TELEGRAF
Pismo polityczne, społeczne i literackie,'poświg
cone interesom Polaków w Stanuch Zjedno
czonych Ameryki Północnej.
WYCHODZI CODZIENNIE.
PRENUMERATA (z góry) WYNOSI:
Bocznie .S3.00;
Półrocznie '....,1.50;
Kwartalnie J?c
Miesięcznie 2oc
Cena pojedynczego numeru lc.
WYDAWCY:
Spółka Wydawnicza, Telegrafu.
W CHICAGO, ILLINOIS.
M. S. Ctbokowski, - Prezes i Zarządca.
A. J. Schultz, ... Wice-Prezes.
J. Tarkowski, - - - Kasyer.
L. Gboszkiewicz, - * Sekretarz.
H. Nagiel, Naczelny Redaktor.
M. Rzeszotarski, agent ogłoszeń.
Wszelkie listy i korespondencye uprasza sig
przesyłać pod adresem:
'JL'J±iT iBGRAF
32 & 34 Maiket cor. Randolph Sts. Room 51.
Wszelkie przesyłki pienigżne należy nadsyłać
na rgce kasy jera.
TELEFON: MAIN 1672.
"TELEGRAF"
The Polish Political Daily, devoted to the interest
of the Polish people in Uiiited States of America.
Tie Polisli Daily "TELE&RAf" PnbMing company.
PUBLISHERS:
M. S. Ctbobowski, President and Manager.
A. J. Schultz, - - Vice-President.
J. Tarkowski, - - Treasurer.
Gboszkiewicz, - - Secretary.
H. Nagiel, Chief Editor.
M. Tarski, advertising solicitor.
SUBSCRIPTION (IN ADVANCE):
Per Year .....83.00;
Per 6 Months 1.50
Per 3 Months ; i 75c.
One Month ;... 25c.
Single copy one cent.
OFFICE:
32 & 34 Market Cor■ Randolph Sts. Room 51.
(LIND BLOCK.)
TELBPHONB: MAI 1ST 1672.
ENTERED AT THE CHICAGO POST OFFICE
AS SECOND CLASS MAIL MATTER.
CHICAGO, dnia 18 LIPCA, 1892.
Polacy w Ameryce.
I
Sejm„Unir'
Pierwszy sejm „Unii Polskiej',,
organizacyi utworzonej, jak wiado
mo, z inicyatywy ks. Dominika Ma
yera, przed dwoma z górą laty po
sejmie Z. N. P. w Buffalo, odbędzie
się d. 4 października r. b. w St. Paul,
Minn. Na sejmie tym rozpatrywane
będą bardzo ważne sprawy, a między
innemi podobno i sprawa zasadnicza:
czy „Unia" ma się utrzymać, jako
oddzielna organizacya? Jak dotąd,
rozwój nowej organizacyi pomimo
dwóch lat istnienia, nie jest zbyt
wielki, należy bowiem do niej zale
dwo kilkuset członków. Mianowicie
oprócz towarzystw w St. Paul przy
łączyły się do ,,Unii" zaledwo nie
które stowarzyszenia z Buffalo.
„Unia" w sprawach polsko-amery
kańskich, nie zdziałała też dotąd nic
doniosłego. .. Słyszeliśmy, że jeśli
na Sejmie w St. Paul ,,Unia" nie
potrafi uzyskać stalszych podstaw
szerszego bytu, przyłączy się do je
dnej z już istniejących organizacyi...
Wiadomość ta zresztą jest tylko —
pogłoską!...
DROBNE NOTATKI.
I W Bostonie rodak nasz p. Rat
czewski otworzył pierwszą, w tem
mieście polsko-litewską restauracyę.
I W South Bend, Ind. małżonko
wie Franciszek i Rozalia Kosiń&cy
obchodzili uroczyście, po 25 latach
pożycia, srebrne wesele.
|| W Milwaukee, Wis. Polak Fran
ciszek Czysz wystąpił sądownie prze
ciw Tow. Serca Jezusowego, doktó
rego należał, o wypłatę wsparcia w
chorobie w sumie $138. Tow. odma
wia tej wypłaty, ponieważ któryś z
lekarzy miał orzec, że Czysz nie jest
chory....
|| W South Bend, Ind. założone
zostało nowe Tow. bratniej pom. im.
Serca Jezusowego. Prezesem jest ob.
Fr. Kałamański.
