Newspaper Page Text
■ HJtfi MMMty* *f IBM Ćzytelnusy gazet nie imają za zwyczaj najmniejszego f>oj<£cia 0' wartości i charakterze tego mate* aHaŁ», który im chłopak - roznosi- ■ Jjęfel za- jednego *£enta niemniej na ijitćzywie niż uprzejmie -podaje, ffcąwałek papieru,, na nim trochę farby,4Co to warte! Ot, nic pra wie, jeżeli nie brać pod uwagę ca łego złożonego aparatu zrzeszo-* tiej pracy ludzkiej, który składa się na dziennik dzisiejszy. Nie chcemy dziś mówić o pra cy, budującej treść dziennika, na tomiast chcemy zwrócić uwagę czytelników na sam materyał, który do rąk ich idzie, a mianowi cie na papier. Dziennik żyje jeden dzień i ze słusznością można o nim powie dzieć to, co ogólniej wyraził Mic kiewicz : I AOfrt iol» mrvłTr1lrn J.&~, J— —- . • Życiem świt, śmiercią południe . Któż bowiem kupi w południe dziennik poranny? Nazajutrz ten papier już niema żadnej wartości. A jednak wartość samego papieru tego numeru "Codziennego , któ ry masz w ręku, czytelniku, wy nosi blizko ćwierć centa, pomnoz tę wartość przez ilość dni w roku, przez ilość bitych egzemplarzy, a otrzymasz te tysiące i dziesiątki, w wielkich dziennikach setki ty sięcy dolarów, które się wydaje na papier. I papier ten już naza jutrz ma nie mieć żadnej warto ści? Tak jest prawie żadnej, i dla tego usiłowaniem admin:stracyi każdego dziennika dać pap:*" tani. jak tylko można, choćby naj gorszy. Taniość papieru oczywi ście zależy od wartości materya łów. używanych do wyrobu. Naj tańszym * nich jest oczywiście drzewa Im większą jest przymie szka drzewa do materyałów in nych. z których wyrabia się pa ; ier,. tem mniejszą jest jego trwa łość i odporność na wpływy wil goci, światła i powietrza. Pod wpływami temi papier drzewny szybko żółknie i staje się kru chym, gdyż cząstki drzewne za tracają związek wzajemny. Nie które dzienniki używają papieru, zawierającego 80 proc. drzewa, które przy fabrykacyi poddanem zostaje tarciu i mieleniu w wodzie, aż do uworzenia z nią zupełnie je dnostajnego mleka drzewnego. Pomimo' to jednak, jeżeli zwa żymy, że koszt papieru pochłania mniej więcej czwartą część ceny ulicznej, że inne wydatki jak prze syłka, rozniesienie, rabat sprzeda jącym, ekspedycya i t. d. pochła niają większy jeszcze znacznie odsetek, przekonamy się, że pre numerata ani sprzedaż uliczna zgoła nie opłacają bezpośrednio pracy autorskiej i pracy złożone go mechanizmu Redakcyjnego. Rozległa prenumerata daje moż ność istnieć dziennikowi dlatego tylko, że gwarantuje mu dostate czną ilość ogłoszeń, które dopiero są w stanie opędzić jego koszty i dać dochód. Ale wraz z ilością o głoszeń wzmaga się ilość zużywa nego przez dziennik papieru i koszt tego papieru. Dlatego to po czytne wielkie dzienniki zużywa ją materyału tego na ogromne su my. . - I oto jak już powiedzieliśmy wyżej, cala ta ogromna masa pa pieru po paru dniach traci swą całą wartość, staje się zupełnie bezużyteczną. W iadomo bowiem, że stare gazety nawet do opako wania niechętnie są używane i każdy szanujący się kupiec zaw sze trzyma specyalny papier upa kunkowy. Gazety zaś idą na roz palanie w piecach lub gniją p° śmietniskach. Jeżeli teraz uprzytomnimy so bie, że na wyrób papieru drukar skiego zużywane są obeenie coro cznie całe mile kwadratowe la sów, że przez ich wytrzebienie zmienia się nietylko wygląd kra ju, ale też jego klimat, z tym zaś jego zaludnienie