Newspaper Page Text
rv, POWIEŚĆ —— przez WACŁAWA ŻMUDZKrtiUO. 'Ciijg dalszy). — Otóż właśnie, tego po trzeba! Niechże on i do mnie zagląda, niekoniecznie co dzień, ale jak nie będzie po trzebny w domu, ja mam wię cej od proboszcza wolnego czasu, więc zajmę się nim chętnie. — Owszem, owszem—pod chwycił ksiądz—choćby nawet i codzień. On i tak przecho dzi tam codziennie obok pana, bo uczy się u gajowego Marec kiego stolarki, więc może wstąpić za kafżdym razem ! — A, jeżeli tak, to-tem le piej!—zgodził się Łatek. Ijuż od następnego dnia Ignac znów stał się jego uczniem. Nauka ta poszła obecnie od miennym nieco trybem.,, niż dawniej, gdy Ignac uczył się jeszcze wraz z towarzyszami. Chłopiec dostawał do czy tania książki, a potem rozma wiał o ich treści z Latkiem. Ignacowi zasmakowało to bardzo. Teraz nie przesiadywał już na gajówce u Mareckiego jak dawniej całemi godzinami, lecz zrobił co niebądż i ucie kał do Łatka, a jeżeli nawet został czasami dłużej, nie od zywał się do nikogo, myśląc tylko o tem, o czem wczoraj rozmawiał z Latkiem, lub co mu ten ostatni zaczał, lecz nie skończył czytać. Władce ta raptowna zmiana r chłopca nie podobała się moc no. Nie lubiła ona, gdy w jej obecności zamyślał się ktoś a. nic nie mówił. Przez jakiś czas znosiła to wszystko cierpliwie, aż razu jednego,- wybiegłszy jakoś ra zem z chłopcem z domu, gdy ten pośpieszał już do Latka, zaczepiła go wprost. — Słuchaj no Ignac—zapy tała—dlaczegoś ty teraz taki, jakby ci kto gębę zamurował? o czem ty tak myślisz ciągle? — O czem? — Ignac spoj rzał na nią jakby nagle ze snu zbudzony—o czem?—powtó rzył—a myślę ja teraz o jednej Zosi, co była takusieńka jak ty, szkoda że i tobie nie Zosia na imię!*1 C 4 — O jakiej Zosi!! — O jednej takiej z książki, pan nadleśny czytał mi o niej! Przedwczoraj właśnie Latek zaczął mu czytać Pana Tadeu sza. Władka zamyśliła się na chwilę. ( — Nie!—rzekła wreszcie — jabym nie chciała, żeby tobie inaczej było.... — Dlaczegobyś nie chciała? >./ — A bo bo bo nie chciałbym i już!—dokończyła ■ - wreszcie i niewiadomo dlacze r go zarumieniła się raptem. Mała Władzia zaczynała już wyrastać na kobietę i to ko bietę wcale, wcale niebrzyd ką! XVIII. Pewnego razu, powracając od Łatka nad wieczorem do domu, Ignac spotkał w lesie Grzegorza. Stary si|edziałpod krzakiem i co chwila spoglą •' dał uważnie na drogę, — Na kogo czekacie, ojcze? ♦ —zapytał go chłopiec. — E, co ci tam do tego — odrzekł stary popatrzywszy na niego niedbale. Lecz za chwilę zaraz dodał:—czekam jia Jędrka, miał on tędy wra cać o tym czasie, obiecał mi jakiegoś smarowania z zagra nicy przynieść, bom jakiś nic zdrów tro< — Oho.