Newspaper Page Text
(DLA „DZIENNIKA CHICAGOSKIEGO".) ' Kilka wydarzeh z czasów mej służby na Filipinach. ■ - « i Stosownie do ftlanów naszych władz wojskowych, których ce lem jest pozyskać systematycz ne i dokładne pomiary wojskowe we ważniejszych wyspach Fili pin, powierzono mi komendę je dnej z mierniczych wypraw w roku 1013. Poinformowano mię, że praca moja potrwa siedm mie sięcy, poczem napowrót zostanę powołany do mego pułku. Zada niem mej pracy było defconać po miarów pewnego obszaru w obrę bie oznaczonych granic, a po Spełnieniu tego zadania, zazwy czaj zajmującego «miesiąc cza su, miano mię zaopalrzyć w ta bor lub transport paranowy za wierający zapasy na miesiąc naj mniej, który miał przeprowadzić mój oddział, obóz i ekwipaż te goż do innego dystryktu do po dobnej pracy. Dostawszy się do przeznaczo nej mi wyprawy, spostrzegłem, że składa się ona z pięciu inży nierów amerykańskich, jakoteż tyluż krajowców z jednego z najucywilizowańszych szczepów filipińskich. Wyprawa była zao patrzoną w zupełności w potrze bne instrumenta, ekwipaż obozo wy itp., a ja natychmiast wzią łem się do pracy. ΛΧΤ n<iełann*on krasił " vi o - przypadło mi w udziale wymie rzyć pewną okolicę wzdłuż wy brzeża północnego Luzonu. Okolica ta oddaloną jest o wiele mil od najbliższej osady cywilizowanej, a zamieszkaną przez dzikie szczepy. Moją par tyę przewieziono na miejsce na holowcu o jakich stu tonach po jemności. Ku końcowi podróży znalazłem się wobec zadania do konania lądowania pośród okoli czności wielce niepomyślnych. Rozkołysane do wysokości sied miu stóp fale biły o poszarpane wysunięte skały wzdłuż całego wybrzeża. Kłopot zwiększał się przez to, że wieczór się zbliżał, a trzeiba było wysadzić na ląd moich ludzi, bagaż i zapasy ży wności przed zapadnięciem no cy, gdyż kolowiec rçic mógł zwle kać z odjazdem, bo potrzebowa no go do innej słtjf^y. Ponadto nigdzie w sąsiedztwie nie było bezpiecznej przystani, a tajfunu (huraganu) można było oczeki wać lada dzień, albowiem pora deszczowa się zbliżała. Nie po zostawało mi nic innego, jak lą dować na każdy sposób i oddać się na los szczęścia. Holowiec nie mógł zbliżyć się do brzegu więcej niż na 250 jar dów z powodu skał. Musiałem przeto dokonać lądowania na łodziach ratunkowych znajdują cych się na holowcu. Lodzie ra tunkowe muszą wymijać skały w morzu uderzającem o wybrze ża 7p straszliwa σ-wałtownościa pośród szumu i gTzmotu równic silnego i przerażającego jak hul< ciężkiej artyleryi. Udać się tc może. jeżeli utrzyma sję łodziv w prostym kącie do grzbietów fal. Rozumie się, że skoro to si^ nie powiedzie, a o jaką łódź u derzy z boku fala, to nastąpi ka tastrofa albo komiczny epizod zt znaczniejszem o wiele· tprawdopo· dobieństwem pierwszej. Z postanowieniem stanow czem: „dokonać lub umrzeć" jak powiadają Anglicy, zabrali śmy się do dzieła. Po mistrzów skich obrotach amatorów pierw sza łódź bezpiecznie strzeliła v piasek nadbrzeżny jaic kula dc celu tarczy, a ja odetchnąłen swobodniej, bo w tej łodzi ja by łem. Drugiej łodzi również