Newspaper Page Text
1 ■ H •»«» Pfl?!Cl£f IfRWI ^j| ZWUDZK1 H (lvi W W Ml W Ib wali o wolnotf. ^ 70 */) (Ciąg dalszy.) Nauczyli się bowiem zapatry wać się na tego żołnierzyka-dzie 'wczynę, jak na siostrę rodzoną, którą każdy umiał szanować, i za którą każdy rad był dać sobie rę kę odrąbać. Aż otc zjawiał się ktoś, kto był widocznie dla niej bliższym, kogfo oczekiwała. J 7 c Kto zacz 'e t? Jeden z nsijliżej leżących cho rych,. wsparty na łokciu, długo 'wpatrywał się w niego nicrucho mic i potęgujące się z każdym momentem zdumienie rozszerzało mu coraz więcej powieki, ale jed nocześnie coraz szerzej kazało roztwierać «ię ustom. Wreszcie palcem dotknął zlek ka białego fartuszka stojącej o bok, a odwróconej plecami do rozgrywającej się sceny siostry miłosierdzia. — Alisa Iwanowna — szepnął z dziwną zgrozą — na Boga, ależ to jest przecież Zwierkow !... Alisa spojrzała na niego wzro kiem mętnym i ciemnym, jakby bezpośrednio ściągnięta na zie mię z wędrówki dalekiej a po cie mnych chmurach. I polem dopie ro uderzył ją dziwny ton jego przemówienia. Ściągnęła brwi, jakby pod wpływem wewnętrznego bołu. — Vak, to Zwierkow!... Lecz Czawczewadze tej odpo wiedzi jej już nawet nie słyszał. W roztargnieniu, nie władnąc swymi odruchami, popełnił to, co w normalnym stanie było dla nie go zaledwie marzeniem upragnio nem a nie ziszczalnem — dotknął jej szat! I odczuciem tc^o do tknięcia zdawała sie być przesią knięta cała, jak wicher powraca jąca mu do głowy świadomość. Fale pędzącej huraganem od mózgu do piersi krwi, na mo ment ścisnęły mu bezwładem ser ce, jakby je między drzwiami -przycięto, na moment rozgorzałe jego ślepia powlokły się przeźro cza wilgotnej mgły. — Och, panno Aliso! Alisa wpatrzyła się vv niego ja snym wzrokiem nowego zdumie nia, w którcm jednak, jak rumia ne słońce w kryniczem źródle, zjawił się rychło nabiegający cie płą krwią rumieniec zrozumienia. Opuściła oczy i odwróciła się. A Wiera w tej samej chwili, nie wypuszczając ręki Zwicrkowa, o puściła się z powrotem na podu szkę i na bladej jej twarzy świe cił uśmiech cichego szczęścia, jak rozsrebrzona księżycowem świa tłem przeźrocza mgła. sująca się lekkim tchem nad ziemią w ciche noce majowe. Fermenty. — A więc syn! Krew z krwi i kość z kości tamtego, który jego matkę pohańbił, przeciwko któ remu miał testamentem pomstę przekazaną! W piersiach Tyszki wrzało ca łe piekło. Od tej chwili, gdy się dowiedział, z<lawało mu się jakby się obudził. Spał — a oto senne powieki rozwarto mu szeroko do czerwoności rozpalonymi rozcią gaczami. i przez okrwawione ja my swych oczu widział odtąd tyl ko krew zgniłą, wzdymającą się bąblami jadowitej pomsty. Miał go oto [xxi ręką... Ale ręka jego nie mogła się podnieść na wroga, już obalone go niemocą, przygwożdżonego do łoża. 1 ulegając ogólno ludzkiej cho robie przeciągniętej struny woli, polegającej na widzeniu czegoś, i widzeniu tak, jakby się w naj tajniejszych tajnikach i najgorę cej widzieć ipragnęło, zaczął po dejrzewać, że ten, palcem prze znaczenia mu wskazany cel jego poi/sty nie jest bynajmniej nie mcfcen. nic powinien być bynaj Jiej podciągamy pod moralny :az znęcania się nad leżącym, aje tylko, udaje może 'ttawet fi nieświadom najbliższego ce ■ hi i potrzeb} udawania, z tym I """" st"'ki"'v uśpić, oszukać jego instynkty, by odebrać mu jego zemstę. I szpiegował każdy jego ruch, każde spojrzenie, niemal każdą myśl, pragnąc podchwycić jakiś niepodlegający wątpliwości prze błysk tego, co w >nim podejrze wał. Żaden chory nie cieszył się taką z jego strony troskliwością, nie przybył tyle oskultacyi. Na drugi czy trzeci dzień wy dało mu się, że porucznik w chwi lach. gdy mógł mniemać, że na niego nic zwracano uwagi, po chłaniał dyetetyczne. potrawy szpitalne, jak zgłodniały wilk. Natomiast, gdy siostra miłosier dzia zachęcała go do jedzenia, gdy podsuwała mu talerz pod sam nos, odwracał głowę z wszelkimi pozorami obrzydzenia. — Nie, nie mogę. Przewidzenie to podwoiło jego uwagę. Teraz przybiegał do sali nr. T, jak tylko miał chwilkę wolnego czasu, siadał obok łóżka porucz nika i wpatrywał się w niego cieżkiem, jak głaz, spojrzeniem swych nieruchomych źrenic. Zwierlkowa te zbyt częste od wiedziny, szczególniej te nieru chome spojrzenia zaczęły wresz cie 'niepokoić. — Czego 'ten jeszcze, bestya, chce! I zwyczajem podobnych sobie kreatur, nie mogąc w inny sposób otrząsnąć się z wrażenia dławią cej supremacyi. próbował zbliżyć ku sobie tego, który na niego tak przygniatająco oddziaływał, przez spoufalcnic się z nim, przez o tworzenie przed nim naścieżaj części swojej duszy.' I pewnego razu, gdy Tyszka swoim zwyczajem siedząc przy nim, w milczeniu gniótł go nic ruchomem spojrzeniem swych po nurych oczu. zrobił ku niemu ta jemniczo porozumiewawczą mi nę. — Doktorku kochany, mam się o coś zapytać. Ale pod słowem! Tyszka spojrzał nie bardzo za chęcająco. — No? — Widzi doktorek, ta chora!... Xi by jak tam było, co było, to do rzeczy nic należy. Jedncm sło wem, przyczepiła się, jak smoła, aż tli 'się za mną przywldkła. I ubrdało jej się teraz, że jak tutaj na ziemi połączą nas widomie, to już dusze nasze na wieki zelgną ze sobą, he! he! T ani jej z głowy wybij, koniecznie ślub choćby na godzinę przed zgonem. A ja, wi dzi pan, zrobiłbym to, bo cóż mi tam zresztą, ale boję się. A nuż by potem ozdrowiała, a ja zarę czony jestem, i przytem taka par tya, że... Otóż, widzi pan, ja względem tego. Jak pan myśli — czy ona już na pewno... te?... Można bez obawy?... Tyszka stał się w tej chwili strasznym. Pociemniałe oczy wy lazły mu na wierzch, żyły na szyi nabrzmiałv jak powrozy, wargi drżały, odsłaniając błyska jące zęby. — Podniósł się zwolna. Zdawało się, że za moment rzuci się na Zwierkowa, że go zdławi, rozetrze >na proch, jak szkodliwe go robaka. Lecz naraz zaśmiał się tylko ja kimś zgrzytliwym śmiechem, od wrócił się raptownie i prędko od szedł. Zwierkow skurczył się pod ko cem szpitalnym i patrzał za nim pobladłem i oczyma. Tyszka, nie spojrzawszy, prze szedł szybko obok łoża Wiery, wypadł na korytarz, potrącił ra mieniem Alisę, która właśnie nad chodziła z przeciwnej strony, i, nie przepraszając, chciał iść da lej. — Panie Kazimierzu! — zawo łała za nim. — Na jedno słowo! Odwrócił się z wściekłością. — To pani rajfurzy