Newspaper Page Text
TELEGRAF Pismo polityczne, społeczne i literackie,'poświg cone interesom Polaków w Stanuch Zjedno czonych Ameryki Północnej. WYCHODZI CODZIENNIE. PRENUMERATA (z góry) WYNOSI: Bocznie .S3.00; Półrocznie '....,1.50; Kwartalnie J?c Miesięcznie 2oc Cena pojedynczego numeru lc. WYDAWCY: Spółka Wydawnicza, Telegrafu. W CHICAGO, ILLINOIS. M. S. Ctbokowski, - Prezes i Zarządca. A. J. Schultz, ... Wice-Prezes. J. Tarkowski, - - - Kasyer. L. Gboszkiewicz, - * Sekretarz. H. Nagiel, Naczelny Redaktor. M. Rzeszotarski, agent ogłoszeń. Wszelkie listy i korespondencye uprasza sig przesyłać pod adresem: 'JL'J±iT iBGRAF 32 & 34 Maiket cor. Randolph Sts. Room 51. Wszelkie przesyłki pienigżne należy nadsyłać na rgce kasy jera. TELEFON: MAIN 1672. "TELEGRAF" The Polish Political Daily, devoted to the interest of the Polish people in Uiiited States of America. Tie Polisli Daily "TELE&RAf" PnbMing company. PUBLISHERS: M. S. Ctbobowski, President and Manager. A. J. Schultz, - - Vice-President. J. Tarkowski, - - Treasurer. Gboszkiewicz, - - Secretary. H. Nagiel, Chief Editor. M. Tarski, advertising solicitor. SUBSCRIPTION (IN ADVANCE): Per Year .....83.00; Per 6 Months 1.50 Per 3 Months ; i 75c. One Month ;... 25c. Single copy one cent. OFFICE: 32 & 34 Market Cor■ Randolph Sts. Room 51. (LIND BLOCK.) TELBPHONB: MAI 1ST 1672. ENTERED AT THE CHICAGO POST OFFICE AS SECOND CLASS MAIL MATTER. CHICAGO, dnia 18 LIPCA, 1892. Polacy w Ameryce. I Sejm„Unir' Pierwszy sejm „Unii Polskiej',, organizacyi utworzonej, jak wiado mo, z inicyatywy ks. Dominika Ma yera, przed dwoma z górą laty po sejmie Z. N. P. w Buffalo, odbędzie się d. 4 października r. b. w St. Paul, Minn. Na sejmie tym rozpatrywane będą bardzo ważne sprawy, a między innemi podobno i sprawa zasadnicza: czy „Unia" ma się utrzymać, jako oddzielna organizacya? Jak dotąd, rozwój nowej organizacyi pomimo dwóch lat istnienia, nie jest zbyt wielki, należy bowiem do niej zale dwo kilkuset członków. Mianowicie oprócz towarzystw w St. Paul przy łączyły się do ,,Unii" zaledwo nie które stowarzyszenia z Buffalo. „Unia" w sprawach polsko-amery kańskich, nie zdziałała też dotąd nic doniosłego. .. Słyszeliśmy, że jeśli na Sejmie w St. Paul ,,Unia" nie potrafi uzyskać stalszych podstaw szerszego bytu, przyłączy się do je dnej z już istniejących organizacyi... Wiadomość ta zresztą jest tylko — pogłoską!... DROBNE NOTATKI. I W Bostonie rodak nasz p. Rat czewski otworzył pierwszą, w tem mieście polsko-litewską restauracyę. I W South Bend, Ind. małżonko wie Franciszek i Rozalia Kosiń&cy obchodzili uroczyście, po 25 latach pożycia, srebrne wesele. || W Milwaukee, Wis. Polak Fran ciszek Czysz wystąpił sądownie prze ciw Tow. Serca Jezusowego, doktó rego należał, o wypłatę wsparcia w chorobie w sumie $138. Tow. odma wia tej wypłaty, ponieważ któryś z lekarzy miał orzec, że Czysz nie jest chory.... || W South Bend, Ind. założone zostało nowe Tow. bratniej pom. im. Serca Jezusowego. Prezesem jest ob. Fr. Kałamański. I W Brooklynie, N. Y. aresztowa na została 16-letnia Agnieszka Ro niowska *;a kradzież.... Bardzo źle! U W Pittsburgu Michał Matuszek i Fr. Hruskowski, dwaj