Newspaper Page Text
DZIAŁ DLA DZIECI. WSPOMNIENIE PIERWSZEJ KOMUNII ŚW. Pamiętasz, kiedy miałeś dzie . więć, dziesięć latek — I po raz pierwszy w uniesieniu ducha Nabożnie kląkłeś u kratek? Kolana ci zgięła skrucha, Usteczka do stulonych przyci skałeś dłoni, — Łzę pokuty oko roni. A w tem się na ołtarzu rozdar ły obsłonłd — Błysnął kielich, dzwonią dzwon ki — I kapłan na twych ustach zło żył Pańskie Ciało... Ach wówczas, wówczas mi się zdało, że dusza może ze mną się roz stanie. .. Adam Mickiewicz. Jak się dusza budziła w Józiu. Zofia Bukowiecka. (Ciąg dalszy.,) — Wujaszek niedobry dla cioci — broni Wandzia. — Cóż ty, czeczotko, bę dziesz wtręcać sio do rozmo wy? Rodem kury czubate, za czep jedn$ Zaraz wszystkie wrzask podnoszą. No, prze praszam pani$ siostrę i ucie kam, żeby nie być zadzioba nym przez tę mał.7 kwoczkę. : — Nie pozbędzie się nas brat łatwo, bo obiecałam wu jence Dolińskiej, że sama od prowadzę jej wnuki. — A toż znów na co? Niech siostra mnie powierzy gagat ki- Chociaż, dziś kulawy, by wałem nieraz dawniej odko menderowywany do transpor towani a bezw artościo wy cli bagaży. — Pójdziemy więc razem wszyscy— proponuje ciocia— zabiorę nawet moją młodzież. Noc ciepła, prawdziwie wio senna, spacer będzie przyjem ny, a służące tymczasem u przątną mieszkanie. Projekt cioci ucieszył bar dzo Wandzię; razem z Józiem i braćmi pomaga gościom wy szukać kaloszy i płaszczów. W przedpokoju panuje nie słychany zamęt. Ktoś zgubił rękawiczki, pani Wrońska zo stawiła wachlarz. Teraz z ko lei domowi narzucaj.*} okry cia i za chwilę cała gromadka młodzieży wysypuje się na u licę. Znów pożegnania i po dziękowania za wesołą zaba wę, a potem rozchodzą się wszyscy, każdy w swoją stro nę, tylko Władek Szumski to warzyszy cioci Maryni aż do mieszk ani a pan i Doli ńsk i ej. A ciocia, wesoła i ożywiona radością swej dziatwy, pro wadzi z panną Fanny czoło kolumny, wymachując przy tem kluczem od zatrzasku, którego nikomu powierzyć nie chciała. Wandzia chwyci ła Niunię pod rękę i chicho czą wesoło, Władek zaszczy ca Karolka i Jasia swoją roz mową, a na końcu idzie Józio z panem Rzeckim. Stary dzi wak oparł się na ramieniu nez nia, a jogo drewniana kula stuka po gładkich kamieniach t ro tu Jina. "Wesoła nasza młodzież przechodziła właśnie przez Aleje. Czyszczono zepsuty ka nał, robotnicy pokryci bło tem wydobywali się na po wierzchnię. "Władek zatkał nos i sko czył w bok. — Ostrzegam, ostrożnie! Spotkanie gorsze, niż z noso rożcem. — Weseli J pasażerowie — zaśmiał się Karolek —^pa chną, ale nie wodą, kolońskg. — Że też pozwalają takim chodzie po ulicy. A jeszcze idą wolno, jakby umyślnie — dodał znów WTadek. Robotnicy szli istotnie krok za kro Idem — mokre obuwie ciężyło na zmoczonych no gach, byli pochyleni i jakby odurzeni wyziewami podzie mia. Pracowali dla drugich, dla dobra miasta. Gdyby nie oni, jutro szerzyłaby sio może epidemia w Warszawie, może umarłoby dużo