Newspaper Page Text
X. TTę^oJmift fcolsfei atneręfta I 7 Egzystuje od 1888. Echo przyłączone w r. 1902 Wychodzi w Kafidą Sobotą Prenunerata Wynosi Dwa Dolary Rocznie z Q6ry Do Europy Trzy Dolary. A. A. Paryski, Wyd. i Red., 316 Jackson ar., Toledo, O. A. Kołodziej, Zarządca, 214 Gibson St., Buffhlo, N. T. K to opłaca prcnunicratę vdrazu iui cały rok z 4 góry, otrzymuje to prezencie ksiąiek za dolara Konkursy Literackie ryki-Eclia." W celu pobudzenia inteligentnych Po laków do pracowania nad oświatą ludu, od czasu do czasu w r. 1903 będziemy ogła szać konkursy literackie. KONKURS I NA ROK 1903. 1. Temat i rodzaj literatury: dowolne. (Zastrzeżenie: forma popularna). 2. Objętość: około 500wierszy. 3. Termin nadsyłania: do 31 stycznia 1903 r. włącznie. 4. Pierwsza nagroda: 25 dolarów druga: 10 dolarów. 5. Wszystkie nadesłane prace mogą być uznane za niezasługujące na nagrodę. 6. Prace, którym będą przyznane nagro dy, będą drukowane w "Ameryce-Echu" bez oddzielnego honoraryum. 7. Prace, nienagrodzone na konkursie, ale nadające się do druku, mogą być dru kowane w "Ameryce-Echu" za odpoWie dniem wynagrodzeniem. 8. Do każdej pracy prawdziwe nazwisko autora musi być nadesłane w zapieczę towanej kopercie, na której należy wy pisać (a.) tytuł pracy, (b.) godło auto ra i (c). datę wysłania. 9. Prace należy nadsyłać do Redakcyi "Ameryki-Echa." 10. Komitet do osądzenia prac nadesła nych będą stanowić: Pan Andrzej Koło dziej, pani H. Piotrowska, Dr. L. Schroe tter, Dr. Fronczak. p. T. Bałuciński, z Buffalo, p. Alfred Gałecki i p. A. A. Pa ryski z Toledo. 11. Wszystkie nadesłane prace będą czy tane przez członków komitetu oddzielnie. Każdy członek komitetu odpowie na nastę pujące pytania: (a.) Tytuły prac przejrza nych i godła autorów, (b). Pierwszą nagro dę przyznaję pracy zatytułowanej—, z go dłem—. (c.) Drugą nagrodę przyznaję pra cy zatytułowanej—, z godłem—. (d.) Nastę pujące prace uznaję za nadające się do dru ku, ale nie zasługujące na żadną nagrodę: —. (e.) Data i podpis. 12. Opinia komitetu będzie wydana i ogłoszona w ciągu dwóch tygodni a nagro dy, przyznane na podstawie większości głosów członków komitetu, będą zaraz wy płacone. 13. O pracach, nie nadających się do druku, będzie zachowana ścisła tajemnica. i 4 liAme- A. A. PARYSKI, Wyd. i Redaktor. SPECYALNE OFERTY dla nowych i dawniejszych prenumeratorów Ameryki Kto przyśle 50c. zostanie pokwitowany za "Amerykę" (zdodat tkiem) na kwartał. Kto przyśle $1.00 zostanie pokwitowany za "Amerykę"(z dodat kiem) na pół: roku, i na premium może wybrać książek za 50 centów. Przesyłkę Bami opłaca my. Kto przyśle $1.50 zostanie pokwitowany za "Amerykę" (z dodat kiem) na cały rok, ale na premium nie otrzy muje książek, tylko dodatek. Kto przyśle $2.00 .zostanie pokwitowany za "Amerykę" (z dodat kiem) na rok i może sobie wybrać na premium książek za $1.00. Przesyłkę sami opłacamy. Kto przyśle $5.00 może eobie wybrać książek z naszego katalo gu za $10.00. Przysyłkę opłacakupujący. Kto chce, abyśmy przesyłkę opłacili, niech dołączy 50 centów więcej. Kto przyśle $3.25 zostanie pokwitowany za "Amerykę" (z dodat kiem) na rok i w prezencie dostanie "Biblię czyi! całkowite Pismo Święte Starego i Nowe go Testamentu." Przesyłkę sami