OCR Interpretation


Zgoda : Wydania dla niewiast. [volume] (Chicago, Ill.) 1900-1913, January 24, 1901, Image 1

Image and text provided by University of Illinois at Urbana-Champaign Library, Urbana, IL

Persistent link: https://chroniclingamerica.loc.gov/lccn/2017218620/1901-01-24/ed-1/seq-1/

What is OCR?


Thumbnail for

OIKJAS ZWIĄZKU NARODOWEGO POLSKIEGO W STANACH ZJEDNOCZONYCH PÓŁNOCNEJ AMERYKI.
„ZMM“ ÓSMI Z. U. P.
W V CHUDZI W AA ADY CZWARTEK
Kłuło Zmrm Cmii. Z.N.P BMtci •<«
■ domu ntuDjB p.U. luk UM W. DtTl
ołou •!. < knago. IIL
W*/»lklt lUty w k ■•Iniin
ł*H/Hu 01*1 koroopondao, yo do Za
ItąduOntr. utltly |HM)Ut pod odro
T. ■ HEŁIHSKI.
MS-MM W. DirUlor K . Chicago. filo.
Prutu; bukom, pocatowo I pło
•Mu pimyW BtlU; pod adrooou:
M MAJEWSKI.
m imw dituiod •«.. Cbicaco. nu.
Eoroapoadoocoo doltcagco Kedokcyl
„Zgody' prrooyłoć nalot.) pod adr.
S. BARSZCZEWSKI,
we 10* W. Dirtaloo »t.. Chicago, IIU.
Warrlkta za* liaty w oprawach idol
nwtracyjotcli ..Zgody ' . ogloaa*a no
bM orukarabich naloty adraaouaC do
ookiotarza ..Zgody”:
i. OLBINSKI,
JU8-104W. Didkionat.' Chicago, nia.
, THE EEHIY Z80DH”
APPEAKINU EYKRY TULKSDAY
I* łbo oUcial or;an ot tka
Poliah National AlUanco V. I. N. a.
• BARSZCZEWSKI. Edit er,
OSco: 102- 104 Woot Dirlaiaa Btraat
CHICAGO, ILŁIHOIS
Ali ronmuolcAtlotiihill
b* »dcire»fte<l
Tha Poliah Weekly ..Zgoda”.
lOt-IOł W. Diylaioo a».. <’blragO. lllf
Ali communication* to tha PoUah
Nat*l Alh.au>* aball l>* addroaaod:
T V HELINSKI, Oon'l Socrotary,
! 102-10* W. I)lv1ffon tt., Chicago. IIU.
ISO. 4. (No. 4 Wydania dla niewiast).
Chicago, 111., Czwartek dnia 2+go Stycznia 1901 roku.
Kok 20.
Warszawa
i.
Huk dorożek. Ulicą płynie bez
ustanna
rzeka ludzi, pojazdów, koni. Grzmi
po bruku,
na zakrętach się łamie, wśród gwa
ru i buku
kaskadami w uliczki wpada i—za
chłanna —
ssie znów z domów i ulic wxiąż po
toki nowe,
wzrasta, szumi, głów ludzkich pstrą
ocieka pianą,
czasem krwią bryinie, stanie i z si
ią wezbraną
toczy znowu przez miasto swe fale
stugłowe.
A w koło, jak brzeg stromy, stoją
wielkie domy,
a wyżej, ponad dachów wzniesione
załomy
kościołów wieże, cerkwi kopuły zło
ciste,
a jeszcze wyżej — niebo spokojne i
czyste —
i tak miasto wygląda, jakby jeszcze
żyło,
a nie stuletnią było, 'otwarta mogi
łą...
II.
Poszedłem do Łazienek. Park kró
lewski stary
drzemał w słońcu i ciszy. Nazwier
cieiłle wody
wsparłszy białe, w marmurze wy
kowane schody,
pałac lśnił przes zielone (gęstych
drzew konary.
