Newspaper Page Text
BABY'S MAGUS nicoclace' Żadnego b »lu prz ząbkowaniu dzioc ....Lepsze jak każde Inne lekarstwo Tysiąc© rO wljłdcroń. tn^. Można dostać we wszystkich aptekacb albo 412 Opden Building. JAN POHLMAN, ...SKŁAD RZEŹNICZT... V.'lelki wybór różnego gatunku mięsiwa, wędliny, kiełbas i drobin. 984 N. Hoyne Ave. Chicago, 111.* Juliusz E. Śmietanka, ...ADWOKAT... ©flat IM K. Randolph it Telefon, Kain 8870 9te piętro. Kodzie Building. Wieczorem: 920G Commercial Are. buito 7, Coimaerv'ial Block. Tel. „South Chicago Exchange" South Chicago. M. S. Furman, ..Notaryusz Publiczny.. Bprzedai Kainów, gruntów, lotów 1 zabezplecia od ogni*. — Spraedaje karty okrętowe, bilety kolejowe na róine linie. 8810 Commercial av., S. Chicago. Alex,, S. Leszczyński, RIITDO Keal Loans, DIUKU and Fire Insnri HOTARYU8Z PUBLICZNY. Telefon Wi 10 Lnbeck St, Chicago, BL JOZEF BETKER, 1048 N. Hoyne ave. Salon i Qrosernia Poleca etą Szanownym Kodakom. Wasystkle towary świeże, rownieś piwo, likiery 1 wina kali fornijskie 1 cygara. CH. VOPICKA, OTTO KUBIN, Presee. Wlceprez. i akarunlk. Telefon: CANAL 823. Atlas Brewing Co. 680-706 Blue Island At ft. Najlepsze 1 najzdrowsze piwo wbecakaoh i butelkach. ftZEHIE HALA, 32-34 Emma ul. • Do wynajęcia na zabawy, przedstawie nia wesela etc.Po warunki zgłosić się do F. H. HRDLICZKI, Zarządcy. Największa i najpierwsza polaka fabryka aparatów kościelnych jako to: •rantów, komż, kap itd. chorągwi , dla bractw, sztandarów nar. pol. 1 am. szarf, bereł i / odznak. Materyały najlepsze, ceny na j ni te eo, W. SŁOMlflSKA, <79 Milwaukee Ave., Chicago, UL Henry Richter, Dobre winn Towar wyborowy Likiery i krajowy i cygara. importowany. 447 Milwaukee Ave. blisko Chlcaqo Ave. TEOFIL WILCZEWSKI, SALOON Wyborne wina, likiery i cygara ORAZ BILARD DO ORANIA. 1063 Winchester avo. Chicago, III. Hala Schoenhofena. PIERWSZORZĘDNA Restauracya i Bufet N»jl»pere napoje krajowo 1 Importowane, tm potrawy smacznie przyrządzane po cenaoa k«t> aze przystąpnych. Wynajmują Hale większą i mniejszą 40 przedstawień, balów, wesel t obchodów. Hut Dwie Kr?glilaie ■ góry 1 na dole, gdzie mot na etą zabawtt prąr ■wolcie i mchu ufcywać, co każdemu na adtowie wyjdzie. Jest u mnie na składzie cawsM ĆWiel* I gktwae piwo z browaru Schoenhofena. Karol Richter, 876-880 MILWAUKEE AV. ^ HALA NARODOWA PIERWSZORZĘDNY 8ALOON. »JI» na akładzle Wino, Likiery 1 Cjjara... Bala dla zabaw, posiedzeń i wesel o naszego Związkowca. (831u) LEONA CZESŁAWSKIEGO, 1217 S. Morgan ulicy. ot Bridgeytrcle. Jan J. Stephany, SALOON. Wyborne wina. likiery, cygara otu Bilard do grania. 1037 N. Robey ul. Ghicago, DL Svoboda's Bargain House 1566-1568 22-ga ul., róg Troy St. Największy I najbardziej popularny skład galanteryi, ubrań chłopięcych, karpetów, obuwia i rożnych towarów. Na zachodniej stronie miasta. m r*nv niskie. Towar gwarantowany.... Fr. Svoboda, właściciel. WINCENTY KOSIAKIEWICZ; Przy Budowie Kolei. (Ciąg dalszy). Powrócił do dawnego towa rzystwa i dawnego trybu ży cia, ale wkrótce przekonał się, że nie tego mu brakło padczas zastępstwa w Rowku. Teraz