opłacamy. Innych premij do tego nie dajemy. Kto przyśle $5.50 będzie pokwitowany za Amerykę" (z dodat kiem) na Jrok i w prezencie dostanie "Żywoty Świętych." Przesyłkę sami opłacamy. Kto przyśle $3.50 będzie pokwitowany za "Amerykę" (zdodat kiem) na rok 12 tomów Trylogii Sienkiewi cza, a mianowicie Ogniem i Mieczem" 4 to my, "Potop" 6 tomów i "Pan Wołodyjowski" 2 tomy. Przesyłkę sami opłacamy. Ofertę tę ro bimy na krótki czas. Zapas będzie wkrótce wy czerpany. Kto przyśle $3.00 będzie pokwitowany za "Amerykę" (z dodat kiem) na rok i w prezencie dostanie 19 tomów "Tysiąc Nocy i Jedna." Przesyłkę sami opła eamy. A A A Y S K I 316 Jackson ar., Toledo, Ohio KSIĄŻKI ZA PÓŁ CENY. Kto wybierze książek za więcej niż 10 dolarów, to płaci tylko połowę, tj. za książki wartości 11 doi. pła ci $5.50 za $12 płaci $6.00 i t. d. Oferta ta dobra tylko do 31 Grudnia 1902 r. •$» ••j* *5* *5* *5* *J* *5* *5* *5* *5* I E A Idee—to programy przyjęte prze/, ludzi w dążeniu do dobra. Im większy zakres do bra objętego przez ideę, im wyżssy cel, tem wyżej wznosi się duch człowieka, któ ry ją wyznaje, a wznosi się zawsze, bez względu na to, czy idea jest wykonalną, czy też zupełnie utopijną—niewykonalną bo probierzem moralnej wartości idei nie jest praktyczność: praktyczność nadaje idei znaczenie inateryalne i pomaga ku jej urze czywistnieniu, ale praktyczność w dąże niach nie jest pierwiastkiem, stanowiącym 0 dobroci, bo i zły człowiek w złych czy nach może wykazać zasoby praktyczności pierwiastkiem niezbędnym jest tu ogólny probierz wartości moralnej—dobra woła. Tylko dążenie wypływające z dobrej woli jest ideą wszelkie inne dążenia są przeci wieństwem, antytezą, zaprzeczeniom idei. Takie określenie nie wyłącza mylności, nie wyłącza zwyroduienia idei. Mylność—to błf]d, rozumu albo świadomości, nie woli: najszlachetniejsi ludzie mogą im podledz i w idei swojej obrać drogę błędną. A zwyro dnienie idei powstaje tam, gdzie do pier wiastków czystych, idealnych, pierwia stków dobrej woli dodane są nizkie pier wiastki złej woli. Od mylności i od zwyro dnienia idei bronić mogą dwie rzeczy—ro zum i dobroć. Jedną z wielkich idei jest idea niepodle głości Polski. Podlega ona, jak każda in na, prawom rozwoju, a rozwój dla niej mo żebny naraz w kilku kierunkach: w podno szeniu i rozszerzaniu celu i w obiorze skutecznych środków. Ale zarazem może podledz, jak każda inna, prawom skażenia 1 upadku, które mogłyby się przejawić w zniżeniu celu, w obiorze błędnych środ ków, w dodaniu zwyracłniających pierwia stków złej woli. Rozwój idei w idealnym kierunku, w rozszerzaniu i podnoszeniu celu, jest tylko wynikiem coraz większego uświadomienia i jako taki jest wynikiem nieuniknionym. W idei niema określonego szczytu, ponad który wznieść się byłoby za wcześnie, bo cała treść idei składa się ze szczebli, z których każdy jest częścią programu przy szłości i każdy prócz najniższego jest przedwczesny dla ludzkiej nadziei. W idei niema określonego szczytu ponad który wznieść się byłoby zgubnem, bo każdy wyższy szczebel idei pozwala ogarnąć większo widnokręgi i daje nowe uświado mienie. A zatem za probierz dalszego roz woju idei nie można uważać czasu wytwo rzenia się tego rozwoju za taki probierz mo żna uważać