Newspaper Page Text
i I V 6 Grudnia 1902 •i TT-W-A.O- Z "Dziennik Narodowy" zapewnia swoich czytelników, że odkąd na ziemi amerykań skiej stanął zbawca ludowy, p. Stapiński, ciemnoty nie będzie już wcale pomiędzy ludem polskim. Będzie jeszcze tylko królo wać naiwność czego, najlepsze dowody składa właśnie redakcya "Dziennika." Pomimo ustawicznych i częstokroć nad wszelki wyraz brutalnych napaści, które nas spotykają ze strony obozu konserwaty wnego, jesteśmy zawsze wtem miłem poło V żeniu, że nie potrzebujemy zbijać tych bre 1 dni, bo wybornie wyręczają nas wtem wła śnie sami konserwatyści. Jak wiadomo na szym czytelnikom, do ostatnich czasów wa s łono do nas tylko takim dynamitem, które go celem było zapalenie w ludziach wiary, &e je&teśmy anarchistami. Obecnie, gdy •dynamitu zmarnowano już całe stosy, a lu dzie nic—wymyślono nowy materyał eks plozyjny i zrobiono nam zarzut, że należy my do kliki UGODOWCOW. Z anar chistów ugodowcy! Jak wam się to podoba, czytelnicy'? My bo mocno jesteśmy zanie pokojeni o umysłową równowagę tych pa nów. "Zgoda," pragnąc utrzymać swoje zapa trywania w sprawie wizyty p. Stapińskiego na stanowisku dominującem, nagadała nam zwykłych impertynencyj, nie zbijając w zasadzie ani jednego punktu z naszych poglądów, nazwała wszystko niedorzeczno ścią i basta! Pochwaliła ją za to Buffalo ska "Warta," na co "Zgoda" dla konsek "Wencyi powinna odpowiedzieć, że "Warta" ma rozum i basta! Wychodząca w Buffalo humorystyczna i "Osa" pisze w ostatnim numerze pod adre Ysem "Polaka w Ameryce," jak następuje: "Polacy nie powinni czekać, aż ta zmora amerykańskiej Polonii zdechnie, lecz lyn c&pwae, boć jestto upośledzone bydle, łyse, śtópe, beznogie, niedołężne, podłe, nikcze mne, brudne" itd. itd. Przypominamy, że tę wcale nieliczącą się ze słowami humory styczną "Osę" "z przyjemnością poleca swoim czytelnikom" ks. Skulik, redaktor y o n i k a K a o i k i e o We własnym dobrze zrozumianym inte resie duchowieństwo polskie powinnoby już raz pomyśleć na seryo, że przecież taki kapłan paszkwilista swojem głupiem i nie uczciwem piórem nie przynosi im chyba żadnego zaszczytu. Czas by też już był naj wyższ^wychylonego z równowagi'' literatę" przywot^p nareszcie do porządku, bo mó wiąc prawdę wszyscy musimy się za niego rumienić. Polemikę i my prowadzimy nie raz i żadne pismo nie jest od niej wolne. Ks. Skulika należy jednak pouczyć, że po lemika a brutalstwo i podburzanie Indu do zbrodni, to rzeczy całkiem odmienne. Prasa nasza stoi już dziś na takiej wysokości po czucia taktu i honoru, że dla takich "Os' i "Tygodników" niema już wśród niej miejsca. Ciekawy objaw zdeprawowania moralne .go przedstawia następujące ogłoszenie ^"Kuryera Polskiego," które dosłownie przedrukówujemy. "Ostrzeżenie.—We Wisconsinie i okolicy włóczy się obecnie niebezpieczny oszust, który pod różnemi pozorami stara się sko lektować za nasze gazety. Dla powagi za kładą na nos binokle, ma blond włosy, wa ży około 150 funtów. W kieszeniach nosi paczkę pozbieranych gazet, mieni się być generalnym agentem od wszystkich pism. Głównie stara się wydostać jednego dolara na rok za gazetę, a naiwnym farmerom opowiada, że jego sprzedawany płat broni demokracyę. Młodego oszusta naj lepie niech abonenci wymłócą kijem. Bądźcie więc ostróżni.