„zeonr obbhh z.h.p.
WYCHODZI w EAZDY CZWARTEK
Biuro Zara. Owitt. Z N.J* rat-Arl nią
w domu wHMijrtn p.n. IUMIN W Ulrl
•lun »t. Chicagu. III.
UMy %h aprewurh idmm.
X«U^Vu oru kormporitl«<u« y Uo La
. t ,'łui »lit- iw^y i ii*", im/C *if
T M HELIHSKI,
]<e-IM W. DWt.lon et.. Chicago. III*.
l-tirkujr bankowa, pocztowa i pln
Bladze prar#yłmf ualciy pod adrwos :
■. MAJEWSKI.
103-10* W. Dlvl»lon at.. Chicago, Ul*.
Rornapondaccye dotycrąc* Kadakcjrl
„Zgody przeayW mirt* pod adr.
8 BARSZCZEWSKI,
KK-104 W. Divtalon at., Chicago, lila.
Wawlkic ran 1 iatv w -piawah ad u i
at»lia<y)u\cli „Zgody”. ueliurn 110
b t iuka.ek.rh ralrfy adreeować uo
trkirUIiB ..Zgod)’ :
. J. OLBINSKI.
Ittt-SM w. rtUalooBt. Chicago. Ill«.
THE WEEKLY “ZBODfl”
A 1‘1'K AKINU EYEKT THURHDAT
ła tha officlal organ ot tha
Poliah National Allianca. U. 8.
8. BARSZCZEWSKI. Edltor,
?f
Office: 102 - 104 Wart Dirlnoa Street
CHICAGO, ILLINOIS
Ali huBinoM rommuDlcatlons ahall
ba uddroB-ołl:
Tha Poliah Waakly „Zgoda”.
103-10* W. Dirlaloa at.. Chicago. Ilia
Ali ronimnnirationn to tha Poliah
Kat’l Allianca ahall Im adilrnaed:
T. M. HELIHSKI, Oan’1 Sacratary.
103-104 W. DiyImod at.. Chicago, Ula
OltGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI.
No. 4-G. (No. 10 Wydania dla niewiast).
Chicago, 111., Czwartek dnia 15-go Listopada 1900 roku.
Rok 19
Państwo kobiet
Dużo mówi się i pisze o prawach
i obowiązkach kobiety, dużo dys
putuje się na temat, czy kobieta
może brać tuki sam udział w rzą
dach. jak mężczyzna, a tymczasem
, w święcie zwierzęcym od niepa
miętnych czasów istnieją społe
czeństwa, w których nie tylko że
mężczyzna nie ma praw wyższych
od kobiety, ale nawet jest prawie
niczem, gdy kobieta jest— wszyst
kiem.
Społeczeństwa takie, całkiem ko
biece, całkiem prawie obchodzące
się bez mężczyzn, stanowią —
pszczoły. Przypatrzmy się więc
im, posługując się dziełem dra
Buechuera. znakomitego badacza
stosunków społecznych.
Społeczeństwo pszczół stanowi
państwo niezależne, posiadające
mniej więcej 12.000 mieszkańców,
na których czele stoi królowa. Jest
to, jak mówi dr. Bueehner, „nio
narehjn o instytucjach demokra
tycznych’’. Możnaby ją nazwać
nawet monarchją komunistyczną,
czemś w rodzaju owego ustroju po
litycznego, o którym marzył Napo
leon III w chwili, gdy rozpoczynał
flirt kokieteryjny z masą robotni
ków. Możnaby wreszcie ochrzcić
ją także mianem monarchji elek
cyjnej, bo nie ma w niej dziedzic
twa tronu, a każda królowa, jest
wybieraną przez obywateli, utrzy
mywaną na tronie, lub strącaną z
niego według ich własnego widzi
misię. .
Nie rozstrzygając kwest ji, czy
Napoleon III marzył o społeczeń
stwie komuni8tycznem, stwierdza
my jednak, że komunizm jest
istotnie podstawą państwa pszczół.
