OCR Interpretation


Zgoda : Wydania dla niewiast. [volume] (Chicago, Ill.) 1900-1913, December 13, 1900, Image 1

Image and text provided by University of Illinois at Urbana-Champaign Library, Urbana, IL

Persistent link: https://chroniclingamerica.loc.gov/lccn/2017218620/1900-12-13/ed-1/seq-1/

What is OCR?


Thumbnail for

NO. 50. (No- 14 Wydania dla niewiast).
Chicago, 111., Czwartek dnia 13-go Grudnia 1900 roku.
Kok 19.
ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI.
THE WEEHLY “Z8BDH”
>PPKAKINU KYKRY THURSDAT
!• tbe oTicl.I organ ot tha
Poliłh Mat: o nil Alliance. V. S. M. A.
S. BARSZCZEWSKI, Editar,
Office: 102 - 104 Weit Dirieloa Stlłłt
CHICAGO, ILLINOIS
Ali hueln*** coaunutilcaUoaa łkali
br addreeeed:
The Polith Weekly ..Zgodi”.
1O--101 W. DiMaioa »t.. Chicago, Ille
Ali rommunlcatione to the Poliłh
X*tT AlLatice .hall be addressad:
T. V. HEUMSKI, Oen'1 SacrtUry,
UTJ-104 W. DiYiuou et., Chicago, Ula.
„ZG0DR“ BBGfiHZ.H.F.
WYCUODZ1 w KAŻDA CZWARTEK
biuro Z.ra Ceotr Z.N P iukAi .Ig
» tłumu wiaaaym p u nu K* W. Urn
eloii et. Chicagu. 111.
ttUfAi. lleły w .prawu a atlinia,
Zwlarlnoras kure.pondeni y* .to Z i
itąduCruti. uairły przcayUC pou aurę
T M HILIMSKI.
MB-104 W. Di Welon ał.. Chicaro. lila.
Przekąsy bankowe, pocztowe i pie
miedz* praetylac nalety p<>d adreeem:
M MAJKWSKr.
103-104 W. Dlylelon *4.. Cblraeo. Ilia.
KoreapoDdeory* dotYczgca Redakcjo
•Zgody przeeylaf na Wy potl adr.
S. BARSZCZEWSKI,
10E-104 W. DiYlelou it, Chicago. 1114.
Werrlkie zaa liety w epiawai h ailnil
DletiaryJUTCb ..Zgody", orli urli no
b t i ruka ek ch nalety adieeować do
ackrelarza „Zgodj
J OLBIMSKI.
H3-10* w. DiUeion «t.t Chicago. 111*.
GIMNASTYKA >V SZKuŁACH.
Jak wiadomo, ostatnimi cza
sy wychowawcy młodzieży
coraz bardziej zaczęli zwracać
uwagę na potrzebę wprowa
dzania do szkół ćwiczeń fi
zycznych dla dzieci, nie tylko
pod postacią zabaw dowolnych
na świeżem powietrzu, ale
także pod postacią systema
tycznych lekcyj gimnastyki
przez wykwalifikowanych na
uczycieli.
Bardzo słusznie wychowaw
cy młodzieży twierdzą, że do
tychczas zwracano głównie
uwagę tylko na rozwój umys
łu dziecka a za mało intereso
wano się zdrowym, pięknym
rozwojem jego ciała, przez co
wyrosły całe pokolenia cher
laków, ludzi obdarzonych roz
maitemi zboczeniami organiz
mu, podatnych chorobom, nie
umiejących znosić żadnego sil
niejszego natężenia, brzydkich
fizycznie.
Pod wpływem tych zapa
trywań nauka gimnastyki w
szkołach przestała być przed
miotem lekceważonym, spy
chanym na plan ostatni. Na
wet w państwie tak zacofa
nem jak Rosja, stała się
przed miotem obo wią zko wy m
w szkołach i traktowaną jest
już poważnie.
