Newspaper Page Text
80) WIK.T0B flUttO, NĘDZNICY. C IE3 O -TFT- IEŚĆ. (Ciąg dalszy.) I wątły ów młodzieniec dwudziestoletni wynios tym ruchem zgiął jak trzciną barczystego i silnego tra garza i rzucił go na kolana w błoto. Ls Gabuc próbo wał opierać się, ale zdawało sią, te jakaś nadludzka dłoń go pochwyciła. Blady, z obnaioną szyją, z rozwianym włosem, Enjolras, z kobiecą swą twarzą miał w tej chwili w sobie coś, co przypominało starotytną Temidą. Jego rozdąte nozdrza, oczy spuszczone nadawały jego grec kiemu profilowi ów nieubłagany wyraz gniewu i wy* ras czystości, który z pui ktu widzenia starożytnego świata, przystoi sprawiedliwości. Gała barykada zbie gła sią, potem wszyscy stanąli ■ daleka, tworząc koło i czując, te niepodobna było wymówić ani jednego sło wa wobec tego, co miel; ujrzeć. Le Cabuc, zwyciąto* ny, nie próbował jut wydzierać sią i drtsł calem oia łem E ijolras puścił go i wydobył zegarek. — Z ńerz myśli — rzekł.— Módl sią albo myśl Mass jedną minutą. — Łtski! — wyszeptał morderca, potem spuścił głows i wybełkotał kilka niezrozumiałych klątw. Eajolras nie spuszczał oczu z zegarka; kiedy mi nuta upł/nąła, włożył go napowrót do kieszonki. Zro biwszy to, wziął za włosy Li 0&buc’a, który sią cisną4 do jego kolan i przyloty! mu do ucha lufą pisio'«tu Wielu z tych odważnych ludzi, któ zy tak spokojni winią zali sią do najstraszniejszej se spraw, odwrócił głowy na ten widok Wystrzał rozległ sią, zabójca p»dł cz< łeoi na bruk. a E ijolras wyprostował sią i po wtódł dokoła widokiem surowym i pełnym głębokie* go przekonania. Potem popchnął nogą trupa i rzekł: — Wyrzućcie to preczI Trz ch ludzi podniosło ciało nędznika, którym podrzucały cstarnie, machinalne konwulsje przt rwane fn tycia i rzucili go popi z z małą t a ykadą na ulicz ę M -ndetour. Ei*j *lraa stał zam\ś1ony. Niewiadomo jakie wy niosłe cienie rozpościerały sią nad jego straszną pogo dą ducha Nagle p >d niósł glos. Zrobiła sią cisza. — Obywatele!—rz^kł E ijolras — to, co ten cało wiek zrobił, jejt straszne, a to, oo ja zrobiłem, jest o krr/me. O a zabił i dlatego to ja go zabiłam. Musia* lew. to zrobić, bo powstanie powinno mieć swoją kar ność. Morderstwo jest zbrodnią wiąksią jeszcze tutaj, aniżeli gdzieindziej; rewolucja patrzy na nas. jesteśmy kapłanami rzeczypos, oli *j, jesteśmy ofiarami obo wiązku i nie trzeba dawać prawa do spotwarzania na szej walki. Dlatego osądziłem i skazałem na śmierć tego człowieka. Co do mnie, zmuszony byłem zrobić to, co zrobiłem, ale brzydząc sią tern, osądziłem także sam siebie i zaraz zobaczycie, na co sią skazałem. Ci, którzy go słuchali, sadrteli na te słowa. — Podzielimy twój los! — ca wołał Oombeferre. — Zgodal — odrzekł E ijolras.