Newspaper Page Text
“) W1KT0B HUUO. N EDZ N IC Y. C jP O "W IEŚÓ. (Ciąg dalszy.) Jan V»lje»n ijidt a apetytem akriydto kurcsącia i oparłszy się o stół, powoli rozpogadzał sif i wracał do poczucia bezpieczeństwa Podczas tego skromnego obiadu, dwa lub tray razy słyszał niewyraźnie, jak Toussaint mówiła jąka jąc sią:— „Panie, w Paryżu rozruch, biją sif”. Ale * całkowicie pocblonifty wewcątrznemi kombinacjami, nie awrócił na to uwagi. Prawdf mówiąc nie słyszał. Powstał 1 zaczął ohodzić od okna do drawi i od drzwi do okna, ooras wiącej uspokojony. Wrai te spokojem, Coaetta, ta jego jedyna troz* ka, na mydl mu wracała. Nie wzruszył się jej migre ną. znałem wzburzeniem nerwów, dąsem młodej dziew czyny, chwilową chmurką, której ślad zniknie za dzień lub.dwa; ale myślał o przyszłości i jak zwykle myślał z zadowoleniem Nie widsiał przecie żadnej przeszko dy do rospo< z;cia na nowo szcsąśliwego swego życia Są chwile, w których wszystko wydaje sif niepodob ne; są inne, w których wszystko zdaje sif łatwe; Jan Valjean był w jednej z tych dobryoh chwil. Przy chodzą one zwykle po złych, jak dzień po nooy, przez owo prawo nastąpstwa i kontrastu, które jest podsta wą przyrody, a które nazywa sif antytezą u powierz chownych umysłów. Na cichej tej ulicy, gdzie sif schronił, Jan Yaljean powoli otrząsał sif z tego wszyst kiego, oo go niepokoiło od jakiegoś czasu. Dlatego samego, że widział dotąd wiele ciemności, zaczynał te raz dostrzegać lazuru. Opuścił ulicą Plumet bez wy padku i bez trudności, był to już zatem dobry krck naprzód. Może rozsądnie opuścić kraj, chociażby na kilka mieBiący i wyjechać do Londynu. A wiąc do brze, pojedzie. Zy6 we Francji, żyć w Anglji, cóż to znaczyło, byleby miał przy sobie Cozettą ? Oozetta była jego narodem. Cozetta wystarczała mu do szczęś cia; myśl, że może on sam nie wystarczał do szcząścia Cozetty, ta myśl, która kiedyś była jego bezsennością i gorączką, nie przychodziła mu nawet teraz do gło w f. Stracił poczucie wszystkich minionych bólów i pogrążył sią w optymizmie. Ponieważ Cozetta była przy nim, zdawało mu sią przeto, że należy do niego; jest to optyczne złudzenie znane każdemu. Układał aobie w myśli, z największą łatwością, wyjazd do' Aa glji z Cozettą i przez perspektywą marzenia widział .swą pomyślność odbudo vaną gdziekolwiek. Kiedy tak chodził powolnym krokiem wzdłuż i wszerz, na gle wzrok jego zatrzymał sią nad czemś dziwnem. W pochyło zawieszonem zwierciadle, ponad kredensem, ujrzał wyraźcie jakieś pismo i przeczytał cztery na stfpujące wiersze: „Mój najdroższy, niestety! ojciec chce jechać na tych miast. Dósiaj wieczór będziemy na ulicy H>m me Armc. cr 7 Za tydzień będziemy w Londynie. Ooietta. 