Newspaper Page Text
NO. 50. (No- 14 Wydania dla niewiast). Chicago, 111., Czwartek dnia 13-go Grudnia 1900 roku. Kok 19. ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. THE WEEHLY “Z8BDH” >PPKAKINU KYKRY THURSDAT !• tbe oTicl.I organ ot tha Poliłh Mat: o nil Alliance. V. S. M. A. S. BARSZCZEWSKI, Editar, Office: 102 - 104 Weit Dirieloa Stlłłt CHICAGO, ILLINOIS Ali hueln*** coaunutilcaUoaa łkali br addreeeed: The Polith Weekly ..Zgodi”. 1O--101 W. DiMaioa »t.. Chicago, Ille Ali rommunlcatione to the Poliłh X*tT AlLatice .hall be addressad: T. V. HEUMSKI, Oen'1 SacrtUry, UTJ-104 W. DiYiuou et., Chicago, Ula. „ZG0DR“ BBGfiHZ.H.F. WYCUODZ1 w KAŻDA CZWARTEK biuro Z.ra Ceotr Z.N P iukAi .Ig » tłumu wiaaaym p u nu K* W. Urn eloii et. Chicagu. 111. ttUfAi. lleły w .prawu a atlinia, Zwlarlnoras kure.pondeni y* .to Z i itąduCruti. uairły przcayUC pou aurę T M HILIMSKI. MB-104 W. Di Welon ał.. Chicaro. lila. Przekąsy bankowe, pocztowe i pie miedz* praetylac nalety p<>d adreeem: M MAJKWSKr. 103-104 W. Dlylelon *4.. Cblraeo. Ilia. KoreapoDdeory* dotYczgca Redakcjo •Zgody przeeylaf na Wy potl adr. S. BARSZCZEWSKI, 10E-104 W. DiYlelou it, Chicago. 1114. Werrlkie zaa liety w epiawai h ailnil DletiaryJUTCb ..Zgody", orli urli no b t i ruka ek ch nalety adieeować do ackrelarza „Zgodj J OLBIMSKI. H3-10* w. DiUeion «t.t Chicago. 111*. GIMNASTYKA >V SZKuŁACH. Jak wiadomo, ostatnimi cza sy wychowawcy młodzieży coraz bardziej zaczęli zwracać uwagę na potrzebę wprowa dzania do szkół ćwiczeń fi zycznych dla dzieci, nie tylko pod postacią zabaw dowolnych na świeżem powietrzu, ale także pod postacią systema tycznych lekcyj gimnastyki przez wykwalifikowanych na uczycieli. Bardzo słusznie wychowaw cy młodzieży twierdzą, że do tychczas zwracano głównie uwagę tylko na rozwój umys łu dziecka a za mało intereso wano się zdrowym, pięknym rozwojem jego ciała, przez co wyrosły całe pokolenia cher laków, ludzi obdarzonych roz maitemi zboczeniami organiz mu, podatnych chorobom, nie umiejących znosić żadnego sil niejszego natężenia, brzydkich fizycznie. Pod wpływem tych zapa trywań nauka gimnastyki w szkołach przestała być przed miotem lekceważonym, spy chanym na plan ostatni. Na wet w państwie tak zacofa nem jak Rosja, stała się przed miotem obo wią zko wy m w szkołach i traktowaną jest już poważnie. Nie można tego powiedzieć o naszych szkołach parafial nych. Wątpimy czy znajdzie się więcej niż dwie lub trzy, w których istniałoby coś w rodzaju systematycznego wy kłada gimnastyki. Wiemy natomiast na pewno, że wszę dzie niemal sprawa ta jest całkiem nieznany, ku szkodzie naszej młodzieży. Na ostatniem posiedzeniu Wydziału Związku Sokołów, naczelnik Związku, ob. W. Rajski podniósł właśnie tę ważną sprawę, bardzo trafnie zaznaczywszy, że dużo rozpra wiamy o przyszykowaniu sze regów obrońców Polski, a nie myślimy o tern, by przyszli ci obrońcy byli zdrowi i od dzio cisritwa przywykli do karnoś ci, prosił więc, by Wydział Związku Sokołów wpłynął nu prasę, aby zwróciła uwagę o gółu, a zwłaszcza naszego du chowieństwa, na ten brak do tkliwy. Czynimy zadość temu ro zumnemu żądaniu i odwołuje my się niniejszem tak do ro dziców polskich jako też i na szych księży z propozycją, by wzięli pod rozwagę kwestje wykładu gimnastyki w szko łach. Nie