Dziennik Chicagoski Piamo polityczna poświecone intereeom Polaków W wiM»h Zj«daocaoaych Ameryki P6łxL WYCHODZI CODZIElł wyjąwszy Niedziel I Świąt uroczystych. Za ogtoaeaia! artykuły pod assttwklcm "N« 4«ełan«", redakeya. Dzienmka ChlcagcekiegO ni# tl«n odpowiedzialności. PRZEDPŁATA WYNOSI: Rocznie $3.00 Półrocznie..............«... 1.S0 Kwartalnie,.......... , 75c JVlMl^CXZtl« 25c W Chicago poczta mi«iQcznle... 3Sc Do Enropy rocznie 4.50 W«xoltla 11 ety, korespondencie lalcotei przeeyk U pieoiąfta* naleiy poayiać pod adresem: THS POLISH PUBLISHING CO., 141-U8 W. DlTlalou St.. T*L Moaroe 794. CHICAGO, ILL. W razie nieregularnego otrzymywania "Daien sika Cbicagoaluego" proaimy natychmiast nua świadomi^ Dziennik Chicagoski THS POLISH DAILY NEWS T%» oMeet and moet inflnendal Poliah Daily ia Sute oi Illinois. Iasned etery day ezcept Sunćays and HolldayŁ Pnbliahed by THS POLISH PUBLISHING CU TERMS OP 8CBSCR1PTION. Oneyear $3.00 8lx months 1.50 Tbree montha........... 75c One month 25« la Chicago by mail for oae month... SSc To Europę for one year 4.00 AU lott era ahall be addreeatd to THE POLISH PUBLISHING CO., 141—143 W. Diriaion St., Pb oae Honroe 7M. CHICAGO, ILL. ENTERED AT THE CHICAGO, ILL. POST OPFICE AS 8ECOND CLASS MATTER. », ■ 8IXTEENTH YEAR—No. 109. WEDNESDAY, MAT 10. 1905. X lNur» meteorolQ£iezueęo. Temperatur* dzialejeza: O GUDZ. 7 BA2*0 43 Sto pal F. wyżej * 8 •* 48 * " » B * <8 - M w 10 •» 4f * » " Xl " 49 * " Prawdopodobni piękna pogoda działaj po po* łndalu, lacs lekH d«*ascz d»4 wieczór i we Czwar tek. Ciap^. iwiety iailnj południowy wiatr daJś i jurro. O KALENDARZYK. Jutro, czwartek, 11 maja: Mamerta biskupa. o PRZEGLĄD POLITYKI MIĘDZYNARODOWEJ. I Chicago, iogo maja. Przed dwoma tygodniami wszystkie główniej sze gazety o głosiły telegram z Warszawy, ja koby tam otrzymano prywatną wiadomość z Petersburga, że za raz po znanych "koncesjach'*, które komitet ministrów przyzna! Królestwu Polskiemu, generalny gubernator p. Maksymowicz pro sił cara o przeniesienie go na in ne stanowisko, ponietważ on nie chce brać na siebie odpowiedzial ności za następstwa oburzenia^ jakie powstanie w Królestwie Polskiem na wiadomość o tych "koncesyach". Dodano w tym te legramie, że nie wiadomo, jak car przyjął tę prośbę p. Maksymowi cza. Nie wiadomo więc rzeczy najważniejszej: szczegółu, bez którego całe doniesienie nie ma żadnej wartości i wygląda na baj kę. Przed podróżą generała Mak symowicza do Petersburga na posiedzenie komitetu ministrów, rozpuszczono pogłoskę, ' zanoto- I waną przez te same wiedeńskie i berlińskie dzienniki, jakoby gene rał powiedział, że będzie żądał u względnienia słusznych naszych życzeń, a jeżeli spotka się z opo rem ministrów, to ustąpi, bo "nie myśli wysługiwać się tym pa nom". Teraźniejsza więc pogło ska o zażądaniu przez generaia dymisyi urosła z tamtej pierw szej pogłoski o zamierzonem przezeń dobijaniu się tego, co nam się słusznie należy. W oba tych pogłoskach zapewne nie ma nic rzeczywistego. P. Maksymo wicz zaledwie miesiąc temu od jął urząd generalnego gubernato ra. Przed przybyciem do War szawy był u cara i naradzał się z ministrami, więc już wtedy do skonale wiedział, jakie są zamia ry rządu i do jakiej wezwano go roli. Jeżeli wówczas przystał na nią, to nie miał powodu- teraz jej się zrzekać. Pogłoska, rozpusz czona przez niemieckie dzienni ki, jest więc tylko dowodem, że nawet one, chociaż nam wrogie, uznały zupełną niedostateczność "kóncesyj" postanowionych przez komitet ministrów. Lecz postanowienie tego komi tetu jest czemś więcej, aniżeli tylko niedostatecznem: jest pro wokacyą, jakby zachęceniem