Newspaper Page Text
> „Z90DIT 0B6HMZ.N.P. WYCUODZ1 w KAŻDY CZWAKTKK łiltiro / ara. Caotr. Z N T mi«4ri »I4 • >lomii własnym p.a. Utt 104 W Dl»l alou at. (Yirifo, 1IL Uiirllu* Iłaty w k|i»«w b adtuin. Z»lą/iu mu koraapomiau. y» do Za raąduCeitr. ntlat; |ii*ya\ U.|©d »Jra T. I. HKŁIH8KI. ICC 11 w w. Dirtalon at.. l luufo. lita. Pirakaay hankoaa. pnratowa i pta alytUa praaaytaf nalrfY pod wlnw: M U AJ E W8KI IW 104 W. I)|ytslon M . Chiraca, lila. Kommiiii«m4oiui!%ca Kadakcyi aZicudy' praaaytaC latały |mm1 akr. 8. BARSZCZEWSKI. Ita-lOt W. DivUloo »t, Chi. ago. Ula. Wa/rlk >e aa* l.atT w aprawa. h a.lnii abU«?]k>rh JCpidy". oirioaaaa no 1. t ..mkarak ch i alsfy aknauaak co aakra-tarsa „Ztr»Hly’'s i. 0LBIN8KI. 102-IM W. Imuloa at . C Lir aco. nu. THE WEEKLY “ZMIB” APPEARINU EVEKT THUR&DAT ta thi offlctal orzaa ot tka FolUh Italiami AUianea. U.S.K. A. 8. BARSZCZEWSKI, Editor, Oflca: 102- 104 W«at Diłliio* Btmt CHICAGO, ILLINOIS Ali buainaaa (.ouimunlcatlona ahkll ba ad<lt«cac4l : Tka Polifh Weekly 10K-IM W. Divt*ioa et., Chicago, lita Ali <ommunlra»iona to tba PoUah Nat*l Alllanrw nhall ba aliinilld: T. M. HELIN8KI, O aa* 1 Sacra tary, 1<H- IM W. DiYtaion at., Chicago. Ula. ORGAN ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI. No. 2. (No. 2 Wydania dla niewiast). Rok 20. Chicago, 111., Czwartek dnia 10-go Stycznia 1901 rokit f Uwagi o wychowaniu. ! Al>y ciało rosło i rozwijało się należycie, potrzebuje pożywienia, z którego czerpać ma pokarm i siłę. Co i jak uia jeść dziecię lub czło f wiek dorosły trudno postanowić z ’ póry, gdyż zależy to od różnych , okoliczności: jedni jedzą więcej, bo potrzebują — inni jedzą lepiej, | bo ich stać na lepsze jedzenie. Dla wszystkich jednak czy to uboż • azych, czy to bogatszych — doros łych czy małych postawić można . zasadę taką: < Jeść należy wtedy, gdy się ma apetyt; najlepiej w pewnych stale oznaczonych porach — pokarm zaś > powinien być zastosowany do po trzeb człowieka, a zdrowy i dobrze przyrządzony. Co to znaczy, że pożywienie ma być zastosowane do potrzeb czło wieka? Czyż, co dobrem dla jedne go. może bye ziem ula drugiego r Tak, każdy wie o tern dobrze, że chory człowiek n. p. nie zniesie ta kiego pożywienia, jakiem żywią się * zdrowi, trzeba mu przyrządzić coś ( delikatniejszego i lepszego. . I Tak jak człowiek chory tak i dziecko potrzebuje szczególnej u I Wagi i starania, odnoszącego się do ( żywności. Małe dziecko ma żołą [ dek nieprzyzwyczajony jeszcze do ( potraw grubych i nie wszystko mo 1 że strawić; stąd też należy je po czątkowo żywić tylko tern, co mu ba zdrowie wychodzi, co łatwo mo ^ że strawić. » Jakżeż to często początkiem f wszystkich chorób dziecka a nawet i jego śmierci jest popsuty żołądek wskutek jakiegoś kwasu, albo in nych nieodpowiednich dla niego ' pokarmów. . Jakżeż też często widzi się dzieci mizerne, wychudłe; niemowlęta nędzne, wiecznie zapłakane — li ' tylko wskutek bólu brzuszka, wy