Mieszkania obywateli są wspólne,
z wyjątkiem domu królowej, która
zamieszkuje pałac osobny. Reszta
narodu mieszka w domach wspól
nych, których pokoje są tek po
dobne do siebie, jak dwie krople
wody. O jakiejkolwiek elegancji,
lub smaku artystycznym mowy tu
niema, bo architektki państwowe
dbają wprawdzie bardzo o zdrowie,
lecz kwestjo piękna są dla nich
czemś obceni. Sztuka tam wyszła
zuj>ełnie z mody, a odnosi się to
nietylko do mieszkań obywatels
kich. lecz do całej kultury państwo
wej. Zu|X'łny brak zmysłu este
tycznego zdaje się potwierdzać
przypuszczenia sceptyków, twier
dzących zuchwale, że kobiety nie
są stworzone do sztuki.
()we domy wspólni* zbud« iwane są
około olbrzymich magazynów (pla
strów miodu), stanowiących <x*zy
wiście własność zbiorową, a w ma
gazynach tycli złożone są wszyst
kie produkty wspólnego trudu i
pracy. Własność prywatna nie
istnieje. Państwo stara się o utrzy
manie poddanych swoich, a taka
jest uczciwość obywatelek, takie
ich umiarkowanie, że biorą one bez
kontroli ze spichlerzów publicz
nych wszystko, co im do życia jx>
trzebn. Niema prawie przykładu,
aby którakolwiek z tych pań nad
użyła zaufania. W latach głodo
wych wszyscy ograniczają dobro
wolnie potrzeby swoje, starając się
tylko usilnie, aby królowej na ni*
czem nie zbywało. Takiej solidar
ności i takiej dojrznłośei obywatel
skiej niema chylm w żndnetn z
państw świata.
Zresztą obywatelki odznaczają
się niezwykłą pracowitością. „R/ąd
— mówi dr. HuccbneT — |mzo*ta
wia inicjatywie indywidualnej zu
pełną swolMslę, Każdy, a raczej
każda praeuje tyle. ile jej się po
doba. A mimo tp. niema tam urn
ie pracownic leniwych, łio przykład
ogólny wywiera wpływ potężny na
wszystkich. W państwie, gdzie
wszyscy, a raczej wszystkie pracu
ją. lenistwo jest zjawiskiem okrop
nem. a w naszych społeczeństwach
przeciwnie, próżnowanie uważane
jest za coś bardzo naturalnego.
Każda jednostka tego państwa ko
munistyczne - kobiecego posiada
świadomość, że nie dla innych, lecz
dla dobra ogólnego, a więc i dla
siebie pracuje, ponieważ jest cząst
ką całości.”
W całej tej charakterystyce
Buechnera jest sporo fantazji.
Prawdą jest to tylko, że pszczoły
pracują dużo i prawie zawsze ocho
czo, ale fałszem jest. jakoby tnm
przymusu pracy uie było. Kol
niczki —czytaj: pracownice na roli,
które z brzaskiem dnia wychodzą
w pole, muszą przy powrocie przed
stawić dowody pilności swojej, a
gdyby się okazać miało, że próżno
wały, strażniczki ula zamykają im
bramy przed nosem. Kontroli tej
nie pod legują jedynie te obywatel
ki. które piastują urzędy publiczne
(wykonywują np inspekcje, lub
prace administracyjne). Ta kate
gorja pracownic nie składa obra
chunków policji, lecz udaje się z
raportami wprost do królowej.
mieście sam<‘in. t. j. w ulu, o
bowiązki nadzoru ulicznego i gos
podarstwa domowego spoczywają
na barkach młodych panienek, któ
re jeszcze są za wątłe i delikatne
do pracy na roli. Młodzież pracu
je pod kontrolą niatron, dbających
sumiennie o czystość miasta i do
mów. Starają się one również, aby
w magazynach, do których od rana
do wieczora napływają najrozma
itsze artykuły spożywcze, panował
porządek wzorowy. Cała armja ro
botnie odbiera produkty, przyrzą
dza je w sposob właściwy do spo
żywania i klasyfikuje je porządnie.
A kwest ja dzieci? Wiadomo każ
demu, że kwestja ta jest jedną z
najsporniejszych i najdrażliwszych
w programie kobiet dzisiejszych,
który odrzuca ,.stare’’ prawidła
związków małżeńskich i „stare” o
bowiązki macierzyństwa. Otóż. w
państwie pszczół kwestja ta zostałn
rozwiązana w sj>osób bardzo wy
godny. Dzieci należą do państwa,
które je żywi i kształci wzorowo.