polscy chło pacy, zostali aresztowani za włamy wanie się do wagonów.. .. Jeszcze gorzej! I W Toledo, O. Jan Borowicki przez nieostrożność postrzelił się fuzyi w nogę.... Zapewne trzeba mu będzie nogę odjąć! I Ks. Dom. Majer z St. Paul, Mixm. wyjeżdża w tych dniach na pewien czas do Europy, powróci w końcu września. J] Ks. arcybiskup Katzer w Mil waukee zamianował między inńemi członkiem rady arcybiskupiej ks. H. Oulskiego, proboszcza tamtejszej polskiej parafii św. Jacentego. Drobna pomyka. Ojciec: Dziś był względem ciebie jeden pan u mnie.... Córka'. O! drogi ojcze!...... Ojciec. Abym zapłacił za ciebie rachunek za rękawiczki. W iadomości Miejskie. Niemiła niespodzianka. Niemiła niespodzianka spotkała w tych dniach pewną młoda Polkę, za mieszkała na północno-zachodniej stronie miasta. Panna, nazwijmy ją, przypuśćmy X. jest bardzo przy stojną osóbką i posiada wielu wiel bicieli, których zresztą umie trzy maę od siebie zdaleka. W liczbie tych wielbicieli znajdował się niejaki przypuśćmy, Y., człowiek młody i elegancki, syn zamożnych rodziców z tej samej Polski, mający jedną wadę, a mianowicie, że był dość lek komyślnym i niezbyt lubił pracę... Chciał on się już dawno żenić z na szą panienką, /ale ta odpowiadała mu odmownie.... W reszcie, a było to przed kilku dniami, Y. przyszedł do panny X. i jej rodziców, oświadczył, że już się ustatkował i postanowił założyć jaki byznes, na który ma pieniądze.... Ostatecznie prosił o rękę panny X., a na dowód swych dobrych chęci złożył dość bogate po darunki w kosztownościach... Rzecz teraz przedstawiła się inaczej. Y. zo stał przyjęty, a jego podarunki — także.. .. Cóż! gdy nie dalej, jak w parę dni pokazało się, że młody Y. nie był bynajmniej prawym właści cielem pieniędzy, którymi tak; rzu cał. Ukradł on rodzicom $1000, a gdy-sprawka się wykryła, czmychnął. Na domiar złego matka młodego zło dzieja przyszła do panny X. i wszy stkie podarunki odebrała. Niespo dzianka .... bardzo niemiła! Oifary rozbiegania się konia. Koń i buggy w której jechali Fr. Pros z żoną, rozbiegał się gwałtow nie wczoraj przy N. Ashland i W. North ave. Prosowie zostali wyrzu ceni z b u g g y i poranieni, lecz nie zbyt groźnie... Nie na tem jednak kres nieszczęścia. Policyant Ch. Parker, który chciał zatrzymać ko nia przy zbiegu Holt i W. North ave. został tak ciężko'poraniony, że niebezpiecznstwo zagraża jego życiu. Koń ciągnął go za sobą 60 stóp. Z Klubn 16-ej wardy. Wczoraj wieczorem odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Klubu 16 wardy w hali szkoły Św. St. Kostki. Przemawiali ob. P. Kiołbassa, J. Dahlman, J. Grzeszkiewicz, A. Kusz i inni. Wszyscy mówcy zachęcali do jedności i zgodzali się na to, że Klub powinien pobudzić tych,którzy nie mają jeszcze pierwszych lub dru gich papierów, aby takowe wycią gnęli. Zarazem zapraszano wszyst kich do przybycia dziś wieczorem na stacyą "Chicago ave. o 7 godz., gdzie będzie obierany komitet centralny 16-wardy. Polski policyant łapie zbója. Wczoraj około 3ej godziny popo łudniu, trzech złodziei zaczęło plą drować w domu pod numerem 1126 na W. 12ej ulicy, zostali jednak spłoszeni przy tej robocie i zaczęli