—Gen. Agent Kuryera V. Sławski." Odnośnie do wartości powyższego zdaje się, że wszelkie komentarze są zbyteczne. Cała ohyda widnieje jakuajwyraźuiej. —To tylko dałoby się zaznaczyć, że ów, do kogo ogłoszenie się odnosi, mógłby pociągnąć wydawnictwo osławionego Kuryera do od PQwiedzialności sądowej. Echa Misyi p. Stapińskiego. Z "Robotnika" chicagoskiego dowiadu jemy się, że poseł Stapiński w jednej ze swych mów powiedział, co następuje: "Otóż księżna Czartoryska, mimo to, że jest chłopotnanką, znienawidziła sobie Ru sinów, bo i w jej dobrach zastrajkowali y^tllatego sprzedaje swoje grunta na Rusi. V Od Rusinów żąda za morgę 400 guldenów, a od Polaków tylko 200. Powinniśmy więc korzystać z tej oferty." Więc księżna 1 u biała chłopów, dopóki im płaciła licho—ale teraz, z powodu strajku, nienawidzi ich! Więc można patryotyzm i sumienie księż ny Czartoryskiej nabyć—ale za dubeltową cenę... My znamy w Ameryce bardzo dużo ta kich handlarzy gruntów, którzy mówią, że grunt wart 1000 dolaiów, ale sprzedaliby go za 500. bo im gotówka potrzebna. A jak STARZY LUDZIE MAJA SWE KŁO POTY. -P. Franciszek Little z Benton Harb r, Mich., jest przeszło 80 lat stary. Od roku 18(55 stale cierpiał na różne choro by, z k •ór\ch pomimo używania najróżno rodniejszych alientów, uzdrowionym nie został. W sierpniu rozpoczął używać "Chamberlaina Stomach & Liver" pasty lek (tablets) i zaraz zrobiło mu się lepiej. W swoim dziękczynnym liście pisze: "Uży łem trzy pudełka pastylek, i zdaje mi się, że jestem zdrów." Pastylki Chamberlaina wzmacniają apetyt i regulują żołądek. Na sprzedaż w aptece M. F. Brzezickiego, 956 Peckham ul. }M •4 fl się kto potarguje, to dostanie i za 250 do larów. Prof. T. Siemiradzki kpi sobie z czytel ników "Zgody." Nie podał on na ich sąd wcale tego, co pisała "Ameryka," a zamie szcza taką notatkę: "Od posła Stapińskiego otrzymaliśmy list z prośbą o zaznaczenie w odpowiedzi na napaści i insynuacye zamieszczone w i "Ameryce" toledoskiej z 22go b. m., że poseł Stapiński nie ma czasu po drodze na I pisanie sprostowań, tem bardziej, że wszy-! scy uczestnicy zgromadzeń Stapińskiego i bez tego ocenią należycie złą wolę wydawcy' "Ameryki" w tej sprawie." Panie Redaktorze! czy to tak się odpo wiada na wyraźne zarzuty? Redaktor, jeże li nie jest pozbawiony równowagi umysło wej, podałby głosy obu stron na sąd czytel ników, a następnie mógłby wypowiedzieć swoje zdanie, komu przyznaje racyę. Tylko najęty adwokat może występować po jednej stronie. Dziękujemy za uznanie naszej złej woli dla humbugierstwa, albowiem stwierdza to naszą dobrą wolę dla o gółu. To jednak, co p. Stapiński zakomuniko wał Zgodzie" o "Ameryce," jest po prostu fraszką wobec tego, co tenże p. Stapiński powiedział w Buffalo na mityngu i na "poufnej" konferencyi z tamtejszymijreda ktorami polskimi—o tejże "Zgodzie," mia nowicie zarzucił jej fałszywe spra wozdanie. My jesteśmy w porządku, ale gdzie się znajduje pan redaktor "Z^ xly?" Co on te raz powie o p. Stapińskim? Czy przyjmie milczeniem taki