Newspaper Page Text
Doktorzy Poiscy W CHICAGO. DR. M. F. BOŻYNCZ, ors: 519 MILWAUKEE AYENUE. Telefon Monroe 201. Godziny: od 10 do 12 w południe; od 4 do i pt południu; od 6 do 9 wieczorem. Mieszkanie: 1629 N.Spaulding Are. Telefon Ashland 9953. Godziny: do 9 rano; od 12 do 2 po południa. Dr. Ittarja Dowiatt, 728 W. 18ta Ulica, Telefon 7083 Canal. Dr, J. J. Gołembiowski, LEKARZ i OHIRURC. SPECTA LIST A CHOKÓB WEWKęTUZSYCII. OFISA: 179 W. Dirision nL 699 Noble ulica, tóg Milwaukee*™. rójjBlackhawk ul. aoDZurr oiisowe : Od 8—10 rano, Od 10—12 rano, 1 od 7—9 wieczorem. i od 5—7 wieczorem. Tel. Monroe 898. Teł. Monroe 495. Telefon Monroe 385. DR. F. KALACINSKI, 888 Noble Ulica, róg Bradley. OODZ. OFISOWE: I>o 10 rano. Od 1 do 3 po rirrrrt a nr» poł. 1 od 7 do 8 wlecz. CHICAGO. DR. ANNA L. KRYGIER, 98 PAKK ULICA, przy Włcker Parku. 0 „ { Od 9 do 11 rano. Godziny oflsoire: { Qd 7 do 8 wieczorem. TELEFON WEST 2200. TUNIKA CEIR U ROIĆ ZN A, < Wtorki i Piy 819 W. Harriaon Sir. J tki o 9 rano. Dr. W. i. Knflewski, Pokój 101S COLUMBUS MEMORIAŁ BLDG. 103 State SL. róg Washington. Godziny: 10 do 12 przed poŁ Tel. Central 3618.—Auto 36i7. . 124*W. iafa ULICA. Godziny: 2 do 4_po poł. 1 T do 9 wieczorem. TeL Canal "fa. CHICAGO. Telefon Canal 1157. Dr. E. F. Napieralski, Lekarz i Chirurg. Rezydencja i ofis • 682 W. 18-ta Ulica - pom. Ashland 1 Paulina Cl. * CHICAGO. Dr. S. R. Pietrowicz, Lekarz i Chirurg. Rezydencja: 470 W. DIVISION ULICA, TeL West 6S9. Ofis: 829 Milwaukee Ave. Godz Ofla.: Od 1 do 2 i od 7 do 8 wiecz. Tel. Monroe 898. Ofls: 165 W. Blackhawk Str., róg Holt Ave. Godz. Oflsowe: Od 8 do 9 rano. Tel. Monroe S42. Telefon 1031 Halsted. Dr. E. Pietrzykowski, 538 Milwaukee Avenue, róg Center Ato. GODZETT do lOteJ rano, PTJTP X OO od 2tej do 9tej wiecz. LnU/AuUi DR. W. J. SIEMINOWICZ, Specyali9ta w chorobach kobie cych, dziecięcych i akuszeryi 719 MILWAUKEE JLYENUE. GODZ IN* T OFISOWE: od godziny 9 rano de. 9 wieczorem. TELEFON 1652 MONROE. TEL. YABDS 695. Dr. M. J. Stupnicki, 3121 S. Morgan St. Godziny Ofleowe: . Od 10 do 12 w południe, X ChiCflffA III 1 od 5 do 8 po południa. ~ VUJt4gO, 111. Dr. K Szwaikart. 033 1 mieszk&mle: 658 X. Ashland Are. Bóg Bltckhawk ul. Tel. Sotroe 10S9. Godziny: Do 10 przed połudn., 1 po 6 wieczorem. W Szpitalu Nazaretanek o 10 przed poł. Tel. v> mUntaniu 4Si Monro*. Or. J, A. TRAIN, Lekarz i Głlirurg Ofls 1 mieszkanie: GODZINY: NOBLE CL. | K 8^* InŁtaham Ul. m i od 6-8 wieczorem. CHICAGO, ILL. T. Z. Xelowski, M. D. . jjfŚĄjłj lekarz w Szpitala Nazaretanek. Mieszkanie: Ofls: )3ł N, BscMl Si 709 Hitahs kn Tel. Seeley 4945. Tel. Mooroo 1577. GODZINY: Od 4-5 i od 7-9 wiecz. fivr, Wincenty nakarmiający sierotki* „ TYGODNIK: Wrebodd co Piątekp. t "SIEROTA" oa korzy# ilerotek polskich pod opiokab W. WTNCE>'TEGO, To pleemko powinno asnajdować ei$ w każdym polakim domu. Zaprenumerować można każdego