4 czerwca”. Jan V*łjean patrzał i dzikiem wejrzeniem. Cosctta, przybywszy do nowego mieszkania, po łożyła swą ttk<j na kredensie przed lustrem i dręczona bolesnym niepokojem, zapomniała o niej, nie spo strzegłszy nawet, że pozostawiła ją otwartą na tej stronicy właśnie, gdzie przycisnęła do bibuły owe cztery witraże, które napisała i wysłała przez młodego robotnika, przecłi >dzącego ulicą Plumet. Pismo wy. . cisnęło się na bibule. Teras zwierciadło odbijało pis mo. Z ąd powstał tak zwany w geometrji obraz sy metryczny, pismo przewrócone na bibule, ukazywało się sprostowane w zwierciadle i w naturalnym swym kształć’? - takim sp >sobtm Jan Valjeau miał przed so bą lut. napisany dnia poprzedzającego do Marjusza przez C zettę. Był to fakt prosty i piorunujący. J iu W.jean zbliżył się do zwierciała. Olczytał znowu owe cztery wiersze, ale nie zdołał w nie uwie rzyć. Sprawiły one takie wrażenie ca nim, jakgdyby widział je przy świetle błyskawicznem. B/ła to ha lucynacja. Była to r:e?z niepodobna. Nie było tego woale!.. Powoli nrzyszł > nuu dokładne pojęcie rzeczy; po patrzał na teaę Oozetty i zrozumiał rzeczywistość fak tu. Wziął do ręki tekę i rzekł:— „Pochodzi to ztądl” — Gorączkowo spojrzał na cztery wiersze odbite na bibule, gdzie przewrócone litery tworzyły dziwaczną bazgraninę i nie ujrzał w nich żadnego seneu Rzekł do siebie naówczas: „Ależ to niema żadnego znaczę nia, niema tu nic napisanegoP— I odetchnął całą piersią z niewypowiedzianą ulgą. Któż nie doświad czyi tnk:ej głupiej radości w strasznych chwilachf Dosra podaje się rozpaczy wówczas dopiero, kiedy wyczerpie wszystkie złudsenia. Trzymał w ręku teką i głupio szczęśliwy patrzał na nią, gotów prawie Ganiać się z tej halucynacji, któ ra go zwiódł i Nagle jego oczy padły znowu na zwierciadło i ujrzał tol sarno widzenie. Cztery wi( r sze odbijały się w niem z nieubłaganą jasnością. Tym razem nie mogło to jut być przewidzenie. Powtórzę nie się widzenia jest rzeez7wisto<h?ą; było to pismo sprostowane przez zwierciadło, była to rzecz dotykał na. Zn z imiał wreszcie. Jan Va1jean zachwiał się, upuści! z rąk teką i ■ głową spustrzoDą, ze szklanną obłąkaną źrenicą, ozu nął się na stary fotel, stojący ob^k kredensu. Powie dział sobie, to rzecz była oczywista, te jasność nieba zaćmiła się na zawsze i te Cozetta napisała to do ko goś. Naówczas usłyszał w duszy, która snowa stała nią straszną, głuchy ryk rozlegający się w oiemnoóji. Odbierzcie lwu psa, którego ma w swej klatce! ' Riscz dziwaczna i smutna, w tej obwili Mzrjnzz jeszcze nie miał listu Cojetty; przypadek oddał go zdradziecko Janowi Valjean, tanim go wręczył Mar juszowi. Do tego dniz Jan yaljsan nie dawał się swycią tyć tyciu A jednak wystawiony był na straszne pró by; nie ominął go tad-m gwałt złego losu; srogość przeznaczenia, uzbrojona we wszystkie pomsty spo feczne omyłki, wzięła go ca prze imiot swoich pocis ków i pasta da się nad nim Oa się nie cofnął ani n giął przed niczetn Kiedy trzeb* było, zgodził aię na wszelkie ostateczności; poświęcił swoją nietykalność człowieka, którą na nowo zdobył, złoty ł w ofierze swą wolność, naraził na niebezpieczeństwo śmierci swą głową, wssystko stracił, wssystko wycierpiał i pozo stał bezinteresownym i stoicsnym, do takiego stopnia, te chwilami można było sądsić, te jak męczennik wy rzekł się samego siebie. Jego