—zawołał Pgnac — nie doczekacie się! ja Jędrka jeszcze rano na wsi widziałem, już dawno powrócił! — Tak? a psiaż jego... — stary —: no to pójdę i ja, cze góż tu tvędę siedział. Poszli razem i po chwili Ig nac znów zapytał. — Jakąż to wy macie sła bość, ojcze, że aż zagraniczne go smarowania potrzeba na nia? c Stary spojrzał na niego po dejrzliwie. — To wewnętrzna jest — odparł niech^tnie--wewnętrz na! choćbym ci powiedział, nie poznasz się na niej. Ignac uśmiechnął się nie znacznie. — Wewnętrzna powiadacie? to możeby Jankiel znalazł cza sem na to jakie lekarstwo!... Grzegorz błysnął na niego zaczerwieńionemi powiekami i zasapał gniewnie. — Głupiś ty jest—rzekł —i z Jankiem razem! nie szanu jesz siwego włosa, ale to ci na dobre nie wyjdzie! Szli już dalej w milczeniu, a wychodząc z lasu spotkali się oko w oko z ojcem Sergiu szem, panną Nadzieją i Wrzo skiem. Ojciec Sergiusz tym razem był mniej pijany niż zwykle, a czując się tylko usposobionym do przyjacielskiej pogawędki, skinął na Grzegorza z zachę cającym uśmiechem, dając mu znak, aby się zbliżył. Stary od pogawędki nigdy wyma wiać się nie lubił, szczególniej jeżeli takowa obiecywała przy nieść w zysku coś więcej prócz przyjemnego przepędzenia czasu i skłoniwszy się grzecz nie, zaraz się przysunął do to warzystwa. Lecz Ignac, nie obejrzawszy się nawet, minął ich z hardo podniesioną gło wą i poszedł dalej. Ojca Sergiusza tknęło to jardzo niemile. Popatrzył wślad za nim, uśmiechnął się zjadliwie i zapytał wreszcie. — Czyjże to taki? — To jest księży chłopak! —odrzekł Grzegorz. — Jakto księży? -- A no, niby nie tak, żeby wyraźnie księży, ale na wy chowaniu u niego jest, bo to sierota. Pamięta może jego mość, tu we wsi była taka dur nowata, co to zmarła w kry minale! to jest właśnie po niej chłopiec. Ojciec Sergiusz żachnął się nagle i policzki jego pokryły się rumieńcem, który śmiało mógł współzawodniczyć z ko lorem jego odmrożonego nosa. — Aha, — sapnął ze złoś cią—tej, tej, wiem! i on jest na wychowaniu u księdza, u katolickiego księdza? przecie on prawosławny!... Grzegup spojrzał z pod o ka na jegó zapłonione oblicze i nagle, skurczywszy się jakoś w sobie i opuściwszy głowę, odparł zwolna. — Nie wiem ja tego, nie wiem!... — Nie Wiesz?—wybuchnął nagle ojciec Sergiusz — tego nie wiesz, a na poczęstunek to wiesz jak przychodzić, gał ganie jeden? precz odemnie i żebyś mi się otąct na oczy nie pokazywał, bo cię psamii wy szczuję! słyszysz, pijanico ty? Ojciec Sergiusz poszedł szybko naprzód, dopędzając młodą parę, która tymczasem oddaliła si^ nieco, a Grzegorz, patrząc wzgardliwie wślad • z; nim, mruczał. — Ojoj, pijanica! a sam t( niby coś lepszego! Tfu Pani* odpuść, zawsze tak bywa, "jal człowiek byle z kim kompanie trzyma! Tymczasem ojciec Sergiusz dopadłszy Wrzoska, pochwy cił go za ramię i zawołał: — Słyszeli wyjcie, Włady sławie Feliksowie zu, coś po dobnego? ładnych rzeczy ji się dowiedziałem- Łacińsk ksiądz wychowuje u siebie prawosławne dzieci! Wrzosek, wyrwany nagle 2 krainy słodkich marzeń, w które go uniosło chwilowe sam na sarn z panną Nadzie ją, spojrzał na niego na wpół tylko przytomnie i zapytał naiwnie. -rr- No. więc cóż z tego? 4- Jakto co? — oburzył się ojciec Sergiusz— czyż to jesz cze mało? Wychowuje, a więc ;>rzez co samo odrywa je d< prawosławnej wiary i pogrąż? w grzech lacinizmu, lego tak pozostawić nie można! — A skądżeście się, ojcze, dowiedzieli o tem ? — Od tego starego, któ rym dopiero co rozmawiałem. Fen