Newspaper Page Text
DZIENNIK CHICAGOSKI pismo polityczne, poświecone interesom Polaków w Stanach Zjednoczonych Ameryk i Półn. Wychodzi codziennie z wyjątkiem nie dziel i świąt uroczystych. PRZEDPŁATA WYNOSI: rocznie $3.00; miesięcznie $0.25; Cena pojedynczego numeru lc. "^7" yćia.*vrcyz Spółka Nakład. Wydawn. Polsk. w Chicago, Illinois. Ks. J. Radziejewski, Prezes. Ob. W. Jendrzejek, kasyer. Ob. B. Klarkowski, sekretarz. Ks. Fr. Gordon, zarządca. "Wszelkie listy i korespondencye uprasza się przesyłać pod adresem: Dziennik Chicagoski 141 & 143 W. Division si, Chicago, fil. Wszelkie przesyłki pieniężne na leży posyłać do zarządcy pod adre sem: Re?. Fr. Gordon 141 & 143 W. Division Street Chicago, III. Kwestya szkolna.*) Z korespondencji, o której wspomnieliśmy w numerze o statnim, dowiedzieliśmy się, iż Czesi wspólnie z niektórymi Polakami w naszem mieście zamieszkałymi o to się starają, „ażeby język każdej narodo wości licznie zamieszkałej w Chicago, miał w publicznych szkołach takie przywileje, ja kie posiada język niemiecki.11 Zapytywaliśmy wielu z pomię dzy naszych rodaków, jaki biorą udział w tym ruchu i jak się na tę kwestyą zapatrują, i przyznajemy, że są dwie par tye: jedna broniąca tej agita cyi, druga jak najbardziej sta nowczo jej się sprzeciwiająca. Pierwsza jest mniej liczna, druga znacznie liczniejsza. Łatwo odgadnąć, która par tya po której stoi stronie. — Członkowie Związku Narodo wego Polskiego po większej części łączą się z tymi Czecha mi, którzy agitacyą utworzyli; członkowie zaś Zjednoczenia Polskiego Rzymsko - Kato]i O v ckiego są, z małymi wyjątka mi, po stronie przeciwnej. Są jeszcze tacy, którzy nie należą ani cło Zjednoczenia ani do Związku, 11 tych jednakże zda nia są podzielone i jest ich za mało, ażeby z ich zdaniem na sery o liczy <5 się należało. Po raz pierwszy, odkąd „Dziennik Chicagoski" zaczął wychodzić, zabieramy głos w sprawie, w której członkowie obu tych wielkich organizacyj mają wprost przeciwne zapa trywania, a ponieważ czynimy to po raz pierwszy, przeto u ważamy za stosowne zastrzec się z góry, że całą kwestyą zu pełnie przedmiotowo zamie rzamy traktować i jeżeli wy mieniamy tu nazwiska obu or . ganizacyj, nie czynimy tego dlatego, ażeby w ejść na pole niemiłej polemiki pomiędzy Zjednoczeniem a Związkiem, ; tylko dlatego, ażeby, jak to się w dalsz}m ciągu wykaże, | wywody były jaśniej zrozu miałe. Zaznaczyliśmy już wyżej, że I członkowie Związku po wię kszej części są za agitacyą- i że członkowie Zjednoczenia z ma łymi wyjątkami są po stronie przeciwnej. Znaczy to, że nie które jednostki należące do Związku są agitacyi przeciwne i niektóre należące do Zjedno *) Na kwestyą tę piekącą i obecnie bar dzo na czasie poświęcimy więcej miejsca, niżtozwykleczynimy, w dwóch lub trzech następnych numerach ^Dziennika"; a oprócz tego już w jutrzejszym numerze umieścimy niezależnie od powyższej roz prawy pewną korespondencyą tyczącą się tej samej sprawy którą dziś otrzymaliśmy już za późno, by można było ją złożyć, Przyp. Red. I ' tBSfalrilll l' -I •^■^11 czenia są za agitacyą. Że tak jest istotnie, mamy na to do wody imienne: u tych, co zre sztą zupełnie jest słusznem, wyrobiły się przekonania oso biste, z któremi instytucya Zjednoczenia lub Związku nic nie ma do czynienia. Tacy są jednak nieliczni. Inni są znowu, którzy także sobie