Newspaper Page Text
DZIEJTCflK CMICAGOSKI pismo polityczne, poświeć*** interesom Polaków w Stanach Zjedn«cz*myeh Ameryki Półn. Wychodzi codziennie z wyjątkiem nie dziel i świąt uroczystych. PRZEDPŁATA WTJTOSI: rocznie $3.00; miesięcznie $0.25; Cena pojedynczego mucem lc. Vv/" 3rd. a. xv cy: Spółka Nakład. Wyiawn. Polsk. w Chicago, Illinois. Ks. J. Radziejewski, Prezes. Ob. W. Jendrzejek, kasycr. Ob. B. Klarkowski, sekretarz. Ks. Fr. Gordon, zarządca. Wszelkie listy i korespondencje uprasza się przesyłać pod adresem: Dziennik Chicagoski 141 & 148 W. Division st, Chicago, 111. Wszelkie przesyłki pieniężne na leży posyłać do zarządcy pod adre sem: Rey. Fr. Gordon 141 & 143 W. Division Street Chicago, Ul. Kwestya szkolna. (Ciąg dalszy.) Celem wykazania, dlaczego jesteśmy przeciwni wzięciu u działu w agitacyi obecnej cze skiej, będziemy się starali wy kazać, że 1) Szkoły publiczne wsku tek systemu nauk w nich wprowadzonego stoją w tym kraju niżej od szkół parafial nych i pod względem prakty cznego i pod względem moral nego kształcenia dzieci do nich uczęszczających; 2) Obowiązkiem rodziców dbałych o dobro dzieci jest posyłać je do takich szkół, które sa zdolne najlepiej je wykształcić na dobrych oby wateli kraju (amerykańskie go), o zasadach moralnych stałych i niewzruszonych, a obok tego na ludzi prakty cznych, umiejących sobie wy robić stanowisko odpowiednie, i na dobrych patryotów swej własnej narodowości; 3) Jeżeli szkoły publiczne nie zasługują na poparcie, to też nie powinniśmy starać się o to. by wprowadzono do nich naukę języka polskiego; 4) Czesi pod tym względem nie jako wzór tylko jako od straszający przykład służyć nam powinni; 5) Jeżeli pragniemy, ażeby językowi niemieckiemu nie udzielano szczególnych przy wilejów, to prostą drogą, t. j. drogą protestów łatwiej cel osiągniemy, aniżeli drogą ubo czną, jaką jest staranie się o wprowadzenie do szkół pu blicznych wykładu innych ję ków. Szkoły publiczne a szkoiy parafialne. Wykazywano niejednokro tnie, iż szkoły parafialne kształ cą o wiele lepiej od tutejszych szkół publicznych: a wykazy wano to nie gołosłownie, tyl ko przykładami wziętemi z życia, w wypadkach. wt któ rych najłatwiej było porównać takie kształcenie. Przykład taki praktyczny, świeży, gd)ż wypadek to który się zdarzył z końcem zeszłego miesiąca zaraz tu przytoczymy, a po tem dopiero postaramy się wytłómaczyć, ezem to się dzie je. — Przed kilku tygodniami w Stanie New York, p. E. Dun phy, poseł do kongresu ze 7go okręgu wyborczego ogłosił, iż ma do obsadzenia jedno miej sce kadeta w akademii woj skowej we West Point. Zgło siło się 28 młodych ludzi, któ rzy o to miejsce chcieli się ubiegać. Musieli się poddać najprzód oględzinom lekar skim, a kiedy te wypadły po myślnie, stawili się d. 29 gru dnia przed komisyą egzami nacyjną, która miała zbadać ich uzdolnienie umysłowe. • Komisya ta składała się głównie z dwóch wice prezy dentów szkół publicznych i z jednego Brata zakonu Braci Chrześcijańskich, który repre zentował katolickie szkoły pa rafialne w okręgu pana Dim phy. Egzaminowano głównie z następujących przedmiotów: ! Arytmetyka,,,Spelling'7 (syla bizou anieangielskie), kaligra fia, geografia, giamatyka. hi story a Stanów Zjednoczonych, ' czytanie i opowiadanie an gielskie. Jak wiadomo, kia syfikacyą, czyli oznaczeiie po j stępów, tutaj znaczą w ten sposób, iż liczba 100 oznacza stopień najlepszy, a każda niż sza liczba stopniowo postęp niższy. Otóż kiedy chłopców przez cały dzień wymęczono, ogłoszono rezultat taki: 1) Thos. F. Dwyer postęp przeciętny najlepszy: 94; Dalej następowali: 2) John J. Duell 91? 