„zgodit mn.v.
WYCHODZI w KAŻDY ('ZWAKTIK
Biuro Zut Ontr. l.N P miatei »ią
« domu »liinrm p n. IW 10* W. Dlłl
atco rt. Cblcifu. III.
Waarlkia lUljr «r •prawa' h wlnlo
ZwIftKka orai korwpondntyt <k> Za
laaduCcbtt aaiaAj |«MarM po-1 aura
**“' T. ■ HELIH8KI,
KXt-iq« W. DlTlalon at.. Chirjro, Ilia.
Prackasjr llbkoat, p.* ilu»a i pla
bladaa praaayłaC i,al~tv pod adraaam
■ . MAJEWSKI.
Wl-im W Dlalaloii •(., Chicago, lila.
K(>i«*poDd»iiry*dolvraaia Kwdakcyl
„y.poii) | i/«••>lar aaloay pod adr.
I. BAK8ZCZKWBK1,
lU-IOt W. Divłc1ub at., Cbitaio, lila.
Wa/*lki« zaA listy « aprawaib ario,!
■tMrarylbyrh „Zgody", oploswii 110
b"t <:rukaiak'ch iialrly auitaować do
arlrrUna „Zgodł”:
J OLB1N8KI.
lOS-lW W. DiMalon at., Chicago. Ilia
ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI.
THE WEEKLY “ZGODB”
APPKARINU KYKKY THURSDAT
la tha offlclal orgno of tha
Poliah National Alhanoa. U. 8. M. A.
8. BARSZCZEWSKI. Editor,
OEaai 103 -104 Waat Dirlitan Btraat
CHICAGO, ILLINOIS
Ali Hnslnaa* rommutilcatlons ahaU
ba addraaaed :
Tha Poliah Weokly ..Zgoda”.
1W-1W W. Diaistoa at.. Chicago. Ilia
AU mnimunlrationa to tha Poliah
Nat’l Alliatice •hall Im* addr««aad:
T. M. HELIHSKI, Oen’1 SeeraUry,
llfci-104 W. Dlvlsion at.. Chicago. IUa.
Chicago, 111., Czwartek dnia 6-go Grudnia 1900 roku.
Kok 19.
I
1
^0# 4*9. (No* 13 Wydauia dla niewiast),
Znaczenie gimnastyki
w wychowaniu młodzieży, a
zwłaszcza dziewcząt.
Życie nasze jest to nieustan
na zmiana, uieustanny ruch
pierwiastków, z których się
wkłada ustrój. Dopóki ta prze
miana materji odbywa się pra
widłowo, tak długo jest zdro
wie, a każde zaburzenie w
przemianie pierwiastków jest
już chorobą. Życie więc —
to ruch i siła. Ruch jest po
trzebny tak dla utrzymania
zdrowia, jak też dla usunięcia
chorób.
Na tern polega wysoka rola
gimnastyki na usługach wy
chowania, jeżeli nieumiejęt
ność kierowników nie zamieni
jej na nieużyteczne, a nieraz
szkodliwe i niebezpieczne wy
siłki. Gimnastyka hygienicz
na bynajmniej nie wymaga
wysilenia, ani karkołomnych
sztuk akrobatycznych. Ona
powinna regulować, rozwijać
i udoskonalać naturalne ruchy
organizmu naszego, wzmac
niać cały ustrój, polepszać
odżywianie, zwiększać odpor
ność ciała na szkodliwe wpły
wy i rozwijać piękność kształ
t/Ow cmta.
Tak pojęta gimnastyka ma
dla ogólno ludzkiego rozwoju
wielkie znaczenie i jest bar
dzo ważnym czynnikiem w
wychowaniu publicznem.
Najpożyteczniejsze są umiar
kowane systematycznie po
wtarzane ruchy tak po sobie
następujące, aby wszystkie
mięśnie kolejno do czynności
powołane były. Przyrządy
lekkie i niezbyt wielkie cię
żarki służą jako punkta opo
ru, przez skurczenia mięśnio
we przezwyciężać się mające.
