Newspaper Page Text
NA PWORZE KSIĘCIA „PANIE KOCHANKU" POWIEŚĆ i (Cłłf i»ie*y). — lyle lat minęło już od czasu owego, gdy opiekliśmy żywcem cala rodzinę łowczego książę cego. że wojewoda już sobie może nawet nie przy pomni tej sprawy. Toć on nie lubi długo myśleć o jednej rzeczy. — Trzeba było tę babę również zgładzić daw no ze świata — wtrącił inny bandyta. — Λ mówi łem wtedy, radziłem. Po co to było zostawiać świad ku przy życiu? ^ — Baba w domu zawsze potrzebna — odparł herszt zgnębiony. — Któżby nam przyrządził stra wę. kto lad trzymał, ktoby szył i ogień na kominie rozpalił? Źle się stało, ale teraz zamiast żałować po uiewczasie, lepiej pomyśleć o ratowaniu naszej skóry. — Po\s iedziałeś, ażeby ich ścigać i łapać, ale to pró;ja fatyga. Oni mają dobre koniki, pieszo też ich nie zdołamy niijdy dogonić. Możnaby jeszcze liczyć na to, że zabłądzą w lesie, ale od czegóż mają babę? Zna ona ten las i Wszystkie ścieżyny tak, że .po nocy z zawiązanemi oczyma trafiłaby do Nie świeża. — Więc co robić, co robić? — jęknął herszt prawie w rozpaczy. — To ty jesteś od tego, ażeby radzić! — za śmiali się bandyci. — Wybraliśmy cię naszym wo dzem. więc susz sobte głowę. Herszt zadumał się, targał wąsy i brodę, wre szcie podniósł głowę do góry i rzekł z mocą: *— Tak będzie, jak wam powiem : Czasu jeszcze mamy dosyć, Zanim oni, choćby pędzili kłusem i nie robili żadnych popasów, dojadą do Nieświeża, minąć muszą dwa dni. To nam wystarczy do wyco fania >ię z tej okolicy, która już wogóle przestała być zupełnie bezpieczna. Chałupę tę trzeba rozwalić i wszystkie ślady zatrzeć, a jeżeli wtedy książę przy jedzie zè swoimi ludźmi i nie zastanie tej sadyby, to wyśmieje babę i tych młodzików. Żwawo rozko pać dół i wybrać wszystkie nasze skarby! Wieczo rem wymaszerujemy na noc i pociągniemy daleko stąd. w inne zupełnie strony. — Ale dokąd, dokąd? — zawołano ze wszyst kich stron. — Albo też lasy księcia są małe? — zaśmiał się herszt bandy. — Znam w puszczy Nalibockiej jeszcze lepsze schronienie, niż tiiiaj, a roboty znaj dziemy wszędzie dosyć. Czyśmy to koty, ażeby się uparcie trzymać jednej dziury? Cały las, wszystkie trakty i drogi możeby przebiegać, każdy z nas, jak ptak, jest wolny. — Dobrze powiedział — huknęła banda. — Za tobą pójdziemy choćby w piekło! N — A tera/, dajcie nam wódki i jedzenia! Wy pijmy na intencyę, ażeby baba i te chłopaki w dro dze do Nieświeża pokręcili karki. Rozpoczęła się ucztą, śpiewy, ten i ów z ban uytCw puścił się nawet w pląsy, a podczas tej bie siady raz wraz padały przekleństwa w stronę zdraj czyni. ^ągaiłłów i samego księcia na Nieświeżu. Po uczcie praca i wieczorem znikł dom dziwacz ny z powierzchni ziemi. Tylko drzewa szumiały wokoło, nikt jednak nie mógłby przypuszczać, że w tem miejscu niedawno jeszcze miała schronisko niebezpieczna banda opryszków. J.1AT ν · W szeregach „Albaóczyków." Pomimo, że wszyscy trzej młodzieńcy nie nale żeli do tych. o których się zwykle mówi, że są tchó rzem podszyci, to jednak nie bez lęku poważnego odbywali dalszą podróż pod kierunkiem nieznanej baby. Obawiali się pościgu, ale więcej jeszcze trwo żyła ich myśl. że bandyci, nawołujący się kuka niem. rozstawieni być mogą po całym lesie i