3) John Conway S6~ 4) Jos. Fitzgerald 861 5) A. Sauci 85 o) E. Stewart84" 7) Peter Simcox 84* 8) Jas. Kilgore 84 9) Pat. Shea 83? 10) A. Mc Farland 82 i i t. d. Z chłopców powyżej przytoczonych pierwsi czterej, następnie siódmy i ósmy chło pak ukończyli szkołę para fialną św. Jako ba, piąty i szósty, jakoteż dziewiąty i dziesiąty szkołę publiczną. Potem jeszcze następowało z kolei trzech chłopaków (11, 12, i 13) ze szkoły św. Jakó* ba, a dalej dopiero (od 14 do 28) sami chłopacy ze szkół publicznych. Oczywiście, że Thos. F. Dwyer otrzymał miejsce. Gdybyśmy pisali dzieło ob | szerne, łatwoby nam przyszło uagromadzić niezmiernie wiele podobnych przykładów: tu na j tym jednym najświeższym się ograniczymy, i tyle jeszcze do damy, że w ubiegłym roku odbyło się j)ięć podobnych egzaminów celem onsaazenia miejsc kadetów we West Point, i pięciu uczniów szkół para fialnych odniosło zwycięstwo nad uczniami szkół publi cznych. To już nie wypadek, — to dowód oczywisty. Jeżelibyśmy jednak nawet nie mieli podobnych przykła dów praktycznych, t. j. gdyby niebyło takich porównawczych egzaminów, któreby dozwoliły zbadać różnicę, to przypa trzywszy się sposobowi nau czania, systemowi nauk w szkołach obu rodzajów, musie libyśmy przyjść do przekona nia, iż chłopak w szkole pa rafialnej więcej się nauczy, niż w publicznej. Przyjrzyjmy się bowiem raz uważniej, jaki jest System nauk w jednych, a jaki w drugich szkołach. Trudno nam i nad tem rozwodzić się obszerniej, bo znów trzebaby chyba dzie ło osobne napisać, ażeby do kładnie systemy te opisać. Ale wymienimy tu rzeczy powsze chnie wiadome. Każdy wie, że wszelkie szkoły należą do jednego z trzech następujących głównych podziałów: szkoły elementarne, szkoły średnie i i I szkoły wyższe. W Stanach Zjednoczonych szkoły publi* czne nie doszły jeszcze do tej doskonałości, która jest pod stawą wszelkiego kształcenia, ażeby te trzy rodzaje szkół taki dla siebie ułożyły pro gram, by stały ze sobą w związku najściślejszym- A by dostać się do szkoły śre dniej (college) nie potrzeba się wykazać świadectwami ze szkół niższych (grammar schools): składa się tylko pe wien egzamin, a kto kiedy przysłuchał się takiemu egza minowi, wie dobrze, że od eg zaminowanego wymagają śmie sznie mało, ażeby do kollegi um się dostał. Chcąc się do stać do szkoły wyższej (uni wersytetu) również tylko eg zamin potrzeba złożyć, który, stosunkowo rzecz biorąc, jest jeszcze łatwiejszy. Wiadomo zaś całemu światu, nawet sa mymże Amerykanom, iż stu dy a odbyte w uniwersytetach Stanów Zjednoczonych nie mają żadnej prawie wartości, jeżeli student sam bardzo pil nie po za programem nauk nie pracuje, lub studyów swo ich w Europie nie uzupełni. Gniewali się przed rokiem A merykanie, że lekarzom, któ rzy koiiezyli swe studya w Sta nach Zjednoczonych, Niemcy zamierzali zabronić praktyko wać w