W każdym wieku, umiejęt
ne zastosowanie gimnastyki
może przynieść wielkie ko
rzyści, należy tylko pamiętać,
że polepszenie odnowy mate
ryj nie może nastąpić po kil
ku, lub kilkunastu dniach i
że dla naprawy tego. co sie
psuło przez czas długi, po
trzeba wytrwałości i cierpli
wości. Umiejętne zastosowa
nie gimnastyki może zniszczył
nawet dziedziczne usposobie
nie do suchot, wiemy bowiem
że suchoty najczęściej łączą
się z nieprawidłową budową
klatki piersiowej, a zatem roz
woj jej i płuc za pomocą łwi
czert odpowiednich, a jedno
cześnie znoszenie usposobieniu
do katarów, za pomocą nacie
raniu ciała zimną wodą, nisz
czy zupełnie szkodliwy wpływ
rodziców.
Jak jest wielkim wpływ
gimnastyki na rozwój ciała
można się przekonać z nastę
pujących cyfr, zamieszczo
nych w jednym z dzienników
lekarskich francuzkich. 1' !
70-eiu na 100 gimnastyków
powiększył się w pięciu mie
siącach obwód klatki piersio
wej o 2.”»centymetrów; w tym
że czasie u lit na 100 zwięk
szył się obwód ramienia o 128
ctin., u przedrumiema u 62 na
100 o pół centymetra, obwód
uda u G3 na 100 o 138 ctra.,
a łydki u 30 na 100 o 82 ctm.
Odpowiednio do większego
rozwoju mięśni zwiększyła się
też ich siła; 86 na 100 gim
nastyków podniosło po pięciu
miesiącach ciężar o 50 funtów
większy, niż przed rozpoczę
ciem nauki gimnastyki, a u
81 wzmogła się siła skurczu
ręki o 195 funtów. Prawie
wszyscy badani stracili na
wadze z powodu znacznego
ubytku tłuszczu i to w tym
stosunku, że największe wy
chudnienie spostrzegano właś
nie u tych, u których mięśnie
i ich siła najwięcej się wzmo
gły; u 53 na 100 zmniejszył
się ciężar ciała o 14 7 funtów.
Ważne i wielostronne ko
rzyści, jakie gimnastyka w
wychowaniu młodego poko
lenia przynosi, dowodzą, jak
ona j'est potrzebną dla chłop
ców, a jeszcze więcej dla
dziewcząt, chłopcy bowiem i
bez gimnastyki nie są pozba
wieni sposobności używania
swobodnego ruchu, którego
dziewczętom przy dzisiejszem
wychowaniu bardzo często
brakuje wskutek przesądów’ o
wpływie ich na zdrowie, lub
fałszywych poglądów na ży
cie kobiet. Oczywiście, przy
gimnastyce dziewcząt niewnd
no zapominać, że wdzięk, ła
godność, cierpliwość i oby
czajność są owymi pierwiast
kami, na których wychowanie
młodej dziewczyny i dorosłej
panny opierać się musi. Ćwi
czenia więc gimnastyczne po
winny uwzględnić fizyczną i
psychiczną właściwość płci,
aby zamierzony rozwój ciała
nie wyrodzil się kosztem
wdzięku kobiecego w atle
tyzm, a delikatność i mięk
kość uczucia w zuchwałą na
turę.
Nerwowy rozstrój, tak częs
to spotykany obecnie u mło
dzieży, głośno woła o wzmoc
nienie ciała, bo coraz to częś
ciej spotykamy młodych
cłiłopców, którzy w wesołych
zabawach, właściwych wieko
'vi młodemu, me znajdują
przyjemności, a wczesne roz
wijanie się dziewcząt wskazu
je pewne zwyrodnienie, któ
remu przez staranne pielęgno
wanie ciała i przez ćwiczenia
jego zapobiegać należy. Nie
ma jasnego zrozumienia rze
czy ten, kto dziś jaszcze wy
stępuje przeciwko gimnastyce
kobiet, nie umie bowiem on
ocenić, jak wielkie w życiu
rodzinnem jest znaczenie zdro
wej, hożej i wesołej dziewicy,
a wroszeie żony, oraz zapomi
na, że od cielesnej dzielności
kobiet, jako pierwszych wy
chowawczyń rodu ludzkiego,
zależy dobro i szczęście ich
dzieci, ich ognisk domowych,
a nawet całych pokoleń.
NA I)
1'atrzaj! to W;ała!.„ Spokojna, ma
marząc*
Między Mazowsza pisaki aię prze
wija;
Srebrzystą stroną złote brzegi trąca,
1 kryształową pieśnią nią rozbija.
Fala jej mętna, jak oko złzawione—
W niej niebios blaski, i brzegi zie
lone,
I stare zamki, pomięszane razem.
Drżę jednym żywym, uroczym obra
zem...