niehonorowy zarzut? Pewien Asan dopuścił się przestępstwa wobec praw ogólno-ludzkich. Zaskarżono go o to do sądu, lecz, zanim go zdołano aresztować, uciekł do innego kraju. W kra ju, do którego uciekł, nikt nie wiedział, że ów Asan dopuścił się przestępstwa, ani też o tem, że jest on oskarżony, wreszcie na czem się oskarżenie opiera. Asan zaczyna publicznie w nowym kraju głosić swą niewinność, a na swych oskar życieli rzuca różne podejrzenia. Ludzie, nieświadomi prawdy, łatwo mu uwierzą. Tak czyni każdy prawdziwy zbrodniarz. Lecz gdy kto uczciwy niesłusznie został o co oskarżony, to sam stawia się osobiście do sądu, w którym mu sprawę wytoczono i tam oczyszcza się z zarzutów. Gdy kto niesłusznie był zaczepiony w ja kiej gazecie, to, jeśli jest niewinny, po winien się udać do tej właśnie gazety, w której go zaczepiono. Ci sami ludzie, któ rzy czytali zarzuty, powinni wysłuchać obronę. Niektórzy wolą jednak bronić się ucie czką, bo wiedzą, że prawda wyszła by na wierzch. Pan Stapiński w przemówieniach swoich w Buffalo, według doniesienia tamtejszego "Polaka w Ameryce" i "Gazety Buffalo skiej," postawił poważny zarzut gazetom chicagoskim i milwauckim, a mianowicie, że fałszywie podały treść jego tam przemówień. Zarzut ten dotyczy "Zgody," Dziennika Narodowego" i "Dziennika Milwauckiego." "Gazeta Buffaloska" pisze: "Dalej po seł Stapiński objaśniał wszystkich pocho dzących z Galicyi, którzy zbiegli przed służbą wojskową, na jakich warunkach i czego spodziewać się mogą po powrocie do kraju. Kara ostatniemi czasy zniwelowaną została do minimum, tak, że często nie do sięga 10 dni aresztu. Zaś obecnie postawio nym będzie w sejmie galicyjskim i w ra dzie państwa równocześnie bil, na mocy którego wszyscy powracający do kraju z a k i e 1 0 0 0 u e n w k a y u n i k n "W tym celu żąda i prosi poseł Stapiński wszystkich współziomków, aby piśmiennie do niego się zgłaszali z podobną propozy cyą, a on wszystkie to listy zużytkuje przy obradach odnośnego prawa. "Tak więc należy napisać, że "jeżeli rząd mi daruje karę za opuszczenie służby woj skowej, wrócę natychmiast do kraja z ma jątkiem nie mniej tysiąca góldenów." A ponieważ w Galicyi pieniędze na ulicy nie zbierają się i potrzeba ich oczywista, prze to rząd austryacki z chęcią na tę propozy cyę przystanie." Cytatę powyższą przytaczamy z wszelki mi błędami. Taka nauka jest niemoralna. "Obrońca Indu" nie powinien nigdy występować w obronie tych tylko, którzy mają więcej niż 1000 guldenów. Takie właśnie prawa, któ re dają przywileje bogatym, są niesprawie dli we. Jest to hańbą, że przedstawiciel stronnictwa "ludowego" z Polski głosi ta kie zasady. Gdyby to prawo, które pan Stapiński obiecuje, zostało uchwalone, to jaki byłby rezultat? Oto każdy bogacz mógłby wyje chać za granicę i stamtąd napisać list, że wróci z pieniędzmi, jeżeli nie będzie pocią gany do służby wojskowej.