tylko wykonalność i logiczność e o o e s o a n e z a s z z e e w y szy. Dla tych przyczyn idea niepodle głości Polski nie może być uznana przez ogół za rzecz wykończoną. Rozwija się ona, sięga nowych szczebli, a każdy jej zwo lennik, przyczyniający się do rozwoju, do daje iskier do ognia świadomości. Ruch ta ki tamować, stawiać granice ludzkim na dziejom i dążeniom dobrej woli, to znaczy nakładać na myśl wolną kajdany. Rozwój idei w kierunku praktycznym, jej rozpowszechnienie, powołanie mas ludu do walki o nią, przyczynia się do przeobra żania, uzupełniania i podnoszenia celów idealnych. Dopóki niepodległość Polski była ideałem, do którego dążyli szlachta i mieszczanie, dopóty można było z progra mu wykreślać sprawę ludu, a przynajmniej odkładać załatwienie tej sprawy na czasy nieokreślone. Ale kiedy powołuje się do walki lud polski, to oświeceni przewodnicy i sam lud w miarę swego uświadamiania dodają do idei nowe szczeble i uzupełniają program dodatkami, przerastający mi o wiele pierwotną ideę niepodległości Polski. Ze lud w uświadomieniu swojem nie omieszka zrobić nacisku na swoje żądania, można poznać z tego, jak lud myśli i mówi tam, gdzie jest uświadomiony. Mogę przyto czyć jeden wypadek charakterystyczny, który wykazuje dobitnie, że umysł uświado mionego chłopa nie przejmuje się ideą bez krytycznie. Poznałem dziesięć lat temu je dnego Górnoślązaka, który za młodu otrzy mał wykształcenie małe i małe poczucie na rodowe, ale, przybywając jakiś czas w Bel gii i w Ameryce, wykształcił się do tego stopnia, że czytał biegle nietylko po polsku, ale i po niemiecku, po francusku i po an gielsku, a z lektury nabył uświadomienia narodowego. Raz byłem u niego w domu. Grał mi na fortepianie patryotyczne utwo ry polskie. Zaczęliśmy mówić o Polsce i wtenczas usłyszałem zdanie, które wówczas dotknęło mnie boleśnie. Powiedział mi: Widzi pan, ja powiem, co myślę o Polsce: Gdyby,Polska miała być taką, jak była, to byłoby lepiej, żeby nie istniała." Wówczas posądzałem go, że brakło mu patryotyzmu, ale teraz sądzę, że tak nie było takie zda nie nie mogło być wypowiedziane przez obojętność względem spraw narodowych, ale było wynikiem pewnego, może nawet sporego zasobu myślenia, krytyki i uświa domienia. To był sąd, wypowiedziany przez inteligentnego chłopa. Takiego sądu mo żna się spodziewać wszędzie, gdzie polski lud zacznie sądzić o przeszłości, a taki sąd jest już częściowem wypowiedzeniem pe ]E3 O DHC O wnych żądań. Żądania te będą uwzględnia ne precz tych, którzy chcą powołać lud do walki za ideę niepodległości. Więc rozwój idei niepodległości w tym kierunku nie na potyka wiele trudności i nie znajduje świa domych przeciwników. Ale sprawa chłopska jest tylko jedną pa lącą kwestyą, której rozwiązanie musi być uznane jako część składowa wielkiej idei niepodległości. Są kwestye inne, które na bierają znaczenia może jeszcze donioślej szego przez to, że wobec." nich zdania w społeczeństwie są podzielone, nio tak jak w kwestyi chłopskiej, gdzio powierzchow nie przynajmniej przyznaje się ludowi ró wne prawa obywatelskie. Te kwestye palą ce, to kwestya ruska i kwestya. żydowska. Żywioły ruski i żydowski, nie zupełnie zla ne z nami, a więc mające swoje włapne po trzeby, dążenia