Newspaper Page Text
Dobra gazeta dla dobrych ludzi! Kuk XIX. Inia Marca 1906. List/ z Warszaw Warszawa, 3 lutego. Mimo nas«ej odpcpnońc i e«* *owej, za łiartawanei cierpieniami, jtknęła jednak dusza całej Wa^szawx, od-zytawszy naj świeższy rozkaz gubernatora kieleckiego! "Jeśli ktokolwiek z mieszkańców guber ni i kieleckiej nie złoży broni w pol cyi, choćby miał na nią pozwoleń e, w ci^gu trzech dni, na zaiadzie artk».ł 12*ro o stanie wojennym, podle/a karze ś^nierci, w razie znalezienia tejże hrojii podczas rewizyi. Zadz eeko do lat 14 odpowiada ją rolzice 1 ib opiekunowie i w razie uję cia dzieci z bronią, rodzice podlegają Ła rze śmierci"... To nie wymysł, jakby można sądził, to ofieyalnie ogłoszone rozporządzenie! Zdaje się, że zadrży katdy przeczytaw szy ten dokument będący dowodem dzi kiego, barbarzyńskiego terroru! I znów jesteśmy w przededniu ogłoszę aia "akcyi wielkiej doniosłości." Z po czątkiem b. m. ma być zniesiony stan wojenny, a tymczasem wyławiają ludzi całemi setkami, zamykają, zagarniają gromady ludzi, umieszczają już nie w cytadeli i fortach, ale w cyrkułach, w koszarach pomiędzy wo skiem, w niemo żebnie przepełnionych najrozmaitszych budynkach rządowych. Bywają zdarze nia, że po 24 godzin trzymają setki ludz! na podwórzach, w błocie, zimnie, o gło dzie, gorzej niż trzodę chlewną ani we sprzeć się, ani usiąść, dla rozmaitości walą kolbami, pidbijają oczy, łamią ko ści, a bardzo często i rozporządzenie starszyzny: "nie żałować ostrych ładun ków" zostaje z rozkoszą wykonywane przez tę zdziczałą hordę! Wczoraj o godz. 8 wieczór na ul. Elek toralnej rozwydrzone żołiastwo wpadało na chodniki pomiędzy publiczność, wali ło nahajkami, odbierając parasole i la ski sprzeciwiającym się, dodawanodru gą porcyę batów i prowaizono do cyr kułów. Czyżby i niewinny parasol był groźnie niebezpieczny dla państwa rosyj skiego?! Dziś wysiła odezwa naczelnika straży ogniowej,aby zarząd teatrów rządowych dostarczył natychmiast potrzebnych przy rządów pożarnych, gdyż w przeciwnym razie nie odpowiada za całość gmachu teatrów. Wspaniała ilustracya do porrąd ków i gospodarki BerszeImana, prezesa teatrów rządowych. Dnia 2 b. m. odegrano "Obronę Czę stochowy" naturalnie priy dzisiejszem podnieceniu sztuka miała wielkie pcw o dzenie, kobiety mdlały, płakały, entu zjazm wielki, co whśnie może wyjść na szkodę sztuki,bo dzika reakcja nie pozwo li na takie uczty duchowe i wątpię, by jej ni* cofnięto z repertuaru, chyba, że Her szelman postara się, dla dobra kasy i swo jej własnej kieszeni, o patrzenie przez szpary napatryotyzm w niej zawarty p. prezesowi łatwo przyjdzie ta protekeya, wszak całe "naczahtwo" to jedna "fa milia" ten temu brat, ten temu swat, a wszystko szubrawcy i złodzieje. W wyższych sferach władz wojennych obliczano koszta tłumienia ruchu rewo lucyjnego, przewozu wojska, labojów, płacy szpiegów, wydatków dla biurokra cyi itd. otóż ni mniej ni więcej tylko 100 000 rubli dziennie. Cóż za haniebne użycie kapitału. Kilkadziesiąt tysięcy szkółek, a w nich parę milionów dzieci, mogłoby mieć utrzymanie, załatwiono by palącą kwestyę analfabetyzmu wyrwa noby tysiące ofiar śmierci głodowej, usu niętoby żebractwo uliczne, zakładając domy dla biednych, pozbawionych pra cy, a przytułki dla idyotów, epileptyków i