Newspaper Page Text
„zeonr obbhh z.h.p. WYCHODZI w EAZDY CZWARTEK Biuro Zara. Owitt. Z N.J* rat-Arl nią w domu wHMijrtn p.n. IUMIN W Ulrl •lun »t. Chicagu. III. UMy %h aprewurh idmm. X«U^Vu oru kormporitl«<u« y Uo La . t ,'łui »lit- iw^y i ii*", im/C *if T M HELIHSKI, ]<e-IM W. DWt.lon et.. Chicago. III*. l-tirkujr bankowa, pocztowa i pln Bladze prar#yłmf ualciy pod adrwos : ■. MAJEWSKI. 103-10* W. Dlvl»lon at.. Chicago, Ul*. Rornapondaccye dotycrąc* Kadakcjrl „Zgody przeayW mirt* pod adr. 8 BARSZCZEWSKI, KK-104 W. Divtalon at., Chicago, lila. Wawlkic ran 1 iatv w -piawah ad u i at»lia<y)u\cli „Zgody”. ueliurn 110 b t iuka.ek.rh ralrfy adreeować uo trkirUIiB ..Zgod)’ : . J. OLBINSKI. Ittt-SM w. rtUalooBt. Chicago. Ill«. THE WEEKLY “ZBODfl” A 1‘1'K AKINU EYEKT THURHDAT ła tha officlal organ ot tha Poliah National Allianca. U. 8. 8. BARSZCZEWSKI. Edltor, ?f Office: 102 - 104 Wart Dirlnoa Street CHICAGO, ILLINOIS Ali huBinoM rommuDlcatlons ahall ba uddroB-ołl: Tha Poliah Waakly „Zgoda”. 103-10* W. Dirlaloa at.. Chicago. Ilia Ali ronimnnirationn to tha Poliah Kat’l Allianca ahall Im adilrnaed: T. M. HELIHSKI, Oan’1 Sacratary. 103-104 W. DiyImod at.. Chicago, Ula OltGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. No. 4-G. (No. 10 Wydania dla niewiast). Chicago, 111., Czwartek dnia 15-go Listopada 1900 roku. Rok 19 Państwo kobiet Dużo mówi się i pisze o prawach i obowiązkach kobiety, dużo dys putuje się na temat, czy kobieta może brać tuki sam udział w rzą dach. jak mężczyzna, a tymczasem , w święcie zwierzęcym od niepa miętnych czasów istnieją społe czeństwa, w których nie tylko że mężczyzna nie ma praw wyższych od kobiety, ale nawet jest prawie niczem, gdy kobieta jest— wszyst kiem. Społeczeństwa takie, całkiem ko biece, całkiem prawie obchodzące się bez mężczyzn, stanowią — pszczoły. Przypatrzmy się więc im, posługując się dziełem dra Buechuera. znakomitego badacza stosunków społecznych. Społeczeństwo pszczół stanowi państwo niezależne, posiadające mniej więcej 12.000 mieszkańców, na których czele stoi królowa. Jest to, jak mówi dr. Bueehner, „nio narehjn o instytucjach demokra tycznych’’. Możnaby ją nazwać nawet monarchją komunistyczną, czemś w rodzaju owego ustroju po litycznego, o którym marzył Napo leon III w chwili, gdy rozpoczynał flirt kokieteryjny z masą robotni ków. Możnaby wreszcie ochrzcić ją także mianem monarchji elek cyjnej, bo nie ma w niej dziedzic twa tronu, a każda królowa, jest wybieraną przez obywateli, utrzy mywaną na tronie, lub strącaną z niego według ich własnego widzi misię. . Nie rozstrzygając kwest ji, czy Napoleon III marzył o społeczeń stwie komuni8tycznem, stwierdza my jednak, że komunizm jest istotnie podstawą państwa pszczół. Mieszkania obywateli są wspólne, z wyjątkiem domu królowej, która zamieszkuje pałac osobny. Reszta narodu mieszka w domach wspól nych, których pokoje są tek po dobne do siebie, jak dwie krople wody. O jakiejkolwiek elegancji, lub smaku artystycznym mowy tu niema, bo architektki państwowe dbają wprawdzie bardzo o zdrowie, lecz kwestjo piękna są dla nich czemś obceni. Sztuka tam wyszła zuj>ełnie z mody, a odnosi się to nietylko do