sumienie, zahartowane we wsselkich możliwych walkach s niedolą, mogło się wydawać niesdobytem. Jednakte, gdyby kto w tej chwili zajrzał w głąb jego duszy, musiałby się prze konać, te sumienie to słabło. Bo też ze wszystkich tortur, jakie mu od tak daw na przeznaczenie zadawało, ta ostatnia była najstrasz niejsza Nigdy jeascse nie doświadczał podobnej ka tuszy. Uczuł tajemnicze poruszenie się wszystkich utajonych uczuć. Uozuł drżenie nieznanej febry. Niestety, próbą najwyższą, powiedzmy lepiej, próbą jedyną, jest utrata istoty ukochanej. Biedny stary Jan Valjean kochał Cozettę nie ina esej, zaiste, nit ojciec; ale, jak już mówiliśmy po wy tej, samo wdowieństwo jego życia wlało w to uczucie ojoowstwa wszystkie rodzaje miłości; kochał Cozettą jak córkę, kochał ją jak matkę, kochał jak ziost ę; a ponieważ nigdy nie miał kochanki ani żony, przyroda jezt to wierzyciel, który nigdy nie przyjmuje tadnego protestu, to uczucie takie, najtrwalsze z wszystkich, smiąssało się z inuemi, nieokreślone, nieświadome, czyste czystością zaślepienia, beswiedne, boskie, aniel skie, niebiańskie; nie tyle uczucie co instynkt, nie ty le instynkt co pociąg, niewidzialny i niedostrzeftony, ale rzeczywisty; w tern potężnem uozuciu dis Cozetty miłeść we właściwem tego słowa znaczeniu była na podobieństwo tyły słota w górze, ukryta i dziewicza To tez kiedy ujrał, że wszystko skończyło się stanowczo, te ona wymykała mu sę, te wyślizgała mu zię z rąk, że znikała, te był to obłok, te była to woda, kiedy ujraał przed sobą ię druzgocącą oczy wis tość: Inny jest celem jej serca, inny jest prsgnienien jej tycia; jest ukochanym; ja jestem tylko ojcem; j> nie istnieję; kiedy nie mógł jut wątpić, kiedy powie dsiał sobie: Ona mię opuszczał boleść. której doświad esył wówczas przeszła granicę moftliwości. Zrobić fe wssystko, co on zrobił, by dojść do tego! jak to! star się niczem! Naówczas, jak powiedzieliśmy, dreszes buntu przeszedł go ct>ł'go. Naraz uczul potąine sbu daenie się egoizmu, i w przepaści tego cdowieka za wyło strataae ja! rstrzał na to odkrycie przez powiększające b>H marzenia, ze spokojem pozornym a strasznym, *rsec» to bowiem straszna, kiedy spokój cił ćwieka dojrtzu do chłodu posąga. Zmierzył straszny przestrzeń, któ r% jego przeznaczenie przebyło mimo jego wiedzy; przypominał sobie swoje obawy z przeszłego lata, tak nieoglfdnie rozjrmzone; poznał przepaść; była to zawsze ta sama; tylko wraz Jan Yaljean nie stał jut na jej brzegu, ale znajdował się na dnie. Riecs bo ^■sna i niesłychana, padł nie spostrzegł.zy się nawet S wątło jego tycia opuściło go było, a jemu wciąt zda wało się, te widzi sł* ii :e. J -go instynkt nie zawahał sif. Porównał niektóre daty, pewne rumieńce, pewną bladość Cozetty, i powiedział sobie:— „To oni” — Rozpacz posiada moc odgadywania, która jest rodzą jem tajemniczego łuku, co nigdy nie chybia strzała Od razu jego domysły padły na Marjusta. N e znał nazwiska, ale natychmiast znalazł człowieka. W głąbi nieubłaganego wspomnienia wyraźnie ujrzał niezna cego