ten sławny związek między Wierą i tym, tym!... Dlaczego pragnie panu sbańbić ją tak strasznie w ostat nich godzinach jej życia?! I Spojrzała z cichym smutkiem. / — P»o to ostatnie jej godziny, ostatnie jej pragnienie, ze ziszcze niem którego lżej jej -będzie o dejść... — Ależ to pragnienie hańbi ją właśnie, osiada, jak rdza, na jej białej duszy. Dlaczego pani nie otworzy jej oczn na wartość te go, tego?... To zwierzę mówiło mi właśnie, że boi się, ażeby pó źniej nie ozdrowiała, bo jest po dobno zaręczony, cha, cha!... — Z moją siostrą, z Olgą... — Winszuję. Ależ, cha, cha! w takim rafcie ze względu na, cha, cha! szczęście swej siostry po winnaby pani tembardziej!... Spój rżała na niego wzrokiem, zamglonym przez łzy. — Panie Kazimierzu, panie Ka zimierzu, dlaczego tak!... Prze cie pan wie, co ja mogę myśleć. Ale ona wierzy. Wierzy, że prze znaczenie sikuło ich na wieki, że gdzieś, kiedyś znowu się spotka ją w zmienionych postaciach, że byle przez święty związek wszczepiła się w jego życie choć na godzinę przed własnym zgo nem, a odzyska go kiedvś, kiedy już nic nie będzie go od niej od gradzało... T pocóż jej te wiarę od bierać teraz, po co w godzinę śmierci łamać w niej to, czem ca łe życie żyła. Czy pan wie, 4:0 ta ka ożywcza wiara znaczy? Och, panie Kazimierzu !... Przerwała na moment, i .potrzą snąwszy głową, zamyśliła się. A po chwili dodała cicho: — I ja też, i ja tak wierzę... I, panie Kaziemirzu, gdy i na mnie przyjdzie już ta ostatnia chwila, gdy pan będzie miał .pewność, że również nie ozdrowieję, lie, he!... Czy wówczas zdobędzie się pan na tyle okrucieństwa, czy nic znajdzie pan w swem sercu dosta tecznie zwykłej miłości bliźniego, by grążącej się już w ciemną o tchłań śmierci nie podać mi wątłej słomki nadziei, za którą moja du sza uczepićby się mogła, która u trwaliłaby we mnie wiarę w przy szły, w lepszy żywot?... Spojrzała na niego dziwnie roz błysłemi oczami, w których ta odległa nadzieja teraz już świeci ła cichą radością, jak odbłysk da Ikiej, dalekiej gwiazdy wschodzą cej. Tyszka nisko opuścił głowę, jakby wstydząc się tego wejrze nia, i przez chwilę milczał. — Pani ma racyę! — rzekł wre szcie. — Wiara ma swoje życie odrębne, i biada temu, kto ją za bija ... Postaram się pani dopo módz. (Ciąg dalszy nastąpi.J AGENCYE DROBNYCH OGŁOSZEŃ. (WANT ADS.) Ćwikliński, Blnckhawk and Cleave? str. (apteki.) Dinett and Deifosse, Robey i Armitage ave. I Fernitz Robey i Division ul. Otto Hlbr 474 W. North ave.. przy Robey i Milwaukee ave. P. Kujawski Milwaukee ave. i Augusia St, . Okoński Leavitt i Hamburg st. \[. F. Ligman Milwaukee ave. i Central Park ave. . Ave. Drug Store Milwaukee ave. i Center tve. >Torth ave. Pharmacy 215 W. North ave. ,. Schoeneich 305 Chicago ave., róg No^Je. 7. Winholt 306 Milwaukee ave., róg Erie. W. A. Sanoica 658 N. Ashland Ave H. Strużyna and Co.. 322t S. Morgan Str. S. J. KuHewski 1348 W. 22nd. S' - A. Tuszyński 904 Geóij^e St., Avondale. B. Zaleski. 