chłopak, który z nim szedł, to właśnie księży wy chowanek. — Ten ładny taki? —wtrąci ła panna Nadzieja. — Et, głupia jesteś, ładny! ja mu się tam akurat przyglą dałem, czy on jest ładny, czy brzydki! Wiem tylko, że jest sierotą, co prawda po matce, która warta była wisieć na szubienicy, lecz,W każdym ra zie obowiązkiem naszym jest ratować jego duszę z djatel skich szponów, póki jeszcze czas! Wrzosek tego dnia był wy jątkowo podniośle usposobio ny i szpony, w które został po chwycony nieszczęsny Ignac, nie wydały mu się tak znów bardzo groźnymi. — No, — rzekł — jeżeli w rzeczy samej jest sierotą, a nikt więcej nie zajął się nim, 10 ja nie widzę jeszcze w tem nic złego. Ojciec Sergiusz spojrzał na nieo-o crniewnie. o o — Wy nie widzicie w tem nic złego, Władysławie Felik sowiczu! —zaśmiał się ze zjad liwą ironią—że podstępni ła cinnicy odrywają ofiary od prawsławnej wiary, to jest nic /Jego! że się ten kraj staje có ra/. bardziej katolickim, to jest nic złego! Ładne zasady wy głaszacie tutaj, Władysławie Feliksowiczu zarazwidać, jaki to z was czysto ruski człowiek, Władysławie Fel iksowi czu! Wrzosek wił się pod jego spojrzeniem jak wąż, które mu nastąpiono na ogon. To Władysławie Feliksowiczu, powtarzane z takim; naciskiem przez ojca Sergiusza, piekło go jak rozpalonem żelazem. Wolałby był w tej chwili no sić bodaj jakie, choćby naj plugawsze imię, wolałby był nie mieć wcale imienia i nie istnieć nawet na tym świecie, niż słyszeć ciągle te dwa wy razy, które już od urodzenia przylgnęły do niego na wieki, pozwalając innym domyślać się i ciskać mu w oczy jego hańbę niezmazaną. Rozłożył bezradnie ręce, wybełkotał coś na swoje uspra wiedliwienie, lecz ojciec Ser giusz machnął tylko wzgardli wie ręką i śpiesznie się od dalił. Młodzi zostali sami, lec2 sam na sam tym razem mniej im przyniosło uciechy. (Dalszy ciąg nastąpi). Potrzeba dobrf oh agentów na tychmiast, w każdym mieście. Stała robota dla dobrych Indfci. Zglosit! do: Traynor Music Co., no. .1_8S isyiiśfii Nasze Nowe Wiosenne 'UBIORY i PALTA Mają wejrzenie jako żn;ijlepszych do miary zrobionych Ovlzien. Leżą akuratnie, trzymają swoją formę i dadzą zu pełną satisfakcyę. Ceny także nie są wyższe aniżeli płaci cie za lichszy towar. Jeżeli chcecie teraz kupić Jnb poz'niej przyjdźcie teraz i odwiedźcie nasz piękny wybór w cenie od: $5. do $20. gWyprasujemy, czyścimy i naprawiamy ubrania u nas kupione, przez cały rok — darmo. Józef Serwatkiewicz, klerk. P'>łudniowo Zachodni rógr Blue Island Av. i 18 ej ul. Bi WM (waga do Publiczności I Niniej*zem zawiadamiamy Fj-mi. rubliej-i Of'c i naszych odbior ze jesteśmy zmuszeni odłożyć naszą, przeprowadzkę składu z powo e budynek do ktorego mamy się pr/.eph) wadzić nie jest jeszcze iczony z przerabianiem, który m«my wydzierżawiony. Kie jesteśmy wstanie teraz pdwiedzić dokładnie kiedy się przeprowadzimy ponieważ obecni lokatorzy nic'chcg się w\ prows dzić. Jednakowoż przeprow adzi my się tak prędko jak budynek bidzie (-końcjM 113 . Do t< £<• c'/i su aż odr my nasz.'i przenośny wyprzedaż, będziemy