojnie, więc poozęła wpatrywać się lepiej i dojrzała wóz ozarnym ca łunetn przykryty, ryocrzami na ko niach otoczony. Teraz bladość śmiertelna okryła jej lica, jednakże nie rozpłakała się, lecz przywołała córki i wyszły przed dom naprzeciw zbliżających się do dworu. Orszak stanął przed domem, rycerze pozsia- 1 dali z koni, jeden z niob podał Regi nie list z czarną królewską pieczęcią, rozłamała pieczęć, przebiegła list szybko oczyma, poczem zwróciwszy się do córek, rzekła głosem stłumio nym: • — Ojciec wasz poległ chlubnie w obronie powierzonego mu wojska. One płakać poczęły, ona zaś spy tała panów: — A syn mój gdzież je6t? czemu mar ojca sam nie przywiózł do do mu? — Syn Twój pani w niewoli tu reckiej — odparł ryoerz, który liet oddał. Jęk wyrwał się z ust matki, chwie jącym krokiem zbliżyła się do zwłok męża, chciała na jego piersi złożyć ból, który szarpał jej sercem, lecz gdy czarny całun uchyliła, napół omdlała, usunęła się na ziemię — głowa hetmana była odciętą, zabrali ją ze sobą zwysięzoy.... | Przybiegły córki z pomocą i za | brały ją do komnaty, rycerze zanieś li mary do dworu, gdzie w najparad niejszej izbie ustawione zostały. Na zajutrz odbył się pogrzeb hetmana, pochowano go w mieście Żółkwi, gdzie w kościele parafjaloym znaj ' dowal się grćb tej rodziny pięknym pomnikiem ozdobiony. Kmiecie Tu rynki zanieśli na własnyoh ramio nach zwłoki pana do grobu, zn trum ną szła spokojna już i oicha lubo smutna głęboko w ciężkiej żałobie Regina z córkami, a gdy wróciły z pogrzebu do domu rzekła: — Bezczynnością i łzami nie da my świadectwa ojcu, żeśmy go ko ohały, lecz uozynkami godnymi naz wiska tak pięknym blaskiem sławy ozdobionego. 1 wróciła do pracy zwykłej... W szeregu dawnych nie wiast polskich świeoi Regina Żół kiewska tak wznionłemi cnotami, iż świętą możnaby ją nazwać. W ozyn nem życiu, jakie dalej wiodła, nie zapomniała ani na chwilę o mężu i synu, ciągle czyniła zabiegi, aby je dynaka z niewoli wykupić i zmarłe go głowę odzyskać. Podjął aię tej misji Zborowski, jeden z najbogat Izyoh ówczesnych panów Polski, wy brał się do Konstantynopola i Regi na uścisnęła jeszoze przed śmiercią syna, a głowa hetmana spoczęła w grobie rodzinnym. Zacna ta kobieta umarła r. 1626. Była ona prababką Jana Sobieskie go, który roka 10S3, pomścił pod Wiedniem śmierć hetmana Żółkiew skiego i klęskę pod Geoorę. I O kobietach. R<»mant)rzit'» małżeństwo. W ■•tłniu narobiło niezwykłego ha ła<łu projektowane małżeństwo po między baronową Heleny Mateldoit, eOrką zmarłego prezesa ministrów br. ! aare, nal~żąrą do najpierwszyoh rodzin arystokratycznych w Austrji, a lekarzem dr. .lakóbeiu Feldman* nem. żydem. Bar. Mateldoit pragnio rozwieść ze swoim mężem, z któ rym żyje od r. 1889 i ma z nim tro. je dzieci, Baron<>«two mieszkali sta* !e w Orlawie. na Slązku austrjackim. 'V roku zeszłym baronowa zapadła na zdrowiu i udała się na kurację do aanatorjum w Zu^kmuntel, gdzie pierwszą swą praktykę lekarską od bywał keldmann. Ujął on pacjent* kę nadzwyczajną troskliwością, tak iż go wzięła z sobą do Orlawy, aby ją w dalszym ciągu pielęgnował. Po kilku mieaiącach wywiązały się sto sunki serdeczniejsze, wreszcie baro nowa wyznała mężowi miłość do le karza. Sprawa rozwodowa jest w toku. Baronowa zrzeka się swego majątku na rzecz dzieci i otrzymuje posiadłość wartości 500,000 koron. Kobiety hiszpańskie nie przyj mowały dotychozas czynnego udzia. łu w polityoe, od pewnego jednak czasu, coraz energiczniej występują w prowincjonalnych walkach o po datki. Zeszłej jesieni, bunt przeciw ko nowym podatkom żywnościowym, prowadzony był głównie przez ko. biety. Miasto Villaneva w Badajos było świadkiem powstania niewiast, które zakończone zostało porażką przeciwników rodzaju męskiego. Chodziło o zarząd starej, bo założonej jeszcze za czasów księcia Alby, insty. tuoji dobroczynnej, w której chore i sędziwe kobiety znajdowały prsytu. łek. Zarząd miejski postanowił zmie* nić przeznaczenia zakładu. Dowie, dziawszy się o tern kobiety, zgroma dziły się przed ratuszem i przy po* mocy pałek, mioteł i innej, tym po dobnej broni, usiłowały wtargnąć do saii, gdzie odbywały się posiedzenia magistratu. Pierwszego dnia nie dopięły celu, lecz przez dwa następ, ne występowały tak energicznie, te policja miejscowa nie zdołała obro nić ratusza. Burmistrz muaiał ustą pić i żądaniom ich zadość uczynić, 1’rzytułek został do użytku kobiet. Królewska para wioska bawi obecnie w Capadimonte, w aparta mentach, zajmowanych dawniej prses królowę Małgorzatę. Nic w niob me zmieniono, została tylko saprowa. dzona elektryczność. Z okien mło dej królowej roztacza aię wspaniały widok: na prawo Wezuwiuez; na le wo— wzgórza Ciroaldoli; w głębi — wspaniała zatoka Neapolitaóskn, te swoją rozległą panoramą, a Cantel lamare. Sorento, Capri Ischia. Król pracuje po riedm godzin nn diisó I tylko na pro<by żony przerywa naję cia. aby się przejść po parku. Kró. Iowa lubi aię zajmować ogrodem, kwiatami; duto też grywa na skrzyp, czch. Najulubiefiszą jej rozrywką — zubawa z dziećmi. 1'prosiła jedną ze swoich dam honorowych, hr. Tri gonz, by przywiozła z sobą swoje dwie dziewczynki. Królowa nie no U się niemi nacieszyć i kupuje im kosztowne zabawki. Kiedy panna nu iń{ ta mąftf Na to pytanie, różne narody dają różne odpowiedzi. Od rodziców ma jących kilka cór na wydania, naj ozęściej usłyszeć można ndpnwiedft „im rychlej, tern lepiej” — I na ko. biercu ślubnym stają panienki, mają ce lat 18 i więcej. Panienki, które wcześniej wychodzą za mąt, uważać można u naa za białe kruki, eato. miast starsze, mianowicie pomięrlay 20 a 80 wiosną życia stanowią regu łę, i takie, które przekroonyły HO lat, nie należą do wyjątków. W Hiszpnnji i Włoszech, gdzie kobiety prędzej dojrzewają, ale i rychlej aię starzeją, spotyka nię tony czternas to Utnie. Wn Francji, niegdyś po-4.