uciekać. W ucieczce swej postrze lili dośjó niebezpiecznie w żebro Her mana Rosenthal, który ich chciał przytrzymać. Policyant polski Jan Bagiński, nie obawiając się rewol werów zbójów, rzucił się w pogoń za nimi i przytrzymał jednego z nich; reszta uciekła. Aresztowanego nasz dzielny rodak odprowadził do stacyi. # Drobne wiadomości. * Słyszeliśmy, iż budowa nowego kościoła polskiego w Cragin ma się rozpocząć już za 3 tygodnie. * Gazety tutejsze angielskie "Tri bune" "Herald" i "Times" umieści ły piękne, a dość obszerne sprawo zdania z wczorajszego naszego obcho du setnej rocznicy bitwy pod Du bienką. * Wycieczka koszykowa młodzie ży polskiej z par. św. Stanisława Kostki do Galewood, 111. odbyła się. z wielkiem powodzeniem. Główny mi jej kierownikami byli Piotr Ar kuszewski i Jan Słupikowski. * Policyant Wielbaski^ ze stacyi na Desplaines ul. został mianowany sierżantem. * Minnie Bcetcher, mieszkająca w Ulrich Block przy N. Clark ulicy, otruła się wczoraj rano paryską zie lenią. Powodem, zdaje się, zawody w miłości... * Wczoraj rano umarł John Mc Hale maszynista kolei Chicago i Northwestern wskutek ran, które od niósł w upadku z lomotywy w prze szły piątek. *X3zęśćdomu pod numerem 279 Dearborn wczoraj ranó zawaliła się. Powodem upadku zgn iłe fundamen ta. Szczęściem, nie było przy tern wypadków z ludźmi.... * William Doran zam. pod nr. 62 Short st. został wczoraj wieczorem • * napadnięty w swoim ćlomu przez ja kichś rabusiów i mocno pobity. C'* Frank Husak, Cz^ch, został are sztowany za puszczenie fałszywego "checku" na $500. Poszkodowany jest Czech Zahrobsky z W. 18ej ul. * Dnia 31 lipca Tow. Św. Cecylii występuje iw corpora na poświęcenie kamienia węgielnego pod nową, szko łę SS. Nazaretanek. Szkice z Piśmienni ctwa Polskiego. xm. Mikołaj Rej z Na, ;łowie. uż pisaliśmy, ustach się do Język polski, jak rozwijał się w XV wieku w narodu, lecz literackim stał piero w XVI wieku. Uprzednio nie istniał on prawie jako jpiśmieimiczy, widzieliśmy to z przykładów wyżej przytoczonych. Mowa ludu brzmiała w życiu domowem, w j pieśniach lu dowych, klechdach. Potrzeba było wyrobić j§ na język zdolny do wy rażeń wszystkich potrzeb ducha ludz kiego. Wiek XV przygotował grunt ku temu, XVI dał ludzi wyższych uzdolnięń i stosowne okoliczności. W wieku XVI piśmiennictwo polskie dochodzi do rcjzkwitu. Głó wnymi jego przedstawicielami byli wtedy Mikołaj Rej Nagłowic, Jan Kochanowski i Piotr Skarga. Wszy scy trzej przyszli na świat podczas panowania Zygmunta I. Gdyby spo łeczeństwo nasze posiadało tylko trzech pisarzy, byłobyj już w posia daniu literatury,narodowej Mikołaj Rej z Nagłowic urodzii się około roku 1505, i a zmarł w r. 1569. Lata swe pacholęce przepędził w Żórawnie nad Dniestrem, u swych przyrodnich braci Źórawińskich. Wychowanie Reja było wielce za niedbanem. Do 20 roku jżycia spę dzał czas na łowach, rybołóstwie, na pustotach, obcując więcej z otacza jący go przyrodą i ludem, niż z książką. To pilne obcdwanie z przy rodą rozwijało i zaostrzało zmysł spostrzegawczy, jakim się później odznaczał. Za namową przyjaciół u myślił go ojciec oddaó do szkół, przeto kupił mu czerwonej materyi na surdut. Nim