Newspaper Page Text
SĘ&ERYNA DUCHIŃŚKA. Seweryna z Zochowskich Du chińska, o kłófej zgonie donieśii śmy.w krótkiej zaledwie wimian ce, należała do najad^lniSiijsaych autorek naszych starszego poko lenia i była niewątpliwie jedną z najszlachetniejszych postaci, ja kiem! naród nasz wśród kobiet po" cieszyć się może. Urodzona w roku 1825 na Ma zowszu, w Koszajcu, nauki ukoń czyła w słynnym pensyonacie p. Wilczyńskiej Warszawie, Wyszedłszy w bardzo młodym wieku za mąż, za obywatela ziem skiego Tomasza Pruszaka, poczę ła pracować na niwie literackiej, pisząc prozą i wierszem. Pierwsze próby jej pióra okazywały już niepośledni tzlent, Poświęciwszy się studyom pisarzy z czasów Zy gmuntowskich, przejęła od nich styl jasny i barwny, język bogaty i pełen życia. Pierwsze utwory drukowała w roku 1848 w Albu mie Literackim, dalsze w Biblio tece Warszawskiej. Obok pisywa nia powieści, gawęd i poematów, zajmowała- się śp. Seweryna stu dyami nad ówczesną literaturą polską i ogólną, podejmując się również przekładów wielu dzieł i pożytecznych i nauczających. Z większych utworów wymienić na leży jej poemat p. t. "Sebastyan Klonowicz" i 2 tomowe "Gawędy i powieści''. W roku 1856 objęła Seweryna Duchińska, wówczas jeszcze Pru szakowa, redakcyę Rozrywek dla młodocianego .wieku, których ca łość obejmuje 15 tomów. W pi śmie tem, wydawanem w War szawie, ogłaszała mnóstwo drob nych prac, któremi wzbogaciła literaturę dla młodzieży, prowa dząc dalej dzieło Klementyny z Tańskich. W roku #864 poślubiła w Pary żu historyka Franciszka Duchiń skiego, przenosząc się na stały po byt do Paryża. Tam zajęła się głó wnie przekładami z języków ob cych : francuskiego, hiszpańskiego i węgierskiego, a te jej przekłady, mianowicie "Cyda" i "Pieśni o Rolandzie* należy do najudatniej szych w naszej literaturze. Pisy wała też prawie do ostatnich lat korespondeneye literackie do roz maitych czasopism. Cenne są tak że jej szkice fcterackie o "Kazi mierzu Brodzińskim", o "Bohda nie Zaleskim", "Wspomnienia z ^>cia Maryi z ks. Czartoyskich ks. Wirtemberskiej". Ostatnią jej pracą poetycką były "śluby Jana Kazimierza'*, które prześliczną muzyką ilustrował dyrektor kon serwatoryum lwowskiego p, M. Sołtys, , * W roku 1897 obchodziła kolo nia pot«ka w Paryżu bardzo uro czyście, jubileusz jej 50 letniej pracy literackiej. Wszystkie in stytucye polskie w Paryżu wzięły w nim fremialny udział, w gorą cych przemówieniach i licznie złożonych wieńcach dając wyraz tej czci, jaką otaczała cała Pol ska zasłużoną jubilatkę. Cześć Jej pamięci I STYKA OJCIEC I SYN W PARYŻU. W paryskiem wydaniu "New York Heralda" znajdujemy arty kuł p. Jerzego Bala o wizycie je go w paryskiej pracowni znane go malarza polskiego Jana Sty ki, twórcy "Golgoty'', wystawio nej obecnie i podziwianej w Chi cago, i jego syna Tadeusza. Na-, turalnie dziennikarza zaintereso wała przedewszystkiem mło dzieńcza, prawie dziecinna jesz cze osoba syna, który właśnie rozpoczął pracę nad nowym swym obrazem,. przeznaczonym do przyszłego salonu p. t. "Pro meteusz." "Młody