Newspaper Page Text
Dnia Marca 1906 CZORT OPOWIEŚĆ -t-ł-ł-f IPOŁKWIRTY WÓDKI I. Pustelnik W głuchej, dzikiej pyptyni, pośród piasków i ka mieni rozpalonych rącymi promieniami słońca, stało samotne na maleńkiej oasie zieleni, wysokie daktylowe drsewc. Tut obok korzeni jego, sączyło nie czyste jak Iza źrćdło, ożywiające swoimi chłodnymi strumie n ami i drzewo, i rosrącą na kolo darnirę Ni«*o poda! drzewa, wyryta była ziemianka—a w zie miance, od wielu lat, w nieustannej pracy i modli twie, mieszkał wiekowy starzec Smutno i ponuro w ziemiance^-całą jej ozdoba krtyż 7ba viciela, zawieszory na ścianie—a za sprzęt w kącie leżący kamień. Kamień ten służy starcowi za poduszkę, kiedy znużcny modlitwą i pracą, legnie dla spoczynku na gołą ziemię. Wiele lat upłynęło od czasu zjawienia się tutaj pustelnika. Samotne stare drzewo, wtenczas ledwie wy. chylało się z ziemi i korzenie jego codziennie zro szą ie były łzami modlącego się pod tem drzewem wygnańca Rękoma własnemi wyrył on ziemiankę, i mieszkał w niej daleki o i oczu lidzkich i pokus światowych, żywiąc się korzonkami i popijając zdrojową wodę—tylko później, kiedy drzewo wy rosło i zaczęło dawać owoce, pokrzepiał i niemi wynędzniałe ciało. Szcręśliwym się czuł starzec na pustyni, nikt mu nie przeszkadzał, nic go na złe myśli nie na prowadziło.—Prawda, gnieździły się w niej dzi kie zwierzęta i różne gady—mniej ich się jednak obawiał pustelnik, sniżeli ludzkiej zJości. I ani ie v krwiożerczy, ani jadowita żmija nie szkodziły po bożnemu mężowi. Star? pustelnik bjł kiedyś mężnym wojowni kiem i niejednokrotnie walczył z wrogiem. Rez powróci* szy z wyprawy, nie znalazł ani domu swego, ani rodziny—w *ueobecncści jego przyszli wrogowie, dom spalili, a rodzinę stra?zną śmiercią zgładzili. Uginając się pod ciężarem smutku i roz paczy—uszedł na pustynię, opłakiwać grzechy swoje i ludzi Trudnem wydawało mu się z począt ku takie życie i wiele pokus nęciło starca—ale wszystko zwalczała silna wisra i nadzieja w Bogu. Noc. Ciemoniebieskie niebo, z usiane miliona mi błyszczących gwiazd, pokryło swoim całunem ziemię. Nie słychać ani szumu, ani odgłosów, tyl ko z ziemianki dochodzą jakieś tajemne dźwięki: to starzec pustelnik, upadłszy przed krzyżem, go r*co się modli za ludzkie grzechy. Noc już prze szła—zaświtał poranek naokoło taż sama śmiertel na cisza, a z ziemianki słychać wciąż modlitwę i płacz pustelnika, II. Piekło. W piekle naznaczono zebranie Wf zystkim bie gom, wodzących na pokuszenie przez cały rok do brych ludzi. Dzisiaj winni oni zdać rachunek ze swoich spraw przed głównym swym władzcą—samym Lu cyperem. Siedzi Lucyper na wysokim tronie, zbu d« wanym z kolei i czaszek ezynksrzy i kramarzy, rozpijających i oszukujących na wadze i mi arze dobrych ludzi. Na głowie Lucypera korona ze żmij, a w ręku zamiast berła trzyma ten »am nóż, któ rym Kain zabił brata swego Abla nogi jego spo czywają na głowach dwóch rozpustników, którzy za życia zniesławiali dziewice i uwodzili uczciwe