— Jesscce jedno słowo. Tracąc tego człowieka, uległem konieosni ś ;i; ale konieczność, jest to potwór starego świata, koniecs nośi nasywa się fatalizmem. Otóż prawem postępu jest, by potwory cni kały prced aniołami, by fataliim niknął prced braterstwem. Jest to niestosowna chwila dla wyrasu miłości. Jednakie, wymówię go i oddam mu cześć. Miłości, ty jesteś prsyssłościę. Śmierci, po sługuję się tobą. ale cię nienawidzę. Ooywatele, w przyszłość*, nie będcie ciemności, ani piorunów, ani asikiej ciemnoty, ani krwawego odwetu. Nie będcie ssatana, nie będcie ca tern Michała. W przyszłości nikt już nie będcie zabijał nikogo, ciernia Dędzie promie niała, rodzaj ludzki będcie kochał. Prsyjdcie on, oby watele, pr y] icie dzień, w którym wccystko będcie zgodę, świniłem, harmonją. radością i tyciem, przyj* daie on i dlatego to, by on przyssedł, my dsisiaj śmierć poniesiemy. E ijolras zamilkł. Jego dsiewicse usta samknęły się; nieruchomy, jak marmur, stał jeszcze prces cha i lę na tern miejscu, w którem krew prselał Jego oko nierochomie patrzyło przed siebie; widząc to, cicho rocmawiano dokoła niego. Jan Prouvaire i Comb^fer re milcząc ściekali sobie ręce i oparci jeden o drugiego w rogu barykady, patrzyli c uwielbieniem i współosu ciem takie na tego powatnego młodzieńca, kata i kap łapa jasnego jak kryształ, twardego jak skała. Po wiedzmy teraz, te kiedy wszystko skończyło się, kie dy zaniesiono tropy do publicznej trupiarni {la mor gue) i przetrząśnięto je, znaleziono przy L-t Cabuc’u kartę policyjnego ajenta. Autor tej księtki miał w swoich rękach w 1848 szczegółowy w tym preedmio cie raport do prefekta policji w 1832 Dodajmy tei, te, jeteli wierzyć tradycji policyjnej, dziwnej, cle prawdopodobnie uzasadnionej, Le Oabuc, był to Clz ąuesous Ftktem jest. te od chwili śmierci Li Cabuca, nie było jut mowy o Cłaque*ous, Ciaquesou4 nie so stawił nigdzie śladów zniknięcia swego. Jego tycie było ciemnością, jego śmierć była nocą. Cała powstańoza gromada była jeszcze pod wra ieniem tego tragicznego procesu, tak szybko wytoeso nego i tak prędko zakończonego, kiedy Courfeyrac ujrzał w barykadzie owego małego młodzieńca, który tegot rana zapytywał go o Marjuzza Chłopiec ten, mający minę śmiała i niedbałą, przyszedł poi noc po łączyć się t pow#uń*mi. KSIĘGA TRZYNASTA. Marjnsz pogrąża się w ciemność. . Z allcy PI u met do eyrknła Saint Denis T**n g<o*, k'ó"f w ciemności aawotał Marjusaana barykadą ulicy de U Chanrrerie. sprawił na nim takie wrak**met jak gdyby był głosem priezoaotenia. Che a* urar»e<*. nastrącsał* mu oią ipn«ohnoió; pukał do wrót mogiły rąks w ciemności podawała mu kiuct od nich Te ponure jśoia. które otwierają sią w ciemnościach pr«eJ roepa^rą «t- o.»wią wielką pokusą Marjuss ro» ruriął -zta -h ty k óre tyle raty g.i prsenuascsały, wy sit-di t ogrodu i powiedział do siebie: iuduayl -----y-- ---u; Odsalały a bólu, be* ładnej stałej i mocnej myśli, niesdolny teras do godsenia się ■ losem, po dwóch miesiącach upojenia młodością i miłością, przygaębio ny wszyatkiemi naras prsywidseniami rozpaczy, jed nego tylko pragnął: skończyć oo naj prąd tej. Począł iść ssybko. Okazało s;ą właśnie, że był n zbrojony, miał bowiem pistolety J*verta. Młodzieniec, którego spostrzegł, jak mu sią zda wato, znikł mu prsei oczyma w ulicach. Marjasz, któ ry wyszedł s ulicy Plum et bulwarem, przeszedł plac i most Inwalidów. Pula Elizejskie, plac Ludwika XV i wssedł