Leoz czyś ją widział, gdy brzemię
zimowe
Zrzuca, ze snu się zbudzić niecierp
liwa?
Gdy. burzę grzmiąoe piersi wznosząc
płowe,
Wściekła gniotące okowy rozrywa?
Huk je^ natenczas, jako grom pod
ziemny,
Walący miasta pośród nocy ciemnej;
A jako pożar, nurt jej zapieniony
Szeroko sięga zguboemt ramiony...
Taki jest lud nasz. On, tak cichy
rzewny
Jak miesiąc w pełni—jak skowronek
śpiewny,
W obłocznej swojej wyobraźni świę
cie
Roi spokojny, jak spowite dziecię.
Lecz gdy go ze snu zbudzi brzęk
łańcnoha,
Piekłem natenczas łono jego bucha,
O! czyjeż wtedy nie pobledną lice?
Kto wskaże jego powodzi granice?
Buda natenczas, na kogo on wodze
Pomsty swej zwróci!—nie straszniej
na siebie
Było mu wyzwać pomstę Boga w
niebie!...
Biada, na tego kto mu stanie w dro
dze!...
O, polski ludu! Wisły twojej wody,
Grzm ą z każdą wiosną wezbranemi
wały —
Czas już, z icb głosem żeby się zmię
szały;
Okrzyk twej zemsty, pieśni twojej
swobody!
K. Zmokski.
Śluby Panieńskie
rzvu
MAGNETYZM SERCA.
Koarilja * A Akiach, nlcrura,
Aleksandra lir. Fredry.
(Ciąg dalszy.)
Scena V.
Radost, Albin*.
(chustka w ręku, tragicznym to
nem )
Rad Coż cię, panie Albinie,
sprowadza tak wcześnie?
Albin Niestety!
Rad .Tak wzdychałeś, tak wzdy
chasz lioleśnie.
Albin. Ach! jakże nie mam
wzdychać, kiedy w smutku tonę;
Kiedy nocne minuty łzami przeli
czone!
hau. A ja ci radzę, wypogodź
twe czoło,
Nie bądź Gustawem — lecz kochaj
. wesoło.
T** »lefęje i miłośn** żale
Młodej dziewczyny nie podbiją
wcale;
A zwłaszcza Klarę, co jak iskra
żywa,
Jeżeli westchnie, to wtedy ^dy
ziewa;
Klara, co spoeząć, rzadziej milczeć
zdoła.
Sprzeczna z układu, z natury we
soła.
Lęka się smutku,' któregoś obra
zem.
Albin. Ach! możnaż kochać i
me płakać- razem!
(po krótkiem milczeniu)
Już dwa* lata się kończą, jak po
wabnośc Kutry
Wznieciła moję radość bez granie,
bez miary.
Niema dnia bym nie błagał najezul
szera wejrzeniem;
Samem jut tylko teraz oddycham
westchnieniem;
Łkam i skrapiam jej siady, skrapiam
całą droęę:
1 kamień jużbym zmiękczył, jej
zmiękczyć nie mogę.
Rad. Żebyś i sto lat jęczał,
wszystko nic nie znaczy.
Albin. Ach!
Rad. Cóż dalej chcesz robić?
Albin. Co? — umrę z rozpaczy.
Rad. Może cię kocha
Albin. Kocha? — Umarłbym z
radości.
Rad. Każ więc sobie zawczasu
dzwonić z przezorności.
Albin. Ja płaczę, ty się śmie*
jesz.
Rad. Śmiej się i ty razem
Albin Ach, posłuchaj mnie ra
czej, nie dręcz tym rozkazem.
Myślałem, że wytrwałość najczy
stszych płomieni
Nienawiść w łagodniejsze uczucia
przemieni.
Ową nienawiść mężczyzn powziętą
z rachuby.
Którą w duszy piastuje, z której
szuka chluby;
Ach. błędna myśl, niestety! zwod
nicze nadzieje!
Jej serce coraz stygnie, a moje go
reje!
Radost (tymże tonem) Bywaj
zdrów!
Albin. Ach, gdzie idziesz?
Radoht (jak wprzódy) Ach, idę
do siebie.
Albin. Nie litujesz się żalu, o.
puszczasz w potrzebie.
Rad. Chciałbym jeszcze do do
mu pojechać na chwilę.
Tylko że już podobno... jeśli się
nie mylę...
(patrzy nu zegar)
Oho! taktojuż późno! Wdaj się tyl
ko z trzpiotein:
L niego juk rozsadek, tak wszystko
na potem.