malarz — czytamy tam — ubrany jeszcze jak dziec ko w pończochach i krótkich spo deńkach, powitawszy mnie nad zwyczaj uprzejmie, ujął z powro* tem pędzel, aby przed swemi sztalugami pracować nad torsem Prometeusza, do którego zgodził mu się pozować jeden z przyja ciół. "O niebo, światło świata, gdzie nieskończoność się rozta cza, spojrzyj co cierpię dla spra wiedliwości." Ta myśd z Aischilo sa ma posłużyć za tekst do obra jua Tadeuszowi Styce, który wy^ . . ""7 1 - -H łamał się nieco z pod banalnej wizyi Prometeusza' stojącego i zakutego, a będącego już ofiarą .sęPaj jak to go aż nazbyt często przedstawiano. U Styki usiadł on na skale, nogi zwieszone nie są w idoczne, ale ramiona w żelaz kach, i tak syn lemidy spogląda ku niebu, *'gdzie się nieskończo ność roztacza", podczas gdy dra pieżny ptak ma rozpocząć swe dzieło. 'W salonie tegorocznym mło^ dy Styka wystawił portret wła sny i portret p. Jerzego Parkera, jeden i drugi bardzo uwagi god ne, 4 Miał też wielkie powodzenie w Nowym Yorku, gdzie towarzy szył swemu ojcu przed kilku mie siącami i dokąd niewątpliwie po wrócą w tym roku jeszcze na za proszenie p. Rolanda Kandlera. Tymczasem Tadeusz Styka na maluje portret Coquelina młod szego, a również portret Moliera, zamówiony do komedie Fran caise." Tak więc niewątpliwie pu szczają już gałązki laury, prze znaczone dla młodego mistrza. . ''Równocześnie p. Jan Styka, którego dzieła wybitne są znane, rozpocznie wielki obraz history czny: "Posłowie polscy ofiarują cy koronę Henrykowi księciu an degaweńskiemu." Na tej wielkiej kompozycyi p. Styka zamierza zgrupować znaczną liczbę posta ci; większość ich opierać się bę dzie na portretach historycznych lub na portretach osób żywych, jak np. hr. Zamojskiego, którego bardzo piękny portret p. Styka właśnie namalował, a który w o brązie przedstawiać będzie swe go przodka. P. Jan Styka jest ■patryotą; nie lubi też malować o brązów wojennyćh, jeżeli nie cho dzi o epizody z walk o niepodle głość. "Podziwiałem wielce u niego pomiędzy ostatniemi jego dzieła mi postać kobiecą o niezwykłej piękności, głowa przysłonięta gę stym welonem niebieskim, odbi jającym od tła tej samej barwy, w guście boskiego Leonarda (da Vinci). Niepodobna oddać lepiej wyrazu spojrzenia cudownej twa rzy, jak to uczynił artysta na tym obrazie. W bardzo pomysło wem studyum, p. Styka,'jako ilu strator "Quo Vadis'', uwiecznił piękność pewnej młodej Amery kanki, rzeczywiście niezwykłą, w rysach Euniki, pełnej słodyczy niewolnicy greckiej, obejmującej ramionami posąg boskiego Petro niusza. "Przed wyjściem z pracowni o bu panów — kończy paryski dziennikarz — mogłem jeszcze o glądać wiele innych rzeczy, zwła szcza malowany przez Tadeusza Stykę, uwagi godny portret jego czcigodnego nauczyciela,^). Hen nera." I o Miasto analfabetów, odkryte przez adwokata Adolfa Suligow skiego. Zajmująca rozprawa A. Suli gowskiego "Miasto analfabe tów", odsłoniła przed nami prze rażający brak oświaty śród u boższych klas, zamieszkujących Warszawę. Można zaiste osłu pieć, dowiedziawszy się, że