Sentyment zniknął wraz z obowiąz
kiem macierzyńskim. Dozorczy
nie, pełniące straż przy kolebkach,
odznaczają się tylko doskonalą pie
czą nad dziećmi i obowiązkowością,
pozbawioną wszelkiej czułości dla
małych istot, z których jedna nie
jest im bliższą tal drogiej. Są one
bardzo staranne, lecz In-z serca.
Widziano w czasie klęski głodowej,
jak wyrzucały mnóstwo dzieci |»oza
inury miastu, na ]Histwę. dzikich
zwierząt, aby zmniejszyć liczbę ust
żądnych pokarmu. Takn sama
oschłość uczucia panować liędzic
w owem, przez marzycieli komu
nizmu wyninr/onem państwie przy
szłości. gdy zerwane zostaną tysią
ce nici, łączące dzisiaj matki i
Kwest ja ta naprowadza na* na
inną, nie mniej drażliwą. Jeżeli
są dzieci, muszą hyc i mężowie.
Jakaż jest ich rola w państwie?
Jest to rola małżonków i nic wię
cej. W państwie pszczół, małżo
nek (truteń) jest małżonkiem i na
tern kończy się wszystko. Pokrę
cają ci panowie wąsa, całe życie
próżnują i włóczą się po lasach i
ogrodach, pslczas ^dy żony ich
ciężko na chleli powszedni pracują.
Są to wcielenia lenistwa. Kobiety
nienawidzą ich też z całej duszy i
traktują ich jak bydlęta, jfdy ich
już nie |sitr/.eł)iiją Raz w roku.
na | tocząt ku zimy. urządzają pszczo
ły ryczałtowe anębienie mężów sta
rych, nł»y zastąpię ich młodszem
pokoleniem J<*st to wielka uro
czystość. Gała ta proeedura roz
liczy na się ograniczeniem żyw
noHci dla |sxltntusialych mężczyzn,
a następnie niemiłosierne panie
wypędzają ich poza granice miasta,
wśród szturchańców i znęcań. Wy.
Knani w pola i lasy, giną trutnie z
(fł Mlu i zimna, a rzecz dziwna, że
okrucieństwo takie nie wywiera
żadnego wpływu na innych przed
stawicieli płci uięzkiej. Rzemiosło
nygusownnia ma tyle pował>ów. że
amatorów nigdy nie braknie. I'strój
społeczny zatem, który zdawał się
wypływać z pobudek idealnych, za
mienił się w dalszej przemianie w
surowe barbarzyństwo. Smutna nie
s|hm Izmnka!
A dzieje polityczne państwa
pszczół? Godne są one zaiste pióra
romaosopisarzy. Pałac królewski,
to siedlisko intryg, przypominają
cych ..tajemnice liosforu". Królo
wa żyje w otoczeniu dworu liczne
go, w wieczystej trosee o jego
względy — królowa i niewolnica,
królowa i kurtyzana zarazem. Krą
ży koło niej mnóstwo wielbicieli i
wielbicielek, ale monarrhiui wie o
toni dobrze, ze lada dzień cała tu
zgraja odwróci się do nowego słoń
ca, w postaci którejkolwiek z młod
szych księżniczek. A kocha oun
tron tak gorąco, że nie cofa się na
wet przed zbrodnią, przed udusze
niem własnych córek, gdy w nich
domyśla się rywalek. Królowa pra
wie zawsze ginie śmiercią niemu u
ralną. Przyrodnicy wsi>oiiiinają
wprawdzie o wypadkach, że pszczo
ły strącają królową z tronu, a na
stępnie żywią ją aż do śmierci, ale
wyjątki te nader są rzadkie. By
wają także takie królowe, które o
I uiszcza ją stolicę w towarzystwie
garstki poddanych. Bądź co bądź,
los królowej nie jest do pozazdrosz
czenia!. Po śmierci jej, lub wygna
niu, rozpoczyna się między księż
niczkami walka zacięta. Poddani
nie starają się bynajmniej godzić
rywalek, lecz tendencyjnie drażnią
ich nienawiść, aby jedna padła tru
pem w walce śmiertelnej i państwo
w ten spo6ób uniknęło na przysz
łość rewolucji i zaburzeń. Pewien
podróżnik opowiadn, że widział,
jak naród zgromadził się na bło
niach i otoczywszy kołem dwie
kandydatki do tronu, które przy
padkiem nie miały wcale ochoty
rozgrywać z bronią w ręku sporów
królewskich, zmusił je do walki
śmiertelnej. Lud ze skrzyżowanemi
rękami przyglądał się widowisku,
drażniąc rywalki i zamykając im
drogę, gdy z placu boju uciekać
chciały. Biedne księżniczki były
zmuszone uderzyć na siebie, a gdy
jedna drugą zadusiła, lud zwycięz
ką [Minię okrzyknął królową i spie
szył oddać jej hołdy wiernopoddań
cze.