Albin (chwytjącgo za rękę) Cze
kaj. zwierzyć ci muszę straszną ta
jemnicę.
Kadost (przestraszony) Dla Bo
ga, co to będzie!
ALBIN. Rzecz całą oświecę.
Rad. Albinie! ja truchleję!
Albin. Zachowasz ją święcie?
Rad. Mów!
Albin. Klara i Aniela mają przed
sięwzięcie...
Słuchaj i zapłacz, nigdy — nie iść
za mąż.
RaIjost (zadziwiony i wstrzymu
jąc się od śmiechu) Szczerze? (nu
znak potakujący Albina, Radost
pirska śmiechem)
Albin. Co? Ty się śmiejesz z
tego ?
Rad. Sinieję, l>o nie wierzę.
Albin. »Ja ci ręczę.
Rad. I skąd wi**sz?
Albin. Wiem pewnie.
Rad. Daj Bożo!
ttlo siebie)
Tuki bodziec Gustawa obudziłby
może,
Był** inu wierzył, (do Albina)
Dzięki za dobrą nowinę.
ALBIN. Jakto, Radości*:, dobrą?
— dobrą, a ja ginę!
Rad. Nie zginiesz, będzie m
żyli.
Albin. Ty się śmiejesz zawsze
Rad. Ty zaś nie płacz, a losy
będą ci łaskawsze, (odchodzi w le.
we drzwi środkowe)
Albin. O miłości, miłości! ty
żalów przyczyno!
Złorzeczyć ci nie mogę, bo miłe łzy
płyną.
Lecz Klaro! kiedyż równa odpła
cisz mi miArą?
Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro!
Klaro! Klaro!
Scena VI,
Albin, Aniela, Klara.
(wchodzą przed ostatnim wierszem
z prawych drzwi środkowych)
Klara (cicho, stanąwszy przy
Albinie)
Po raz pierwszy, drogi, trzeci!
Na wezwanie takie dzielne.
Powtórzone po trzy razy,
Nawet duchy nieśmiertelne.
Jak posłuszne ojcu dzieci,
Porzucając ciemne cele,
Stają władcy brać rozkazy.
Mogęż spóźnić przyjście moje?
Otóż jestem, otóż stoję.
Albin (całując w rękę) Ach!
Klaka. Nic więcej?
Albin. To tak wiele.
(Klara śmieje się — po krótkicm
milczeniu)
Ach urągasz miłości.
Klara (śmiejąc się) Urągam? —
broń Boże!
Albin* Twoje serce bez czucia.
Klaka. Lwie. tygrysie może?
Albin. Nikt go zmiękczyć nie
zdoła
Klara. Nie każdy, to pewnie.
Albin. .?a tak kocham.
Klara A ja nie.
Albin. Ja płaczę tak rzewnie.
Klara. Ja się śmieję.
Albin. Okrutna! Poznasz mnie
po stracie.
Klara. Okrutna! sroira! nieste
ty! o nieba!
(do Anieli)
Uchodźmy prędko, tu miłość na
czacie,
Prędko, Anielo, dowierzać nie trze
ba. (śpiewa)
.,()! gdzie miłość stawia siatki,
,.Nie figlujcie, moje dziatki,
„Bo z miłością figlów niema:
„Jak was złapie, to zatrzyma."’
Tak babunia nam śpiewała,
Ja uciekam pókim cała.
Albin. Zostań, okrutna, zostań!
u otuię iwe oczy
OJ smutnego przedmiotu, co ich
świetność mroczy.
Cieszy cię moja męka? —- ciesz się
więc dowoli:
Żaden twój raz nie minął, każdy
mocno boli.
Jedna tylko pociecha mej duszy
zostaje,
Żem nie zasłużył wzgardy, której
dziś doznaję.
Aniela. Panie Albinie! któż
tak ściśle bierz*??
Zostań się z nami, wsznkci to są
żarty.
Klara. Com powiedziała, po
wiedziałam szczerze.
Albin. A ja wszystkiemu co do
sIowa wierzę.
Klara. Godzien pochwały, kto
nie jest uparty.
Albin. Godzien litości, kto po
kochał Klarę,
Bo razem w litość stracił wszelką
wiarę.
(odchodzi w prawe drzwi boczne)
Scena VI I.
Aniela, Ki.ara.
Aniela. Tak drażnić, dręczyć,
to się już nie godzi.