niedołężnych starców! Ale cóż, trzeba poskromić idee wolności, trzeba mordo wać na ulicach, dusić w więzieniach. Zdaje si«, że w Warszawie niema już za kłada publicznego, restauracyi, cukierni, garkuchni, w której by po kilka razy nie była rewizyj,aresztowań,8trzelań na wet! Przed dwoma dniami dokonano aktu, zdaje się jeszcze niebywałego w historyi cywi liza cyi. Oto zrewidowano od stry chów do piwnic wyłącznie szpital żydow ski na Woli, otoczono go kompanią wol ska i seciną kczaków polieya wkroczyła do wszystkich sal, do mieszkańl dokto rów, felczerów, służby, wyciągała cho rych z łóżek, rewidując sienniki, stoliki, jednem słowem—wyprawiano dzikie har ce. Wielkie trofea tej orgii: stary, zir dzawiały sztylet i złamana, stara szabla, Opłaciło się—spowodowano kilka wypad ków śmierci z przerażenia, pogorszenia !szym Reakcya już chyba dochodzi do szczy tu swojej potęgi zdaje się, że nietylko ich panowanie, ale poprostu powietrze dusi-cisza, martwota zapanowała!... A jednak, mimo wszystko, wre i kipi pod ziemią przyczaiło się tylko to, co swo bodnie, działać nie może, czeka chwili, by wybuchnąć i porwać swą siłą! Pojedynczych ofiar, bohaterstw, po święceń nie naliczyć. Dziś w nocy np. do idącego patrolu zbliża się robotnik i przemawia: "Bracia, posłuchajcie, tu idzi a o waszą i naszą wolność, idźmy ra zem"... i tyle -resztę dokończył w lep śmiecie, gdzie posłał go "brat" żoł nierz. Któżby zresztą liczył te wszystkie bar barzyństwa są to dziś rzeczy zwyczajne, a na nadzwyczajne—czekamy. II. str. 9-16—DO k Pod^a* cst'tnlego s'rajkn kolejowfgn w Królestwie był ar'ądzony zamnrh felt} do tr»j«u oli aresztowała letn'ego stanu chorych z gorączki, ogólnego po płochu i strachu! Dziś aresztowano p. Hankiewicza ze szkoły ntal owa odwieziono go wprost do cytadeli. Paii Szumlańska, przełożo na pensyi, od dwóch tygodni siedzi ró wnież w cytadeli. Setki nauczycieli szkół elementarnych z Warszawy i prowincyi powydalanych za rozpoczęcie wykładów w języku ojczystym takąż liczbę wój tów i pisarzy wiejskich trzymają w wię zieniu po miastach powiatowych za to, że żądali nauczycieli Kolaków i prowa dzili "bumagi" w polskim języku. chłopca Warszawa 5. lutego. Sześć tygodni stanu wojennego pozor aie przewróciły Warszawę do posłuszeń stwa. Niema sztandarów czerwonych, niema demonstracyj, niema wieców pu blicznych. Zamilkły browningi, żołdact wo bezpiecznie, a butnie przechadza się po ulicach z bagnetami ku niebu sterczą cymi. Publiczność 03trożiie usuwa się imzdrigi Nikt nie ośmiela się wyjść na ulicę z laską, bo byłaby natychmiast skonfiskowana, jako zakazana broń re wolucyjna natomiast, kto tylko wycho dzi na ulicę, zaopatruje się w paszport, aby uniknąć rewizyi osobistej i areszto wania. Liczba więźniów politycznych w samej tylko Warszawie przekracza 5.000, w całem Królestwie Polskiem zaś—dwa dzieścia tysięcy. Warszawa dawniej tak hałaśliwa, stała się cichszą niż Kra ków. Pod tą milczącą, nieruchomą powierz chnią jednak, w głębi ludu pracującego prowadzona jest agitacya, rewolucyjna i organizacyjna na bez porównania szer szą skalę, niż nawet jeszcze pół roku te mu. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, sam tylko Centralny Komitet Robotniczy P. P. S. wydał cały szereg odezw w łą cznym nakładzie 100,000 egzemplarzy. Warszawski Komitet Robotniczy wydał około 20,000 sztuk odezw, a inne komite ty P. P. S wskie w całym kraju orzynaj mniej 200.000 egzemplarzy. tymże czasie wyszedł Nr. 74 "Robotnika" w nakładzie |trzydziestotysięcznym, a Nr. 10 "Gazety Ludowej," organu wiejstie go P. P. S., (zeszyto szesnastu stroni cach dwukolumnowych) w nakładzie pięćdiiesięciotysięcznym. Oprócz tego AMERYKA-ECHO AT E K— KOZVTIUELANIE SZESNASTOLETNIEGO CHŁOPCA POLSKIEGO POD LUBLINEM. oh Warkowe jleg jnko spr»woe zam&i lin-oLoć lo wnale nie zai.il'Z4w| djwę Nieszczęsnego chłopca eąd wojenny skaza na śmie (5. Wyprowadzono go r'a drogę za mineto, przvw't^a^o 8łupa tele^ri ti czufgo rorsirzeieno N&ryguafca Aided, jak kslądg, kt ry po przygotowywhł na śmierć, zasłania sobie ręką oczy. aby nie widzieć straszne] chwili sfconu młodego męozenalka wydział wiejski P. S., wydał dwa pi sma ulotne (format pośredni między ode zwą^ broizurą): "Przekleństwo socyali stom!" oraz "Wzory dla uchwał gmin nych,' każde w nakładzie 100,000 eg zemplarzy, Obfity plon dwóch tygodni! A cyfry te mogłyby być jesEeze Co zaś do ustnej agitacyi, to jak dotąd, ostała się jeszcze jedna, ostatnia twier dza swobody zgromadzeń, twierdza czy sto proletaryacka: sale fabryczne. Wpra wdzie zgroroadzema fabryczne nie 4vo'e za* ludowcy Btaoyl kolejowej, za to, źe nie obc-lHł przyfączyd większe, gdyby nie techniczna trudność druko wania tak ogromnych nakładów w dru kaniach tajnycb. "Robotnik naprzykład z łatwością znalazłby sto tysięcy odbior ców, gdyby tylko tyle drukować można. Bą ani tak częste, ani tak masowe jak mie siąc temu hurtowne aresztowania całych zgromadzeń, szablą i nahajką zrobiły swoje. Bądźcobądź. P. S. odbywa je szcze co tydzień przynajmniej dwadzie ścia zgromadzeń robotniczych w salach fabrycznych w samt tylko Wajezawic. Są to obecnie najczęściej już nie wiece agitacyjno dyskusyjne, tylko regularne zebrania organizacyjne. W każdem ta kiem zebraniu bierze udzibł od 00 do 200 robotników. zeważnym tematem jest organiracya nielegalnych związków za wodowych, która nadzwyczaj żwawo kroczy naprzód. Krwawa mogiła. (Pamięol Jana Markowskiego, niewinnie straconej ofiary. Kopali Mu dół... Dół Mc kopali za ży wa! Dokoła cicha zaległa pustka, zdra dziecko przyczaiła się Zbrodnia i kłami bagnetów szczękała... Same jeno narzę dzia mordu!! W dali budzące się miasto tonie w op, już Bronisław, mglistej zasłonie, ucieka, ginie bezpowrotnie.. Biegną rozkazy ostre, znaki dziwne... Dreszcz cichy łopotał nad polem zbrodni. Pełen bólu głęboki ego płynął Z al, zatapiał Duszę w marzeniach, w snach, w pieniach... Przydrożne topole smętnie szumiały, gwar ich kładł się na polach, kcłatał się po nich i zamiera.. Wielkie przerażeń'em i r«zysnącyą źrenice ostatni raz obejmowały rodzinną ziemię... Ostatni raz!!' Za wiązano Mi wzrok. "Niech żyje Wolność! Niech żyje Wolność!!!" Runęło młode, pełne nadziei, nif winne życie w dół wiecznego chłodu i mroku! Dnia 16 stycznia br. rozstrzelano na polu pol Lublinem 17-letniego Jana Mar kowskiego, który posądzony tył o zabój stwo naczelnika s tacy i kolejowej Szpa kowa. Dowodów żidnych nie wykryto. Przeciwnie, wiele zeznań świadków i faktów samych dowodziło o niewinności cier lk i Matka straconego dostała pom!