jednakże wzięto się do uszycia surduta, Mikołaj użył ma teryi na co innego: oto chwytał ży we wrony, przywięzy wał im kawałki czerwonej materyi d<j> szyi i tak puszczał. Przez to sprawił, że wszy stkie wrony, które niemałe szkody czyniły wyniosły się z okolicy. Z powodu braku materyi na surdut, znowu rok upłynął na próżnowaniu. Dopiero w dwudziestym roku życia oddał go ojciec na dwór Andrzeja Tenczyńskiego, wojewody sandomir skiego. Tu nasz-Mikołaj nabył chęci do pracy i nieco wiadomości; języ kiem łacińskim władał jjednak zawsze słabo.... Ta okoliczność była czyn, iż Rej wszystkie sał wyłącznie po polsku. Pobyt Reja na dworze Tenczyńskiego trwał krótko. Widzimy go | następnie na dworze hetmana Miko Jaj a Sieniaw skiego. W późniejszych latach został ziemianinem. Życie ziemiańskie wiódł swobodne, wesołe, ale obok tego pracował wiele njad naukami. Czuł, że źle czynił w młodości, nie ucząc się; przeto starał się o nabycie wiadomości później, bo lepiej późno, niż nigdy. Pracę pisarską rozpobzął Rej bar dzo późno i zajmował się nią do rywczo. Ówczesny prąd reformacyi pokusił i Reja do pisajnia postylii, (rodzaj kazań) i pieśni dla nowo wierców. Niedługo jednakże zabawił jedną z przy 5we prace pi w ich gronie, ba nawet wziął do nich wstręt, [wyraźny po Prace Reja były liczne; zaledwie jednak połowa ich do nas doszła. Rej odrazu zdo był szturmem wziętość, w kraju zna , no go na całym obszurze Polski. Sprawiły to: dowcip, rubaszność sta ropolska, obieranie przedmiotów właściwych i zdrowy rozsądek, prze bijający z jego pism. Że współcześni lubili i cenili Reja, świadczy o tem napisany na jego pochwałę wiersz: >.viv Rej bowiem, jak mówią, ty sam w Polsce s ' wodzisz, W naszym polskim języku ty sam przod kiem chodzisz Znają cię wszystkie stany i na pieczy mają, Tak wielcy, jako mali, w tobie się ko chają! Najważniejszem dziełem Reja jest: ,, Zwierciadło albo kształt w którym stan snadnie się może iswym spra wom, jako we zwierciedle przypa I trzyó.44 Dzieło to było drukowane w Krakowie w r. 156 7|. W dziele tem daje Rej mądre rady szczególnie młodemu pokoleniu, zachęcając go do cnoty. Księga ta jest wieko pomnym zabytkiem i sławy Reja i literatury ówczesnej. Z innych pism Reja wspomnieć się godzi: „Zwie rzyniec stanów szlacheckich4', „Fi gielki albo rozlicznych ludzi przy padki dworskie'4, „Wizerunek wła sny żywota człowieka poczciwego". „Wizerunek" jest pracą wierszowa na. Treścią „Wizerunku" walka człowieka z pokusami świata, os bardzo przypomina średniowieczne klasztorne opowiadania. „Wizerunek" jest najobszerniej szym utworem Reja. Pijaca ta była niszczona, gdyż w drugiej jej części są wyrażenia rubaszne i zbyt dosadne. „Figielki" są to wierszyki drobne, ulotne i odznaczające się większą jeszcze rubasznością, niż inne pisma. Sam Rej wytłómaczył się, iż pisał „Figielki44 jedynie dla wzrobienia języka: „A niechaj narodowie wżdy j postronni znają, że Polacy nie gęsi, iż swój język mają!" „Żywot Jo zefa"^ jest dramatem wierszowanym dość nieudatnie skreślonym. Rej po dzielił swój dramat na 12 aktów, z których każdy może być uważany jako oddzielny obraz. W dramacie tym jest Rej moralistą}, jak we