młodzieńca ogrodu Luksemburskiego, owego nąasnika goniącego ca miłostkami, owego prótniaka z pieśni, owego podłego głupca, bo podłością jest prze cie, oczami strzelać do dziewcząt, mających obok sie* bie ojea, ktćry je kocha. Kiedy przekonał sif, te w tern wzzystkiem był młody człowiek, i te etąd pothj dziło to wszystko, Jan Valjezn, on, człowiek odrodzo ny, człowiek, który tyle piacował nad swą duszą, człowiek, który tyle zrobił wysiłków, by całe tycie, całą nędfą i całe nieszczęście rozwiązać w miłości, ten człowiek spojrzał tera* w siebie i spostrzegł tam wid mo... Nierawiść! Wielkie boleści ztwierają w sobie przygnębienie. Zniechęcają do istnienia. Człowiek, do którego one wobodzą, czuje, jak go coś opuszcza. Nawiedziny ich w młodości, są ponure, później są złowrogie. Nieste ty, kiedy krew jest ciepła, kiedy włosy czarne, kiedy głowa trzyma się na ciele prosto jak płomień na po rhodni, k;cJy nić przeznaczenia zaledwie roswijać się poczęła, kiedy serce pełne połą danej miłości, ma jeaz cze bicia, na które uoie znaUżi odpowiedź, kiedy człowiek ma przed sobą czas do wynagrodzenia, kie dy przed nim są jessese wszystkie kobiety i wszystkie uśmiechy, i cała prsyaiłjść i cały widnokrąg, kiedy siła tycia jest jeszcze całkowita, jeteli wówczas roz pacz jest rzeerą straszną, czemte jest ona w starości, kiedy lata ubiegają coraz bledsze, w tej mrocznej go dżinie, kiedy zaczynamy spostrzegać gwiazdy grobu! Kiedy tak rozmyślał, Toussaint weszła: Jaa Val jean podniósł się i zapytał; — W której to stronie? nie wiecie? Toussaint, zdumiona, nie wiedziała co odpowie* dzieć: — Co takiego? Jan Valjeznodrzekł: — Czyi nie mówiliście, te się biją? — A tak. panie,—odpowiedz ała Toussaint_W stronie Saint Merry. Bez wiedzy rawet nasiej nieraz, z samej myśli powstaje jakiś ruch nachinalny. Zaoewne pod wtły wfm ruchu tego rodzaju, i sam praż i) nie wiedząc co robi, Jan Yaljean znalazł się w piąć minut potem na ulicy. Z obcatona głową siedział na słupku koło bra my swego domu. Zlatał się słuchać. Noc ty mes asm nadeszła. tlłfiDlk nieprzyjaciel oświetlenia Ile osaiu tak prsessłof Jakie były prsypływy i odpływy tego tragiesnego rotmyślania? 0«y sig wy prostował ? 0«y posostał pochylony f Csy do takiego stopnia był sgigty, te sig at słaniał? Osy mógł wy proatowsć sig jesscse i w sumieniu swem oprteć na csem4 stałem ? Prawdopodobnie, nie mógłby sam tego powiedsieó.' ' 8 Ulica była pusta. Kilku niespokojnych miesi osan pośpiessnie wracało do siebie; taledwie go spo •trsegli. W oa«ach niebeipiecs* ó «twa katdy myśU o ®°bLatarnik prtyniedł jak swykle sapalitt latar mg, która stała właśnie nsprseciw bramy nr *7 i od stedł. Jan Yaljaan wśiód ciemności nie wydawał sig człowiekiem iywym. Siedział na dupka koło drswi, nieruchomy Jak bryła loda. Rozpacz ścina lodem. Słychać było diwon i nieokreśloną wrsawą barsliwą. Wśród dświęków dzwonu, smiąesanych a wesystkiemi k on wolej mmi rokoszu, zegar św. Pawła wybił jedenaa tą, dowLinie i nie śpieeaąe aią, bo diwon jeet to eeło wiek; godzina, to