komu nikują się stale wzajemnie. Nic łatwiejszego nad to. że w takich warunkach lada chwilę oczekiwać można było zasadzki, pochwycenia i może śmierci, lub conajmniej strasznych katuszy z rąk rozwście czonych z powodu ucieczki opryszków. Wszystko to mając na względzie, pędzono zrazu i poganiano koniki górskie, które posłuszne jeźdźcom dobywały wszystkich sił. ażeby jak najprędzej unieść mło dzieńców daleko od tego miejsca, gdzie groziła im tak niedawno jeszcze zguba niechybna. Boczne • · · · · (iróżki i ścieżyny, po których kierowała baba. spra wiały. że uciekający musieli się rozdzielić i jechać t. z w. „gęsiego", à wtedy najgorzej zawsze wycho dzi! na tem Onuferek, konik bowiem jego, zmuszo ny do dźwigania podwójnego ciężart^ nie mógł do trzymać kroku mniej obciążonym wierzchowcom Ignasia i Stanisława. Jadący przodem starszy Sągajłło dał wreszcie znak ręką, ażeby się zatrzymano. — Czy dostrzegłeś jakie niebezpieczeństwo? — zawołaj Szczękowski niespokojnie. — Na szczęście nic takiego nie widzę — odparł Ignacy — przeciwnie, zdaje mi się nawet, że uje chaliśmy zbyt spory kawałek drogi, ażeby nam mogło zagrażać cośkolwiek. — Strzeżonego- Pan Bóg strzeże «— rzucił z po wagą Stanisław. — To prawda, ale sami osądzicie, czy możemy w ten sposób, jak dotąd pędzić dalej? Już chociaż by nie ze względu na nas, to przynajmniej ze wzglą du na konie urządzić trzeba popas i wypoczynek. — Dobry sotfte! — zaśmiał się Onuferek. — Popasu mu się zachciewa! A cóż to dasz nam <do przekąszenia? — Rzeczywiście, nic z sobą nie wieziemy — przyznał brat starszy smutnie. — Ha! trudno. Trzeba przyciągnąć pasów, a konie pnścić na tra wę. Zmarniałybyście biedactwa — dodał czule, kle-' piąc wierzchowca po karku. — Pocieszcie się, lecz Nieśwież musi już chyba być blisko, a chyba w stajni książęcej może nie zabraknie dla was dobre go obroku. (Ciąg dalszy nastąpi). JULIUSZ VERNE Z W PUSZCZACH AFRYKI OPOWIADANIE Spolszczyła B. Kowalska. χ * j (Ci%g dalszy). Cort, Huber i Kamis przez całą noc podtrzy mywali ogień, zmieniając się kolejno. Tym sposo bem wyspali się doskonale* i wstali nazajutrz ze świeżym zapasem sił. W Afryce południowej pogoda bywa nadzwy czaj zmienna. Jednego dnia nie widać na niebie ani jednej chmurki, a na drugi deszcz pada. Tak też było i teraz ; od świtu zaczął padać deszcz drobny, ale gęsty, który" mógł się dać we znaki naszym podróżnym. Xa szczęście, Kamisowi przyszła do głowy myśl doskonała: z liści bananu, które są najwiek szemi dzicy pokrywają dachy swoich lepianek, u tworzył rodzaj baldachimu na środku promu, zwią zawszy u dołu liście zapomocą pnączy. Tym sposo sposobem podróżni nasi znaleźli cmfwyp śbgkżj ćł bem podróżni nasi znaleźli osłonę przed deszczem. Z rana ujrzeli na prawym wybrzeżu kilkana ście małp większego gatunku, nie chcąc się więc narażać na jaką z ich strony zaczepkę, płynęli bliżej lewej strony rzeki. Płynęli przez cały dzień bez przerwy, nie za trzymując się na obiad; przybili do brzegu tylko na chwilę, aby zabrać antylopę, którą zabił Cort. W tym miejscu rzeka tworzyła zakręt i zwra cała się, prawic pod kątem prostym, w stronę połu dniowo wschodnią. Kamis bardzo się tym zafraso wał, gdyż celem ich podróży było dążyć