i cele, różniące się czasami od naszych, mogą zostać albo sprzymie rzeńcami albo wrogami. Od nas to zależy, aby się z nami sprzymierzyły. Nasza wzniosła idea i nasza godność na rodowa wskazują nam drogę, którą mamy postępować w stosunku do Rusinów i Ży dów. Powinniśmy uznać ich za współoby wateli i wystrzegać się w naszych stosun kach z nimi wszelkiej niefolerancyi religij nej lub społecznej, wszelkiego szowinizmu rasowego lub narodowego, wszelkiej niena wiści, a to dla tej jednej przyczyny, że ta kie objawy niegodne są nas i ubliżają na szej idei. Nienawić rasowa, szowinizm na rodowy, to cechy ciemnej epoki, które je szcze trwają na świecie i niszczą szczęście ludzkości, ale powinny zniknąć przed świa tłem rozumu i serca. Nam tembardziej nie wolno gnębić lub nienawidzić Rusinów i Zjdów, że sami jesteśmy ofiarą ucisku i nienawiści i że umiemy bronić naszą ideę od skażenia i zwyrodnienia. Ale wzgląd na naszą ideę i naszą go dność nie jest jedynym względem, dla któ rego powinniśmy uznać Rusinów i Żydów za współobywateli na prawnch równych. Wymaga tego wzgląd inny, najwyższy na świecie: sprawiedliwość. Traktując współ obywateli tak, jak nam nakazuje sprawie dliwość, możemy być pewni, że suma nasze go szczęścia narodowego zwiększy się. a my zyskamy nietylko jprzez uniknięcie bez owocnej walki, ale'i rrrzez pozyskanie sprzymierzeńców. Dla nich teraz idea nie podległości Polski jest rzeczą mniej ważną niż dla nas, bo dotychczas odpychamy ich od siebie, nie uwzględniamy ich praw i nie liczymy na ich pomoc. A jednak oni muszą być brani w rachubę, bo żyją z nami na wspólnej ziemi i żyć będą z nami przez wieki. Myśmy niewiele zrobili dla ulżenia losu Rusina i Zyda. Pomimo, że wiemy, iż są oni dotąd i będą nadal częścią nasze go społeczeństwa, pozwalkamv sobie na szem codziennem postępowaniem odstrę czać ich od nas i wzniecać w nich iskry niechęci, która może zapalić ognie niena wiści. Pamiętamy najdrobniejsze przewi nienia Żydów i Rusinów, a zapominamy o tem, że od nich doznaliśmy dobrodziejstw. Kiedy mówimy o Żydach, to każdy czyn ich krytykujemy surowiej niż podobny czyn chrześcian. Ale wśród Polaków, któ rzy się wsławili czynami obywatelskimi nie rozróżniamy religii i przybieramy się w la ur, zdobyty przez Zyda, nie pamiętając, że ten, kto go zdobył, był Żydem. Szczycimy się Askenazym, protestującym przeciw przyjęciu posągu Fryderyka przez Amery kę, nie pomnąc, że jest Żydem. Chwalimy obywatelskość Wawelberga w budowie ta nich domów dla robotników, nie pomnąc, że był Żydem. Bo dla nas Zyd: to rodzaj wyrzutka: zabieramy dla siebie jego chwałę, a zostawiamy jemu pogardę i hań bę. Z Rusinami sprawa nie lepsza. Nasze traktowanie Rusinów umimy usprawiedli wiać nawet tem, że Rusini to tylko niekul turalne chłopy, a zapominamy, że Rusini nam oddali swoją szlachtę i przez to nawet nie mają przewodników w walce o swoje słuszne prawa. Sprawiedliwość nam każe uznać prawa tych żywiołów odrębnych na szego społeczeństwa, a rozum nakazuje go dzić się z nimi i, uwzględniając ich prawa w naszym programie, powołać ich do wspólnej pracy. Takie postępowanie względem Żydów i Rusinów, uwzględnienie ich w naszej idei, uznanie ich za obywateli na prawach ró wnych, niestosowanie względem