Klaka. Cóż? i*'>jść za niego?
Aniela, da tego nie mówię.
Lecz gorycz losu niech litość osło
dzi,
Niech mu przynajmniej o przyczy
nie jiowie.
Klara. Naco? niech kocha, pła
cze, jęczy, kona.
Aniela. Ach, tego nie chcę, i
ty nie tak sroga.
Klaka. Gardzę miłością, jestem
niewzruszona.
' Aniela. Wsznkci się znajdzie
łagodniejsza droga:
I na cóż tam bIów, gdzie dosyć na
znaku.
Klaka. Może umm przed nim,
dygnąwszy trzy razy,
Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po
raku,
Prosić lękliwie, aby lw»z urazy
Przyjął odpowiedź, wprawdzie źe
niemiłą,
Ale ogólną dla całej płci jego?—
Aniela. O, pewnie, pewnie, ie
piejby tak było,
Niż wciąż powtarzać w obliczu
biednego,
Źe jego miłość, równie jak osoba,
Ani cię bawi. Hnj *ię podoba.
Klaka. \Nierz mi Anielo, wszy
stko to za mało.
Nie wiesz, jak twarde j«*st serce
mężczyzny,
Jak prędko rany mnie ściągnąć w
blizny.
Blizny, co potem stają mu się
chwałą.
Nic ich próż.ności nie zbije, nie
skarci,
Im więcej przeszkód, tem więcej
uparci.
Łaj. gardź, nienawidź — oni w nie
nawiści,
Gniewie i wzgardzie maju swe ko
rzyści.
Tak, że nareszcie czasem z nas nie
jedna,
Tracąc cierpliwość tracąc głowę,
biedna,
Znudzona walką, ze wszech stron
ściśnięta,
Musi pokochać, by pozbyć natręta.
Aniela. Na cóż mi mówisz, co
ja wiem dokładnie?
Znam dobrze mężczyzn, ten ród
krokodyli,
Co się tak czai. tak układa snadnie,
By zyskać ufność i zdradzić po
chwili.
Lecz że źli oni, marnyż być takie
mi?
Klara. O, były, były kobiety
dobremi,
I jakiż tego zwyczajny był skutek?
Radość dla mężczyzn, dla nas gorz
ki smutek.
Wspomnij tę książkę.
Aniela. Nigdy nie zapomnę:
„Męża Kloryndy życie wia
ro ł o m n e.”
Klara (ze wzastającym zapałem)
I żal jednego twą zemsty zwycięża?
Żal, że chciał dopiąć i celu nie
dopnie?
I my nasz zamiar: „nigdy nie mieć
męża.”
Mamy oznajmiać, głosić nieroz
tropnie?
Wszystkim od razu odebrać na
dzieję?
T miłość własną każdego ocalić?
f > nie, nic* z tego, moi dobrodzieje,
M y, co ze zwycięztw lubicie się
chwalić,
U nóg. tu. każdy, niech kark zgina
hardy,
Każdy z osobna dozna naszej
wzgardy.
Aniela (z zapałem) Wzdychaj
więc każdy!
Klara (z zapałem) I kochaj się
we mnie.
Aniela. Dlaczegóż w tobie?
Klara. By jęczał daremnie.
Aniela. Im moje serce nie wię
cej też sprzyja.
Klaka. Anielo! rękn! powtórz
my tu śluby
Nam wiecznej chwały, a im wiecz
nej zguby.
K azem (podnjąc sobie ręce, mó
wią razem i powoli)
Przyrzekam na kobiety stałość! nie
wzruszoną,
Niena widzieć ród męski Nigdy nie
„ być żoną.
Aniela. Nienawidzieć, tak, o
yiyj\ £s niryja.
Klara. I mcgtf ojca.
Aniela. I stryjecznych braci.
Klaka. I puna Jana...
Aniela. I pana Karola...
Klara. I Józia...
Aniela. Kazia. Stasia...
Klara. Hola! hola!
Aniela. Na ostrożności nikt
nigdy nic straci, (po krótkicm mil
czeniu) Zatem jnż kochać nie wol
no nam będzie ?
Klaka. Jedna dla drugiej ko
chankiem się stanie.
Aniela (zamyślona)
Jedna dla drugiej — a. tak — to
przykładnie...
Lecz powńslz Klaro, oświeć mnie
w tym względzie:
Czy oni nigdy nie kochają szczerze?
Klara (po Krótkicm milczeniu)
Nigdy? — hm! — Pewnie.