I W Brooklynie, N. Y. aresztowa
na została 16-letnia Agnieszka Ro
niowska *;a kradzież.... Bardzo źle!
U W Pittsburgu Michał Matuszek
i Fr. Hruskowski, dwaj polscy chło
pacy, zostali aresztowani za włamy
wanie się do wagonów.. .. Jeszcze
gorzej!
I W Toledo, O. Jan Borowicki
przez nieostrożność postrzelił się
fuzyi w nogę.... Zapewne trzeba
mu będzie nogę odjąć!
I Ks. Dom. Majer z St. Paul,
Mixm. wyjeżdża w tych dniach na
pewien czas do Europy, powróci w
końcu września.
J] Ks. arcybiskup Katzer w Mil
waukee zamianował między inńemi
członkiem rady arcybiskupiej ks. H.
Oulskiego, proboszcza tamtejszej
polskiej parafii św. Jacentego.
Drobna pomyka.
Ojciec: Dziś był względem ciebie
jeden pan u mnie....
Córka'. O! drogi ojcze!......
Ojciec. Abym zapłacił za ciebie
rachunek za rękawiczki.
W iadomości Miejskie.
Niemiła niespodzianka.
Niemiła niespodzianka spotkała w
tych dniach pewną młoda Polkę, za
mieszkała na północno-zachodniej
stronie miasta. Panna, nazwijmy ją,
przypuśćmy X. jest bardzo przy
stojną osóbką i posiada wielu wiel
bicieli, których zresztą umie trzy
maę od siebie zdaleka. W liczbie
tych wielbicieli znajdował się niejaki
przypuśćmy, Y., człowiek młody i
elegancki, syn zamożnych rodziców
z tej samej Polski, mający jedną
wadę, a mianowicie, że był dość lek
komyślnym i niezbyt lubił pracę...
Chciał on się już dawno żenić z na
szą panienką, /ale ta odpowiadała mu
odmownie.... W reszcie, a było to
przed kilku dniami, Y. przyszedł do
panny X. i jej rodziców, oświadczył,
że już się ustatkował i postanowił
założyć jaki byznes, na który ma
pieniądze.... Ostatecznie prosił o
rękę panny X., a na dowód swych
dobrych chęci złożył dość bogate po
darunki w kosztownościach... Rzecz
teraz przedstawiła się inaczej. Y. zo
stał przyjęty, a jego podarunki —
także.. .. Cóż! gdy nie dalej, jak w
parę dni pokazało się, że młody Y.
nie był bynajmniej prawym właści
cielem pieniędzy, którymi tak; rzu
cał. Ukradł on rodzicom $1000, a
gdy-sprawka się wykryła, czmychnął.
Na domiar złego matka młodego zło
dzieja przyszła do panny X. i wszy
stkie podarunki odebrała. Niespo
dzianka .... bardzo niemiła!
Oifary rozbiegania się konia.
Koń i buggy w której jechali Fr.
Pros z żoną, rozbiegał się gwałtow
nie wczoraj przy N. Ashland i W.
North ave. Prosowie zostali wyrzu
ceni z b u g g y i poranieni, lecz nie
zbyt groźnie... Nie na tem jednak
kres nieszczęścia. Policyant Ch.
Parker, który chciał zatrzymać ko
nia przy zbiegu Holt i W. North
ave. został tak ciężko'poraniony, że
niebezpiecznstwo zagraża jego życiu.
Koń ciągnął go za sobą 60 stóp.
Z Klubn 16-ej wardy.
Wczoraj wieczorem odbyło się
nadzwyczajne posiedzenie Klubu 16
wardy w hali szkoły Św. St. Kostki.
Przemawiali ob. P. Kiołbassa, J.
Dahlman, J. Grzeszkiewicz, A. Kusz
i inni. Wszyscy mówcy zachęcali
do jedności i zgodzali się na to, że
Klub powinien pobudzić tych,którzy
nie mają jeszcze pierwszych lub dru
gich papierów, aby takowe wycią
gnęli. Zarazem zapraszano wszyst
kich do przybycia dziś wieczorem na
stacyą "Chicago ave. o 7 godz., gdzie
będzie obierany komitet centralny
16-wardy.
Polski policyant łapie zbója.