4645 4 Ashland Ae. JESTEŚCIE W RZĘDZIE? Człowiek, który po otrzymaniu zapłaty staje tego Pamelo dnia przed okienkiem w Danku, gd/.ie prtyj;nują*oszczędnoćci, jest cźłowiekiem, ktOry kiedyś będzie zamożnym. Jestta regularny nałóg, że po otrzyma niu zapłaty zanosi eifj do banku, które zaniedługo przvnoai majątek. Nałóżcie się i os/czqdzajcie u nad: Industrie! Savings Bank <>52 Blue Island Ave. DLA MĘZCZYZN TYLKO WSTĘPW Co mof-ua wldilei w, Galem! Wiadomości NauKowuGfc 344 South State St., Chicago, III. Rlhko II»\ r!son at. 3i!bj Pstoiuglozm : Dzlsj Ostsoiog:! A Dziwy Organów Trawiących ś ZaataaOw slą nad oryginalnością 1 lu-i/.*te;o ookoleniein od.koVsbfcl do grobu. Zoottczc<e Dalwoplotly, Dziwy l Potwory. Zaat«n(>wc> el^nad wynikami chorób I nierządu przvdeta w onvch w figarach żywaj wielkości w stanie z lrowym 1 chorowitym. Uozenl osługiwaczo gotowi odpowie dzieć na wezelkle zapytania. Olwarto da)«nul«> Cd Wj r»no flo pólncey WSTijł' WOLNY WOUHfi CAlERYA WigdoiRo^i Naukowych 344 Scatb SI;it St., Chloajo 111. Blixko Uinlson KI pokaże Warn stan Wa szych organów trawią cych. Jeżeli niema nor mnlnego.czcrwonecfo ko lom. Trincra Amerykan ski Elixir Gorzkiego W i na powinien być użyty natychmiast. Uleczy ka żdy żołądek. Do naby cia w każdej a p t, e c o. Jos. Triner, 709 So. Ashland Ave CHICAGO, ILL. i¥{ Km vrnazr Mclilc. Fiirtepiwny, Ko lie, Wozy, Kwity ze składów (i* przechowania (\Vnre łJjune) bra prxeprowu Vt^ala. Przed łnż.ainy czas spłaty w wyp%d ka choroby lub utraty ku trud nJe-ił J»łe!l nl« dogodnem Je*t din r-aj si<5 zrlcsl^, wypełnijcie ten btnnkle!. przeSU.Iclo takowy df> naszego Pb, ra a agont zgłosi sio r.atychmlasr t wc*'>lkiemi ofcja^aienlnml bszplatul* Imlt » AArii RuroB *ądana l ....... ZabezplecroBa na KJrdy lic tg^oaie Telefon: Ctntnl KM# ł. KOGALEK* polski fc'.erk. A. FRENCH 85 WSAR&ORN &TT, Pokój 45, kupić lub sprzedać property,, grunt lub farmę, albo pożyczyć pieniędzy na budo* wę l ub zakupno, albo kto ma pleniądro do wypożyczenia na pierwszy morgecz, ten niech Kię y^łodi do polskiego kantoru G. W. flYN!EWlOZ & CO, 805 Milwaukee Ave. CHICAGO Telefon monpioe 1200 asekurujemy od ognia w najlepszych kompaniach. Wyrabiamy wszelkie papie ry legalne. Ściągamy epadkobicratwa z Europy i wystawiamy pełnomocnictwa czyli plenipotencye. fe FILIE: W Avondale: M. Korniszewski, 1746 Monticello Ave. W Hanson Park:Cragin: Joba F. Różański, 3303 Grand Ave. 217-219 Milwaukee Ave. rog Halsłod jilicy Telufon Monroe 2177, UWAGA! UWAGA! Wic ka zniżka can na'spr/edaży urządzali (flibras) Do grocerni 1 składów rzeźniczycK Do składów delikatesów 1 ekładów drobia/gow Do składów cukierków 1 cyp»r. Do składów krawieckich i modnisrskicb . Do szęwskicb 1 piekarskich składów. Do składów galanteryjnych, reatauracyi i t. p. Również półki, lady, szfrfy. przegrody, lodo*' nie it. p. po 35c na dolarze- Ooejr*rj<t* mój kompletny zapas zanim kupicie gd£ie:ud;iej Gotowką lub im spłaty Speoyalną uwagą zwracam* na zamówienia po ei> miastem. f Odstawiamr daimo a i kol9i vr mieście. i 124) (Ciąg dalszy)1. Śmierć Ozera .przyszła na rękę jednemu człowiekowi, w Kona rach mieszkającemu: był nim Ra róg, ów sługa zaufany Rawitów, którego do wszelkich trudniej szych przedsięwzięć używali. Te mu Estera osobliwie w oko wpa dła i żądze jego rozpaliła. Od