tc się powiodło, tak samo i trzeciej Spoglądaliśmy teraz ku ostatnie łodzi ; gdyby jej się udało tak sa ino, to lądowanie byłoby sukce sem kompletnym. Ale tak nie by ło. Wioślarze tam z początki dzielnie się trzymali, ale gdy łódj się zbliżała, ujrzeliśmy, że nie dobrze się dzieje. Xie można by ło otrzymać łodzi w kierunku na leżytym. Pomimo tego zbliżał* się ona coraz więcej ; na bladycł twarzach wiarusów, którzy ni^ kierowali, malowało się stałe, b< haterskie postanowienie^-Na nie szczęście ogromna fala zbliżała się cokolwiek szybciej. Gdyb) tyiko udało się łódź skierować kt fali, to jeszcze wszyscw mugu by się dobrze skończyć, ale ni< stety to było niemożliwe i kol zya była nieuchronną. Spostrzegłszy nieuchronni grożący łos $wój, jeden z wiośle rzy upuścił uriosła, sparaliżows ny trwogą. Drvgi powstał i wy ciągnął ramiona, by wskoczyć d wody,· posta nowi u-szy ratowa drogie swe życie przed nielitc ściwym zamachem zdradzieckie fali. Zaniknąłem oczy. Bytbyr rad, gdybym mógł był zamkną uszy przed krzykami, które na stąpiły. Nastąpił trzask z głu chym łoskotem. Z wahaniem po woli otworzyłem oczy, by spój rzeć na ciała i rozszalałą falę szczątki łodzi. Ujrzałem nato miast: jednego z tych ludzi sie dząoego we wodzie i uśmiechnię tego „jak jjfłupi do sera", a dru giego usiłującego napróżno dc konać sztuki pływania we wodzi sześć cali głębokiej. Olbrzymi; fala wyrzuciła ich na brzeg v taki sposób, jak to uczynił wie loryb z Jonaszem ponad paru ty siącami lat. W taki to sposób hi storya sie powtarza. Lądowani nasze naprawdę nie zakończył* się katastrofą. Gromadka krajowców, któr; obserwowała nasze oryginału morskie koziołki z wielKiem roz bawieniem, teraz szybko rozpie chła się w puszczy, pozostawiają* tylko jednego ze swoich, człowie ka starego, zibyt już starego d< odbywania dalekich podróży. Nr wiedziałem, jakie stanowisko ze chcą zająć wobec nas dzicy; by liśmy jednakowoż doskonale u; brojeni i przygotowani na wszel ką ewentualność. .Noc zapadał; szybko i moi ludzie rączo się za brali do urządzenia naszego ma łegO obozu, przygotowania wie czerzy, zebrania drzewa na roz niecenie ognia i nabrania wody ; pobliskiej rzeki na kawę. Zbli żyłem się wówczas do owego sta rego człowieka, którego krajów cy pozostawili za sobą ucieka jąc. Przygotowywał on sobie wł; śnie posiłek złożony wyłączni ze śJimaków, których na brzegi wielka była obfitość. Człowiel ten, którego natychmiast nazwa łem ^'abuchodonozorem lub ikro tko „Neb", wcale nie zwracał w mnie uwagi i wyłącznie zajęt; był swą wieczerzą. Miałem mnó stwo czasu przyjrzeć się uważ nie nowemu mojemu znajomemi któremu podobnego nigdy do tychczas nie widziałem i zapew ne nigdy więcej nie ujrzę. By nagim jak w dniu, w który η przyszedł na świat i w całem te go słowa znaczeniu takim, ja kim go Bóg stworzył. Mógł mie< lat od θΟ do 115, o ile mogłem o skazie. ^>Kora jego czy tez sKor; na nim była pergaminową i cał; okryta jakoby łuskami podobne mi do rybich ; oczy galaretowate twarz złożona z niezliczonycl zmarszczków. Xie