na ulicą R voli. Magazyny były otwarte, gai palił sią pod arkadami, kobiety kupowały w sklepach zajadano lody w kawiarni Laiter, jedsono ciastka w Patisserie Anglaise. Kilka tylko powozów pocztowych wyjetdftało galopem s hotelu des Princea i z hotelu Meurice. Marjuss prtes pasat Delorme wssedł na ulicą Saint Honore. Sklepy były tam pozamykane, kupcy rozmawiali przed drzwiami nawpółotwartemi, publicz ność przechodziła, latarnie były zapalone, zaczynając od pierwszego piątra wszystkie okna były oświetlone jak swykle. Na placu Palaia R >yal stała kawalerja. M&rjusz szedł dalej ulicą Saint Honore. W miarą jak oddalał sią od Palais Royal, okien jasnych było coraz mniej; sklepy były tam zupełnie zamknięte, nikt nie rozmawiał na progu, ulica stawała sią coraz ciem niejstą a tłum coraz gąstszym. Prsechodaie bowiem byli teraz tłumem. Nie widać było, by kto mówił w tym tłumie, a pomimo to tłum wydawał gwar głuchy i głęboki. Koło wodotrysku l’Arbre Sec, sta’y gromady lu łsi nieruchome i ponure, które pomiąd»y pr&e.hodzą •ą publicznością były tern, czem są kamienie wśród wody płynącej. Na początku ulicy dez Prouvaires, tłum nie szedł ul wiącej B. ła to masa stawiająca opór, gęsta, nie wzruszona, ścisł*, prawie nieprmen kłiwa; ludsie skn pieni i rozmawiający cicho pom ąday sobą. Nie był tam prawie surdutów csarnych i kapelussy okrągłych Długie koszule płócienne, bluzy, kaszkiety, głowy *o» czochrane i zakurzone. Ciżba ta falowała niewyraźni* w mruku nocnym. Jej szeptanie miało odgłos chrapli wy drżenia. Chociaż nikt nie asedł, słychić było stą panie po błocie. Poza tym gęstym tłumem na uli cy Rmle, de* Pr->uvaires i dalszym ciągu ulicy Saint H morę. nie widać było światła w żadnem oknie Na tych ulica h ciągnęły się długim szeregiem samot ne i coraz rzadsze latarnie. W owym czasie latarnie podobne były do wielkich gwiazd czerwonych sawie szonych na sznurach i r ucających na bruk menie jak by wielkich pająków. U uce te nie by ły puste Można było tam widzieć broń ustawioną w kozły, bagnety poruszające sią i wojsko biwakujące. Nikt z cieką wych nie przekroczył tej granicy. Tam kińczył sią fcr. tłum, a rozpoczynała sią armja. m ai wolę człowieka, który już się nie spodi s niczego. Wołano go, musiał więc iść. Zio łał przecisnąć sią przez tłumy i przejść przez wojsko biwakujące, ukradkiem obssedj patrole, ominął warty Zrobił koło. doszedł do ulicy B^thisy i skierował s ą ku halom. Na końcu ul cy B *urdonnais nie było juz latarni. Przekroczywszy pas tłumu, prze«*edł krawędź wojska; znalazł sią w czemś strassnem Ż.inego prse oh *dnia, żadnego żołnierza nigdzie światła; a k »go. Simotność, cista, noc; j* k eś przejmujące zimno Wchodziło sią na ulicę, jakoy sią wchodziło do piw* nicy. Marjusz szedł dal*»i Zrobi} "kilka kroków K oś przebiegł koło niego C;y to był mężczyzna? Czy ko bieta! Oty było ich kilku) Nie n ógł tego powiedzieć Simeło to i zniknęło. Z obwodu do obwodu, doszedł do uliczki, jak mu się zda wale. ulicy Poterie; pośrod ku tej uliczki potknął się o jakąś przeszkodą Wycąg nął rące. Była to