ęszania zmysłów. Całe mia*to oburzone do głębi podłością carskich siepaczy. Komitet Ro botniczy P. P. S. wydał silną odezwę. Grobu pil ni ją żołnierze. Towarzyize zamordowanego nie zapo mną tego gwałtu i pomszczą srodze nie winnie wydarte życiel Zatarg z Wenezuelą. Republika wenezuelska, na której cze le stoi prezydent, a właściwie dyktator Cipriano Castro, w latach 1902 i 19r3 wywołała zatarg z Niemcami. Stosunki polityczne były naówczas o tyle sprzyja jące dla państwa niemieckiego, że megło uciec się do "ultima ratio", to jest do armat. Pancerniki niemieckie zbombar dowały fort San Carlos pod Maracaibo i don Cipriano wobec tak wymownej argu mentacyi przeprosił Niemców. Ale ta nauka poszła w las, gdyż wkrótce don Cipriano zaczął szukać zwady z Francyą. A trzeba przyznać, że dyktator Wenezu eli nigdy nie jest w kłopocie gdy chodzi o wyszukanie i zaostrzenie zatargu. Pan Cipriano Castro był niegdyś pogania czem mułów, później podobno bandytą, aż wreszcie w r. 1889 ob:ął dyktaturę po prezydencie Guzmanie Blanco. Tacy ludzie nie wiele sobie robią z obowią zków międzynarodowych, naturalnie je żeli tylko mogą liczyć na bezkarność. A tym razem stosunki polityczne ułożyły się na jego korzyść. Mianowicie przed konfliktem z Fran cyą,Castro zadarł z taką potęgą, jak Sta ny Zjednoczone Chodziło o towarzystwo przemysłowe północno amerykańskie Bermudez Asphalt Company, które osie dliło się w Wenezueli, uzyskawszy tam koncesję Otóż Castro nieustannie szy kanował tc warzystwo wspomniane, któ re wreszcie uciekło się pod opiekę są dów. Ale sądy wenezuelskie, znając don Cipriana, wydały wyroki niekorzystne dla tc warzystwa, które widząc, że jest pozbawione wszelkich praw, udało się o pomcc do rządu Stanów Zjednoczonych. Ten z miało pewność wygranej. Prezy dent Roosevelt wysłał do Castra ultima tum. Niestety w Stanach Zjednoczonych ani prezydent, ani minister nie może na własną rękę uprawiać polityki. Senat o świadczył, że Stany Zjednoczone nie ma ją powodu wszczynać wojny dyplomaty cznej, czy rzeczywistej z Wenezuelą z kt-ifl zup ie Inny posądzonego. Mimo to miejscowy gene rał-gubernator Kakurin skazał niewin ne, 17 letnie dziecko na śmierć. Istotny sprawca zamacha na Szpakowa zdołał wyjechać za granicę. Markowskiego roz strzelano niewinnie. Wyrok wydano bez eądu, odczytane go skazanemu zaledwie na kilku minut przed egzekucyą na placu okropnej zbro dni. Markowski umierał spokojnie, przed śmiercią krzyknął jeszcze: "Niech żyje wolność!" Ciało zakopano na miejscu, bes trumny ziemię końmi stratowano. Precz z obłudy! Naprzód z wolą ludu! powodu towarzystwa Bermadez Asphalt Company i na tf spra* a utknęła. Roo sevelt połknął pigułkę, a don Cipriano dopiero nabrał animuszu. Przyszła kolej na Francyę. Castro za czął szykanować francuskie Towarzyst wo telegrafu podmorskiego, czyli kablo we, które posiada stacyę w Wenezueli. Castro twierdzi, że towarzystwo francu skie przyjmowało i wysyłało telegramy powstańców wenezuelskich i skutkiem tego naruszyło bezpieczeństwo publiczne republiki wenezuelskiej. Powstał stąd spór, który Castrj chciał załatwić '*bre vi manu," kazał mianowicie przeciąć przewody telegraficzne, należące do cwe go towarzystwa. Po tym gwałcie towa rzystwo wezwało pomocy rządu francu skiego. Poseł francuski Tai^ny, rezydu jący w Cara'as, znalazł się w przykrem poł żeniu