Newspaper Page Text
„zgodit mn.v. WYCHODZI w KAŻDY ('ZWAKTIK Biuro Zut Ontr. l.N P miatei »ią « domu »liinrm p n. IW 10* W. Dlłl atco rt. Cblcifu. III. Waarlkia lUljr «r •prawa' h wlnlo ZwIftKka orai korwpondntyt <k> Za laaduCcbtt aaiaAj |«MarM po-1 aura **“' T. ■ HELIH8KI, KXt-iq« W. DlTlalon at.. Chirjro, Ilia. Prackasjr llbkoat, p.* ilu»a i pla bladaa praaayłaC i,al~tv pod adraaam ■ . MAJEWSKI. Wl-im W Dlalaloii •(., Chicago, lila. K(>i«*poDd»iiry*dolvraaia Kwdakcyl „y.poii) | i/«••>lar aaloay pod adr. I. BAK8ZCZKWBK1, lU-IOt W. Divłc1ub at., Cbitaio, lila. Wa/*lki« zaA listy « aprawaib ario,! ■tMrarylbyrh „Zgody", oploswii 110 b"t <:rukaiak'ch iialrly auitaować do arlrrUna „Zgodł”: J OLB1N8KI. lOS-lW W. DiMalon at., Chicago. Ilia ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. THE WEEKLY “ZGODB” APPKARINU KYKKY THURSDAT la tha offlclal orgno of tha Poliah National Alhanoa. U. 8. M. A. 8. BARSZCZEWSKI. Editor, OEaai 103 -104 Waat Dirlitan Btraat CHICAGO, ILLINOIS Ali Hnslnaa* rommutilcatlons ahaU ba addraaaed : Tha Poliah Weokly ..Zgoda”. 1W-1W W. Diaistoa at.. Chicago. Ilia AU mnimunlrationa to tha Poliah Nat’l Alliatice •hall Im* addr««aad: T. M. HELIHSKI, Oen’1 SeeraUry, llfci-104 W. Dlvlsion at.. Chicago. IUa. Chicago, 111., Czwartek dnia 6-go Grudnia 1900 roku. Kok 19. I 1 ^0# 4*9. (No* 13 Wydauia dla niewiast), Znaczenie gimnastyki w wychowaniu młodzieży, a zwłaszcza dziewcząt. Życie nasze jest to nieustan na zmiana, uieustanny ruch pierwiastków, z których się wkłada ustrój. Dopóki ta prze miana materji odbywa się pra widłowo, tak długo jest zdro wie, a każde zaburzenie w przemianie pierwiastków jest już chorobą. Życie więc — to ruch i siła. Ruch jest po trzebny tak dla utrzymania zdrowia, jak też dla usunięcia chorób. Na tern polega wysoka rola gimnastyki na usługach wy chowania, jeżeli nieumiejęt ność kierowników nie zamieni jej na nieużyteczne, a nieraz szkodliwe i niebezpieczne wy siłki. Gimnastyka hygienicz na bynajmniej nie wymaga wysilenia, ani karkołomnych sztuk akrobatycznych. Ona powinna regulować, rozwijać i udoskonalać naturalne ruchy organizmu naszego, wzmac niać cały ustrój, polepszać odżywianie, zwiększać odpor ność ciała na szkodliwe wpły wy i rozwijać piękność kształ t/Ow cmta. Tak pojęta gimnastyka ma dla ogólno ludzkiego rozwoju wielkie znaczenie i jest bar dzo ważnym czynnikiem w wychowaniu publicznem. Najpożyteczniejsze są umiar kowane systematycznie po wtarzane ruchy tak po sobie następujące, aby wszystkie mięśnie kolejno do czynności powołane były. Przyrządy lekkie i niezbyt wielkie cię żarki służą jako punkta opo ru, przez skurczenia mięśnio we przezwyciężać się mające. W każdym wieku, umiejęt ne zastosowanie gimnastyki może przynieść wielkie ko rzyści, należy tylko pamiętać, że polepszenie odnowy mate ryj nie może nastąpić po kil ku, lub kilkunastu dniach i że dla naprawy tego. co sie psuło przez czas długi, po trzeba wytrwałości i cierpli wości. Umiejętne zastosowa nie gimnastyki może zniszczył nawet dziedziczne usposobie nie do suchot, wiemy bowiem że suchoty najczęściej łączą się z nieprawidłową budową klatki piersiowej, a zatem roz woj jej i płuc za pomocą łwi czert odpowiednich, a jedno cześnie znoszenie usposobieniu do katarów, za pomocą nacie raniu ciała zimną wodą, nisz czy zupełnie szkodliwy wpływ rodziców. Jak jest wielkim wpływ gimnastyki na rozwój ciała można się przekonać z nastę pujących cyfr, zamieszczo nych w jednym z dzienników lekarskich francuzkich. 