Berlinie: ale gniewali niesłusznie, bo wina to syste mu uauk w tutejszych uniwer i sytetach. Inaczej dzieje się w szko łach parafialnych. Z wyjąt kami bardzo małymi są one urządzone na wzór europej skich wzorowych zakładów naukowych: elementarne szko ły na wzór szkół normalnych i elementarnych, kollegia na wzór szkół gimnazyalnych, a uniwersytety na wzór uniwer ! sytetów europejskich. Już to samo stawia je bez porówna nia wyżej od szkół publi cznych. A jeżeli jeszcze wglą du iemy szczegółowo w plau nauk, przekonamy się, ogól nie mówiąc, że w publicznych szkołach jakichkolwiek wy kształcony młodzieniec uczył się wprawdzie arytmetyki, czytania i pisania i t. p., ale z innych nauk, jak np. z geo grafii, historyi, i t. p. zna tyl ko sprawy tyczące się Stanów Zjednoczonych, a nie ma pra wie pojęcia, lub jeśli je ma, to wielce niedokładne, o historyi powszechnej, o geografii wszystkich części świata i t. p. Nie otrzymuje przeto wykształ cenią wszechstronnego. Książki szkolne są bardzo piękne, przyznajemy, zwła szcza w sokołach elementar nych ; ale treść ich — próżnia straszliwa. Dla porównania, wrócimy do tego przedmiotu kiedyś jeszcze i wykażemy, iż np. taka czytańka dla szkoły publicznej ułożona, chociaż zaleca się obrazkami, nie zdol ną jest pobudzić chłopaka do głębszego zastanawiania się, myślenia, zyskania podstaw i zamiłowania do różnych gałę zi nauk, jak to czynią zaba wką prawie najelementarniej sze czy tanki używane w szko łach parafialnych. Zadaniem szkoły, obok praktycznego kształcenia, po winno być dalej wyrobienie w młodzieży zasad moralnych. Ktoż, jeśli nie nauczyciele, i ma za zadanie pouczyć mło dzieńca, 'co jest dobrem, a co złem, — któż, jeżeli nie nau czyciele, mają wszczepić w młodociane umysły owe zasa dy, które z dziecka kiedyś mają uczynić męża zasługują cego na szacunek, prawego obywatela, dobrego patryotę (choćby tyj ko amerykańskie go), zacnego człowieka? A czy mogą to uczynić nauczy ciele szkół publicznych? Nie tylko nie mogą, ale nawet im nie wolno tego uczynić. Im nie wolno dziecku powiedzieć: „słuchaj, jest Bóg, który cię widzi, choć jesteś ukryty przed kaźdem okiem ludzkiem; nie czyń więc tego, bo On cię u karze, choćbyś uszedł ludzkiej sprawiedliwości: to jest grze chem, owo zaś cnotą miłą Bo gu i chociażby cnota tobie materyalnej nie przyniosła ko rzyści, znajdzie ona nagrodę w niebie." Nie, im tego mówić Die wolno; co najwyżej wolno im powiedzieć: nie czyń tego, bo cię za to zamkną do wię zienia, czyń owo, bo to ci ko rzyść przyniesie. I jaki sku tek takich nauk? Wyrabia się samolubstwo, zręczność w omijaniu ludzkiej sprawiedli wości, wyrabiają się u jednych, którzy mają środki po temu, zasady monopolistów, u dru gich zaś, którzy nie mają środków, zasady nihilistyczne. Nihilistyczne powtarzamy, bo są one w całem tego słowa znaczeniu nihilistyczne: nie uznają ani Boga, ani praw ludzkich, ani ojczyzny, ani moralności — nihil — nic — oprócz własnego ja. Czyż tak nie jest? Wglą dnijmy głębiej w to życie tu tejsze, przypatrzmy się tym wychowańcom szkół publi cznych, zajrzyjmy za kulisy całej polityki tutejszej, wszyst kich machinacyj tak kapita listów z jednej strony, jak de magogów odziewających się w płaszczyk filantropii z