Nie można tego powiedzieć
o naszych szkołach parafial
nych. Wątpimy czy znajdzie
się więcej niż dwie lub trzy,
w których istniałoby coś w
rodzaju systematycznego wy
kłada gimnastyki. Wiemy
natomiast na pewno, że wszę
dzie niemal sprawa ta jest
całkiem nieznany, ku szkodzie
naszej młodzieży.
Na ostatniem posiedzeniu
Wydziału Związku Sokołów,
naczelnik Związku, ob. W.
Rajski podniósł właśnie tę
ważną sprawę, bardzo trafnie
zaznaczywszy, że dużo rozpra
wiamy o przyszykowaniu sze
regów obrońców Polski, a nie
myślimy o tern, by przyszli ci
obrońcy byli zdrowi i od dzio
cisritwa przywykli do karnoś
ci, prosił więc, by Wydział
Związku Sokołów wpłynął nu
prasę, aby zwróciła uwagę o
gółu, a zwłaszcza naszego du
chowieństwa, na ten brak do
tkliwy.
Czynimy zadość temu ro
zumnemu żądaniu i odwołuje
my się niniejszem tak do ro
dziców polskich jako też i na
szych księży z propozycją, by
wzięli pod rozwagę kwestje
wykładu gimnastyki w szko
łach.
Nie chodzi bynajmniej o
kształcenie młodzieży na
skoczków i siłaczy —gimnas
tyka nie ma tego celu — a o
wykształcenie w młodzieży
woli, karności, o wyrobienie
w niej zręcznych ruchów, si
ły, odwagi, jednom słowem
o stworzenie z tych dzieci
dzielnych obywateli i dziel
nych szermierzy, gdyby kie
dy przyszło do orężnej roz
prawy dla odzyskania wol
ności Ojczyzny naszej.
Mamy nadzieję, że słowa te
nie przebrzmię bez ech i i
sprawa podniesiona przez ob.
Rajskiego zamieni się w czyn
przy współudziale duchowień
stwa, rodziców i istniejących
już gniazd sokolich.
Pamiętajmy, że w zdrowem
ciele i duch jest zdrowy,
ŚPIEW Z R. 1861.
Daremnie bredzą czcze ogólniki,
Że gdy czyn mówi, umilka śpiew,
Wojsku do boju trzeba muzyki,
Wichru dla spiekłych od suszy
drzew,
Ziemi do plonu ziarna potrzeba.
A ludziom zawsze westchnąć do
nieba.
Wśród broni szczęku, wśród krwi
rozlewu.
Na wielki obrzęd wolności dni.
Musi zadiwięczyć srebrny dzwon
śpiewu,
Jeżeli serce prawdą w nim brzmi.
I jak dziś — jednem powietrza
drganiem
Wola do wszystkich, że zmar
twychwstaniem!
A więc sjiojrzyjmy, bracia śpie
wacy.
Na polskiej ziemi, po stronach
wszech,
Do naszej broni, do naszej pracy
Bieżmy od komnat, do kurnych
strzech!
Tam — jeszcze przesąd obelgi
miota.
Tu — stara nędza, stara ciemnota.
A chytry potwór pomiędzy niemi
Pełza, rozbratu rozlewa jad;
Gdziebądż podpełznie kłęby ślis
kiemi,
Thiii swój plugawy zaciera ślad.
I są. co widzą żądło potworu.
Podli — i nie chcą zakończyć
sporu.
Stańmy u matki zabitej grobu.
Co wychyliła świętą twarz swą.
Stańmy ze śpiewem do braci obu,
Godżmy, co jedną Bóg zgodził
krwią.
Z przesądem walka . a dla ciem
noty
Cierpliwa litość — więc do roboty!
Stańmy u grobu drzwi odemknię
tych,
We krwi, co broczy próg w chwi
li tej,
I z matką chlubmy się z jej ran
świętych.
Bo wróg je zadał, nie dzieci jej.
Wróg pierzchnie, ona przy strza
łów chórze,
Wyszła już z grobu w męczeństw
purpurze.
Nod hełmem orzeł ł>i«ły wzlatuje.
Niezwyciężony w dłoni jej miecz,
.Jnko psy wściekłe zawyły zbóje,
Kąsaj;* oślep — i pójdą precz.