większej części swych dzieł." Trzy mał się ściśle tekstu ^biblijnego. Utwór ten jestpierwszym zawiązkiem polskiego dramatu i o wiele wynosi się ponad poziom dyalogu używane go w poprzedniem stuleciu. Ażeby tu dać pojęcie o sposobie pisania i wierszowania Reja, przy toczymy urywek z tego dramatu. Są to słowa matki rozpaczającej na wi dok skrwawionej sukni Józefa: Już nie czuję, mam li cLuszg, W szale leciwie się sama ruszę? Ach moje smutne odzienie, Gdzież jest moje ucieszenie? Jedno widzę kęs krwi j^go, Marnieć straciło samego! Ach mój Boże, Panie mjły, Jeżeliś jest sprawiedliwy! Weź mnie matkę, gdyś Wszak tego słuszna przyczyna. Sam to miły panie obaci!, Lepiej niźli przyjdę w rozpacz, .Bo mie to iście nie minif o Iż sobie co źle uczynię. wziął syna, f1, Jak widzimy, ta poezya więcej przypomina wierszowaną, prozę, a niżeli istotną- poezyę.. .'. W ogóle trudno u Reja szukaó podniosłości, malowni za to znaj prawości, Rej, pomi natchnienia, pięknych i czych obrazów.... Ale dujemy głęboki rozsądek poczucie obowiązków obywatelskich, światłe poglądy na wszystko, co go otacza, styl gładki, potoczysty, wy snuwający się, jak z kłębka, a przy tem wszystkiem i ponad to wszystko szlachecką rubasznośó, dobry humor i jakieś takie zuchowstwo, że czyta jąc go odrazu, się kocha autora.... Dta tego też mo braku podnioślejszego- talentu, był sławnym i czytanym. Przypadał on, jak można najlepiej do serca i upodobania Polaków przemawiał do nich zrozumiale moralizował po szla checku, złe gdzie widział, karcił i w ten sposób niejedną, poczciwą przy sługę oddał swoim rodakom. Oto zalety, które zapewniły mu nieśmier telne miejsce w polskiem piśmieni ctwie — które wytworzyły zeń świe tny, szczero-polski typ rubasznego a dzielnego szlachcica — moralisty. Mikołaj Rej miał tę pociechę, iż mógł oglądaó własnemi oczyma dal szy świetny rozwój piśmictwa pol skiego, do którego sam dał hasło. Kiedy pierwszy raz usłyszał wiersz ■młodego, początkującego naówczas poety Jana Kochanowskiego p. t. < 'Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary" odrazu złoiył broń i rzekł: ■ Temu w nauce dank przed sob% : , [dawam I pieśń bogini słowieńskiej odda • ] [wam. i. L I istotnie Kochanowski, jak to później zobaczymy, był pisarzem prawdziwie-wielkjm. Bozymir. & PRZY NUCIE KRAKOWIAKA. OPOWIADANIE Z NIEDALEKIEJ J>KZESzłoŚCI. . i, napisał - - < Włiwlysław Rabski. Lubiłem słuchać opowiadań tego starca, którego w mojem rodzinnem mieście wszyscy znali pod nazwą, „pana kapitana", a przed którym z szacunkiem schylały się głowy. Pomnę raz, było to jakoś w ma ju, pan kapitan, spotkawszy mnie na ulicy, uchwycił za rękę i po kró tkiem powitaniu zapytał: — No jakże? jesteś wolnym chło cze? — Jak ptak — odparłem weso ł°. . ' • — To chodźże, chodźże ze inną,. Jesteś mizernym, a powietrze tak • piękne.... Z chęcią, zgodziłem się tę propo zycyę i, podawszy ramię panu kapi tanowi, skierowałem kroki ku miej scu zwykłych przechadzek. * j Ludzi roiło się pełno, jak to zwy- i kle bywa w maju uroczym,r aŃapój siwy, jak gołąb, towarzysz w zna komitym humorze śmiał się, dowci pkował i żartował. Wtem kataryniarz, wygrywający jakieś modne walce i