miał tych ludzi, do których, zdawało mu się, że tęskni; miał wesołe obiady u pani Julii, przyjacielskie pogawęd ki z panią Wandą, winta z hrabią, zawiadowcą i magazy nierem, a ciągle go trapiła nu da i gryzła rozpacz, niemniej - sza od dawnych. Przebywał jaknajczęściej w towarzystwie znajomych osób, uciekających od samotności, jak od nieszczęścia. Rano przychodził do hra biego, aby wspólnie z nim wy pić śniadanną herbatę, i razem z nim wybierał się na linię. Jechał tam, gdzie hrabia go wiózł, nie wyrażając żadnych życzeń i niczego nie będąc szczególnie ciekawym. Zresztą hrabia przez uprzej mość zawoził go zawsze tam, gdzie Piasecki być potrzebo wał. Zaczęło się właśnie układa nie szyn, co poruszyło bardzo żywo towarzystwo w Jankach, rozmawiające ustawicznie o szynach i podkładach, niby na wykładzie w politechnice, i ro zeszło się rozgłośnem echem po całej okolicy. Przybyła lokomotywa, zwie rzę ciężkie i nieruchawe, błysz czące świeżym lakierem; — przez trzy dni zdejmowano je z wagonów i ustawiano na szy nach. Skoro jednak ten nie ruchawy kolos, owinięty rur kami i śrubkami, stanął dobrze na szynach, pozyskał odrazu siłę olbrzyma i lotność ptaka. Maszynista ujął za lewar, pomocnik za hamulec, Orcho ckiemu dano szereg wagonów z niskimi brzegami i świstawkę konduktorską, — i zaczęła się "układka". Partya robotników postępo wała powoli naprzód, układa jąc drewniane bale wpoprzek usyj)anego żółtego szlaku i przybijając do nich długie, gnące się szyny stalowe. Małe wózki ręczne dowoziły mate ryały; ciągle słychać było je dnostajne uderzenia młotów w gwoździe, wiążące żelazo z drzewem. Gromadka ludzi posuwała się naprzód, wyciągając tor że lazny za sobą, a w ślad za tą ruchliwą kupką ludzi coraz dalej w las zagłębiała się ciężka machina żelazna, codzieil nowe miejsce witając przeraźliwym świstem. Machina ta interesowała wszystkich, niby żywa istota, niby śmiały podróżnik, prze dzierający się powoli przez tru dną drogę.' Pani Julia codzień pytała inżynierów: — Jakże daleko maszyna zaszła ? Hrabia objaśnił ją: Można już dojechać do brze gu lasu. — Można już dojechać do mostu na drugiej wiorście. Codzień wymieniał miejsco wość, dalej od Janków położo ną. ^ . Kilkakrotnie hrabia zapra szał całe towarzystwo na wy cieczkę parowozem. Była to zima już, panie ubierały się w futra, panowie wkładali na nogi długie buty i wchodzili wszyscy na wąziutki pokład maszyny, z jednej strony oba wiając się sparzyć o rozgrzane żelazo, z drugiej powalać o brudne stosy węgla kamienne go. Maszynista wciskał się w kąt, ledwie mogąc poruszać le warem; podmaszynista był w rozpaczy, używając najtrud niejszych wygięć całego ciała, aby łopatą paliwa nieco wrzu cić do płonącego ogniska i nie zahaczyć której z pań lnb nie szturgnąć którego z panów. Mimo tych niewygód jecha no bardzo wesoło. Maszynista, uprzejmy i ele gancki człowiek, posiadający nieprawdopodobną sztukę za chowania w tym brudzie bieli zny, garderoby i ciała w zupeł nej czystości, tak że mógłby zawsze przejść z maszyny wprost do salonu, aby zrobić paniom przyjemność, otwierał