I męczennica, w imię Bwolxxly,
Staje znów — jasna — między na
rody.
Lecz, aby przed nią horda mon
Koła,
Prędzej pierzehnęła w jej mroźny
wschód,
Matka nam każe i do nas woła:
Garncie, podnoście siermiężny
lud!
A kogoż święty głos jej nie skło
ni?
Bracia śpiewacy-do naszej broni!
Wl. Wolski.
ftltiWy Panieńskie
CZTI.I
MAGNETYZM HERCA.
Komrdja i» l A kurii, fflfrmn,
Aleksandra lir. Fredry.
(Ciąg dalszy.)
Scena VIII.
Pani Dourójkka, Aniela, Klara,
Albin.
(Albin wszedłszy opiera sic o ścia
i
nę Btolika i z założoncmi rękoma,
często wzdychając, oku uie spuszcza
z Klary)
Pani Dokrójska (wchodząc, do
Albina) Kocha się, kto się kłóci,
dawne to przysłowie.
Klara, (całując ją w rękę) Czy
się ciocia kłóciła?
P. Donu. (do Klary) Oj, zielono
w głowie!
Klara. O, nie!
P. Dóbr. O, tak.
Klara. Dla czego?
Aniela. Klara, moja mamo,
Bywa bardzo rozsądna.
Klara. Aniela toż samo.
Aniela. Zgadzamy się we wszyst
kicm.
Klara. Radzimy wzajemnie.
P. Dóbr. Kiedy dwie głowy ra
dzą, nie radzą daremnie.
Rozsądna zatem Klara rozsądnej
Anieli
Zapewne tej uwagi rozsądnej u
dzieli,
Że grzeczność, a szczególniej w
swojej matki domu,
Najmniejszej przynieść krzywdy
nie może nikomu;
A nawzajem Aniela poradziła Klu
rze,
Że obojętność szydzić nie koniecz
nie każe.
Klara (kłaniając się nisko Albi
nowi) Punie Albinie, bardzo dzię
kujemy.
Aniela <do Doi rójskiej) Trze
baż się starać o pana Gustawa?
P. Dubr. Ale nie krzywić, nie
dąsać się zawsze.
(siadają przy okrągłym stoliku i ro
bótki biorą, prócz Klary)
Aniela (szybka rozmowa) On
nas nie widzi.
lara. 1 ślepy i niemy.
Aniela. Mainże go błagać o
względy łaskawsze?
Klara. Gadać, gdy milczy; gdy
nudzi, zabawiać?
Aniela (ironicznie) I jakaż na
wsi może bye zabawa!
Klara (podobnie, coraz prędzej)
I z wieśniaczkami oczemże rozma
wiać!
Aniela. O pięknym czasie, albo
słotnej porze.
Klara. Miejskim rozumem zać
miłby nas może.
Aniela. Przez litość, gęstą dajże
mu zasłonę.
Klara. Przez litość, drzemiąc,
stara się o żonę.
P. Dóbr. Jużtomnie przegada
cie, moje piękne damy.
Aniela. Ależ, mamo kochana!
cóż my robić mamy?
Klara. Kiedy na sofie rozparty
szeroko.
Półgębkiem gada, śpi na jedno oko,
Mamyż mu śpiewać arjetkę wesołą?
Albo z girlandą tańcować w około?
( Klara mówiąc ostatni wiersz, robi
kilka kroków tańca z' chustką w
ręku. Albin rzuca się i odsuwa
krzesło daleko za nią stojące)
Aldin. Przebóg!
Klara. Cóż?
Albin. Krzesło.
Klara (rozgniewana) Z waćpa
nem... prawdziwie...
Nawet potknąć się nie można!
Albin. Niestety!
Aniela (do Dobrójskiej) bardzo
rozsądnie.
P. Dóbr. (śmiejąc się) Ja sama
się dziwię.
Nie arjetki, nie, ani też balety.
Lecz grzeczność, skromność, to
wasze zalety,
Klara (ironicznie)
Zresztą, jest Radost, jest Albin,
jest Gustaw...