A z drzew na białe barki nimf, na
strojne panie,
na przechodniów tłum barwny,
gwarny uśmiechnięty
leciał gęsty liść, żółty, przedwcześ
nie zwiędnięty
tu — gdzie niegdyś królowie mieli
swe mieszkanie...
I tak mi się zdawało, że w tym par
ku słyszę,
przez gwar^rozmów'idące i przez
nieba cisze,
łkanie jakieś nieśmiałe, głuche,
przytłumione
— z drzew, czy z niebu, czy z zie
mi?... Tłumy rozbawione:
snadż to drzewa, gdy wiatr je nie
widzialny ruszy,
płaczą tak... a bez ucha w niewol
ników duszy?
III.
0 wspomnienia, wspomni icnia! o
• długie powieści,
których dzieckiem słuchałem, pła
cząc! O Warszawo,
z pod uśmiechu mnie zawsze błys
kasz twarzą krwawą;
skróś twe gwary szczęk słyszę walk
i płacz niewieści...
To Krakowskie Przedmieście. Pły
ną tłumy strojne.
—- Czy procesja?... Glos dzwonków,
zda się. srebrny słyszę,
śpiew — urwany, a potem wpadają
cy w ciszę
grzmot wystrzałów, krzyk... Drgną
łem. Nie. Miasto spokojne.*)
Idę dalej. W tem—oto przed oczy
ma niemi —
czy to opar krwi duchem wytrys
nął z pod ziemi
1 skrzepnąwszy w posągu, na pło
miennej zorzy
trwa, aż wstanie, zagrzmi i ludy
potrwoży ?...
Wzniósłem oczy: przedemną stał
On, wieszcz, spiżowy,
król ostatni, e zachodnicm słońcem
koło głowy.**)
IV.
A z daleka, przez triękit, z Zamko
wego placu
Zygmunt trzeci nań patrzy. Na
szczycie kolumny
*> Puefa przypomina to strzelanie wnj
•kn w <lo procesji dnia 27
lutego 1*01 r. «»tiarą lego ąfrw Unia pa
Uio pięciu polaków. Pogrzeb kb, w kló
rrin brało udziwł 100,000 ludzi, odbył nie
dnia 2 marca.
•*, Pomnik Mickiewicza na Kraków
•kiciu Przedmieściu.
już przez dłubie trzy wieki, nie.
wzruszony, dumny,
twarzą od bezpańskiego odwrócou
pałacu,
ponad morze faliste duchów na błę
kity
wyniesiony marmuru słupem, o
krzyż wsparty,
z szablą w ręku odbywp swe kró
lewskie warty,
Za nim w dali katedry poczerniałe
szczyty.*)
W dole wre życie. Wszystko na
okół się zmienia:
miasto, ludzie, kraj, chwała, na
dzieje, cierpienia;
trzechwiekowa się pod niui prze
waliła burza
i krwią nieraz ociekły pomnika
podnóża:
— on przy szabli, oparłszy dłoń na
znaku Wiary,
duma, jak mu Żółkiewski do nói*
przywiódł cnry...
V.
Czy to prawda? Istotni**-/, to het
man zwycięski
tam na Kremlu zatykał orlowe
sztandary?
Powiedz, powiedz, posągu ty kró
lewski stary,
czy to prawda? Jak wierzyć... jk>
stu latach klęski!
I ty królu?... Gdzie świadki? W
stan* miasto idę
pytać domów, co z ważkich ulic
swych widziały,
tryumfalne pochody ongi — za dni
chwały,
a dziś widzą niewoli pęta i ohydę.
Lecz domy milczą. W kręte wciś
nionc zaułki
fasady swe strzeliste, dachy i przy
czółki
przytulają do siebie i okiem ponu
rem
patrzą w miasto, co tam się za zwa
lonym inurem
wciąż rozrasta, im obce, błyszczące
z oddali
i na ludzi, co w wielkich domach
żyją mali.
VI.
Tłum mię porwał. Płynęła ludzi
ciżba mnoga
ku Wiśle, gdzie w powietrzu ponad
płowe fale
mostu szkielet olbrzym, rozparł się
- * zuchwale
sztab żelazuych żebrami. To na
Pragę droga!