przewrócona biyka; nogą rozpozaał wodą, błoto, bmk porozbijany i kamienie nagroma dzone na kupę B ł* to wzniesiona i opusscz >ua ba rykada Marjusz wlazł po kamieniach i przełaz) na drugą stroną zastawy. S^eił u kdo słupków ka miennych, opierając się o mur domów. O kilka kr » ków za barykadą, zdawało mu się. te widzi coś bufę go. Zoliiył się i to coś przybrało widomą postać B ty to dwa białe konie. Konie te, wyprząione z omni bu*u zrana przez Bossueta, błąkały się przez cały dzień z ulicy na ulicą i wreszcie zatrzymały się tam z przy goęb ooą cierpliwością bydlęcia, które nie pojmuje jui tego, co robi opatrzność. Marjusz minął konie* Kiedy zbliżał się do ulicy, która wydawała mu aię być ulicą Contrat S ciał, wy strzał ze strzelby, pochodzący nie wiadomo zkąd i le cący w ciemności gdzieś na traf gwiznął tut koło me go i przebił ponad jego głową talerzyk miedziany szyld balwierza W r. 1846 motna jeszcze było wi dzieć na ulicy Contrat Social, w rogu słupów hall, ów podziurawiony talerzyk. Wystrzał ten był znakiem jeszcze tycia. Ol tej chwili, Marjusz nic jut wią< ej nie napotykał. Cała tz droga jakby się składała z czarnych stopni. Pomimo to Marjuss szedł naprzód. księga czernasta. Wielkość rozpa< zy. Chorągiew: akt pierwszy. Dziesiąta wybiła w Saint M^rry, a nic sif jewz* nip rozpoczyna/o. Enjolraa i Oombeferre z karab nem w ręku, usiedli kolo prsekopu wielkiej barykady. Nie rozmawiali b sobą. Słuchali, nadstawiając ustu na najlftpjsty i najodleglejssy odgłos kroków Nagle, wśród tej cissy ponurej, rosległ sif jasny, młody, wesoły głos — jak sif sdawało na ulicy Saint Denis—i zaczął ^yrsfaie śpiewać na starą ludową nu tą: Au clair de la lunę (Pny świetle ksiątyca) piosen ką, która sif kufiosyła wykrsykiem podobnym do pia nia koguta Eojolras i Combtferre uścisnęli sobie ręce. “ To G vroche—powiędnął pierwsiy. — Ostrsegn nas—powiędnął drugi. Siybki oieg praerwal cissą pustej ulicy. Gavro che tręosniej od skooska prselasł prses omnibus i cały tadyasany wskoeiył do barykady, mówiąc: — Moja strselbat Otót i oni. Drestcs elektryczny priebieg# po cafe] baryka daie, i ałrebać bvło, jak rąoe stri^ih utukały — M te wtimiess mój karabin I — raekł Bujolra* do olietoika. — Cbc^ wielkiej strielbyl—odraekł O .yroche. I wsiął strselbą J .v?rta. Dwie warty cofnął* sią i prawie równooceśnie i (nvro«h(jm prtybyły B ta to p k>eta ■ rogu ulicy i placówka i Pntito Truandcrie. Placówka na olicsce Precheure stała na swoje i miejscu, co było otnaką t« nic nowego nie sassło od strony mostów i hall. Ulica Chanvier<e. której ctąść bruku taledwie dawała sią widiieó prsy odblasku światła padającego na chorą giew, prsedstawiała powstańcom • widok wielkiego csarnego kury tarta ginącego gdcieś w mgle. Wsaysoy stanęli na swoi* h miejscach Os^erdsiestu trsech po wstań ^6 w, rai-dty którymi bvli J£ a jol ras. Combtf *rre Oouifeyrac. B >3suet, Joly B cchorel i Gavroche, klą c-ało w wielkiej barykadt e; głowy ich siągały jej «sciytu; lufy strselb i karabinów były odarte w otwo rach, ułotonych t kamieni brukowych, jakby strzelni °®- ^ Powstańcy a wytążoną uwagą, milcsąc, prtygoto •^ali sit do dania ognia. S teściu, pod dr>wódttwem Feui !ly’ego, sasiadto w oknach dwu piątr Koryntu, te straelbami wycelowanemi. Kilka chwil upłynęło jeszcze; później od strony Saint Leu dał się słyszeć niewyraźny odgłos kroków mierzony, ciętki. mnogi O Igłos ten ■ początku sła hy, później sin ejszy, późnej ciętki i dźwięczny, zbli lał się powoli bei przestanku, bet prserwy te spokoj nę i straszną ciągłością Nic więcej nie było sły*h tć Było to milcseme a tarasem stąpanie statui Komman lora, lecs stąpanie to kamienne, miało w sobie ccś o ,romnego i gromadnego, co winie* &!o pojęcie tłumu równocieśn'e s pojęciem widma Zlawało się. fe się ■łłyssy chód strasznego posągu — Legjonu Chód ten zblitał s:ę jegtcse i zatrzymał. Zlawało się te usły Htano na k< ń u ulicy oddech wielu ludsi. Nic jednak aie było widać; rosrótniano tylko w głębi, wśród gęs reiciemności, mnóstwo nici metaliczny ch, cienkich jak •gły. k»óre poruszały się, podobnych do tych nieokreś lony! h siatek fmforycsnych, które sasypiając widii ny, pod powiekami samkniętemi, w pierwssej mgle •bejtnująoego snu. Były to bagnety i luf/ strzelb, niewyraźnie oświetlone odblaskiem niedalekiej po •bodni * r Nastąpiła jeszcze przerwa, jakby z obu stron cie <aao. Nsgle, i głębi tej ciemności, głos, tern strass niejsiy, te nic w dziano nikogo i te zdawało się jakby to sama ciemność mówiła, zawołał: — Kto tu! W t <j chwili usłyszano szczęk strzelb spusscsa nych. Eijolras głosem dź więcsnym i wyniosłym od rzekł: — Rewolucja francuzka! — Ognia!—zakomenderowano. Purjurowe światło padło na wszystkie domy, jakgiyby drzwi rozpalonego pieca otworzyły się i wnet zamknęły. . Straszny wystrzał rozległ sią ponad barykadą. Czerwona chorągiew upadla W/strzał tak był gwał ooway i gąsty że przeciął drzewiej, to jest sam koniec iyszla otnaibu4u K tle, które odiko z /ły od gzem aów ka niemcznych, wpa iły do barykady i poraniły k k« osób P er wszy w/strzał przejął zimnym dreszczem &t*k był /yVt»wa* i najodważniejszych zmuszał do zastanowienia sią. Widoczna b/ła rzecz, te miano do czynienia z całym pułk'em T iwarzysze! — zawołał Courf łyrac —nie trąd my prot hu Nie strzeiajmy, aż wejdą w ulicą. — A j.rzedewzzyztkiem—rzezi Eaj draż— pod nieśmy chorągiew. P »iniósł chorągiew, która padła pod jego nogi. 8'yszano wdali uderzenia stąpli w strzelbach; woj-»k» br d nabijało. E tolrae t o wiedział na nowo: Kto ma odwaga? Kto postawi chorągiew na barykadzie? N kt n e odpowe Iział. Wl IS na barykadą w chwili, kiedy bez wątpienia celowano do niej na nowo, było to po prostu wystawiać s»ą na śmierć Najwa 1 ciaiejszy waha sią iść na pewną zgubą Eaiolraa sam czuł p«wne drżenie. — Nikt nie idzie? Clorngiew: akt dragi. O ! c«mu, jak powutad iy pr«vbyli do K «ryntu i zaetsb bud»wać barykadę, nikt n e zwracał uwa^i na ojca II ibewfa T-m jednak nie opuszczał zbiegowi* ki Wszedł do szynku i siadł na dole za kanWem. Tam — rzec motna — zamiend się w nicość Zlaw&łn sif. i* ani patrzy ani myśli Coi-rf yrac i inni dwa lub trzy r®iv