próbuję opi sywać go szczegółowiej. Kiedy do niego mówiłem, od powiadał mi jakiemś krząkaniem przyczem pojawiły się na twarz; nowe zinarszcziki, widocznie o znaczające uśmiech. Powstał tu jednak między nami przyjaźń która też trwać miała przez cał trzy tygodnie, to jest do końc; ' mego pobytu w małym tym o kręgu. Kilka rozsądnie wydzie lonych kawałków chleba i podo r bnej niesłychanej żywności, któ ( rą widział nas spożywających rychło zjednało zaufanie Ncba a za jego pośrednictwem zaufa nie wszystkich krajowców w dy strykcie. Przez następnych par tygodni, mieliśmy dosyć sposo bności do zadowolenia naszej cie kawości odnośnie do nich i ici ciekawości odnośnie do nas. O prsawszy Nefoa, nie potrzebuj' opisywać innych krajowców Prowadzą oni życie takie, ja3c A dam i Ewa w raju zanim Adan skosztował owocu zakazanego wszelkie ich postępki cechuj· brak fałszywej skromności taki jaki niezawodnie charakteryzo | wał pierwszych ich przodków λ owym raju. Nie dostrzegłem u nieh żad nych religijnych obrządków. Ci do ich języka, to słyszałem tylku — . jakieś gardłowe krząkania i nic . więcej. Mieszkania ich stanowią . tylko prymitywne szałasy z ga j łęzi i liści, a wy-stawić je można w przeciąigu godziny. Otóż kraj Ł to dla leniwców. Pracować nie β potrzeba wcale. Żywność znaj duje się na drzewach we formie owoców, w lesie we formie dzi czyzny lub w wodzie we formie ryb. Drzewo na opał znajduje się we wielkiej obfitości wzdłuż wy brzeża, gdzie łaskawe fale łupią je na polanka zupełnie odpowie dnie do domowego użytku. Mi mochodem mógłbym zaznaczyć, że moralność i etyczne uczucia tych ludzi gotówbym uważać za wyższe od naszych, a ich życie za szczęśliwsze. W ciągu mojego tam pobytu wydarzył się wypadek zabawny, który może zainteresuje czytelni ka. Miałem parę ulubionych kur cząt, które wszędzie zabieraliśmy ze sobą, gdziekolwiek przenosi? liśmy masz obóz. Pragnąłem bar L dzo kiedyś spożyć * ze smakiem a te kurczęta, gdy osiągną stoso j wne rozmiary. Łatwo sobie wy . obrazić, że nie szczędziłem ni czego przy ich żywieniu, ażeby utuczyć je jak najprędzej. Trosz t czyłem się o nie bardzo, a ażeby f zawsze pozostawały pod moim osobistym nadzorem, miałem je zawsze uwiązane do kołka moje J go namiotu. Otóż pewnej nocy przebudziłem się usłyszawszy głośną i rozdrażnioną rozmowę t moich żołnierzy filipińskich, ale na razie nie zwróciłem na to większej uwagi. Nazajutrz rano spostrzegłem olbrzymiego węża , rozciągniętego niedaleko mego namiotu. Okazało się, że wąż zbli żył się ubiegłej nocy do kurcząt, a te-narobiły dosyć hałasu, bo filipińscy żołnierze się pobudzi li. Na nieszczęście jednak żołnie ' rze ci nie mogli zdążyć na czas z pomocą a mój wąż połknął kur częta i powróz i wszystko. Nie miał jednakowoż czasu strawić swego posiłku, gdyż został posie ' kany na śmierć .bolosami (dłu— ' gimi nożami) Filipińczyków. Kiedy oglądałem nieżywego wę ł ża, spostrzegłem w jego cielsku ' dwa wielkie garby, z których : każdy osłaniał jedno kurczę poł 1 knięte. Moi Filipińczycy wiedze ni ciekawością