chodzi bynajmniej o kształcenie młodzieży na skoczków i siłaczy —gimnas tyka nie ma tego celu — a o wykształcenie w młodzieży woli, karności, o wyrobienie w niej zręcznych ruchów, si ły, odwagi, jednom słowem o stworzenie z tych dzieci dzielnych obywateli i dziel nych szermierzy, gdyby kie dy przyszło do orężnej roz prawy dla odzyskania wol ności Ojczyzny naszej. Mamy nadzieję, że słowa te nie przebrzmię bez ech i i sprawa podniesiona przez ob. Rajskiego zamieni się w czyn przy współudziale duchowień stwa, rodziców i istniejących już gniazd sokolich. Pamiętajmy, że w zdrowem ciele i duch jest zdrowy, ŚPIEW Z R. 1861. Daremnie bredzą czcze ogólniki, Że gdy czyn mówi, umilka śpiew, Wojsku do boju trzeba muzyki, Wichru dla spiekłych od suszy drzew, Ziemi do plonu ziarna potrzeba. A ludziom zawsze westchnąć do nieba. Wśród broni szczęku, wśród krwi rozlewu. Na wielki obrzęd wolności dni. Musi zadiwięczyć srebrny dzwon śpiewu, Jeżeli serce prawdą w nim brzmi. I jak dziś — jednem powietrza drganiem Wola do wszystkich, że zmar twychwstaniem! A więc sjiojrzyjmy, bracia śpie wacy. Na polskiej ziemi, po stronach wszech, Do naszej broni, do naszej pracy Bieżmy od komnat, do kurnych strzech! Tam — jeszcze przesąd obelgi miota. Tu — stara nędza, stara ciemnota. A chytry potwór pomiędzy niemi Pełza, rozbratu rozlewa jad; Gdziebądż podpełznie kłęby ślis kiemi, Thiii swój plugawy zaciera ślad. I są. co widzą żądło potworu. Podli — i nie chcą zakończyć sporu. Stańmy u matki zabitej grobu. Co wychyliła świętą twarz swą. Stańmy ze śpiewem do braci obu, Godżmy, co jedną Bóg zgodził krwią. Z przesądem walka . a dla ciem noty Cierpliwa litość — więc do roboty! Stańmy u grobu drzwi odemknię tych, We krwi, co broczy próg w chwi li tej, I z matką chlubmy się z jej ran świętych. Bo wróg je zadał, nie dzieci jej. Wróg pierzchnie, ona przy strza łów chórze, Wyszła już z grobu w męczeństw purpurze. Nod hełmem orzeł ł>i«ły wzlatuje. Niezwyciężony w dłoni jej miecz, .Jnko psy wściekłe zawyły zbóje, Kąsaj;* oślep — i pójdą precz. I męczennica, w imię Bwolxxly, Staje znów — jasna — między na rody. Lecz, aby przed nią horda mon Koła, Prędzej pierzehnęła w jej mroźny wschód, Matka nam każe i do nas woła: Garncie, podnoście siermiężny lud! A kogoż święty głos jej nie skło ni? Bracia śpiewacy-do naszej broni! Wl. Wolski. ftltiWy Panieńskie CZTI.I MAGNETYZM HERCA. Komrdja i» l A kurii, fflfrmn, Aleksandra lir. Fredry. (Ciąg dalszy.) Scena VIII. Pani Dourójkka, Aniela, Klara, Albin. (Albin wszedłszy opiera sic o ścia i nę Btolika i z założoncmi rękoma, często wzdychając, oku uie spuszcza z Klary) Pani Dokrójska (wchodząc, do Albina) Kocha się, kto się kłóci, dawne to przysłowie. Klara, (całując ją w rękę) Czy się ciocia kłóciła? P. Donu. (do Klary) Oj, zielono w głowie! Klara. O, nie! P. Dóbr. O, tak. Klara. Dla czego? Aniela. Klara, moja mamo, Bywa bardzo rozsądna. Klara. Aniela toż samo. Aniela. Zgadzamy się we wszyst kicm. Klara. Radzimy wzajemnie. P. Dóbr. Kiedy dwie głowy ra dzą, nie radzą daremnie. Rozsądna zatem Klara rozsądnej Anieli Zapewne tej uwagi rozsądnej u dzieli, Że grzeczność, a szczególniej w swojej matki domu, Najmniejszej przynieść krzywdy nie może nikomu; A nawzajem Aniela poradziła Klu rze, Że obojętność szydzić nie