Bóg. Prsejście godsiny nie ewró etlo uwagi Jana ValJean; Jan Yalje&a nie poroasył ■ią. Tymczasem, prawie w tejfte chwili, nagły wy strsał roeległ nią w stronie hal, po nim nastąpił dragi, jessoae gwałtowniejszy; był to prawdopodobnie ów atak na barykadą nlicy Ohanvrerie, który, jak wi dzieliśmy, aoetał odparty prses Marjueia Po tym podwójnym wystrzale, którego wściekłość swiąkaoała jeszcze ciasa nocy, Jan Valjean sadrtał; wyproetował •ią i iwrócił w stroną, skąd pochodsił hałas; potem o padł na słupek, skrsytował ramiona i głowa jego po woli pochyliła się na piersi. Wrócił do swej ponurej rozmowy s samym sobą Nagle podniósł oczy, ktoś szedł ulicą; usłyszał koło siebie kroki, spojrzał i, przy świetle latarni w kierunku ulicy, która prowadzi do archiwów, spo striegł postać młodą, bladą i promieniejącą. G*vroche wasedł był właśnie na ulicą Homme Arme. Oavroche patrzał w górą, patrzał w dół; podno * t sią na palcach i macał drswi i okna parterowe; wszystkie były zamknięte, zaryglowane, latarasowa ce Przekonawszy sią o tem na piąciu lub sześciu skle powych wystawach domów, zabarykadowanych w ten spcEÓb, ulicznik wzruszył ramionami i przemówił do siebie: , Do kata.— Potem znowu zaczął patrzeć w górą. Jan Ysljean, który w usposobieniu ducha, w ja ziem sią znajdował, na chwilę przedtem nie bylb> przemówił do nikogo ani teft nikomu nie odpowiedział, uczuł teraz nieprzepartą chąć przemówienia do tego łziecka. — Mały — rzekł — co ci jest) — J"*! m> to, tern głodny, —odpowiedział Gav '■oche wyraźnie. I dodał:— S»m jeiteś mały! Jan Yaljean poszukał w kieszonce i wydobył > Hej pięć franków. Ale Gavroche, był z rodzaju pli ^zek i szybko przechodził z jednego przedmiotu n> lrugi, podniósł w tej chwili kamień Spostrzegł byt latarnią. — Patrzcie. — rzekł, — macie tu jeszcze latarnie wie w porządku jesteicie, moi przyjncitle. Jest tonie Ł-orządek. Trzeba to stłuc. I cisnął kamieniem w latarnią, której szyba wy padła z takim brzękiem, Ze mieszczanie, ukryci poz* firankami w domu stojącym tapizsciw, zawołali: — OtóZ i dziewięćdziesiąty trzeci! Latarnia zamigotała gwałtownie i zgasła. Ulica nagle pogrążyła aię znowu w ciemność. — Tak, stara ulico, — rzekł G*vroche, — nałóż swoją szlafmycę— I zwracając się do Jana YaleaD dodał:— Jak nazywacie zen olbrzymi pomnik, co tam stoi na końcu ulicy I Archiwa, nieprawdaż? Potrzeba mi było zgnieść tam trochę te wielkie głupie kolumny i ładnie zrobić s nich barykadę. Jan Yaljean sbliZył się do Gtvrocha. — Biedna istota, — rzeki półgłosem do siebie — głodne to!— I wzunął mu pięć franków do ręki. Gzvroche podniósł nos, zdziwiony wielkością te go dużego sou; popatrzał na niego w ciemności i jegr białość go olściła. Znał sztuki pięcio-frankowe ze zły szenia; ich sława była mu przyjemną; był sachwyco ny, Ze moZe jedną z nich ujrzeć z bliska.— Rsekł: — Przypatrzmy się tygrysowi.