żony, a odzian Lucyper w krwawe szaty, zbryzga ne krwią ofiar niewinnych. Damnie siedzi na tro nie, okrąiony biesami, czarownicami i strasznymi potworami. Około tronu stoi mały czorcik i trzyma na tacy czaezkę zrobioną z głowy krzywopraysięż cy, a w czaszy mieści się napój sporządzony z krwi morderców i podpalaczy. O i czasu do czasu Lucy per popija z tej czaszy i zaką*uje wędzonymi ję zykami plotkarek i bab kłótliwych, które za życia plotkami i wymysłami rodziły kłótnie i spory, i za to po swej śmierci prosto poszły do piekła. Oto zaczyna Lucyper przyjmować sprawozda nia. Jeden za drugim zjawiają się biesy, którzy rozmaite niegodziwości na świecie spełniali, i chwalą się z swych czynów. Jeden opowiada, wie le to on dusz zgubił przez pieniądze, drugi, że na uczył jakiegoś nicponia spalić wioskę rodzinną, cała wioska poszła z dvmem i wielu uczciwych kmiotków nędzy zostało żebrakami i łotrami trzeci, że tyle i tyle żon i panien uwiódł strojami i błyskotkami, a dusze ich zgubił czwarty, że on to nauczył karczmarzy mięszać do wódki szaleju, aby pijący ją marzli i tonęli w rzekach, umierając bez skruchy i spowiedzi. Za to wszystko, za wszystkie owe niecne po stępki, udzielał Lucy per biesom nagrody: jednym dawał djsze grzeszników skuszonych przez niego, drugim obrzydliwą wiedźmę za kochankę, trze ciemu okaeft wrzącej smoły, innemu znowu cały korzec żab i ropuch, ulubione jedzenie czortów— wszyscy otrzymali nagrodę wedle zasług. —Co to znaczy, że nie ma tutaj Belzebuba!— za ryczał nagle Lucyper.—Wieleż to lat, jak włóczy się on po świecie i ani jednej nie przysłał do nas duszy... Czyżby je chciał hurtem tu dostawić? Belzebub zaś był to faworyt Lucypera, najgor szy ze wszystkich djabłów, zawsze gotowy na naj większą podłość Kiedy trzeba by'o załatwić bar do trudną sprawę i wszyscy czarci wymawiali się od niej, to wysyłano Belzebuba i rzadko, aby spra wy takiej n'e za'atwił jak najlepiej. To też go Lucyper lubił i dznaczał przed drogimi. Jedną tylko miał Belzebub słabostkę nie ba cząc na swą plugawą postać, bardzo lubił kobie tki. Gdzie Belzebub?—ryknął powónie L.cy pe*.— Zaraz mi sro tu dostawić —W tej chwili po »li przywlókł się do tronu sam Belsebub i pokor nie ucałował koniec ogona swego władzcy. Gdzieżeś to włóczył się tyle czasu, coś pora biał i dla czego tak długo nie dawałeś o sieai* wie ści?—zagrzmiał Lucyper. A Belzebub ani słowa mu nie odpowiada tyl ko cięiko wzłycha i gorzco płacze, a z każdej je go łzy, z chwilą giy upadnie na ciemię, zaraz się rodzi i pełznie żmija, pa 1alec, albo skorpion jado wity. Nie wiadomo jak długo czekałbv Lucyper na objaśnienie, gdyby nie druuri czort, żywiący do Belzebuba śmiertelną nienawiść za to, że ten mu odbił kochaną czarownicę. OJ tępo czasu posta nowił szkodzić Be lzebubov i na każdym kroku i obecnie, zebrawszy szczegóły pobytu Belzebuba na ziemi, zaczął opowiadać Lucyperowi jego przy gody. A rzecz tak się miała. 