DZIENNIK CHICACOSKI wychodzi codziennie z wyjątkiem niedziel i świąt uroczystych. PRZEDPŁATA DLA STANÓW ZJEDH. wynosi rocznie $3.oo; „ miesiącz. $0.25: Pojedynczy Numer lc. DLA EUROPY I INNYCH PAŃSTW rocznie S6 .00. CHICAGO DAIL1 NEWS (Polish) published daily except eundaye and holiday# SUBSCRIPTION PRICE FOR THE U. 8 yearly $3.oo: monthly $0.25; Single copy lc. FOR EUROPE AND OTHER STATES yearly.... $6.oo. PISMO POLITYCZNE, POŚWIECONE INTERESOM POLAKÓW W STANACH ZJEDNOCZONYCH AMEKIM RIŁMJUm ' V "Rntereci at tłł.e CfcLlcagro, 111. 2?cst Offi.ce as second, class matter. No. 127. Sobota, dnia BO Maja 1891 r. Rok II. Telegramy Zagraniczne. Anglia w sprawie morza Behrin §a. Powstańcy w Chili pod miastem Talparaiso. Car w Moskwie. Niemcy. Berlin, 29 maja. Panna Ida Green z San Francisco rości sobie prawo do majątku i tytułu baronowej Barneków. Konsul amery kański i adwokaci obznajo mieni z tą sprawą, myślą, że żądanie jej jest zupełnie pra wne i przynależność jej d'o jednej z najdumniejszych ro dzin Niemiec jast udowodnio ną. Przed laty uciekł jeden z dawniejszych oficerów wojska niemieckiego, baron Barneków do Ameryki. W San Franci sco osiedlił się pod nazwiskiem Fred. Green i był posługaczem hotelowym. Ożenił się tam z panną Galligan i miał z nią córkę, Idę Green. Baron za czął prowadzić znowu życie lekkomyślne, zaniedbywał swoję rodzinę, a w końcu ją opuścił. W r. 1888 podała pani Green o rozwód. W tym czasie pa wrócił Barneków do Niemiec, i ożenił się tam po wtórnie. Umarł w r. 1887, rok przedtem, nim pani Green otrzymała rozwód. Jego po wtórne małżeństwo było zatem nieprawne. Pani Green otrzy mała rozwód i poszła za mąż za majtka, nazwiskiem Robin son. Po śmierci Barnekowa czy niła poszukiwania siostra je go, hrabina Moltke krewna marszałka, za spadkobierczy nią, wiedziała bowiem cokol wiek o tej sprawie. Chciała, aby wdowie i dzieciom jej bra ta wymierzoną była sprawie dliwość. Udała się do konsu la, który natychmiast napisał do policyi w San Francisco. Idę znaleziono, wszystkie po trzebne dokumenty sporządzo no i wysłano do Berlina. Je den z najwybitniejszych ad wokatów berlińskich wziął tę sprawę w swoje ręce. Wielka Brytania. Londyn, 29 maja. Propozycye Gladstona w sprawie ulżenia prześladowań żydów rosyjskich zawiodły pu bliczność, ponieważ list jego w tej sprawie nie wymienia wcale faktu, że wydział rosyj sko żydowski dokładnie po stąpił wedle danych mu wska zówek. Na zgromadzeniu Chovena^ Zionistów oświadczyli mówcy, że znane są fakta, które uspra wiedliwiają wmieszanie się władz europejskich, że nastą piło przesilenie i że czas jest drogim. Baron Rotszyld wy słał pismo do Lorda Salisbu ry, w którem wymaga, aby rząd brytyjski poczynił z in nymi władzami potrzebne kro ki, w celu przyprowadzenia do skutku ogólnej emigracyi ży dowskiej do Palestyny. Rot szyldowie, Goldsmidowie, i inni n aj znaczniejsi żydzi w Anglii są zdania, że plan osie dlenia się żydów w Palestynie jest najlepszym. Dążą oni do tego, aby władze europejskie uznały potrzebę ogólnej emi gracyi, i aby tycn sposobem kwestyą żydowską ostatecznie rozwiązać. Chociaż baron Hirsch ma swoje własne plany, wspiera jednak plany angielskie. Mó wią, że Lord Salisbury, wprost zwrócił się do władz europej skich, aby im przedstawić pi smo Rotszylda. Zamianowanie Mc Cormi cka, jako przedstawiciela wy stawy kolumbijskiej w Anglii sprawiło tutejszym przyjacio łom wystawy wielką radość. Mc Cormick złoży