— Przez kilka chwil pa trzał na pieniądz z zachwytem, potem zwracając zię do Jana Yaljean i oddając mu go, wyrzekł majezta tycznie: — Mieszczaninie, wolą tłuc latarnie. WtZcie swoje dzikie zwierzą. Ja nie dają sią przekupić. Ma to piąć pazurów, ale mnie to nie udrapie. — Czy mass matkąT—zapyta) Jan Valjean. Ga v roche od powiedział: — Mote wiącej nift wy. — No. to zachowaj te pieniądze dla matki, — rzekł Jan Yaliean. Gavroche uczni się wzruszonym. Spostrzegł zresztą, te człowiek, który do niego mówił, nie miał kapelusza, i to go natchnęło pewnem zaufaniem. —' Naprawdę,—rzekł, — to nie dlatego mi daje* oie, febym nie tłukł latami f — Tłucz sobie, co ci - .oba. — J»teł poczciwy calówek. — rzekł Gavroche. I włotył pieniądz do kieszeni. Zaufaoie Jego wzrasta ło. Dodał: — Czy jesteście z tej ulicy ł — Tak, dlaczego? — Czy moglibyście mi wskazać nr. 7 ? — A po co ci nr. 71 Tutaj chłopak zatrzymał sią, bal aię te za wiele powiedział, energicznie zatopił pasnogcie w czuprynie i odpowiedział tylko: — Ot, tak! Janowi Valjean przemknęła przez głowę myśl. Niepokój ma takie jasnowidzenia. Rzekł do dziecka: — Czy to przynosisz list, na który czekam 1 Wy 1 — rzeki Gayrocbe.— Nie jesteście! prze* cie kobietą. — List jest do panny Coretty, nieprawda!? — Cozetty ? — mruknął Gavroche.*— Tak, zdaje mi się, te jest to owo śmieszne imię. — A więc, — odpowiedział Jan Valjean, — to ja mam jej oddać ten list. Dawaj! — W takim rasie musicie wiedzieć, te ja przy chodzę • barykady. — Zapewne! — rzekł Jan V#ljean. Gavroche wpakował rękę do drugiej kieszeni i wydobył i niej papier złotony we czworo. Potem u kłonił |ię po wojskowemu. — Szacunek naleiny depeszy — rzekł.— Pocho* dii ona od rządu tymosazowecro. — Dawaj 1 — rsekł Jan Valjean. Gavroche trzymał papier, wzniesiony ponad gło wą. — Nie wzobratajcie sobie, te jest to miłośny bi lecik Jest to do kobiety, ale w sprawie ludu. Mr,bi jemy sią, i szanujemy płeć. My nie jesteśmy juk to bywa w wielkim świacie, gdzie lwy posyłają knresę ta do wielbłądów. (C %g dtJsij BMtąpi.) ŻMIJECZNIK. o Najekuteoznlejezy I n&jlepazy środek przeciw: % Reuutymowi, Nearalgil. Bólowi Gtowr, Bólowi Uardli, Bolenia Krzyia, Katarowi Zaziębienia 1 Karcsom Wyrzblzay przez wieloletnio dotwlad czoaego I znanego polskiego aptekarza '^Z2'o], OkroToln-graJdwyo. Fabrykanta stawnego E< hut kuro, na wszelkie choroby KRWI, ŻOŁĄDKA, l WĄTROBY. Także KROPLI MACICZ NYCH, MAŚCI NiEDZWIEDZIKI, MAŚCI przeciw POCENIU I PSUCIU NOU I L1M1MENTU dla DZIECI. Wyleczenie zPebry.Ograzzkl I Grypy gwarantują. Speoyalne Leki przyrządzam podług dokładnego «'t»łen choroby. Plzzcle po kziąteczką “Podręcznik t Rady" dla kaŻdeUamllii, w celu unlamęcia ciiorob lub wyreczenia aią z tychże ALBERT G. GROBLEWSKI, (Fabrykant Tblaklrb l.ekavMw) Ul Maln Sb - Boi HN. Fly33Q.o-u.tlL. Pa, X-VLZ. Co. NIE POSYŁAJCIE „ PIENIĘDZY r.a Ml' *l|Niiilil(^iawitu«*ny x dumna kopertami /• xiu< ztoi<‘in w> yliula. juk g.ts,w l^irrt. w . rrk I I alk<» wita konrtrtikria naj l*ti***j toboły.- K|iiif ! 4ą|rn) a zapclaą pi snarancja KulfJ»t/« w ral> in kra ju kupują f« Ziarki >1 la ją cza*. Obrr trryma liiirtuumr tu zip •;irZ“4.ij-:ny za fłi.OO l'ix>|.