1' ! 70-eiu na 100 gimnastyków powiększył się w pięciu mie siącach obwód klatki piersio wej o 2.”»centymetrów; w tym że czasie u lit na 100 zwięk szył się obwód ramienia o 128 ctin., u przedrumiema u 62 na 100 o pół centymetra, obwód uda u G3 na 100 o 138 ctra., a łydki u 30 na 100 o 82 ctm. Odpowiednio do większego rozwoju mięśni zwiększyła się też ich siła; 86 na 100 gim nastyków podniosło po pięciu miesiącach ciężar o 50 funtów większy, niż przed rozpoczę ciem nauki gimnastyki, a u 81 wzmogła się siła skurczu ręki o 195 funtów. Prawie wszyscy badani stracili na wadze z powodu znacznego ubytku tłuszczu i to w tym stosunku, że największe wy chudnienie spostrzegano właś nie u tych, u których mięśnie i ich siła najwięcej się wzmo gły; u 53 na 100 zmniejszył się ciężar ciała o 14 7 funtów. Ważne i wielostronne ko rzyści, jakie gimnastyka w wychowaniu młodego poko lenia przynosi, dowodzą, jak ona j'est potrzebną dla chłop ców, a jeszcze więcej dla dziewcząt, chłopcy bowiem i bez gimnastyki nie są pozba wieni sposobności używania swobodnego ruchu, którego dziewczętom przy dzisiejszem wychowaniu bardzo często brakuje wskutek przesądów’ o wpływie ich na zdrowie, lub fałszywych poglądów na ży cie kobiet. Oczywiście, przy gimnastyce dziewcząt niewnd no zapominać, że wdzięk, ła godność, cierpliwość i oby czajność są owymi pierwiast kami, na których wychowanie młodej dziewczyny i dorosłej panny opierać się musi. Ćwi czenia więc gimnastyczne po winny uwzględnić fizyczną i psychiczną właściwość płci, aby zamierzony rozwój ciała nie wyrodzil się kosztem wdzięku kobiecego w atle tyzm, a delikatność i mięk kość uczucia w zuchwałą na turę. Nerwowy rozstrój, tak częs to spotykany obecnie u mło dzieży, głośno woła o wzmoc nienie ciała, bo coraz to częś ciej spotykamy młodych cłiłopców, którzy w wesołych zabawach, właściwych wieko 'vi młodemu, me znajdują przyjemności, a wczesne roz wijanie się dziewcząt wskazu je pewne zwyrodnienie, któ remu przez staranne pielęgno wanie ciała i przez ćwiczenia jego zapobiegać należy. Nie ma jasnego zrozumienia rze czy ten, kto dziś jaszcze wy stępuje przeciwko gimnastyce kobiet, nie umie bowiem on ocenić, jak wielkie w życiu rodzinnem jest znaczenie zdro wej, hożej i wesołej dziewicy, a wroszeie żony, oraz zapomi na, że od cielesnej dzielności kobiet, jako pierwszych wy chowawczyń rodu ludzkiego, zależy dobro i szczęście ich dzieci, ich ognisk domowych, a nawet całych pokoleń. NA I) 1'atrzaj! to W;ała!.