dru giej strony: czy znajdziemy tam prawe zasady, moralność, patryutyzm ? O, nie mówicie nam, że przecież są także wychowańcy szkół publicznych, którzy są prawymi obywatelami, męża mi szacunku godnymi, dobry mi patryotami: my wiemy, że są tacy, ale sądźcie cały ogół, z którego owe jednostki są tylko wyjątkami przez szczęśliwsze waruDki życia weszłymi na prawą drogę — tak jak wyjątkami są ludzie bez zasad, którzy pobrali głę bokie nauki prawdziwej mo ralności. Jeżeli ogół, nie je dnostki weźmiecie na uwagę, to musicie przyjść dó przeko nania, że szkoły publiczne przyczyniają się do wytwa rzania idei nihilistycznych, a szkoły parafialne do budzenia i krzewienia prawdziwych za sad moralności, na których i patryotyzm (także czysto ame rykański) się opiera. Wiemy, co z goryczą nieje • den pomyśli, czytając ustęp • powyższy. Do głowy i ' na usta sarkastycznie skrzywione wcisną się wyrazy: „Rządy księże". Tak, szkoły parafialne są pod rządami księży w Stanach Zjednoczonych. Religii w nich uczą. Moralności w nich uczą. A obok tego kształcą winnych przedmiotach praktycznych le piej niż szkoły publiczne.' Czyż nie wdzięczność się za to księżom należy? Czy nie zasługują przynajmniej na u znanie za trudy poniesione w tym kierunku? A któż tru dów tych nie uzna, jeżeli ca ' łemu ich postępowaniu pilniej się przypatrzy? Ileż to ofiar, ile poświęcenia, ile narażenia się na zawiść, złe języki, o szczer8twa, oskarżenia o wy zyskiwanie it. d. i t. d. ich to kosztuje! Pieniądze na tem robią, mówicie? Wejrzyjmy w rachunki szkolne, ale raz na seryo wejrzyjmy i nie wo jujmy gołem słowem, a prze konamy się, jakie zyski one mają — z kieszeni, gdy szkołę parafialną prowadzą. Gdyby nie księża, to któż tutaj mógłby założyć szkoły prywatne na wzór europej skich? Ludzi z wyższem wy kształceniem, którzyby chcieli i umieli temu się poświęcić, nie ma wcale, albo ich jest znika jąca garstka. Rząd na zało żenie szkół takich grosza nie da. I tak wprowadzenie szkół takich zbawiennych, konie cznie w oczach myślącego po trzebnych, chociażby wielkie mi ofiarami miało się je oku pić, jest obowiązkiem iście misyonarskim, a misyonarza mi nikt inny nie zechce, nie może być, jak tylko księża w tym właśnie wypadku, t. j. w kwestyi szkolnej. Zarzut inny może nas tu spotkać jeszcze. Mówią nie którzy: uznajemy niektóre szkoły parafialne, zwłaszcza a mery kańskie lub irlandzkie, za prowadzone dobrze, może na wet lepiej niż szkoły publi czne, ale w nich uczą wszyst kiego po angielsku i kształcą odpowiednio do potrzeb tego kraju; natomiast nie kształcą dostatecznie w angielskim ję zyku Szkoły polskie parafialne i dlatego, chcąc wykształcić dziecko odpowiednio do po trzeb kraju, wojimy posłać je do szkoły publicznej: religii przecież, moralności, a i języka polskiego nauczy się dziecko w domu: to do szkoły nie na leży! Zresztą właśnie staramy się, by i język polski do szkół publicznych wprowadzono, po zostaje do uczenia w domu i w kościele nauka religii Takie twierdzenie jest naj przód samo w sobie albo kłam stwem złą wolą wywołanem, albo spowodowanem tylko nie znajomością rzeczy, a powtóre jest z gruntu fałszywem, nie bezpiecznem i często wprost zbrodniczem w obec dzieci. (C. d. n.) POLACY I CHICAGO. W