się starać k;żd«go" zado w;olnić jak w przeszłości w naszym starym lokalu. >Z szacunkiem W. KOLACEK & CO. COW du -iko] 30 c ści, vii szerokie kwiatowate nowo jardzo piękne wzory w najni> vszych kolorach za jard 22c Wielki wybór pięknej francuskiej llanelij pod wójna nzerolu ść, najlep sza materya na bluzki i je- ~ pry, podczas tej>prze l i>.y AOC, Dobrego rodzaju kolorowy Velve teen w czerwonym, brunati ym i heliotioji, w tej sprzedaży tylko ZOC Piękny jedwab na, suknie, zwykle sprzedawany po 75c., 89c. i 9Sc., las/a specyalna cena jard tylko :. .. Dubeltowo zakładauy w pięknych kolorach, "Jaeqards" materya do sukni, także czarna jard 10 1 . liść :{8 o li szerokie, sk tier piękne materye romne lec.z na we wszystkich 39c koloiwh, ivgularna war- OQ » tość 45c., teraz tylko .... 40 cali szerokie piękne wełniane granitowe płótno w pięknych dese niach, właściwie warte Goc; 4 q w tym tygodniu tylko... JtOC 40 cali szeroka czysto wełniana pię kna Serge materya we wszystkich wiosennych deseniach, zwy- ~ kła cena 75c., teraz OOC Przeciw cierpieniom wątroby, chorobom żółciowym, malaryi, niestrawności itp. itp. używaj DR. PIOTRA GOMOZO... | Nie można go dostać w aptekach. P .Tylko agenci miejscowi je sprze- ■ / I dają. Bliższych szczegółów udzieli DR. PETER FAHRNEY, l 112-114 SO. HOYNE AVENUE, CHICAGO, ILL. 9 giYiVAW Terłz jest sposoDnośó zaoszczędzenia pieniędzy 20 wiekowa wyprzedaż odbywa się teraz u JOHN J. DVORAK & CO. T Wszystkie zimowe towary muszą konie cznie być sprzedane poniżej ceny, by zrobić miejsce dla naszych towarów wiosennych. Mamy niektóre nadzwyczaj piękne Ubrania i Paletoty, które sprzedawane będą prawie za bezcen. paietoty po $6.oo, teraz tylko $.3.75 Paietoty po $9.75, teraz tylko 36.50 ro cenach jeszcze o wiele niższych i tal^ dalej. W na szym wydziale krawieckim ceny podobnie będą obcięte. Nie omijajcie tej sposobności, odwiedźcie nas i zaosz czędź :ie pieniędzy, ponieważ ekonomia jest bogactwem. S przedaż trwać będzie przez następne 30 dni. Przyjdźcie wszyscy do jedynego unijnego składu. Czemu cierpiec, jeżeli nie [ otrzeba! Każdy z was może być wylecz; ej i uzdrowiony. rlwiek clorobę, udajcie się ii doświadczonego Profesora przez Express lekarstwa, któr Jeżeli cierpic e na jakąlf z zaufaniem do sławnego Coll i iisa a on Was z pewnością uzdrowi. Ą' Jeżeli nie możecie przyjść sami, opisz, ie dokładnie swoją niemcc i zaszlijcie do Profesora Collins.;, a on zassie Wam e W as zup :łr.ie iieport C< Macie zepsuty ^oładek? Nie raaciO Kri< apetytu? Czujecie Bóle albo kurcze ( łnwii,y . wżollądku. Odwiedźcie Profesora Collinsa, albo piszcie mu.— Jego lekarstwa u-I. i /1] ^ no-ve ii'e ocz; ki zlrowiły już tysiące ludzi cierpią-{ P .vac mnie ale to dla i- • v ji ł u ! -eg(>, ze dziś jestem cjroh na żołądkową chorobę. j Jak dąb (ddychacie ciężko? Czy bola Was piersi, lub czujecie w nich klocie? U 11 am • " <iu Pana, i czujecie Nieomieszkajcie szukać pomocy u rofesora Collinsa ponieważ słabość I łemsie, CO W Wasza może się stać niebezpieczny. Jm prędzej dacie się leczyć — tem lepiej jest dla Was. — Niewzlekaj cie — ateby nie bjyło zapóźno.