czun od początku bieżącego roku. Piaście po nujBei'okazowy, któn^cn^nie.wyayłamy za dar. 114 ^**|| jsQUAB.AU ST., CHICAGO,IŁU JULIUSZ VEBKE. Cezar Kaskabel. Specyalne tlómaczenie dla "Dziennika ChicagOBkiego". ,(DaIs2y d«-)j Nie bez znacznych trudności zaciągnięto "Pię knego Wędrowca" ku środkowi. Tam przy pomo cy palów i sznurów używanych do rozbijania na miotów popodpierano go tak, ażeby nie groziło mu przewrócenie. Najwięcej niepokojącemi jeszcze były wstrzą śnienia, którym podlegali przy spotkaniach z ol brzymimi lodowcami, które pędziły z różną szyb kością, dostając się do różnych prądów, lub obraca ły się w około własnej osi, kiedy się dostawały do wirów. Niektóre z nich, piętnaście do dwudziestu stóp wysokie, pędziły wprpst na nich, jakoby chcia ły się wedrzeć na okręt nieprzyjacielski. Widziano je zdaleka, spostrzegano ich zbliżanie'się, — ale nie było sposobu ich wyminięcia. Niektóre z nich przewracały się z głośnym pluskiem, kiedy zmiana ich punktu ciężkości naruszała ich równowagę; kie dy zaś następowało spotkanie, to zwykle było prze rażające. Wstrząśnienie nieraz tak było gwałtow ne, że gdyby temu ile możności nie zapobiegano, to wewnątrz rydwanu wszystkoby się pogruchotało. Ustawicznie im groziło nagłe rozbijanie się bry ły. Dlatego ilekrotnie oznajmiono zbliżanie się wielkiej bryły, p. Sergiusz i jego towarzysze gro madzili się w około "Pięknego Wędrowca" i trzy mali się za ręce. Jan starał się stanąć zawsze przy Kajecie. Ze wszystkich niebezpieczeństw najgor szeni im się wydawało prawdopodobieństwo unie sienia przez dwa różne odłamy bryły w strony prze ciwne; rozumie się też, że bezpieczniejszymi byli w środkowej części lodowca, gdzie lód był grub szy, aniżeli bliżej brzegów. Nocą p. Sergiusz i Kaskabel, Jan i Llovy, na przemian straż utrzymywali i natężali wszystkie zmysły, ażeby czuwać nad swoją wysepką pośród tych ciemności, niekiedy pszerywanych ukaz^j^ niem się olbrzymich białych postaci przesuwają cych się jak gigantyczne duchy. Chociaż powietrze zapełnione bywało mgłą, spędzaną ustawicznie przez wicher nieustający, to przecież księżyc, krążący nisko po widnokręgu, przebijał ją bladymi swymi promieniami i można było góry lodowe dostrzedz z pewnej odległości. Na pierwszy krzyk stojącego na straży, wszyscy zrywali się na nogi i oczekiwali rezultatu spotka nia. Często kierunek zbliżania się nieprzyjaciela zmieniał się i przepływał on obok; czasem jedna kowoż wydarzało się spotkanie, a wstrząśnienie na prężało liny i osuwało żerdzie podtrzymujące "Pię knego Wędrowca". Wtedy wydawało się, jakoby wszystko druzgotało się w kawałki; za ocalenie z niebezpieczeństwa zawsze dziękowano Bogu. Temperatura zaś utrzymywała się wbrew wszelkim rekordom. Morze to, nie zamarznięte je szcze w pierwszym tygodniu listopada! Żegluga możliwa jeszcze w tych okolicach kilka stopni po nad kołem biegunowem! Szczególna to istotnie by ła fatalność !