I uczułem, że coś się w** mnie iść
tain wzdraga:
tain pod stopą z pod bruku wytrys
nąć gotowa
krew rozlana przez dzikie hordy
Hu worowa,
niepomszczona—i wołać: zzuj obu
wie! Praga!
A po co lud tcu idzie? na jakie ob
chody?
czy Ojczyzny tam płakać nad brze
gami wody
I trącać harfy smutne, nu drzewach
wiszące,
gdy już mieczów nie zdzierżą jego
dłonie drżące?
— Tam muzyka, chorągwie i świa
tła jaskrawe:
do parku Aleksandra lud szedł na
zabawę.
VI r.
Oczy dłonią zakryłem, l*o mi było
wstyd no
być kamieniem grołx>wym tam,
gdzie nie | winieta
nikt, że pod nim mogiła jest krwa
wa i święta,
kędy tańczyć—w kajdanach—jest
rzeczą ohydną!
Gdzież, pytałem majestat twego
ł)ólu, wdowo,
z którym niegdyś hańbiące nosiłaś
powrozy?
gdzie męczeństwa nimb, który blas
kiem świętej grozy
czoło twe koronował w upadku,
królowo?
Ja tu, pielgrzym, do ciebie sze
dłem, jak do Mekki,
•> 1'omnik Zygmunta III na placu
Zamkowym.
I
w twarz nie umiejąc ci spojrzeć
spuszczałem powieki —
gotów proch twój całować, jak re
likwie święte,
mówić cicho, by serce twe — jak
dzwon — pęknięte
nie od jęk ło na głos mój w jaki
zgrzyt ogromny:
a ty tańczysz! O lu<lu biedny i nie
pomny!
vii r.
Szedłem smutny z powrotem, ze
spuszczoną skronią,
potrącany w ulicznym zamęcie i
tłoku,
który przez łzy, co mgłą mi osiadły
na oku,
bezcelową się jakąś wydawał pogo
nią.
Czegóż czekać, gdy wszystko w
puch się już rozwiało?
Czyż nie śmieszna nadzieję mieć i
wznosić ducha
tam, gdzie nawet nie tryska już
krew z pod obucha,
ani cisną kajdany—już wrośnięte
w ciało?
Jest-że jeszcze i z takiej śmierci
zmartwych wstanie?...
\\ tern — jakgdyby odpowiedź na
inoje pytanie —
ponad tłumem ulicznym, na ganku
kościoła:
zgięty pod krzyżem, ale z promie
niem u czoła
Chrystus, z ręką wzniesioną, jakhy
przez Golgotę
szedł już, jak przez próg, w niebo
otwarte i złote —
a napis: Sursum ronin.'*)
IX.
O święty grodzie Polski! o Jero
zolimo,
smutnych naszych proroków opła
kana łzami,
krwią męczenników naszyli zmyta!
I>ziś cię plami
rezygnacja niewoli, co jest ciężką
'/.ima
wieków ziarnu ludzkiemu: ale z
wiosną, z wiosną,
udy światu pękających lodów huk
obwieści
Zmartwychwstanie — zakwitniesz,
ty urodzie boleści,
jako sad. co się szatą przystraja ra
dosną!
Ho nie wierzę, by siejba to być
miała marna,
co w twą rolę rzucała boleść i we
ziarna:
męczenników krwią ziemia p<»d
twym brukiem żyzna
i są wichry w ulicach, co mówią:
< >jczyziirt!
i jest krzywdy siew żywy, chociaż
utajony,
który wschodząc rozsadza skaliste
zagony!
Jerzy Żul a trak i.
Śluby Panieńskie
CZYLI
MAGNETYZM SERCA.
knmrilja n i Aktsrk. ulrnrra,
Aleksandra hr. Fredry.
(Ciąg dalszy.)
Gtkt. Powtarzam rozkazy:
Ty ninsz, niestety, zostać moją żoną,
Która mniej zamiar, więcej wstręt
oddala,
A zaś kochankę sercem poślubioną.