swój urząd jako drugi sekretarz amery kańskiego poselstwa w poło wie lipca i obejmie potem obo wiązki komisarza wystawy. Wielka liczba przyjaciół, ja kich sobie zdobył w ciągu dwuletniego urzędowania, we sprze go w czyunościach komi sarza. Amerykańska kolonia i cała dyplomacya żałują bar dzo, że Mc Cormick występu je z amerykańskiego poseł stwa. Londyn, 29 maja. Gladstone pozostanie jeszcze kilka tygodni w Ilowarden, ponieważ płuca jego skutkiem choroby są zaatakowane, i cier pi na męczący kaszel. Londyn, 29 maja. Zgromadzenie górników w Chester zajmuje się sprawą wspólnegoMziałania amerykań skich i australskich górników. Przewodniczący powiedział, że nie może pojąć, w jaki sposób mają się wzajemnie wspierać, chyba pieniądzmi. Gdy zwią zek międzynarodowy założo nym zostanie, wówczas za wez wą Amerykę i Australią do wyrażenia swojego zapatrywa nia na tę sprawę. — Londyn, 29 maja. „News'4 omawia dzisiaj rano rezultat Nowo Fuudlandzkiej debaty, nazywają zwycięstwem party i przeciwnej i pisze dalej: Nie możemy'powinszować rzą dowi postępowania, jakie sobie zakreślił. ,,Times" pisze: Ubolewamy nadnamiętnem i nierozważnem traktowaniem tak ważnej spra wy, chociaż rząd nie jest za to odpowiedzialnym: Londyn, 29 maja. Pierwszy Lord skarbu, AYil helm Henryk Smith, przedsta wił dzisiaj Izbie niższej wypra cowany przez rząd szkic prawa, j zabraniającego poddanym bry tyjskim na pewien przeciąg czasu polowania na psy mor skie na morzu Behringa. Londyn, 29 maja. Chociaż Lord Salisbury po wiedział dziś wieczór w Izbie wyższej, że rząd francuski przyjął zniesienie bilu nowo fundlandzkiego, panuje jednak w urzędzie spraw zewnętrznych niepewność. Urzędnicy mini steryalni uważają sprawę nowo fundlandzką za niezałatwioną, chociaż wierzą, że sprzeczka między rządem a kolonią zna cznie osłabła. Lord Salisbury nie wyraził swojego zdania. Oświadczył, że Izba niższa jest obowiązaną popierać wykona nie zobowiązań umowy, dodał jednak, że nie życzy sobie mó wić o bezpośreduim rezultacie obradowali, ponieważ nie wie, jak się na to rząd francuski będzie zapatrywał. — Włochy. Queenstown, 29 maja. Przybył tu konsul włoski z Nowego Orleanu, Corte, który został odwołany w celu złoże nia sprawozdania szczegółowe go o lyuchu Nowo Orleariskim. W towarzystwie jego znajduje się włoski chłopak Marchesi, który miał dać znak do zamor dowali ia szef a | )oliey j 11 ego He n - nesey. Rosy a. Mozkwa, 29 maja. Przybyli tu dzisiaj car, caro wa i wielka księżna Henia. Pojechali przez pięknie ustro jone ulice do pałacu, i przyjęci zostali ogólnymi wiwatami. Petersburg, 29 maja. Wł.ulza policyjna w Astra chanie bardzo surowo postępu je w sprawie wydalania żydów, dając i ni tylko tydzień czasu. Także i w innych miejscach również surowo postępują. Przypuszczają, że około ćwierć miliona żydów wypędzą z kra ju. W Warszawie 30.000 ży dów dostało nakaz wyjazdu. Południowa Ameryka. Paryż, 29 maja. Depesze z Chili donoszą, że powstańcy pomimo przyrze czeń, grożą ostrzeliwaniem miasta Valparaiso. Miasto przygotowuje się pospiesznie do obrony. Tak w samem mieście Valparaiso, jakoteż i w Paryżu są zdania, że gdyby pogróżki te rzeczywiście wyko nano, inne władze przyszły by z pomocą. — Telegramy Krajowe, Oddźwięk zajść w New Orleans. Minister-prezydent Kanady, Mc Donald, umierający. Aresztowanie żołnierzy w Walla Walla. Ze Stolicy Stanu. Springfield, III., 29. maja. W Izbie komitet bankowy nieprzychylne dał sprawozda