kwestyi szkolnej. (Korespondencya.) Ruch, jaki się objawił po między narodowcami czeskimi, popierają narodowcy polscy w Chicago. Nie zastanowili się zapewne, że ten ruch mianowicie dla nas Polaków jest: 1) niepolityczny, 2) nienarodowy, 3) niebezpieczny, 4) niekatolicki, 5) nieobywatelski, a więc, albo zły, albo nierozu mny. 1. Niepolityczny, bo nas naraża w obec obywateli nie mieckich, wkracza w ich poli tykę narodową, pała niewła ściwą zazdrością, podczas gdy bardzo wielu naszych rodaków są zależni od obywateli niemiec kich pod wielu względami tak w polityce, jak w zarobieniu na kawałek chleba. Czy chce cie, aby Niemcy wyrzucali Po laków z roboty i z biznesu i z miejsc ciężkiemi wysileniami zdobytych? Chcecie retaliacyi czyli odwetu, t. j. wywołania ruchu antipolskiego.... 2. Jest nienarodowy, bo w wysokim stopniu niepatryoty czny. Obecnie polskie dzieci są skoncentrowane i odoso bnione same w sobie po szko łach parafialnych polskich, w tych ogniskach, gdzie światło i ciepło polskie ich ogrzewa, a jeszcze to nie zawsze im wy starczano są otoczone żywioła mi obcemi w około. Kuch zaś ten chce ich roz proszyć na wiele szkół oso- / bnych, gdzie wprost zmięszane zostaną z Niemcami, Czecha mi, Szwedami, żydami, ect. 3. Jest niebezpieczny, bo naraża wprost dzieci polskie na t utratę pojęć i cnót chrześcijań skich, i całej chrześcijańskiej moialności, ponieważ szkoły publiczne są całkowicie bezwy znaniowe. Nie mogą nauczać moralności chrześcijańskiej i nie biorą na siebie żadnej od powiedzialności za wychowa nie i wykształcenie serca i u mysłu w duchu zasad i moral ności wyznawanej przez jego rodziców. Stąd Polacy tak wychowani zaczną się przyj az'nić z bezwy znaniowcami i obejdą się bsz sakramentów i przykazań Bo skich, kościelnych, etc. Zaiste dzieci żydów, anar chistów i t. d. nie są całkowi-^ cie pożądanemi przez rodziców polskich towarzyszami dla ich dzieci. 4. Jest niekatolicki, dlate go też ani my, ani Irlandczycy katolicy nie posyłają swoich dzieci do takich szkół bezwy znaniowych, ale budują i u trzymują osobne, swoje szkoły, z jak największemi wysilenia mi. Czyż więc my Polacy, któ rych bracia na torturach mo skiewskich giną śmiercią mę czeńską, my! mamy być pierw szymi do zrobienia tego obrzy dliwego skandalu? Stać się pośmiewiskiem innych katoli%L ckich narodów: że tam w kra ju narażamy się na męki za wiarę świętą ojców naszych, a tutaj sami dzieci nasze dobro wolnie wystawiamy na utratę tejże wiary i zasad rzymsko katolickich ? 5. Jest nieobywatelski, bo rzeczy tak poważne niepowin ny się robić po za plecami ro~ dziców i na jakichś tain mee-ii tyngach towarzystw pojedyń czych być decydowane przy wieczornem piwku i przez tego rodzaju petycye, ponie waż żadne towarzystwo nie ma prawa decydować przez swoje w tym razie bardzo mizerne quorum o rzeczach tyczących się religii i stosunku dzieci do ich rodziców. Takie towary^1 stwa to są łapki na łatwowier nych, a takie podpisywania tego rodzaju petycyj to zdrada zaufania publicznego. A więc cały ten ruch albo jest zły, albo nierozumny? Lecz w odpowiedzi wypada, że jest i jednym i drugim. Jest złym i pełnym złej wo li w przywódzcach i promoto rach tego ruchu. I dlatego ro bią go *pokątnie a nie publi