«**im*i iu w imni&n wintT4
ny. Ni#* utrzymuje on stałej nrmji,
lecz w razie wojny, wszystkie oby
watelki za broń chwytają (obywa
tele zostają w (łomu), a wszystkie
biją się* dobrze. I to także jest nie
spodzianką.
A oto jaszcze jedna i ostntnia
nadzwyczajność. Państwo pszczół
(Miznaeza się zdumiewającym roz
wojem wiedzy teehlliezej. Jego
rołioty publiczne świadczą o tem
wymownie. Badali je ludzie światli
i byli zdumieni zdolnościami ma
tematfcznemi i pomysłowością in
żynierek i architektek. Jeden z
badaczy ołmerwował ul w chwili,
gdy jakiś spichlerz olbrzymi zawa
lił nie właśnie i ta sama klęska za
grażała innym budynkom. Przy
patrywał się pracom ratunkowym,
wymagającym specjalnych, bardzo
skomplikowanych sztuczek techni
czych i nie mógł wyjść z podziwie,
nin nad zręcznością architektek.
Filary, łuki. schody, wiązania,
wszystko powstawało według ścis
łych prawideł sztuki inżynierskiej.
Tak się przifłstawia państwo
pszczół-kobiet. Powie nam kto
może, iż pszczoły a Indzie, to wiel
ka różnic*, nie można więc pszczół
p»rńwnywać do ludzi, a jednak tu
i tam panują jedne i te same prawa
przyrody. I wśród ludzi wycho
wywanie dzieci przez państwo za
lałoby miłość macierzyńska i wśród
lodzi mężczyzna utrzymywany
przez kobietę staje się bydlęciem.
PRZEBUDZONA,
Słonko majowe
Ze snu już wstaje,
We mgłach różowe
Wyzłaca gaje,
Przez chmur koronkę
Patrzy ciekawie,
Bieżnio przez łąkę.
Kąpać się w stawie,
Promyki drżące
Po drzewach wiesza
I budzić śpiące
Kwiatki pośpiesza.
Ukradkiem, z cicha,
Pączki rozwija.
I w lot z kielicha
Rosę wypija.
O ileż blanku.
Jakże uroczo!
W pohlizkim lasku
Ptaszki szczebioczą,
A z tego drzewa,
Co pod oknami,
Slowiczek śpiewa.
Pieśń nad pieśniami.
Piosenka płynie
Dalekiem echem,
v naty w dolinie
Wtórzą jej śmiechem,
Wszystko si»* budzi,
Do zajęć wraca,
Ożywia ludzi
Radość i praca.
I w sercu mojetn
Coś się zbudziło,
Drży niepokojeni
Dziwnie a iniło.
Jakieś zachcenia.
Nowe. nieznane,
Najsłodsze brzmienia,
Blaski różane.
W serce się leją
I pierś podnoszą,
Niby nadzieją.
Niby rozkoszą ..
I coś mnie drażni.
Czegoś wyglądam,
Lecz najwyraźniej.
Nie wiem, co żądam.
Chciałabym zrzucić
Postać dziewczyny,
Lecieć i nucić
Jako ptaszyny,
Po brzóz zwieszonych
(iałązkach pląsać,
Z listków zielonych
Rosę otrząsać.
W przelocie, szybko
Muskać strumienie,
1 srebrnym rybkom
Nieść pozdrowienie,
I ponad pola
I ponad laski,
Lecieć gdzie wola
n ruzuwr nia^Ki,
Coraz ku górze;
Wyżej i dalej,
Tonąć w lazurze,
W powietrznej fali...
Chciałabym potem
Zakwitnąć różą,
Pod drzew namiotem
Pachnącą, duż.ą,
Strojną w szkarłaty
I wdzięk niezwykły,
By wszystkie kwiaty
Gasły i nikły.
By alowik mały.
Skryty w gęstwinie
Moje pochwały
Śpiewał jedynie.