koniecz nie każe. Klara (kłaniając się nisko Albi nowi) Punie Albinie, bardzo dzię kujemy. Aniela <do Doi rójskiej) Trze baż się starać o pana Gustawa? P. Dubr. Ale nie krzywić, nie dąsać się zawsze. (siadają przy okrągłym stoliku i ro bótki biorą, prócz Klary) Aniela (szybka rozmowa) On nas nie widzi. lara. 1 ślepy i niemy. Aniela. Mainże go błagać o względy łaskawsze? Klara. Gadać, gdy milczy; gdy nudzi, zabawiać? Aniela (ironicznie) I jakaż na wsi może bye zabawa! Klara (podobnie, coraz prędzej) I z wieśniaczkami oczemże rozma wiać! Aniela. O pięknym czasie, albo słotnej porze. Klara. Miejskim rozumem zać miłby nas może. Aniela. Przez litość, gęstą dajże mu zasłonę. Klara. Przez litość, drzemiąc, stara się o żonę. P. Dóbr. Jużtomnie przegada cie, moje piękne damy. Aniela. Ależ, mamo kochana! cóż my robić mamy? Klara. Kiedy na sofie rozparty szeroko. Półgębkiem gada, śpi na jedno oko, Mamyż mu śpiewać arjetkę wesołą? Albo z girlandą tańcować w około? ( Klara mówiąc ostatni wiersz, robi kilka kroków tańca z' chustką w ręku. Albin rzuca się i odsuwa krzesło daleko za nią stojące) Aldin. Przebóg! Klara. Cóż? Albin. Krzesło. Klara (rozgniewana) Z waćpa nem... prawdziwie... Nawet potknąć się nie można! Albin. Niestety! Aniela (do Dobrójskiej) bardzo rozsądnie. P. Dóbr. (śmiejąc się) Ja sama się dziwię. Nie arjetki, nie, ani też balety. Lecz grzeczność, skromność, to wasze zalety, Klara (ironicznie) Zresztą, jest Radost, jest Albin, jest Gustaw... Trzech mężczynz! to sąd podług męskich ustaw; Trzech! razem! ogrom! i czegóż im trzeba? Coż roznm kobiet, ten słaby twór nieba. Co się im zbliżyć nawet praw nie rości. Dałby za korzyść tym sędziom ho . nora. Wszech władcom świata, skarbo i nom mądrości? Nasze uczucia, nie sikając wzoru, Na męskiej duszy twór zawsze wy niosły Pyta by tylko albo skazy niosły. P. Dobb. Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza. Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza; Zutcm szały rozsądku ta strona przeważa, Co swoje błydy karci, a cudzym pobłaża. Scena TX. Pani Dobrójska, Aniela, Klara, Albin, Gustaw. (Albin stoi przy prawej stronie sceny, przy niin siedzi przy stole 1-sza Klara. 2yaAniela, licia Dobrój ska robótkami zajyte. — Gustaw wchodzi i skłoniwszy siy stawia krzeszło na środku —siada obróco ny do parteru trochę na przodzie sceny. — Gustaw w tej scenie mó wi z roztargnieniem, aby tylko co mówić, z początku swoim ubiorem zajęty) Gust. Przecie deszcz ustał — pogodniej ua niebie. Klaka. Arcyprzyjeinna aura, w samej rzeczy. (do Anieli) Ze grzecznie bawię, nikt już nie zaprzeczy. A teraz kolej. Anielo, na ciebie. P. Dóbr. (do Klary z nieukon tentowaniem) Klaro, czy znowu? (do Gustawa) Albin mówił właśnie. Ze z nowej chmury nowa grozi słota. Albin. Dla mnie pochmurno, ach, nawet ciemnota. Bo i nadzieja powoli już gaśnie, Kiedy mym smutkiem Klara ucie szona. Klara (zniecierpliwiona) Ach nie, wcale nie, smuci się i bardzo. Gust. (zawsze z roztargnieniem, byle co mówić) Panie pracują. Klara. Mężczyźni tern gardzą, Lubo w tej pracy najprędsza obro na Przeciw tym nudom, w które wieś obtita. P. Dóbr. (do Klary z nieukon tentowaniem) Czy ty się nudzisz? Klara. Mnie się ciocia pyta? Gust. (jak Wprzódy) Słabym się czuje, kto szuka obrony. ivlaka. u suuiez tylko myśleć nam wypada? Gust. (pozierając na Albina) Tak, i o bliskich — to pięknie i hojnie. Klara 1 ze wzrastającym zapałem) Bliski, niebliski może być znu dzony. Aniela (do Klary na strome) Klaro, daj pokój. GUSTAW (zawsze obojętnie)Ogól na więc rada... Klara. Rady dość nigdy... Gustaw (sens kończąc) Dla po psutych dzipci. Klara. Wiem zatem gdzie się zwracać. Gustaw (obojętnie) Do zwier ciadia. P. Dobb Klara me może roz mawiać spokojnie. Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci Gust. (wyciągając się na krześle) O, proszę pani, mnie to dosyć bawi. Ki.ara (urażona, ironicznie) Czy tak? doprawdy? nie byłabym 7.gadła, Że meja mowa takie enda sprawi, (do Albina) Ach, proszęż mnie tak nie ścigać oczyma. Albin (z westchnieniem) I tego wzbraniasz? Klara. Ach, bo miary niema, (do Anieli na stronie) Żebjr choć mrugnął, mogłabym się skrzywić. P. Dóbr. (po krótkiem milczeniu) Pan Gustaw mógłby i słusznie się dziwić, Ze wiejska cisza, a zwłaszcza w tej porze, Dla kogokolwiek przyjemną być może. Gustaw (mówi coraz wolniej) I owszem, owszem... wcale się nie dziwię... Wieś jest przyjemna,(ziewa skrycie) przyjemna prawdziwie, Klara (do Anieli na stronie) Widzisz? Aniela. Co? Klara. Ziewa. Aniela. Grzeczny...! Klaka (sens kończcac). Ciocia ' powie. (głośno) Otóż to grzeczność... (na wejrzenie Dobrójskiej sens zmieniając) Chwalić wbrew gustowi. Gustaw (coraz wolniej) Nie, wieś ma swoje wdzięki... mówię szczerze (ziewa skrycie) Na wiosnę kwiatki... listki... trawki świeże, A w lecie, w lecie!... są te... 'piękne żniwa; No i w jesieni... (ziewając) także... tam coś bywa; W zimie wieczory... tak... w zimie... wieczory; Są. są zabawy... o, są każdej pory. (ziewa i wkrótce zaczyna drzemać) P. Dobb. W nas to same zabawy i nudów przyczyna. Jeśli bezczynnie każda wlecze się godzina, Konieczne zatrudnienia nie dzielą nam czasu, Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwn ru, hałasu, Zawsze pragniemy nowych rzeczy, nowych ludzi, Wtedy jak wieś tak miasto, koniec końców — znudzi. Dlatego nas zapewne nadzieja nie manii, Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z nami. Klara a (po krótkiem milczeniu cicho). Pst! Ciociu! (pokazując śpiącego Gustawa). Już się bawi. P. Dobu. A! co tego... (Ciąg dalszy nastąpi.) PRACA KOBIET W AMERYCE. Na wszystkich polach pracy ludz kiej, uprawianej przez mężczyzn wyłącznie, w ciąga ostatnich lat 25 — 30, wystąpiły ze swym współ udziałem, konkurencją raczej, ko biety, zdobywając) coraz rozieglej sze dziedziny, wstępując do zawo dów, które z natury swej zdają się wykluczać je zupełnie, bo nawet do profesji — ducnownej. Obowiązki tego zawodu sprawowały w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej w 1870 r. 67, w r. 1890 już 1224, a w r. 1897 1533 kobiet, mianujące się „clergyladies", w przeciwieństwie do tytułu „clergyman" (dosłownie: mężczyzna duchowny). Już to wogóle Ameryka Północna przoduje na polu emancypacji ko biet. Wedle świeżej statystyki, po danej przez rząd Stanów Zjednoczo nych, od lat trzydziestu kobiety roz szerzyły olbrzymio swą działalność we wszystkich zawodach. Jako ciekawą ilustrację podaje my tabliczkę statystyczną Było w r. 1870 1890 * 1897 Aktorek e92 8,249 8,862 Arobitektek 1 Malarek i rzeź bi arek 412 Autorek na polu 159 67 24 83 53 