■ Gdybyż to jeszcze jaki opóźniony sta tek wracający z połowu wielorybów ukazał się nie zbyt daleko! Danoby jakieś sygnały, zwróconoby jego uwagę kilku wystrzałami. Zabrawszy rozbit ków, mógłby ich zawieźć do jakiego portu na wy brzeżu amerykańskiem, do Victorii, San Francisco, San Diego, lub też na wybrzeże. azvatvckie do Pe tropawłowska lub Ochocka. Aienie pojawił się ża den żagiel! Nic prócz pływających gór lodowych! Nic, prócz niezmierzonego pustego morza, zagro dzonego od północy nieprzebytym wałem lodu! Na szczęście jeszcze nie trzeba było obawiać się, — chyba w wielce nieprawdopodobnym jgjjyg*. dku, że niezwykła ta temperatura dłużej potrwa,— iż zabraknie żywności, chociażby mieli tak płynąć przez kilka tygodni. W oczekiwaniu długiej podró ży przez rozległe obszary Azyi, gdzie niełatwo by łoby zaopatrywać się we wiktuały, zaopatrzyli się obficie w prezerwy, mąkę, ryż, tłuszcz itp. Nie po trzebowali też już troszczyć się o paszę dla koni, niestety! Istotnie, gdyby Vermont i Gladiator dotych czas pozostały przy życiu, to jakież dowanoby im teraz pożywienie? W dniach 2, 3, 4, 5 i 6 listopada nie zaszło nic nowego, tylko wiatr nieco zwolniał i zwracał się cokolwiek na północ. Światło dzienne trwałt) tylko dwie godziny, co zwiększało grozę położenia. Pomimo bezustannych obserwacyj p. Sergiu sza, stawało się rzeczą bardzo trudną oznaczać kie runek płynięcia; a że nie można było śledzić go na mapie, przeto już nie wiedziano, gdzie się .znajdo wano. Dnia 7 listopada jednakowoż odkryto pe wien punkt stały, rozpoznano go i z niejaką dokła dnością oznaczono. Dnia tego, około godziny 11, właśnie kiedy bla de promienie świtu rozjaśniły okolicę, p. Sergiusz i Jan, w towarzystwie Kajety, udali się na przednią część lodowca. Pomiędzy przyrządami sztukmistrza znajdował się także przypadkowo wcale niezły te leskop, przez który Clovy wieśniakom zwykł był pokazywać równik, odznaczony nitką przeciągnię tą w poprzek soczewki albo mieszkańców księży ca, których przedstawiały owady włożone do lune Ustawicznie im groziło nagłe porozbijanie sęi bry zabrał go ze sobą i próbował teraz przezeń odkryć jaki kawałek lądu w przestrzeni ich otaczającej. Przez kilka minut rozgląda? się po widnokręgu bardzo starannie, kiedy Kajeta, wskazując na pół noc, rzekła: — Zdaje mi się, panie Sergiuszu, że tam cos spostrzegam 1 Czy to nie góra jaka? i > KCi^dalszy nastąpi.)^ SEWER. 1STABZYIMŁODZŁ •• POWIEŚĆ. i' i"'; {Dalszy ciąg.); ; i UOJ Wielki świat galicyjski zamykał się coraz szczelniej. Plotki mu znosili Binio i Sunio, za cenę przypuszczenia ich do towarzystwa. Binio tłusta wy, bladej cery, okrągłych oczu brunet; Sunio spi czasty blondyn. Niecierpieli się wzajemnie, zazdro szcząc sobie łask dam i śmiechów panów, a mimo to, nie rozłączali się. Jedne mieli przymioty: usłu żność, wdzięczność, dobry humor