1X1 Dyabeł w n ewoli u minutki. Powędrował Belztbub La siemię manić sła bych iudzi do ciepłego gniazda nat* wającego się piekłem, ale wprzód, nim przystąpił do czynu chciało mu się załatwić własne interesa. Przypomniał sobie o jednej pięknej mbnarce, którą dawniej widtiał i która mu się ogromnie ro dobała. E, mśli sobie, wprzód sam trochę rohu lam, a potem pomyślę, i o władzcy. Co moje, to mo e! Jak pomyślał, tak uczynił! Zamienił się więc w ładnego chłopaka i marsz do młyna do pięknej wdówki a u tej w ten dzień był wieczorek. Wchodzi do świetlicy Belzebub na dęty jak paw, nie przywitał obecnych pozdrowie niem hańskiem i gościom się nie kłania. Dziwntm się to jakoś wydało gospodyni i nie wie co to ma znaczyć. Milczy jednak, gdyż jak wiadomo na wie czorek ma prawo przyjść każly, proszony i nie proszony, znajomy i obcy. A Belzebub miny nie traci, podparł się pod boki jak basza, rozmaite śmiesine historye opo wiada i dziarskie dziewczęta erzechami i pierni kami ugasecza a młynarka czem cześciej na niego spogląda, tem bardziej w nim gustuje. Usiedli nakonitc do kolacyi, siadł i on, ale nie przeżegnał się, jedzenia ani dotknął, tylko wódkę goli i goli. Zabrał się po kolacyi do młynarki i dalej szep tać jej na uszko różne grzeczności i komplimenty I obdarzać podarunkami: to jej daje pierścień to chustkę, to nakoniez całą sztukę ma tery na suk nię A młynarka patrzy zdziwiona, zkąd on wszystko bierze, jakby posiadał cały Bk lep w kie szeni. Prawdopodobnie młynarka i nie domyśliłaby się nietęgo, ale na szczęście doszła do niej baba staruszka i opowiedziała jej, co to za ptaszek ten jej gość i poradziła jak z nim postąpić.—Dobrze, myśli wdowa, poczekaj tylko! Już ja cię, serdecz ny przyjacielu, ugoszczę! Wieczorek się skończył, goście ze szli się do domu, pozostał Belzebub sam na sam z gospodynią. Czort zrobił się słodki jak karmelek, uwijał się jak pudel około gosposi i wciąż chciałby tylko ściskać. —Pcczekaj—rzecze do niego młynarka—w tej chwili powrócę i wtenczas będę do twych usług. Weszła wdowa do drugiej komnaty, umoczyła tam palce w święconej wodzie i wraca."Rozmiło wan7 czart podskoczył do niej, a ta, zicb baba, tym samym palcem narysowała święty krzyż na niewiernym łbie potępieńca. Zaryczał Belzebub nie swoim głosem, zamienił się w kota, potem w ogromnego czarnego psa, wciąt w inne potwory się zmienia, nakoniec wziął na się postać strasznego smoka, a ciągle rzuca się na młynarkę, chcąc, aby ta zastraszona zdjęła z niego zaklęcie. AMERYKA-ECHO PIĘKNY PAPIER LISTOWY Z OBRAZKAMI, MODLITWAMI I POWINSZOWANIAMI. SPRZEDAJEMY NASTĘPUJĄCYCH CENACH: 3 arkusze papieru i 3 koperty za 6 arkuszy papieru i 6 kopert za 12 arkuszy papieiu i 12 kopert za 6 tuzinów ożyli 72 arkusze i 72 kop. za 12 tuzinów czyli 144 ark. i 144 kop. za 24 tuziny ożyli 288 ark. i 288 kop za AGENTOM SZTORNIKOM DAJEMY ZWYKŁY RABAT. Nas* papier jeat nadzwyczaj ozdobnie drukowany i najleprzego gatunku. Pieniądze należy przysłać razexn z obatalunkiem, Następujący adres wystarczy A. PARYSKI, BOX 623, TOLEDO, OHIO. Dobrze.