szczęśliwych wypieszczonych dzieci, zara żonych miazmatami zgnilizny rynsztoków. Trzeba je więc o czyścić, trzeba, żeby ktoś pod jsjł wstrętną, robotę, trzeba brodzić w bagnie, trzeba unu rzaó w niem nogi, kolana, rę ce. Józio tyle razy cieszył się suchym i czystym trotuarom, na którym słońce kładło zło to plamy, ale dziś dopiero zro zumiał, że dla jego zadowole nia pracowali ludzie w pocie czoła. L pracowali kiedy? Wtedy właśnie, gdy 011 weso ło bawił się w ładnym saloni ku cioci Maryni, gdy wszyst ko koło niego tchnęło rado ścią, gdy uśmiechały się mu życzliwe twarze, twarze do brych, jak on, chłopców. A jednak ci dobrzy chłop cy mijają teraz obojętnie o ciekłych błotem robotników. — Zatkaj nos — woła je den. — Pachnący pasażer, ama tor porfum — szydzi drugi. I tylko tyle? i tylko to od czuli szczęśliwi, przechodząc obok najciszej pracujących! Józio nie umie zdać sobie sobie sprawy z doznanych wrażeń, próbuje nawet otrzą snąć się z nich. . — Już też musi ktoś czy ścić. kanały. Zresztą tym lu dziom pe wnie miasto płaci drogo za taką pracy. —. To« samo tłumaczy Józiowi pan Pzecki. — Pewnie, pewnie, że tak jest, że tak być musi, a jednak ma 011 żal do Władka, do Kąrolka, który uległ wpły wowi Szumskiego i szydził także. Zgasła radość Molskiego, zapomniał o tańcach, o ocho czym mazurze, i smutno mu, jak wtedy, kiedy uciekł i, mieszkania wydalonego Fran ka Czyża, kiedy widział, że skrzywdzono, starego żyda, który kochał naukę, a uczyć mu się nie pozwolono. W ser co Józia zapadło nowe wraże nie, łącząc się z poprzedniemi, nowo ogniwo zahaczyło daw ne i targnęło duszą chłopca. — Dlaczego tak jest na świecie? dlaczego Władek i Karolek, którzy są dobrzy przecież, nie zwrócili uwagi na biedaków, pracujących w wstrętnem podziemiu? Oni n mieli się śmiać tylko. Alboż istotnie jest na świecie tak mało ludzi,■''rozumiejących ból i nędzę! VIII. I-ii!gi tegoroczny karnawał pozwolił naszej młodzieży ob chodzie tańcami imieniny pa ni Heleny Molskiej z Klewina, a późna Wielkanoc dała .spo sobność do wesołej zabawy w Tułowicach. Matak Józia za prosiła na święta ciotkę Ma rynię z Karolkiem, Wandzią i Jasiem, zaprosiła i ich ro dziców, gwarno więc było w gościnnym dworze. Dziadzio odmłodniał wesołością, wnu ków, przygotowaniami do święconego. Bo też niema we i. —-i —?_n ovin«y Uli r»v»i<£t 11CVU W1illiUL/" iie, .jeśli ciepło i pogoda sprzyja. A tego roku słońce wcześnie ogrzało ziemię. Mie siąc kwiecień zakwitł kobier cem złotych jaskrów i białych stokroci, w lesie przylaszczki i wilczo łyko cieszyły oczy. Ogród Tułowiecki pachnio mnóstwem fijołków i hyncyn tów, wśród których cesarska korona dumnie roztacza swe kropliste wieńce. fiwięcone! Mój Boże! któż zliczy ilość przygotowanych zapasów, a jednak nigdy ich za dużo dla szkolnej gromad ki. Mazurki zwłaszcza maj$ powodzenie; sławny ten pla cek mazowiwki 7.vsk*ił nddn Wiut prawo obywatelstwa we wszystkich domach polskich. Wandzia