tworami zwie rzęcemi i roślinnemi, a więc cały charakter i samo życie kraju, to przeljonfertjy się, że gazety i czy telnictwo grają doniosłą rolę w e konomii przyrody i że wzrost kul tury, wyrażający się w czytelnic twie i udziale w życiu powszech nem kraju i^yiata^póci^gg za so bą"" wzrost b^fpowrom^o wyfl£ Łicieaia skarbów naturalnych. • —iij i m>in w«i :.rdzony bowiem, alny lasów nie ^Wy^hfrcza już na pokrycie zużycia djrzę^a 'nąf produkcyę papieru. Nfeni6v, Anglia i Francya dawno już nie są w stanie zaspokoić zapotrzebo wania drzewa do wyrobu papieru. Tymczasem przychodzą im .z po mocą kraje w lasy jeszcze obfitu jące, ale z biegiem czasu, z roz szerzeniem kultury i rozwoju czy telnictwa, z góry przewidzieć mo żna, nie wystarczy tego na długo. CESARZ FRANCISZEK JÓ ZEF W ISCHL. • Dziad i ojciec cesarza Franci szka Józefa spędzali zawsze lato w Badenie pod W iedniem, dzięki czeitiu Baden podniósł się bardzo i wzbogacił. Cesarz Franciszek ' Józef, zawołany myśliwy, nie po szedł w ich ślady, lecz za _ letnią siedzibę obrał sobie Ischl, małe miasteczko górno - austryackie, które sobie upodobał dlatego, że lasy jego roiły się od wszekiej zwierzyny. Po raz pierwszy zjechał cesarz do Ischlu wraz z rodziną w 1356 roku. — I odtąd dwór, dyploma cya, możni tegoświata, wszyscy żądni łaski pańskiej porzucili Ba den. Przenieśli się do Ischlu. Lu dność miasteczka zaczęła zbierać grosze. Nigdy przedtem nie wi dziany dobrobyt zawitał pod da chy. Sprawca tej zmiany w losach drobnej mieściny, cesarz Franci szek Józef uważa miesiące spę dzone w Ischlu, za najszczęśliw sze swego życia. Cesarz poświęca tu czas trzem rzeczom: pracy pań stwowej, przebywaniu z rodziną, polowaniu. To ostatnie utrzymuje go at zdrowiu, darząc duszę i cia ło rzeikością elastyczną. Kładzie się spać wcześnie, za nim zmrok zapadnie. Często śpi _ twardo już o godzinie*8 wieczo rem.*Ale też wstaje do dnia, zaraz po 3 nad ranem. Je prędko śnia danie. Następnie przyjmuje dwóch sekretarzy z kancelaryi gabinetowej wojskowej i z kance laryi gabinetowej cywilnej. Przedkładają- cesarzowi raporty najwyższych władz wojskowych i cywilnych, przywiezione póź nym wieczorem z W iednia przez dwóch kuryerów. Jeżeli cesarz u zna potrzebę zmienienia "najwyż szej rezolucyi', odmawia podpisu i krótko wyjaśnia ustnie lub pi semnie sekretarzom, jakie zmiany należy poczynić. Po odejściu sekretarzy, cesarz jedzie na polowanie. Jest myśli wym zawołanym. Strzela celnie. Korzysta przecież tylko z tych trofeów myśliwskich, które mu się istotnie należą. Różni się na tym punkcie bardzo od wielu pa nów, lubiących się popisywać tem, czego nie zabili. Przed 7 rano jest już z powro tem. Udaje się na Mszę, którą punkt o 7 celebruje w kaplicy bi skup ks. Mayer. Wtedy po raz pierwszy widzi obie córki: księż nę Gizelę bawarską i arcyksiężnę Maryę Waleryę. Po Mszy udaje się do gabinetu. Tu czekają go znowu »ekretarzc z papierami, przywiezionymi przez nowych kuryerów, przyby wających z W iednia codziennie o godzinie 7 minut 20 rano. Pracu je do południa. Tylko jedna wiadomość potrafi oderwać go od pracy: gdy strzel cy przyniosą nowinę, iż w pobli skich lasach widziano jelenia. Wówczas cesarz zrzuca mundur, ubiera się w kurtkę strzelecką, i sam, bez świty, na lekkim wózku podąża w góry. Powozi przybocz ny woźnica, Walter, ongi fiakier wiedeński, teraz od szeregu lat nadworny