do rozruchów, jakby wezwaniem naszej ludności,.aby się porwaia do gwałtownych czynów, które rząd mógłby najpierw utopić we krwi, zadusić na szubienicach, wdeptać w zTemię kopytami kont kozaLckięh, -ł-pofaeg- przedata«i& narodowi rosyjskiemu, który pro testuje przeciw uciskaniu podbi tych krajów, że przecież buntow nikom nic dać nie można, oprócz kneblów i kajdan. Tak 'robiono już nieraz. Tak postąpiono przed rokiem Ó3cim, kiedy światłe oby watelstwo rosyjskie gorąco prze mówiło za uznaniem naszych praw. Tej metody trzymają się wszystkie najezdnicze rządy, wszystkie drapieżne, które istnie ją nie dla narodu, ale dla siebie. Szef kancelaryi bismarkowskiej Busch zapisał w swych pamiętni kach takie opowiadanie "żelazne go kanclerza" z czasów oblężenia Paryża: "Favre po każdej nara dzie ze mną wracał do swoich w największym strachu. Był swobo dny, nawet gadatliwy, trochę tyl ko stękał, ale jak wilk pochłaniał półgęski,lecz kiedy musiał już je i chać, wtedy bladł i trząsł się. Raz ! mu powiedziałem, że jeżeli chce, możemy urządzić polowanie na spółkę, ale on nie zrozumiał mej myśli. Więc w parę dni potem, kiedy mu się wyrwało: "Strasz nie ciężkie jest moje położenie w Paryżu! Za jakie trzy dni będ.j zaliczony do zdrajców" — ja za raz rzekłem: "To wywołajcie po wstanie w Paryżu, dopóki macie armię, aby je stłumić!" Spojrzał na mie dużemi oczami, z widocz nym lękiem, ale spostrzegłem, że się rychło oswoił. No, i mieli oni tam komunę. Bardzo .pojętni lu dzie, ci Francuzi". Niemniej pojętni są rosyjscy czynownicy, zwłaszcza gdy kie ruje nimi "drut berliński". Prze biegłe, prawdziwie bizantyńskie było zachowanie się komitetu ministrów. Głośno zapowiedział on osobne narady nad "dojrzałe mi potrzebami kraju nadwiślań skiego", rozbudził tem nadzieje, oczekiwania, aby potem sprawić zupełny zawód. Z uchwały jego wynika, że nie ma żadnych "doj rzałych potrzeb", nic zmienić nie trzeba; największą "koncesyą" jest pozwolenie, aby w szkołach prywatnych uczono po polsku, a le tym szkołom nie przyznano prawa publiczności, więc ucznio wie ich nie będą mogli przecho dzić na uniwersytety, ani korzy stać z krótkiej służby pod karabi nem, ani zajmować żadnych pań stwowych urzędów, z tego zaś wynika, że mało kto będzie ko rzystał z możności uczenia się po polsku, zaledwie tylko ci, którzy dotychczas wyjeżdżali do szkół galicyjskich; a, tak największa "koncesya" komitetu ministrów w gruncie rzetzy nie ma żadnej dla społeczeństwa wartości. I kiedyż-to ta# złośliwie zażar ! towano z Królestwa Polskiego? Oto właśnie wtedy, gdy socyali i ści, zwyczajni szydercy z uczuć i patryotycznych, nagle poczęli po pisywać się gorącą miłością oj czyzny i w jej imieniu nawoły wać ogół do rewolucyjnych wy stąpień z powodu Igo maja, do wielkich, tłumnych demonstracyj przeciw rządowi, do protestów przeciw uciskowi, który świeżo zranił uczucia narodu. Nie można wątpić o tem, że komitet rosyj skich ministrów swym niegodzi wym żartem poparł wysiłki so cyalistów, a wolno przypuszczać, że tego właśnie chciał, bo jeżeli nie zamierzał uznać "dojrzałych potrzeb" polskiej ludności i uczy nić im zadość, to po co budził na dzieje i po co je zawiódł jak raz wtedy, gdy socyaliści rozwinęli swą agitacyę? Z dwóch stron podważono wiec Królestwo Polskie, aby je wytrą cić z równowagi i rzucić w wir samobójczych hazardów. Czyno wnicy i socyaliści podali sobie ręce na naszą zgubę, a duch ber liński—duch Beblów i duch haka ty — unosi się nad nimi, błogo sławiąc im. I ta spółka tak jest pe wna, że teraz nareszcie dopnie swego, iż niemieckie dzienniki zawczasu jęły trąbić o konieczno ści