„ Spokojna, ma marząc* Między Mazowsza pisaki aię prze wija; Srebrzystą stroną złote brzegi trąca, 1 kryształową pieśnią nią rozbija. Fala jej mętna, jak oko złzawione— W niej niebios blaski, i brzegi zie lone, I stare zamki, pomięszane razem. Drżę jednym żywym, uroczym obra zem... Leoz czyś ją widział, gdy brzemię zimowe Zrzuca, ze snu się zbudzić niecierp liwa? Gdy. burzę grzmiąoe piersi wznosząc płowe, Wściekła gniotące okowy rozrywa? Huk je^ natenczas, jako grom pod ziemny, Walący miasta pośród nocy ciemnej; A jako pożar, nurt jej zapieniony Szeroko sięga zguboemt ramiony... Taki jest lud nasz. On, tak cichy rzewny Jak miesiąc w pełni—jak skowronek śpiewny, W obłocznej swojej wyobraźni świę cie Roi spokojny, jak spowite dziecię. Lecz gdy go ze snu zbudzi brzęk łańcnoha, Piekłem natenczas łono jego bucha, O! czyjeż wtedy nie pobledną lice? Kto wskaże jego powodzi granice? Buda natenczas, na kogo on wodze Pomsty swej zwróci!—nie straszniej na siebie Było mu wyzwać pomstę Boga w niebie!... Biada, na tego kto mu stanie w dro dze!... O, polski ludu! Wisły twojej wody, Grzm ą z każdą wiosną wezbranemi wały — Czas już, z icb głosem żeby się zmię szały; Okrzyk twej zemsty, pieśni twojej swobody! K. Zmokski. Śluby Panieńskie rzvu MAGNETYZM SERCA. Koarilja * A Akiach, nlcrura, Aleksandra lir. Fredry. (Ciąg dalszy.) Scena V. Radost, Albin*. (chustka w ręku, tragicznym to nem ) Rad Coż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie? Albin Niestety! Rad .Tak wzdychałeś, tak wzdy chasz lioleśnie. Albin. Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę; Kiedy nocne minuty łzami przeli czone! hau. A ja ci radzę, wypogodź twe czoło, Nie bądź Gustawem — lecz kochaj . wesoło. T** »lefęje i miłośn** żale Młodej dziewczyny nie podbiją wcale; A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa, Jeżeli westchnie, to wtedy ^dy ziewa; Klara, co spoeząć, rzadziej milczeć zdoła. Sprzeczna z układu, z natury we soła. Lęka się smutku,' któregoś obra zem. Albin. Ach! możnaż kochać i me płakać- razem! (po krótkiem milczeniu) Już dwa* lata się kończą, jak po wabnośc Kutry Wznieciła moję radość bez granie, bez miary. Niema dnia bym nie błagał najezul szera wejrzeniem; Samem jut tylko teraz oddycham westchnieniem; Łkam i skrapiam jej siady, skrapiam całą droęę: 1 kamień jużbym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę. Rad. Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy. Albin. Ach! Rad. Cóż dalej chcesz robić? Albin. Co? — umrę z rozpaczy. Rad. Może cię kocha Albin. Kocha? — Umarłbym z radości. Rad. Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności. Albin. Ja płaczę, ty się śmie* jesz. Rad. Śmiej się i ty razem Albin Ach, posłuchaj mnie ra czej, nie dręcz tym rozkazem. Myślałem, że wytrwałość najczy stszych płomieni Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni. Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby. Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby; Ach. błędna myśl, niestety! zwod nicze nadzieje! Jej serce coraz stygnie, a moje go reje! Radost (tymże tonem) Bywaj zdrów! Albin. Ach, gdzie idziesz? Radoht (jak wprzódy) Ach, idę do siebie. Albin. Nie litujesz się żalu, o. puszczasz w potrzebie. Rad. Chciałbym jeszcze do do mu pojechać na chwilę. Tylko że już podobno... jeśli się nie mylę... (patrzy nu zegar) Oho! taktojuż późno! Wdaj się tyl ko z trzpiotein: L niego juk rozsadek, tak wszystko na potem. Albin (chwytjącgo za rękę) Cze kaj. zwierzyć ci muszę straszną ta jemnicę. Kadost (przestraszony) Dla Bo ga, co to będzie! ALBIN. Rzecz całą oświecę. Rad. Albinie! ja truchleję! Albin. Zachowasz ją święcie? Rad. Mów! Albin. Klara i Aniela mają przed sięwzięcie... Słuchaj i zapłacz, nigdy — nie iść za mąż. RaIjost (zadziwiony i wstrzymu jąc się od śmiechu) Szczerze? (nu znak potakujący Albina, Radost pirska śmiechem) Albin. Co? Ty się śmiejesz z tego ? Rad. Sinieję, l>o nie wierzę. Albin. »Ja ci ręczę. Rad. I skąd wi**sz? Albin. Wiem pewnie. Rad. Daj Bożo! ttlo siebie) Tuki bodziec Gustawa obudziłby może, Był** inu wierzył, (do Albina) Dzięki za dobrą nowinę. ALBIN. Jakto, Radości*:, dobrą? — dobrą, a ja ginę! Rad. Nie zginiesz, będzie m żyli. Albin. Ty się śmiejesz zawsze Rad. Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze, (odchodzi w le. we drzwi środkowe) Albin. O miłości, miłości! ty żalów przyczyno! Złorzeczyć ci nie mogę, bo miłe łzy płyną. Lecz Klaro! kiedyż równa odpła cisz mi miArą? Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro! Scena VI, Albin, Aniela, Klara. (wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych) Klara (cicho, stanąwszy przy Albinie) Po raz pierwszy, drogi, trzeci! Na wezwanie takie dzielne. Powtórzone po trzy razy, Nawet duchy nieśmiertelne. Jak posłuszne ojcu dzieci, Porzucając ciemne cele, Stają władcy brać rozkazy. Mogęż spóźnić przyjście moje? Otóż jestem, otóż stoję. Albin (całując w rękę) Ach! Klaka. Nic więcej? Albin. To tak wiele. (Klara śmieje się — po krótkicm milczeniu) Ach urągasz miłości. Klara (śmiejąc się) Urągam? — broń Boże! Albin* Twoje serce bez czucia. Klaka. Lwie. tygrysie może? Albin. Nikt go zmiękczyć nie zdoła Klara. Nie każdy, to pewnie. Albin. .?a tak kocham. Klara A ja nie. Albin. Ja płaczę tak rzewnie. Klara. Ja się śmieję. Albin. Okrutna! Poznasz mnie po stracie. Klara. Okrutna! sroira! nieste ty! o nieba! (do Anieli) Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie, Prędko, Anielo, dowierzać nie trze ba. (śpiewa) .,()! gdzie miłość stawia siatki, ,.Nie figlujcie, moje dziatki, „Bo z miłością figlów niema: „Jak was złapie, to zatrzyma."’ Tak babunia nam śpiewała, Ja uciekam pókim cała. Albin. Zostań, okrutna, zostań! u otuię iwe oczy OJ smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy. Cieszy cię moja męka? —- ciesz się więc dowoli: Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli. Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje, Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję. Aniela. Panie Albinie! któż tak ściśle bierz*?? Zostań się z nami, wsznkci to są żarty. Klara. Com powiedziała, po wiedziałam szczerze. Albin. A ja wszystkiemu co do sIowa wierzę. Klara. Godzien pochwały, kto nie jest uparty. Albin. Godzien litości, kto po kochał Klarę, Bo razem w litość stracił wszelką wiarę. (odchodzi w prawe drzwi boczne) Scena VI I. Aniela, Ki.ara. Aniela. Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi. Klaka. Cóż? i*'>jść za niego? Aniela, da tego nie mówię. Lecz gorycz losu niech litość osło dzi, Niech mu przynajmniej o przyczy nie jiowie. Klara. Naco? niech kocha, pła cze, jęczy, kona. Aniela. Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga. Klaka. Gardzę miłością, jestem niewzruszona. ' Aniela. Wsznkci się znajdzie łagodniejsza droga: I na cóż tam bIów, gdzie dosyć na znaku. Klaka. Może umm przed nim, dygnąwszy trzy razy, Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku, Prosić lękliwie, aby lw»z urazy Przyjął odpowiedź, wprawdzie źe niemiłą, Ale ogólną dla całej płci jego?— Aniela. O, pewnie, pewnie, ie piejby tak było, Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego, Źe jego miłość, równie jak osoba, Ani cię bawi. Hnj *ię podoba. Klaka. \Nierz mi Anielo, wszy stko to za mało. Nie wiesz, jak twarde j«*st serce mężczyzny, Jak prędko rany mnie ściągnąć w blizny. Blizny, co potem stają mu się chwałą. Nic ich próż.ności nie zbije, nie skarci, Im więcej przeszkód, tem więcej uparci. Łaj. gardź, nienawidź — oni w nie nawiści, Gniewie i wzgardzie maju swe ko rzyści. Tak, że nareszcie czasem z nas nie jedna, Tracąc cierpliwość tracąc głowę, biedna, Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta, Musi pokochać, by pozbyć natręta. Aniela. Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie? Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli, Co się tak czai. tak układa snadnie, By zyskać ufność i zdradzić po chwili. Lecz że źli oni, marnyż być takie mi? Klara. O, były, były kobiety dobremi, I jakiż tego zwyczajny był skutek? Radość dla mężczyzn, dla nas gorz ki smutek. Wspomnij tę książkę. Aniela. Nigdy nie zapomnę: „Męża Kloryndy życie wia ro ł o m n e.” Klara (ze wzastającym zapałem) I żal jednego twą zemsty zwycięża? Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie? I my nasz zamiar: „nigdy nie mieć męża.” Mamy oznajmiać, głosić nieroz tropnie? Wszystkim od razu odebrać na dzieję? T miłość własną każdego ocalić? f > nie, nic* z tego, moi dobrodzieje, M y, co ze zwycięztw lubicie się chwalić, U nóg. tu. każdy, niech kark zgina hardy, Każdy z osobna dozna naszej wzgardy. Aniela (z zapałem) Wzdychaj więc każdy! Klara (z zapałem) I kochaj się we mnie. Aniela. Dlaczegóż w tobie? Klara. By jęczał daremnie. Aniela. Im moje serce nie wię cej też sprzyja. Klaka. Anielo! rękn! powtórz my tu śluby Nam wiecznej chwały, a im wiecz nej zguby. K azem (podnjąc sobie ręce, mó wią razem i powoli) Przyrzekam na kobiety stałość! nie wzruszoną, Niena widzieć ród męski Nigdy nie „ być żoną. Aniela. Nienawidzieć, tak, o yiyj\ £s niryja. Klara. I mcgtf ojca. Aniela. I stryjecznych braci. Klaka. I puna Jana... Aniela. I pana Karola... Klara. I Józia... Aniela. Kazia. Stasia... Klara. Hola! hola! Aniela. Na ostrożności nikt nigdy nic straci, (po krótkicm mil czeniu) Zatem jnż kochać nie wol no nam będzie ? Klaka. Jedna dla drugiej ko chankiem się stanie. Aniela (zamyślona) Jedna dla drugiej — a. tak — to przykładnie... Lecz powńslz Klaro, oświeć mnie w tym względzie: Czy oni nigdy nie kochają szczerze? Klara (po Krótkicm milczeniu) Nigdy? — hm! — Pewnie. Aniela. Nacóż to mianie? Klara. Naco i pr>co, nic nie wiem w tej mierze, Lecz com czytała, pamiętam do kładnie: „Że miłość gorsza nad wszelką przygodę. „Że masz się kochać, wolisz skoczyć . w wodę.” Aniela. Klaro! zmiłnj się, w wodę!