—Jaką tu rolę nadaje pan Stapiński sobie i swojemu rzą dowi? Czy rząd pozwoli powracającemu za trzymać w kieszeni swoje pieniądze, czy też chce powracającego dostnć podstępem w swe ręce, aby go obrabować? Polak w Ameryce" zamieszcza bardzo słuszną przestrogę, z powodu agitacyi p. Stapińskiego za tem, aby Polacy, którzy wyemigrowali z Galicyi do Stanów Zjed., posyłali metryki urodzenia swych dzieci do^ wpisania do ksiąg ludności w Galicyi: "Jakiś np. chłopiec urodzi się w Sta nach Zjednoczonych, a jego rodzice po ochrzczeniu go przesyłają metrykę do któ regoś z urzędów parafialnych w Galicyi. Jakież tego następstwa? Oto te, że chło piec uważany będzie za poddanego austrya ckiego pomimo tego, że rodził się w Sta nach Zjednoczych, a gdy nadejdzie czas poboru i służby wojskowej, to powołają go tak, jak gdyby się rodził w Galicyi, lub innym kraju, przynależnym do austryackiej korony. Jeżeli się nie stawi do wojskowe A E Y K A go poboru, zapisują go na listę dezerterów, na której będzie pozostawał aż do ukończe nia 45 roku życia. Jeżeli by takiemu pol sko-amerykańskiemu młodzieńcowi przy szła ochota odwiedzić Galieyę pomiędzy 20 a 45 rokiem życia, to bez żadnych ceregie li pochwycą go austryackie władze jako swego, zamkną do kozy, a następnie oblo ką go w mundur rekruta i każą pełnić trzechletnią służbę woj*skową, a nadto je szcze przez U lat później będzie należał do rezerwy i obrony krajowej. Będzie uważał się za prawdziwie szczęśliwego, jeżeli po wysłużeniu trzech lat przy wojsku, uda mu się umknąć do Ameryki, skąd z pewnością nie wybierze sie już więcej razy do kraju. W taki to sposób młodzieniec, mający pra wa amerykańskiego obywatela, musiałby służyć w wojsku jako austryacki poddany, jeżeliby jego rodzice przesłali metrykę do Galicyi i kazali zapisać w jednym z tam tejszych urzędów parafialnych." Detroicka "Niedziela" zapatruje się na misyę p. Stapińskiego podobnie jak i my, nadto dodaje jednę więcej słuszną uwagę, że nietylko my nie dowiedzieliśmy się od p. Stapińskiego właściwie niczego, ale ró wnież i "p. Stapiński, którego pobyt wśród nas ograniczał się przeważnie na wędrówce od hali do hali dla wygłaszania mów," nie mógł powziąć żadnego dokładniejszego wyobrażenia o naszych stosunkach w Ame ryce. Bardzo słuszne twierdzenie. Koniec końców tej misyi ogranicza się właściwie do zera dla obydwóch stron. Ni nam, ni p. Stapińskiemu nie przyniesie objazd ten najmniejszej nawet korzyści. Po co właści wie było tłuc kości dla odbycia tak dalekiej podróży i to za pieniądze nabyte za pomo cą bezprawia—na to dotychczas nie znaj dujemy żadnej sensownej odpowiedzi. Po zostaje więc traktowanie tego kroku tak, jak my uczyniliśmy od samego początku, nazywając misyę p. Stapińsldego operet kową. Z BUFFALO I OKOLICY P. STAPIŃSKI W BUFFALO. Jest faktem, znanym nam wszystkim z własnego doświadczenia, że każdy Europej czyk, wybierający się po raz pierwszy do Ameryki, zaopatruje się zwykle w dwie tyl ko rzeczy: maleńki woreczek pieniędzy i ogromny wórfantazyi. Woreczek stosownie do okoliczności z biegiem czasu doświadcza losów różnych, ale z worem zawsze i u ka żdego przybysza powtarza się jedna i ta sa ma historya: W Nowym Yorku (w chwili wylądowania) jest jeszcze pełny, gdzieś koło Pittsburga "ożywczej treści" już w nim mniej, w Chicago jeszcze mniej i tak stopniowo bujna fantazya się ulatnia, aż w końcu po jakiemś setnem rozczarowaniu, powiedzmy w Buffalo, wór