dzieiiiiikchicacosxi gycfeodzi codziennie z wyjątkiem niedsfaf ■BUBf H| HHH HU BI IM H ■■ AB 16wiAtQroczys:;ch' wp ®||#' fp H 9&R 9L ■ H Hm PRZEDPŁATA DLA STANÓVf ZJKDX H H jgf ft BR UK HI H |^V wynosi rocznie $3.oo; -),7, LvU „ miesiącz. Pojedynczy Numer H H DLA EUROPY I INNYCH ■■ ■ l| H BB^HI Hi ■■■ ■ BB BP ^B H CHICAGOSKI. CHICAGO DAILY Nfr*w (MU*) pablieheć daEy except snndrys ad ^ SUBSCRIPTION PRICE POR THE U. & yearly S3.00; monthly $0.25; Single copy lo. FOR EUROPE AND OTHER STATES yearly.... $6.00. PISMO POLITYCZNE, POŚWIĘCONE INTERESOM POLAKÓW W STANACH ZJEDNOC ZONYCH AMERYKI PÓŁNOCNEJ. "Rnteg xi a.t tłie CTŁiieago, 111. ZPost Office a,s second, class matter. No. 91. Sobota, dnia 16 Kwietnia 1892 r. Rok III. Nadzień Zmartwychwstania Pańskiego. Zadrżała ziemia — święci anieli Zstąpili z niebios, by uczcić Pana — Wstał Chrystus z grobu w chwale i bieli, Śmierć przezwyciężył — starł łeb szatana! Zadrżała ziemia i świat pogański Miota się trwożny i drży i kona W chwale i mocy Bóg chrześcijański! Ma icie&ny żywot ludzkość zbawiona! Już nie ma biednych w człowieczym rodzie, Wszyscy my, wszyscy nieba dziedzice! Chrystus nas czeka w rajskim ogrodzie I życie wieczne, szczęścia krynice! *' * * ....Boże coś z grobu odwalił kamień I Tomaszowi dał rany zmierzyć, Lód, co nas ziębi, na ogień zamień I pozwól w własne szczęście uwierzyć. Bo my jak owi błędni poganie.... Bo kamień grzechu pierś nam przygniata Bo my Twej łaski nie widzim Panie, Bo nas oślepia złudny blask świata. Bo my jak liście opadłe z drzewa... Na różne strony nami wiatr miota I pogrzebowe pieśni nam śpiewa, ....Brak nam Twej łaski, rosy żywota.... My Wiarę świętą, ojców spuściznę, Zgubili Panie w szerokim świecie A z nią stracili jednośO, ojczyznę!.... Katuj nas Chryste, bo zło nas zgniecie!.... Daj nam się otrząść z szatańskiej mocy, Zdejm z ócz zasłonę —zbudź nas z uśpienia, Prowadź nas we dnie i strzeż nas w nocy, O nie oddalaj dzień przebudzenia!.... 0 daj niech błyśnie szczęścia zaranie, Niech wejdzie słońce na naszem niebie, 1 naszej matce daj.... zmartwychwstanie I naszym duszom miejsce u Siebie.... Szczęsny Eahajkiexcicz. Wszystkim naszym roda kom i wszystkiin Szan. czytel nikom pism naszych posyłamy nasze najserdeczniejsze życze nia szczęśliwych i przyjemnych świąt wielkanocnych oraz wszelk i ej pomyślności. Redakcya. ALLELUJA. Anielski głos radości za brzmi jutro w całym katoli ckim świecie. Serca wiernych, łącząc swe pienia z pieniami niebios, zanucą, na cześć zmar twych'wstałego Jezusa, w unie sieniu „Alleluia/1 Wszystkich serca napełni ta święta roczni ca odkupienia radosnem „Alle luja/1 Bogaci podziękują niem za hojne Opatrzności dary; ubodzy za opiekę, miłosierdzie i nadzieję lepszej przyszłości; zdrowi za czerstwość zdrowia i siły da pracy; chorzy za na dzieję, że wkrótce jak z grobu, powstaną z łoża boleści; po dróżni za nadzieję szczęśliwego dobicia do portu i celu ich drogi; więźniowie za nadzieję rychłej wolności; sieroty za obietnicę Jezusa, że ich siero tami Die zostawi. Cały świat, a nawet zimową porą uśpiona natura, zbudzą się ze snu i wita swojego zmartwychwsta łego Stwórcę dziękczynnem „Alleluja." „Oto dzień, który I5óg uczy nił; radujmy się, weselmy się w nim." Tak śpiewa kościół św. w swych radosnych wielka nocnych pieniach. I słusznie. Jest to dzień zwycięstwa na szego Zbawiciela; jest to dzień odkupienia z więzów grzechu ludzkości; jest to utwierdzenie naszej wiary i nadziei; jest to dzień, w którym zwycięzca śmierci wycisnął pieczęć na dokumencie prawa naszego do wiecznego żywota. „Śmierć i życie walczyły z sobą w dziwnym pojedynku; sprawca wszego życia poległ; ale oto znów żyw i panuje." Wzniosłe słowo z mszy św. na na jutrzejszą uroczystość. Na krzyżu zwyciężył Chrystus Pan grzech; zmartwychwsta niem swojem zwyciężył śmierć samą. „O śmierci, gdzież jest twój oścień?" Grzech i śmierć to najstra szniejsza broń nieprzyjaciela biednej ludzkości. A oto przy szedł z nieba silniejszy mocarz, krwią swoją i śmiercią zwalczył grzech, zmartwychwstaniem zwalczył śmierć, wydarł z rąk nieprzyjaciela zdobycze, roz ^ darł cerograf śmierci na ludz A tak, jak nasz Zbawi ciel z tryumfem zmartwych wstał z kamiennego grobu i snu śmierci; tak i my, spadko biercy jego zasług, kiedyś do wiecznej zmartwychwstaniemy chwały. Kamień odwalony rękami Aniołów z grobu Chrystusa Pana jest najprzód dowodem zmartwychwstania Zbawiciela, bo grób otworzył się próżny, już w nim Jezusa nie było. „Zmartwychwstał, nie masz go tu." Atoli odwalenie tego grobowego głazu wskazuje nam zarazem zwalenie tego wielkiego i strasznego ciężaru z ramion ludzkości; grzechu i sprawiedliwej zad kary. Nie na tern jednak skończ) ł już Zbawiciel nasz swoje po słannictwo. Śmiercią zwyciężył grzech, zmartwychwstaniem śmierć samą, atoli wprzód już obui}ślił w swojej Bozkiej mi łości odpowiedne środki, Sa kramenta święte, któremi grzeszna ludzkość może aż do skończenia świata odradzać się duchowo, powstawać z grzechu i osiągnąć szczęśliwą, zmar twychwstaniem Jezusa zagwa rantowaną, wieczność. „Na cóżby się przydało urodzenie, gdyby nie było odkupienia?'' Tak woła Augustyn św. Dziś więc każdy dobrej' woli człowiek, chód wśród kolei tego życia z ułomności i krewkości ludzkiej naturze wrodzonej, skosztuje owocu grzechu, ma z łaski Zbawiciela skuteczne środki, któremi ten kamień grzechu z sumienia od walić może, niebiosa przebła gać, zwyciężać tmieić i oaię gnąć z Chrystusem wieczny żywot. „"Którzy przezeń wiernymi jesteście Bogu, który Go wzbu dził z martwych, i dał Mu chwałę, aby wiara i nadzieja wasza w Bogu była.'' (I. Pio tra I. 21). Wiara więc i nadzieja połą czone i ogrzane miłością Chry stusa, oto rękojmia naszego zbawienia. Wiarą, nadzieją i miłością, temi trzema niebie skiemi dźwigniami, zwalić może ludzkość z siebie wszel kie ją tłoczące ciężary. Właśnie w naszych czasach usiłuje ludzkość zwalić siebie ciężar innej natury, który ją gniecie, ciężar wypływający z nienormalnych tegoczesnych socyalnych i ekonomicznych stosunków, mianowicie ze sto sunku kapitału do pracy, i robotnika do pracodawcy. Trudne to zaiste zadanie. Roz maici powstają nauczyciele, doradcy i lekarze na socyalne słabości. Rozmaitych doświad czają i próbują dźwigni, aby ten kamień z ludzkości zwalić. Daremna praca, próżne usiło