i apetytem zajęli się przecinanem węża przy tych garbach. Dokonali tego z wielką zręcznością chirurgiczną i ku ' wielkiej swej uciesze wydobyli ' owe stworzenia dwunogie rodza ju kurcząt. Rozkład jeszcze nie nastąpił i pieszczotki moje wy glądały tylko, jakofoy je kto uto pił w kuble wody. Spostrzegły pożądliwe oczy moich filipin - sfcich towarzyszy, kazałem im wytkopać grób dla moich ulubień ców i pochować je. Polecenie mo je wykonano ze skrupulatną pre cyzyą, ale następnego dnia, kie dy odwiedziłem groby, {znala złem tylko próżną dziurę. Wąż był 35 stóp długi. Kiedy moja praca tam się za kończyła, pewnego pięflcnego po ranku pojawił się ina horyzoncie nasz okręt pędzący pełną siłą pa ry, ażeby nas zabrać do innych widowni pracy i przyjemności Józef £. Barzyńeki. ι Z podróży po Galicyi. » s . (List N. L. Piotrowskiego do „Chicago Herald"). Lwów, 9 października, — iW Galicyi trudno jest przejechać z jednej miejscowości do drugiej, jeżeli się nie posiada pisemnego zezwolenia (Bewilligung) od tak zwanego „Armee Etappen Kora mando" w dystrykcie,W którym się chce podróżować. 'Nie można się dostać do dworca kolejowego ani wydostać z niego bez takiego rodzaju paszportu. Ożyli podróżuje się koleją że lazny, czy w ^utpmobilu, czy w koijaym zaprzęgu, napotyka się wkrótce. żołnierza,.który domaga się pokazania, mu „legitymacyi". Nawet cesarz Wilhelm, flciedy • Cf — , przytył do Krakowa, został w drodze zatrzymany i musiał po kazać swą legitymacyę. We Wiedniu musiałem się po starać o taikię zezwolenie pise mne, ażeby udać się do Krako wa, a nie Ibyło to rzeczą łatwą bo Kraków jest fortecą, a wojna jeszcze się nie zakończyła. Kie^· dy tam się dostałem, otrzymałem na dworcu kolejowym od policyi karteozkę, wedle której brzmie nia wolno mi było pozostać w rvriutuwie usm uni. dcć tej n.cu teczki nie byłbym otrzymał po koju w hoteiii. Na prośbę wnie sioną można otrzymać przedłu żenie czasu. Ażeby udać się do Przemyśla, , trzeba było starać się o nowe „bewilligung" od komendy w Krakowie, a ażeby udać się do Lwowa, nowe takie zezwolenie i od ikomendy tamtego miasta. ·ι Największa zaś trudność w tem, że zabiera zazwyczaj dwa tygodnie czasu, zanim wogóle o trzyma się odpowiedź. Wysłano dwa telegramy do Lwowa, a < tnzy dni pozostawałem ibez od powiedzi. Telegramy te wysłał J komendant Kraikowa. 1 iNie |życząp sobie tracić za 1 wiele czasu na wyczekiwanie, 1 poszedłem za radą komendanta i 1 w międzyczasie zwiedziłem Tar- ι nów, Gorlice i okolice nad Du- i najem i Wisłoką, a dostałem się i aż do Przemyśla, ale dalej jechać nie mogłem. 1 Stamtąd miałem powrócić do i Krakowa i w tym czasie spodzie- i wano się nadejścia dla innie po- : zwolenia do wiania się do Lwo- i wa. c Będąc jednakowoż już w Prze- s myślu, akąd było już tylko 80 mil j do Lwowa, nie życzyłem sobie powracać do Krakowa, by potem ί tą samą koleją znowu jechać <lo i Lwowa. Postanowiłem jechać do i Lwowa, nie powracając do Kra- < kowa. Na telegram wysłany na 1 moje życeenie przez starostę, najwyższego urzędnika cywilne- ^ £0 w Przemyślu, nadeszła odpo- ι wiedź, by paszport mój wysłano najprzód do Lwowa. 