podchodzili do niego, ostnegnjąc go o nie b*zpiecreńatwie, namawiając do wyjścia, ale on tego zdawał się nie słynąć Kiedy nie mówiooo do niego, usta jego poruszały się. jakgdyby komu odpowiadał: kiedy zaś do niego przemawiano, usta jego stawały s ą nieruchome i oczy utrącały wyraz tycia. Pozostawał zawsze w tej samej postawie, jaką był przyjął na kil ka godzin przed zaatakowaniem banksdy: trzymał dłonie na kolanach i miał głową pochyloną napriód, jakgdyby patrzał w przepaść Nic nie mogło wydobyć go z t^go połotenia; zdawał sią wcale nie myśleć o ba rykadzie. Kiedy wzzyscy zajęli swoje miejsca w wal oe, w sali dolnej pozostawali tylko: J*vert prsywią sany do słupa, pilnujący go z gołą szablą powstaniec i on — Mabeuf W chwili ataku, podczas wystrzału, wstrząśniecie fizyczne doszło do niego i jakby go obu* dziło: powstał nagle, przeszedł salę, i w chwili kiedy E ijolras powtórzył zapytanie: — Nikt nie idzie — uj rzano starca na progu szynku. Pojawienie się jego sprawiło pewne wzburzenie w grupach Powstał okrzyk: — To głosujący! To konwencjonista! To przed stawiciel narodu 1 Prawdopodobnie niesłyssał tego. Szedł wprost do Eojolrasa, powstańcy ustępowali przed nim z pew nym rodzajem świątobliwego przeraienia: wyrwał cho rągiew s rąk E ljolrasa, który cof aął sią skamieniały i starsec ośmdziesiącioletni, którego nikt nie ośmielał się ani wstrzymywać ani wspierać, z głową trzęsącą się, krokiem mocnym zacsął włazić po kami«.iną*h które tworzyły schodki w barykadzie. (Ciąg dalsiy nastąpi.) PROF. DR. W. A. KUFLEWSKI, HEZTDESCTA 724 W. IMS M.-G «l •«»: Olt»Jdo« ti| | *ą) jntrj nitrłnri^. -OLÓWHYOmw Mlt> IE:_ COI.I MB( S MKXOKI.ll KLIM*., 1(W StateSt. rófi Washington, 10piętro,pok. 101& Uudatn; -.A-ow- co4«ti n o. t10»J mi.o do 12»j » połudn r t * nlo-.uell. W kllaicr (Slłtrtlcu^l • <*■>'»«« llialrał yk«i|. S|»W. Harritan M. «• Work ł FiMU ad 104* n» •»! <1*> 10 ruo CoddMłl* «l«r».mi • optect S J KCVXfcWttlEuO. U- n Kris w*. ulioa. —^tr.Lłrow < Vb» 7*. W,.lny w Vakd»4 iptro^ .SIOSTRO: czytaj moją bezpłatną propozycję* Mądro słowa d!a cierpiących <*> kołtiHy 7. Notre iLnie, liwl. Ja r*’1!'; porztą bezpłatnie t«j ttttfufwt tlnnuwil «•»/• lkletiit X*—aami t »[<aiiu Iti^go uta^D^fli I 'lult^clie o*el ul*> *'•■*' i» ►!«. oatna wyleczyć « domu bez po i::<x y lekarza. Mi • • U-/|itatni> eprobować lej ko !»*■*>• * J—*ii j«o»t«nn»i* dalej *i«; im\r. b»;tlzl« eta t« . <i»a(.. dwanaiifir rrMu* u tjdilra. XI* filz«irk(id/icl li • tw.ij priri I rijirlii. J* mit ni* »ptcr4aj\. Huta i -<l/ m Innym rkT^ącjrB--to rato ko <• ru pro»z<;. Kuracy* ta wjliczy atanrh t ml» hurary* I liiffuilej'*. Tyiląci! »n»;»!r WTlwion W» MATEK I < oRI.K : J«Ot)j« r.i* |.Oj<*iyiic«| domową ' k«..ra nroilk'. i upiawy. zl. kmtckombn i h<.li-n.i i •it-..r«wUllo*ą napiłam.« u | uiit-u t ru.»« •i-iii-'?’ 1 rii nnJ-ł/! t4,Ą fTk.; na t.i. przyj-niną |.*-t r .hi, opowiadania >.>ck uoi< Zum«U 1 aaolcrfrlftilr rtala . a» f, : i ■ - . !> r -m • > unia i. Ifkm . w » .1-11 ma- z ur/url • oaląl-łcnia. U;k>!>« nią ri» f" ■ j* ■ II ' b- u kr/yzacli lub w »n«irrnok ». j*- -i lak t«» m .