i... naiwność. Po za wielkim światem, ludzie, ich namiętności by ły im obce, pragnienia nie egzystowały, ambicye me funkcyonowały. A jednakże Binio miał swoją filozofię, Sunio swoją, choć jednej byli wiary i tych samych przekonań. Ubierali się jednakowo u jednego krawca we Lwowie, jednakie mieli grzywki na czole i podob nie zaczesane włosy. ' . Tak rzeczy stały aż do dnia przyjazdu naszych pań, najętym powozem z Sącza. Zajechały przed Garanową — góral na osobnej furze wiózł kufry. Zajęcie środkowej pozycyi między zamkiem a doli ną dobrze oddziałało na obóz, rozłożony na Mie dziusiu. Pierwszy Bino zobaczył wysiadające damy, widział je i Sunio. Binio wpadł do Garanowej. — Panie Czyżowskie — szepnęła mu właści cielka — trzy pokoje na pierwszem piętrze, ka merdyner i panna służąca, dwa pokoje na górze. — Kamerdyner i panna służąca, trzy pokoje od frontu — matka i dwie panny — powtarzał Bi nio, biegnąc do zamku. .Uprzedził go Sunio, i gdy stanął na progu sa lonu, słyszał jak Sunio z wyraźnem lekceważeniem mówił: — Jakieś Czyżowskie... — To "jakieś" ubodło Binia, i dlatego z pew ną emfazą zawołał: — Kamerdyner, panna służąca, trzy pokoje od frontu... Damy się uśmiechnęły z silnego wrażenia, ja kie na galicyjskim Biniu zrobił kamerdyner. Sunio wzruszył ramionami, mówiąc w duchu. — A to osioł! — Czyżowskie — odezwała się poważna ma trona z dobrotliwym uśmiechem, szukając w pa mięci. Czyżowskie nie są to "jakieś ', panie Suniu. Senatorska rodzina, dobrze znana w historyi i w kraju. I gdyby Czyżów był w Galicyi, Czyżowscy byliby pewno hrabiami. Binio spojrzał z dumą na Sunia; uśmiechnął się litościwie, a w duchu dodał: — A to osioł! — Lecz oprócz kamerdynera — odparł Binio, zamyślając się — panie te są bardzo dystyngowa ne. — I nie wiecie nawet panowie, czy ładne? — odezwała się panna Ida. — Czy są ładne — niepodobna było zobaczyć z po za gęstych woali. — Przychodzicie z taką ważną wiadomością, i odkrywacie tylko pół tajemnicy. Panie Czyżowskie muszą być dystyngowane, lecz mogą być brzydkie. — Z pewnością nie są tak piękne, jak nasze ga licyanki — rzekł Binio, patrząc melancholijnie na pannę Idę, wysoką, szczupłą blondynkę, siedzącą w fotelu z książką w ręku. Binio kochał się w niej bez nadziei, a kochał się dlatego, że panna Ida była hrabianką. Kochać się choćby bez nadziei w hra biance, uważał za zaszczyt, rad był, aby o jego mi łości cała Szczawnica mówiła. Uczucie to miało mu pomódz do karyery. Uśmiechnęły się nieznacznie damy z wyraże nia Binia. Uśmiechnął się również i Sunio. Zai pół godziny, mam nadzieję ,powrócę z do kładnym opisem pań Czyżowskich — rzekł z pew nością siebie Sunio, patrząc z góry na Binia. Za Suniem wybiegł Binio. — Ach jakże są nudni, moja mamo — odez wała się hrabianka Ida do hrabiny matki. — Zawsze to chłopcy dobrych chęci i usłużni, przez nich nareszcie wiemy, co się około nas dzie je — odparła