pogotowia. Kruki zwołują się na żer. Ale stałe polskie nieszczęście może tym razem skruszy się o naszą oględność. Wrogowie gr.i ją w karty tak otwarte, że prze cież nie może być, abyśmy me widzieli, o co im chodzi — i nie zdołali ze' swej strony sprawić ir.i ciężkiego zawodu. Oby nad Wi słą spotkał ich drugi Mukdenl — o : DZIENNIK CHICAG08K! Jest Jedynym dziennikiem polskim w Ameryce kttfry-podajfe codzieiml» swo<-; jf cyrku iacyf. UWAGL Bez wielkiego rozgłosu obcho dziła Polska 400ną rocznicę uro dzin Mikołaja Reja z Nagłowic. Zajmuje ona głównie ludzi wy kształconych, zdających sobie sprawę z piękności naszego ję zyka, którym tak pięknie dzisiaj włada cała plejada polskich pi sarzy, poetów i uczonych, a któ ry nie byłby dziś tak dźwięcznym barwnym i wyrazistym, gdyby nie ów szlachcic z Nagłowic, który zauważywszy słusznie, że "Polacy nie gęsi," karcił ich, na uczał i uszlachetniał nie językiem Virgiliusza i Cicerona, lecz języ kiem tej pieśni, która była na li stach bolesławowskich wojowni ków, potykających się z ościen nymi pogoniami, tym językiem, którym później porywał ze ser ca Jan z Czarnolesia, Piotr Skar ga, Słowacki, Krasiński i Mickie wicz. * Nie po temu czasy obecne, a żeby rocznicę urodzin Mikołaja Reja tak obchodzić, jakby sio chciało. Nad naszą ojczyzną za wisły ciężkie chmury. Rozdartą jest na części, nękaną przez za borców, wysługującą się obcym, z których jedni prześcigają się z drugimi pomysłami, jakby nas wydziedziczyć z ziemi ojców, o głupie i znikczemnić, wydrzeć -nam wiarę, język i pamięć o tern co było i jakby jeszcze być mo gło. Tu pozłacana nędza, tam le giony szlachty i wieśniaków, po zbywających się ojcowizny na rzecz prawnuków nikczemni ków z pod Psiego Pola i Grun waldu, a tam znowu tłumy głod nych i głupich, na których na wet kamieniem potępienia rzu cać nie można, bo "rnie wiedzą, co czynią". W takich warunkach nie pora święcić pamięci poetów, z okazyi przedwiekowego dnia ich urodzin. * W innem położeniu jest Hisz pania, która w dniu 7 maja świę ciła 350tą rocznicę urodzenia po ety Miguela Cervantesa, autora "Don Ouichota". Zaproszono do Madrytu przedstawicieli wszyst kich narodów, rnie wyjmując A merykanów. M. Lacierva, mini ster oświaty, kierował uroczy stością .Pochód alegoryczny u rządzono .na ulicach Madrytu, a corso kwiatowe odbywało się na placu Recreo. Na scenie Wiel kiej Opery ukoronowano uroczy ście biust mistrza, a nazajutrz od bywało się żałobne requiem za dt::szę poety, a śpiewrał przytem chór złożony z tysiąca chłopców. Podczas nabożeństwa przemawiał do narodu najsławniejszy hisz pański kaznodziejta, a podobnie obchodzono święto poety w ca łym kraju, w każdem hiszpań skiem mieście. * Cervantes nie był tak szczę śliwy, jak zamożny szlach-cic z Nagłowic, równy wojewodzie i w otoczeniu wielkich dygnitarzy pędzący wesołe życie. Cervan tes był za życia ubogim i zapoz nanym. Dzielił on los wielkich poetów, których gwiazda zaczy na świecić dopiero po ich śmier ci. Podobnego losu zaznał w ży ciu późniejszy poeta wielkiej dzisiaj sławy — Fryderyk Szyler, autor "Zbójców", "Maryi Stu art" i trylogii "Wallenstein". Donosiliśmy już o ttm, że prawie go pochować nie było komu, kie dy umarł przed stu laty we Węi marze. Nie poznali się ówcześni Niemcy na jego wielkości. Nie imponował im tak bardzo jal: nieco późniejszy Goethe. Ni*e po siadał zresztą ani tej wiary, ani cnót, ani takiego polotu myśli, a ni takiego geniuszu, jak Cervan tes. Był dzieckiem swego wieki.', mało -dbał o religię, utwory jego nie odznaczały się wytworności^ formy, a wielkie postacie histo ryczne odtwarzał powierzchow nie, mało ceniąc