staje sie pusty. Mimo tysięcy listów prywatnych i sto sunkowo dość dużej liczby także gruntow niejszych opisów o ziemi Waszyngtona, Europa wcale jeszcze ii.c zna tej ziemi i panujących na niej stosunków. Jedni wyo brażają sobie, że są tu sr.me tylko dziwy, inni, że dolary rosną w ziemi, jak kartofle, a jeszcze inni, że, byle znalazła się tęga głowa, to całą Amerykę możnaby kupić za trzy grosze. Dzięki tej zupełnej nieznajo mości rzeczy jadą więc jedni po pieniądze i znajdują bolesne ciernie, jadą inni po le psze stanowiska i dostają gorsze, jadą nas reformować i wracają sami zreformowani... Takich mniej lub więcej bolesnych zawo dów w swoim czasie doznawaliśmy wszy scy, a obecnie taką samą szkołę doświad czeń przechodzi gość najświeższy, poseł Stapiński. W Chicago, Milwaukee i innych miastach rozwijał jeszcze plany z całą fan tazyą, w Buffalo spuścił już z tonu o tyle, że w zasadzie, oprócz jeszcze jednego tylko domu pracy, niczego nam zresztą nie obie cywał. Na ostępie zastrzegł się nawet bar dzo kategor)Tcznie, że nie przyjechał tu z żadną reformą, lecz tylko po to, aby nas poznać. Mowa, którą wypowiedział w ze szłym tygodniu, była spokojna, bezpreten syonalna i ani w dziesiątej części nie przy pomina tego, co z racy i jego wystąpień po dawały nam np. dzienniki chicagoskie. I to właśnie zjednało szanownemu gościo wi raczej sympatyę, niż nieufność i nie chęć, a od czasu do czasu sypały się nawet szczere brawa. Swoją drogą jeszcze i tutaj nie we wszystkiem można się godzić z pa nem posłem, a już w każdym razie w jego "radach" i "łaskach" uderza wielka nie praktyczność, lub nawet czasem brak lo giki. Na pierwszym miejscu postawił kwestyę domu pracy w Nowym Yorku i zapewnił nas, że przyśle nam go ze Lwowa najpóź niej za rok, tj. około przyszłego listopada. Kto tym domem będzie się opiekował, nad tom jeszcze ^nie miał czasu pomyśleć pan poseł. Na razie grunt tylko w tem, aby taki dom przyszedł do skutku, a potem już tam chyba me braknie takich chętnych, co ze chcą ciągnąć z niego zyski... To szastanie się p. S. z dwoma tysiącami dolarów na sprawę, której sam dobrze nie pojmuje, uważamy po prostu za zabawkę. Ze istnie jący już Dom św. Józefa pozostawia jeszcze wiele do życzenia, o tem i my wiemy do brze. Myli się jednak pan poseł, jeśli są dzi, że przyczyną złego jest tylko brak fun duszów. Gdyby nasza Polonia miała odpo wiednie zaufanie do zarządu Domu św. Józefa, to o pieniądze byłaby fraszka. Galicya nie ma ani pojęcia, jak tutaj lud jest hojny, gdy wierzy w szlachetność da nego celu. W tym wypadku trzyma pienią dze przy sobie, bo widać nie wierzy w szczerość intencyi zarządu. A takiego zau fania nie kupuje się ani za dwa tysiące ani za żadną sumę pieniędzy. Jeśli pan poseł, jak sam się do tego przyznaje, nie pomy ślał jeszcze o sposobie zawiadywania takim domem, to z pieniędzmi wyrywa się cał kiem niepotrzebnie. Dopóki dane społe z eń s w o s a o i n a o s a w i e w a snego uznania nie pomyśli na seryo o jakiejś potrzebnej mu rzeczy i samo jej so bienie stworzy, dopóty wszelkie próby po jedyńczych jednostek, zostających w doda tku przeważnie poza obrębem te go społeczeństwa, co