i ulubiony woźnica. O godz. wpół do 3 po południu obisrd w gronie rodziny z wszyst kimi wnukami, o ile one dorasta ją do stołu. — Przez cały rok ce sarz jada obiad sam. Tylko w Ischlu pozwala sobie na rozkosze życia rodzinnego. Wśród rozmo wy spędza cesarz czas a i dp 4. O tej godzinie udaje się z dzie ćmi ąrcy księżnej Maryi Walery i na ich plac zabaw. Tutaj bawi jako dziadek z wnuczętami, nie zważając ani na czas, ani na ety* ' kletę. Są to jego i wnucząt chwi* _ ię_ najweselsze w ciąga całego ~5nia7 Często obydiw^Jfięćiowie ceSar?a i starszewSufeC książęta bawarscy, przyłączają się cio o wych zabaw. ' Olbrzymi, gęsty prrk zasłania bawiących się przed oczyma na trętnych. , o DZIEJE W. KSIĘSTWA PO ZNAŃSKIEGO. Pod tym tytułem wydał znany publicysta, dr. Kazimierz Rako wski, książkę bardzo ciekawą nie dla samych tylko Poznańczyków. Rzecz szczególna, jak mało wiemy o losach porozbiorowych najstarszej ziemi polskiej, o lo sach tego dumnego niegdyś gniazda, z którego wylatywały orliki piastowskie, zaopatrzone do walki z przemożnym sąsia dem germańskim w potężne skrzydła i dzioby. Nawet potom kowie tych walecznych orlików, które rzuciły podwaliny pod gmach późniejszej Rzeczypospo litej, znają historyę porozbioro wą swojego gniazda tylko z ust nej tradycyi. v Wiadomo, że na mocy traktatu wiedeńskiego z roku 1815 prze szła pewna część dawnej Wiel kopolski pod panowanie pruskie z tytułem Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Według manife stu królewskiego z dnia i5go ma ja 1815 roku przyłączono Wiel kie Księstwo Poznańskie do mo narchii Hohenzollernów na wa runkach zupełnego równoupraw nienia Polaków z Niemcami. Ma nifest ten zapewnił nowym pod danym korony pruskiej język polski w administracyi, w sądo wnictwie, w szkołach i wszelkich wogóle instytucyach publicz nych. Mianowanie ks. Antoniego Radziwiłła namiestnikiem W. Księstwa, Józefata Mikorskiego •prezesem sądów apelacyjnych i Zerboniego di Sposetti, wpraw dzie nie Polaka, ale znanego z ży czliwości dla ludności miejsco wej, naczelnym prezesem admini stracyi zdawało się potwierdzać jak najlepsze chęci i zamiary rzą du berlińskiego. Kraj, od czasu pierwszego roz bioru przechodzący z rąk do rąk, znużony ciągłym stanem wojen nym, zdenerwowany niepewną sytuacyą polityczną i ekonomicz ną, spragniony pokojtr, uwierzył chętnie w szczerość obietnic pru skich i przyjął z radością nowego pana, który mu obiecywał wy tchnienie po tylu utrapieniach i trwogach. Minister Breza, szam belan Potworowski, stolnily So kolnicki, ks. Miaskojvski, pro boszcz poznański, radca miejski Stefański i kupiec Qucisser, wy słani do Berlina w deputacyi, nie kłamali, składając królowi hołd wiernopoddańczy. Niedługo jednak trwało to wy tchnienie po grozie wojny. Już w kilka lat po objęciu W. Księstwa przez rząd pruski zaczął się ży czliwy uśmiech Berlina zmieniać w chytry grymas dyplomatycznej obłudy. Powoli, ostrożnie, bardzo zręcznie wysuwał polip berlnski swoje macki i rożki germaniza torskie, sięgając coraz dalej, głę biej i szerzej. Zwolnienie Zerbo niego di Sposetti z urzędu (w r. 1825) i mianowanie na jego miej sce Baumanna, posłusznieszego wskazówkom władzy naczelnej, rozproszyła złudzenia ludności miejscowej. Odtąd zaczyna się walka, któ ra trwa do chwili obecnej — wal ka nierówna, zacięta, bezwzglę dna, możnego zwycięzcy ze sła bym zwyciężonym. Berlinowi