« n| *Tiaiki" no tobl* prx»*rho» j. ~ li . i si.; iai>t« na piw;- /Mrn; jnAll oz-at* mi -I- * i lim 1*1' r mormoni. ).»l| tnaaz Malw upłjwy, lii Inliiwan iiiuit* ■ . /.a »blit| lub za "talia |» "ulaf r.. . wr««ii i nowotwory, iu-z do: NHV M. T*V1I Ml.ll>, Nt 11 l»K iiMI., I \li.. r. s. pt> b-.zplalią Uoaylam Irkar-two w zwrki tu oyakuwiatu. Kkat»rzni«> 1-cay w^ltl kłopotu! (iuirkliwiMci iMjrUi Mrs.M.Summers, Box 33. Notre Damę. Ind.. U. 8. A, mi POLSKI ZAKŁAD FOTOGRAFICZNY FOTOGRAFIE W RÓŻNYM STYLU. spi-cyaiDością Ślubne Fot ograne* K».d* p«rm ctrryma ; rezłnt z dnże^o obrazo. Augustynowicz i Adamkiewicz, 433 Milwaukee Ave., pomiędzy Carpenter i Cb<oa«ro Ave., Cireajjo, IL SEmERY lekarstwa . DZIECI.... : potrzebują taksamo leki I czyli medycyny Jak dorośU. t Severu Krople Dziecięce | ułatwiajf. ząbkowanie, u.śmierza f Jf bolKci, f«*bre I kurcze, oraz Ł sprowadzają spokojny sen. [ OKNA 2Sc. \ Severu Laxoton, ► przyjemne i pewne lekarstwo na Ł zatwardzenie i nieapokojnoM u * dzieci i dorosłych. CENA 25c. BOLEŚCI reumatyczne ł neuralgię muszkułów ^ 1 lUwów, wywichnięcia, puchlinę leczy azyhto SEVERY Olei św. Gotharda. GenaSOc. i — ■■ —. ■ i Kie ma lepszego lekarstwa « na Reumatyzm, podana, * aztywnośC- Jak 8EfVKKY i LriKARSTWO na Re oma- £ tjnn. Cena (l^Oi > f MOKRZ r powinien być czy- ' i sty I przezroczy- j Sty; inaczej Jest r znakiem choroby. ' r Severu lekarstwo ' r na wątrobę i nerki - > l«-cxy wszystkie choroby ' ( takie, Jako to bolenie od ' lewunie wody i boi w i ’ krzyżao.h 1 Ud. r Cena 78c. i 91.36. ; l - HETERY lekar stwo na cholery nę i rozwolnienie )e»t niezawodna tn-dycy n| na KOZ WOCNIKSIE, LETNIA CHOROHę I KOI.K Ccaa 36 1 60c. i i sKHSZEL| ■»— BOM bJĆ j. pierwszym & !< znakiem jSUCHOT) \ tabJ£S**“ f choroby Płac. (i *SEVERY I j BALSAM na PŁUCA I < ' wy leczy każdy * u kaszel, krup, V i zaziębienie, V g chrypkę t t.d. j sjCena 25 i 50cJ r SEYEBY progsek * Ba ból główj i | neuralglę $ i Jest zawsze pe- J wnem, sknfceca- : f nem i dobrem i L lekarstwem. Za- i wsze on pomaga. ' : Ctoaa 2 Sc. P<>«t, 17cl ’ r SERCE $ pisaan*. i mm LEIAK8TW* $ IA SERCE i f ożywlu i wzmacnia muaz- J kuły sercowa I nr rwy. Jeot ' ► to najlepsze lekarstwo na 1 1 wady sercowe. r CenaLOO. 7 SEVERY PLASTER GOJĄCY leczy miejscowy Reuma tyzm, usuwa bóle z piersi, krzyża 1 muszkułów. Cena 25c. Pocztą 27c. MOC CIAŁA zależy od trawienia, SEVERY Żołądkowy Bitterą ułatwi-, trnwtcnlo, utrzymuj* olało w zdrowym klanie i zapobiegantkiyt Cena GOc. i $l.QO« i NA SPRZEDAŻ WE WSZYSTKICH APTEKACH. ] 1 ęypotnrb. ajrntów m wirjatllrh kolon lir h polak lek. • J CeOAR.RAPIDS. IOWA. WszelRle Prace DruRarsRie wykonywa sztBKO_ akuwatnie i tanio r j Drukarnia | Zgody 103*104 w DłvUlon 5t., Chicago. A MIANOWiriS „ __ K«IA£Rf, KOH»TYTi:c KARTY WIZYTOWI 1 IHZ** N'»t: ZAPIHWZENIA. ł'H(M. RAMY KAI.OWK | KDM KK TOWK. AFJsZK, PAMPLBTY, TABKI.K, ilHKII.AKZK. ASYOR A(Mf K. KWITY KAHOtt K, SA(<l,OWKI DO LlbTOW I KOPKKT, ETC.. .!! WOWB I ntfrHC C7CHWTCII EIHIIC ELEQi»KKl i i t t\ 102-104 W. DlYlSlon st.