spoglądaj ą,cy błagalnym wzrokiem na przecho dniów, zmienił melodyę, a ja, sły sząc nutę krakowiaka, półgłosem za nuciłem: • j Brunetki, brunetki mi się podobają, Bo wszystkie blondynki niestale kochają. W tej chwili jednak uczułem, że ręka kapitana zadrżała, a twarz, dzi wnie wzruszona, z jakiemś nieokre ślonem uczuciem smutku w dal spo glądała. •• . — Panie kapitanie — szepnąłem z cicha — czy coś złego się stało? • — To nic — odparł po chwili , - zwyczajnie..... wspomnienia..... rozczuliłem się trochę. Nie mogłem pojąć, zkąd przy we sołej nucie krakowiaka wzięło się to rozczulenie. Uszliśmy jeszcze parę kroków,' ' aż wreszcie kapitan znalazł wolną!'ła wkę, usiadł i zapytał mnie krótką — Chcesz słuchać? • ! Szepnąłem, że tak, a pan kapitan, patrząc przed siebie, tak zaczął mó wić:' — Dzieje listopadowej rewolucyi znane ci są. z książek, znane i z mo ich opowiadań. Nie będę ci więc powtarzał ani wzięcia Warszawy, a ni warunków poddania, dość że kie dy usłyszałem komendę: lewo ,w tył! marsz! jakoś strasznie zrobiło mi się na sercu, i gdyby nie szeregi mo skiewskich sołdatów, drwiąco na nas spoglądających, byłbym płakał, jak dziecko .... Ot! nie ma co mó wić! (tego zwrotu kapitan częstOj u żywał w chwilach wzruszenia.) Prze szliśmy granicę i wnet otoczyli nas Prusacy wężowym pierścieniem. Więc biedne rozbitki broń w kozły postawili, a potem rozeszli się aa tułactwo, głównie do Francyi. W Paryżu zastałem już tłumy ro: daków, również wygnańców," ró wnież rozbitków strasznej -burzy, która nad Polską przeleciała. Za cząłem się oglądać za jakiem stano wiskiem, ale choć nieźle po francii zku mówiłem, trudno mi było zna leźć coś stosownego. Było nas za wielu i kasa komitetu wkrótce sta nęła pustkami. Wreszcie poradzili mi wyjechać do Angli.... Dali list, dali kilka dziesiąt franków, Uścisnęli gorąćo za r^kę, konie ruszyły i •— ot niema ęO mówić. Stanąłem wreszcie w Calais, -mie ście ponurem i brudnem, gdzie spo tkałem jednego z towarzyszów bro ni. Popłakaliśmy się nad sobą, ~ą ściskali, nagadali, noc całą marząc 0 nowej rewolucyi, a potem zapisa łem się na okręt i sina fala uniosła mnie ku obcej ziemi, obcym ludom, 1 nieznanym losom. Okręt siliią piersią rozpierał bałwany, mewy wtórowały szumowi głębin wodnych echem pogrzebowem, a ja, siedząc na pokładzie, spoglądałem w głąb mroczną. , 'r -i-,-' Pierwszy to raz wtedy myśl samo bójstwa powstała w mej głowie, bo choć na obcej'ziemi,; czułem sięW wsze między rodakami, a teraz biy łem samotny i opuszczony, tęskno mi było i straszno. Ódepchnąłe: j% jednak.... W Londynie stanąłem o zmii chu. Dobyłem z kieszeni list pole cająćy, który otrzymałem w P; żu spojrzawszy; na adres i zaw< m J ^ - 7 w e ,a wszy fiakra, kazałem się wieźć fr<j> przeznaczonego mi opiekuna. Wszedłem do pięknej sieni i, Za pukawszy do drzwi, spytałem się po francuzku: — Nie mieszka tu pan Ilnicki? — Mieszka, ale wyjechał — ( rzekł łamany francuszczyzna szw car. — A kiedy powróci? — spytał^iki trwożliwie. — Nie wiem, może za dwa ty^<i> dnie, może i później. Blady z przerażenia wyszeptałem zaledwie „merci" (dziękuję) iw szedłem, taczając się prawie, z po koju. Bo cóż ja miałem robić