lewar w zupełności i pędził "na całego." Była to jazda, niezupełnie bezpieczna; maszyna skakała, jak koza, do góry i na dół— po drodze, nieuregulowanej, pełnej nierówności; wszysoy chwiali się, jak pijani; powie trze rozrywane siekło po twa rzach; maszyna pędziła naoślep po drodze, nie mającej jeszcze ani straży, ani sygnałów. Naraz zatrzymywała się w miejscu. Z okienka widać było gromadkę ludzi na śniegu, w bliskości i dalej tor już koń czył się, urywał nagle. Rozglądano się dokoła i za puszczano wzrok naprzód na widniejący w dali most, wioskę, pole lub las. — Oho! jutro już tam będzie maszyna. I również szalonym pędem wracano do Janków,—panie z doskonałemi humorami, a pa nowie z apetytami. Po wsiach okolicznych, zwłaszcza oddalonych odstacyi, chodziło wrażenie wielkie, gość, bardzo rzadko słomiane strze chy odwiedzający. — Maszyna! maszyna!—wo łano, gdy świst lokomotywy przedzierał się przez las, pole i przenikał do chat. Cała wieś wychodziła na próg, aby usłyszeć gwizdanie. Rozmawiano o tem wieczorami. — Dziś maszyna gwizdała dwa razy. — Dziś gwizdała trzy razy. Ludzie, wyglądający ze wsi na świat Boży, przynosili wieści o przybliżaniu się tego potwo ra. "Oho! maszyna już jest we wsi" tej a tej. Obliczano, że w końcu tego tygodnia będzie i tutaj. W miejscach, lasami nieza słonionych, ciśnięto się do o kien, aby widzieć żelaznego po twora, jak chodził wprzód i w tył po polach, tak cichych da wniej, które nigdy nie nosiły na sobie cudka takiego. Baby szeptały o sile nieczystej... 1 Pudełko rzadko zaglądał do "układki." Zajęty "był przy gotowaniami do bliskiego ślu u, który miał się odbyć w po czątku karnawału. Upraszał tylko za każdym razem o szcze gólny dozór Piaseckiego. — Zostawiam to na pana wyłączną odpowiedzialność,— powtarzał, chcąc tern zniewolić pomocnika do baczności i uspo koić siebie samego. Piasecki odpowiadał mu fleg matycznie: — Niech pan będzie spokoj ny- , Pudełko, odjeżdżając, uscis kał silnie jego rękę, rzucając już w bryczce. — Mój drogi panie, bacz pan pilnie. Piasecki był prawie ciągle obecny przy robocie, nie mając nic lepszego do czynienia. Wy jeżdżał rano maszyną wraz z hrabią, i obaj stawali sobie w kącie, pozwalając się wozić tam i napowrót i uprzyjemniając sobie nudy gawędą. Gdy czas nadszedł na obiad, kazali jechać do Janków i szli obaj razem do pani Julii. Piasecki nie uciekał teraz na tychmiast po leguminie, jak dawniej. Pozostawał tu chęt nie i po obiedzie, a pani Julia, widząc w tem nawrócenie się jego, okazywała dawną dobroć i abałość. Po obiedzie namawiała do drzemki. Ponieważ hrabia nie używał nigdy drzemki, mając % ąę. -- » to 2&itcaHe prźfcz doktorów, po zostawał przeto w jadalnym pokoju, gazie zapalał cygaro, rani Julia zostawiała go tam, a przeprowadzała do saloniku męża i Piaseckiego, podsuwała im fotele i mówiła tonem, pra wie macierzyńskim: — No, przedrzymcie się, nłoi panowie. Gdy usiedli wygodnie, pod suwała im jeszcze, nie uważając na protesty Piaseckiego, stołki i zmuszała, aby oparli na nich nogi. r Piasecki opierał się temu, gdy zaś to nie pomagało, ulegał, brał