na zachód, w stronę Atlantyku. Nie ulegało wątpliwości, że rzeka Johansen jest dopływem Ubangi. ale szukać tego dopływu dalej, o setki kilometrów, aż w po środku niepodległej krainy Kongo, cóż za zboczenie z drogi·! Lecz po godzinie Kamis zauważył z radością, że rzeka przybiera napowrót ten sam, co poprze dnio kierunek; nie należało więc tracić nadziei, że dopłyną do granicy francuskich posiadłości w Kon go, skąd już z łatwością dostaną się do Libreville. O godzinie wpół do siódmej przed wieczorem Kamis przybił do lewego brzegu, tworzącego w tym miejscu rodzaj małej zatoki, ocienionej wielkiemi drzewami, z gatunku mahoniowych, znajdujących się obficie w lasach Senegalii. Deszcz przestał padać, ale niebo pokryte było chmurami i można się było spodziewać, że noc bę dzie chłodna. Wkrótce na wybrzeżu zabłysł ogień, na którym upiekła się antylopa. Langa nic mógł znaleść mięczaków, ani bananów do zaprawienia wody, musieli się więc obejść bez tych przysma ków. · 0 godzinie~wpół do ósmej nie było jeszcze cał kiem ciemno. Niepewny blask odbijał się w wodzie rzeki; na jej powierzchni pływały trzciny, gałęzie roślin i pnie drzew, oderwane z wybrzeża. Podczas gdy Cort, Huber i Kamis zajęci byli przygotowaniem posłania z zeschłych liści, Langa przechadzał się na wybrzeżu, bawiąc się przypa trywaniem temu, co niosły fale rzeki. W tej chwili nadpływał spory pień'drzewa, nie pozbawiony jesz cze gałęzi i liści, wśród których widać było owoce; oczywiście, że drzewo złamała ostatnia burza. Langa nie byłby zwrócił uwagi na ten pień, gdyby nie pewien szczegół, który go zaciekawił. Ο ίο zdawało mu sie, że pomiędzy gałęźmi dostrzega jakąś postać żyjącą, która ruchami rąk zdawała się wzywać pomocy. Zapadający zmrok nie dozwalał dokładnie rozpoznać tej postaci. Zaciekawiony i za niepokojony Langa chciał już zawołać Maksa i Ja na, gdy nagle prąd fal popchnął pień w zatokę, gdzie się znajdował prom. W tej chwili dał się słyszeć krzyk dziwny, szczególny, a raczej rodzaj rozpaczli wego nawoływania, jakby jakaś istota ludzka bła gała o pomcc i ratunek. Następnie, gdy pień mijał już zatokę, istota znajdująca się pomiędzy gałęźmi skoczyła w wodę, z zamiarem wydostania się na brzeg. Langa mniemał, że to dziecko, wzrostem mniej sze od niego. Zapewne znajdowało się ono na drze wie w chwili, gdy je burza zdruzgotała. Ale czy takie dziecko potrafi pływać Było to rzeczą bar dzo wątpliwą. Siły opuszczały je widocznie Walczyło z falami...." To ukazywało się na po wierzchni wody, to pogrążało się w jej głębi. Od czasu do czasu dziwny krzyk wydobywał się z je go gardła. Powodowany uczuciem litości Langa bez namy siu wskoczył do wody i dopłynął do miejsca, gdzie w nurtach rzeki dziecko zniknęło. λΥ tej chwili Cort i Huber, którzy usłyszeli pierwsze krzyki, przybiegli na brzeg. Spostrzegłszy Langa pasującego się z prądem rzeki, podali mu ręce, aby mu dopomódz do wydostania się na brzeg. — Langa, cóżeś tani złowił? — zapytał Hu ber. — Dziecko, przyjacielu Maksie, które o mało się nie utopiło. — Dziecko? — Tak, przyjacielu Janie. 