najwyżej liczyć mogą tylko na to, że na chwilę bły sną jak fajerwerki i niebawem zgasną, jak fajerwerki. Jeśli pan poseł istotnie chciał by się nam czemś dobrem i pożytecznem przysłużyć, to swoją pracę powinienby za cząć z innej strony a speeyalnie w odnie sieniu do o u należałoby budzić w naszcm społeczeństwie odpowiednią świa domość, wykazywać mu pożyteczność ta kiej instytucyi, wskazywać środki, jak ją prowadzić, KOIUU należy się nad nią koni trola i tak dalej. Nie pieniędzmi, lecz do brą radą i nauką powinien nas był obda rzyć. W dalszym ciągu swej mowy radził nam pan poseł kupować ziemię w ojczyźnie. U paua S. widać wszystko idzie na opak. Tam gdzie raczej potrzebna nam była zdro wa rada (dom pracy), ou dawał nam pieniądze, a tu, gdzie owszem przy dałyby się pieni a z e (na kupno zie mi), pan poseł służył nam radą... I ko mu to radzić "kupujcie ziemię!"? Toć ka żdy z nas byle tylko było na tyle pieniędzy, wykupiłby chętnie nawet całą księżnę Czar toryską! Pooóż bowiem przyjechaliśmy tu do Ameryki, jeśli nie po to. aby uciułać tro chę grosza i wykupić z długów rodzinną chatę? Galicyauie zwłaszcza, do których pan poseł szczególnie zwracał się z tą ra dą, czynią to już od dawna i z takiem po święceniem, że więcej "prynuki" wcale iiu już nie trzeba. I wreszcie co za nickonse kwencya, gdy się zestawi te dwie rzeczy! Z Europy przysyłać pieniądze na dom w Ameryce, a z Ameryki pieniądze na ziemię w Europie! Czy nie prościej za tamte ku pić odrazu ziemię, a za te, jeśli już gwał tem to potrzebne, dom postawić? Uniknęło by się pizynajmniej kosztów przesyłki, które, jak pan poseł sam to podnosi, "dla braku odpowiednich banków" bywają nie raz mocno słone. Punkt trzeci w przemówieniu p. S. od nosił się do kar wojskowych. Aby rząd au stryacki miał jakąś słuszną podstawę do zniesienia tych kar, p. S. radzi, aby wszyscy interesowani pisali do niego do Lwowa odpowiednie listy, a on jnko poseł przedstawi je następnie rządowi i jest pe wny, że skutek będzie dobry. Do zniesie nia bowiem kar potrzebna jeBt rządowi tyl ko ta wiadomość, czy w takim razie młodzi ludzie chętniej wracaliby do kraju. My pa nu posłowi wskażem krótszą drogę: Jeśli rząd austryacki rzeczywiście chce się do wiedzieć, czy zniesienie kar wyszłoby mu na dobre, to przecież próba jest bardzo ta nia. Niech poprostu kary zniesie, a w cią gu najwyżej piętnastu dni z Ameryki przyj dzie na to odpowiedź. Dezerterzy będą wra cać do kraju w takiej masie, że i austrya ckie pułki przy nich zmaleją. Projekt nasz nad projektem p. S. góruje o tyle," że tam potrzeba całych tysięcy listów i naturalnie masę kosztów, a tu zupełnie wystarcza je dna, krótka, lakoniczna depesza: "wracaj cie, jesteście wolni!" Nawiązując w końcu do kwestyi grani cznych sporów toczących się w Galicyi wschodniej pomiędzy Polakami a Rusina mi, p. Stapiński trafił nam do przekonania w zupełności, bo ograniczył się tylko do hasła "swego brońmy, cudzo szanujmy!" Byłoby rzeczą bardzo pożądaną, by pan poseł piękne te słowa powtórzył przy spo sobności także w Galicyi. Grosernię po p. Masałowej pod nr. 11U7 Broadway nabył nowy przedsiębiorca pol ski i prowadzi ją pod firmą "Belt Line Cash Grocery." Życzymy powodzenia! Tow. Czytelnia Polska urządza w dniu św. Sylwestra, tj. 