— Wymiotujecie? jChudniec e? Jes teście bladzi i słabniecie? ;Niezapominajcie, że Prosesrr Co llins Wam pomoże tak, jak pomógł już wielom a wielom, przed który mi był już grób otwarty. Są dzieci wasze zdrowe i rzeź we? [jeżeli nie to zaraz napiszcie do Profesora Collinsa — a opiszcie mu dokładnie niemoc dziatek. Jego le karstwa dla dzieci sławne s$ w całej Ameryce. Czujecie kłucie w krzyżu w boku, albo w stosie pac erzowym? Macie łamanie w kościach, albo reuma tyzm? eżeli tak to udajcie się do Profe sora Collinsa, albo piszcie Mu. Jego leki uzdrowią Was.— Cierpicie na jaką tajną wenerycz ną chorobę. N^ewstydźcie się, ale czemprędzej udajcie się do Profesora Uollinsa, który choroby takie leczy szybko trwale a bezpiecznie. Nie ma potrze by lo operacji, on Was lekarstwem swem uzdrowi. tfacie ból głowy? Czujecie zawrót głowy? Sławne lekarstwa Profesora Co linśa odpędzą, wszelkie objawy tych ►>• Pr7-y pierwszej mo ! jej wizycie u Pana, | labrałem zupełnego zaufania i przekona że to wszystko jest prawdy, zetach IV. i ogłasza. Lekarst wa Pańskie ni* i cudowny skutek, a w przi' ią<?u <! jcL tygodni bytem wyleczf ny Z" Kii isznej chórowi*. Co to była za choroua — to najlepiej. Panij,! płaci. Pittsbi .Mi- 'A i' 'S' SV wio, j«k wyr«zić mam Panu swą po d^iękę. Tr/-v lata I yłam ciężko chorą Prawie co miesiąca cierpiałam na we wnętrzne bóle. Krę ciło mi się w głowie i byłam zupełnie osłabiony, a rozli czni lekarze nie mogli rozpoznać mo jej choroby. Po tżyciu jednak Pan ów, natychmiast mi się po Dzisiaj jćstem zupełnie Wszystkim potrzebującym gorąco Prof. Collinsa, Anna Belko. skich lek Icpszyło. zdrowę,. polecam Chicago, III., dnia 12 Lutego 1901 r. Panie Collinsie! Krótko ale serde cznie dziękuje Pann . zi wyleczenie mnie | z choroby, którą już ", wszyscy doktorzy Gważali za nieule czalną. Upraszam ^feRora o ogłoszenie tego Pana Pr cier )icie na jakąkolwiek wewnętrzną lub zewn będ miaf Zjeć podzięko wania w gazetach aby ka żdy dowiedział się o mojej dla Pana wdzięczn >ści. Marcin Kozik. Wszystkich oznak chorób nie możemy tu wymimiać. Lecz jeżeli ie zastarzała i niebezpieczna, nieobawi-ijc t do prof. Collinsa Wyleczył on iuż tysią wyliczy opiszcie tylko dobrze swę, chorobę. Godziny Ofisowe: OH 10 do 1 rano, i o<^ g do 5 po południu W Niedziele Od 10 do 1 r^no. Lekarstwa wysyła się przez Ex'pre=? do ws nóczonych i Kanadzie. L;sty Adresujcie: Professor Collins New York Mśdical Insłit 140 W. 34th St. New York, City ętrznę, chorobę, niech ona e p'e, ale piszcie natych ;e cię- ko chorych, to i was zystki h miejsc w Sta-v-h FR. VJ. KARCH, Właściciel pierwszorzędnego BUFETU.. 807 S. Ashland Av. Usługa równa dlat wszystkich NieDuwała SposoDność... \V. Szymański, właściciel znanego składu MEBLI ZAKUPIŁ 889 Łóżek:: za bardzo niską cenę i sprwda dawać takowe będzie od 1.50 i wyżej 50c. TANIEJ NA DOl|.ARZE. amy również wiel ki zapas wózków dla dzieci. Wszystko lep sze i tańsze niż gdzie indziej, przytęm u ro daka swego. 624-628 Blue island fl JEFON,