wyrobili pewne osobiste przekonania: u tych jednak już ważniejszą gra rolę, do której z tych instytucyj należą. Są to niektórzy członkowie Związku, którzy: 1) widzą czyn patryotyczny w staraniu się o to, ażeby język polski w Chicago był traktowany na równi z językiem niemieckim; 2) uprzedzeni do „rządów księ żych", tem samem już też nie są zwolennikami wielkimi szkół parafialnych i nie widzą w tem nic złego, gdy dzieci polskie liczniej będą uczęszcza ły do szkół publicznych; 3) chociaż niemal przekonani, iż ich żądania nie będą spełnione, t. j. że język polski do szkół publicznych nie będzie wpro wadzony, to przecież oburzając się na to, iż Niemcy uzyskali pod tym względem przywileje, radziby tym sposobem tę nie sprawiedliwość usunąć; 4) są dząc, że inicyatywrę w takich „patryotyczny eh7' usiłowaniach powrinkn zawrsze wziąć Zwią zek, jako członkowie Związku tę agitacyą popierają. — Są to, z drugiej strony, członkowie Zjednoczenia, którzy z przeko nania: 1) widzą niebezpie czeństwo dla szkół parafial nych na wypadek, gdyby nad spodziewanie język polski wprowadzono do szkół publi cznych znajdujących się w miejscach gęściej przez Pola ków zamieszkałych; 2) szkoły publiczne uważają za niebez pieczne dla młodzieży, za za kłady wychowujące dzieci na ludzi bez zasad religii, moral ności, uczuć patryotycznych i zdrowych zapatrywań socyal nych; 3) w obec innych naro dowości, w obec samychże Amerykanów, Irlandczy ków, a nawet i Niemców uważają za kompromitujące takie sta ranie się o wpiowadzenie ję zyka polskiego do >zkół, pod czas gdy dawniej tak stano wczo i tylokrotnie występo wano w obronie szkół parafial nych; 4) są tego przekonania, że protest przeciw niesprawie dliwemu forytowaniu języka niemieckiego bez porównania byłby skuteczniejszy od nada remnego starania się o wpro wadzenie języka polskiego. — Takich jednak członków i Związku i Zjednoczenia, któ rzy z przekonania rozumują w sposób powyższy, jest rów nież bardzo niewielka liczba, chociaż ci na największą zasłu gują uwagę i w tej sprawie szacunku są godni. Inni nakoniec — a tych jest liczba największa — jedynie dlatego przychylają się do party i jednej lub drugiej, że uważają to za swój obowiązek popiera<5 swoję partyą, lub, jak się niestety zbyt często wy rażają, oponowa<5 „kościelni kouT albo „patryotnikom". Tych jest najwięcej, i u tych jedynie gra rolę okoliczność, czyli należą do Zjednoczenia, czy też do Związku; przeko- ■ nania osobistego oni nie mają. Nie może milczeć o całej tej rzeczywiście ważnej sprawie - | .:| ' | riwiw „Dziennik Chicagoski". Mnsi wyrazić swoje zapatrywanie w \ tej sprawie, a ponieważ zapatrywanie to musi sta nowczo zgodzić się z za patrywaniem jednej z o wych dwóch partyj wielkich, przeto jesteśmy przygotowani na zarzut, jakobyśmy wystę powali przeciw jednej z nich. Ale na zarzut taki nie zasłu gujemy we własnem sumieniu i jeszcze raz stanowczo powta rzamy, że pragniemy zupełnie przedmiotowo sprawę trakto wać, i jeśli wywiąże się z tego jaka polemika, prosimy, ażeby ją utrzymywano w granicach samego przedmiotu sprawy szkolnej i ażeby argumentacyą prowadzono spokojnie i z go dnością w takiej sprawie od powiednią. Naszem zdaniem, w agitacyi Czechów Polacy brać udziału nie powinni; postaramy się w dalszym ciągu wykazać, dla czego. (D. c. n.) ♦*»*» Limfa Kocha. (Dokończenie.) Dalej opisuje