matrona, babka panny Idy. Wieść o przybyciu pań czyżowskich rozbie gła się lotem ptaka po całej Szczawnicy. — Piękne czy brzydkie, młode czy stare — pytania przelatywały z ust do ust. — A czy bo gate? — kończyli młodzi ludzie w duchu — nie śmiejąc mówić głośno aby się zadość stało senty mentalizmowi. Lubimy głośno rozprawiać o bezin teresowności lecz za to cicho dobrze rachujemy. Obóz rozłożony na Miedziusiu postanowił trzy mać się wyczekująco i na tę ewentualność zaczął się organizować. Filar partyi. pan Dorotyński, któ ry rano chodził jak zwykły śmiertelnik, a co wie czór wdziewał kontusz układał w tajemnicy plan, aby panią Czyżowską, jeżeli nie ugrzęźnie po uszy w arystokracyi — wyrażenie filaru —prosić na go spodnią balu, mającego się odbyć na Miedzusiu. 5 i • • « « • W chwili gdy Binio zaglądał do Garanowej, zobaczył obok niej Sunia,zatrzymał się na progu lylUthał opowiadań tłustej damy. — Mówię panu, że piękne i rzecz skończona. A zresztą zobaczycie je panowie na deptaku. Pan na służąca odświeża suknie i przysięga się, że panie jej za godzinę wyjdą. Binio znikł, wpadł zamku i śmiejąc się, że mu się tak wybornie udało podejść Sunia,\j)owtó rzył paniom relacye Garanowej. * ' JCiąg dalszy nastąpi.J W KSIĘGARNI SPÓŁKI NAKŁADOWEJ WYDAWNICTWA POLSKIEGO, można nabyć następująco książki: Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi, przez Juliusza Verne. Cena w oprawie $1-00. Dziecin Maryi. Powieść oparta na prawdziwem zdarzeniu i bardzo pouczająca. Cena w oprawie $1.00. Kara Boża idzie przez oceany. Powieść na tle stosunków pol ♦ skick w Ameryce. Napiąfii H. Nagiel. Cena 50c. przez Juliusza Yerne. Cena w oprawie 75c. powieść z r. 1863, przez A. de Lamo* the. Tłómaczył F. K. Dwa tomy w oprawie $1.00. Powieść irlandzka przez A. de Lamo tlie. Tłómaczenie. Dwa tomy w oprawie $1.00. opowieść historyczna z czasów Ja na Sobieskiego przez Teresę Ja dwigę. Cena w oprawie 60c. Powieść z życia ludu polskie go w Wielkopolsce, napisał J. Machnikowski. Cena w oprawie 75c. Obrazki i humoreski przez autora "Kłopotów btarego Komendanta". Cena w oprawie 75c. i jego 301etnie dzieje. Opracował Henryk Nagiel. Cena 50c. Książki Teatralne. Dramat Biblijny w 5ciu odsło nach dla ludu polskiego, napi sał Szczęsny Zahajkiewicz. Cena 60c. Przez Zyg. Przybylskie skiego. Ceni 50c. obraz dramatyczny ze śpie wami, w trzech odsłonach, przez S. Zahajkiewicza, Cena50o. Z każdem zamówieniem pocztowem przysłać trzeba pieniądze czy to przez pocztowy "money order" lub list re gestrowany. Pieniądze w mniejszych kwotach niż dolara można przesłać w znaczkach pocztowych jedno lub dwu centowych. Także z każdem zamówieniem trzeba wyra źnie podać tytnł książki i cenę tejże, oraz napisać dokła dnie swoje imię, nazwisko i cały adres. Na żądanie przy syłamy katolog. Adresować należy* The Polish Publishing Co., 141=143 W. Diyision Si, CHICAGO ILL