Wczoraj około 3ej godziny popo
łudniu, trzech złodziei zaczęło plą
drować w domu pod numerem 1126
na W. 12ej ulicy, zostali jednak
spłoszeni przy tej robocie i zaczęli
uciekać. W ucieczce swej postrze
lili dośjó niebezpiecznie w żebro Her
mana Rosenthal, który ich chciał
przytrzymać. Policyant polski Jan
Bagiński, nie obawiając się rewol
werów zbójów, rzucił się w pogoń
za nimi i przytrzymał jednego z nich;
reszta uciekła. Aresztowanego nasz
dzielny rodak odprowadził do stacyi.
#
Drobne wiadomości.
* Słyszeliśmy, iż budowa nowego
kościoła polskiego w Cragin ma się
rozpocząć już za 3 tygodnie.
* Gazety tutejsze angielskie "Tri
bune" "Herald" i "Times" umieści
ły piękne, a dość obszerne sprawo
zdania z wczorajszego naszego obcho
du setnej rocznicy bitwy pod Du
bienką.
* Wycieczka koszykowa młodzie
ży polskiej z par. św. Stanisława
Kostki do Galewood, 111. odbyła się.
z wielkiem powodzeniem. Główny
mi jej kierownikami byli Piotr Ar
kuszewski i Jan Słupikowski.
* Policyant Wielbaski^ ze stacyi
na Desplaines ul. został mianowany
sierżantem.
* Minnie Bcetcher, mieszkająca w
Ulrich Block przy N. Clark ulicy,
otruła się wczoraj rano paryską zie
lenią. Powodem, zdaje się, zawody
w miłości...
* Wczoraj rano umarł John Mc
Hale maszynista kolei Chicago i
Northwestern wskutek ran, które od
niósł w upadku z lomotywy w prze
szły piątek.
*X3zęśćdomu pod numerem 279
Dearborn wczoraj ranó zawaliła się.
Powodem upadku zgn iłe fundamen
ta. Szczęściem, nie było przy tern
wypadków z ludźmi....
* William Doran zam. pod nr. 62
Short st. został wczoraj wieczorem
• *
napadnięty w swoim ćlomu przez ja
kichś rabusiów i mocno pobity.
C'* Frank Husak, Cz^ch, został are
sztowany za puszczenie fałszywego
"checku" na $500. Poszkodowany
jest Czech Zahrobsky z W. 18ej ul.
* Dnia 31 lipca Tow. Św. Cecylii
występuje iw corpora na poświęcenie
kamienia węgielnego pod nową, szko
łę SS. Nazaretanek.
Szkice z Piśmienni
ctwa Polskiego.
xm.
Mikołaj Rej z Na,
;łowie.
uż pisaliśmy,
ustach
się do
Język polski, jak
rozwijał się w XV wieku w
narodu, lecz literackim stał
piero w XVI wieku. Uprzednio nie
istniał on prawie jako jpiśmieimiczy,
widzieliśmy to z przykładów wyżej
przytoczonych. Mowa ludu brzmiała
w życiu domowem, w j pieśniach lu
dowych, klechdach. Potrzeba było
wyrobić j§ na język zdolny do wy
rażeń wszystkich potrzeb ducha ludz
kiego. Wiek XV przygotował grunt
ku temu, XVI dał ludzi wyższych
uzdolnięń i stosowne okoliczności.
W wieku XVI piśmiennictwo
polskie dochodzi do rcjzkwitu. Głó
wnymi jego przedstawicielami byli
wtedy Mikołaj Rej Nagłowic, Jan
Kochanowski i Piotr Skarga. Wszy
scy trzej przyszli na świat podczas
panowania Zygmunta I. Gdyby spo
łeczeństwo nasze posiadało tylko
trzech pisarzy, byłobyj już w posia
daniu literatury,narodowej
Mikołaj Rej z Nagłowic urodzii
się około roku 1505, i a zmarł w r.
1569. Lata swe pacholęce przepędził
w Żórawnie nad Dniestrem, u swych
przyrodnich braci Źórawińskich.
Wychowanie Reja było wielce za
niedbanem. Do 20 roku jżycia spę
dzał czas na łowach, rybołóstwie, na
pustotach, obcując więcej z otacza
jący go przyrodą i ludem, niż z
książką. To pilne obcdwanie z przy
rodą rozwijało i zaostrzało zmysł
spostrzegawczy, jakim się później
odznaczał. Za namową przyjaciół u
myślił go ojciec oddaó do szkół,
przeto kupił mu czerwonej materyi
na surdut. Nim jednakże wzięto się
do uszycia surduta, Mikołaj użył ma
teryi na co innego: oto chwytał ży
we wrony, przywięzy wał im kawałki
czerwonej materyi d<j> szyi i tak
puszczał. Przez to sprawił, że wszy
stkie wrony, które niemałe szkody
czyniły wyniosły się z okolicy. Z
powodu braku materyi na surdut,
znowu rok upłynął na próżnowaniu.