—myśli młynarka —poczekaj, po skaczesz, potańczysz, spokojniejszym będziesz! Rtucał, rzucał się czort, widzi, że nic nie wskóra, że baba ani myśli się przestraszyć, więc znowu do swej własnej powrócił figury. Jak pies pokornie prtyczołgał się do młynarki i żałośnie pi szczy, że on teraz cały w jej mocy, że musi robić wszystko co ona rozkaże, służyć jej pokornie, do póki sama go nie zwolui. Młynarka też zaprzęgła Belzebuba do roboty, wszystkich parobków uwolniła, a czorc jej za sie dmiu pracuje. Czego tylko nie rozkate, bies wyko njwa jatc najakuratniej. Przemęczył się wtenspo sób ze tray lata, póki nakoniec nie sprzykrzyło się młynarce i grzesznem wydało wodsić s'*ę dyabłem, wetwała go więc, zdjęła zaklęcie i uwoliła z tm warunkiem, hy się więcej w Jej strony nie ważył prkazy«ać. Zbiedzony, zmordowanr bies, udał się do piekła i staną* pried groźnym władzcą. IV. Gni«w Łncj pera. Straszliwie wyglądał Lucyper, gdy się zerwał ze swego tronu, wysłuchawszy opowiadania. Bły skawice wyleciały z oczu jego i ubiły na miejscu cztery pary wiedf n i ze dwa tuziny oyabląt, gra jących I skaczących niedaleko tronu. Przeklęty '.—zagrzmiał Lucyp-r, i jak grom rozległ się naokoł głos Jego, zatrzęsło się całe piekło i daleko rozległ się łoskot wściekłego ryku Lucyper*.—Więc to tem zajmowałeś się podczas pobytu na ziemi? Nie władcy swemu, a babie słu żyłeś? Jedna głupia baba oszukała cię i zadrwiła z nas wszystkich. Drogo mi za to zapłacisz, straszna kara cę nie minie! Bierzcie go!—ryczał Lucyper zgrzytając zębami.—Bierzcie tego babiego kawa lera, a przedewszystkitm oietnijcie mu ogon, potem zamurujcie na głucho w ścian* kamienną i każiy rok w rocznicę dzis ejszego dnia, włóczcie go ztamtąd i bijcie rozpalonymi żelaznymi pręta mi, dopóki skóra i mięso nie zejdą do samych ko ści! Zawył Belzebub ogropnym głosem, usłysza wszy faki wyrok. Nie ma bowiem dla czorta stra szniejszej kary, nad cderznięcie ogona, a to do tego Jeszcze wieczne więzienie 1 chłosta rozpalo nyu i prętami. Znowu upadł na twarz przed Lucy preem i zajęczał żałośnie:—Wiem, jak wielką Jest wina, i że nie ma dla mnie przebaczenia, lecz i zbyć ciężką karę wyrzekłeś na mnie władzco! Wspomnij na moje zasługi... Któż przyniósł tyle korzy lei piekłu, co ja? Któż więcej skusił nie winnych i cnotliwych ludzi? Komuż polecałeś naj trudniejsze sprawy, których nie chciał się ani je den bies podjąć, a ja czy kiedy od nich się wyma wiałem? O, zlituj się nademną władco, zmniejsz karę, a ja postaram się naprawić mą winę. Tak błagał Belzebub i czołgał się u nóg Lucy pera, oblewając się łzami. Długo spoglądał nań Lucyper, przypominając sobie dawne jego zasługi, i nakoniec łagodniejszym odezwał się głosem: —Dobrze, niechaj i tak będzie! Dam ci sposo bność zasłużyć na przebaczenie. Tylko nie lekkiego od ciebie zażądam czynu. Pomyśl, czy się nań zgo dzisz? —Wszystko, co tylko twoja ciemność rozkaże, wszystko spełnię!—zaryczał Belzebub, uradowany nadzieją wybawienia się ol gorzkiego losu.