jej rękę i, wdzięczny za tę opiekę, całował ją kilkakrotnie, szepcząc: — Dziękuje, dziękuje. Ona wtedy podsuwała krze sło pod nogi mężowi, głitkała go po twarzy, wreszcie przy kładała rękę do jego ust i wy chodziła cichutko, zostawiając ich samych. Szła do stołowego pokoju, gdzie wraz ze służącą sprzątała szybko ze stołu, rozstawiała swój warsztat do prasowania wiecznych sukni perkalowych i, zawinąwszy rękawy, pozwa lała sennym oczpm hrabiego przypatrywać się swoim kształ tnym ramionom. Przez ten czas w saloniku, wygodnie rozparci w miękkich fotelach, w pozach, nawpół le żących, spoglądali na siebie sennemi oczami zawiadowca i inżynier. Jeden'i drugi opusz czali na chwilę ciężkie powieki i potem uuosili je znowu dla przekonania się, "czy on już śpi". To jedynie interesowało każdego," i śledzili się przez czas jakiś z niemym uporem; gdy spojrzenia ich skrzyżowały się, natychmiast obaj, jak na komendę, zamykali powieki i po pewnym czasie pod wpły wem jakich myśli znowu, jak na konemdę, otwierali je. Aż wreszcie jeden z nich ulegał słodkiej drzemce; wtedy dru gi przypatrywał mu się przez dłuższy czas. — Śpi, śpi, niewątpliwie — myślał. To go UB^akajało, spuszczał powieki i nie podnosił już ich więcej. Gdy jeden z nich się obudził i wstał, hałas odsuwanego fo telu budził i drugiego) ziewali wtedy obaj, jakby jeden do drugiego, prostowali zesztyw niałe członki i poprawiali kra waty i kamizelki.'0 Zawiadow ca schodził na dół, inżynier zaś szedł do pani Julii i w zupeł nej zgodzie z hrabią przypatry wał się żelazku, kierowanemu jej zaciśniętą rączką. Wieczorem grano w winta. VI. Na połowie drogi pomiędzy stacyą a miasteczkiem, teraz już pomiędzy jedną stacyą a dru gą, postawiono domek niewiel xi, drewniany, parterowy, czte rema oknapi frontu do Unii zwrócony. Domek ten nazywa no w języku kolej owym ho szarką i przeznaczono na miesz kanie dla przyszłego dozorcy drogi. Jemu też widocznie po wierzono przerobienie tej cha ty, samotnie w lesie rzuconej, na siedzibę ludzką; niewątpli wie oplecie on dom bluszczem lub winem dzikiem, w oknach firanki i kwiaty umieści, wo koło drzewa zasadzi i sad par kanem otoczy, dróg i dróżek kilka uścieli i może nieco za budowań gospodarczych, obór kę, stodółkę, chlewik, wystawi poza domkiem. Teraz domek ten, co tylko zrąkjcieśli wypuszczony,niewy kończony, wyglądał smutnie, prawie straszno. W około, jak okiem dostać można, las, drze wa sosnowe, ciemne pni szere gi w dole, zbita zielona gąszcz u ęóry, skroś lasu wycnodzi zkądś zdali bór żelazny i w dali gdzieś na zakręcie niknie, i nic więcej oprócz budki dróżniczej, daleko na pagórku stojącej nad drogą, po której kiedy niekiedy z lasu wytoczy się ohłopska furmanka, powoli przez tor się przetoczy i znowu w lesie zginie. Wokół domu — dzikość zu pełna. Nigdzie ścieżyny żad nej, ot! chodzić trzeba, pnie omijając,po dołach i wysypach. Jesienią bieliły się jeszcze gru zy, zostawione przed sienią, te raz śnieg je pokrył, tworząc jakiś wysyp niepotrzebny tuż przed schodami. Zresztą wokoluteiiko pusty nia. Ten, komu na tern wygna niu