mieszkań obywatels kich. lecz do całej kultury państwo wej. Zu|X'łny brak zmysłu este tycznego zdaje się potwierdzać przypuszczenia sceptyków, twier dzących zuchwale, że kobiety nie są stworzone do sztuki. ()we domy wspólni* zbud« iwane są około olbrzymich magazynów (pla strów miodu), stanowiących <x*zy wiście własność zbiorową, a w ma gazynach tycli złożone są wszyst kie produkty wspólnego trudu i pracy. Własność prywatna nie istnieje. Państwo stara się o utrzy manie poddanych swoich, a taka jest uczciwość obywatelek, takie ich umiarkowanie, że biorą one bez kontroli ze spichlerzów publicz nych wszystko, co im do życia jx> trzebn. Niema prawie przykładu, aby którakolwiek z tych pań nad użyła zaufania. W latach głodo wych wszyscy ograniczają dobro wolnie potrzeby swoje, starając się tylko usilnie, aby królowej na ni* czem nie zbywało. Takiej solidar ności i takiej dojrznłośei obywatel skiej niema chylm w żndnetn z państw świata. Zresztą obywatelki odznaczają się niezwykłą pracowitością. „R/ąd — mówi dr. HuccbneT — |mzo*ta wia inicjatywie indywidualnej zu pełną swolMslę, Każdy, a raczej każda praeuje tyle. ile jej się po doba. A mimo tp. niema tam urn ie pracownic leniwych, łio przykład ogólny wywiera wpływ potężny na wszystkich. W państwie, gdzie wszyscy, a raczej wszystkie pracu ją. lenistwo jest zjawiskiem okrop nem. a w naszych społeczeństwach przeciwnie, próżnowanie uważane jest za coś bardzo naturalnego. Każda jednostka tego państwa ko munistyczne - kobiecego posiada świadomość, że nie dla innych, lecz dla dobra ogólnego, a więc i dla siebie pracuje, ponieważ jest cząst ką całości.” W całej tej charakterystyce Buechnera jest sporo fantazji. Prawdą jest to tylko, że pszczoły pracują dużo i prawie zawsze ocho czo, ale fałszem jest. jakoby tnm przymusu pracy uie było. Kol niczki —czytaj: pracownice na roli, które z brzaskiem dnia wychodzą w pole, muszą przy powrocie przed stawić dowody pilności swojej, a gdyby się okazać miało, że próżno wały, strażniczki ula zamykają im bramy przed nosem. Kontroli tej nie pod legują jedynie te obywatel ki. które piastują urzędy publiczne (wykonywują np inspekcje, lub prace administracyjne). Ta kate gorja pracownic nie składa obra chunków policji, lecz udaje się z raportami wprost do królowej. mieście sam<‘in. t. j. w ulu, o bowiązki nadzoru ulicznego i gos podarstwa domowego spoczywają na barkach młodych panienek, któ re jeszcze są za wątłe i delikatne do pracy na roli. Młodzież pracu je pod kontrolą niatron, dbających sumiennie o czystość miasta i do mów. Starają się one również, aby w magazynach, do których od rana do wieczora napływają najrozma itsze artykuły spożywcze, panował porządek wzorowy. Cała armja ro botnie odbiera produkty, przyrzą dza je w sposob właściwy do spo żywania i klasyfikuje je porządnie. A kwest ja dzieci? Wiadomo każ demu, że kwestja ta jest jedną z najsporniejszych i najdrażliwszych w programie kobiet dzisiejszych, który odrzuca ,.stare’’ prawidła związków małżeńskich i „stare” o bowiązki macierzyństwa. Otóż. w państwie pszczół kwestja ta zostałn rozwiązana w sj>osób bardzo wy godny. Dzieci należą do państwa, które je żywi i kształci