Dopiero w dwudziestym roku życia
oddał go ojciec na dwór Andrzeja
Tenczyńskiego, wojewody sandomir
skiego. Tu nasz-Mikołaj nabył chęci
do pracy i nieco wiadomości; języ
kiem łacińskim władał jjednak zawsze
słabo....
Ta okoliczność była
czyn, iż Rej wszystkie
sał wyłącznie po polsku. Pobyt Reja
na dworze Tenczyńskiego trwał
krótko. Widzimy go | następnie na
dworze hetmana Miko Jaj a Sieniaw
skiego. W późniejszych latach został
ziemianinem. Życie ziemiańskie
wiódł swobodne, wesołe, ale obok
tego pracował wiele njad naukami.
Czuł, że źle czynił w młodości, nie
ucząc się; przeto starał się o nabycie
wiadomości później, bo lepiej późno,
niż nigdy.
Pracę pisarską rozpobzął Rej bar
dzo późno i zajmował się nią do
rywczo. Ówczesny prąd reformacyi
pokusił i Reja do pisajnia postylii,
(rodzaj kazań) i pieśni dla nowo
wierców. Niedługo jednakże zabawił
jedną z przy
5we prace pi
w ich gronie, ba nawet
wziął do nich wstręt,
[wyraźny po
Prace Reja
były liczne; zaledwie jednak połowa
ich do nas doszła. Rej odrazu zdo
był szturmem wziętość, w kraju zna
, no go na całym obszurze Polski.
Sprawiły to: dowcip, rubaszność sta
ropolska, obieranie przedmiotów
właściwych i zdrowy rozsądek, prze
bijający z jego pism. Że współcześni
lubili i cenili Reja, świadczy o tem
napisany na jego pochwałę wiersz:
>.viv
Rej bowiem, jak mówią, ty sam w Polsce
s ' wodzisz,
W naszym polskim języku ty sam przod
kiem chodzisz
Znają cię wszystkie stany i na pieczy
mają,
Tak wielcy, jako mali, w tobie się ko
chają!
Najważniejszem dziełem Reja jest:
,, Zwierciadło albo kształt w którym
stan snadnie się może iswym spra
wom, jako we zwierciedle przypa
I trzyó.44 Dzieło to było drukowane
w Krakowie w r. 156 7|. W dziele
tem daje Rej mądre rady szczególnie
młodemu pokoleniu, zachęcając go
do cnoty. Księga ta jest wieko
pomnym zabytkiem i sławy Reja i
literatury ówczesnej. Z innych pism
Reja wspomnieć się godzi: „Zwie
rzyniec stanów szlacheckich4', „Fi
gielki albo rozlicznych ludzi przy
padki dworskie'4, „Wizerunek wła
sny żywota człowieka poczciwego".
„Wizerunek" jest pracą wierszowa
na. Treścią „Wizerunku" walka
człowieka z pokusami świata, os
bardzo przypomina średniowieczne
klasztorne opowiadania.
„Wizerunek" jest najobszerniej
szym utworem Reja. Pijaca ta była
niszczona, gdyż w drugiej jej części
są wyrażenia rubaszne i zbyt dosadne.
„Figielki" są to wierszyki drobne,
ulotne i odznaczające się większą
jeszcze rubasznością, niż inne pisma.
Sam Rej wytłómaczył się, iż pisał
„Figielki44 jedynie dla wzrobienia
języka: „A niechaj narodowie wżdy j
postronni znają, że Polacy nie gęsi,
iż swój język mają!" „Żywot Jo
zefa"^ jest dramatem wierszowanym
dość nieudatnie skreślonym. Rej po
dzielił swój dramat na 12 aktów, z
których każdy może być uważany
jako oddzielny obraz. W dramacie
tym jest Rej moralistą}, jak we
większej części swych dzieł." Trzy
mał się ściśle tekstu ^biblijnego.