—Ze skóry wyJizę, by tylko ci, mól władco, dogodziĆI —Słuchaj więc ciągnął Lucyper przez wzgląd na twe dawne zasługi zgadzam się na taki warunek: musisz twieźć starca, który od lat wielu przebywa na pustyni. Wielu czartów do niego się zbliżało, lecz żaden z nich nie skusił pustelnika. Zrób niemożebne możebnem, uczyń, by sprawiedli wy samotnik popełnił grzech śmiertelny, a wten czas ja nie tylko zmniejsze cl karę ale zuoełnie|da ruję. Termin na to daję ci tygodniowy jeśli w tym razie nie. wykonasz mego polecenia, to się strzeż straszna kara cię czeka. Wymyślę takąkaźń, że całe piekło zadrży ze strachu. Oto mo)e nie zmienne postanowienie. No, a teraz mar3Z do pra cy! Z temi słowy Lucyper uczęstował Belzebuba takiem kopnięciem nogi, że biedny czort poleciał w górę jaka strzała, w biegu wybił oko czarowni cy pędzącej do Lucypera, przebił głową skorupę piekieł i jak bomba wyleciał z podziemi, aż cały rozbity upadł i w) ciągnął się nad brzegiem ja kiejś rzeczki. V. Z szyi ku wprost do czorta. Długo leżał Belzebub, biz zrrysłów, nakoniec ocknął się, chciał powstać i zajęczał z bólu. Wszy stkie członki okropnie go paliły, niby zbite cepa mi na klepisku. Zaledwie zdołał przyczołgać się do rzeczki, by oświeżyć zimną wodą swoje poranione członki.Zaledwie zdążył wleźć do wody i popluskać się w niej jak żaba—gdy spojrzy: a tu idzie brze giem chłopek mocao podpity, zataczając się na wszystkie strony, nie mogąc się utrzymać na no gach. Gdy to dostrzegł wróg rodu ludzkiego, to w wodzie aż z radości podskoczył: wie, że nie trudno będzie urządzić jakiego figla. Wiadoma bowiem rzecz, że gdzie pijak, tam pewny dla czorta zaro bek. Zaczął tedy wyrabiać swoje sztuki. Wysunął z wody pogani swój pysk i dale) chłopa drażnić: to mu język pokaże, to pięścią wygraża. Zatrzymał się pijany chłopek i patrzy w wedę coś mu się w oczach dwoi, widzi jednak, że jakiś brzydal z nim się przedrzeźnia i kułaki pokazuje. tCo za awantura?—myśli chłop—twarz, zda je mi się nieznajoma, abestya wykrzywia się prze demną i widocznie szuka zaczepki. Ej przyjacielu! —krzyczy na dyabła, czego ci trzeba?? Po co ty o zór wywaliłeś? A dyabeł ani piśnie, tylko wciąż odgraża się pięściami. Patrzy na niego chłopek i gniew go o pada. Gdyby był trzeźwy, plunąłby i poszedłby dalej, ale jak w głowie szumi wódka, too złość nie trudno. Patrzy, patrzy na czarta i dalej wymyślać: —Ach ty—krzyczy—taki, owaki, psi synul Co ty się przedemną wykrzywiasz, czy to ja cd cie bie co gorszego? Durniu! I jakie ty mass prawo odgrażać mi się pięściami! Chcesz się bić, to przyjdź do mnie, zabawimy się. No, czego nie i dziesz? A, nie chcesz łotrze, nie chcesz! Poszekaj, ja do ciebie trafię! Myślisz, że nie trafię? Nie, łżesz psi synu, trafię,a oto w tej chwili cię znajdę, chociażbyś wlazł w wodę. Nie ujdziesz mi, dotiorę Ja sit do ciebie, zbereźniku, przeliczę ci żebra i zęby w mordzie, nie będziesz przekpiwał na drugi raz. Ja cię nauczę, podlecu, zaczepiać dobrych