wzorowo. Sentyment zniknął wraz z obowiąz kiem macierzyńskim. Dozorczy nie, pełniące straż przy kolebkach, odznaczają się tylko doskonalą pie czą nad dziećmi i obowiązkowością, pozbawioną wszelkiej czułości dla małych istot, z których jedna nie jest im bliższą tal drogiej. Są one bardzo staranne, lecz In-z serca. Widziano w czasie klęski głodowej, jak wyrzucały mnóstwo dzieci |»oza inury miastu, na ]Histwę. dzikich zwierząt, aby zmniejszyć liczbę ust żądnych pokarmu. Takn sama oschłość uczucia panować liędzic w owem, przez marzycieli komu nizmu wyninr/onem państwie przy szłości. gdy zerwane zostaną tysią ce nici, łączące dzisiaj matki i Kwest ja ta naprowadza na* na inną, nie mniej drażliwą. Jeżeli są dzieci, muszą hyc i mężowie. Jakaż jest ich rola w państwie? Jest to rola małżonków i nic wię cej. W państwie pszczół, małżo nek (truteń) jest małżonkiem i na tern kończy się wszystko. Pokrę cają ci panowie wąsa, całe życie próżnują i włóczą się po lasach i ogrodach, pslczas ^dy żony ich ciężko na chleli powszedni pracują. Są to wcielenia lenistwa. Kobiety nienawidzą ich też z całej duszy i traktują ich jak bydlęta, jfdy ich już nie |sitr/.eł)iiją Raz w roku. na | tocząt ku zimy. urządzają pszczo ły ryczałtowe anębienie mężów sta rych, nł»y zastąpię ich młodszem pokoleniem J<*st to wielka uro czystość. Gała ta proeedura roz liczy na się ograniczeniem żyw noHci dla |sxltntusialych mężczyzn, a następnie niemiłosierne panie wypędzają ich poza granice miasta, wśród szturchańców i znęcań. Wy. Knani w pola i lasy, giną trutnie z (fł Mlu i zimna, a rzecz dziwna, że okrucieństwo takie nie wywiera żadnego wpływu na innych przed stawicieli płci uięzkiej. Rzemiosło nygusownnia ma tyle pował>ów. że amatorów nigdy nie braknie. I'strój społeczny zatem, który zdawał się wypływać z pobudek idealnych, za mienił się w dalszej przemianie w surowe barbarzyństwo. Smutna nie s|hm Izmnka! A dzieje polityczne państwa pszczół? Godne są one zaiste pióra romaosopisarzy. Pałac królewski, to siedlisko intryg, przypominają cych ..tajemnice liosforu". Królo wa żyje w otoczeniu dworu liczne go, w wieczystej trosee o jego względy — królowa i niewolnica, królowa i kurtyzana zarazem. Krą ży koło niej mnóstwo wielbicieli i wielbicielek, ale monarrhiui wie o toni dobrze, ze lada dzień cała tu zgraja odwróci się do nowego słoń ca, w postaci którejkolwiek z młod szych księżniczek. A kocha oun tron tak gorąco, że nie cofa się na wet przed zbrodnią, przed udusze niem własnych córek, gdy w nich domyśla się rywalek. Królowa pra wie zawsze ginie śmiercią niemu u ralną. Przyrodnicy wsi>oiiiinają wprawdzie o wypadkach, że pszczo ły strącają królową z tronu, a na stępnie żywią ją aż do śmierci, ale wyjątki te nader są rzadkie. By wają także takie królowe, które o I uiszcza ją stolicę w towarzystwie garstki poddanych. Bądź co bądź, los królowej nie jest do pozazdrosz czenia!. Po śmierci jej, lub wygna niu, rozpoczyna się między księż niczkami walka zacięta. Poddani nie starają się bynajmniej godzić rywalek, lecz tendencyjnie drażnią ich nienawiść, aby jedna padła tru pem w walce śmiertelnej i państwo w ten spo6ób uniknęło na przysz łość