Koch, iż mu siał się zastanowić nad środ kiem zupełnego niszczenia ba cyl tuberkułowych, które nie zanikały na miejscach szcze pionych, tylko jakiś czas po zostawały niezmienione, a po tem tworzyły jątrzące się wrzo dy. Po bardzo wielu próbach wreszcie znalazł substaneyą odpowiednią w roztworze 40— 50 procentowym glyceryny, i próby następne na zwierzętach, a nareszcie i na ludziach, już były uwieńczone powodzeniem. Otóż nowy środek, udzielo ny także innym lekarzom do robienia prób, polega na eks trakcie gly cery nowym z bacyl tuberkułowych sztucznie hodo wanych. Do ekstraktu z bacyl tuber kułowych wchodzą obok sub stancyi leczniczej jeszcze inne materye rozpuszczalne w 50 procentowym roztworze gly ceryny. Zawiera ten ekstrakt przeto pewien procent soli mi neralnych, barwników i innych | składników nieznanych. Nie które z nich łatwo usunąć. Właściwa substancya lecznicza nie rozpuszcza się w alkoholu i można przeto za pomocą al koholu oczyścić ją od materyj w alkoholu rozpuszczalnych. Także i inne materye dadzą się usunąć: ale praktycznego za stosowania to nie ma, gdyż materye te nie są szkodliwe, a czyszczenie takie tylko uczyni łoby kosztowniejszym proces wyrabiania limfy. Następnie Koch jeszcze opi ; suje swoje przypuszczenia co do środków skuteczniejszych, któreby jeszcze dały się złożyć; jakoteż przypuszczenia, dla j czego i w jaki sposób środek rzeczony działa na naczynka, I iż wywołuje skutki dostrzega I ne. Na teraz jednak niepodo bna dokładnie wytłómaczyć szczegółowego wpływu rozma itych dawek tego nowego środ j ka na tkanki tuberkułowe i opierać się tyczasowo mo żna tylko na zjawiskach bada nych. Kończy Koch uwagą o trwa łości skutków tego środka. Ze suchotników, którzy opuścili szpital jako czasowo uleczeni, dwóch powróciło dla ponowne go ich opatrzenia. W wydzie linach ich w ostatnich trzech mieaiągaal&iffale nie znalęzio no bacyl i stopniowo także u stępowały wszystkie objawy towarzyszące tego rodzaju cho robom. List z Brazylii. „Dziennik Łódzki" pisze, co następuje: „Zamieszkały na Starem Mieście Sobczak, otrzy mał od swego krewnego, Jó zefa Zarzyckiego, list z Brazy lii, którego treść w takiej for mie, jak napisany, podajemy: „Kampinos, dnia 22 listopada 1889 roku. Łaskawy Panie Sobczak! Gdy wyjeżdżając z miasta Łodzi do Brazylii, jak wiadomo 18 sierpnia, tak przy jechaliśmy do Kalisza, a tu narodu zatrzęsienie, co nie wolno było przepuszczać przez granicę, jako i nie przepuszcza li, tylko wszystko się nocą przeswarcawało, jak które mo gło. Ja znowusz wykupiłem ośmidniową kartę dla żony i dla siebie i przejechałem spo kojnie aż do Ostrowa, z Ostro wa wsiadłem na kolej, zapła ciłem 22 marki 60 fenygów do Berlina, gdzie przyjechaliśmy o godzinie 12 i nocowaliśmy na kamieniach przy foksalu, bo na foksalu nie wolno — to był nocleg głodny i chłodny na drugi dzień z Berlina do Bremu zapłaciłem także na trzy osoby 22 marki 80 fen., w Bremie staliśmy trzy «ini, a którzy przód poprzyjeżdżali, to życie trzydniowe musieli płacić aż do 25 miesiąca, którego się mieli stawić, po 25 to już życie dawali. Ja przyjechałem 24 sierpnia, to także zapłaciłem za noc i dzień 3 ruble na troje. Życie było nienajgorsze, do piero w trzy dni wyruszyliśmy do okrętu parowego. Miasta, które się zowie Bremen, jazdy z Bremu do portowego miasta trzy godziny, siedliśmy na o kręt 28 