nie o bilu przepisującym pół roczne sprawdzanie rachunków w bankach. Springer, twórca bilu, wniósł, ażeby nie przy jąć tegoNsprawozdania; lecz po krótkiej debacie wniosku jego nie przyjęto. Komitet budżetowy korzy stnie polecił bil Townsenda, ażeby w Chicago na zakład dla chorych, których ma się leczy<5 metodą Pasteura, wy znaczyć fundusz §"5000. Aresztowani żołnierze. Walla Walla, Wash., 29. maja. Szeryf zaaresztował dziś na stępujących żołnierzy, którzy brali udział w lynchowaniu Hunta: Patrick Mc Donald, Charles E. Trumpower, Joseph H. Trumpower, C. A. Cutter i James Evans. Wielka jury niedawno podniosła przeciw nim zarzut morderstwa. Are sztowanych przywieziono do i miasta i osadzono w więzieniu pod strażą 30 pomocników sze ryfa. Wieści z New Orleans. Si. Louis, Mo., 29. maja. Dziś po południu areszto wano w East St. Louis głów nego świadka przeciw osobom, które sędziów przysięgłych w procesie Mafii przekupiły. Zo» wie się on Leonide E. Buthe; z niedokładnych jeszcze szcze gółów wydaje się, iż miał on udział w przekupstwie, ale dał się użyć jako świadek pań stwowy. . Kanada. Ottawa, Ont., 29. maja. Dziś rano wydano następu jący biuletyn o stanie zdrowia ministra-prezydenta Johna A. McDonald: „Minister spędził noc spokojnie i widocznie mu się polepszało. R. W. Powell, M. D." Ottawa, Ont., 29. maja. Wieczorem ukazał się nastę pujący biuletyn: „Minister do znał recydywy. Jest przyto mny, ale stan jego krytyczny.'" O godzinie pół do 11 ej w nocy zaś Dr. Powell donosi: „Wła śnie byłem u ministra. Stracił już mowę, i stan jego jest bez nadziei." Bankructwo. Lynn, Mass., 29. maja. Fabrykanci obówia dla ko biet i dzieci, N. J. Mooney Co. przenieśli interes na Geo. H. Plunimer. Powodem upa dłości, zresztą nie zbyt wiel kiej, ma być zły odbyt w osta tnich 14 dniach. Skarbnik Bardsley. v Philadelphia, 29. maja. Po przesłuchaniu kilkunastu świadków i oświadczeniu sa mego Bardsleya, iż pieniądze miejskie złożył w banku Key stone i procenta z nich pobie rał, ustanowiono kaucyą, jak następuje: §10,000 za tiiepia (Dok. na 4 tej str.) SZAEY PKOCH POWIEŚĆ (57) PRZEZ MARJĘ RODZIEWICZ VII (Ciąg dalszy). Bardzo wczesnym rankiem wywieziono Szwedasa z więzienia, zdano go pod straż czte rech żołnierzy, co go etapem mieli odprowadzić do Kowna. Na to ostatnie pożegnanie dużo ludu się zeszło z Karewiszek. Synowie i wnuki, swo jacy i znajomi! On spokojny i milczący żegnał icli skinie niem głowy, lub dłoni uściskiem i ciągle gdzieś dalej patrzał, ponad głowy, za tłum, za drogę. I nagle twarz mu zajaśniała. Ulicą pełną gawiedzi, Wawer się przechylał, wzrostem nad ludźmi górując i ku niemu szedł. Co niósł w sercu i na ustach, zgodę, czy odmowę?.. Już Szwedas tego nie posłyszał, bo gdy chłopak jeszcze z gromady się nie wy dostał, dano znak do odejścia. Stary tedy na głym ruchem w zanadrze swej aresztanckiej siermięgi sięgnął, dobył coś i ramię podniósł szy i krzyż kreśląc, cisnął tę garść w tłum, da leko. I ruszył prędko ujrzawszy, że trafił. Xa głowę,na ręce, na ramiona Wawra po sypały się jak motyle szkaplerze różne i róża niec z bukszpanu, a między tymi szkaplerzami był jeden jak krew czerwony, w kształt serca wycięty i ten mu na piersi spadł, i zaczepiwszy na odzieży pozostał.... A on stanął raptem 2^obladły. I stała się rzecz szczególna. Karewiskich chłopów gromadka i Szweda sy młodzi oderwali oczy od więźnia, co odcho dził, ucichły plącze i narzekania, patrzali na Wawra i nie