Nawet przed sobą wsjiotiinieć nic
dozwala.
Am KI. A. Dlaczego?
(tt'ST. I Mnisiej trzchnby roz
prawy.
Lecz krótko mówiąc, dla odwiecz
nej sprawy
I pojedynku, co ze solni mieli
.Mój stryj i ojciec Anieli.
Ambi.a. Anieli?
Ulkt. Imię stosowne, jedno ma
cie obie.
Którego odgłos bijąc w serce moje,
Budzi swym wdziękiem lubo nie
pokoje.
•) Posąir Chry»łn«»,obarczonego krzy
*em, przed kościołem iw. Krzywa. Pod
nim znajduje nie napis: Htirsum cords,
co znaczy: Wzoieimy i«rra
Stu«l jakiś pociąg zaraz w pierwszej
, dobie,
Jakby ku siostrze, uczuletn ku to
bie.
Aniela. Dziwni**!
Gest. O gdyby jn tylko kocha
łem,
A męki moim tylko były działem!
Ale czuć zawsze, że każde szarp
nięcie
Keliem liolesncm powtarza się skry
cie
N\ drugiej istocie, droższej nam
nad życie,
To wszelkich cierpień przechodzi
• pojęcie!
To przeciw sobie zwraca własna
rękę,
By zgasić czucie i wzajemną mękę!
Aniela (przestraszona aż prawie
do płaczu).
Panie Gustawie!.... co to jest.... o
Hoże!
Zabić się, zabić!... to bardzo nie
ładnie,
To grzech, wielki grzech; kto w
niego popadnie.
Na tamtym świecie wiecznie cier
pieć może.
Gest. (szybka rozmowa) Katuj
mnie.
Aniela (z pośpiechem.) Będę,
l>ędę, lecz czy mogę?
Gest. Możesz.
Aniela (jak wyżej). O śmierci
nie ł>ędę słyszała?
Gust. Nie.
Aniela. Ja się jeszcze dotąd
trzęsę cała.
Gest. Chcesz więc?
Aniela. Ale jak?
Gest. Ja ci wskażę drogę:
Wstaw- się do matki...
Aniela. Dobrze, ja się wstawię.
Gest. Niech mi przołiaczy.
Aniela. O, przebaczy pewnie.
G ekt. Proś!
Aniela. Będę prosić, błagać,
płakać rzewnie,
Aż mi przyrzeknie pomagać w tej
sprawie.
Lecz nie rozpaczaj, mdj punie Gu
stawie.
(»l'ST. W t wojem więc ręku
szczęście, życie moje.
Aniela. W mojetn?—JJla Bogn!
Gest. Matka uproszona...
ANIELA. Ach będzie, będzie,
tego się nie boję.
Lecz koniec końców, cóż potrafi
ona?
Gust. Stryja przebłaga.
Aniela (radośnie) Prawda! wy
śmienicie!
Biegnę bez zwłoki, tu idzie ożycie.
CiUsT. Przel»óg! nie teraz—mia
łaby przyczynę
Oskarżać stryja o zbyt wielką winę,
Żc twą spokoju ość, nawet przysz
łość cała.
Chcąc mnie |>owierzyć, narażał zbyt
śiniah >.
Toby ich przyjaźń nietnylnic zer
wało,
A ja nieszczelny, cel gniewu stron
obu,
Cóźbytn mógł zrobić, jak wstąpić
do grobu!
Aniela. Ach. cóż więc czynić?
Gest. Chcesz mi pomódz?
Aniela. Chętnie.
<*i st. Zostańmy zatem tak jak
do tej chwili:
da niby zawsze zakochany w tobie,
Ty nu tę miłość patrząc oliojętnie;
A później, gdy nas jnż będą naglili,
Głośne, wyraźne oświadczenie zro
bię.
ly nu oomowis/. w podobnym *|»o
lobii!;
Tym zwrotom twoję matko to ni<*
zdziwi,
A mój stryjittfzok choć »ię n i ero
•krzywi, |
Hrak posłiiHzeńHtwa znrzitvmr me ,
będzie. :
Wtedy dopiero wzywam twej ol>ro
1’rzohłngaaz matkę, oźwieoiaz w tym
względzie.