wołanego złem lub niestosownem pożywieniem. „Nas nie stać na dobre jedzenie i — może powiedzą niektórzy — co tam będę dziecku dogadzał, — niech je cobądż! Ktoby tam na to uwa żał”. Prawda; nie stać każdego na f dobre jedzenie, i nie o dogadzanie i rozpieszczanie dziecka mi idzie! Trzeba jednak trochę uwagi i za stanowienia się, aby właśnie b ra , kiem uwagi i zastanowienia nie szkodzić dziecięciu. iNajnflpowudmejszym pokarmom dla wieku dziecinnego jest mleko. Już aama natura wskazała mleko jako jedyne pożywienie dla nie mowląt. A i później, idąc za tą wskazówką, najlepiej jest dzieci ży wić mlekiem. Ody się dziecku wyklują ząbki, można i należy podawać mu pokar my do gryzienia jak: chleb, mięso i t. d. Wreszcie przychodzi dziecko do jedzenia togo wszystkiego, co jedzą starsi, jednakże wtedy trzeba tmcznie rozważać, co, kiedy, i jak podaje się dziecku do jedzenia, a nie dozwalać mu opychać się wszyst kiem, co mu tylko w rękę wpadnie. Przytem zauważyć jeszcze nale ży, że najodpowiedniejszym dla dziecka napojem jest mleko i woda, dziecię nie powinno znać napojów gorących t. j. takich, które w sobie zawierają alkohol (spirytus) t. j. wódki i piwa. Wpływ ich bowiem na rozwój dziecka jest bardzo Szkodliwy. Jakże więc nierozsądnie i nie sumiennie postępują ci rodzice, którzy swoje malutkie dzieci przy uczają do picia trunków. Nieraz takiemu maleństwu aż łzy stoją w oczach, nieraz aż zaksztusi się i za kaszle, jakby się broniło przeciw tej krzywdzie, jaką mu wyrządzają jego właśni rodzice. A ojciec i matka tymczasem cie szą się: — „O jaki zuch nasz inały — mówią — ciągnie jak stary!” A gdy im ktoś zrobi uwagę, od powiadają: „Nic mu nie będzie, a zresztą jakżeż małemu odmówić, kiedy się napiera! Dla świętego spokoju, trzeba dogodzić dzieciako wi!” „Dla świętego spokoju” — po wiadają rodzice. O! dla świętego spokoju lepiejhy było i o wiele lepiej, żeby rodzice wcale nie przyuczali swego dziecka do rzeczy złych i niepotrzebnych. Dla świętego spokoju, dla zdrowia dziecka i jego pożytku w przysz łości, lepiej by było, żeby dziecko wcale nie znało smaku gorących napojów’. Do spraw, nad któremi trzeba się zastanowić, gdy jest mowa o wychowaniu łizycznem (cielesnem), należy jeszcze odzież. Jakiż jest cel ubrania? Ubranie ma cel dwojaki: ma człowieka zabezpieczyć przed szkod liwymi wpływami zewnętrznymi, zimnem, wiatrem, deszczem, skwa rem i t. p., a dalej ma osłonić na gość jego ciała. Aby tedy odzież była dobrą, mu si zaspokajać te potrzeby, a olx>k tego musi się stosować do zajęć człowieka i do jego wieku. W dzieciństwie, kiedy ciało jest w rozroście, szczególniej zwrócić należy uwagę na to, aby odzież w niczem go nie krępowała, gdyż ta kie skrępowanie przynosi wielkie szkody rozwojowi dziecka i jego zdrowiu. Jak ubranie nie'mowląt luźnem i swobodnem być winno, tak i póź niej dziecko ma być zawsze ubrane wygodnie a przyzwoicie i rozumie się czysto — i to czysto nietylko