na sze miasto pod względem oświaty zajmuje jedna z ostatnich miejsc w Europie. Ci, którzy posiadali ku temu moc i środki, zupełnie się nie troszczyli o to, społeczeń stwo zaś miało ręce związane. Tym sposobem, kiedy śród wyż szych warstw ludności wzrasta ła wiedza i bogactwo, u dołu sze rzyła się ciemnota, a razem z nią «. złowroga jej siostrzyca — nę dza. To przeciwieństwo z każ dym dniem rysowało się ostrzej, wywołując żal i rozgoryczenie śród upośledzonych. "Te kontrasty, — słowa auto ra — uderzające w oczy, z łatwo ścią zrodzić mogą kolizye. Dla spokoju społecznego jest rzeczą pierwszej wagi usunięcie gruntu do żalu, że nie daje się masom tej opieki, do której posiadają o ne prawo niewątpliwe. .Miała Warszawa przed kilku nastu laty niespodziankę pod postacią emigracyi masowej do Brazylii dla zarobku; miała nie spodziankę pod postacią nożo wiectwa, które się nagle rozwi nęło i wytępić się wcale qie da ' je". ~jfe1&{ śi? zmif, n V War szawie jest obecnie 50,000 dzieci od lat 7 do 14, nie uczęszczają cych do żadnej szkoły, strach po rayślić, jaka będzie przyszłość młodego pokolenia, wzrastające go w warunkach, godnych \ dzi kiego Zulusa, nie Europejczyka. Jednocześnie, inny badacz na szych stosunków społecznych, Bronisław Boufałł, przedstawił jaskrawy obraz gospodarki fi nansowej miast prowincyonal nych. Dość zajrzeć do którego z na szych miast, żeby się przekonać, w jak opłakanym stanie jest szkolnictwo, szpitale, przytułki, bruki, oświetlenie itd. 1 Czas zaiste położyć koniec tej gospodarce i odmienne więcej europejskie, zaprowadzić porząd ki. — o—— Imiennik bohatera z pod Racła wic. "Kuryer Lwowski" opowiada, że do lwowskich szkół średnich przywieziono teraz syna ubogie go mieszczanina z Toporowa, chłopca dobrego i zdolnego, który jednak pomimo swych zalet i po mimo, że zdał dobrze wstępny e gzamin, natrafia na rozmaite przykrości i przeszkody dlatego tylko, że nazywa się — Tadeusz Kościuszko. Podobno z tej jedynie racyi odmówiono mu przyjęcia do bursy im. 1 adeusza Kościu szki i do internatu OO. Zmar twychwstańców. Bal nawet w szkole ludowej doznawał on już różnych przykrości, gdyż "kole dzy patrzyli na niego, jak na pstrego wróbla zaplątanego mię dzy wróble szare". Lwowski Kuryer'' dziwi się tej niechęci, gdyż zdaje mu się, że jeżeli spo łeczeństwo polskie kocha wiel kiego swego bohatera z pod Rac ławic, to powinno także otoczyć wielką sympatyą jego imiennika. "Przeglądowi'' jednak się zda je, że takie pojmowanie jest błę dne i że właśnie chłopiec ten nie chęć wzbudza u dobrych patryo- j tów dlatego, iż ci naprawdę ko chają Kościuszkę. Być bowiem może, że chłopiec ten jeżeli bę dzie zdolny i prawy, to z czasem także stanie się chlubą naszego narodu; ale być też może i ina czej. * Może on kiedyś wejść na złe*, drogi i splamić nazwisko dotych czas taką czcią i miłością ota czane. Sam więc fakt, że rośnie człowiek o takiem samem imieniu i nazwisku, jakie nosił nasz wiel ki bohater, jest bardzo przykry i przejmować może trwogą wszyst kich i zmuszać do patrzenia krzy- , wo