olbrzymiem mieście z kilkoma zal dwie frankami w kieszeni, bez a gielskiego języka i znajomości tedo labiryntu! Szedłem więc błędr y i zrozpaczony, ludzie mną potrącali, szedłem dalej i dalej — gdzie? do kąd? sam nie wiedziałem. Wreszcie uczułem znużenie, — chłód i głc d zaczął mi dokuczać. Wyszukałem jakiś hotel — i prze pędziłem w nim 24 godzin. Potem zostało mi ledwo kilka pensów. Wy szedłem na ulicę — i błądziłem.... Gdy wreszcie już nogi wypc wie działy mi posłuszeństwo, postanowi łem wejść do nędznie dosyć wyglą dającej traktyerni, aby tu pozostać jak najdłużej. Wszedłszy poproś - łem o bułkę i kieliszek wódki, bt> na sutszy posiłek kieszeń moja nie starczyła. Posiliwszy się trochę, 'w głębokiej utonąłem zadumie. Co robid? co robić? Tysiąc razy stawia łem sobie to pytanie, lecz tylko szme r uliczny na nie odpowiadał. X przyj>omniałem sobie moją wioi ik? rodzinną, którą Moskale zabrali, sir wego ojca, matkę, tulącą swego pieszczocha. Ha! gdzie oni? moż^s już w mogile. To znowu zamaja czyły mi białe orły krwią zbroczone braci;i-żołnierze, bitwy, strzały.. .. Nagle! Boże! co to jest? co ja słyszę? Za oknem jakieś dźwięki ?ię ozwa y, jakieś tony, jakaś muzyka znajoma. Boże, tam Anglik na ka tarynce wygrywał krakowiaka. Co żadne się wtedy ze mną działo, tejgcf usta wypowiedzieć nie mogą. WieiA tylko, że mi krew uderzyła do głowy, że się zerwałem jak s sa lony, a nagle ryknąłem takim p ta czem, że Anglicy myśleli, żem znjiy sły postradał. Hej! ziemio moja, Polsko mopa wtedy uczułem, jak ciebie kocha m Myśl moja leciała hen! za Wisłę da leko, słuchała lipy szumów zaklę tych i fletni pastuszej, wiła sig pc srebrnych żytach, płynęła po vo dach brylantowych, klękała prjed Matki Bozkiej cudownym obrazen i płakaJ a jękiem lwicy, której dziecko wydarto, i krzyczała: ,,Łaski Pa nienkó Przeczysta, litości, Matko Bolesna!" I znowu ryknąłem stra sznym płaczem, a zimni słuchatze patrzeli zdumieni, gdy wtem w cie mnym kącie izby zadymionej roz legł sig jęk drugi, jęk podobny n jemu, jęk rozdartego serca, które mu wszystko zabrano.. .. I ujrzał* postaó bladą,, patrzącą na mnie :: płakanemi oczyma, i rozwarłem ra miona i biegłem jak szaleniec tuiió ją do piersi, bo ta postaó to byłlo lak. Długo, długo trzymaliśmy się Ut objęciach. Potem ciasno nam i;ię zrobiło i duszno, więc wybiegliśny na uli 3ę i, trzymając się pod rękę, łkaliśmy po cichu. Wreszcie ocu nas chłód powietrza z bolesnej zać my. On spojrzał na mie i sj;e pnął: — Chodź! Skręciwszy w jedną z bocznych liczek, wprowadził mnie do ponuiej kamienicy o czterech piętrach, a na trzeciem otworzył drzwi, na który widziałem przybity kartę z nąpise m Ludwik-K wicz. Pokoik, sk:-Or mnie umeblowany, nader mjłe spra wiał wrażenie, na stole leżały ks żki, w oknie kwiatów pełno się śmiechało, a nad biórkiem wisiał ni e-. wielki portret młodej kobiety o j snych włosach i błękitnych oczacli Nieraz przypatrzyłem się bliżej m mu towarzyszowi. Był to chłopu c młody jeszcze o rysach nadzwyczaj szlachetnych. (C. d. n.) w li ar Dla czego?.... — Dla czego doktor X., chorując, nie-lecźy flię sam? — Ponieważ byłoby to .... san: bójstwo. ... V - t'. - .v ' X ■ ■■'. Oj