1 Powiedziano mi, że upłynie nie ι mniej niż dwa tygodnie, zanim otrzymam mój (paszport napo- c wrót i że może wcale nie otrzy mam Jbewilligung", gdyż dc Lwowa .pozwalają udawać się tylko osobom mającym sipełnic jakiś obowiązek wojskowy lut rządowy. Rozumie się, ze takim nie mogłem się wykazać. Nie chcia łem jednak od zamiaru odstąpić, Udałem się do samego generała Stowassera, który jest komendan tem w Przemyślu i przedstawi łem mu moje kłopoty. J. E. ks. Biskup przemyski Pelczar udał się ze mną i przedstawił mię. Po mogło mi to niezmiernie. Generał bardzo był uprzejmy i widocznie pragnął mi dopomódz. Na nieszczęście nie mógł mi dać takiego zezwiolenia. Zatelefono wał jednak do komendanta lwo wskiego i wytłómaczył mu po łożenie. Nadeszła odpowiedź, ż-e po zwolenie mogę otrzymać, i ak trzeba przedewszystkiem wysłać mój ipasaport do Lwowa, gdyż „bewilligung" musi na nim być nastemiplowane. Nie rad byłem jednaklowoż rozłączać się z moim paszportem, be^z niego bowiem byłem bezradny i może naraża fem się na aresztowanie, jako po dejrzany o szpiegostwo. '· Proponowałem tedy generało wi, ażeby mię wysłał do Lwowa do Etappen Kommando jaJko po słańca z moim paszportem. Powiedział, że tego uczynić nie może, ale podało mu 4to myśl, która nareszcie rozwiązała trud nosć. Wysiaf oncera automooi lem wojskowym i ja towarzyszy łem oficerowi. Kiedy przybyliśmy do Lwowa, ia pozostałem w automobilu, a o ficer wszedł do komendy z mo im paszportem, na którym „be willigung" następlowano. Pasz port ten mi wręczył i odtąd wolno ni było 'bawić we Lwowie. AV ciąg-u podróży z Przemy ka do Lwowa byłem teoretycz iie więźniem pod strażą tego o 'icera, ale kajdanek mi nie nało żono. ... Najlepszą rzeczą było to, że )ociąg kolejowy przebywa zwy cle podróż z Przemyśla do Lwo va w czterech godzinach, a w o Decnych czasach nieraz potrze >uje na to, sześć do ośmiu go— Izin, a w automobilu przebyli imy tę drogę w ipółtrzeciej godzi ły. Ważniejszą jeszcze rzeczą by o, że jechaliśmy głównym go ścińcem, po którym armia rosyj ska się cofała i przy którym ro-| :egrało się kilka wielkich bitew, łyskałem przeto sposobność wi Izieć te okolice, czego pragnąłeih l czego nie mógłbym osiągnąć >odróżując koleją. Przytem zaś byłem w towarzy twie oficera, totóry mógł mi opi iać cofanie się armii rosyjskiej różnie potycziki staczane wzdłuż Irogi. Sprzyjało mi przeto wiel :ie szczęście. Poranka tego deszcz padał. Właściwie padał deszcz całą noc, le kiedy wybraliśmy się w dro [ę, zaczął dąć wiatr, który roz troszył chmury. Towarzyszący ni oficer był Polakiem i mieli my bardzo przyjemną i zajmują ą rozmowę. Okolica pomiędzy Przemyślem ! a Lwowem jest płaską, a drog* jest w dobrym stosunkowo sta nie, skoro się zważy wypadki, ja kie nieda.wno tu się rozegrały. Wkrótce po wyjeździe z miasta, przejeżdżaliśmy koło dwu for tów ziburzonych. Austryacy po burzyli wszystkie forty, zanim miasto poddali Rosyanom. Powiedziano mi, że w dniu, kiedy