na owego chłopca. Winien tu jednak jest jego ojciec, że dał mu imię: Tadeusza. Na dwa różne zdania odpowia dają Ojcowie Zmartwychwstań cy, jak następuje: Ojca Rektora ! internatu wcale w domu nie by ło, "kiedy pewien młody człowiek zapytał furtyana, brata zakon nego, czyby Tadeusza Kościuszki nie przyjęto na ucznia? Furtyan odpowiedział: Trzeba się zgłosić w innej godzinie popołudniowej, wtedy zastanie pan zapewne Ojca rektora, bo ja, jako furtyan, ńic o tej sprawie nie decyduję. Na tem rzecz się skończyła, gdyż więcej się o tego chłopca nie zgłaszano. Internat OO. Zmartwych wstańców pomieścić może stu | dwudziestu uczniów, być w ęc i bardzo może, żeby się miejsce dla Tadeusza Kościuszki jeszcze zna lazło. Co się zaś tyczy twierdze nia "Kuryera Lwowskiego", iż młodego chłopca nie przyjęto ze względu na jego imię i nazwisko, tak drogie dla każdego Polaka, to zarzut ten jest więcej jak śmie szny. o — Warszawa. — W pismach war szawskich czytamy: Dyrektor ce gielni w Zarąbkach, p. Bolesław Mierczyński, wracał własnym po wozem do domu. W pobliżu Zaci sza wyskoczyło z rowu pięciu nie znanych napastników, którzy za t częli strzelać z rewolwerów, jeden z nich uczepił się z tyłu powozu i ęhciał dostać się do środka. P. Mierczyński grubym kijem ude rzył napastnika w skroń. Kij pękł na dwoje, napastnik.upadł na xie j mig. Wtedy towarzysz jego dał \ 1 ógnia ż rewolweru. Kie maj$e nie pod ręką do obrony p. Mierczyń ski udał, że jest postrzelony w piersi i upadł. Na widok tego, na* pastnik schował rewolwer do kie szeni i dogoniwszy powóz, wsko czył na stopień. Lecz spotrzegł szy, że p. Mierczyńskł przyczaił się tylko, sięgnął znowu pó rewol j wer. Uprzedzając jego zamiar, p, Mierczyński silnem uderzeniem w ! piersi zwalił opryszka na ziemię. Konie pomknęły raźniej i pozosta wiły wtyle ścigających rabusiów. Po obejrzeniu powozu, znaleziono w nim pięć dziur od ku! rewolwe rowych. Gniezno. — Okropn* zbrodnię popełniła w Gnieźnie, jak pisze "Lech", 21 letnia M. Piwońska, zamieszkała przy ulicy V. awrzyń ca nr. 5. Zbi'a ona tak. okropni-! swą matkę, że .biedna kob;eta w tych dniach umajła. Historya tej zbrodni to prawdziwa trage dya na tle nędzy miejskiej, na tle przymusowego wychowania. Marya Piwońska bowiem od dzie cka była na pr?ymusowcm wy chowaniu, w zakładzie się zniem czyła. Po długich latach zćpsuta i zniemczona córka wróciła do matki i początkowo jakoś szło, dopóki nie miała — narzeczonego. Odkąd jednak zawiązała stosunek zmieniło się wrszystko. Matka za kazywała córce sprowadzać do mieszkania „kawalera", a ta biła matkę bez miłosierdzia. Ostatnim razem zbiła ją w sobotę i to tak ciężko, że śmierć nastąpiła. Trup biednej kobiety pokryty sińcami. Wyrodną córkę aresztowała poli cya. o - Normalne raty przywrócone zostały na wszystkich liniach kursujących pomiędzy Chicago, Buffalo, New York, Boston i in nymi punktami wschodnimi, a kolej „Nickel Platę" jest tak jak dotychczas przygotowana dostar czyć stanowczo pierwszorzędną usługę pomiędzy Chicago i miej scowościami na W schodzie, na