mieszkać przyjdzie, musi ze światem i ludźmi zerwać; jeżeli kogo tu się spodziewać może, to chyba tylko wilka, któremu od lasu blisko i do godnie. Do koszarki tej przeniósł się zaraz po nowym roku Orclioc ki z żoną i służącą. Dawny jego domek i źdźbło gruntu przylegającego zarząd kolei kupił odeń, przeprowadził się więc do koszarki, w której hrabia chętnie pozwolił mu za mieszkać. Była to pustka wprawdzie, do której, przykuty do pocią gu gospodarczego, mógł tylko na święta zaglądać, mieszka nie przecież było bezpłatne, no — i mógł tu był już zostać na długie lata, jako dozorca dro gi' Orchocki o tem marzył. Piasecki dosyć często siadał na wagonie obok niego i toczył z nim rozmowę o rzeczach służbowych lub o pogodzie, zawsze wtrącając nieznacznie zapytanie: — Cóż? nie ma pan wiado mości od panny Janiny. — Nie. Zawsze jednakową otrzymy wał odj:>owiedz'. Stosunek wu ja do siostrzenicy był takim, że oboje nie uczuwali żadnej potrzeby pytać się o siebie lub donosić o sobie za pomocą am baras sprawiających listów. Orchocki skorzystał pew nego razu z łaskawych roz mów z Piaseckim i w zręczny sposób dał mu do poznania, że pragnąłby zostać w <;koszar ce" tej dozorcą drogowym. Piasecki rzekł mu natych miast: — Ależ doskonale! Jeżeli się panu to podoba.... Zajął się jego sprawą z nie zmierną gorliwością. Poradził mu, aby napisał podanie, sam zrobił przedsta wienie jak najpochlebniejsże, zdobył jak najlepsze świadec two od hrabiego i posłał to wszystko do zarządu. Gdy zobaczył się potem z Orchockim, rzekł mu: — Zrobiłem już wszystko, co do mnie należało. Możesz pan być pewnym posady. Nie zastanawiał się wcale, czy robił źle lub dobrze. Wie dział to tylko, że Orchocki był ogniwem pomiędzy nim a Jani ną, i już za to samo obsypałby go złotem, gdyby był boga czem. Tymczasem żył w ciągłem oczekiwaniu. Co się z nią dzieje? — zada wał sobie pytania. Śród jakich ludzi żyje, kogo widuje, z kim się styka, z kim rozmawia? Jak spędza dni i wieczory? Niepewność i obawa, jak cearne chmury, trzymały jego duszę w ciągłej niepogodzie, i rzadko tylko przez nie prze darł się promyk nadziei, aby dać mu jasną chwilę złotego marzenia. Nieraz siadywał w oknie i obcierał je starannie z potu zimowego, aby popatrzeć na dach ten, pod którym mieszka ły przy nim, z nim prawie je go dola i jego szczęście. Dom był teraz wyludniony. Nikt tu już nie mieszkał, okna nawet powyjmowano, i o gołe ściany rozbijał się wiatr, przez otwory wpadający. Śnieg, • na którym nigdzie śladu stopy ludzkiej widać nie było, pokrywał podwórze. Drzwi ganku, na wolę wiatru oddane, otwierały się na oś cież, to znów zamykały z trzas kiem. Pewnego poranku wyjrzaw szy przez okno, Piasecki zoba czył paru ludzi z siekierami, przylepionych do dachu. Na zajutrz rano cały dom ogołoco ny został z pokrycia: sterczały tylko krokwie, niby żebra, z których ciało odarto. Następ nego dnia znikły i one, i po został sam kadłub, niski i sze roki, a jeszcze następnego zdarto sufity, i rozkryły się po koje niegdyś, dziś puste i po nure klatki, do którycli śnieg padał. Na dole za to wznosiły się