Search America's historic newspaper pages from 1756-1963 or use the U.S. Newspaper Directory to find information about American newspapers published between 1690-present. Chronicling America is sponsored jointly by the National Endowment for the Humanities external link and the Library of Congress. Learn more
Image provided by: University of Illinois at Urbana-Champaign Library, Urbana, IL
Newspaper Page Text
DZIAŁ DLA DZIECI HOŁD KRÓLOWEJ JAD WIDZE! No grób twój pójdziem i na miejsce Boże, 7i którego dzwon dziś chwałę twą ogłasza. O, zapal w serach naszych nowe zorze, O, daj nam światło, co moc starą zmoże, — Królowo nasza! Zapłomicń zimne piersi iskrfj ducha! Oczyść nam usta węglem Iza jasza! Gdzie nędza cierpi, gdzie sie dzi noc głucha, Miłość z serc naszych niech ogniem wybucha, — Królowo nasza! Pokaż nam drogę do bratnich dusz ludu, Gdzie chaty ciemne, gdzie mroczne poddasza! Daj czołom naszym najświę tszy chrzest trudu, I tęczą swego opromień go cu du, — Królowo nasza! Daj zgodę myśli i jedność daj czynu, Daj karność — niech się hów twój nie rozprasza! O, rozpal wpośród niewiast polskich gminu Żar pożądania zasługi waw rzynu, — Królowo nasza! Daj ziemi służyć! Daj bronić nam ziemi, Gdy ją. dłoń wrogom przeda wa judasza, Razem z prochami ojców — razem z temi Piastowych kmieci strzecha mi siwemi, — Królowo nasza! 'Daj stać niewieścim duchom w tej świątyni, Co dziś cześć twoją skroś wieków roznasza, I niech się światło nad nami uczyni, O, pierwsza chramu tego lios podyni, — Królowo nasza! Zwiąż nas imieniem twojem w zwarte roty! Daj męstwo! niech nas walka nie przestrasza! Daj zburzyć twierdzę krzywd, nędzy, ciemnoty! Rozwiń nad nami proporzec Twój złoty, — Hetman ko nasza! Marya Konopnicka. , Jak się dusza budzila w Józiu. Zofia Bukowiecka. (Ciąg dalszy). Profesor odbiera skończone roboty, chłopcy spo glądają raz jeszcze na zapisa ne arkusze... Może nieuwagą popsuli całoroczne usiłowania. Franek jeden z ostatnich wychodzi z klasy. W koryta rzu czeka na niego Molski. — Dlaczego się spóźniłeś 7 Czyś ty może chory, Franku? — Nie, tylko matka umie rała. Jakże, miałem j;Łi odejść, kiedy... — nie dokończył i zaszlocliał. — Umierała!... Ale prze cież nie umarła? — pytał z niepokojem Józio. — Owszem, umarła. A ja jej nie mam za co pochować; — zawołał Franek, który znów łez wstrzymać nie mógł. Szli tą. samą ulicę, co przed dwoma laty; kiedy to ich o bu miano wypędzić ze szkoły za figle Borzęckiego. Molski nie śmiał zaczynać rozmowy, zresztą nie wi-edział, co po wiedzieć. Czy a szarpał guziki munduru.: Zdejmie go zape wne na zawsze'biedny sierota. Teraz o wstąpieniu do semi nnrymn marzyć nie mógł Kra*' nok; nie żyła już matka, tkór.i uprosiłaby dla niego miłosier dzia księży. Zresztą nie my ślał o tem: był głodny, smut ny i zrozpaczony; nie miał za co pochować zmarłej, a mu siał także zapłacić dług zacią gnięty na jej chorobę. — Chciałem matkę odwieźć do szpitala, byłaby kuracya mniej kosztowała, ale powie dzieli, że niema miejsca; mu siałem więc kupować lekar stwa, a teraz żyd, od którego pożyczałem, grozi, że zabierze pościel, choć i tak nie wystar czy ona na zapłacenie długu. — Dużo winien mu jesteś! — pytał Józio. , — Dużo — piętnaście rubli. Żebyś słyszał, jak dziś rano wymyśli o te pieniądze, to aż się sorce krajało. Przecież nie chcieliśmy go skrzywdzić. Niechby poczekał, póki matki nie wyniosą i nie wyciągał jej z pod głowy poduszek — szlo chał Franek. Rozpacz kolegi oprzytom niała Józia, -j — Tak hyc nię może! — za wołał *-*- tak być nie powinno, Franku. Obj m»sz kogo. kto by ci pomógł w zajęcia się po grzebem? — Siostra z biura nędzj; wyjątkowej była u nas i obie cała przynieść chociaż kilka rubli, żeby dać żydowi, to za czeka; sklepikarka, znajoma matki, zbiera też po parę gro szy od ludzi. Ja teraz u niej mieszkam. Józia zabolało serce, nie mógł słuchać