trzech pociągach kursujących dziennie bez zmiany do Nowego Yorku i Bostonu, po cenach tak rtiżkich jak na którejkolwiek in nej linii. Obiady podawane we dług woli, w wagonie jadalnym, "A la Carte", podług planu klu bowego- albo " rabie de hote , lecz w żadnym wypadku poje" dyńczy obiad kosztować nie bę dzie więcej niż jednego dolara. Nasze ceny was zainteresują. Blizszych wiadomości chętnie u dzielimy jeżeli zgłosicie się oso biócie p. n. 111 Adams ulica, lub napiszecie pod adres John J. Cal lshan, General Agent, 113 Adams str., Room 298, Chicago, albo za wołajcie telefonem Central 2057* o Dr. Marya Dowiatt zawiadamia niniejszem, że od przyszłej soboty, dnia ggo b. m., powróci z mieszkania letniego, i odtąd stale przyjmować będzie swych pacyentów, jak zwykle, pod nr. 723 W. i8ta ul. (9w. Do udania atru f^JlEMAŁO się przyczy " nia elegancki pro gram. Usposabia widzów do miłego przyjęcia wystę pu amatorów. Przynieście swoje progra my do naszej drukarni. Zro bimy je jak najlepiej, dlate go, że mamy do ustawienia takowych wBzelkie najno wsze czcionki, obwódki, o zdoby, itp.; a co do szybko ści, to przodujemy innym drukarniom, bOmamy na to ulepszone i pospieszne prasy. DIIUKAUNIA Dziennika Ciiicagoskiego, 141-113 W. Divisioa St. Ofls otwarty co wieczór do godi. 8ra*j. WYSZŁA 7j DRUKU KSIĄŻECZKA POD TYTUŁEM: MANUALIK DO UŻYTKI MINISTRANTÓW, zawierający takt* porządź tycia. Kiltfe czka U Jcat oprawna w c/>.r-v> ptóolaon* b*r> dzo trwałe okładki, Cena ugzempl*r«» lfto. Zamawiającym w większej IMol 0<llt$puj« ai<} odpowiedni rabat. DO NABYCIA W ADMINISTRACYI DZIENNIKA CHICAGOSKIEGO, 141-143 W. DWision St., CHICAGO. f Wianek Nabożeństw odprawianych w ciągu roku kościelnego ZAWIERAJ 1. Wezwania Ducha iw, 2. Różaniec. 8. Litania do Najdw. M, P. 4. Pod Twoją obronę, o. Nowenna do Nlapokalagego Puozęcia Nwjśw, Maryi Panny. 0. Caiaś piękna ject Ma rył 7, O lalutarii iioatia, 8, Tantum ergo Biicruroentum, 0. Koronka do Serca Jezusowego, 10, Litania do Berca Jezuaowego. 11, Nowenna do Ducha Świętego. 12, Nabożeństwo do Najiw. Obli cza. 18. Litania o Naj<w. Im. Jezn*. 14. Nabożeństwo do iw, Józefa (Triduuin). 15. Nabożeństwo do Łn. Stanisła wa K. (Triduum). 10. Nabożeńitwo Bractwa Trzei w olei. — Uroczystotó N. M. P. Groma, — Te Deum. — Rocznica ca zmarłych Braci Trzeźwości. 17. Ceremoniał III Zakonti Św. Franciszka. — Modlitwy o® Zfrom, ml#i lfow«, Na obloczyny. — Przyjęcie do profeeyl. — Ctabla Boże Chwalimy. — Błogosławieństwo Apostolskie. — Abaolucya Generalne. — Absoiucya na godziny śmierci. Wydanie ozdobne w dwóch kolorach. Drak wjrrai«7. Oprawa z czarnego płótna z tytułem 1 emblematem złoconym. CENA EGZEMPLARZA 754. |)> DO NABYCIA W ADMINI6TRACYI Dziennika Chicagoskiego, 141-143 W. Divislon St„ CHICAGO, ILL. KRÓLOWA NIEBIOS LEGENDY O MATCE B05KIEJ lilii ZEBRANE PRZEZ t Maryanp Gawalewlcza Z 20 ILLU8TRACYAMI WYKONANEMI v PRZEZ Piotra Stachiewicza, Wydanie trzecie przejrzana i uzupełnione. CENA $3.75. NABYÓ MOŻNA W Adm. Dziennika Chictfoskiego, 141*143 W. DivUion SU, CHICAGO, ILL.