Znałem- bym rada
Ów pierścień złoty,
Co to posiada
Dziwne przymioty,
I w nadzwyczajno
Kształty nas zmienia,
1 wszystkie tajne
Spełnia życzenia.
Ale goręcej
Jeszcze bym chciała
Znalem- coś więcej...
Cobym kochała.
Niby człowieka.
Niby anioła.
Co mnie zdah-ka
W snach moich wola.
Chciałabym jego
Znalem- przy lioku
Za pat rzonego
Z miłością w wzroku,
Rą -zki serdecznie
Podać nju obie
I mięt- go wiecznie.
Wiecznie przy sobie..,
Chodzić i pwarzyć
Wśród drzew warkoczy,
I słodko marzyć
Patrząc się w oczy,
I całą jasność
I piękność ziemi,
Zabrać nu własność
Sercami swi'mi,
I skryć w błękicie
Wszystko radosne...
I całe życie
Zamienić w wiosnę.
A. Asnyk.
Elżbieta Drużbacką.
(*1687 r. f 1700 r.)
W Galicji nad rzeką Sanem wznosi
się stare miasto zwane „Sieniawa”,
niegdyś własność możnej rodziny
S>cniawskicb. Za króla Augusta II
Sn a, dziedzic tego miasta, pan Sie
niawski. piastował godność kasztela
na krakowskiego. W domu jego
przypadała raz uroczystość rodzinna,
więc sprosił sąsiadów i przyjaciół ze
stolicy; olbrzymi dziedziniec jego
dworu pełen był kolas paradnych,
jedne złotem świeciły, inne taliami
szklannemi, inne jeszcze jaskrawemi
barwami. l>o w owe czasy zbytki już
na dobre rozgościły się w Polsce; oi
którzy mieli na to i ci, oo nie mieli,
wydawali dużo. Wielkie salony
dworu Sieniawy pełne były strojnych
kobiet; spojrzawszy na panie, błysz.
ozące klejnotami i jedwabiami,można
było sądzić, iż Polska jest jednem
z najbogatszych państw Kuropy i
można też było mniemać jednocześ
nie, że to nie Polska, bo większość
pań obce, dziwaczne stroje miała na
sobie: ta fryzę flamandzką, tamta
węgierską bekieszę, inna pelerynę
hiszpańską, a wśród gwaru napełnia
jącego salony często też obce wyra
zy wybiegały.
Na tern tle cudzoziemskiem mile
odbijała postać dziewczęcia w błę
kitnej prostego kroju sukni, w kon
tu-iku granatowym, z wylotami, o
szytymi białym puszkiem, z główką
gładko uczesaną; jedyną ozdobą,
jaką miała, były świeże kwiaty,
wplecione w dwa długie warkocze,
które spadały swobodnie na jej ra
miona.
Pani® i panny tworzyły pod ścia
nami salonów wieniec różnobarwne i
szeptały o redutach, balach, kuli
gach, jakie przynieść im miała, zbli
żająca się zima; panowie w kontu
szach, lub strojach cudzoziemskich
przechadzali się i rozmawiali o woj.
nie, jaką August II-gi zamierzał wy
powiedzieć Karolowi XII.mu królo
wi Szwecji, leoz rozmawiając, rzu
cali jednocześnie oiekawe spojrzenia
na sztywno,pretensjonalnie ubrane ko
kobiety, a piętrowe ioh fryzury twarze
pudrem ubielone, upstrzone muszka
mi sztuoznemi, wywoływały na nie
jednego ustach uśmiech szyderczy.
— Kto jest ta dzieweczka, która,
jak niezabudka łąk naszych, błyszczy
wśród tych pstrych i krzykliwych
papug skromnością i powagą? — za
pytał półgłosem skarbnik żydaczew
ski młodego kasztelana Sieniawskie.
g°
— Kobieta Kowalska, panna re
spektowa mojej matki, — odparł za
pytany.
Na dworach magnatów gościły
wówozae zwykle córki szlachty, któ
ra nie mając na to, aby dać dziew
czętom naukę i ogładę, posyłała je
do domów możnych paó, aby w ich
towarzystwie nabierały ułożenia i
wielu wiadomości, które rozwijały
ich umysł, a przytem dziewczęta ba
wiły się nieraz wesoło i znajomości
zawierały.