szło nasamprzód o to, aby zrównać W. Księstwo z innemi.prowincyami Pms, odbie rając mu- odrębność państwową, zagwarantowaną przez traktat wiedeński. O tę swoją odrębność walczyli Poznańczycy przez dłu gi szereg lat. Jeszcze w roku 1867 protestowali posłowie polscy, jak wiadbmo, przeciw przyłącze niu W. Księstwa do związku pół nocno > "niemieckiego, protest ich jednak nie znalazł już posłuchu, zwycięskie bowiem Prusy usunę ły bez ceremonii "przestarzały" traktat wiedeński. Zburzywszy odrębność pań śt\Vową W. Ksj£stwa, nabrał się B^rtin^dó^wctctFtTła "driigłęf poło* wy swojego planu, do zgermani •fM » ' *+ • mv» lM '(W +*-<~»» -i zowania ujarzmionej ''prowin^ cyi". Wprawdzie szła germaniza cya równolegle z niszczeniem au tonomii, posuwała się jednak zbyt wolno dla pogromców Au stryi i Francyi. Po roku 1870 wy J tężył Bismark całą swoją energię w kierunku zdławienia duszy pol skiej w nowej prowincyi poznań skiej. Zrozumieli teraz Poznańczycy, że dalsze powoływanie się na traktat wiedeński, o którym się Bismark z cyniczną szczerością siły tryumfującej wyraził, iż nie jest "wart złamanego szeląga", byłaby zabawką teoretyczną bez wartości praktycznej. Nie znie siona stanowczo odrębność pra wnopolityczna była zagrożona, lecz wprost elementarne podsta wy życia polskiego,jego język, je go byt ekonomiczny, jego równo uprawnienie polityczne i obywa telskie. .Ze zmianą polityki ber lińskiej musiała się także zmienić polityka poznańska. Po r. 1870 walczy Poznań głównie o swój język i o swoje podwaliny ekono miczne. Ta druga faza zaciętego boju zwyciężonego ze zwyciężo nym trwa do chwili obecnej. Zagrożona w istnieniu swojem polskość W. Księstwa musiała szukać sprzymierzeńców przeciw zalewającej ją fali germańskiej. Do wspólnej roboty przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi we zwano Górny Szlązk i Prusy. Jest to ostatnia, trzecia faza wal ki, która się dopiero rozpoczęła. Wszyscy Polacy, mieszkający pod berłem pruskiem, łączą się w celu uratowania duszy polskiej, zalewanej zewsząd falą germani zmu. Kozumie się, że walka, trwają ca blizko sto lat, nie może wrzeć bez przerwy z tem samem zaw sze napięciem energii, że słabsza głównie strona musi od czasu do czasu opuszczać ręce, mdleć, znu żona,, wyczerpana. Takich chwil omdlenia miało W. Ks. śmierć i życie, która trwa dotychczas. W żyłach p. Rakowskiego, gdy od twarzał tę straszną walkę Goliata z Dawidem, zawrzała krew, i tę krew wzburzoną czuć, widać w rodziale ósmym jego dzieła. Jakież są, według p. Rakow skiego, wyniki tej walki? Dwie główne warstwy społecz ne atakował rząd pruski od chwi li rozpoczęcia systematycznej walki z polskością — szlachtę i duchowieństwo. Zdawał on sobie z pierwszej chwili dokładnie sprawę, że nie rzuci Księstwa pod swoje stopy dopóty, dopóki nie złamie społe cznego znaczenia większej wła sności ziemskiej i nie osłabi wpływu duchowieństwa. Wierzy on, że po usunięciu tych dwu wrogów strawi powoli resztę spo łeczeństwa polskiego, mieszczań stwo i lud. Większą własność polską zni szczył w połowie, do czego mu w ostatnich czasach pomogło prze silenie rolne, z duchowieństwem jednak nie poszło mu tak gładko, jak się spodziewał. Kulturkampf, zamiast zdemoralizować kler, skupił go, wzmocnił, zwarł w le gion niezwyciężony. Duchowień stwo poznańskie zniosło odwa żnie, bez szemrania, poniewier kę lat