po wierzchu, ale przedewszystkiem bielizna powinna być schludna, bo ta styka się bezpośrednio z ciałem. Jakież to złe i brzydkie świa dectwo wydaje sobie taka niedbała matka, która stara się tylko o zwierzchnią sukienkę swojej có reczki lub synka, a nie uważa na jego bieliznę. Jakże to brzydko, kiedy z pod ładnej nawet sukienki wygląd nie brudny kołnierz od ko szuli. albo strzępy i łachy wiszą z rękawów. A jednak często się takie dzieci spotyka! Takie biedne, nędzne, u myte tylko koło noska, uczesane tylko po wierzchu i ubrane tylko na pokaz! Kiedy mowa o odzieży, zwrócić jeszcze uwagę należy i na tę wadę, w którą popadają znowu matki próżne, radeby ze swych dzieci u czynić lalki postrojone ponad swój stan i możność. Tc matki nietylko, że wyrządza ją sobie szkody, bo się narażają na śmieszność i wydatki niepotrzebne, ale wyrządzają i swym dzieciom 6zkody moralną, bo przyuczając je do strojów, przywiązują ich umysł i upodobauie do pstrych gałgnn ków, a o« 1 wodzą od rzeczy poważ nych i więcej, niż strój wartych. Takie dzieci wychowane przez mat ki w zamiłowaniu strojów, nie będą dbaby o swoje serce i duszę i in nych sądzić będą zawsze po ich zewnętrznym wyglądzie, nie przy wiązując wagi do tępo, co jest wię cej nad wszystkie 6troje warte — do charakteru. Na jubileusz Henryka Sien kiewicza. Przez ćwierć wieku twą strawą na ród żywił ducha, I nowa mu do serca wstąpiła otu cha, Gdyż Bóg mu zsyła męż.6w, którzy jak prorocy. Będą mu przyświecali w tej ucisku nocy. Takim mężem ty jesteś — dla two jej zasługi. Którąś twą pracą zdobył przez lat szereg długi. Tyś nam przed oczy stawił naszych . przodków dziej* I wlał w zwątpiono serca znów świe że nadzieje. Pokazując nam, że my, cboć wal czyć musimy 0 narodowość naszą — jeszcze nie czynimy Tego, co czynili w tej sprawie przod kowie, Których to najeżdżali wrodzy bar • harówie. Tak ogniem jak i mieczem niszcząc naszą ziemię. Aby przez to wytępić wszystko pol skie plemię. Ale nasi przodkowie tych wrogów wyparli 1 krzyżacką potęgę pod Grunwal waldem starli... Gdy twe imię nietylko znane u po laków, Lecz i u tych nam wrogich potom ków krzyżaków Więc dziś. gdy ten dzień święcisz jubileuszowy, To każdy światły naród oddać ci gotowy lioid i uszanowanie zasługi twej pracy;— Lecz najinilszem niech ci jest, co dają Rodacy; A od tych niech ci znowu najmilej szem będzie, Którzy to w spółeczeństwie stoją w trzecim rzędzie. W ielki wieszcz nasz Mickiewicz pragnął tej pociechy, Aby mógł tyle dożyć, aż pod wiej skie strzechy Dostanie się prac jego chociażby część mała; — A tobie ta pociecha, juk widzisz, się stała, Bo i pomiędzy ludem są twe prace znane I bywają z uciechą i chętnie czy tane. Iten lud Ci posyła dziśswo je życzenia Co mu od serca płyną, pełnego zna czenia, I winszuje Ci szczerze wszystkiego dobrego, Abyś jubileuszu doczekał złotego.