wzięła na siebie pie czenie mazurków, a chłopcy pomagajg. jej skwapliwie, bo trąc czekolady lub obierając migdały, ileż na własny ra chunek biorą przysmaków. Warci napomnienia, ale nie ma komu ich łajać. Matka Jó zia z panią Heleną zajęte pie czeniem bab, a ciocia Mary nia używa wakacyi, zostawia jąc wychowańcom zupełną swobodę. Rama dotrzymuje towarzystwa dziadzi i szwa growi; razem obchodzę pola. Dziadzio wsparty o laskę, pa trzy z radością na zieloną ruń zbóż, które bogaty obiecują .plon, a ciotkę Marynię upaja rozkoszna woń ziemi wskrze szonej do życia. Nie może się oprzeć tęsknocie, bo to uczu cie*, opanowuje z wiosną serce człowieka. Panna Brzeska- u ledz mu ma prawo. .Jej wio sna życia dała zawody i bóle, więc z żalem myśli, że na zie mi wszystko odkwita pod cie płym podmuchem wiosny, tylko groby nie zwracają swych ofiar. iuowijj sohio jednak tnie jak zwykło: "Było, nLe by ło!" i dzieli ogólną wesołość. Wielką Sobotę zastawio no stoły swięconem. Biały ba ranek z. czerwoną chorągiew ką zajmuje środek obrusa; o taczają go zwartym szańcem "zwoje kiełbas, tłuste szynki, smaczne mazurki, lukrowane baby na czterech rogacli sto łu, niby cztery bastyony, strzegą przystępu do słodkiej fortecy, umajonej zielonością rzeżuchy i listkami młodej sa łatki. (Ciąg dalszy nastąpi.) On: Tak, gdy kobieta do chodzi do lat czterdziestu... Stara panna: Ależ panic, do tc«r<> wieku wogólo nigdy ko bieta rozumna nie dochodzi! MANAGEMENT. CIRCJITLATION. ETO, REQUIBED B YCIIE ACT OF CON GRESS OF AUGU3T 21, 1912, Of Głos Folek, publiiihed weckly, at Chi cago, Illinois for April lst, 1910 Before me, a Notary in and for the State ąnd eotinty aforosaid, personally appoared Emiiy Napieralaki, w ho, liaviug been duły sworn according to law, deposes and saya that bo is the Secretary of tho Glos Polek and that tbo following is, to the bfist of bis knowlodge and belief, a trnc statamont of the owner.;hlp. manage* mont tand if a daiiy pap^r. tho oirculation) eto., of the aforesaid publication for tho dato shown in the above captlon, jH>quirc<l by the Act of August 24, 1912, embodied in sertion 4 t.'l, 1'ostal Laws and Rejnila tios. printed on tho re-rerse of tliig fonii, to \rit: Editor Mrs. T/niidyn Chrzanowska. 3736 Cedar Ave., Ind. llarbor, Ind. Itasiness Managrra Prcsident and Se cretary of Organuatlon. 2. That tho ownors aro: PoJish Wofnan's National Aliiance, 1300 N. Ashland Ave. A Neumana, pres 1351 No. Ashland At. TC. A. NaplenUska Seo'y, 2126 Cortlsnd St. L. Wolowaka, Troas. 0709 N. Central Pk. Aro. l>ireetor*: J. gpeeial, 30&8 W. 30th PI. M. Kuflesrska, 2224 8o. Alb sny A»e. A. Milasicwłrat, 1723 W. 27th 8t. M Weyna, 26.15 Tlice 8t. K, Sowińska, 6048 Agatite A Te. Z. Sypniewska, 1238 N. 2<lneo1tt SI. A. Kuily Napier&lska flwrni to and «Mbeerib«d before me thi« 2ath day ot Msnh, 1018. (S*al) Stanley T.tasmański, Notary Piiblb (My rotnmissioa etpirea January 15, 1911*