Trzech mężczynz! to sąd podług
męskich ustaw;
Trzech! razem! ogrom! i czegóż im
trzeba?
Coż roznm kobiet, ten słaby twór
nieba.
Co się im zbliżyć nawet praw nie
rości.
Dałby za korzyść tym sędziom ho
. nora.
Wszech władcom świata, skarbo
i
nom mądrości?
Nasze uczucia, nie sikając wzoru,
Na męskiej duszy twór zawsze wy
niosły
Pyta by tylko albo skazy niosły.
P. Dobb. Nie wszystko straszne,
co czasem zastrasza.
Mają wady mężczyźni, ma także
płeć nasza;
Zutcm szały rozsądku ta strona
przeważa,
Co swoje błydy karci, a cudzym
pobłaża.
Scena TX.
Pani Dobrójska, Aniela, Klara,
Albin, Gustaw.
(Albin stoi przy prawej stronie
sceny, przy niin siedzi przy stole
1-sza Klara. 2yaAniela, licia Dobrój
ska robótkami zajyte. — Gustaw
wchodzi i skłoniwszy siy stawia
krzeszło na środku —siada obróco
ny do parteru trochę na przodzie
sceny. — Gustaw w tej scenie mó
wi z roztargnieniem, aby tylko co
mówić, z początku swoim ubiorem
zajęty)
Gust. Przecie deszcz ustał —
pogodniej ua niebie.
Klaka. Arcyprzyjeinna aura, w
samej rzeczy.
(do Anieli)
Ze grzecznie bawię, nikt już nie
zaprzeczy.
A teraz kolej. Anielo, na ciebie.
P. Dóbr. (do Klary z nieukon
tentowaniem)
Klaro, czy znowu?
(do Gustawa)
Albin mówił właśnie.
Ze z nowej chmury nowa grozi
słota.
Albin. Dla mnie pochmurno,
ach, nawet ciemnota.
Bo i nadzieja powoli już gaśnie,
Kiedy mym smutkiem Klara ucie
szona.
Klara (zniecierpliwiona)
Ach nie, wcale nie, smuci się i
bardzo.
Gust. (zawsze z roztargnieniem,
byle co mówić)
Panie pracują.
Klara. Mężczyźni tern gardzą,
Lubo w tej pracy najprędsza obro
na
Przeciw tym nudom, w które wieś
obtita.
P. Dóbr. (do Klary z nieukon
tentowaniem)
Czy ty się nudzisz?
Klara. Mnie się ciocia pyta?
Gust. (jak Wprzódy) Słabym się
czuje, kto szuka obrony.
ivlaka. u suuiez tylko myśleć
nam wypada?
Gust. (pozierając na Albina)
Tak, i o bliskich — to pięknie i
hojnie.
Klara 1 ze wzrastającym zapałem)
Bliski, niebliski może być znu
dzony.
Aniela (do Klary na strome)
Klaro, daj pokój.
GUSTAW (zawsze obojętnie)Ogól
na więc rada...
Klara. Rady dość nigdy...
Gustaw (sens kończąc) Dla po
psutych dzipci.
Klara. Wiem zatem gdzie się
zwracać.
Gustaw (obojętnie) Do zwier
ciadia.
P. Dobb Klara me może roz
mawiać spokojnie.
Lada dmuchnięcie tę iskrę roznieci
Gust. (wyciągając się na krześle)
O, proszę pani, mnie to dosyć bawi.
Ki.ara (urażona, ironicznie)
Czy tak? doprawdy? nie byłabym
7.gadła,
Że meja mowa takie enda sprawi,
(do Albina)
Ach, proszęż mnie tak nie ścigać
oczyma.
Albin (z westchnieniem)
I tego wzbraniasz?
Klara. Ach, bo miary niema,
(do Anieli na stronie)
Żebjr choć mrugnął, mogłabym się
skrzywić.
P. Dóbr. (po krótkiem milczeniu)
Pan Gustaw mógłby i słusznie się
dziwić,
Ze wiejska cisza, a zwłaszcza w tej
porze,
Dla kogokolwiek przyjemną być
może.