dziesięciu, przetrzymało burzę. Nie uległo, a Bismark "poszedł do Kanosy". Karność duchowieństwa katolickiego oka zała się silniejszą od potęgi żela znego kanclerza. ''Kulturkampf" przyczynił się oprócz tego do szybszego podnie sienia świadomości politycznej ludu. Chłop, biorąc czynny udział w tej walce, broniąc swojej wia ry, stawał się działaczem, obywa telem. Wobec zaniku większej wła sności ziemskiej, szlachta po znańska, która przez długi sze reg lat niosła przy pomocy du chowieństwa na swych barkach ciężar obowiązku obrony naro dowości, schodzi powoli z areny polityczno - społecznej. Usuwa ją, spycha konieczność ekonomi czna — ubóstwo, potrzeba chle ba. r Ale tych, którzy schodzą z po la, zastępują siły nowe. r— inteli gencya świeża, jeszcze nieuży.ta, niewyczerpana wiekami służby v • ■ publicznej, wykwitająca z mie szczaństwa i z ludu. Ta inteligen cja nowa poprowadzi dalej wal kę z falą germańską. Tak wierzy p. Rakowski, tak wierzą wszyscy, którzy nie chcą kapitulować. o Normalne raty przywrócone zostały na wszystkich liniach kursujących pomiędzy Chicago, Buffalo, New York, Boston i in nymi punktami wschodnimi, a kolej „Nickel Platę" jest tak jak dotychczas przygotowana dostar czyć stanowczo pierwszorzędną usługę pomiędzy Chicago i miej scowościami na Wschodzie, na trzech pociągach kursujących dziennie bez zmiany do Nowego Yorku i Bostonu, po cenach tak nizkich jak na którejkolwiek in nej linii. Obiady poda\yane we dług woli, w wagonie jadalnym, *'A la Carte", podług planu klu bowego albo "Table de hote", lecz w żadnym wypadku poje dyńczy obiad kosztować nie bę dzie więcej niż jednego dolara. Nasze ceny was zainteresują. Bliższych wiadomości chętnie u dzielimy jeżeli zgłosicie się oso biście p. n. iii Adams ulica, lub napiszecie pod adres John J. Cal lalian, General Agent, 113 Adams sir., Room 298, Chicago, albo za wołajcie telefonem Central 2057. x Ir «H6V4M* Niewłaściwie powtarzany frazes. Niema chyba nikogo, któryby mówiąc lub pisząc nie przytoczył maksymy; "mens sana in corpore sano1'. A najwięcej powołują się na nią wszelkiego rodzaju spor towcy. Z powodu tej maksymy mądrość Rzymian wydać się mo że niejednemu wielce podejrzaną. Bo często spotyka się takie "cor pus sanum", że patrząc na nie a i zazdrość bierze, ale "mentem sa nam'' i przez mikroskop dojrzeć w niemby było trudno. I odwro tnie, zdarza się nierzadko wi dzieć, jak zdrowy, wielki duch w marnem, chorem przebywał ciele. Ale cóż się pokazuje? Oto, że Rzymianie nie byli tak głupi, tyl ko myśl ich sfałszowano. Nic na pisał satyryk Juvenal: "mens «a na in corpore sano", ale powie dział "orandum est, ut sit mens sana in corpore sano" — co zna czy: "należy błagać (bogów) aże by bvł duch zdrowy w zdrowem ciele*. Tak więc prośbę, * którą się należało zwracać do bogów, proś bę, dowodzącą właśnie, że zdrowy duch rzadko przebywa w zdro wem ciele, skutkiem czyjegoś fał szerstwa w cytacie zamieniono na sąd kategoryczny. I całe wieki nonsens ten bezmyślnie ludzie po wtarzają ! BOL GŁOWY. Ból głowy, nerwowość, ból w źrenicach, zawrót i t. p. er\ to skutki rozmaitych wad ocznych, które w większości wypadków naprawione być mog4 przez dobrze dopasowane okulary. SCHROEDERA OKULARY pomagają, bo przez umie jętne zastósowanie do brze pasują. Zastosowanie nic nic kosztuje. Doskonale dopasowane okulary są tak taniemi jak bezwartościowe gotowe