wania! Największa część ludz kości jęczy ciągle pod ciężarem niedostatku, biedy i nędzy, podczas gdy mała liczba ludzi, niepomna na przykazanie Zba wiciela o miłości i miłosier dziu, tarza się w zbytku i roz koszy i nie widzi przed brama mi swych pałaców Łazarza, okrytego wrzodami ze zgło dniałym żołądkiem. Gdyby prawdziwą wiarę, nadzieją mocną i gorącą miłość 13 >ga i bliźniego podłożono jako dźwignie pod ciężki kamień socya 1 nych sti>su 11 kó w, kam ień - by się odwalił, kwestya socy alna byłaby rozwiązaną bez rozlewu krwi, bez dynamitu lub pochodni, a nowe życie zakwitłoby na ziemi naszej. My zaś p lacy mamy jeszcze inny oprócz tego kamień do zwalenia. Od stu lat ojczyzna nasza leży w grobie przygnie ciona kamieniem potrójnej niewoli i czeka na zmartwych wstanie. Patrzymy ze łzami, jak biedne sieroty, na ten głaz ciężki, próbujemy od czasu do czasu sił naszych, aby odwalić go z grobu matki naszej i zmartwychwstałą przyprowa dzić do dawniejszej [chwały. Od stu lat daremne nasze pra ce, daremne nasze usiłowania. Dla czego? czy matka nasza już na wieczną śmierć wskaza na? Nie. Czy nam brak mi łości? Nie. Czy nam brak mę stwa i poświęcenia? Nie. Brak nam odpowiedniej dźwigni! Rewolucye, spiski, knowania i tajemne sprzysiężenia,to nie są dźwignie do zwalenia kamienia z grobu matki — złe środki wskrzeszania umarłej. One coraz bardziej rozlaną na pró żno krwią i łzami kamień na grobie ojczyzny cementują. Wiara chrześciańska, nadzie ja i miłość oto pierwsze do zwalenia tego kamienia dźwi gnie. Odrodzenie wewnętrzne narodu naszego przez chrze ściańskie cnoty, urobienie hartu charakterów, utwierdze nie w^dobrem nadzieją lepszych dni w przyszłości, gorąca mi łość Boga i bliźniego, praca skrzętna wytrwała na każdem polu: oto dźwignie — oto za datek przyszłego zmartwych wstania naszej Ojczyzny. Tą drogą postępując, jeżeli nie my, to nasi następcy ujrzą „dzień wesoły, który Pan nam uczyni", a w tym dniu wielkim, na rozwalonem grobie niewoli, zaśpiewają radosne „Allelu ja"!. ... Zkąd nas znać mają? ...Rok temu, w mgliste, gru dniowe południe błąkaliśmy się we trzech po niekończących się alejach Schoeubruńskiego parku. Cicho tu dziś było i pusto. Wiedeńczycy zlękli się śniegu i zimna i nie dali się skusić tak nęcącym w lecie, na wiosnę, błyszczącym na tram wajach, na omnibusach napi sie: Schoenbrunn; czasem le dwie służąca z koszykiem, stu dent z książkami przebiegli szybko główną aleję, rzucali roztargniony wzrok na wspa niały cesarski pałac, na marz nących na śniegu rzymskich bogów, greckie boginie i śpie szyli dalej w stronę Meidlingu, Hitzingu... Tem żywsza i bardziej zaj mująca toczyła się między na mi pogawędka. Towarzysze moi, druhowie serdeczni, chód od paru dopiero miesięcy po znaui, tajemnic dla mnie nie mieli i ja dla nich nie miałem. Jeden jak «ląb ro^ły i siluy, przypominał olbrzymy truto burskich borów, wśród któ rych zrodził się i wychował; drugi, szczupły, nizki, ruchli wy i żywy jak przepływająca rodzinną wioskę rzeka, której piękności opisywał, Francuz, z nad Mozeli. O czemeśmy z kolei nie mó wili, jakich planów na przy szłość nie snuli!... Westfalczyk cytował z