— Zacna to panienka i pracowita,
jak pszczółka, — dodał jeszcze kasz
telanie <t- przywiązana uczciwie do
własnej jrodziny i do ziemi ojczystej.
— Widać to, odpsrł skarbnik i
powrócił do przerwanej rozmowy o
królu, lecz od czasu do czasu szukał
wzrokiem Elżbiety; nie zawsze spo
tykał ją wszakże, gdyż dziewczynka
wybiegała co chwila z saloną, będąc
bowiem prawą ręką pani Sieniaw
skiej, wyręczała ją w gospodarstwie
domowem, a kiedy paflstwo Sieniaw
soy powiedli gości do salonu bie
siadnego, nie siadła z innymi panna
mi, lecz ciągle obiegała stół dooko
ła, pilnując, by nikomu jadła i na
poju nie brakło.
— W parę dni po owej uroczys
tości przed dwór Sieniawy zajechała
znowu kolasa pana skarbnika żyda
ozewskiego;. Elżbieta zajęta była
właśnie w ogrodzie zbieraniem jab
łek. bo jesień już nocą nieraz tigle
płatała, strasząc mrozem kwiaty i o
woce, ani jej w myśli byli goście,
gdy dobiegło ją wołanie:
— r.izuDiu; c.izuniu:
Poznała głos pani Sieniawskiej,
więc natychmiast pospieszyła.
— Jestem na usługi, — rzekła u
śmiecbając się wdzięcznie.
Kasztelanowa ujęła ją za rękę.
— Mam gościa, — rzekła głosem
wzruszonym, oo zdziwiło Elżbietę —
pan Drużbacki, skarbnik żydaczew
ski przyjechał i oświadczył się o cie
bie.
W wyobraźni dziewczęcia stanęła
postać szlachetna w kont uszu, o ciem
nych, pełnyćh rozumu i dobroci o
ozach, bo i ona wśród strojnej we
fraki i pudrowane peruki panów, za
uważyła młodzieńca, którego twarz
zdobił piękny wąs, u którego boku
szabla brzęczała, więc słowa kaszte
lanowej nie przestraszyły jej, tylko
rumieniec wywołały na jej lica i
poszła bez oporu do salonu i podała
śmiało rękę gościowi, bo nie lękała
się tego, w którego sercu biły też
same uczucia, oo w jej piersi.
W kilka tygodni potem, w skrom
nym kościółku Sieniawy odbył się
ślub młodej pary: Elżbieta, zmie
niwszy nazwisko Kowalska na Druż
ba ka, przeniosła się z nad Sanu nad
Wisłę do wsi Hzemień, dziedzicznej
własności męża i tam była wierną
towarzyszką jego oraz zacną opie
kunką swego ludu, a w chwilach
wolnych od poważnych olx»wią/.ków
domowych pisała, gdyż posiadała
ona talent poetycki. W domu kasz
telana Sieniawskiego nie brakło ksią
żek, Eźbieta wykształciła się na wzo
rach najlepszych naszych pisarzy
XVI wieku: umiała na pamięć nie
jeden psalm Kochanowskiego, nie
jedną sielankę Szymonowieza, wiele
ustępów z „Flisa” Klonowicza, z po
wieści Górnickiego i z kazań Skargi,
to też mówiła pięknym językiem
pdskim. a prace jej literackie w wie
ku, w którym żyła. w wieku takiego
zepsucia języka, iż nazwano go wie
kiem makuronizmu, odznaczały się
poprawną mową polską. Do pięk
niejszych jej utworów należy wiersz:
„Wiosna'*.
„O złoty winku w postaci dziecinnej
„Wiosno wesoła, toć się pięknie
śmiejesz,
„Wszystko twej ujdzie płoohości nie
winnej;
„Czy chłodem dmuchasz, ozy oiopłem
ogrzejesz...
„Wolnoć, jak dzierku dia swojej
zabawki
„Dziś urodzone straszyć gniewem
trawki.
„Przecież ohoć straszysz, nie czynisz
. szkody
„Ni skrzepłem zimnem, ni przykrem
gorącem.
„Przyjemna pora, czas miły, czas
młody
„Ma swą umowę z powietrzem i słoń
cem,
„Ma sposób starość orzeźwić, ochło
dzić.
„Ty okowaną i ścieśnioną ziemię
„Od tęgich mrozćw uwalniasz z nie*
woli,
„Jak orirka matki kochająoe plemię
„Kajdany zimne rozpuszcza powoli.