'U grudnia wielki bal, z którego dochód pójdzie w całości na rzecz Czytelni. W dniu 2 grudnia toż samo To warzystwo odbędzie swoje doroczne posie dzenie. Woda nasza, jak zapewnia urząd zdro wia, nie zawiera już żadnych niebezpie cznych zarazków i można ją pić bez obawy. Jedni wierzą w to oświadczenie lekarzy, a inni dla pewności wolą już zostać przy piwie... Miejscowy nasz prorok od powietrza, p. Cuthbertron zapewnia nas, że tegoroczna zima będzie u nas bardzo łagodna i prawie bez śn/egu. O ile p. C. mówi prawdę, do wiemy się dopiero gdzieś z końcem maja, a tymczasem parę ton węgli, dobry kożuch i ciepła czapka nikomu nie zawadzi. Linia kolei elektrycznej "The Buffalo, Hamburg & Aurora," wraz naturalnie z całym byznesem, przeszła w poniedziałek bież. tygodnia na własność p. A. E. Leo na, kapitalisty z Boston. Nowy właściciel zapowiada, że wtem przedsiębiorstwie urzą dzi wszystko według najnowszych wyma gań techniki, oraz, że dotychczasową linię przedłuży w najbliższej przyszłości aż do Aurora. roku 1903 w Oodatku Powieściowym do Ann ryki" 'wydrukujemy przeszło 30 książek, ażda objętości przesz'o 00 stronic, t. j. około 4000 stronic. Książki te kosztowałyby najmniej 8 .50. My to wszy V "'i' stko i jeszcze gazetę o 8 stronicach, szczelni" w ypełnioną wszys!kieini bieżąeemś n iadomościaini, dujemy razem za $2.00. i)oI książek z naszego katalogu za $1.00. dużo, jak "Ameryka." Nasza ?a/eta nie jest wypełniona ogłoszeniami, lecz pożytecznemi wiado mościami i artykułami. My nie tylko sani papier dajemy. Którekol wiek cztery gazety polskie razem wzięte nie dają tyle do czytania, co "Ameryka." Już teraz można zapisywać "Amerykę" na rok 1903. Kto przyśle $2.00, zostanie pokwitowany od tej pory do 31 grudnia 1903 roku. Za wstrętną ^zbrodnię popełnioną wzglę dom lOletniego dziewczęcia aresztowany został w poniedziałek niejaki Lee Hedges. Zebrane tłumy miały ochotę powiesić go na drzewie, ale wzięła go w swoją opiekę policya i nie dopuściła do drugiej zbrodni, i Stan zdrowia dziewczynki jest bardzo nie bezpieczny. I W Rochester zanotowano w ubiegłym ty godni u aż 40 nowych wypadków choroby ina °8PV- Zatrwożony, tą przykrą wieścią za rząd zdrowia naszego miasta ma zamiar zawczasu pobudować odpowiedni szpital i czekać na nieproszonego gościa w pełnej .zbroi. Wojownicze usposobienie Zarządu jest bardzo chwalebne, ale swoją drogą, wolelibyśmy, aby nie zaszła potrzeba doby wać miecza. W sobotę grudnia Sokół Polski w i Black Rock będzie święcił uroczystym ob chodem trzecią rocznicę swego istnienia. Zebranie odbędzie się w lokalu ob. P. Ma telskiego, a początek naznaczony na godz. 8 wieczorem. Komitet, zaprasza wszystkich przyjaciół idei sokolej, a my od siebie do dajemy, żętych przyjaciół powinny być ty siące! I Aleksander Behrend, który przed rokiem sfałszował był czek bankowy i zamiast 12, dostał za niego w banku $1212, objechawszy za te pieniądze prawie całą Amerykę wszerz i wzdłuż, wrócił obecnie do Buffalo i, gdy go niebawem przyaresztowano, wyrzekł te słowa charakterystyczne: Serdecznie