Aniela. Nacóż to mianie?
Klara. Naco i pr>co, nic nie
wiem w tej mierze,
Lecz com czytała, pamiętam do
kładnie:
„Że miłość gorsza nad wszelką
przygodę.
„Że masz się kochać, wolisz skoczyć
. w wodę.”
Aniela. Klaro! zmiłnj się, w
wodę!—to za wiele!
Klara. Tak, nie inaczej! tak
było w tern dziele.
Aniela. Taką więc sprawą rzec*
wcale nieładna,
Ze każda kocha, nie topi się żadna.
Klaka. Ko do przyszłości duch
każdej przykuty.
Żyje dla nieba, kocha dla pokuty.
Aniela. O wy mężczyźni!
Ki.aka. Piekło was zrodziło!
Aniela. Że niema kraju, gdzieby
was nie było!
Klara, (prędka rozmowa)
A nas/, pan Gustaw, laleczka war
szawska.
Aniela. O, ten się nawet uda
wać nie trudzi.
Klaka. Jeśli przemówi, to już
wielka łaska.
Aniela. Chce sie ożenić, bo się
czasem nudzi.
Przynajmniej uszy od jęków ocalę.
Klaka. Mnichy ta pewność nie
cieszyła wcale;
Niech każdy kocha i w tern ma swą
karę.
Aniela. Ach. gdyby można mi
łości dać wiarę,
Byłożby szczęście większe na tym
świecie?
Klaka. Było prz«»d laty, wszak
pamiętasz przecie,
Cośmy czytały?
Aniela. Czy ja mam w pamięci?
Jak tylko wspomnę, w głowie mi
się kręci. #
(Ciąg dalszy nastąpi.)
O kobietach.
MałfteńMtwo królowej holen
derskiej. Małżeństwo młodziutkiej
królowej holenderskiej łączy się x
rozmai te mi sprawami prawno-poli
tycznemi, które wkraczają nawet w
zakres międzynarodowy. Królowa
Wilhelmina, ostatni potomek orań
skiego rodu, poślubia księcia nie
mieckiego, który jest zarazem prus
kim oficerem. Chodzi więc w pierw
szej linji o to, abv uregulować sta
nowisko przyszłego małżonka kró
lowej, w stosunkach prywatnych i
praw no-państwowych. Królowa nie
podda się oczywiście pod zwierzch
nictwo męża, leoz sama ustanawiać
będzie miejsce zamieszkania, mieć
bedzie nieograniczone prawo wyoho
wania swoich dzieci według włas
nych zasad — a nawet nie jest win
ną posłuszeństwa mężowi.
Zupełnie podobne położenie wy
tworzyło się przez małżeństwo an
gielskiej królowej Wiktorji z ks. Al
bertem Koburskim. Znane jest to
wszystko, oo przechodził z poozątku
ten książę. Najpierw parlament ob
niżył mu pensję z 50.000 funtów na
30.000; następnie członkowie rodzi
ny królewskiej nie choieli mu przy
znać równej z nimi rangi na dworze,
a wreszcie podczas odwiedzin ob
oyoh dworów postawili tak zawikła
ne sprawy etykiety, że ka. Albert na
długo wyrzekł się wszelkich uroczys
tości dworskich.
Ks. Henryk mekleraburski, poślu
biając królowę Wilhelminę, znajdzie
się w podobnem położeniu, gdyż bę
dzie tylko pierwszym poddanym
swojej żony. Na nadanie mu tytu
łu królewskiego nie zgodzi się par
lament holenderski; jego dzieci będą
nosić tytał książąt orafttkicb, a nie
jego rodowe nazwisko, a wreszcie,
gdyby mu oddano główne dowódz
two armji i floty holenderskiej, jego
przełożonymi będą ministrowie woj
ny i marynarki, jako odpowiedzialni
wobec ciał prawodawczych.
Większa część ludności holender
skiej nie jest podobno zaohwy^oną
wyborem królowej, dlatego, iż oblu
bieniec jej jest niemcem. Pomię
dzy Niemcami a Ilolandją istnieje
pewne naprężenie, wywołane obawą
holendrów, aby liolandja nie zosta
ła złączoną z Prasami. Stary to pro
gram polityczny praski, aby posye
kać porty holenderskie, ale w Ho
iandji, pomimo tak podnoszonego ze
strony niemieckiej rasowego powi
nowactwa, niema iadaago stronaio*