ścisłość prawdy dziejowej. Jego s\na! Piaski tu i serca zajednakie — szczerei awwiwW i aćjflRft inifcii fraik. ... ,W ROSYI JEST BRAK Ga-.. NIUSZU. Petersburska "Ruś" tak pocie sza zawiedzionych w swych na dziejach Polaków z pod moskie wskiego zaboru: Jeżeli porównamy stosunki ję zyka polskiego w szkole pruskiej z tern, co projektuje się dla niego w naszej, to musi się dojść do rezultatu przemawiającego na ko rzyść stosunków pod panowaniem rosyjskiem. Przy takiem poró wnywaniu zważyć t-eż należy, że komitet ma zamiar złagodzić tak że i prawne ograniczenia, a wten czas nabierze się jeszcze korzyst niejszego wrażenia. W takiem położeniu rzeczy by łoby wszelako błędem, gdyby się mniemało, że Polacy tak samo się na to zapatrują i przejęci są szczególną jaką wdzięcznością ica doznane dobrodziejstwa.Gdyby te same dobrodziejstwa spłynęły na nich lat temu dziewięć, ośm albo siedm, w epoce historycznego odsłonięcia pomnika mickiewiczo wskiego w Warszawie, kiedy to bardzo znaczna część społeczeń stwa polskiego gotowa była iść ręka w rękę z umiarkowaną par tyą ugodową ? skłonić rząd do u stępstw na podstawie wzajemne go porozumienia się, — rezultai byłby dla jednej i drugiej strony prawdopodobnie bardziej pomyśl ny. Nie wolno jednak zapominać, że wtedy, zamiast urzeczywist nienia świetnych nadziei, doznali Polacy gorzkiego rozczarowania, po którem nastał peryod systema tycznego zaostrzenia się stosun ków. Lekarstwo mogące osiągną.'' dobry skutek w początkach nie domagania, nie skutkuje, skoro choroba się rozwija. Obecnie ogólne podnoszą się głosy z strony polskiego społe czeństwa, że "ugoda", to jest po rozumienie się na podstawie u miarkowanego "do ut des" nie może przynieść pożądanych sku tków, stosowna ku temu chwili już minęła. Społeczeństwo pol skie występuje tera.z już z peł nym programem żądającym wnoprawnienia z jednej strony, a kulturno - narodowej z drugiej strony. Czy jednakże żądania te zna leźć mogą oddźwięk w takiej in stytucyi rządowej, jaką jest ko mitet ministrów? Prosimy Polaków, aby się nad tem zastanowili. Jeżeli oni dokła dnie rozbiorą to pytanie, to nie wątpliwie dojdą do tego samego co my zapatrywania. Przekształcić Rosyę na funda mencie wyznania wielkodusznej zasady równouprawnienia i swo body do kulturno - nairodowego rozwoju, mógłby w naszem biu rokratycznym ustroju tylko jaki • wielki państwowy geniusz, r ó wnający się co do śmiałości Pio trowi I. A takich geniuszów 11 nas w komitecie ministró// w ia den sposób dopatrzeć się nie 1.10 jjejTiy. . . Jednakże geniusz taki wyjść ino^e z łona narodu rosyjskiego, bo g?niusz w nim nigdy nie za miera), t;.'ko niekiedy leżał na dole. .Skoło geniusz ten oswobo dzi się, wtedy Polacy i inni ob coplemienni współobywatele nasi inoc.ą się zwrócić do nh£*> z naj bardziej piekącemi potrzebami. Wtenczas, mamy nadzieję, w tem źródle mądrości narodowej, oni z pewnością znajdą ukonten towanie. Życzymy z duszy, aby polskie społeczeństwo okazało należyty takt w celu wyjścia z tego poło żenia, w które je kryzys szkolna przed kilku niedzielami pogrąży ła. Zdrowy zmysł powinien Pola* kom wskazać, że w Rosyi nie ma jeszcze takiego politycznego or ganu, któryby był w możności kwestyę tę w sposób dla nich i dla państwa pomyślny ostatecz nie rozwiązać. Niechaj Polacy uzbroją się w ceirpliwość i niech się zastosują choć warunko do tego, co im da ją rządowe organa, które więcej dać nie potrafią. Dr. W. S. Scbrayer. zawiadamia swoich pacyentów, że obecnie mieszka pod nr. 441 Noble ul., i jak dawniej tak 1 te raz j-est gotowym do i*drielania pomocy lekarskiej i dilrurgićz cej, • ■ jr • fW" -J"