się cieszę, że się to moje tułaetwo nareszcie skończyło. Pieniędzy już nie ma, zima za pasem, więc jakiś cichy kącik będzie mi bardzo na rękę." Ten "cichy kącik" bę dzie mial naturalnie w więzieniu. Za staraniem Koła Śpiewackiego odbę Idzie się w dniu 7 grudnia w lokalu tegoż Towarzystwa pod nr. Broadway odczyt na temat "Polacy w Ameryce," który przyrzekł wygłosie Dr. Fronezak. Dysku I sya będzie dozwolona w czasie odczytu, a po wyczerpaniu przedmiotu Szanowne Ko ło uraczy nas jeszcze śpiewem i muzyką. Wstęp wolny dla wszystkich, przeto komi tet wyraża nadzieję, że publiczność zapeł ni ludę po brzegi. Z naszej strony dobre chęci Koła popieramy jakna jgoręcej. Na ulicy Seneca, blisko Smith, znalazł urzędnik policyjny p. Meier mężczyznę le żącego w stanie nieprzytomnym Zawezwane pogotowie odwiozło omdlałego do szpitala, gdzie przywrócony do przytomności zeznał, że przed kilku tygodniami został silnie po kaleczony w "Laekawana St.ee! Plant" i leżał w szpitalu, skąd jednak jako zdrowe go wypuszczono go w krótkim czasie do do mu. W dniu krytycznym poszedł po "pój dę", ale przy kasie był taki ścisk, że nie zagojone należycie rany się mu odnowiły i wskutek osłabienia w drodze zemdlał. Coś ta Laekawana" zbyt nam często się przy pomina, gdy mowa o nieszczęśliwych wy padkach "Dziennik Chicagoski" piórom niepod i san ego korespondenta dowodzi, że tak zwany drugi kongres katolicki, który się odbywał w naszem mieście, nie był kongre sem reprezentującym cały nasz obóz katoli cki, 1 ecz kongresem tylko pewnej kliki. Opierając |się na tym pewniku, pisze tenże "Dziennik" dalej, że Wydział kongresowy nie ma wi^c prawa przemawiać, ani działać w imieniu całego obozu katolików, lecz ró wnież tylko w imieniu pewnej kliki. "Po lak w Ameryce" odpowiada na to "Dzien nikowi," że przeciwnie kongres był repre zentowany przez cały ogół katolików i co za tem idzie wydział a prawo tworzyć ogólną federueyę katolicką. Nam się zdaje, że racyę ma "Dziennik Chicagoski." Kawałek ulicy Walter, pomiędzy Elk i Perry, skazany jest przez opinię publiczną na zupełne wyludnienie. W ciągu pięciu o statnich lat zginęło kilku mieszkańców tej ulicy śmiercią tragiczną i obecnie gazety wysnuly z tego wniosek, że jestto miejsce fatalne, w którem "prędzej czy później ka żdego musi spotkać nieszczęście." Ze oto czenie i miejsce, podobnie jak i tysiące in nych warunków wywiera pewien wpływ na charakter i usposobienie człowieka, tem samem także na jego losy, o tem wiemy wszyscy. Zeby jednak owych kilka domów miało być pod tym względem takim feno menalnym wyjątkiem w mieście, w to już jakoś nie chce nam się bardzo wierzyć, tem mniej, że właśnie wspomniane wypadki tragiczne rozgrywały się częściej poza obrę bem tego miejsca, niż w niem samem. In ny natomiast obrót rzeczy gotów się zacząć właśnie obecnie. Jeśli nieco fatalne było już samo miejsce, to teraz przybywa mu w pomoc także rozkołysany przez prasę zabo bon. Gdy odnośnych mieszkańców będzie my karmić takiem i czarnemi myślami, to "ostatecznie prędzej, czy później każdego na pewno spotka nieszczęście." (Przeniesione na stronicę 8-raą.) 111^1 tu T? Żadna gazeta nie daje tak