„Potem sal bliższym ogniem, gdy
dosadsi,
„Z lodowej więzy więźnia wyprowa*
dzi,
„A po tyrańakisj, zimowej opieoa
„I Oiwilg ziemi, odetchną*'' swobod
nie,
„Tu otworzywszy ciepłych daebów
piece,
„Skostniałe role rozwalnia wygodnie
„I częstsze tchnienie z ust ich roz
pościera,
t,W szystko się rodzi, a nio nie u*
mierz...
„Choć się zasępisz, ohoć płaczem
rozkwilisz,
„Nie przykro patrzeć na twoje gry
tu asy,
„Spragnioną matkę twemi łzy poei
lisz,
„l cieszysz pola,łąki kwiatami,lasy...
„ly wszem żywiołem pożytek przy
nosisz,
„v»dy perłowemi wody często rosisz,
„ly szczodrą zwać się możesz mo•
narobinią,
„Która corocznie barwy wszystkim
dajesz,
„Czego najwięksi mocarze nie czy*
nią;
„Tyś chętna w datku, nikogo nie
łajesz.
Zostawszy bogatą panią ekarbniko
wą, hl/bieta nie zmieniła zwyczajów,
ubierała Bią zawsze skromnie i pow
stawała na zbytki; napisała nawet
satyrą na ówczesne kobiety, wiersz,
w którym śmiało wytknęła ioh wady,
pragnąc szczerze, aby się poprawiły.
Satyry tą przeprowadziła w formie
rozmowy, którą niby podsłuchała:
„Nastawiam ucha" (tak rozpoczyna)
„przez grabiny gąste
„I/iście, co mnie swoim zasłoniła cie
niem,
„Widzą łzy z oczu, wzdychania
cząste
„Uważam i mam litość nud stworze
niem
„Płci mojej, ledwie wraz s niemi nie
kwilą
„Nie wiedząo, że to płaczą kroko
dyle.”
Po tym wstąpię wymownym au
torka przytacza z kolei skargi Owrych
dam, które krokodylami z oburze
niem nazwała: jedna się żali, że się
nudzi na wsi, druga, że mąż jej ską
py, trzecia, że do Warszawy nigdy
nie jeździ, czwarta, że nie wie nawet,
co to jest bal.
„Piąta z westchnieniem rzecze: „Ja
się cieszą,
„£em nie ja tylko taka nieszoząśliwa,
„Mój Borys nie chciał sprawić mi
bekieszy
„Takiej, jak teraz modny wiek uży
wa:
„Aksamit fonso, podszyty marmur
kiem
„Po szwach z masyfu bromowany
sznurkiem.
„Sukna mi kupił, miasto aksamitu
„Szlomy wytarte z lamusa sprowa
dził
„Mnie przy gałganach s kuśnierzom
osadził.
„Zważcie jeżeli nie mam sią ozm
smucić.”
Rozżalona słusznie na współczesne *
sobie kobiety, któr ych lekkie postę
powanie doprowadzało często rtjców
ioh i mężów do miny majątkowej,—
a za ruiną rodzin szedł upadek ca
łego kraju, — Klźbieta I >rużbacka
jfiui słowaiui kończy tę satyrę:
„Nie miejcie za złe, źe was, roa*
puszczonych
„W swawoli, sądzę... Polskiemu na
rodowi
„Krzywdę czynicie, z siebie śmiechy,
*«rty,
„Honor wasz (dacze, źe goły, wy
tarty.”
Po śmierci męża Klżbieta I)ruż*
baoka oddała się jeszcze gorliwiej,
niż przedtem obowiązkom obywatel
ki i gospodyni, oraz wychowaniem
własnych dzieci, których miała kilko
ro, a gdy córki wydała za mąź, syn
zad dorósł i mćgł objąć dziedzictwo
ojca, przeniosła się do Tarnowa i o
brała sobie za mieszkaoie klasztor
Bernardynek, pisała dalej i biednych
wspierała, umarła w r. 1700. Próoz
„Wiosny” i ..Satyry” na zbytki ów
czesnych kobiet, napisała jeasose
piękny wiersz „Pochwała łanów”,
powieść o Alfonsie księoiu Kokealo
nji, historję księżniczki Kufrozyny i
kilka jeazose innych prao.