pamięci długie ustę py z niemieckich poetów; Francuz cytatami z Kornela z Kasyna opowiadał. „A to znasz ? —zapytał pierwszy i zanucił półgłosem pieśń o bo haterskim pułku warszawskich żołnierzy! — o naszych „czwar takach". — „Wszyscyśmy to w szko le śpiewali, opowiadał własne mi wspomnieniami rozgrzany. A jaki wtedy dla waszej spra wy zapał między nami pano wał! Wiesz, skąd znam Pol skę, dla czego do dziś dnia taką do niej, jak z pewnością rzadko kto między nami Niem cami czuję sympatyę? Miałem może lat czternaście, piętnaście, kiedy przerzucając na strychu różne stare i nowe książki, wpadła mi w rękę jakaś po wieść o pierwszym rozbiorze Polski. Jaki tytuł tej powie ści, jaki jej autor, dziś nie pa miętam, jak po nocach paliłem cieńką łojówkę, zastawiałem się starannie, aby mię matka na gorącym uczynku nie zła pała —...a z matką żartów nie było... — i czytałem, pożera łem gruby ten tom, śmiałem się, płakałem i Moskalom pięśćiri groziłem... Odtąd za wsze między kolegami broni łem Polaków, powtarzałem im sceny z przeczytanej powieści, — i dziś jeszcze, po tylu latach, niejedno świeżo mi w pamięci zostało, jakbym wczoraj to czytał..." I na potwierdzenie swych słów kochany Westfalczy k rzu cił snopkiem polskich nazwisk, bitew, zwycięztw z historyi Barskiej konfederacyi. Niemiec nie skończył jeszcze, a już Francuz wołał: „I ja tak samo, tak samo! nazywamy was wprawdzie „Francuzami północy", ale gdyby nie poczciwy Lamothe, strasznie małobym co wiedział o tych północnych Francuzach. W szkole, w Nancy, zbierało się nas kilkunastu kolegów, co niedzielę, na wspólne odczyty wanie wychodzących wtedy w tygodniku L'Ouvrier powieści o ostatniem powstaniu pol skiem: „Kosynierzy śmierci", „Syberyjscy męczennicy"... Następne] niedzieli doczekać się nam było trudno... Bądź co bądź, niech mówią co chcą Polacy, to bohaterski na ród ! My teraz z Rosyą trzy mad musimy, koniecznie musi my; — ale zawsze Polacy to bohaterski naród!... * * * W kilka dni później rozma wiałem ze starym, osiwiałym Niemcem, co jedną nogą już w grobie. studenckich la tach bawił on w Wrocławiu; tam słów kilkudziesięciu się nauczył po polsku i dotąd kil kanaście powtarza... Czytał, wie dużo, zna historyę no wszych i dawnych chilijskich rozruchów i buntów w Argen tynie; z losem Polski bardzo też współczuje i szczerze się nad nią użala: „O ja wiem, co się u was dzieje. Czytałem powieści Lamothe'a. To straszne, Stra SZlie!" jf. ■56' * I znowu w parę, czy w kilka tygodni siedziałem po trady cyjnej kawie w poczciwym, katolickim, jak mało, domu niemieckim. Na stoliku leżał „Yaterland i Germania"; pan domu, jeden z głośnych uczo nych, od niechcenia je prze glądał, pani ornat haftowała, córka posprzątawszy sama ze stołu, odnosiła do kuchni im bryczki i filiżanki. Mówiliśmy o kulturkampfie niemieckim; wspomniałem, że w Niemczech jeszcze nie najgorzej, rzuciłem parę szczegółów, parę anegdo tek, o paszportach, Unitach, zakazie nabywania ziemskiej własności. — Pau gazety zło żył, słuchał uważnie, ale z mi ny widać było, że mu trudno wierzyć. Pani haftować prze stała i powtarzała raz po raz: — „Czy to być może? Ależ my o tem nic nie