Utwór ten jestpierwszym zawiązkiem
polskiego dramatu i o wiele wynosi
się ponad poziom dyalogu używane
go w poprzedniem stuleciu.
Ażeby tu dać pojęcie o sposobie
pisania i wierszowania Reja, przy
toczymy urywek z tego dramatu. Są
to słowa matki rozpaczającej na wi
dok skrwawionej sukni Józefa:
Już nie czuję, mam li cLuszg,
W szale leciwie się sama ruszę?
Ach moje smutne odzienie,
Gdzież jest moje ucieszenie?
Jedno widzę kęs krwi j^go,
Marnieć straciło samego!
Ach mój Boże, Panie mjły,
Jeżeliś jest sprawiedliwy!
Weź mnie matkę, gdyś
Wszak tego słuszna przyczyna.
Sam to miły panie obaci!,
Lepiej niźli przyjdę w rozpacz,
.Bo mie to iście nie minif
o
Iż sobie co źle uczynię.
wziął syna,
f1,
Jak widzimy, ta poezya więcej
przypomina wierszowaną, prozę, a
niżeli istotną- poezyę.. .'. W ogóle
trudno u Reja szukaó podniosłości,
malowni
za to znaj
prawości,
Rej, pomi
natchnienia, pięknych i
czych obrazów.... Ale
dujemy głęboki rozsądek
poczucie obowiązków obywatelskich,
światłe poglądy na wszystko, co go
otacza, styl gładki, potoczysty, wy
snuwający się, jak z kłębka, a przy
tem wszystkiem i ponad to wszystko
szlachecką rubasznośó, dobry humor
i jakieś takie zuchowstwo, że czyta
jąc go odrazu, się kocha
autora.... Dta tego też
mo braku podnioślejszego- talentu,
był sławnym i czytanym. Przypadał
on, jak można najlepiej do serca i
upodobania Polaków przemawiał do
nich zrozumiale moralizował po szla
checku, złe gdzie widział, karcił i w
ten sposób niejedną, poczciwą przy
sługę oddał swoim rodakom. Oto
zalety, które zapewniły mu nieśmier
telne miejsce w polskiem piśmieni
ctwie — które wytworzyły zeń świe
tny, szczero-polski typ rubasznego a
dzielnego szlachcica — moralisty.
Mikołaj Rej miał tę pociechę, iż
mógł oglądaó własnemi oczyma dal
szy świetny rozwój piśmictwa pol
skiego, do którego sam dał hasło.
Kiedy pierwszy raz usłyszał wiersz
■młodego, początkującego naówczas
poety Jana Kochanowskiego p. t.
< 'Czego chcesz od nas, Panie, za Twe
hojne dary" odrazu złoiył broń i
rzekł:
■
Temu w nauce dank przed sob%
: , [dawam
I pieśń bogini słowieńskiej odda
• ] [wam.
i. L
I istotnie Kochanowski, jak to
później zobaczymy, był pisarzem
prawdziwie-wielkjm.
Bozymir.
&
PRZY NUCIE KRAKOWIAKA.
OPOWIADANIE Z NIEDALEKIEJ
J>KZESzłoŚCI. . i,
napisał
- - <
Włiwlysław Rabski.
Lubiłem słuchać opowiadań
tego
starca, którego w mojem rodzinnem
mieście wszyscy znali pod nazwą,
„pana kapitana", a przed którym
z szacunkiem schylały się głowy.
Pomnę raz, było to jakoś w ma
ju, pan kapitan, spotkawszy mnie
na ulicy, uchwycił za rękę i po kró
tkiem powitaniu zapytał:
— No jakże? jesteś wolnym chło
cze?
— Jak ptak — odparłem weso
ł°. . ' •
— To chodźże, chodźże ze inną,.
Jesteś mizernym, a powietrze tak •
piękne....
Z chęcią, zgodziłem się tę propo
zycyę i, podawszy ramię panu kapi
tanowi, skierowałem kroki ku miej
scu zwykłych przechadzek. * j
Ludzi roiło się pełno, jak to zwy- i
kle bywa w maju uroczym,r aŃapój
siwy, jak gołąb, towarzysz w zna
komitym humorze śmiał się, dowci
pkował i żartował.
Wtem kataryniarz, wygrywający
jakieś modne walce i spoglądaj ą,cy
błagalnym wzrokiem na przecho
dniów, zmienił melodyę, a ja, sły
sząc nutę krakowiaka, półgłosem za
nuciłem: • j
Brunetki, brunetki mi się podobają,
Bo wszystkie blondynki niestale kochają.