Gustaw (mówi coraz wolniej)
I owszem, owszem... wcale się nie
dziwię...
Wieś jest przyjemna,(ziewa skrycie)
przyjemna prawdziwie,
Klara (do Anieli na stronie)
Widzisz?
Aniela. Co?
Klara. Ziewa.
Aniela. Grzeczny...!
Klaka (sens kończcac). Ciocia
' powie.
(głośno)
Otóż to grzeczność... (na wejrzenie
Dobrójskiej sens zmieniając)
Chwalić wbrew gustowi.
Gustaw (coraz wolniej)
Nie, wieś ma swoje wdzięki... mówię
szczerze
(ziewa skrycie)
Na wiosnę kwiatki... listki... trawki
świeże,
A w lecie, w lecie!... są te... 'piękne
żniwa;
No i w jesieni... (ziewając) także...
tam coś bywa;
W zimie wieczory... tak... w zimie...
wieczory;
Są. są zabawy... o, są każdej pory.
(ziewa i wkrótce zaczyna drzemać)
P. Dobb. W nas to same zabawy
i nudów przyczyna.
Jeśli bezczynnie każda wlecze się
godzina,
Konieczne zatrudnienia nie dzielą
nam czasu,
Jeśli w ciągłym odmęcie śród gwn
ru, hałasu,
Zawsze pragniemy nowych rzeczy,
nowych ludzi,
Wtedy jak wieś tak miasto, koniec
końców — znudzi.
Dlatego nas zapewne nadzieja nie
manii,
Iż pan Gustaw potrafi bawić się i z
nami.
Klara a (po krótkiem milczeniu
cicho).
Pst! Ciociu! (pokazując śpiącego
Gustawa). Już się bawi.
P. Dobu. A! co tego...
(Ciąg dalszy nastąpi.)
PRACA KOBIET W AMERYCE.
Na wszystkich polach pracy ludz
kiej, uprawianej przez mężczyzn
wyłącznie, w ciąga ostatnich lat
25 — 30, wystąpiły ze swym współ
udziałem, konkurencją raczej, ko
biety, zdobywając) coraz rozieglej
sze dziedziny, wstępując do zawo
dów, które z natury swej zdają się
wykluczać je zupełnie, bo nawet do
profesji — ducnownej. Obowiązki
tego zawodu sprawowały w Stanach
Zjednoczonych Ameryki Północnej
w 1870 r. 67, w r. 1890 już 1224, a
w r. 1897 1533 kobiet, mianujące się
„clergyladies", w przeciwieństwie
do tytułu „clergyman" (dosłownie:
mężczyzna duchowny).
Już to wogóle Ameryka Północna
przoduje na polu emancypacji ko
biet. Wedle świeżej statystyki, po
danej przez rząd Stanów Zjednoczo
nych, od lat trzydziestu kobiety roz
szerzyły olbrzymio swą działalność
we wszystkich zawodach.
Jako ciekawą ilustrację podaje
my tabliczkę statystyczną Było
w r. 1870 1890 * 1897
Aktorek e92 8,249 8,862
Arobitektek 1
Malarek i rzeź
bi arek 412
Autorek na polu
159
67
24
83
53
9,810 15,840
nauk. i literatek
Clergyladies
Dentystek
Inżenierek
Publicystek
Adwokatek
Muzykantek
Urzędniczek
Lekarek i chi
rurgów
25
5
6.753
414
2,725
1 335
337
127
888
208
35,518
4,875
8,164
1,522
417
201
1,436
417
47,809
6,882
627 4,555 6,882
Dyrektorek te
atrów 100 834 943
Buchlialterek i
kasjerek — 27,075 43,071
Sekretarek, ko
piątek 8,016 64,018 82,824
Stenografek i
zecerek " 7 21,187 50,633
Widzimy z tego wykażą, że naj
bardziej wzrosła w przeciągu owych
27 lat, liczba artystek pędzla i dłuta,
autorek, muzykantek (nauczycielek
muzyki, kobiet grającyob w orkies
trach, występująoych na konoertaoh
i t. d.), urzędniczek, zaś wprost ba
jecznie: liczba buchhalterek, kasje
rek. kopistek, stenografek i zecerek.