rewolucji i zaburzeń. Pewien podróżnik opowiadn, że widział, jak naród zgromadził się na bło niach i otoczywszy kołem dwie kandydatki do tronu, które przy padkiem nie miały wcale ochoty rozgrywać z bronią w ręku sporów królewskich, zmusił je do walki śmiertelnej. Lud ze skrzyżowanemi rękami przyglądał się widowisku, drażniąc rywalki i zamykając im drogę, gdy z placu boju uciekać chciały. Biedne księżniczki były zmuszone uderzyć na siebie, a gdy jedna drugą zadusiła, lud zwycięz ką [Minię okrzyknął królową i spie szył oddać jej hołdy wiernopoddań cze. «**im*i iu w imni&n wintT4 ny. Ni#* utrzymuje on stałej nrmji, lecz w razie wojny, wszystkie oby watelki za broń chwytają (obywa tele zostają w (łomu), a wszystkie biją się* dobrze. I to także jest nie spodzianką. A oto jaszcze jedna i ostntnia nadzwyczajność. Państwo pszczół (Miznaeza się zdumiewającym roz wojem wiedzy teehlliezej. Jego rołioty publiczne świadczą o tem wymownie. Badali je ludzie światli i byli zdumieni zdolnościami ma tematfcznemi i pomysłowością in żynierek i architektek. Jeden z badaczy ołmerwował ul w chwili, gdy jakiś spichlerz olbrzymi zawa lił nie właśnie i ta sama klęska za grażała innym budynkom. Przy patrywał się pracom ratunkowym, wymagającym specjalnych, bardzo skomplikowanych sztuczek techni czych i nie mógł wyjść z podziwie, nin nad zręcznością architektek. Filary, łuki. schody, wiązania, wszystko powstawało według ścis łych prawideł sztuki inżynierskiej. Tak się przifłstawia państwo pszczół-kobiet. Powie nam kto może, iż pszczoły a Indzie, to wiel ka różnic*, nie można więc pszczół p»rńwnywać do ludzi, a jednak tu i tam panują jedne i te same prawa przyrody. I wśród ludzi wycho wywanie dzieci przez państwo za lałoby miłość macierzyńska i wśród lodzi mężczyzna utrzymywany przez kobietę staje się bydlęciem. PRZEBUDZONA, Słonko majowe Ze snu już wstaje, We mgłach różowe Wyzłaca gaje, Przez chmur koronkę Patrzy ciekawie, Bieżnio przez łąkę. Kąpać się w stawie, Promyki drżące Po drzewach wiesza I budzić śpiące Kwiatki pośpiesza. Ukradkiem, z cicha, Pączki rozwija. I w lot z kielicha Rosę wypija. O ileż blanku. Jakże uroczo! W pohlizkim lasku Ptaszki szczebioczą, A z tego drzewa, Co pod oknami, Slowiczek śpiewa. Pieśń nad pieśniami. Piosenka płynie Dalekiem echem, v naty w dolinie Wtórzą jej śmiechem, Wszystko si»* budzi, Do zajęć wraca, Ożywia ludzi Radość i praca. I w sercu mojetn Coś się zbudziło, Drży niepokojeni Dziwnie a iniło. Jakieś zachcenia. Nowe. nieznane, Najsłodsze brzmienia, Blaski różane. W serce się leją I pierś podnoszą, Niby nadzieją. Niby rozkoszą .. I coś mnie drażni. Czegoś wyglądam, Lecz najwyraźniej. Nie wiem, co żądam. Chciałabym zrzucić Postać dziewczyny, Lecieć i nucić Jako ptaszyny, Po brzóz zwieszonych (iałązkach pląsać, Z listków zielonych Rosę otrząsać. W przelocie, szybko Muskać strumienie, 1 srebrnym rybkom Nieść pozdrowienie, I ponad pola I ponad laski, Lecieć gdzie wola n ruzuwr nia^Ki, Coraz ku górze; Wyżej i dalej, Tonąć w lazurze, W powietrznej fali... Chciałabym potem Zakwitnąć różą, Pod drzew namiotem Pachnącą, duż.