Aniei.a. Rozumiem, dobrze.
Gtst. (całuje w rękę) Więc łiez ,
uicnawiici/ I
Aniela. Będę się cieszyć, jak
się nasz plan ziści.
Gl\ST. Pamiętaj, zawsze postę
pując śmiele,
II'* ci ufam, jak zwierzyłem wiele;
Jeśli opuścisz w tej smutnej po
. trzebie,
Ja w świerie nie mam nikogo prćtcz
ciebie.
^ tobie jedyna opieka, obrona,
bez ciebie szczęściu nadzieja stra
cona.
<), niech z twej ręki Anielę otrzy
mam.
A dosyć czucia, dosyć życia nie
mam,
Hym mógł odwdzięczyć dobro mi
nadane,
Com go niegodny, lecz godnym się
stanę.
(Całuje ja w rękę z uczuciem —
przy ostatnim wierszu wszedłszy
Kadost, niewidziany daje brawo
klaszcząc w ręce.)
Scena II.
Amei.a, Gustaw, Rvdost.
Aniela. Słyszał.
CI l'ST. Co ? słyszał f
Rad. Brawo, dzieci, brawo!
CIrsTAW (rzucając się na kolana '
» przed Radostem)
Przebacz mi, stryju!
Rad. (cofającsię zadziwiony) A!
a to co znaczy?
Gustaw (posuwając się za nim
cicho)
Kiedyś już słyszał, łajże mnie, a
żwawo.
Rad. Guciu!
Gustaw (cicho) Gniewaj się!
(głośno) Lituj się rozpaczy!
(w tył się skłaniając jakby odtrą.
eony)
Niech mnie twa ręka srodze nic od
pyclia! (cicho)
A gniewajże się. stryjaszku, do
licha!
Rad. Słuchajno, trzpiocie.
G ust. (cicho) Lepiej, to zu mało.
Rad. Czyś ty oszalał?
Gust. (cicho). Dobrze, (głośno).
•Inż się stało!
Rad. Tego już nadto!
Gust. (głośno) Wszystko jej wy.
znałem.
(cicho)
nuże wraz: z największym zapa
łem.
Rad. A »1o stu katów!
(ii'sr. (cicho). To, to to!
Rad. Drwisz sobie!
(JrsT. (głośno. tragicznie)
Stryj'u mój. stryju! chcesz mnie wi.
dzieć w grobie.
Rad. (rozgniewany)
Dosyć tycłi żartów, dosyć już, mój
panie;
Rób sobie, co chcesz, niech się co
cliii* stanie,
Ja szalonemu nie chcę szukać żony.
(odchodząc)
A to wnrjat, wyraźnie szalony!
Scena III
ANIELA, GUSTAW.
A siki.A (niespokojnie) Cóż teraz
będzie?
Gust. (do siebie) Ścierpły mi ko
i lana.
Aniela. Nie dał się zmiękczyć.
Gi st. To rzecz niesłychana.
Amci.a. Może nie słyszał.
Gust. Ja kto, może?
Aniela. Może.
Gust. Samaś mówiła,
Aniela. Nie, jam się pytała.
Gust. Więc bez potrzeby ta u
tarczka cała,
I w najmniej dobrej wyprawiona
porze.
Bo że nie słyszał, jestem pewny
prawie.
Leci o co idzie, łat wo teraz/wełni**.
Aniei.a. Wszystko zerwane nie.
- *
wczesnym zapałem,
(iust. Tak innie znienacka i lak
podszedł zdradnie!
Aniela (chodząc niespokojnie)
('óż ja nieszczęsna pomogę w tej
sprawie!
Gust. (na Stroniu) Mojego planu
powierzyć nie chciałem.
Aniela (jak wyżej)
Jakże też można w porywczym za
pędzie
Zniszczyć od razu, cośmy przedsię
wzięli!
Biedna Aniela ileż cierpieć będzie!