wysadzano forty w powie trze, polecono wszystkim miesz kańcom opuścić mieszkania o pewnej godzinie i zgromadzać się na /pewnych otwartych miej scach, gdyż obawiano się, . że ■wstrząinienie powietrza spowo dowane wysadzaniem, spowodu je może zburzenie jakich budyn ków, przez co życie mieszkańców byłoby narażone. Zabrało półtorej godziny czasu wysadzanie w (powietrze wszyst kich fortów, wstrząśnienia też były straszne, ale groźnych szkód innych nie zrządzono i tylko za trzęsły się wszystkie szyby, no i nerwy mieszkańców. Cofanie się Rosyan nie było bezładną ucieczką. W rzeczy sa mej zatrzymywali się oni kilka razy i kilka razy usiłowali za trzymać w pochodzie Austrya ków i Niemców, którzy ich ści gali. . Pierwszem miejscem, w któ 1 rem odbyła się taka potyczka na wschód od Przemyśla, było mia sto Mościska. Miasto to przed stawia się obecnie, jakoby w niem było trzęsienie ziemi i wiel ki pożar. \71 o rł o 1 o \rr\ nfomłn/4 inii/4nie cî/» - ——-w **—*""8^ w*r miasto Sądowa Wisznia, gdzie rozegrała się również bitwa po między obu armiami, a miasto uległo podobnemu losowi. Gródek, miasto liczące około 7,000 mieszkańców, 20 mil na za chód od Lwowa, bardzo przykry przedstawia widok. Na głównej ulicy, która bardzo "jest długą, ani jeden dom całym nie pozo stał. Ocalało tylko kilka domów na przedmieściach. . W dniu, Ikiedy-śmy tamtędy (przejeżdżali, musiał być jarmark w tem mieście, gdyż były w niem tłumy ludzi i oryginalry widok przedstawiały. • Mnóstwo było kobiet w różno barwnych spódnicach, gorsetich i chustach na głowach, a każda z nich miała w ręku koszyk albo jakiś tłómoczek. Przeważał kolor czerwony i wszystko to wyglądało dosyć wesoło, tylko, że tyle tych ludzi było boso. iNa ten widok dreszci mię przejmował, gdyż dosyć by ło zimno. Ale cena obówia je*t tu bardzo wysoka —τ co najmniej dwa razy wyższa, aniżeli w A meryce. Z tego powodu ludzie tu chodzą boso; dzieje się to z po trzeby, a nie z upodobania. Byli także i mężczyźni w dłu gich białych koszulach w miejsce surdutów i w innej odzieży tru dnej do opisania. Byli też i ży dzi w swych długich chałatach, z długicmi brodami i pejsami, którzy stali przy swych domach pozbawionych dachów i częścio wo ipoburzonych. Wszyscy pa - trzyli na nas przejeżdżających z wielką ciekąwośc/ą. Być może, że zwracał ich uwagę .człowiek cywilny w towarzystwie żołnie rza. Po obu stronach gościńca kraj poryty jest okopami. Olbrzymio wiele pracy będzie potrzeba, by to wyrównać i rolę uczynić podat ną do pługa «i zasiewów.'A do pracy niema nikogo, prócz kobiet. Pozostało mało koni i dlatego Vi αν ii uuiiu. ¥¥ lUiUillCIll Mdrtd 65 letniego, który rydlem rozko- ι pał trzy akry ziemi. Ale patrzeć na to, jak kobiety pracują na polu pośród zimnego lejącego deszczu, podczas g.ly dzieci chodzą za niemi, bolesne nadzwyczaj «/prawia wrażenie. Gdzie sypiają i co jedzą? iNiewiastv to, które wy dały na świat synów i wycho wały ich na to, by ich wysłać na ogień armatni. Taką z nich mają pociechę w starości 1 PODZIĘKOWANIE. Serdeczne „Bóg zapłać" zasy łamy