wiemy'1... A przecież leżące na stoliku, nie tylko leżące, ale i czytane pilnie w domu tym gazety, to jeszcze jedyne, co o nas cza sem jaką wiadomość umie szczą. **• 7T * Prawda że równie katoliccy przynajmniej, w gruncie z pe wnością dobrze dla nas uspo sobieni Niemcy, jak Francuzi, jak Włosi, gdy im wyrzucać, że nic, albo prawie nic o nas nie wiedzą, że nas nie znają, odpowiadają jednogłośnie: — „A czyż to nasza wina? Zkądźe was znad mamy, gdy sami o sobie znad nie dajecie. Czy żądacie, abyśmy się wa szego języka uczyli ? Gdy wy sami o sobie nie piszecie, to nie bierzcie nam za złe, że czerpad musimy z niechętnych wam może źródeł. Sympatyę dla was czujemy, ale sama sympatya z dawnych, czy no wszych paru powieści, paru pieśni zaczerpnięta, nie zastąpi pozytywnych, jasnych wiado mości. — Mówmyż szczerze, zupełnie szczerze, czy wasza to, czy tylko nasza wina, że was nie znamy?" Ks. Jan Badeni T. J, W Warszawie otworzony zo stał przez p. A. Surowieckie go, nowy zakład gimnastyki hygienicznej. W sprawie kolonizacyi. Kuryer Poznański ogłasza następującą odezwę pewnego „gospodarza": Ziemianinie polski, gdy z budzącą się wiosną wjeżdżasz „per se aut per alios" na ziemię Ojców Twoich, aby ją upra wiać pod plon jary, — kiedy oglądasz pożółkłe przez zimę oziminy a myślą sięgniesz w czasy karnawałowe, ile ci to marek wyciągnęły z kieszeni - - a w końcu zastanowisz się nad „rozwianemi mgławicami politycznych nadziei" — roz waż sobie w sercu i myśli Twojej następujące prawdy niezbite Od 16 kwietnia 1886 aż do końca r. 1891 sprzedaliśmy ziemi polskiej 57,245 hektarów czyli morgów 228,980 blisko ćwierć miliona, za 35 milionów marek. Z tych blisko 56,000 hekta rów (216,000 morgów) przy pada na 98 większych właści cieli Polaków a 1334 hektary (5336 morgów) na 33 mniej szych właścicieli chłopów i j kilka mieszczan, których w trójnasób co do liczby, a 40 razy co do ilości prześcignęli śmy w gonitwie do ruiny ma jątkowej. Niemców tylko 3 większych właścicieli sprzedało swe ma jątki komisy i kolonizacyjnej — 2 w Prusach Zachodnich, jeden w Księstwie. Kiedy to pracą Twoją po wetujesz? Ko misy a ma jeszcze trzy razy tyle marek.. .. * * VŁ Z owych 59,529 hektarów, które w tych 5h latach prze sały w ręce kolonizacyi, sprze dała dotąd koinisya kolonistom niemieckim 16,240 hektarów czyli 64,960 morgów w 904 parcelach, na których osiadło 883 nabywców niemieckich z żonami, dziećmi, sługami, ro dzicami, razem osób 4431 aż do końca roku 1891. Nie są to jeszcze wszyscy, bo ich jeszcze sama kolonizacya wszystkich uie policzyła — ale dotąd jest znanych 771, którzy razem stanowią oną liczbę 4431, a ta tak się rozdziela: 1) Niemców z Księstwa i Prus Zachodnich nabyło par cele 324 kolonistów z 1850 osobami; 2) Niemców z dalszych pro wincyi 447 razein z 2631 oso bami. Pierwsi byli ta już dawniej — natomiast reszta, która do dzisiaj wzrosła pewnie już do 3000, da nam się pewnie we znaki przy wyborach wr.1893, a wiedz o tem miły Ziemiani nie, że taki każdy kolonista jest jakby stworzony na „wal mana"! * * * Rząd pruski na tych przy szłych walmanach stracił dużo pieniędzy, bo jak pan Doni mirski w Bibliotece