W tej chwili jednak uczułem, że
ręka kapitana zadrżała, a twarz, dzi
wnie wzruszona, z jakiemś nieokre
ślonem uczuciem smutku w dal spo
glądała. •• .
— Panie kapitanie — szepnąłem
z cicha — czy coś złego się stało?
• — To nic — odparł po chwili , -
zwyczajnie..... wspomnienia.....
rozczuliłem się trochę.
Nie mogłem pojąć, zkąd przy we
sołej nucie krakowiaka wzięło się to
rozczulenie.
Uszliśmy jeszcze parę kroków,' ' aż
wreszcie kapitan znalazł wolną!'ła
wkę, usiadł i zapytał mnie krótką
— Chcesz słuchać? • !
Szepnąłem, że tak, a pan kapitan,
patrząc przed siebie, tak zaczął mó
wić:'
— Dzieje listopadowej rewolucyi
znane ci są. z książek, znane i z mo
ich opowiadań. Nie będę ci więc
powtarzał ani wzięcia Warszawy, a
ni warunków poddania, dość że kie
dy usłyszałem komendę: lewo ,w tył!
marsz! jakoś strasznie zrobiło mi się
na sercu, i gdyby nie szeregi mo
skiewskich sołdatów, drwiąco na
nas spoglądających, byłbym płakał,
jak dziecko .... Ot! nie ma co mó
wić! (tego zwrotu kapitan częstOj u
żywał w chwilach wzruszenia.) Prze
szliśmy granicę i wnet otoczyli nas
Prusacy wężowym pierścieniem.
Więc biedne rozbitki broń w kozły
postawili, a potem rozeszli się aa
tułactwo, głównie do Francyi.
W Paryżu zastałem już tłumy ro:
daków, również wygnańców," ró
wnież rozbitków strasznej -burzy,
która nad Polską przeleciała. Za
cząłem się oglądać za jakiem stano
wiskiem, ale choć nieźle po francii
zku mówiłem, trudno mi było zna
leźć coś stosownego. Było nas za
wielu i kasa komitetu wkrótce sta
nęła pustkami.
Wreszcie poradzili mi wyjechać
do Angli.... Dali list, dali kilka
dziesiąt franków, Uścisnęli gorąćo
za r^kę, konie ruszyły i •— ot niema
ęO mówić.
Stanąłem wreszcie w Calais, -mie
ście ponurem i brudnem, gdzie spo
tkałem jednego z towarzyszów bro
ni. Popłakaliśmy się nad sobą, ~ą
ściskali, nagadali, noc całą marząc
0 nowej rewolucyi, a potem zapisa
łem się na okręt i sina fala uniosła
mnie ku obcej ziemi, obcym ludom,
1 nieznanym losom. Okręt siliią
piersią rozpierał bałwany, mewy
wtórowały szumowi głębin wodnych
echem pogrzebowem, a ja, siedząc
na pokładzie, spoglądałem w głąb
mroczną. , 'r -i-,-'
Pierwszy to raz wtedy myśl samo
bójstwa powstała w mej głowie, bo
choć na obcej'ziemi,; czułem sięW
wsze między rodakami, a teraz biy
łem samotny i opuszczony, tęskno
mi było i straszno. Ódepchnąłe:
j% jednak....
W Londynie stanąłem o zmii
chu. Dobyłem z kieszeni list pole
cająćy, który otrzymałem w P;
żu spojrzawszy; na adres i zaw<
m
J
^ -
7
w
e
,a
wszy fiakra, kazałem się wieźć fr<j>
przeznaczonego mi opiekuna.
Wszedłem do pięknej sieni i, Za
pukawszy do drzwi, spytałem się po
francuzku:
— Nie mieszka tu pan Ilnicki?
— Mieszka, ale wyjechał — (
rzekł łamany francuszczyzna szw
car.
— A kiedy powróci? — spytał^iki
trwożliwie.
— Nie wiem, może za dwa ty^<i>
dnie, może i później.
Blady z przerażenia wyszeptałem
zaledwie „merci" (dziękuję) iw
szedłem, taczając się prawie, z po
koju. Bo cóż ja miałem robić
olbrzymiem mieście z kilkoma zal
dwie frankami w kieszeni, bez a
gielskiego języka i znajomości tedo
labiryntu! Szedłem więc błędr y
i zrozpaczony, ludzie mną potrącali,
szedłem dalej i dalej — gdzie? do
kąd? sam nie wiedziałem. Wreszcie
uczułem znużenie, — chłód i głc d
zaczął mi dokuczać.