1 Langa ukląkł przy małej istotce, którą oca lił od niechybnej śmierci. Huoer podszedł blisko, aby się lepiej przypatrzyć temu dziecku. — To nie dziecko! — zawołał cofając się. — A cóż? — To n^ała małpka.... potomek tych szkara dnych małp, które na nas napadały. I dla ocalenia tej małpki sam narażałeś się na to, że mogłeś życie postradać ! — To dziecko.... to dziecko.... — powtarzał uparcie Langa. — A ja ci mówię, że nie, i radzę ci, abyś to małpię odesłał do lasu, do jego rodziny. (Ciąg dalszy nastąpi). ϋ^8ΒΕ^ΙΒ·ΐΒβ@ Kollegium św. Stanisława S W CHICAGO, ILLINOIS Zakład Wyższy Naukowy Polski Pod Zarządem XX ZmartyçHwstaricdw. Kollegium obejmuje sześcioletni kurs klasyczny, oraz jednoroczny kurs przygoto wawczy dla tych uczniów, którzy nié są jeszcze dostacznie przygotowani do klas kolie· gialnych. Zakład posiada 3 gabinety: fizyczny, chemiczny i biologiczny, urządzone stosow nie do najnowszych wymagań naukowych. . Dla dogodności uczniów mieszkających poza Chicago, został utworzony w gmachu Kollegium INTERNAT. Ućzniowie mieszkający w internacie, prócz opieki, mają: mie szkanie, wikt, pranie, nadzór i pomoc ze strony profesorów w naukach. Rocznie płaci się $230.00 prócz wydatków na szkolne książki. Uczniowie, którzy nie mieszkają w internacie, płacą za naukę $5.00 miesięcznie. Dnia 4-go października w Kollegium św. Stanisława rozpoczną się LEKCYE WIE CZORNE KURSU KUPIECKIEGO. Młodzież praguąca poświęcić się zawodom pra ktycznym, ma najlepszą okazyę skorzystania z tej nastręczającej się sposobności. Wy kłady odbywać się będą regularnie w PONIEDZIAŁKI, WTORKI. CZWARTKI i PIĄ TKI, od godziny 7-mej do 9-tej wieczorem. Kurs obejmuje dwa półrocza. Za każde półrocze płaci się $20.00. * Wpisy uczniów na rok szkolny 1915-1916 odbędą się w Kollegium Św. Stanisława dnia 4, 6 i 7 września. NOWY ROK SZKOLNY 1915-1916 rozpocznie się uroczystem nabożeństwem dnia 8-gO września, dnia 9 września zaczną się regularne lekcye szkolne. Po wszelkie informacye zgłaszać się można do Zakładu począwszy od 15 sierpnia pod następującym adresem: REV. L. J. ZAPALA, C. R. Président ST. STANISLAUS' COLLEGE 145Θ W. DIVISION ST., CHICAGO, τι -i ■ I Z kraju okupo wanego. (Korespondencja „Gazety Warszaw skiej".) Kopenhaga, av czerwcu. Siano dla armii. — Ponieważ, z po wodu posuchy, w Niemczech braknie paszy, a z rozporządzenia władz na wet liście z drzew są, suszone i prze chowywane jako surogat siana, ko menda wojenna w krajach okupo wanych wydała rozporządzenie, że sprzedaż siana w obrębie Królestwa Polskiego, zostającego pod admini stracyą niemiecką, jeit wzbroniona. Kto sprzeda siano handlarzowi, pod le?» grzywnie oż do 600 rubli (1000 marek) a w dodatku siano podlega konfiskatie. Nie wolno także wywo zić siana z jednego powiatu do dru giego, a tem mniej z części niemiec kiej do austryackiej. Natomiast sia no skupuje intendentura niemiecka, płacąc po dwie marki za centnar. Ce na ta obowiązuje jako najwyższa taksa ustanowiona przez władze nie mieckie. Jeszcze o skrępowaniu ruchu. — W poprzedniej korespondencyi do-1 niosłem o rozporządzeniu władz nie mieckich, według którego osobom cy wilnym na całym obszarze Królestwa, zostającym w rękach niemieckich, nie wolno wychodzić na ulicę po godzinie 10 wieczorem i przed godz. 4 rano. Tylko osoby, które otrzymują od władz wojskowych pozwolenie spe— cyalne (Nachtausweiss), mogą wy chodzić z domu. Pozwolenie takie, za które trzeba płacić jedną markę, obowiązuje tylko na jedną noc. Kto przeciw rozporządzeniu wykroczy, te go sąd wojenny ma prawo zasądzić na karę więzienną aż do pięciu lat. Kto by zaś chciał w nocy przeprowadzić przedmioty jakiekolwiek z jednej miejscowości do drugiej, temu przed mioty te konfiskuje się. Rozporzą dzenie to, z rygorem przeprowadza ne i stosowane, ma przeszkodzić szpiegostwu na rzecz armii rosyj— skiej. Niemcy bowiem przeważnie w nocy przesuwają, wojska. Równocześ śnie podetnie ono skrzydła kontra bandzie, uprawianej w rozlicznych formach w pierwszym rzędzie przez pomysłową, ludność żydowską. lY/ynius paszportowy. — Utrzy mujący ścisłe stosunkt z władzami niemieckiemi częstochowski Dzien nik Palski, wydawany przez Adama Napieralskiego z Bytomia, donosi, że w najbliższym czasie ukaże się no we rozporządzenie Hindenburga, za powiadające przymus paszportowy! Każda osoba,która ukończyła 15 rok życia, musi mieć przy sobie paszport wraz z fotografią,, by władze mogły bez trudności zidentyfikować każde go. Landrat po\viatrf częstochowskie go istotnie nawołuje ludność, by zawczasu dała się fotografować, bo z dnieją 1 sierpnia zacznie obowiązy wać ńowe prawo. „Wzorowi obywatele". — Prezy dent policyi łódzkiej von Oppen o głosił pod datą 14 czerwca, że uka rał Israela Gruenbauma z Lodzi, ul. Wolborska 24, grzywną w wysokości 300 mapek, w razie niemożności za płacenia tej sumy, 60 dniami więzie na, ponieważ fałszował margarynę, mieszając do niej wodę i jakieś tłu szcze zwierzęce, a następnie wprowa dził ją na targ i sprzedawał. Nieja kiemu Goldblumowi z Tyszyna wła dze skonfiskowały między innemi 6 ton nafty, którą chciał wywieźć do Lodzi, nie mająę na to pozwolenia. Pod nr. 40 przy ul. Aleksandrow skiej w Lodzi Sucher Rotsteln z za wodu blacharz pędził spirytus ze skrobi ziemniaczanej, którą skupy wał po domach prywatnych. Milicya obywatelska zabrała mu maszyny i gotową już wódkę, jego samego zaś osadziła za kratą. O straszliwem niechlujstwie w sklepach żydowskich· o fałszywych \vagac"h< i miarach u kupców żydowskich, o zamykaniu wskutek tego sklepów albo nakłada niu na nich kar, możnaby codziennie całe szpalty zapisać. Dziwna jest tyl ko jedna przytem rzecz: żydzi nie żalą się na antysemityzm władi nie mieckich. Drofme wiadomości ■/. Łodzi. —— Utrzymywany przy prezydyum poli— ■Ł cyi w Lodzi „urząd pracy'· donosi, że do połowy czerwca nadeszło do Lo dzi 20,000 marek od robotników łódz kich, którzy wyjechali za pracą do Niemiec. Wygląda to tak, jak «dyby Niem cy wyświadczali robotnikom łódzkim dobrodziejstwo. Tymczasem z rozpo rządzenia władz niemieckich wstrzy mano w ostatnich tygodniach szereg przędzalni i tkalni* któro duły zatru dnienie 5000 robotnikom. Ludzie ci nie byliby narażeni na tułactwo, gdy by fabryki mogły być w dalszym cią gu utrzymywane w ruchu. Komitet tanich kuchen otrzymał od poznań skiego komitetu ratunkowego wagon konserw mięsnych. Komitet opieki nad dziatwą szkol ną wydał w kwietniu 104,000 bez płatnych obiadów dzieciom szkolnym, w maju to samo. W Łodzi znajduje się 16,000 żon rezerwistów zaciągnię tych do armii rosyjskiej. Mają one także 5u 00 dzieci