— I bys przez ten czas doznał wszel kiej pomyślności, Nigdy nie doświadczując smutku i żałości, — I abyś nam też jeszcze żył najdłuż sze lata, — I by przt-z to zyskała narodu oświata! Mały Dobrzyń w pow. Opolskim. Fbanciśzbk Wilczek, • włościanin. Złote myśli z dzieł Henryka Sienkiewicza. Nie dość kochać dobrych, ale trzeba kochać i złych, gdyż tylko miłością można z nich złość wyple nić. QuO VADI3. Każda czysta dusza obawia się, czy sjiełnia jak należy swój obo wiązek. Na jedn^ kartę. Cierpieć chwilowo, dla nieprze branej szczęścia, jest rzeczą zu pełnie inna, niż, cierpieć dlatego tylko, że taki jest porządek natury. Qro vadis. Życie, jakie ono jest, tajemnicze, czy nie tajemnicze, musi być wy pełnione szeregiem prac i czynów'. Rodzina Połanieckich. Prawda, że gość nie w porę gor szy od tatnrzyna, aleć i to wiadomo, że kto do nieba chce iść, ten musi podróżnego w dom przyjąć, głodne go nakarmić, spragnionego napoić. Ogniem i mieczem. Wszelkie urządzenia społeczne wtedy są dóbre, kiedy są najodpo wiedniejsze usposobieniu narodu, jego obyczajom, tradycjom, wresz cie kiedy zapewniają największy rozwój społeczny; złe zaś wówczas, kiedy ten rozwój hamują. Listy z podróży. Śluby Panieńskie CZYLI MAGNETYZM SERCA. lasf^Jł w 5 Aktach, witinta, Aleksandra Lr. Fredry. (Ciąg dalszy.) Scena VI. Gustaw, Klara (z lewych drzwi). Klara. A to co znaczy? czy dziękczynne modły? Czy też pokuta za śmiałą nadzieję? Gust. Bystre domysły tyin ra zem zawiodły: Sprzykrzyło mi się ciągle chodzić, siedzieć, I kląkłem. Klara. Kie, nie, ja wiem co się dzieje, I będę mogła dokładnie powiedzieć. Melancholicznych wejrzeń nie wi dziano, Sentymentalnych westchnień nie zważano, Słów nie słuchano — cóż więc po zostało? — Uo nóg — uniosę lub śmierć! — Loez wypadało Mieć w ręku szpadę, sztylet, nóż stołowy, Albo nareszcze mordercz * nożyczki! (śmieje się) I cóż? stoimy — bez czucia, bez mowy ? Jakto i wszystko od pierwszej po tyczki ? Ach, to zwycięztwo tak łatwe pra wdziwie, Źe się nie cieszę, lecz łatwości dzi wię. Gust. Kołczan już próżny, za tem żart na stronę. Ach! panno Klaro, widzisz mnie w rozpaczy! Klara. O, znajdę jeszcze pocisk na obronę. Ale bez żartu, cóż ta zmiana zna czy? Jestże to może snu rannego skutek, Albo dowcipu nagłe przesilenie? Gust. Nadto głęboki czuję w sercu smutek. Nadto bezstronnie moje błędy ce nię, Abym mógł zwracać dowcipne po ciski. Cel moich życzeń, któregom byl bliski, Teraz, niestety, prawie z oczu traeę, A najboleśniej to rozdrażnia duszę. Że własną winę własnem szczęś ciem płacę, I że zbyt słusznie, jeszcze przyznać muszę Zatem czy zganisz lekkomyślność moję, A którnm nadziei zaufał bez miary; Czy nazwiesz głupstwem, co przez płochość broję, Czy brak grzeczności uznasz god nym kary. Jak chcesz umie skarcisz, w jakim bądź sposobie, i Zawsze mniej powiesz, niżli ja sam sobie! Klara (z udaną pokorą). Wyższości mężczyzn nad zdanie kobiety Nadto przed chwilą doznałam, nie. stety! Bym teraz śmiała sprzeczać się zu chwale. Zwłaszcza gdzie skromnie na