Search America's historic newspaper pages from 1756-1963 or use the U.S. Newspaper Directory to find information about American newspapers published between 1690-present. Chronicling America is sponsored jointly by the National Endowment for the Humanities external link and the Library of Congress. Learn more
Image provided by: University of Illinois at Urbana-Champaign Library, Urbana, IL
Newspaper Page Text
Radujmy się, dzieci, Bo gwiazdka już świeci, Gdy Jezus jest z nami, Jesteśmy królami. 41Cześć Jemu, cześć!" POLSKA KOŁYSANKA. Spij dziecino, śpij, O aniołkach śnij. Zeszli z nieba, zeszli dwaj, Żeby Polskę zmienić w raj. Mieszkał rolnik Piast w Kru szwicy Został księciem na stolicy. Spij dzicino luba, śpij, - O aniołkach śnij. Spij dziecino, śpij, O aniołkach śnij. Król Mieczysław przyjął chrzest, Krzyż nam odtąd świętym jest. Boża Matka nam królowa, Miejscem cudów Częstochowa. Spij dziecino, śpij, O aniołkach śnij. Spij dziecino, śpij, 0 aniołkach śnij. "W dzikiej puszczy Litwin żył, Co nam później królem był. Jadwiga go poślubiła, iLitwa cała się ochrzciła. Spij dziecino luba, śpij, 1 o świętych śnij. i Śpij dziecino, śpij, O rycerzach śnij. "Wzięli niemcy krzyż i kord Pod habitem kryli mord. Zbił ich za to niecne dzieło Pod Grunwaldem kroi Jagieł ło. Spij dziecino luba, śpij, O rycerzach śnij. ^' Śpij dziecino, śpij, O zwycięstwach śnij, Chcieli Turcy zdeptać krzyż Mieli miecze, proch i spiż. Król Jan Trzeci krzyż obronił [Wiedeń piersią. swą zasłonił. 6pij dziecino luba, śpij, O zwycięstwach śnij. Spij dziecino, śpij, O miłości śnij. Już się ze snu budzi lud, "Wstanie Polska! będzie cud! Przyjdzie nowa era świata Bo człek w człeku uzna brata. Spij dziecino luba, śpij, O miłości śnij. U ŻŁÓBKA. Zosia dostała na Boże Na rodzenie śliczny szopkę. Był w niej żłóbek z prawdziwem siankiem, a na sianku leżało Zrobiono z wosku Dzieciątko Jezus. Miało jasne, kręcone włoski i promyczki złote ko ło główki, i twarzyczkę różo wy uśmiechnięty, a tak słodko patrzyło niebieski emi oczka mi, jakby żywo. Koło żłóbka stała figurka Matki Boskiej i świętego Józefa, a dalej du io pastuszków. Dokoła szopki na zielonym mchu ustawione były figurki owieczek i kró wek. Zosia cieszyła się bardzo szopkę. t$. Przypatrywała jej się często, czasem przestawia ła figurki, — a czyniła to o etrożnie, aby nie popsuć szop ki. Wieczorem brała Zosia małe kolorowe świeczki, u stawiała w mchu i zapalała, a potem brała braciszka i mó wiła: — Chodź, Józiu, zaśpiewa my małemu Jezuskowi. I zaczynały dzieci kolędo wać: ~W żłobie leży, któż pobieży Kolędować małemu Jezusowi Chrystusowi Dziś nam narodzonemu. Pastuszkowie przybywajcie Jemu wdzięcznie przy gry waj Jako Panu naszemu. (cie Potem Zosia mówiła: — Józiu, a może mały Jezu sek nie chce spać, to Mu do snu zaśpiewamy. I dwa głosiki odezwały się: Lulajże Jezuniu, moja pe rełko, Lulaj ulubione mc pieści dełko. Lulajże Jezuniu, lulajże, lulaj, A Ty Go Matulu w płaczu utulaj 1 Umilkły dzieci i jakoś smu tno im się zrobiło, a Józio za pytał Zosi: — Czemu Pan Jezus pła kał? Czy mu źle było w żłób ku? — Może źle, ale nie wiem sama. Cliodźmy się zapytać mamy. Poszły dzieci do mamy i pytają, a mama na to: — Pewnie, że w żłóbku nie było Panu Jezusowi tak mięk ko i ciepło, jak naszej malut kiej Mani, co leży w podu szeczco. Ale nie dlatego pła kał Pan Jezus. — A dlaczego, mamo 7 — spytały dzieci, — Widzicie — rzekła ma ma, — Pan Jezus «— to Bóg, i choć był Dzieciątkiem ma leńkiem, wszystko wiedział i widział. Wiedział też, że będą na ziemi źli ludzie i złe dzie ci, co nie zechcą słuchać ro dziców, ani nauczycieli, co b^ dą leniwe, nie zechcą pacierza mówić rano i wieczorem, ani się brać do nauki, co będą kłamać, a co gorsza kraść cu dzą własność, co będą kłótli we i nieskromne. Nad temi złemi dziećmi płakało Dzie ciątko Boże. Zosia i Staó patrzyli na siebie, a potem na mamę i po wiedzieli: — To my już zawsze bo dziemy grzeczne i posłuszne, aby się Pan Jezus nami cie BzyŁ Spoczynek jest występkiem wszystkie mez roboty Nie warte cnót imienia próżnujące