Gust. (biorąc ją za rękę).
Jakże nie kochać tej lubej Anieli? 1
Aniela. KocIirć ją trzeba.
Gust. Poprzysiągłem sobie.
Aniela. Ach! chętnie wierzę.
(*ust. W tem moje życzenie.
Sama więc widzisz: w tobie, tylko
w tobie
Pomoc mam jednę, a wszystkie na
dzieje.
Aniela. CV*ż ja pomogę i cóż ja
odmienię?
Iiadost tak dobry, dziś zemstą go
reje.
Gust. Jeśli nie słyszał, wszyst- 1
ko ja nnprawię.
Aniela. Nie trać więc czasu,
ulż, panie (iustawie.
Gust. Ty zaś unikaj wszelkiej
z nim rozmowy,
-\«• * sio staraj, abyśmy po chwili.
Dla dalszej jeszcze w tym względzie
mnowy, !
Znowu sam na sam tu z sobą byli. !
(biorąc za- rękę)
I obyś zawsze, ciągle pamiętała.
Że w t wojem rek u ^ moja przyszłość
.cała,
A nawet więcej: i szczęścił* Anieli,
ż która już w świecie nic mnie nie
rozdzieli.
(Całuje ją kilka razy w rękę. idzie
ku drzwiom swojego pokoju, a obej
rzawszy się w inne drzwi odchodzi.)
Scena IV.
Aniela (sama)
(chodzi zamyślona, potem siada o- |
pierająe głowę na ręku)
Dziwnie — i dziwnie! Brzmią mi i
jeszcze uszy .
Słowami dotąd nie znanemi duszy. ;
diih on ją kocha! i pewnie nie zwo- <
, ' dzi: J
Wszystko, co powit*, wzrok jasny |
dowodzi. I
O11 z nią szczęśliwy, ona z nim i
szczęśliwa, 1
I na czeinże im, na czeni jeszcze j
zbywa y ;
Jednego słowa do szczęścia iin ,
trzeba, j
A do jakiego, do jakiego! — Nieba!
Ifają sobie, kochają się szczerze;
•Testżem szczęśliwsza, że w miłość
nie wierzę?
•Fednak ta miłość jest, trwa, <Jo\vie
dziona...
() Boże! sen-a nie czuję śród łona.
Scena V.
Aniela, Klara.
Ki.aka. Czegóż tak dumasz? Pi- t
szesz dzieło mole? j
Aniei.a, Ach Klaro. Klaro, że
byś ty wiedziała!...
Lecz twoju przyjaźń zdradzić nas
nie może.
Wszystko ci powiem krótko więc
— rzecz cała:
Gustaw już nie mnie, lecz kocha
Anielę.
Klara. Kcgo?
Amei.a. Anielę; ale łładost
broni: i
To wielki sekret, nie wydaj dla
Boga.
Klara. Ależ nic nie wiem.
Aniela. Bo to już za wicie,
Klara. Co? .
Aniela. Th zawziętość, niena
wiść zbyt sroga.
Klaka (ze wzrastająca niecier
pliwością; Czyja?
Aniela. Radosta.
(Ciąg dalszy nastąpi )
0 kobietach.
— Wesele królowej Wilhelmi
ny ma się odbyć stanowczo w dniu I
siódmym lutego. Ślub cywilny od- !
będzie się W obecności sześciu '
świadków w pałacu Nordeinde, zaś
kościelny w świątyni (irovte Kerk.
wybranej z powodów swych roz
miarów i przywiązanych tło niej
pamiątek historycznych. Zaproszę
nią do dworów europejskich nie
zostały jeszcze wyprawione. Po
mimo. że zwyczajem jest w Kolan
iljł. «!»y pannę młodą «lo ołtarza
prowadziły drużki, jednak królowa
nie będzie miała ic h wcale. Po śnia
daniu, podanym w sali balowej,
Iwilistwo młodzi ududzn się z Hatfi
do Het-Lao. Na dworzec kolejowy
pojadą we wspaniałej karory. bę
dą« ej |XMlnrkiem obywateli miasta
Amsterdamu. Największe zainte
resowanie budzi suknia ślubna,
najwspanialsza toaleta, jaką widzia
no kiedykolwi«>4'. Rysunek wyk®,
nał artysta Nienwl w Paryżu, hafty
robione w szkoli.amsterdamskiej.