roz. sadku szalę Męska wspaniałość własne błędy składa, Tam mnie powtarzać lub milczeć wypada. Lecz szczera skrucłia i te chlubne żale Z jakiejże wielkiej pochodzą prze. winy? Gt'8T. Ach panno Klaro, pozna łem Anielę. Klara. Dotąd rozpaczy nie wi dzę przyczyny. Gust. Poznawszy, widzę jak . Wadziłem wiele. Klara (domyślając się). Aha! pan Gustaw zapewne ją kocha? Gt'8T. Cbóstwiu, jmwicdz, a po wiesz aa mało. K/,aka (z zastanowienie iii) Hin! nie jest że to tylko skłonność płocha? Gust. Miłość najczystsza jaką niebo dało. Klara. Ależ ta miłość będzież ona stała? Gust. Z żyei«*m trwać będzie, z życiem tylko zgaśnie. Klara. I pewnie wierzyć Anielka nie chciała? Gust. Kie chce i słuchać — studio rozpacz właśnie. Klara (po krótkimi milczeniu) To żle—ale mnie słuchałaby może? Gust. Co miłość nie śmie, to przyjaźń określi. Klara. Powiem jej, jakim pan Gustaw był wprzódy. Gust. Mocnych farb użyj, nie szczędź mi nadany. Klara. Że był wesoły, jakto zwykle młody... Gustaw (sens kończąc). Trzpiot, lekkomyślny, płochy, roz trzepany... klaka (sous kończąc jeszcze prę dzej). Próżny, zły, dumny, zakochany w sobie... GUSTAW (reflektując) To trochą nadto — to będzie za wiele. Klaka (mimo kiebie w coraz większy^ zapał wpadając). Ze wiejskie dziecię widział w jej osobie... Gust. (jak wprzódy). To trochę dużo... Klaka. Że mniemał wswej dumie, Iż grzeczność na wsi godna po śmiewiska... Gust. To bardzo dużo... Klaka. Że brak na rozumie... Gust. Hola! to nadto; obraz za kazany! Klara (z zapału nagle w łagod ność przechodząc, z uśmiechem) Mocnych farb biorę, nie szczędzę nagany. — Ale jej powiem zaraz z drugiej strony; Że się poprawił, kto się uznał w błędzie, Ze miłość szczera, którą uniesiony, Im wolniej wzrosła, tern wytrwal szą będzie; Że jeśli jeszcze nie jest jej wza jemną, Winna przynajmniej wynagradzać wiarą. Gust. Ach tak, tak wszystko. moja panno Klaro! Czytasz w mcm sercu, myślisz ra zem ze mną. Klaka (parskając śmiechem) Ha, ha, ha! diużej wytrzymać nie mogę! Ha, ha, ha! moja panno Klaro! moja! Ha, ha, ha! przednio! znalazłam więc drogę, (serjo) (>ręż wypada, pęka twarda zbroja.— I czegóż męzka przebiegłość za strasza? Niech straszy raczej własna słabość nasza, Bo kto nie zechce ten tylko nie przyzna, (stosując do Gustawa) do zwalczenia nietrudny męż czyzna T:faj mu szczerze, a w postaci męża T 'jrzysz zwinnego, zjadliwego węża. Oprzyj się woli, chciej mieć własne zdanie — Lwem rozdrażnionym, tygrysem się stanie. Ale znajdź wtór do jego piosneczki, Jak zwyciężona wychodź z każdej sprzeczki; W jego rozumu kręć się zawsze kole, A ua jedwabiu wywiedziesz go w pole. — Jeśli się mylę, to próbka dzisiejsza Mego mniemania zupełdie nie zmniejsza. Co wyraziwszy szeroko i długo, (z niskim ukłonem) Mam honor zostać uniżoną sługą! (odchodzi we drzwi prawe boczne) Scena VII. Gustaw (sam). (Od czasu, jak Klara się roześmia ła, stal jak. wryty, teraz pokrótkicm milczeniu). Hm, hm, hm! czy