ą, Strojną w szkarłaty I wdzięk niezwykły, By wszystkie kwiaty Gasły i nikły. By alowik mały. Skryty w gęstwinie Moje pochwały Śpiewał jedynie. Znałem- bym rada Ów pierścień złoty, Co to posiada Dziwne przymioty, I w nadzwyczajno Kształty nas zmienia, 1 wszystkie tajne Spełnia życzenia. Ale goręcej Jeszcze bym chciała Znalem- coś więcej... Cobym kochała. Niby człowieka. Niby anioła. Co mnie zdah-ka W snach moich wola. Chciałabym jego Znalem- przy lioku Za pat rzonego Z miłością w wzroku, Rą -zki serdecznie Podać nju obie I mięt- go wiecznie. Wiecznie przy sobie.., Chodzić i pwarzyć Wśród drzew warkoczy, I słodko marzyć Patrząc się w oczy, I całą jasność I piękność ziemi, Zabrać nu własność Sercami swi'mi, I skryć w błękicie Wszystko radosne... I całe życie Zamienić w wiosnę. A. Asnyk. Elżbieta Drużbacką. (*1687 r. f 1700 r.) W Galicji nad rzeką Sanem wznosi się stare miasto zwane „Sieniawa”, niegdyś własność możnej rodziny S>cniawskicb. Za króla Augusta II Sn a, dziedzic tego miasta, pan Sie niawski. piastował godność kasztela na krakowskiego. W domu jego przypadała raz uroczystość rodzinna, więc sprosił sąsiadów i przyjaciół ze stolicy; olbrzymi dziedziniec jego dworu pełen był kolas paradnych, jedne złotem świeciły, inne taliami szklannemi, inne jeszcze jaskrawemi barwami. l>o w owe czasy zbytki już na dobre rozgościły się w Polsce; oi którzy mieli na to i ci, oo nie mieli, wydawali dużo. Wielkie salony dworu Sieniawy pełne były strojnych kobiet; spojrzawszy na panie, błysz. ozące klejnotami i jedwabiami,można było sądzić, iż Polska jest jednem z najbogatszych państw Kuropy i można też było mniemać jednocześ nie, że to nie Polska, bo większość pań obce, dziwaczne stroje miała na sobie: ta fryzę flamandzką, tamta węgierską bekieszę, inna pelerynę hiszpańską, a wśród gwaru napełnia jącego salony często też obce wyra zy wybiegały. Na tern tle cudzoziemskiem mile odbijała postać dziewczęcia w błę kitnej prostego kroju sukni, w kon tu-iku granatowym, z wylotami, o szytymi białym puszkiem, z główką gładko uczesaną; jedyną ozdobą, jaką miała, były świeże kwiaty, wplecione w dwa długie warkocze, które spadały swobodnie na jej ra miona. Pani® i panny tworzyły pod ścia nami salonów wieniec różnobarwne i szeptały o redutach, balach, kuli gach, jakie przynieść im miała, zbli żająca się zima; panowie w kontu szach, lub strojach cudzoziemskich przechadzali się i rozmawiali o woj. nie, jaką August II-gi zamierzał wy powiedzieć Karolowi XII.mu królo wi Szwecji, leoz rozmawiając, rzu cali jednocześnie oiekawe spojrzenia na sztywno,pretensjonalnie ubrane ko kobiety, a piętrowe ioh fryzury twarze pudrem ubielone, upstrzone muszka mi sztuoznemi, wywoływały na nie jednego ustach uśmiech szyderczy. — Kto jest ta dzieweczka, która, jak niezabudka łąk naszych, błyszczy wśród tych pstrych i krzykliwych papug skromnością i powagą? — za pytał półgłosem skarbnik żydaczew ski młodego kasztelana Sieniawskie. g° — Kobieta Kowalska, panna re spektowa mojej matki, — odparł za pytany. Na dworach magnatów gościły wówozae zwykle córki szlachty, któ ra nie mając na to, aby dać dziew czętom naukę i ogładę, posyłała je do domów możnych paó, aby w ich towarzystwie nabierały ułożenia i wielu