9,810 15,840 nauk. i literatek Clergyladies Dentystek Inżenierek Publicystek Adwokatek Muzykantek Urzędniczek Lekarek i chi rurgów 25 5 6.753 414 2,725 1 335 337 127 888 208 35,518 4,875 8,164 1,522 417 201 1,436 417 47,809 6,882 627 4,555 6,882 Dyrektorek te atrów 100 834 943 Buchlialterek i kasjerek — 27,075 43,071 Sekretarek, ko piątek 8,016 64,018 82,824 Stenografek i zecerek " 7 21,187 50,633 Widzimy z tego wykażą, że naj bardziej wzrosła w przeciągu owych 27 lat, liczba artystek pędzla i dłuta, autorek, muzykantek (nauczycielek muzyki, kobiet grającyob w orkies trach, występująoych na konoertaoh i t. d.), urzędniczek, zaś wprost ba jecznie: liczba buchhalterek, kasje rek. kopistek, stenografek i zecerek. Te zawody odpowiadały widooznie naj więcej zdolnościom i właściwoś ciom kobiecym. Ciekawą też statystykę profesyji, obieranych przez amerykanki, znaj. dujemy w wydanem świeżo sprawo zdaniu „Association of Collegiate Alumnae”, związku dawnych uczeń, nic wyższych zakładów naukowych dla kobiet. Związek liczy nominal nie 2,000 członkiń, z tych 451 wy. kazało, czem się zajmuje profesjo nalnie; reszta zapewne po ukończe niu nauk zostaje przy domowcm og. nisku. Z owej liczby 451 — bardzo znacznej w stosunku do ogólnej — wynosząoej czwartą część prawie, najwięcej, bo 169 kobiet obrało za. wód nauczycielski, 47 bibljotekar stwo, 28 stenografię, 13 pielęgnowa nie chorych, 19 dziennikarstwo. Pomnik Chrzanowskiej W No. 3 „Zgody” dla niewiast wspomnieliśmy, że miasto Trembow la wystawiło pomnik obronicelce swej, bohaterskiej niewieście poi. skiej, Zofji Chrzanowskiej. Dnia 11 listopada r. b. odbyło się właśnie uroczyste odsłonięcie tego pomnika przy udziale z górą 500 widzów, obok ruin zamku trembowelskiego (nie ile otrzymanych). Pomnik jest wysoki w piedestale m., zaśtigura 3.\ metra, dłuta p. Jana Bochenka z Strusowa. Figura nader udatoie wy kończona, proporcjonalna, zjednała wykonawcy poklask. Sam pomnik jest z kamienia ciosanego, postać surowa, wraz z dwoma sztyletami w ręce lewej, dopełnia całości wy bornie. Pierwszą inicjatywę zbudowania pomnika podniósł p. Aleksander Błażyftski, nadleśniczy lasów trem bowelskicb, a poparli ją p. Sbeybal, zarządca uiiaata, z p. Bernhardem, rejentem tamt. Pomnik ten wraz z pracą ułożenia skały itp. niechybnie by kosztował około 1U0J złr., lecz robotnicy prawie darmo pracowali, wobec czego koszta doohodzą za ledwie 300 złr., zebranych w drodze dobrowolnych składek w mieście i powiecie trembowelskim. Okolica w której wznosi się pom nik. nader urocza, przyozdobiona skwerami, szałasami nader gustowny mi, dzieła p. BłaźyAskiego, który nader cierpliwie lat parę nad tern pracował. Przemówienie na tle historycznem, objaśniające zebranych i zasłudze Z. Chrzanowskiej poświęcone, wypo wiedział p. Bernhard, zachęcając do miłości Ojczyzny i meustąpiema pię dzi ziemi rodzinnej obcym. Zarządca miasta, nadkomisarz Sheybal, odebrał od komitetu ów pomnik i przyrzekł strzedz całości tegoż. Po ukończeniu uroczystości od śpiewano pod pomoikiem „Z dymem pożarów”. Ks. kanonik Korzeniowski dopeł nił poświęcenia pomnika i również przemówił odpowiednio. Na marmurowej tablicy widnieje napia rytj: 1675 — 1900 Bobataroa miezzkanoy miasta i powiatu. O kobietach Kobiety w rolnictwie. Na koa. grosie