Warszaw skiej za marzec b. r. obliczył, każdy taki kolonista z dalszych prowincyj kosztuje go 8,000 marek — ale też za to zrobi on swoje. Mówi się tu tylko o czystej stracie powstającej z porównania dochodu z rozcho dem. W takim razie gospoda rując w ten sposób owemi 100 milionami, komisya mogłaby sprowadzić około 125 tysięcy Niemców w nasze strony w przecziągu lat 240. Tak uczy pan A. Donimir ski ale nam się zdaje, źe to pójdzie djabelnie prędzej, do póki przynajmniej będziemy mieli co sprzeda wad. W każdym razie tym kolo nistom będzie dobrze na tej ziemi, potem polskim zroszo nej, bo chód z onycb 881 już 53 kolonieswojesprzedało(na turalnie Niemcom) — to z tych, którzy zostali, pewnie już żaden się nie wyniesie. Ko misya kazała już przeszło 10 tysięcy hektarów wydrenować, kazała pobudować 160 domów mieszkalnych, blisko 100 sta jen i obór, posprowadzała na wozów sztucznych mnóstwo, o susza moczary, polepsza łąki, naprawia torfowiska it.d. Na co ziemia polska potrzebowa ła 10 lat, to pod wpływem na wozów sztucznych, drenów i t. d., kolonistom pewnie wyda w 5 lat i prędzej! Trzeba ogro mnie pracować i pocić się, je żeli się chcesz utrzymać na zie mi ojców i kolonistom nie dać za wygrane. * * Sług mają koloniści 601, z tych tylko 29 przy wędrowało z poza granic Księstwa — a resztę 572 jest po prostu pol skiej narodowości. Od czasu, jak w niektórych miasteczkach na lepsze posady stróżów no cnych już naszych Polaków brać' nie chcą, znalazło się przynajmniej gdzieś dla nich nowe zatrudnienie — u kolo nistów .... Nie jesteśmy go dni, aby nasi włościanie i ro botnicy mogli nabywać na własność parcele kolonizacyj ne — niech przynajmniej uasi robotnicy użyją chleba u ko lonistów. .. Ale musi to być chleb twardy i w zęby żga jący.... * * W pierwszych 19 miesiącach od maja 1886 do grudnia 1887 sprzedaliśmy 27i tysiąca he ktarów za blisko 16 milionów marek. W następnych czte recli latach (1887—1891) sprzedaliśmy nie wiele więcej, jak drugie tyle, mniej więcej 31 tysięcy hektarów. Tempo zrobiło się trochę wolniejszem, w czterech latach tyle co w półtora — ale to z pewnością nic nasza zasługa, bo jeszcze w ostatnim roku zrobiliśmy ofertę 32 folwarków polskich, tylko komisyi kolonizacyjnej, która mając jeszcze w zapasie z dotychczasowego kupna prze szło 40 tysięcy hektarów, tak bardzo do dalszych nabytków się nie kwapi, zwłaszcza, że napływ kolonistów też tak zbyt wielki znów nie jest. Trzeba zatem dobrze się brać do pracy i o przyszłości myśleć, bo tak prędko na „do bry interes1' z komisyą kolo nizacyjną liczyć nie można, i potrzeba już posiadać „pozy tywne zasługi", aby do niej szybko trafić. Zresztą dzięki Bogu, zapewne tacy, którym się a tout prise do podwojów komisyi spieszyło — już się znacznie przerzedzili, a przy pomocy boskiej wnet zupełnie się wyczerpną.... Oto wiosna, — oto łany na sze złocą się i srebrzą w słońca promieniach! Patrzcie, ile nam komisya wyłowiła morgów — brońmy tak, abyśmy wyszli na swoje — abyśmy zapłacili landszaffoj, upchnęli procenta — a koniec z końcem związawszy, — o po myślnym plonie marzyć mogli! Szczęść Wam Boże przy pługu! tego, co pracujmy Gospodarz.