okulary przez niedoświadczonych do pasowane. ^ - - >467; tflLWAUKEB AVE — Cor. CHic/ięo jve: Godziny oflsowo: od 9 rano do 9 wieczorem. W Mątki do ? wieczorem. W Niedzie lę od 10 rano do 1 po południa. PASY NA RUPTU8Ę motnt teraz i« połowy eony kopić wproct z fabrvki. Zastosowanie i ebadonl- pr/«* „ najdoćwiadc/eńazycb banda*)tt6** dla dam ,1 mątcz.Yin jest bezpłatne. Przeszło tO.CO zado » C-Vn* wolonych kostumerów obecnie noną nasię paay. * 6w-1 HOTTINGER TRUNS FACTORY Otw.rin Chicago Arenue., tu Piętro. Jedteie Klewatorrio. Otwarte codziennie od 9teJ rano do #tej wieczorem. W niedzielą od M«j rano do 7mej wieczorem. nnnp ?v BĄDŹCIE WYLECZENI Czy jesteście zniechęcani dlatego że oie motecie odzy skać swe stracone zdrowie? Czy wydaliście wiele dolarów na medycyny i doktorów? Czy cierpicie z dnia os dzień b«« doznaniu ulgi? .Tężeli tak, to przyjdźcie do mnie* Ja wam pokażę jak mogą CT* Leczyć was abjście zostali wyleezenl. W ubiegłych 15 latach wyleczyłem więcej mężczyzn I kobiet uznanych za nieuleczalnych przez Innych doktorów aniżeli jakikolwiek Inny specyalista w Chicago. W moim o flsie umieszczone są najnowsze i najlepsze aparaty elektry czne i chemiczne. Wszystko co pieniądz kupić może, 1 co zostało uznanein jako korzystne tutaj i w Europie dla lecze nia chorych ludzi, można widzieć w moim oflsle, a ja z mej ■ - —11—..... „k„ „,oa •/nnpłnin wvleczvć. Chcę aby każda o soba cierciąca na jakąkolwiek chorobą przybyła do mojego' otiau na prywatną I pourną naraan; nic was kosztować nie bądzie, a ja przekonam was że jestem w etanie wyleczyć wae abyScie pozostali wy leczeni w krótkim czasie. Jeżeli cierpicie na Chorobę Żołądka, Wątroby Inb Nerek, nie czekajcie, bo motcie dostać raka i wtedy już niema żadnej pomocy. Wyleczą »vas bozpiecznie, niezawodnie i szybko. Suchoty— tą przestraszającą chorobą, która zabija wiącej ludzi w jednym roku aniżeli wszystkie inne choroby razem wziąte, leczą przez wdychanie najnowszego wynalazku, gazu O^j-łłtolinoTTeiro. Jedna próba pokaże wam jak tego dokonać można. System Jest pokrze piony, czujecie sią rozweselonymi, oddychacie lepiej, kaszel ustąpuje, 1 po czasie Jesteście zupełnie wyleczeni. -• - Jest to mijiyięliszjr wynalazek bieżącego stulecia, 1 tylko ja snin w Chicago mam maszyną do wyrabiania tego gaza. Nie pozwólcie aby wam ktoś powiedział że dla was niema pomocy. Wyleczyłem THalo który-m przeznaczono śmierć. Cborobr NieniaNt— ból w plecach, opadanie macicy, białe upławy, nieregularność 1 bole ści w bokach leczą bez operacyi na zayreze. ł Specjalne i 1'rynatno Choroby MąJczrza leczą szybko 1 sekretnie. Nienaturalne wymlotr, bolrsno 1 cząots puszczenie uryny, utrata mązkośći, są dolegliwości które prądko ustąpują mojem leczeniem. Ws/)Ktkie chroniczne Choroby, boa wzglądu oa to eijr aą zastarzałe lub uporczywa, wy leczą bezpiecznie 1 na zawsze. PORADA DARMO. MÓWIĘ PO POLSKU. GODZINY OPISOWE; Codziennie od# rano do 8 wieczorem; w Poniedziałki, Śro dy i Piątki od fl rano do HA-tej wieczorem. W Niedzielą od 10 rano do 1S w południe. 131=1. WBINTRAUB. Jedyny Polski SpecyalLsta w Chicago/ 195 WABASH AVENUE, RÓG ADAMS UL. "Wchód na W abash Ave. Wekcie elewator na 5te piętro. II' WIM——B—— NOWY Brewiarzyk Tercyarski UŁOŻONY PRZEZ O. Xj. K. Ccua Sl.óO. fln przesyłkę 10Ć extra. Do nabycia w administracji Dziennika Ghicagoskiego, 141-143 W. Dms?onSt. CHICAGO.