wiadomości, które rozwijały ich umysł, a przytem dziewczęta ba wiły się nieraz wesoło i znajomości zawierały. — Zacna to panienka i pracowita, jak pszczółka, — dodał jeszcze kasz telanie <t- przywiązana uczciwie do własnej jrodziny i do ziemi ojczystej. — Widać to, odpsrł skarbnik i powrócił do przerwanej rozmowy o królu, lecz od czasu do czasu szukał wzrokiem Elżbiety; nie zawsze spo tykał ją wszakże, gdyż dziewczynka wybiegała co chwila z saloną, będąc bowiem prawą ręką pani Sieniaw skiej, wyręczała ją w gospodarstwie domowem, a kiedy paflstwo Sieniaw soy powiedli gości do salonu bie siadnego, nie siadła z innymi panna mi, lecz ciągle obiegała stół dooko ła, pilnując, by nikomu jadła i na poju nie brakło. — W parę dni po owej uroczys tości przed dwór Sieniawy zajechała znowu kolasa pana skarbnika żyda ozewskiego;. Elżbieta zajęta była właśnie w ogrodzie zbieraniem jab łek. bo jesień już nocą nieraz tigle płatała, strasząc mrozem kwiaty i o woce, ani jej w myśli byli goście, gdy dobiegło ją wołanie: — r.izuDiu; c.izuniu: Poznała głos pani Sieniawskiej, więc natychmiast pospieszyła. — Jestem na usługi, — rzekła u śmiecbając się wdzięcznie. Kasztelanowa ujęła ją za rękę. — Mam gościa, — rzekła głosem wzruszonym, oo zdziwiło Elżbietę — pan Drużbacki, skarbnik żydaczew ski przyjechał i oświadczył się o cie bie. W wyobraźni dziewczęcia stanęła postać szlachetna w kont uszu, o ciem nych, pełnyćh rozumu i dobroci o ozach, bo i ona wśród strojnej we fraki i pudrowane peruki panów, za uważyła młodzieńca, którego twarz zdobił piękny wąs, u którego boku szabla brzęczała, więc słowa kaszte lanowej nie przestraszyły jej, tylko rumieniec wywołały na jej lica i poszła bez oporu do salonu i podała śmiało rękę gościowi, bo nie lękała się tego, w którego sercu biły też same uczucia, oo w jej piersi. W kilka tygodni potem, w skrom nym kościółku Sieniawy odbył się ślub młodej pary: Elżbieta, zmie niwszy nazwisko Kowalska na Druż ba ka, przeniosła się z nad Sanu nad Wisłę do wsi Hzemień, dziedzicznej własności męża i tam była wierną towarzyszką jego oraz zacną opie kunką swego ludu, a w chwilach wolnych od poważnych olx»wią/.ków domowych pisała, gdyż posiadała ona talent poetycki. W domu kasz telana Sieniawskiego nie brakło ksią żek, Eźbieta wykształciła się na wzo rach najlepszych naszych pisarzy XVI wieku: umiała na pamięć nie jeden psalm Kochanowskiego, nie jedną sielankę Szymonowieza, wiele ustępów z „Flisa” Klonowicza, z po wieści Górnickiego i z kazań Skargi, to też mówiła pięknym językiem pdskim. a prace jej literackie w wie ku, w którym żyła. w wieku takiego zepsucia języka, iż nazwano go wie kiem makuronizmu, odznaczały się poprawną mową polską. Do pięk niejszych jej utworów należy wiersz: „Wiosna'*. „O złoty winku w postaci dziecinnej „Wiosno wesoła, toć się pięknie śmiejesz, „Wszystko twej ujdzie płoohości nie winnej; „Czy chłodem dmuchasz, ozy oiopłem ogrzejesz... „Wolnoć, jak dzierku dia swojej zabawki „Dziś urodzone straszyć gniewem trawki. „Przecież ohoć straszysz, nie czynisz . szkody „Ni skrzepłem zimnem, ni przykrem gorącem. „Przyjemna pora, czas miły, czas młody „Ma swą umowę z powietrzem