sierpnia, który się na zywał Mein Bremen, a Bis marck okręt wyjechał 25 sierp. Na tem okręcie co my jechali to było narodu 1400 osób, aleśmy musieli wszyscy choro wać, bo życie nie koniecznie dobre. Mięsa aż za dużo, ale cóż z tego, kiej nie można go strawić. Herbate także dają, ale bez cukru i kawe, więc żo łądek — to nie przyjmuje bo wszystko parą gotowane — okręt kręci się na wszystkie strony, że człowiek jak leży to się z boku na bok przewracał. A przyjechaliśmy na jeden przeciąg wody to tak bałwany miotały, co aż się okręt w bał wanach zanurzał, aż na wierz chu pełno wody oyło tośmy tą wodą jechali 24, dopiero wyje chaliśmy na spokojne morze, ale bardzo, ach bardzo smutno okrętem jechać, jechaliśmy do Brazylii 24 dni, to jest dzień i noc, okręt uchodził na godzinę 9 mil angielskich, co znaczy 3 mile nasze, wodą jechaliśmy 1728 mil, gdyśmy przyjechali do Brazylii do miasta Rio Janeiro, co po polsku Góra Rzeczna, tam byliśmy dwa dni i odesłali nas do Sant Paulo, tam byliśmy 3 dni i pojecha liśmy do kawy na Folwark do jednego Pana, co miał tej kawy 300 włók, tam byliśmy u niego dwa tygodnie, bośmy nie mogli na nogi wytrzymać dla tego, że robaki nas gryzły tak, że w obuwiu niemożna było chodzić. Gdyśmy odeszli od tego Pana, tośmy szli 6 mil piecho ty, bośmy pieniądze wytrącili huhihbhhihhhhh na okręcie, bo każdy musiał się ratować, a wszystko drogo kosztowało na okręcie, to na sze noclegi były po borach i po górach. Cała Brazylia lasy i góry. A co do życia, to o kropnie drogie, chleba nie ma, bo się nie rodzi ogółem w całej Brazylii nędza i wiatrem pod szyta — tak Bracia kochani dużo naszych Braci musi się poniewierać, marnie ginie po Brazylii, a teraz jeżeli Was ten list dojdzie a przeczytacie, to odpiszcie, a ja Wam drugi list napisze dokładniejszy, aby się żaden nie puszczał do Brazylii. Ja muszę marnie ginąć już ze swoją żoną, bo pieniędzy nie mam napo wrót. Pozdrawiam Was także i Karola Rubió skiego z żoną i Walerego. — Módlcie się za nas, bo my nie możemy Boga przebłagać za swoje grzechy, nie wiem, czy kiej się dostanie, bo księża po polsku nie mówią, kościół jest także katolicki, ale mszą po łacinie po cichu a jeśli kto za kupić chce, to kosztuje 100 reisów, kazanie jak powie 25 reisów, ślub 75 reisów, chrzest 15 reisów, pogrzeb najbie dniejszy 80 reisów i to w ta kim wózku, jak u nas chycel psów wozi. Jeżeli byście mo gli co dopomódz w biedzie. Adres Illm Sdr Józef Zarzycki Rue des Felores nr. 127 Cam pinos prav Sao Paulo Brazil Amerika de Sul. ZIEMIE POLSKIE, Kraków. Po utworzeniu w r. 1886 osobnego gabinetu geologi cznego na Uniwersytecie Ja giellońskim okazała się potrze ba zaopatrzenia jednej ze sal w szafy muzealne celem lepszego ułożenia dawniejszych zbiorów i pomieszczenia nowych darów i nabytków, pomiędzy któremi pierwsze miejsce zajmował zbiór geologiczny ś. p. prof. Dra Altha, nabyty po śmierci tegoż przez Ministerstwo O światy za 1700 złr. Sprawa zbudowania odpo wiednich szaf w tej sali, przed stawiona Ministerstwu przez prof. Szajnochę i władze uni wersyteckie, a życzliwie i gor liwie jwparta przez oddział techniczny Starostwa w Kra kowie, oraz przez Namiestni ctwo, załatwioną, została po myślnie w r. b. przez Minister stwo Oświaty, które na podsta wie przeprowadzonej rozpra wy ofertowej poleciło wykona nie tej roboty za sumę 2299 