Wyszukałem jakiś hotel — i prze
pędziłem w nim 24 godzin. Potem
zostało mi ledwo kilka pensów. Wy
szedłem na ulicę — i błądziłem....
Gdy wreszcie już nogi wypc wie
działy mi posłuszeństwo, postanowi
łem wejść do nędznie dosyć wyglą
dającej traktyerni, aby tu pozostać
jak najdłużej. Wszedłszy poproś -
łem o bułkę i kieliszek wódki, bt>
na sutszy posiłek kieszeń moja nie
starczyła. Posiliwszy się trochę, 'w
głębokiej utonąłem zadumie. Co
robid? co robić? Tysiąc razy stawia
łem sobie to pytanie, lecz tylko
szme r uliczny na nie odpowiadał. X
przyj>omniałem sobie moją wioi ik?
rodzinną, którą Moskale zabrali, sir
wego ojca, matkę, tulącą swego
pieszczocha. Ha! gdzie oni? moż^s
już w mogile. To znowu zamaja
czyły mi białe orły krwią zbroczone
braci;i-żołnierze, bitwy, strzały.. ..
Nagle! Boże! co to jest? co ja
słyszę? Za oknem jakieś dźwięki ?ię
ozwa y, jakieś tony, jakaś muzyka
znajoma. Boże, tam Anglik na ka
tarynce wygrywał krakowiaka.
Co
żadne
się wtedy ze mną działo, tejgcf
usta wypowiedzieć nie mogą.
WieiA tylko, że mi krew uderzyła
do głowy, że się zerwałem jak s sa
lony, a nagle ryknąłem takim p ta
czem, że Anglicy myśleli, żem znjiy
sły postradał.
Hej! ziemio moja, Polsko mopa
wtedy uczułem, jak ciebie kocha
m
Myśl moja leciała hen! za Wisłę da
leko, słuchała lipy szumów zaklę
tych i fletni pastuszej, wiła sig pc
srebrnych żytach, płynęła po vo
dach brylantowych, klękała prjed
Matki Bozkiej cudownym obrazen i
płakaJ a jękiem lwicy, której dziecko
wydarto, i krzyczała: ,,Łaski Pa
nienkó Przeczysta, litości, Matko
Bolesna!" I znowu ryknąłem stra
sznym płaczem, a zimni słuchatze
patrzeli zdumieni, gdy wtem w cie
mnym kącie izby zadymionej roz
legł sig jęk drugi, jęk podobny n
jemu,
jęk rozdartego serca, które
mu wszystko zabrano.. .. I ujrzał*
postaó bladą,, patrzącą na mnie ::
płakanemi oczyma, i rozwarłem ra
miona i biegłem jak szaleniec tuiió
ją do piersi, bo ta postaó to byłlo
lak.
Długo, długo trzymaliśmy się
Ut
objęciach. Potem ciasno nam i;ię
zrobiło i duszno, więc wybiegliśny
na uli 3ę i, trzymając się pod rękę,
łkaliśmy po cichu. Wreszcie ocu
nas chłód powietrza z bolesnej zać
my. On spojrzał na mie i sj;e
pnął:
— Chodź!
Skręciwszy w jedną z bocznych
liczek, wprowadził mnie do ponuiej
kamienicy o czterech piętrach, a na
trzeciem otworzył drzwi, na który
widziałem przybity kartę z nąpise m
Ludwik-K wicz. Pokoik, sk:-Or
mnie umeblowany, nader mjłe spra
wiał wrażenie, na stole leżały ks
żki, w oknie kwiatów pełno się
śmiechało, a nad biórkiem wisiał ni e-.
wielki portret młodej kobiety o j
snych włosach i błękitnych oczacli
Nieraz przypatrzyłem się bliżej m
mu towarzyszowi. Był to chłopu c
młody jeszcze o rysach nadzwyczaj
szlachetnych.
(C. d. n.)
w
li
ar
Dla czego?....
— Dla czego doktor X., chorując,
nie-lecźy flię sam?
— Ponieważ byłoby to .... san:
bójstwo. ...
V - t'. - .v ' X ■ ■■'.
Oj