spokojnie słów kolegi, przerwał więc: — Kiedy siostra obiecała przynieść pieniądze? — O czwartej. Ona to wy prawiła mnie na egzamin. A prawda! ty ją znasz, bo ona bywa u was. — Siostra Michalina! — za wołał ucieszony Józio — z ni.j. damy sobie radę. Za godzinę przyjdę do ciebie z pieniędz mi. — Tyle pieniędzy mieć nie możesz. — Owszem, mam i przynio sę zaraz, później razem pój dziemy pomodlić' się za twoją matko. Kie pójdziesz sam, Franku, prawda? Ja twój przyjaciel, to moje prawo być z tobą. O pogrzeb bądź spo kojny; znam siostrę Michali nę, ona nam pomoże. Byli już w sioni domu, w któiwm mieszkała sklepikar ka; Franek rzucił się Molskie mu na szyję i szlochał. Płakał długo, ale też tak osłabł, że Józio musiał go prowadzić po schodach, a prowadząc pomy ślał, żo sierota dziś nie jadł może. — Franku, tyś głodny, pra wda? — Bardzo głodny — odpo wiedział słabym głosem Czyż, którego otoczyli tymczasem sąsiedzi sklepikarki, okazując zbiedzonemu chłopcu litość. Józio wybiegł na ulicę. Tu dopiero stanął i pomyślał, skąd weźmie pieniędzy. Nikt z kolegów nie był tak zamoż nym, aby módz dać kilkadzie siąt. rubli — on uchodził za jednego z majętniejszych w klasie. —Poprosić ciocię Marynię? Ależ właśnie skarżyła się wczoraj na niesłowność dłuż nika, który nio odesłał jej pieniędzy w lenn i nic. Józiowi stang.ł teraz na my śli pan Adam Rzecki. On jest zamożny, nie odmówi. Ucie szył się Molski, bo istotnie stary dziwak mógł z łatwo ścią udzielić pożyczki. — Pożyczki? Ja pożyczam bez wiedzy mamy i dziadzi? — pomyślał nagle Józio. -— Ale przecież oddam, zapracu ję a oddam niezawodnie. U spokojony szedł szybko, bo chciał jak najprędzej wrócić do Franka z pieniędzmi. Po stanowił jednak zażąda/* trzy dzieści, ntoie nawet trzydzie ści pięć rubli, żeby mieć na potrzeby kolegi. Inaczej Czyż rozchoruje się i umrze z wy cieńczenia, a przytem Józio chciał jeszcze kupić wianek na trumnę — toż i tak ten po grzeb będzie okropnie smut ny, trzeba dać chociaż tę po ciechę Frankowi. Wstąpił więc do sklepu, obok którego przechodził i zapytał o cenę wieńca. Najtańszy kosztował dwa ruble. — To więcej, niż przypusz czałem — pomyślał Józio — a pewnie będij. jeszcze inne wy datki; poproszę pana Rzeckie po o całe czterdzieści rubli. Niepodobna przewidzieć, co wypadnie i o rubla przyspa rzać biedakowi boleści — po wiedział sobie dla uspokoje nia Józio. Molski zastał pana Kzec kiego w domu. Biło mu jed nak serce, kiedy usłyszał stu kot drewnianej kuli w przed pokoju. ld^c tu, sijdził, że ła twiej potrafi wypowiedzieć swe życzenie. — Przecież od dam, śmiało więc do rzeczy — mówił sobie, a jednak jijkał się i czerwieuiły gdy nadeszła chwila wyrażenia prośby. Zdziwiła też ona pana Iłże ckiego. — Potrzebujesz pieniędzy i hm, hm, i tak dużo pieniędzy — mówił, kręcąc głową, kale ka —czterdzieści rubli, wszak tak, czy ja dobrze słyszał; m? — Czterdzieści. Ale ja od dam, oddam niezawodnie za pół roku. Pan mi przecie wie rzy i — mówił Józio, patrząc w oczy starego przyjaciela. Bo był nim dla Molskiego pan Rzecki, ale tem więcej też właśnie wahał się, czy dać po życzkę, nie wiedząc, na co pie niądze mają być użyte. — I moja pani siostra, no, ciocia Marynia, jak ja tam nazywacie, nie wie o twojej potrzebie? (Cńi£ dalszy nastąpi). Baczność Mówcy W Księgarni naszej znajduje sl« Jeszcze kilkadziesiąt egzemplarzy cennej broszury, p. t.: PODRĘCZNIK DLA URZĄDZA. JĄCYCH OBCHODY NARO. DOWE, zabierający wskazówki, mowy i de klamacye na wsxel,-,«* rocznice dzie jowe. Hroflzura ta wydany została przei Wydxlal Oświaty Związku Narodo wego Polskiego i obejmuj® 224 stron: Zawifra 15 mów 1 34 dekla macyl na różne obchody narodowe. CENA $1.00. y Pieniądze można przyayłać prre» Money Ord*>r, lub w Uście reglstro wanym pod adresem: Pollsh American Publ. Co., 1145 Noble SU Chicago, III. lub: 130 E. 7th St. New York, N. Y. }*•* "