rolnictwa w Paryżu, omawia* no sprawę wykształcenia rolnicza* go kobiety. Sprawozdawca, Kamil Pabst, domagał się zakładania azkół rolniczych dla kobiet, które mogą utrzymać kobiety wiejskie na roli i ochronić je od emigracji do miast. Takie szkoły istnieję już we Prano]! w Coetlogen, pod lłennes, w Resli* ver i Honilles, w małym jednak tyl ko stopniu czynię zadość potrzebie* Kongres postanowił domagać się wprowadzenia nauki gospodarstwa wiejskiego do programu szkół lado* wyoh i lioeów oraz zakładania spe* cjalnyoh szkół rolniczych dla ko* biet. Klub kobiecy w Wiedniu. D. 14 z. m., otwarto w Wiedniu w o* becności wielu kobiet i zaproszonych mężczyzn, nowo założony wielld klub kobiet. W przyszłości będą miały wstęp do tego klubu tylko kobiety. Klub ten będzie liczył 400 członków i będzie miał prawie naj* większę czytelnię gazet. Sam abo nament gazet figuruje w budżecie S sumę trzech tysięcy koron. Kobiety adwokatami.. Senat francuzki uohwalił dopuścić kobiety uo peimema ODowiązKOw auwoaao kich przed sądami Franoji. Kobiety w ukłułemji. Krąż) pogłoska, że przy pierwszym wakan sie w akademji francuzkiej, kandy daturę swoją postawi autorka. Za* den przepis nie sprzeciwia się wybo rowi kobiety. Pierwszą istniejąoą we Frncjai akademją, byłaakademja poezyj i muzyki, ustanowiona przez Antoniego de Baif w roku 1570tym i wskrzeszona pod nazwą „Akademji pałacowej” za Henryka Iii-go, Od tej instytucji Kichelieu zapożyczył zwyczaje, ceremonjał i statuty. Otóż posiedzenia tego ciała odby wały się dwa razy na tydzień w ga binecie królewskim. Brali udział w naradach „najuozeńsi mężowie oraz kilka dam uczonych” — pisze Agry pa d’Aubigne. — W rzędzie tych dam były marszałkowa de Retz, pa ni Liguerolles, dama honorowa Ka* tarzyny de Medicis, a następnie mia nowana księżną de Uuynonierre, paą ni de Iiohan, panna de Vitry, trzy siostry .Morel, pani Dujardin, pani de Mirmont, która pozostawiła po ezje satyryczne. Ponieważ akademj* Richelieu'go została utworzona we dle statutów dawnej akademji pała cowej, regulamin jej nie sprzeoiwia się zatem wstąpieniu kobiet do aka demji. Tajemnicza Elżbieta. Nie zwykle tajemnicza literatka zaprzą ta umysły amerykańskich i angiel skich czytelników. U wydawcy Mao Miliana w Londynie wyszły w roku zeszłym dwie powieści, podpisana imieniem Klżbiety: jedna pod tytu łem „Elżbieta w niemieckim ogro. dzie” druga —,JMoje samotne lato**. •Są to bardzo ciekawe zwierzenia pewnej angielki, poślubionej boga. temu niemcowi. Obie książki trzy mane są w tonie ironicznym i zawie raj** znakomite opisy oraz typy za. chodnio-pruskie. Główną postacią jest sama autorka, matka trzech dziewczynek, przezwanych: „April baby", „Maibaby” i „Junibaby”. Początkowo przypisywano autorstwo tych powieści księżnej Henrykowej pruskiej; liczba dzieci nie zgadzała •ię jednak. Zwrócono więo przy puszczenia w stronę ks. Cornwallio. West; ta zaprzeozyła w pismach. Wreszcie pomówioną jest o autor stwo hrabina son Arnim, tona byłe go posła niemieckiego w Paryża, angielka rodem, miss Heauchamp, Hrabina jest wysoce utalentowany odznacza się pięknym stylem i po* czuciem natury, a w dodatku ma —— trzy córeczki; ale i ona nie ohoe nią przyznać do autorstwa i dowodzi, te nie jest „tajemniczą Elżbietą”. Mi mowoli przypomina nią odpowiedi