nich praw lub zwyczajów wyjątkowych, powołanie ich do wspólnej pracy i wspólnego plonu, wy magają uzupełnienia naszej idei, dodania do niej nowych szczebli, ale przez to podno szą ją w znaczeniu idea lnem i zarazem rozwijają ją w kierunku praktycznym. W taki sposób łatwiej nam przybliżyć u rzeczywistnienie idei, a jedynie w taki spo sób można pozyskać tych wszystkich, któ rzy z nami żyć mają przez wieki, a Którzy w posępnem zwątpieniu odwracają oczy od ideałów przeszłości. WŁADYSŁAW JARZĘBSKI. CHARAKTERYSTYCZNE. Prof. T. Siemiradzki w No. 50 "Zgody" zamieszcza taką wielce charakterystyczną notatkę, którą przedrukowujemy dla uba wienia naszych czytelników: "Ameryka-Echo" od niejakiego czasu poświęca swoje wstępne artykuły usilnemu dowodzeniu, że redaktor "Zgody" nie jest nieomylnym. Zbytocsua fatyga. Jeżeli tyl ko o to idzie, to żaden człowiek o zdrowych zmysłach nigdy nie uważał nas, ani nikogo innego na świecie za nieomylnego. Najle piej wiemy sami o tem, że możemy się my lić i dla tego właśnie piszemy tylko o tem, co wiemy i rozumiemy, gdyż w ten sposób najłatwiej jest uchronić się od pomyłek. Nio możemy niestety powiedzieć tego samego o autorzo wspomnianych aitykułów wstępnych "Ameryki-Eehapisze on o rzeczach, których stanowczo nie zna i nie rozumie. Może to i bawi czytelników, jeżeli ktoś na kilku szpaltach wyprawia koziołki logi czne, ale nie uczy ieh to niczego dobrego. Zresztą mniejsza o naukę. Ludzie chętniej kupują zabawki niż rzeczy pożyteczne. Więc mniejsza o szkodę, byleby handel szedł. A szkoda. Pistuo to już było przez czas pewien organem poważnym i użytecznym. (Prawdopodobnie opinia ta odnosi się do okresu, kiedy prof. Siemiardzki pisywał artykuły naczelne do "Ameryki przyp. red). Mogłoby pozostać takiem i teraz, gdyby nie dziwaczny pomysł ustawicznego zajmowania się jedną osobą. Czy to może ma być sposób zmuszenia nas do długiej i wyczerpującej polemiki? Nic z tego nie będzie. Polemizuje się z pożytkiem dla o gółu z ludźmi, którzy poważnie i zo znajo mością rzeczy traktują kwestye obchodzące ogół. Lecz nie polemizuje się wcale z lu dźmi, którzy piszą o tem, czego nio rozu mieją, którzy wysilają się, aby dowodzić, że dwa razy dwa jent pięć i robią sobie ro dzaj specyalności z ustawicznego biegania za jednym człowiekiem i wykrzykiwania— nie wierzcie mu, bo on taki i owaki. Takim odpowiada sio w trzech słowach, co się o nich myśli i koniec. Na długą polemikę z nimi papier jest dziś za drogi." Z P0W01M MEWO ARTVKI łilJ P. T. "I 8 W1A I) AM A NI E i ." Redaktor "Zgody" wypowiada swoją drukowaną opinię o moim artykule, zatytu łowanym "Uświadamianie ludu." Jak we wszystkich tak i w tym wypadku myśli naj więcej tylko o sobie i widzi w moich arty kułach tylko zajmowanie się je :o osobą. To miłość własna wprowadza go w taki błąd, bo z moich artykułów tylko jeden z a o w a s i s y a n i o z i a a n o ścią redaktora "Zgody," a i ten był wy wołany jego polemiczną notatką. Drugi błąd, także przez zbytnią miłość własną, popełnia redaktor "Zgody," przypuszcza jąc, że chcę go zmusić do długiej polemi ki. Nie! artykuł mój pisałem w tym celu, aby wykazać niewłaściwe stanowisko p. Siemiradzkiego, a starałem się uczynić to w sposób tak jasny i tak logiczny, ażeby