chwili, kiedy ją ujrzał, z głowy mu nie wychodziła; wciąż ją wi dział przed sobą, aż sam się tej zmorze dziwował. Z początku od pędzał pożądliwość, trunkiem się zalewał, mniemając, że w nim ją utopi; ale trunek bardziej jeszcze namiętne pożądania wzniecał. Przyszło do tego, że sypiać po nocach nie mógł, włóczył się pod oknami Estery i o ile mógł naj częściej do jej izby wchodził. Była to izba niewielka, lecz całkiem obwieszona i wysłana ma katami, kosztownym, lśniącym i I miękkim zastawiona sprzętem. Jaszko kochankę przygodną do wodami swej możności olśnić u siłował. Raróg, wiarę i łaski nad zwyczajne panów posiadając, mógł chodzić swobodnie po ca łym zamku, bez zwrócenia na siebie jakiegobądź podejrzenia, tedy nic dziwowano się, że tak często do Estery zaglądał. Mógł to czynić tembardziej bez obawy, bo Jaszko, -ycliło się urodą cór ki Ozera nasyciwszy, coraz czę ściej z domu wyruszał, to na ło wy. to zabawy gwarnej •szukając. Estera tego ochłonięcia uczuć nie zauważyła, miłością szaloną bę dąc zaślepiona, a zresztą Jaszko zawdy wdzięcznem słowem uko łysać ją potrafił. Raróg zaś oczy miał dobre, widzi, co się dzieje, postanowił z tego korzyść wy ciągnąć. Rozpoczął umiejętnie — powoli, bez gwałtowności, aż ra zu pewnego, więcej niż zwykle podniecony ognistym wzrokiem Estery, ozwał się: — Wiesz, nadobna dziewko, co ci powiem : oto, że wielce niespra wiedliwa. .. Spojrzała na niego ze zdziwie niem. — Ja? — powtórzyła. — W czem takicm niesprawiedliwość widzisz? —Jakże... Jednemu oddajesz wszystko, a dla innych nic nie ostawiasz — mówił rzekomo do brodusznie, chociaż wrzał cały. — Tylko dla pana Jaszka masz po całunki. pieszczoty, objęcia pu chowe; on tylko może miodem powolności twojej się cieszyć: ja zaś. na ten przykład... Zatrzymał się i dodał ciszej: — Ester! Uczyń coś i dla mnie... Jam cię okrutnie polu bił ! Estera wyprostowała /się, dum na, jak królowa, i wzrokiem go mierząc pogardliwym, rzekła wy niośle : — Jak śmiesz, sługo, w taki sposób do mnie przemawiać? Precz mi z oczu! Odejdź natych miast ! Raroga jakby osa ukąsiła — nazwa sługi spadła na niego, jak policzek: złość uczuł i nie miar kując się, rzekł drwiąco: — Sługo! Bacz kto ty sama je steś... Jam sługa z dobrej woli; tak mi się żąda, więc panom Ra witom służę, a jeśli mi się niepo doba... cały świat przede mną otworem stoi — ty zaś, co je steś? Nałożnica, do tego krwi ży dowińskiej, która w pogardzie jest u wszystkich... — Milcz i precz! — przerwała gwałtownie. 'A * — A! nie... czemu mam mil czeć... Odtrącasz mnie — do wiedz się, co cię czeka. Oto cze ka cię największa w świecie po niewierka, bo rychle pan Jaszko z tej izb)- pięknej wypędzi cię na czterv wiatry. Myślisz, że się roz miłował w tobie do zgonu, na a men? Tak pewnie gada, a ty mu wierzysz, boś głupia... Już teraz ckni mu ;się przy tobie i indziej uciechy szuka, ale cię jeszcze o-, szczędzą... I nie możesz długo 1 przy nim ostawać, bo niebawem , małżonkę pojmie,, IlalsźAe z Os S2fce t solina, którą obok siebie miłoś nic, zwłaszcza żydowińskiego ro du, nie ścierpi... — To nieprawda! — zawołała Estera. — Najprawdziwsza prawda — zapewniał Raróg. — Niedziwota, że wiary nic dajesz, bo cię twój stary w zamknięciu trzymał, wiec świata nie znasz. P>a! i pana Ja szka nie znasz, a to ziółko. Nikt jak on do niewiast łasić sie nie umie. Liszka od niego w tej mie rze chytrzejszą nie jest... Odchrząknął i łagodnie, pro sząco, szeptał: — Widzisz, że pożytek mieć będziesz, jeśli dla mnie przychyl ną się okażesz. Już powiadam, że o tobie pamiętać będę. Srodześ mi się udała, Ester... Weź na rozum i łaskawą badź... Zbliżył się do niej, w objęcia chcąc ująć, ale Estera odskoczy ła. odepchnęła go z mocą, jakiej po niej trudno- się było spodzie wać i cala w ogniach, wzburzo na, wołać poczęła: t—Za 'drzwi, )sł^żalcze! Do-< wic się Jaszko, pan twój, na coś sic ważył! Nie ujdziesz kary, o baczvsz... Zgrzytnąwszy zębami, oddalił się Raróg, a wduchu pomyślał: — Czekaj! Złagodniejesz tv, by łania, jeno patrzeć... Będę cię miał, chociażby gwałtu trza było użyć! Estera poskarżyła się Jaszkowi na zuchwalstwo Raroga, a w trwogę ją wprowadziło, że nie zbyt tę skargę wziął do serca. Rozpłakała sie i wyrzucać mu o bojętność zaczęła, lecz młody Ra wita pocałunkami i złudnemi sło wy skutecznie ją uspokoił. — Skarcę go należycie — za pewniał — nie uczyni tego wię cej. A to wiedz, Ester moja, że trudno mu się dziwować: krew w nim gra, zaś ty tak urodziwa je steś. że kamieniem chyba być trza. iżby na twój widok żądze •się nie rozpaliły. No... zaprze stań szlochów, nie znoszę ich. Rozchmurz czoło, wesołą bądź, Raróg ode mnie pamietne dosta nic. Czcze to były słowa — ani my ślał karcić Karola, owszem rad był. że się on o Esterę pokusił. Przy spotkaniu rzekł do niego: — Żydowinka moja chce, iż bym cię obwiesił. I wisiałbyś święcie, gdyby mi nic obrzydła... Wiesz o co idzie. — Długi ma ozór, pogańskie nasienie! — mruknął Ra róg. — A długi. Owóż, mówię- tobie, że mam jej dosyć. Dziwnie pręd ko mnie nasyciła. Snać Źy-do w in ki tylko w pokosztowaniu sma kują... Zacząłeś z nią — to kończ. Bez kłopotu przynajmniej pozbędę się jej... Ośmielony w ten sposób zaufa ny Rawitów. coraz częściej i co raz natarczywiej oświadczenie po wtarzał, lecz Estera upornie go wciąż odtrącała. To narzucanie się ustawicznie Raroga, przytem dowody coraz większej obojętno ści ze strony Jaszka (bo od pier wszego nasunięcia podejrzeń przez Raroga, zaczęła z wielką pilnością śledzić kochanka, mu siała tedy dostrzedz, co z począt ku wagi jej uchodziło) o rozpacz ją przyprawmy. Jaszko wpraw dzie jej żale uspokajał, bałamu cił ją zapewnieniami, zresztą i przeczucie jej mówiło, iż ofiarą nikczemności młodego Rawity była. Ale jak tonący słomki się chwyta, i ona, nieboga, nadziei się chwytała: —Zdaje mi się chvba... — mówiła do siebie. — To tamten, sługa nikczemny, złe ziarnino w duszy mojej zasiał... Nie może być, iżby się rycerz taki do niec notv posunął... To znów uderzało ją, niby grom, pytanie: — A gdyby się posunął? Wstrząsała sie wtedy, zaciska ła pięści i podnosząc je w górę, powtarzała przez zaciśnięte zęby: — Zemściłabym się! Zemści ła ! Tego dnia, gdy Ozera znalęztf no nieżywym, Raróg, korzysta-J jąc z nieobecności Jadźka, oświadj czenia swoje natarczywiej kiedykolwiek ponowił. — Opatrz się, niebaczna! mówił. — Toćże san a nad sobl miej zmiłowanie... Z pana Jaszl ka nie będziesz miała pociechyj taki on lekkoduch, że mu dnia każdego inszy kwiat pachnie.