Wiedział, że wszelkie ustne i pisemne pogróżki są bezskuteczne wobec Castra, a demonstracye floty, lub wysa dzenie na ląd wojaka uważał pośród obe cnych warunków za wielce ryzykowne. Trzeba wiedzieć, że rząd Stanów Zje dnoczonych, trzymając się doktryny Monroego, wedle której Ameryka jest wyłącznie dla Amerykanów, jtż z powo du bombardowań'a przez Niemców fortu San Carlo okazywał swoje niezadowole nie, a w r. 1905 w miesiącu grudniu pre zydent Roosevelt przypomniał w orędziu swojen doktrynę Monroego, dodojąc u» wagę, że Stany Zjednoczor.e mają ponie kąd obowiązek czuwania nad republika mi amerykańskiemi i te wykonywać nad niemi będą kontrolę moralną, a na wet w razie potrieby i polityerną. Wo bec ttgo Francya nie chce uciekać się do zbrojnej interwencyi, licząc na pośre dnictwo Stanów Zjednoczonych. Ale tu taj powstała nowa trudność Roosevelt w obronie towarzystwa północno amery kańskiego wystąpił energicznie przeciw ko Wenezueli, a tymczasem senat Sta nów Zjednoczonych zawołał:"veto" i ul timatum Rcosevelta uznał za nieistnieją ce wobec Wenezueli. Tak więc Francya ze względu na Stany Zjednoczone nie cfcce uciekać się do zbrojnej interwen cyi, a równocześnie na pośrednictwo ich liczyć nie może. Tak więc Cipriano Castro tryumfuje, a prtf dstawiciel Francyi, Taigny, zna lazł się w położeniu poprostu śmiesznem. W dodatku Castro z bezwzględnością ty rana amerykańskiego nie krepował się webec Taigny'e go żadnemi względami. Na jegj rozkaz Taigny został wykreślo ny z listy gości, zaproszonych do prezy denta na przyjęcie noworoczne. W tak brutalny sposób zerwał Castro stosunki dyp'omatyczne z Francyą. Taigny je szete nie stracił cierpliwości. Posługiwał się od chwili wybuchnięcia konfliktu pośrednictwem posła amerykańskiego, Russela.więc i obecnie w sprawie zapro szeń noworocznych uczynił to samo. Ru ssel zwrócił się pisemnie do wenezuel skiego ministra spraw zagranicznych, Ybarry, prosząc go o przysłanie Taigny' emu zaproszenia na przyjęcie noworocz ne. Ale Ybarra, odmówił, oświadczywszy w dodatku, że rząd wenezuelski nie ścierpi, ażeby poseł amerykański mię szał się do stosunków pomiędiy Wenezu elą a Francyą. Oczywiście Taigny opu ścił Caracas i udał się do Curacao, a Castro posunął się do znieważenia przed stawiciela Francyi, zabronił mu bowiem powrotu do Caracas. Tak się przedstawiał zatarg z Wene tuelą parę tygodni temu. Dziś stosunki zmieniły się o tyle, że Castro jest już zu pełnie przygotowany do wojny z Francyą, co go czyni względem tejże jeszcze bardziej zuchwałym i aroganckim.—Z drugiej znów strony zaczyna byó jasnem dla niego, że i cierpi »wość Stanów Zje dnoczonych jest Miska wyczerpania, że senat waszyngtcń3ki jest bliskim ząa probowania polityki prezydenta Roose velta. Wobec tego Castro zaczyna przy bierać minę krzywdzonej niewinności: oświadcza, źe jest gotów zdać całą sprawę na sąd polubowny. Ale można powiedzieć napewno że gdyby sąd taki doszedł do skutku, a wyrok jego wypadł na niekorzyść Wenezueli—wówczas p. Castro znowu stałby się aroganckim... Jedyne możliwe rozwiązanie kwesty! nastąpi dopiero wówczas, gdy jedno s wielkich mocarstw: bądź to Francya, bądź Stany Zjednoczone, zakaszą ręka wy i strzępią Wenezueli skórę. Wówczas dopiero będzie spokój. i \n\n Pages 9-16 No. 9. Vol. XIX. March 3, 1906