—to za wiele! Klara. Tak, nie inaczej! tak było w tern dziele. Aniela. Taką więc sprawą rzec* wcale nieładna, Ze każda kocha, nie topi się żadna. Klaka. Ko do przyszłości duch każdej przykuty. Żyje dla nieba, kocha dla pokuty. Aniela. O wy mężczyźni! Ki.aka. Piekło was zrodziło! Aniela. Że niema kraju, gdzieby was nie było! Klara, (prędka rozmowa) A nas/, pan Gustaw, laleczka war szawska. Aniela. O, ten się nawet uda wać nie trudzi. Klaka. Jeśli przemówi, to już wielka łaska. Aniela. Chce sie ożenić, bo się czasem nudzi. Przynajmniej uszy od jęków ocalę. Klaka. Mnichy ta pewność nie cieszyła wcale; Niech każdy kocha i w tern ma swą karę. Aniela. Ach. gdyby można mi łości dać wiarę, Byłożby szczęście większe na tym świecie? Klaka. Było prz«»d laty, wszak pamiętasz przecie, Cośmy czytały? Aniela. Czy ja mam w pamięci? Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci. # (Ciąg dalszy nastąpi.) O kobietach. MałfteńMtwo królowej holen derskiej. Małżeństwo młodziutkiej królowej holenderskiej łączy się x rozmai te mi sprawami prawno-poli tycznemi, które wkraczają nawet w zakres międzynarodowy. Królowa Wilhelmina, ostatni potomek orań skiego rodu, poślubia księcia nie mieckiego, który jest zarazem prus kim oficerem. Chodzi więc w pierw szej linji o to, abv uregulować sta nowisko przyszłego małżonka kró lowej, w stosunkach prywatnych i praw no-państwowych. Królowa nie podda się oczywiście pod zwierzch nictwo męża, leoz sama ustanawiać będzie miejsce zamieszkania, mieć bedzie nieograniczone prawo wyoho wania swoich dzieci według włas nych zasad — a nawet nie jest win ną posłuszeństwa mężowi. Zupełnie podobne położenie wy tworzyło się przez małżeństwo an gielskiej królowej Wiktorji z ks. Al bertem Koburskim. Znane jest to wszystko, oo przechodził z poozątku ten książę. Najpierw parlament ob niżył mu pensję z 50.000 funtów na 30.000; następnie członkowie rodzi ny królewskiej nie choieli mu przy znać równej z nimi rangi na dworze, a wreszcie podczas odwiedzin ob oyoh dworów postawili tak zawikła ne sprawy etykiety, że ka. Albert na długo wyrzekł się wszelkich uroczys tości dworskich. Ks. Henryk mekleraburski, poślu biając królowę Wilhelminę, znajdzie się w podobnem położeniu, gdyż bę dzie tylko pierwszym poddanym swojej żony. Na nadanie mu tytu łu królewskiego nie zgodzi się par lament holenderski; jego dzieci będą nosić tytał książąt orafttkicb, a nie jego rodowe nazwisko, a wreszcie, gdyby mu oddano główne dowódz two armji i floty holenderskiej, jego przełożonymi będą ministrowie woj ny i marynarki, jako odpowiedzialni wobec ciał prawodawczych. Większa część ludności holender skiej nie jest podobno zaohwy^oną wyborem królowej, dlatego, iż oblu bieniec jej jest niemcem. Pomię dzy Niemcami a Ilolandją istnieje pewne naprężenie, wywołane obawą holendrów, aby liolandja nie zosta ła złączoną z Prasami. Stary to pro gram polityczny praski, aby posye kać porty holenderskie, ale w Ho iandji, pomimo tak podnoszonego ze strony niemieckiej rasowego powi nowactwa, niema iadaago stronaio*