-inv j«-drn dn o k«|t>*nlł. -lutrli tu* u a ni i>|ioduba. przyślljna MffltlH i MM prtMTlki. Płazem. j i ki J.*at ■iijbluuir wmi KX|irv<i« nfflcr i ct)r rhri*cl«* dam ski lubm«-kl *f^ari-k. Clwąwi«* |>r/•** jmrztę ołr*v maZ. ;irx»*li> it* nam $-1 Si nraz z Mmouimirn. n A R M n < ■i'r*>tpu un<i»lral< ■ > k.iłilrj UttnmU Htlri«cuni>śrl plylaj łaWeaazrk i bre lokiem aarl$l.WI. Katalog darmo Cudator Wałek ta.. 137 Castr<1 ttaak BUf.. tkkafo. ^ iTOf I rutij u e»łi J»U» I DOKTOR HAM piWMUry «vp|o*n nuli*. i-«xvv*» kol xt iiO *-y> IK-t :i« lloapital Uriiitl Cutit^l" ■ Now Yorku,po «>lby. itt •>•>. <lr*>ry ł nrlr> t'- rl rt»m U 9/pi»sił w kraju Iw E oruplu, pr«TjmoJ« rlionr-.h u airbta o: ha uUiirlt r *<lv lidMłir. Dr. lian rl ::lc na • .u . fwlat, iltmi jni wylrtrjl lv*i%co lu«lxl, którriu ani kl<ir<rul>rti|(>l« l:W mo k'ł> nic pominl/ I>r. II ara ma m«j.., (■»« aarta, *" '• wa, *• «** b<x!*i «!.J r. por) cataiul uv ju» W um:zt mwimT, dzim i i autcnm I ra»r4li rinltniliu. ' •T»**ll • ivrf>l«ji n i la'. ~ kulo i*k t l.i.roN) o ioiil doktorzy oto po'raSli 1i« ulH<r^,li6jłlf do <lr« llani. a on «i* »yl*«:«y lub otwarcłacl I >0-1 nl«m> Źa<ln*J oadzifl i nia uołir*i.u).-z nir Inrli. PttlUDA DARHOil llr.llim'-*-i-.-.i—- *- ■ • ara kar.i!<-mii imI/u-II rady darmo. OplaicM cliorolic. |x.<iaj< IX wiek «liiir<-ro, przadlijt i* w| lia- l« »r<N luj m Iox»*.w r. ulowy, o takA* _• retito » A marki* |«>< rliwi a. to duat.inlor li* otlpow Wij natyi lniuaM i»y «lioroba j»»ł ilo wtlrrcfnia Muin |»i»»(' i>o |>oiaku, ungleiaku lub uAtioJLec-j ku. Adrea t:.! i DR. C. B. HAM, I MR-M9 Naliaajl tcioa El*. TOLEDO. 003.1 napisu :p oo MA HAU. PUKA Da NIC ME kO&ITUHL | DAMKO doAlinloil» bardzo ilukawK Milkłi “Poradnik dla «'hory h," p-ieli podleci* a wójt adrre do l>ra C. U. llau. 1)0 NA VKI.JĘZYKA < ANGIELSKIEGO( POLEC AU Y: \ 1. XUKl WTWOWT AN<;iriRKTU. . . *c 1 z.KiKstoMiimi si.un\iK pauio AM.IM.SKI. .Mci S. KIKSZUNKOM V SKIIIIMK AXVIKL> ' S««» - rOL«|. r.Mlaj* •N.kladnl* i #vmn«n «inru angt«l- ' «kk*f' Za t i«r.a •lalrkn w te rj %rjr« i rmxM.v nu Slow mk t IhmULI i do- ’ kl*ODitr}aa» 7«*nk*..(1.00 i HVtji<U« fr:) lubili ajiratcioH* ras*m , ii.u*. _ | *Liriv" .} *>prmri» ^ . Antoni A.ParyslKl ' JI6 Jaik::atvc., Telcts, OM*. i Nażądani* wv*yiamr r. i.-lk I katalogkalążak ' b<*.’plii‘u!c. \ KAŻDY! Każdy może sobie teraz kupić ma* szynkę do drukowania, bo już tylko ÓO centów kosztuje. 1'oślijcie znaczek ‘J-cen to wy po illustrowany katalog rozmaitych ma* szynek do drukowania, słynnyoh na cały świat liarmoników, zegarków ł kukułkowycli zegarów, dobryoh brzytew oraz wielu innych oiekawyoh rzeczy. Adresujcie do: S. KKLTONIK, l*iiii\sutawney, Pa. SIOSTRO: czytaj moja bezpłatną propozycyę. Mądre słowa dla cierpiących od kobiety z Notre Damę, liwl. .la 1 o*le por /.ta bezpłatnie te, kura. yą domową a wezelkleu.i w«kar<>y*kami i opteeiu meno wlaerw-no ►tanu kaZii-j kohi.