3laterjał ua suknie j >st ze srebrnej
przezroezystej lamy. \ptknnej spe
cjalnie mi ten cel. a tak cieniutkiej,
że można ją przeciągnąć przez
pierścionek. Cały pi/<VT zaliafto
wany srebrem, tren, (ilncfujści pół
trzeein metra, ma szerokie diafto
wam» szlaki. Motywom , laftni są
gałązki i kwinty pomnraifózow^ na
tl<“ nraUwk. Haft wykonany na
lamio, pod ktbrą podłożono j«*dwM»
biały. l*o miesiącu miodowym króA
Iowa przybędzie na dni kilka do
stolicy i wyda świetny bal, na któ.
rym wystąpi w sukni białej, aksa
mitnej. obramowanej ulubionem
j«*j futrem, sobolami i gronostaja
mi. Y. kolorówlubi najbardziej: po
pielaty, zielony i biały.
— Malunki otrzymania pa*
tentu w Rosji. Każda uczennica
w Rosji, nie należąca do wschod
niego kościoła, po ukończeniu nauk
w średnim zakładzie wychowaw
czym, musi przed otrzymaniem pa
tentu podpisać następujące zobo
wiązanie „obiazatielstwov: „Niżej
podpisana zobowiązuje się niniej
szem, że jeśli mi się zdarzy uczyć
dzieci prawosławnego wyznauia, to
nie będę w nie w|iajuła zasad, prze
ciwnyrh prawosławnej cerkwi i w
razii* naruszenia tego zobowiązania
poddaję się oddaniu pod sad, jako
sprowadzająca z drogi prawej „so
wratitielnica i karze według catej
surowości prawa”.
— r.iigenja i wieczór s y 1 «p.
ttfrowy. Dzienniki francuskie o
biej^a nowa wersja o oświadczynach
Najsileoua III-ko. Losy Kugenji
de Montijo rozstrzygnęły się jako
by w wieczór sylwestrowy^ r. 1H52
w salonach księżnej Matyldy Bo
naparte. Zaprosiła fina liczne towa
rzystwo dla zakończenia roku.
Wśród wesołej rozmowy oczekiwa
no północy. Między gośćmi znaj
dowały się trzy słynne piękności:
hrabina de Montijo oraz jej dwie
córki. O wpół do dwunastej przy
był cesarz Napoleon III i tak się
urządził, aby zająć miejsce ołx>k
zarumienionej Eugenji. Wygląda
ła prześlicznie w sukni łiiałej aksa
mitnej. z pi kiem tijołków w złocis
tych włosach. O 12-ej piękna pod
ówczas księżna Matylda, stosując
się do starego, francuskiego zwy
czaju, pozwoliła siedzee^u po jej
prawej ręce gościowi pocałować się
w czoło, co było hasłom dla innycłi.
Napoleon nachylał się już, aby
złożyć poenłunek na czole Kugenji,
gdy ta wydała lekki okrzyk i zwra
rając się z wyrzutem do matki sie
dzącej o link. zawołała:
— I'raziłaś mnie mamo!
Poezem odsunęła sic od cesarza
i (Midając inu rękę. rzekła:
— Sire, u nas w His/panji, da
my nie dopuszczają do takiej łaski
panów, nawet w wigilję Nowego
Kokir. Pozwalają im tylko ucało
wać koniec swych paluszków.
Napoleon uczynił to z wielką ga>
la n ter ją.
— Dobrze, senoro — odparł —
na przyszły rok będę miał prawo
całować nietylko paluszki i czoło,
ale i rudne usteczka.
Na twarzy hrabiny dc Montijo
odmalował się tryumf. W samą
porą nastąpiła na nóżkę córki, ii*,
jąc jej tern sygnał,

xml | txt