lu dzi. Poznasz co to znaczy mieć sprawę z Wójcie chem Piątkiem. W ten sposób wymyślając i gderając, ściągnął pijany chłopek ze siebie bóty, (bo za nie dał pięć rubli, więc szkoda ich marnować na próżno) i po lazł prosto w rzekę. Dyateł dalej od niego (bo I dyabłu czasami bywa nieprzyjemnie zapoznać się z chłopskimi hulakami), dyabeł przed nim zmyka, a chłopisko Już rozzłoszetony dalej za nim. Dyabel wciąż dalej od brzegu pomyka, aż go zaprowadził na głębię. Buchnął Wojciech Piątek w wodę 1 więcej go ludziom żywego oglądać nie przyszło. Zaszumiała woda,stara czapka po wierzchu płynie, a po nim ani śladu. 1 poszła, powędrowała grzesz na dusza bez skruchy, po pijanemu w pro at do pie kła, pod opiekę samego Lucypera. Uczciwy i pracowity chłopek był z Wojciecha Piątka kiedy trzeźwy to I robaczka nie skrzyw dzi, ale jak głowę zaprószy to za wady aka straszny: wymyśla i z każdym by się rwał do bicia. Zaszedł on przedtem z kumem do karczmy, wygolili razem pćł kwarty siwuchy, i zaprowadziła siwucha grze szne jego ciało na dno chłodne bystrej rzeczki, a duszę bez spowiedzi prosto do otchłani wieczystych. A w chałupie pozostała żona, pięcioro dro bnych dziatek i matka staruszka wiekowa. Wyciągną na brzeg twe zsiniałe i obrzękłe ciało. Zbierze się naród patrzeć na topielca, przy biegnie i twa osierocona rodzina. Jak ujrzy żona twe ciało bez ducha, krzyknie dzikim głosem i jak postrzelone ptaszę, padnie bez zmysłów na ziemię. Gorzko zapłaczą maleńkie dziatki, zobaczy wszy swego ojca rodzonego bez ruchu, bez życia. Czuje serce dziecięcie, że przeszły dlań dni szczę ścia. Płaczcie, lamentujcie, nieszczęsne sieroty! Nie macie już więcej ojca rodzonego, nie macie karmicielai obrońcy. Oto on nieruchomy leży przed wami. Nie odemkną się więcej jego oczy jasne, nie przemówi do was łaskawie, nie uśmiechnie się więcej na wasze figle dziecięce, nie pogłaszcze was więcej jego dłoń gruba, spracowana, dostają ca dla was chleb z takim trudem. Płaczcie, rozpaczajcie bezbronne sir roty. Cięi ko wam będzie żyć na świecie bez ojca. Każdy mo że skrzywdzić sierotę. 1 wiele, wiele gorzkiej doli przypadnie wam w udziale i cbłodu i głodu najecie się. Będziecie wspominać ojca rodzonego, ocierając kułakiem gorzkie łzy, zapóźno 1 napróżno, nigdy gy wam nie wróci matka, szara ziemia! Zgubiła go czarka pełna, unieszczęOliwiła was wódka przeklę ła. VI. Cndowny ptak. Utopiwszy pijanego chłopka, wylazł Belzebub z wody, niby niewiniątko, a z radości mało nie skacze, że zdołał, zaledwie pokazawszy się na zie mi, zgubić człowieka i przesłać Lucyperowi chrze ściańską duacę Z tem vszystkiem siadłszy pod drzewo, dyabeł w głęboką wpadł zadumę. —E, trudna czeka mnie robota,—szeptał bies sam do siebie, skrobiąc się kopytem za ucho.—Nie sztuka rozgniewać i utopić pijanego chłopa, ale spróbuj zbliżyć się do pustelnika, to inna śpiewka. Jak zacznie czytać zaklęcia, wodą święconą kro pić, to tylko nogi czem prędzej pod siebie i dra'a. (Dokończenie nastąpi) 11