cnoty. Adam Naruszewicz. Jak się dusza budziła w Józiu. Zofia Bukowiecka. (Ciąg dalszy). — Belfra! belfral — wtóro wano z ławek. Korowski chwycił dwa pła szcze uczniowskie, wiszące w korytarzu, i uwinął z nich lalkę, którą postawił na ka tedrze zamiast profesora. Zro bił to zręcznie, powstał ogól ny śmiech, a Borzęcki, sie dzący w ostatniej ławce, za wołał : — Masz na zimową obsad kę dla Katza. Przeleciało coś ponad gło wami uczniów, Korowski zła pał rzucony przedmiot; w klasie zawrzało od oklasków i nawoływań. Zapomniano o Don Ki szocie, o subordyna cyi szkolnej, bo Korowski trzymał w ręku długi, szary ogon kota i, umocowawszy go na linii, zatknął tę improwi zowaną obsadkę w rękach mniemanego porfesora. Zaledwie zdążył zeskoczyć z katedry między kolegów, kiedy wo drzwiach stanął spóźniony nauczyciel. Miał głowę spuszczoną i szedł po woli na zwykłe swe miejsce. W klasie było cicho, jak by wa zawsze przód burzą. Wybuchła też ona za chwi lę. Pan Katz ujrzał nagle lal kę, siedzącą na katedrze. Lal ka trzymała olbrzymie kos mate pióro, udając, że pisze w rozłożonym przed nią brulio nie. Pan Katz obejrzał się zdu miony na uczniówr. — Zimowa obsadka! zimo wa obsadka! — zapiszczeli chórem najśmielsi. ścicielami szyneli; ci dwaj mieli odpokutować za psotę. Don Kiszot, złośliwie uśmie chnięty, wyniósł z tryumfem koci ogon na podwórze. Uciął go Borzęcki biednej kotce, któr.-j psy zagryzły. Przyniósł do klasy, żeby pokazać towa rzyszom, i tak mimówoli przy czynił się do nieszczęścia dwóch kolegów. Siedział też niespokojnie w ławce, czeka jąc, jak ich ukarzą. Molski i Czyż tłómaczyli się tymczasem przed władzą^ ale sprawa ich była złą, bo widziano w psocie złośliwy chęć dokuczenia profesorowi, którego nazwisko dawało już nieraz powód do żartów. To też tym razem kara miała być surowy, wyrok padł jak grom na zebrany młodzież. Ni<ł w in ni ich koledzy usłyszeli kate goryczny rozkaz zabrania pa pierów swych z kancelaryi. Molski i Czyż byli więc wy daleni z gimnazyum, a spoty kało ich to tak niespodziewa nie, że nie umieli zdać sobie sprawy z tego, co się stało. — Co powie mama i dzia dzio! — skarżył się Józio. — Moja zabije mnie chyba •— mruknął Czyż i znów szli obok siebie, nie wiedząc, gdzie pójść i jak radzić nieszczę ściu, które ich spotkało. Józio cenił Franka za pil ność w nauce, dziwił się tylko nieraz, Idlaczego nosi takie brzydkie wykrzywione buty, dlaczego jego bluzka zatłusz czona i wvt.iiH:i -i 9 —wfc, i^uiłtUY nie zwracał uwagi na niesta ranne ubranie kolegi, myślał wciąż o skutkach psoty. — Co robi twoja matka?— zapytał po chwili. — Szyje, tylko że już mało co widzi, więc jej roboty da wać nie chc£. — A daleko mieszkacie? — Gdziotam daleko! Dale ko nie mógłbym chodzić na papierowych podeszwach. Stanął, podniósł nogo. i po kazał but Józiowi; cholewa była zesznurowana szpaga tem, a skórę podeszwy zastę pował złożony numer kurye ra. Rozśmiali się obaj chłop cy, chociaż nie do śmiechu im było. — Tu mieszkamy — powie dział po chwili Franek. Jzedbka, w której mieszkał Czy% dawała schronienie trzem rodzinom. Żyło tu sta re bezdzietne małżeństwo, szewc zajmował miejsce z le wej strony okna, po prawej matka Franka cerowała bieli znę. c. d. n. Biedny pon Katz nie cie szył się nigdy wielką powagą w klasie, dzisiejsza jednak psota przebrała jego cierpli wość. Wziął koci ogon za przymówkę do swego nazwi ska i głęboko dotknięty zło śliwym żartem wyszedł maje statycznym krokiem na kory tarz, a za chwilę przyprowa dził z sobą dozorcę. Próbowano dojść, kto był sprawcą figla, ale badanie po zostało bez skutku. Chłopcy przez solidarność koleżeńską nie wydali ani Borzęckiego a ni Korowskiego. Myślano, żo cała klasa odpokutuje kozą za złośliwy żart i prawdopo dobnie taki byłby koniec pso ty, gdyby nie interweneya Don Ki szota. — Ten winien, czyj płaszcz — szepnął podstępnie. Chciał zemścić się na psotnikach, bo mu zbyt często dokuczali. Zrewidowano więc płasz cz©... Korowski pozrywał je z wieszadeł, nie wiedząc, do kogo należą.. Józio Molski i Franek Czyi okazali się wła