nie można mi było zrobić żadnego zarzutu. Na artykuł mój można było albo milczeć, albo odpowiedzieć obelgą. Znając ton "Zgody" z ostatnich lat, wiedziałem, że mnie czeka tylko ta ostatnia, ale nio mnie przynosi ona ujmę. Redaktor "Zgody" ma pisywać tylko o rzeczach, o których wie. Ta obietnica jest oojawein pocieszającym, jako zwrot w dzia łalności publicystycznej redaktora "Zgo dy." W ostatnich czasach nauczył się on rzeczy nowych, a sądzę, że ta nauka, acz niemiła jak gorzkie lekarstwo, będzie go strzegła od błędów, które wytknąłem. Nie żądam od niego takiego poświęcenia, aby przyznał się otwarcie, iż zarzuty moje były słuszne, bo zresztą słuszność zarzutów osą dzić zdołają sami czytelnicy nie spodzie wam się od niego ani sprawiedliwości, ani nawet grzeczności, które ja uważam za rzeczy mnie obowiązujące wystarcza mi poczucie spełnionego obowiązku. A za obo wiązek swój uważałem skrytykować przed ogółem przynajmniej drobną część tych wszystkich omyłek, które poddawałem do tychczas cichej krytyce w głębi mojego do mu. Sądzę, że ogół będzie odtąd umiał pa trzeć się krytycznie na rzeczy głoszone przez redaktora "Zgody" i że odłączy plewę od ziarna, a poczucie, że przyczyniłem się trochę do takiego uświadomienia, uważam za tryumf, wobec którego obelgi histery czne równają się zeru. i Władysław Jarzębski. I TT 'W -A. S-I *5**5**5**5* *5**3* *5* *5* *5**5* *3**5* *5* *5**5**5**5**5**5* Redaktor "Zgody" skarży się przed swymi czytelnikami (z widocznem zresztą zadowoleniem i poczuciem dumy wielkie go), że nasze pismo zajmuje się wyłącznie tylko jego osobą i o niczem innem nie pi sze, ani nie myśli, tylko o nim, tylko o pa nu Siemiradzkim z Chicago. Taka chełpli wa skarga możo wreszcie i uczy myśle nia czytelników "Zgody," ale w każdym razie nam się zdaje, że więcej w niej zaro zumiałości, niż prawdy. Zresztą nie nas pierwszych spotyka ten zaszczyt. Redaktor "Zgody" skarżył się już w podobny sposób prawie na wszystkie pi3ma polskie. "Polemizuje się z pożytkiem dla ogółu z u i k z y o w aż n i e i z e z n a o- Gbe polteb XQeehlg Hmeręfca A. A.Fary*kl, Fill). & Ed., 316 Jackson #T., Toledo, A. KołodticJ, Manager, S14 Clbson St., Buffalo, (do, O. ,N.l. o i z e z y a k u k w e s y obchodzące ogół." Taka jest jedna mądra senteneya "Zgo. dy." Na innem miejscu poważny ten or gan tak znowu pisze: "Najlepiej wiemy sami o tem, że może my się mylić i dlatego właśnie piszem3 y k o o e o w i e y i o z u i e y» gdyż w ten sposób najłatwiej u o n i s i o o y e k Zupełnie zgadzamy się ze "Zgodą," ż« jeśli ktoś pisze ze znajomością rzeczy, te mu łatwo jest uchronić się od pomyłek, ale po co w takim razie rozpoczynać z nim po lemikę, tego na żaden sposób nie możemy zrozumieć. Panu redaktorowi "Zgody" by. i libyśmy bardzo wdzięczni za pouczenie n a s a k i e s w a i w i e e o I o i k i. My przynajmniej sądzili śmy dotychczas, źo zadaniem tej broni jest pouczanie drugich i to mianowicie a k i k z y n i e i s z z e z n a o o i rzeczy. Wytknięcie po myłki mimowolnej, która, rzecz prosta, przydarzyć się może także ludziom piszą cym ze znajomością, nie jest polemiką, lecz zwyczajnem zwróceniem uwagi. W po lem ice używa się argumentów, dla zwrócę- nia uwagi wystarczy byle frazes: "przepra szam pana, wziąłeś nie swoje okulary." Pozwolimy sobie uprzedzić odpowiedź tak że innych kolegów po piórze i twierdzimy, I że wszyscy zapatrują się na tę kweatyy tak, jak my. Jeśli p. S. dba o dobro ogółu isto tnie tuk szczerze, jak często się z tem cheł pi, to tym razem może nio ubliżyłby mojej powadze, gdyby na poruszony przez nas I temat napisał pro publico bono choćby i dłuższy artykulik. Taki kardynalny i przez cala prasę na świecie popełniany błąd, jakkolwiek to właściwie nie jest zadaniem polemiki, wyjątkowo nio zaszkodziłoby mo że wziąć pod jej mistrzowskie ostrze. Kapitalną śmieszność twierdzenia pana profesora trzeba, dla dobra ogółu, oświe tlić, o ile możności, z każdej strony. Przy puśćmy, że p. 8. wypowiedział ten dogmat "poważnie i ze znajomością rzeczy." O cóż w takim razie gniewa się na nas? Jeśli z nim polemizujemy, to jest to dlań tylko zaszc/ytnem świadectwem, że go uważamy za piszącego ze znajomością rzeczy, bo tyl ko z takimi polemizuje się z pożytkiem dla ogółu.... Dalej: W artykule pięcioszpałtowym po lemizuje redaktor "Zgody" z komitetem i migracyjnym w senacie z racyi bilu mają cego na celu ograniczenie imigracyi do Stanów Zjednoczonych. Co to znaczy? To znaczy, że bil opracowany został o w a n i e i z e z n a o o i z e z y z y i że e s a i W polemicznym artykule p. S. jest wpra wdzie mowa o "nieznośnej i zaślepiającej pysze i zarozumiałości," jako głównych pobudkach bilu, ale wiadomo przecież ka żdemu, żo pycha i zarozumiałość z powagą i znajomością rzeczy godzą się zupełnie do brze... Zeby nakoniec p. S. nie myślał, jakoby polowanie na pośledniejszo instynkt a lu dzkie było tak wielką sztuką pisarską, dla przykładu maleńka próbka: Niektórym ludziom zdaje się, że są tak wielcy, iż wszyscy patrzą tylko na nich, mówią i piszą tylko o nich i radziby mieć do czynienia tylko z nimi. Nazywamy ta kich ludzi zarozumialcami a poznać ich można, jeszcze i po tem, że są niezmiernie obraźliwi. Czy takie zgryźliwe odpowiedzi, bez naj mniejszego uzasadnienia ich przedmiotów, przedstawiają jakąś korzyść dla ogółu, nad tem piszący zo znajomością rzeczy redaktor "Zgody" powinienby się poważnie zasta nowić. Jeśli już nie ogółowi, to przynaj mniej jemu samemu wyjdzie to na pożytek. Osobiście nas samych p. S. może sobie lekceważyć tak bardzo,'jak mu się tylko po doba. Ani nas to grzeje, ani ziębi. Pan S. powinien jednak wiedzieć, że pismo—tonie redaktor, ani wydawca. Pismo—to pewien n i e s z y u w i k s z y o z y e ników, zgrupowanych około jednej my śli przewodniej. I takiego ogółu żaden roz sądny człowiek sobie nie lekceważy. Przez krótki czas będzie my sprzedawać książki po połowie zwykłej ceny dla tycli, którzy odrazu kupią za 5 dolarów lub więcej. Kto przyśle $5.00 może wybrać książek za 10 doi., albo książek za 8 dola rów i "Amerykę" (z dodat kiem powieściowym) na rok 1903. Oferta ta dobra tylko do 31 Grudnia 1902 r. I 1S88 \n\n Rok XV. No. 51. Toledo, Ohio, i Buffalo, N. Y., "Dnia 20 Grudnia, 1902. Vol. XV. Dec. 20, 1902. Established 18S5. Absorbed Buffalo licho 100i Published Every Saturday Subscription Two Dollars I'cr Year In Advance In Foreign Countries $3.00. Entered at the Postojfice at Toledo, Ohio, as second elans matter, June so,