złr. p. L. Stasińskiemu, stola rzowi tutejszemu, którego oferta okazała się niższą o przeszło 1000 złr. od innych współoferentów. Przed tygodniem wszystkie roboty w tej sali ukończone zostały. P. Stasiński, znany już zaszczytnie z wielu robót stolarskich, wykonanych rze telnie i sumiennie w gmachu „Collegium novum," wywiązał się i tym razem bez zarzutu z powierzonej mu roboty, ukoń czywszy ją nawet przed Za strzeżonym terminem pięciu miesięcy. Nowe te szafy, zbu dowane według projektu prof. Szajnochy, odpowiadają w głównych zarysach konstrukcyi szaf w sali sąsiedniej, pocho dzących jeszcze z r. 1852. Ustawianie okazów w tej sali, przeznaczonej oraz na wykłady geologii i paleontolo gii, już się rozpoczęło i' jeat nadzieja, że będzie ukończo nem do końca marca 1891 r., poczem gabinet geologiczny, liczący teraz przeszło ^25,000 okazów, będzie mógł być z po czątkiem kwietnia otwartym i dla szerszej publiczności. Lwów. „Ruś Czerwona" rozwodzi się z lubością nad politykowa niem akademików ruskich. Młodzież akademicka ruska we Lwowie poświęciła aż dwa wieczory (19 i 20 grudnia) na komersy natury politycznej, gdzie miało przyjść do wspól nego protestu przeciwko poli tyce p. Romańczuka ze strony zwolenników programu staro - ruskiego i rusko-radykalnego. Do ugody jednak nie przyszło; partya staro-ruska nie mogła się zgodzić na następujący motyw, podany w proteście przez radykalistów: „Program p. Romańczuka jest czysto klerykalny, a ster polityki od daje w ręce książąt cerkwi i stanu duchownego, który za wsze był przeciwnikiem pra wdziwego postępu i oświaty; stanowisko swe wyzyskiwał w interesie hierarchii." Natomiast frakcya staro-ruska godziła się najzupełniej na zarzut „serwi lizmu," uczyniony na lwo wskich komersach p. Romań czukowi i towarzyszom. Warszawa. W naszym świecie litera ckim p. Jankulio i jego sztab cenzuralny rozwinął taką czyn ność, że za najgorszych da wniejszych czasów podobnego ucisku drukowanego słowa nie pamiętamy. Najprawniejsi najdoświadczeósi redaktoro wie, dokładnie obeznani z praktyką cenzorów rosyjskich, wobec tego, co się dziś dzie je, załamują po prostu ręce i nie wiedzą, co robić. — Po dług pana Jankulio żadnej Polski na świecie nigdy nie było — więc co się tylko do niej odnosi — cenzura nie puszcza. Jeden też z naszych literatów zapytał się p. Janku lio, który pod względem towa rzyskim jest bardzo uprzejmy i grzeczny i pasyami lubi z literami rozmawiać — zapytał tedy pana prezesa cenzury: „Więc ostatecznie, zkądże się wzięliśmy, my Polacy na tym bożym świecie?" Na to Jan kulio odpowiedział, roześmia wszy się na cały głos: „A tego nie wiem, to już do mnie, jako do prezesa cenzury, nie należv." Jeżyk polski w seminaryum w Peplinie. Do „Gazety Tor." piszą, że w seminaryum peplidskiem lekcyi języka polskiego udzie la się obecnie tygodniowo trzy lekcye. Lekcye te pobierają klerycy pochodzenia niemie ckiego „Elementarbuch der polnischen Sprache von Pe pliński". Klerycy narodowo ści polskiej biorą udział tylko w jednej z tych lekcyi. Robią oni wypracowania polskie, które potem na lekcyi czytają i rozbierają. Na tem zasadza się cała nauka języka polskie go dla przyszłych naszych księży. — W obec dzisiejszego systemu szkolnego zapewne to bardzo mało! Narzędzia rzeźnickie zupełnie nowe i najnowszego systemu można w przeciągu trzech dni bardŹO tanio naoyć. 21s-xci cd.