stosy na kupę rzucanych desek i bali. Piasecki codziennie spostrze gał nowe braki, nowe postępy w tern dziele niszczenia. Z okna mógł widzieć całe wnętrze swojego pokoju daw nego i pokoiku Janiny i wi dział ścianę, przy której stało jej łóżeczko, i na której wisiał obrazek święty. Smutny to był nad wyraz widok — ta powolna śmierć opuszczonego gniazda. Piasec kikspoglądał jednak nań bez uczucia większego żalu. Wspom nienia, których ślady ginęły j w stosach na kupę składanych desek, przywodziły mu zaraz na myśl nieszczęsne zakończe nie sielanki. Nie mógł czuć wdzięczności za to szczęście, które minęło tak szybko i by ło tak niezupełnem. Wszystko, co jaśniejszem było teraz w je go życiu, przyszłość w sobie nosiła, i dlatego, żyjąc nadzie jami, nie mógł wzbudzić w so bie współczucia dla znikającej przeszłości. Stopniowo zmniejszały • się i ściany, jak gdyby całe gniaz do zapadało się w ziemię. Wreszcie dom cały zamienił się na jeden skład drzewa, z którego tu i owdzie sterczały gwoz'dzie, i na stos gruzów, gdzie śród odpadków wapna walały się przepalone cegły z kominów. Pozostał tylko do czasu sad, wyspa poplątanych gałęzi, smutnie czerniąca się na bia łem morzu śniegowem. Tak minął i styczeń cały. Dni dla Piaseckiego przecho dziły tak okropnie wino, jak gdyby każdy oddziel"ie ml ł za zadanie wymęcz go do ostatka. Choć tak wolno mijały one, doczekał się przecież i całko witej rozbiórki dom u i połącze nia nićmi żelaznem i .Janków z Rowkiem — doczekać ^ię tyl ko nie mógł powrotu Janiny. VII. Przybyła nareszcie. Pewne go dnia, gdy Piasecki scho dzi z maszyny, która go, jak zwykle, przywiozła do Janków na obiad, spostrzegł na raz Ja ninę, stojącą na peronie z bo ku, ubraną w czarną suknię do figury, z rączkami schowa nemi w małej mufce, i białej czapeczce barankowej na gło wie. Na twarzy jej malowało się widoczne zakłopotanie. Spodziewał się jej ciągle, codziennie, niemniej, skoro ją ujrzai nareszcie, cioznai wraże nia zupełnej niespodzianki. Serce zastukało mu silniej, twarz obojętfla i znudzona w jednej chwili przybrała wyraz niezwykłej żywości, w oczach, odrazu zapłonął ogieii energii. Lekko zeskoczył ze stopni ma szyny i podszedł do młodej panny. — Więc już pani wróciła— powitał ją z radością w sercu, ale i z obawą zarazem, nie wie dząc, czy go dobrze przyjmie. Ona spojrzała na niego tak, jak patrzy się na starego, do brego i życzliwego znajomego, i, wysunąwszy z mufki rączkę, wyciągnęła ją na powitanie. Chwilka ta dobrego przyjęcia zagłuszyła w nim od razu oba wy wszelkie. Z jakąż radością nachyliłby do tej białej, ciep łej rączki .usta swoje i długie mi serdecznemi pocałunkami wypowiedziałby jej, iż żyd tak długo bez niej—to tak straszna męka! Nie śmiał uczynić tego. Sa mo dotknięcie wszakże jej rączki już go uczyniło szczę śliwym. — Cóż zdała pani egzamin? — zapytał z serdeczną troskli wością. (Cią# dalszy nastąpi). Lekarze i At Jest to rzeczą powszecr że każdy z nich, jeżeli nym, to klijentella ma do nici fanie i publicznie rekomenduj? kowych. Dr. Wł. Słonimski, karz, chirurg i akuszer, ukończony w 2-cb