-cl • ri^rpląrrj na ilul^illaiwrl nht wieki ic. MuZcez eiij cania wyleczyć « domu bez po mocy lekarza Mn|r»« bezpłatnie f-piobouat' lejku nrvl, i jflll puMinuwiM dalej ^Ir, |.civ(, btplzlrclą to koeztowralo dwanaście crntśw na tjśzlrś. Nl« pi zerzkodzl ri to w twej pracy i zajęciu. Ja nic a la kpr/.i itajr. l’ow iedz to inny m cierpiącym—-to wazyct ko o co prosa*. Kuracya ta wyleczy starych i mlo t^-deali maaz uczucie oałablenla. lekaez atą rza Poh.jeśli maez b/>le w krzyżach lub tv wnętrznoś ciach, j—li jak to uiott i* “ciarki"’ po tobie przecho dzą. jenli <i się ccęato na płarz zbiera: Jeśli częeto inueiaz. rbodzii z ima /eni. jeśli maez białe ipłiwy iloleeliwozct macicy, za obfltą lub /.a alaba regular ne**•*. wrzody i nowotwory, plaż do: MK». M. łtl M MKKS. NOTKĘ DAMĘ. InI> I" s A .... ■uracyę i in*r.rukcv«'. i T*iąc* /ostały wyłączone IWytiiu lekarstwo w zwvM»*ut ••pakowaniu. w» WĄTKU II <ÓRKU: -U I>bj».-nl<; nojrd, uczą domową kurarye która piędko i akutecznie lnczr " j npuwy. itłrlon^ rhon,bi{ i bol.-.nn I nieprawidłową regularność u panien I /an«zr?<*dzl kłopotu 1 mwlatkowr i ni** narazi twąrOrk-. na nieprzyjemną |>otr/.*‘b*; opowiadania awych (iulfirliwcwci innym. ^urn«|i» | /.'tolcrai:!#*nł#» Hal* rnw«*ł» iifynmiiN t#*£o l^karetw :i. Mrs.M.Summers, Box 33, Notre Damę, Ind., U. 3. A. SEVERY LEKARSTWA DZIECI.... potrzebną taksamo leki czyli medycyny Jak dorośli. Severu Krople Dziecięce utkt win jąząbkowanie, uśmierza ją boleści, ‘febre i kurcze, oraz sprowadzaj! spokojny sen. _ CBN* 250. Ssyeri!jLaxoton, przyjemne i pewne lekarstwo na zatwardzenie i niespokojnośj u dzieci i dorosłych. ORNA 2Go. BOLEŚCI reumatyczne I neur&lgis m uszku łów i stawów, wywichnięcia, puchlinę leczy szybko SEVI*TłY Olej św. Gotharda. Gena 60o. Nie ma lepszego lekarstwa na Keumatyzni, podagrę* sztywnołU-jak 8EVEItV LEKARSTWO na Ketima> tyzm. Cena $1.00. MOKRZ powinien być czy- < •ty i przezroczy- j •ty; inaczej Jest znakiem choroby, i Severu lekarstwo na wątrobę I nerki }*rry Wł»T«tki» chnfoby laki-.)ak>> toboU/o-od l»»r»ni“ wody I ból w kr/)M”U t l.d. C«nt 75c. 1 $1.36. 8CTKKT lekar stwo na choler.r nę f rorwolnienie Jr*t titnuwulni roM/er 1.1 Ła ROZW OCXir.5IE, L.ETSIA CHORORf I KOLKę Oiu 38 1 80e. IkhszelU ! ■■ "O" *T* g pierwszym u znakiem jSUCHOTji ; Inb jaklejbądź j. !severy ; BALSAM * na PŁUCA? !w)!«>*yk»*rtjr [ ! kaszel, krup, | ; zaziębienie, i chrypkę i t.d. f iCcim 25 i 50c.| SEVERY proHzek na ból głowy 1 nenralgię ; )«*t zawue pe wnym, Hkateei* nem i dobrem lekarstwem. Za* w*ze on pomaga. ’ OcnaSSo. 87*. ł SERCE r rODLEBl LICZSTM CBO . HOHOW. ( Zł,STO Kinu. r , rmnia. r SEVFn\ I.FIARSTWO r II HERCE f ożywi* | wzmacnia must. kuły wrrow* l nerwy. Jest f to najlepsze lekarstwo aa 1 wady seroowe. C#aa LOO. SEVERY__ PLASTER GOJĄCY Iwtjr miRjwowy Reuma* tyzm, uiuwa bóle c piersi, kriyża i fnuszkułów. Cena 25c. Poczta 27c. MOC CIAŁA caleiy od trawienia. SEN/ERY Żołądkowy Bitterg ułatwia trawienie, utrzymuj rlało w zdrowym itaul* i zapobiag* ■aluijl Cena ROc. I #1.00. NA SPRZEDA Z WE WSZYSTKICH APTEKACH. Patrz.hi aJantAw wa w.rjatklrk kohnlwk pa lak Ich. W. F. SEVERA CEDAR RAPIOS, IOWA.