poniżej pięciu lat. Na utrzymanie ich centralny komi tet obywatelski łódzki wydał w przy bliżeniu półtora miliona ribli. Z Łowicza. — » Z rozporządzenia władz muszą być w mieście pozamy kane wszystkie sklepy w niedzielę. Na „Kaiser Wilhelm placu" (zapew ne przechrzcono tak jeden z głównych rynków) odsłonięto pomnik z napi sem w języku niemieckim, który w tłomaczeniu polskiem brzmi: Na pa-j miątkę poległych w okolicy Łowicza bohaterów niemieckich i rosyjskich". Wszystkie wozy muszą mieć tabli- j czki w języku niemieckim, na któ rych podane są imię, nazwisko i miej sce zamieszkania właściciela. W mieście grasuje tyfus. Władze z tej przyczyny zakazały sprzedaż wody sodowej. Fabryka wody sodowej zam wnięta. Z Sosnowca. — „Iskra" donosi, że władze zabroniły handlu ulicznego. Wciąż jeszcze wychodzą robotnicy do Niemiec, zwłaszcza do Westfalii i Nadrenii, gdzie dostają pracę w ko j palniach. Górnikom płacą tam po 1 marki dziennie, zwykłym robotnikom po 1.60. Zajęcie ma trwać/3 miesią ce. Swoją drogą ludzie szukają pracy w Niemczech także z innych części Królestwa. Z Częstochowy. — Smutną nad wy raz i wymowną statystykę podaje ko mitet doraźnej pomocy w Częstocho wie. Zwraca się do niego po zapomo gi dziennie 100 do 160 osób. Eezplat nycfo porad lekarskich od 11 maja do 11 czerwca udzielono 420, w ty luż wypadkach udzielono bezpłatnie lekarstw. W 59 wypadkach (w tym samym czasie) lokarze odwiedzili chorych w ich mieszkaniach. W mar cu wydano 71 trumien, w kwietniu 89, w maju 93. Największa śmiertel ność biedaków była w maju. 52 tys. skazanych na śmierć. W Austro - Węgrzech od po czątku wojny do końca marca r. b. rozstrzelano lub powieszono za nieposłuszeństwo i uchylania się od powinności wojskowej 53 tys. żołnierzy, z tych 45 tys. Niemców i Węgrów, 8 zaś tysię cy Słowian. W KENSINGTON, PA., można dostać Dziennik Chicago eki u agenta J. Sowul, 601 — Third a v» 'i, ■ >■ MAPA GALICYi I AUSTRYI DARMO Śliczną mapę Galicyi i Austryi damy darmo każdemu, który się zgłosi do banku naszego do okienka numer 11. Ci którzy mie szkają poza miastem Chicago, niech przyślą 2 centowy znaczek na opłacenie przesyłki, a otrzymają mapę przez pocztę. Nigdy przedtem kurs pieniędzy do Austryi i Rosyi nie był tak nizki jak obecnie. Wysyłamy pieniądze pod gwaran cyą, że takowe nie zginą do Galicyi, do Węgier jako i do niektó rych miejsc w Królestwie Polskiem i na Litwę. W razie gdyby takowe nie mogły być doręczone otrzymacie je z powrotem. Za nim wyślecie pieniądze przez inny bank, zapytajcie się o nasze nizkie ceny. Zawsze załatwiajcie swe sprawy pieniężne przez bank, któ ry Wam daje wszelką gwarancyę. Bank nasz jest pod kontrolą Stanu Illinois, a zasoby nasze wynoszą blizko 6 milionów dolarów. Po wszelkie informacye piszcie do: i PEOPLES STOCK YARDS : STATE BANK \ Depł. C. Ashland Ave. cor. 47-tiiSt. Chicago DOKTOR A. LITVIN 835 MILWAUKEE AVENUE róg EL8TON AVENUE Koszt jest bard ίο mały. ι $1 sa lecze ' nie s medy | cyną włącz. Leczy cnorony mçzczyzu, u»ai i dzieci właenemi medycynami Ztrr··· tpecynlną nff»|| n» wmmIM· Goda lar -wieeŁore» ^.go dnl? We czwartek popołudnia wy. i «ç cale l*cjy choroby «oweee. Telefon Monroe 5T84. * Odwiedza pa pyentów we dnie