i słoń cem, „Ma sposób starość orzeźwić, ochło dzić. „Ty okowaną i ścieśnioną ziemię „Od tęgich mrozćw uwalniasz z nie* woli, „Jak orirka matki kochająoe plemię „Kajdany zimne rozpuszcza powoli. „Potem sal bliższym ogniem, gdy dosadsi, „Z lodowej więzy więźnia wyprowa* dzi, „A po tyrańakisj, zimowej opieoa „I Oiwilg ziemi, odetchną*'' swobod nie, „Tu otworzywszy ciepłych daebów piece, „Skostniałe role rozwalnia wygodnie „I częstsze tchnienie z ust ich roz pościera, t,W szystko się rodzi, a nio nie u* mierz... „Choć się zasępisz, ohoć płaczem rozkwilisz, „Nie przykro patrzeć na twoje gry tu asy, „Spragnioną matkę twemi łzy poei lisz, „l cieszysz pola,łąki kwiatami,lasy... „ly wszem żywiołem pożytek przy nosisz, „v»dy perłowemi wody często rosisz, „ly szczodrą zwać się możesz mo• narobinią, „Która corocznie barwy wszystkim dajesz, „Czego najwięksi mocarze nie czy* nią; „Tyś chętna w datku, nikogo nie łajesz. Zostawszy bogatą panią ekarbniko wą, hl/bieta nie zmieniła zwyczajów, ubierała Bią zawsze skromnie i pow stawała na zbytki; napisała nawet satyrą na ówczesne kobiety, wiersz, w którym śmiało wytknęła ioh wady, pragnąc szczerze, aby się poprawiły. Satyry tą przeprowadziła w formie rozmowy, którą niby podsłuchała: „Nastawiam ucha" (tak rozpoczyna) „przez grabiny gąste „I/iście, co mnie swoim zasłoniła cie niem, „Widzą łzy z oczu, wzdychania cząste „Uważam i mam litość nud stworze niem „Płci mojej, ledwie wraz s niemi nie kwilą „Nie wiedząo, że to płaczą kroko dyle.” Po tym wstąpię wymownym au torka przytacza z kolei skargi Owrych dam, które krokodylami z oburze niem nazwała: jedna się żali, że się nudzi na wsi, druga, że mąż jej ską py, trzecia, że do Warszawy nigdy nie jeździ, czwarta, że nie wie nawet, co to jest bal. „Piąta z westchnieniem rzecze: „Ja się cieszą, „£em nie ja tylko taka nieszoząśliwa, „Mój Borys nie chciał sprawić mi bekieszy „Takiej, jak teraz modny wiek uży wa: „Aksamit fonso, podszyty marmur kiem „Po szwach z masyfu bromowany sznurkiem. „Sukna mi kupił, miasto aksamitu „Szlomy wytarte z lamusa sprowa dził „Mnie przy gałganach s kuśnierzom osadził. „Zważcie jeżeli nie mam sią ozm smucić.” Rozżalona słusznie na współczesne * sobie kobiety, któr ych lekkie postę powanie doprowadzało często rtjców ioh i mężów do miny majątkowej,— a za ruiną rodzin szedł upadek ca łego kraju, — Klźbieta I >rużbacka jfiui słowaiui kończy tę satyrę: „Nie miejcie za złe, źe was, roa* puszczonych „W swawoli, sądzę... Polskiemu na rodowi „Krzywdę czynicie, z siebie śmiechy, *«rty, „Honor wasz (dacze, źe goły, wy tarty.” Po śmierci męża Klżbieta I)ruż* baoka oddała się jeszcze gorliwiej, niż przedtem obowiązkom obywatel ki i gospodyni, oraz wychowaniem własnych dzieci, których miała kilko ro, a gdy córki wydała za mąź, syn zad dorósł i mćgł objąć dziedzictwo ojca, przeniosła się do Tarnowa i o brała sobie za mieszkaoie klasztor Bernardynek, pisała dalej i biednych wspierała, umarła w r. 1700. Próoz „Wiosny” i ..Satyry” na zbytki ów czesnych kobiet, napisała jeasose piękny wiersz „Pochwała łanów”, powieść o Alfonsie księoiu Kokealo nji, historję księżniczki Kufrozyny i kilka jeazose innych prao.