mówiąc słowa, nagle, jednocze- I śnie, jedną myślą popchnięci, podnieśli ręce do I czapek i odkryli głowy. A Szwedas ju'ż na most wszedł wysoko na Kirszniawie wzniesiony i tam się obejrzał. I tak zdała raz o-tatni spotkamy się wej rzenia tego, co odchodził i tego co zostawał i przysięgły sobie coś, bez słów. A twarz Wawra krwią nabiegła i zdało mu się, że wewnątrz niego w tym dzwonie, co na żywot cały razy niewiele się odzywa, już nie ptaszę małe się zatrzepotało, ale* że się ser ce w nim się rozkołysało i biło w spiż j3otężnie, a dźwięk rozrywał piersi, wstrząsał duszę, za głuszał wszystko inne!. .. . XI. Jakoś niezwykle jasno i wesoło zaświeciło słońce pewnej paz'dziernikowej niedzieli na u ciechę młodym i starym, a szczególniej dzia- | twie małej i zziębniętym wróblom pod strze chami. W kościołku karewiskim dzwoniono na sumę, a głos się daleko rozchodził aż do Pa landrów, do Zeweliszek, do Wisborów, zwołu jąc hucznie i gromko parafian. Dzwonił z o choty własnej zakrystyana uprosiwszy Marci nek Didelisów zarumieniony od chłodu i rado ści. Rozbujany dzwon podnosił go na sznurze do góry, to znowu spuszczał i zdawało się chłopcu, źe on czems bardzo ważnem jest, że cały świat wie, że to on tak pięknie dzwoni. Ścieżyny, gościńce, dworska droga zaroiły się ludz'mi, niby owadów mnóstwem. Barwi ły się kobiet chustki i spódnice, sukmany i ko żuchy chłopów, mięszały się w to kilimki wo zów, różnomastne konie i ruch i głosy stokro tne i koni parskanie i turkot zbliżały się na ten dzwon, niby wojsko na trąbkę do cho rągwi. Marcinek wciąż dzwonił, chód kościoł był pełny }30 brzegi, cliod się tłumem okrył dzie dziniec, chód i pan z dworu przyjechał, chód się oz wały organy, a stokrotne te głosy w je den dźwięk sjDłynąwszy zabrzmiały pieśnią: Pulkiam ant kiale (Upadajmy na kolana). Msza się rozpoczęła. Tłum rozpierał, zda się ściany kościoła. Kobiety bliżej ołtarza, mężczyźni w głębi. Ławki zajęła starszyzna, okoliczna szlachta, ofi cyaliści dworscy. W pierwszej sam £an sie dział, pani i panienki. Marcinek dzwonid wreszcie przestał i ostatni, dzięki tylko swej szczupłości, do środka się wcisnął. Przed sa mym panem stanął, jakby pochwalić się chciał. Miałbo nowiutkie buty na scjbie i kożu szek biały i miast obdartego kapelu&a w ręku, czapkę z błyszczącym daszkiem. Wyglrjdał na to, czem był: na gospodarskiego syna i zucha. Czapkę na ziemi przed sobą położył, w za nadrze sięgnął, dobył w chustkę owiniętą książ kę do nabożeństwa. Pewny był, że pan ją wi dzi, że czyta i zdumiewa się, skąd jego były koniucha taki śliczny, złocony, gruby „A»j ksas Ałtorius1' (Złoty Ołtarzyk) po?iada. A nietylko sam pan, ale i pani i ekonom i wójt dziwią się i rozmyślają, jako Marcinek mały do takiego skarbu przyszedł. I słusznie się dziwują, bo to nikomu z nich ta książka tak drogo nie przyszła jak jemu. Ale on tylko sam to wiedział i ludzi nie wielu, a wszyscy zazdrościli. Chłopak się prostował i na palcach stawał, a chód oczu nie podnosił i owych spodziewanych spojrzeń nie widział, czerwieniał z dumy. Nieopodal niego Rufin się modłił. Koło chorągwi, gdzie zwykle miejsce miał, ludzie mu się roztąpili nieco, a jego i nie widać było, bo krzyżem leżał kaleka, pracowite swe ramiona rozłożywszy, a czoło oposadzkę wsparł szy. I kule tam leżały podle niego na kamien nej posadzce. Odzywały się dzwonki, chyliły się głowy jak w polu zboża łan, na chórze brzmiały or gany poważnie. (Ciąg dalszy nastąpi.)