tak, tak? — Że kocham szczerze, Idę otwarcie, otwartości wierzę. Takżeui spadł nisko? — Hola jasz czu reczko! Ostry rozumek, ostre twe słóweczko, Ale mnie w paro z Albinem nie poda. Uczysz mnie zwodzić? Chcesz wy biegów? — zgoda, (chodzi zamyślony, po krótkiciu milczeniu) Aniela dobra, ale uprzedzona — Co ufuość nie chce, niech dobroć dokona. Romans ułożę — jej zrobię zwie rzenie — Xa czas kochankę w przyjaciółkę zmienię, Zyszczę jej litość i wezwę obrony, (po krótkiem milczeniu) Łłączy dwa serca sekret podzielo ny, — Tak—wzbudzę czucie miłości obra zem. Zwrócę ku solne i ustalę razem. — (chodzi w giębokiem zamyśleniu — scena niema, w której widać, że rozstrząsa plan jakiś — siada, zry wa się, chodzi, staje — nareszcie stojąc czas jakiś w miejscu zamyś lony, z nadzwyczajną szybkością daje bieg, jakby dotąd zatrzyma nym słowom, ledwie ujrzał Albina który zdziwzony, czas jakiś zostaje we drzwiach, dopiero później zbliża się powoli). Scena VIII. Gustaw, Albin. Gust. Otóż to, to jest przyczyna, J To powód wszystkiego złego! Chodzi, łazi cień Albina, Płacze djabli wiedzą czego! Pięćdziesiąt lat jęczy, szlocha, Pięćdziesiąt lat wzdycha, kocha. Teraz każda myśleć będzie. Że to tak 6ię miłość przędzie, Niby wiekiem życie człeka, Aby wzdychać mógł pół wieka! Już łzy lejąc wdzień i w nocy. Sam się zmnienisz we fontannę, A tymczasem bez pomocy Ja mam znosić twoje pannę? . Nie kochaj ją tak poddanie, A wzajemną ci się stanie; Nie daj władać, rządzić sobą, A rząd tobio sama przyzna; Nie nudź płaczem i żałobą, A zwyciężysz jak mężczyzna. Inaczej myś!ą warjaci. — Bądź zdrów! (odchodząc, ciszej) Niech cię wszyscy kaci!... (wraca iac) Gdzie poszła? Albin. Ach kto? Gist. (wzruszając ramionami). Tego nawet nie wie! (odchodzi za Anielą). Albin (sam). I jemu teraz szkodzę — odszedł w srogim gniewie. Gdzież mam wylać łzy moja, gdzje podziać westchnienie? Pałam lat dwa, lat dziesięć—jeszcze się nie zmienię. Niechaj tylko na chwilę, na czą steczkę chwili, Klara patrząc się na mnie, choć trochę zakwili. (Ciąg dalszy nastąpi.) KLEMENTYNA Z TASSKIIH HOFMANOWA. (1793 t 1845). (Dokończenie.) Dziennik jej stawa; się coraz więcej zajmujący i coraz śmieiszem piórem, coraz piękniejszym stylem zapisywała doznane wrażenia; a były to wówczas czasy ciekawe, wielkie, waZne... Ów mocarz Fran cji, bohater niepokonany, został wywieziony na wyspę Św. Heleny, a stworzone przez niego Księztwo Warszawskie oddane zostało pod opiekę Iiosji. Gd/ przyszła wia douiośr, że Napoleon umarł na wygnaniu, Klementyna tak wyra ziła w swym pamiętniku doznane wówczas wrażenie: ^ „(idy mi jwttitdziauo o śmierci Napoleona, nie chciałam tomu dać wiary; zdawał mi sie zbyt wielkim, al>y pospolite wypadki dotknąć go imały; lecz kie<ły mógł upaść*, kie dy trzęsąc całym światem, na da lekiej wyspie ostatnie dni spędził, mógł i umrzeć... Wierzę już zatem i ten wypadek zapisuję w pamięt niku moim: 5 maja o godzinie 5 minut .JO po południu, oddał ducha; stanęła dusza jego przed najwyż szym sędzią, a ciało jego nic się nie różniące od ciała prostego ro botnika. wróciło do ziemi... W tych słowach ileż jest myśli... Ten, któ ry życiem mil jonów rozrządzał, przed którym drżał świat cały, stoi sam bez władzy przed tronem Przedwiecznego, trwoga jego więk sza jest może od trwogi tego żoł nierza, którego niegdyś nie za czło. wieka, ale za rzecz uważał. Boże, juKaz 10 rzeczy ludzkich kolej. Co kolwiekbadź żal ini Napoleona, znika mi z oczu jego despotyzm, jego samolubstwo, pogania ludzi, widzę wielkiego człowieka, widzę ten geniusz niepojęty, a wsponmia wszy, że zimny głaz go pokrywa, że Wszechmocny nie liczy państw, które on podbił, bitew, które wy grał, królów, których porobił, ale dobre jego uczynki, truchleję”. Tkliwe serce Klementyny Tań skiej najbardziej ukochało malucz kich, to jest dzieci. Dla dzieci też przeważnie pisała, i dla młodzieży, w sporym zbiorze jej prac znaleść można książki dla każdego wieku: „Wiązanka Helenki”, to kiążka, którą dać można dziecku, które naukę czytania dopiero ropoczyua, „O powinnościach kobiet”, powieść „Krystyna” to książki już dla do rosłych panien napisane. W ydawała też Tańska pismo pe rjodyczne dla dzieci, które i dorośli z zajęciem czytali, ciekawe, piękne bo też rzeczy znaleść można było w „Rozrywkach”. „Listy Elżbiety Rzeczyckiej”, „Dziennik Fran ciszki Krasińskiej” zachwycały czytelników. A jakże podobała się jej powieść „Jan Kochanowski”, z jakiem zajęciem czytała młodzież jej „Święte Niewiasty” i „Powieści z Pisma świętego”. Nagradzając jej zasługi położone przez kształcenie pracami swemi 6erc dzieci, rząd mianował Tańską profesorką w instytucie Guwernan tek w Warszawie, a potem wizyta torką ezkćł żeńskich. Dzień, w którym Klementyna zjawiała się na pensji, uważały uczennice za święto, umiała ona zjednywać so V)ie młode serca i budzić w nich za puł do wszystkiego co piękne; da wała też lekcje moralności na pen sjach. Lekcjo te budziły szlachet no uczucia w sercach słuchaczek, niejetłną z tych lekcyj pomieściła potem w poważnem swojem dziele: „O powinnościach kobiet"’. „Celem naszym winno być do skonalenie się, czyli chęć stania się codzień lepszymi, zbliżanie sio codzleń więcej do owego wzoru, do owej doskonałości, które ezłowie kowi razem z powinnościami wy dzielone zostały” — pisze autorka w rozdziale „O doskonaleniu się”. — „Bo wątpić o tern nie trzeba, że każdy z ludzi w stosunku do swych zdolności wrodzonych, powinien dążyć, by coraz wyżej pod wzglę dem moralnym stawał. Każdyznaa kryje wewnątrz siebie jakby swój wizerunek upiększony, który staro żytni swojem lepszym js nazywali i każdego z ras powinnością jest chcieć dorównać owej piękności moralnej, usiłować dojść do tegot czyli doskonalić się codzień”. Pięknie też wyraża się Tańska w innym rozdziale, w którym mówi o szczęściu. — „Co to jest szczęście V* — pyto. — wJeatto dobra najwy*