Te zawody odpowiadały widooznie
naj więcej zdolnościom i właściwoś
ciom kobiecym.
Ciekawą też statystykę profesyji,
obieranych przez amerykanki, znaj.
dujemy w wydanem świeżo sprawo
zdaniu „Association of Collegiate
Alumnae”, związku dawnych uczeń,
nic wyższych zakładów naukowych
dla kobiet. Związek liczy nominal
nie 2,000 członkiń, z tych 451 wy.
kazało, czem się zajmuje profesjo
nalnie; reszta zapewne po ukończe
niu nauk zostaje przy domowcm og.
nisku. Z owej liczby 451 — bardzo
znacznej w stosunku do ogólnej —
wynosząoej czwartą część prawie,
najwięcej, bo 169 kobiet obrało za.
wód nauczycielski, 47 bibljotekar
stwo, 28 stenografię, 13 pielęgnowa
nie chorych, 19 dziennikarstwo.
Pomnik Chrzanowskiej
W No. 3 „Zgody” dla niewiast
wspomnieliśmy, że miasto Trembow
la wystawiło pomnik obronicelce
swej, bohaterskiej niewieście poi.
skiej, Zofji Chrzanowskiej. Dnia
11 listopada r. b. odbyło się właśnie
uroczyste odsłonięcie tego pomnika
przy udziale z górą 500 widzów,
obok ruin zamku trembowelskiego
(nie ile otrzymanych). Pomnik jest
wysoki w piedestale m., zaśtigura
3.\ metra, dłuta p. Jana Bochenka z
Strusowa. Figura nader udatoie wy
kończona, proporcjonalna, zjednała
wykonawcy poklask. Sam pomnik
jest z kamienia ciosanego, postać
surowa, wraz z dwoma sztyletami
w ręce lewej, dopełnia całości wy
bornie.
Pierwszą inicjatywę zbudowania
pomnika podniósł p. Aleksander
Błażyftski, nadleśniczy lasów trem
bowelskicb, a poparli ją p. Sbeybal,
zarządca uiiaata, z p. Bernhardem,
rejentem tamt. Pomnik ten wraz z
pracą ułożenia skały itp. niechybnie
by kosztował około 1U0J złr., lecz
robotnicy prawie darmo pracowali,
wobec czego koszta doohodzą za
ledwie 300 złr., zebranych w drodze
dobrowolnych składek w mieście i
powiecie trembowelskim.
Okolica w której wznosi się pom
nik. nader urocza, przyozdobiona
skwerami, szałasami nader gustowny
mi, dzieła p. BłaźyAskiego, który
nader cierpliwie lat parę nad tern
pracował.
Przemówienie na tle historycznem,
objaśniające zebranych i zasłudze Z.
Chrzanowskiej poświęcone, wypo
wiedział p. Bernhard, zachęcając do
miłości Ojczyzny i meustąpiema pię
dzi ziemi rodzinnej obcym.
Zarządca miasta, nadkomisarz
Sheybal, odebrał od komitetu ów
pomnik i przyrzekł strzedz całości
tegoż.
Po ukończeniu uroczystości od
śpiewano pod pomoikiem „Z dymem
pożarów”.
Ks. kanonik Korzeniowski dopeł
nił poświęcenia pomnika i również
przemówił odpowiednio.
Na marmurowej tablicy widnieje
napia rytj:
1675 — 1900
Bobataroa
miezzkanoy miasta i powiatu.
O kobietach
Kobiety w rolnictwie. Na koa.
grosie rolnictwa w Paryżu, omawia*
no sprawę wykształcenia rolnicza*
go kobiety. Sprawozdawca, Kamil
Pabst, domagał się zakładania azkół
rolniczych dla kobiet, które mogą
utrzymać kobiety wiejskie na roli i
ochronić je od emigracji do miast.