uniwersytetach, były lekarz wojenny, ex-naczelny lekarz szpi talny św. Antoniego, obecnie exa« minator Phoenix Life Ins. Cv e gzaminator Home Forum B. O., prelektor na choroby kobiece z 25 letnią praktyką, ordynuje chorych w swojem mieszkaniu p. n. 982 N. Hoyne Ave., od godziny 8 do 12 i 2 do 4 po południu. Oto, co piszą: Byłam ciężko chora na kobiecą choro bę. Dr. Słomiński uleczył ranie, za co dziękuję szanownemu doktorowi za jego staranność dla mnie. — A. Jakubczak, 681 Dickson st. Cierpiałem na płuca, spluwałem krwi* 1 materyą, miałem 5-ciu innych lekarzy, a dr. Słomiński mnie uratował, ża co szan. doktorowi serdecznie dziękuję. — Jan Gozdowski, Dickson st. Cierpiałem na niebezpieczna ruptur^ (Bruch). Dr. Słomiński mnie wyleczył. — Alex. Wąsikowski, 1028 N. Hoyne av. Na choroby kobiece radzę moim ro daczkom wzywać dra. Słowińskiego, by łam śmiertelnie chora, a po zdolnej ope racyi dra Słomińskiego zupełnie jestem zdrowa. — Julia Cubała, 78 Frankfurt st. Miałem silnie strzaskaną nogę, zawdzię czam drowi Słomińskiemu za wyleczenie mej nogi. — Wojciech Marclszewski, li Hamburger st. Niniejszem polecam dr. 8łomińskiego ponieważ skutecznie leczył moją familję. — K. Czochański, 9 Emma st. Dr. Słomiński uratował mi żonę i dzie cko. >liekomenduję go jako zdolnego i gorliwego lekarza. — Louis Lebrecht, 74 Eunan st. Dziękuję drowi płońskiemu za wyle czenie mnie z ciężkiej choroby, zawdzi^» czam li tylko jemu teraz swoje zdrowie^ — Julia Kuczyńska, Cristal st. Nowina, która wielu ueiesiyr Ludzkość, Jkk pnwnzsmnl* wiadomo, 0.7UU aił Wodług stanowiska fizycznego, dachowego ! elro-* Bomicznego na dwie Klasy; dp Jednej nalecą dzie zdrowi, silni. pięknie wygladajfjcy, cam'IM weseli i w takim etanie naiszcz^śliwu w later* •ach; do drugiej klasy należą ludzls "Uorobll*^, Osłabieni, "i",maoł, zeszpeceni, cbuiigi, trwoeUwt, snelanchol i częstokroć ausjlu'nl^ d' trący oraz do źy.l- familijnego nie cdatnl. Do tej ^laszcaątfllwąj kla ty lalożf* «*i, fctirajr **4* chociaż 17 aupełnie niewlal< >>uy s, < - u 3opu»*» czaił się strasznych zbrodni n z ;ląs«ni olała ' ; • «zy, z cae.ro \r późniejszym tyci 1 nastają atri M ekutki, lub którzy prze ó'; > rwlaolr »ią, ką pracą, Uopoty 1«D "»/ rt «i styczność 1 fOwiWml osobami cierp', ift *y< h nabyli. Te zbłąkano If 'y rzsr krótkie -#o; clerpi.ą zazwvcz*1 skutki ewych wad, «l»b bicia serca, ból głowy, of- a'jietuc, .^tar •ye, any niemoralne, nerwowość, ból nerek, reumatyzm. bm irrr-' wysypki na całem ciele « Tyczna. Nikt z tyci. -tedn.iltJ.e n! albowiem wynalezione naszem mieście .akie l.k Dla powyższe szybk. . , . tonuję wi mogą, i kt6ro z lim.! ci»rptiłf>''U ludzi znowu zdrowych, eilnyb, tlu wyglądających 1 zdolnych (i - pracy i go tyeis 2Na Aądanio wyilemj ua pr.ibę t) » 3* wys'arczy na cały tyćłień, zupełni- 'i.t tcy, kt/ rsy pragną '*Trlacaeala, rei.** '.iji&>.■;!■; lub K.%iiclt do: State Medical Dis}> 76 E. Madison St., ( Otwarte od 10 rjno do 4 popoludu Od 6 do wloczorem. W %iodzlel<i o«t 10 do 12 oODoiud-.t? centowa c OD SÓWKI są tak dobre jak 10c. od kogo innego- 'i'ak p:—^ dział pewien znawca cygar. To samo powie "łlaM by teJ.