i w nocy Każdego cza su gdy zażad. | i. Pan;e właścicielu' Polepszyj swoje properta z dobrem! pokryciem farby. Teraz iest dogodna pora i najlepszy plac do kupienia jest u Meyer Da vis & Co. Na<-z lniany olej, terpentyna, i ołów1 są ściśle czyste. Sprzedajemy po najniższych har townych cenach. Lniany olej 60c Terpentyna 0Oc St. Loius Biały ołów czystv 7^c Tapety 3%c i wy*ej Czysta mieszana farba — wszyetkie kolory — niema lepszego j palon po %Ρ I *st\) My dostarczairy wszędzie. Sprubujcie nas i oszczędzicie pieniądze. MEYER DAVIS & CO. lOOtf Milwaukee Ave, Kl i «ko Auuusfca Ul. ZNAKOMITA OFERTA Wierzchy paczek kebo wartości */3c Cały Kupon Wartości ς yac 'S Kupon i wierzch pudelka ma t« tam» warWé Koiaa wymienić za [otówkg luk podarki (Ti oferta koficxj się 30 srtidnU 1915"ł* P. l»rtUard Co., Inc., New York Zal. 1700 DAMSKI PIĘKNY ZEGAREK W BRANSOLETCE DARMO K»ż,1y maże otrzymać ten ρίςκον O wielkośł, nowy zegarek w bransolet ce. d bry wcrk. pozłacana kopert*, ZUPEŁŃIK DARMO. * IK POTRZE. BA ŻADNYCH PIENIĘDZY, nie po trzeba chodzić po domaoh. Ż den bumbu? Coé zupełnie noweiro, które jeszcze nigdy przedtem nie było ofiarowane. Piszcie po o· fertę premii 23 dzisiaj. Sterling Quallty Co. 896 Hroadway, New Tork. CONRAD SEIPP BROWAR I f>IWO BUTELKOWE 27ma ulica i Cottage Grove ave. łMm Ùkm» 730 i 869. CHICAGO. Aug. G. Urbański A.DWOKA.T (His: 414 i 415 Home Bank Budynek Mllwnukce 1 Aahland Λτ·. Mieszkanie: 2X19 THOMAS ULICA. Telefon w of!«ie: Telefon w dotuu MONBOE 3087. HUMBOLDT 8177. PAktykoj· ne wazyatkicb sądach Ualuiv wam whorawach Ku;>na 1 ·-Diat r*alnoicl ι N. L. Piotrowski ! ADWOKAT Praktykuje we ws/yst kich seriach 0/ie: 155 N. Clark ul. narożnik Randolph (Ashland Błock) Pokaj 307, 3<i« piętro. Tal. C tatr al 7071 DR. W. S. SCHRAYER PoliMcl Lekarz 1 Chirurg Ipecyalnie we wszystkich chorobadi mężczyzn, kobiet i dzieci 027 Noble ul. TeL Monroe 1554 Oodtlny oflaowe do 0 rano. oé ι do · vieeaâr Ctoaif do Uri· sau w&żytf numer dom· i wnrltś worMt A* orla*. BBtLLS Mrnmmrial Brlli · S»wUlt,. HtUui Ml r«w<i7 ■■·,»·" i",T't Listy z Podróży / po ziemiach polskich i do Ziemi Świętej w roku 1908 Κ s. Fr. Gordona, C. R. Poprawiona odbitka z D/.iennlkft Cbicavoskteeo i wzbogacona licznemlIlu· straoyatni. TOM I. obejmuje podróż z Chi cago *t du Jafiy I zawiera 244 o piców I 102 iluetracye. Pomiędzy lnr,emi znajdują #i«j tamoplay Ber lina, Wdraża wy, Częitochowy, Krn. kowu, Puzn»nfa, Gniezn·, Byd goszczy, Polskiego Koronowa, WlednU, Kahlenbergu, Krymu, Neapolu, Alekaaudryi, Kairu, i ta. Stron 222. TOM II. obejmuje podróż od przybycia do J«ffy aż do wyjizdu z Jerozolimy i zawiera razrm 216 opirów | 60 llustracyi. Na azcze gólną uwagą zasługuje opia Jero zolimy i miejsc świętych w Jero zolimie, itd. Stron 217. TOM hi. obejmuje pr.dróż od wyjasdu x Jerozolimy at do po wrotu do Chicago I zawiera 87 o pilów I 68 iiuetraoyi. Pomiędzy innymi znajdują iią t-m opiay Nazaretu, D'mtazku, Baal bek, Beyr.Ot, Kuuitaotynjpola, Itd. Stron 168. Wszystkie trzy tomy oprawne w - jedną kaiąikf kosztują tylko SI z opł. przesyłki pocztą $1*10 Nabyd moina w admlniatraoyl Dziennika fliicagoskiego 1455-1457 Weit Dirai on ulica CHICAGO, 1LL | * •îÂLifc.·...·* *·.»*.·