^ Ciebie już ma dość, już mu si cknisz i byle pozór nalazł, wy^ świeci cię bez litości. Sromu so-^ bie i frasunku oszczędź, powolną mi się okaż, w tem jeno dla cie-j bie ratunek... — Nie ułudzisz mnie ifałszem, człeczc przewrotny, próżne za chody twoje — odparła Estera wyniośle. — W spokoju mnie o staw, żebym się na ciebie znóv^ skarżyć nie musiała. Jużeś prze cie skarcenie za zuchwalstwo o debrał, bo o tem mi Jaszko po wiadał, chcesz-li co gorszego o** trzymać? Raróg uśmiechnął się szyder czo, w oczach jego zapłonęły bla ski złowrogie. — Ha! ha! — począł w jaka-^ żeś ty jeszcze... Skarcenie, mó wisz. odebrałem? Ano, tak cię pan Jaszko zapewniał, ale dziw, że mu wiarę dajesz. Zaf»cwn»ał cię tak. aby zbyć, odczepne cl rzucił, a ty się na tem nic pozna łaś. — Szlachetny pan jest, rycerz, wierzę nut... — A ja ci powiadam, że tyle mu wierzyć można, ile wichrzy skom burzliwym. Jak one jużci .w te stronę napierają, w mignie nic zaś kiedy indziej ich szukać; ] tak samo i pan Jaszko. Gada. co mu w tej oto chwili potrza, Iccz /. prawdą się nigdy nic 1'czy. Skarcić mnie miał? Tła! ha! Pięk nie skarcił, aż mi dotąd na skó^ rze cierpkość sieilzi.. Bwi wspomnienie ciarki mnie imają... — Sama go się spytam — pod chwyciła Estera — a lepiej jesz cze, w oczy ci przy nim zadam niecnotę. Wtedy fałsz twój na jaw wyjdzie, okaże się, żeś osz czerstwa na niego miotał... — Okaże się zgoła co innego, głupia dziewko! — przerwał Ra róg zniecierpliwiony — okaże się y twój żal. iżeś jemu a nie mnie wierzyła. Zanim się wszakże spy tasz. ja ci rozpowicm, co to by ło za skarcenie, a jako I]J>g na niebie, nie skłamię. CKtóż rzekł mi twój miłośnik szlachetnym "Bierz ją sobie, bo mi bokiem wy chodzi, bo mi zbrzydła; przynSj* mniej bez kłopotu się jej pozbę-r de". Nie powtarzałem tego, nic chcąc cię frasunkiem odrazu przy gnębiąc; ale skoro sama o to po trąciłaś... masz, czegoś chcia ła! listera ręką pierś falującą przy cisnęła, zdało jej się, że Raróg truciznę do jej serca wsącza, któ ra się po żyłach rozpływa, do my śjj dostaje i boleśnie się nad nie mi znęca. (Ciąg dalszy nastąpi.) I RÓWNOWAGA CIAŁA. Stan ciała, w którym wszystkie organa wypełniają swoją natura przeznaczoną pracę, to jest pra wdziwy stan zdrowia, jest zwany równowagą ciała. Tak prędko, jak jeden organ odmówi wykony wania swej pracy staje się konie cznym przywrócić równowagę. Każdy zauważył, że najczęściej żołądek odmawia swej pracy Jest to wezwaniem Trinera Am rykańskiego Elixiru Gorzkie Wina (Triner's American Elixir of Bitter Wine), ponieważ ono zmusi żołądek do pracy, wspólnie J z innymi organami, od których zależnem jest trawienie. Tak prę%| dko jak przywróconym zostanie regularne trawienie, cały system zacznie działać prawidłowo. U żywaj tego lekarstwa we wszyst- \ kich wypadkach niestrawności i osłabienia ciała. W aptekach. — Jos. Triner, 616—622 S. A'hUrnd ave., Chicago, Ul. . _ . cy- j ne^ii HI xirl