Takie szkoły istnieję już we Prano]!
w Coetlogen, pod lłennes, w Resli*
ver i Honilles, w małym jednak tyl
ko stopniu czynię zadość potrzebie*
Kongres postanowił domagać się
wprowadzenia nauki gospodarstwa
wiejskiego do programu szkół lado*
wyoh i lioeów oraz zakładania spe*
cjalnyoh szkół rolniczych dla ko*
biet.
Klub kobiecy w Wiedniu. D.
14 z. m., otwarto w Wiedniu w o*
becności wielu kobiet i zaproszonych
mężczyzn, nowo założony wielld
klub kobiet. W przyszłości będą
miały wstęp do tego klubu tylko
kobiety. Klub ten będzie liczył 400
członków i będzie miał prawie naj*
większę czytelnię gazet. Sam abo
nament gazet figuruje w budżecie S
sumę trzech tysięcy koron.
Kobiety adwokatami.. Senat
francuzki uohwalił dopuścić kobiety
uo peimema ODowiązKOw auwoaao
kich przed sądami Franoji.
Kobiety w ukłułemji. Krąż)
pogłoska, że przy pierwszym wakan
sie w akademji francuzkiej, kandy
daturę swoją postawi autorka. Za*
den przepis nie sprzeciwia się wybo
rowi kobiety. Pierwszą istniejąoą
we Frncjai akademją, byłaakademja
poezyj i muzyki, ustanowiona przez
Antoniego de Baif w roku 1570tym
i wskrzeszona pod nazwą „Akademji
pałacowej” za Henryka Iii-go, Od
tej instytucji Kichelieu zapożyczył
zwyczaje, ceremonjał i statuty.
Otóż posiedzenia tego ciała odby
wały się dwa razy na tydzień w ga
binecie królewskim. Brali udział w
naradach „najuozeńsi mężowie oraz
kilka dam uczonych” — pisze Agry
pa d’Aubigne. — W rzędzie tych
dam były marszałkowa de Retz, pa
ni Liguerolles, dama honorowa Ka*
tarzyny de Medicis, a następnie mia
nowana księżną de Uuynonierre, paą
ni de Iiohan, panna de Vitry, trzy
siostry .Morel, pani Dujardin, pani
de Mirmont, która pozostawiła po
ezje satyryczne. Ponieważ akademj*
Richelieu'go została utworzona we
dle statutów dawnej akademji pała
cowej, regulamin jej nie sprzeoiwia
się zatem wstąpieniu kobiet do aka
demji.
Tajemnicza Elżbieta. Nie
zwykle tajemnicza literatka zaprzą
ta umysły amerykańskich i angiel
skich czytelników. U wydawcy Mao
Miliana w Londynie wyszły w roku
zeszłym dwie powieści, podpisana
imieniem Klżbiety: jedna pod tytu
łem „Elżbieta w niemieckim ogro.
dzie” druga —,JMoje samotne lato**.
•Są to bardzo ciekawe zwierzenia
pewnej angielki, poślubionej boga.
temu niemcowi. Obie książki trzy
mane są w tonie ironicznym i zawie
raj** znakomite opisy oraz typy za.
chodnio-pruskie. Główną postacią
jest sama autorka, matka trzech
dziewczynek, przezwanych: „April
baby", „Maibaby” i „Junibaby”.
Początkowo przypisywano autorstwo
tych powieści księżnej Henrykowej
pruskiej; liczba dzieci nie zgadzała
•ię jednak. Zwrócono więo przy
puszczenia w stronę ks. Cornwallio.
West; ta zaprzeozyła w pismach.
Wreszcie pomówioną jest o autor
stwo hrabina son Arnim, tona byłe
go posła niemieckiego w Paryża,
angielka rodem, miss Heauchamp,
Hrabina jest wysoce utalentowany
odznacza się pięknym stylem i po*
czuciem natury, a w dodatku ma ——
trzy córeczki; ale i ona nie ohoe nią
przyznać do autorstwa i dowodzi, te
nie jest „tajemniczą Elżbietą”. Mi
mowoli przypomina nią odpowiedi

xml | txt