&y inny gdyby je raz spróbował. A moy; iO c. cygary przewyzezają wszystkio inno tej ► r•> -j ceny. Żądajcie tylko Sówki cygara. iłJlu ANDRZEJ SÓWKA, • , 106 Clearer Streol, róg Biadlejr Su, Chlcaa—, Wm. Timmerhoff. JTabrykant najlepszych... Hawanskich Cygar 603 Noble Street. Przeszło 1,000 pacyeattfw prroz alega było leczonych i wszyscy są zadowoleni. Katar I głuchota. Kar doena nowina dl# cier< plących. Trwałe niw czesie teraz moźecU uzyskać. Wielki tei epecyalieta oilkryt nie omylny środek na rłu< chotę i katar przed { laty. hardzo eaezeęMns J'a rz«czn.If nlfktóre najgorsze wypadki|rła-* choty, szumu w na/arb 1 kataru nosowego. z<y stały uleczono przez . . i 11 ■ ■ . nlogo, gdy tnuym leka Jerijay polaki 1 nlrmle- rzom to si$ nie powio* ckl onteopatyrzny spe- dio. cyt ist- w Oiiciro ' r, . . dla e«»rób Oczn, /."f,""®' ■!f",ł#pW|| ivy i. v„g« i dzlelłny z ucha. Poa< (iardla etępnie, ale nleeawcw dnie, po uszkodzeniu acha i głuchocie następują chroniczne wydzieliny niemiło cucnnącj raaferyl.i któri t« or«v się z zewnętrznych czę4cif ucha. Dalikatno te 1 czułe części, razK zwilżone zgniłą materyą, wkrótce na^ro-l madzają biotu, które wypływa. Odwi-»dż-V cle w tvm wypadku Dra Younga, chtcago skiagoaaj większego specjalistę. który za wsze leczy tę przykrą, niebezpieczną chorobę. Dzwonienie w ucjnrb Jest ostrzegającym zna kłam oznajmiającym zbliżanie sta pewa* głuch' ty : łuchajołe ostrzeżenia 1 dzlaiajcin nim bf<Ma 7a pó#na. Dr. Young leczy ka?dy wypadek n* zupełnie zniszczony. Ślepi odzyskają wzrok. Katarakty, bielma na o czach I inne narośle usuwa ją ai>t w okamgnieniu. Cho re. łzawiące oczy. "dzikie włosy", jęczmień na po wieaacu « wszelkie iunechoroby o.z .i cząsi<za pomocą tej cudownej metody. Cudowne leczenia jego sprowadzają głuchych f ślepych ze wszystkich stron po ulgę, 1 cl odcbo« dzą do domów 1 opowiadają lanym, a gromady zwiększają się w każdym tygodaiu. — Setki cho rych na głuchotę l szum probewało -jego nowel niatodv (uczenia i wszyscy oni opowiadają, as jest ona aajwtąkszam odkryciom dlt cierpiącej ludz. kości. Możemy przedłożyć tatki świadectw. 8 ta trztdzieicl pięć oeób cierpiących aa ełabe oczy odrzuciło sws okulary i ją zdolna znowu widsletf dobrze. W biurze jego znajdują się świadectwa wy«ta> wioń* przez a iwokatów. sędziów, doktorów, ka< znodzl.jów. blinesmanow, podróżujących kupi ców, robotclk w. gśrników w kopalaiacn węgli I wszelkich klai ludzi, których uleczył. Leczy? on w ciągu ostatnich 10 lat przeszło 16,000 osób. Nie potrzebujecie połykać beczułek madycyay przy tej metodzie; najczęściej ludzk a raczej p* garsza się niż polepsza, gdy to czyalą. — Powiedźcie waszym przyjaciołom o mnie. Mój zakład jest otwarty cd S godz. rano do 15 * pafudnie i od * do 4 godz. po południu 1 od (t do fl godz. wlecz. PoraSa i zbadanie dirmo. Pacyenci zamieszkali w dzielnicy zachodu mogą w/ląść elektryczne "kary" na Halstedi mieszkający w dzielnicy południowej, "karę'' linii Lincoln ara., która aa rogu jj rca i Dearborn przechodzi koło i Dr. i. YOUNG, 261