X. Drzewieckiemu, organi ście Wiedemanowi i wszystkim którzy upiększyli pogrzeb żony mojej ś. p. Anny Kłosowskiej. W smutk pogrążeni: Jan Kłosowski, mąż, wraz z rodziną. TTIoitraej· naïplfknlejm 1 w n*]« witku Tm dobory podaje WillM· tuκ chig*qoskl vEW^lî - ιΊίιΑί lifiii" IjlńOfnlWIiifl " tvrV'K|l Much obliged ΤrOH DŁ JOB Massa . TbMPSiN e! f You're τη ε onlv True American I KNOW OF ! f 0Nie znam radnego innego rodowitego Am«Kykanma)_J RAUT PRASY. Dzisiaj w sali Zjednoczenia po południu odłbywa się generalna próba ^Żywego Dziennika" jaiki zostanie przedstawiany na Rau cie Prasy, jutro we środę, igo grudnia ; początek o godz. 8:3ο wieczorem. Raut-ten jest pierw szą tego rodzaju zabawą, urządzo ną w Polonii tutejszej — jak rów nież po raz pierwszy urządzo nym będzie ów Dziennik Żywy, uzasadnione budzący zaintereso wanie, a w którym udział przy jęli dziennikarze trzech głów nych pism codziennych polskich w mieście naszera i kilku pism tygodniowych. Oprócz żywego Dziennika — zapowiedzianym jest długi szereg niespodzianek i wspaniały program prawdziwie artystycznych produkcyi. Sala •będzie udekorowana gazetami polski emi, a znajdować się na ' niej będą pawilony i kioski o zdobne. Jak wiadomo, cały do chód przeznaczony jest na cel funduszów, zbieranych na ofiary wojny w Ojczyźnie, równie prze to ów cel wzniosły, jak i sama nowość zabawy prasowej powin na ściągnąć tłumy publiczności do Sali Zjednoczenia. Zresztą, jak słyszymy, zabawa zapowiada ' się istotnie świetnie, znaczna lkrziba bile-bów wetępu już roz sprzedana — sukces przeto zdaje się będzie zupełny. IISTY Ml PniWIF w· ■ ι«η ■ WiiWiki NU·] podajoi; UtMfBiar ipM Bet&w, które dl* feraJra adreea, Albo c powodu nlowyrofaefo łub tet b*$ù ftio napisanego *dr«aa, aie mody byi darçcso&e wUOdwym osobom. Po Uety te ertosló tl« trmob* w »łedmto An Uch po lob ogtoesenlo w bomym „Drionnlko", Odetanraó )e motoe tyt ko m fttwnej pocecie w ftródmiet dm, norotnlk alto A (terno, Clark, portom l Jackson; treebo tai po· Boć Moi<kowl numer lUtm, oby «tłb M< al«9OtrMb0f owłokl I lifWM» 1806 Au/guetyn Józef; 1807 Ba biarz Jakób 1808 Babiarz Adam; 1809 Babiarz Józef; 1810 Babcrew , « 9 eka Paulina; 1811 Backo Salomea; 1812 Bachowekl Franz; 1813 Bader Rudolf; 1814 Babils Charles; 1816 Baluta Józef; 1818 Bardon Stani sław; 1819 Barzyck Michał; 1820 Barcau ά.; 1821 Bartman Katarzyna; 1822 Barzcdowski Stefan; 1823 Ba rak Jan; 1824 Bartman Józef; 1826 Bebnoeka Wiktorya; 1827 Bednarz Andrzej; 1828 Bergmanna Louisa; 1830 Bernacka Marya; 1831 Barzedi Paul; 1832 Bielonda Nellie; 1833 Bieniek Wojciech; 1834 Bies Grze gorz; 1836 Biestek Zofia; 1836 Bin der Józef; 1839 Bloniarz Anna; 1840 Blaszczeńskl LSefan; 1841 Bo gacz Weronika 2; 1842 Bogacz Franciszek; 1846 Brandie Maryu; 1847 Braknie Joseph; 1848 Bregia Michał; 1860 Broderik Jan; 1862 Brzoskwinia Władysław; 1863 Bro zynia Władysław; 1864 Brykayla Lu ety na; 1866 Brzychur Marya; 1866 Buczek Katarzyna; 1867 Budnik Franciszek; 1868 Budzioch Jan; 1860 Bulicek Józef; 1861 Bora Wik torya; 1862 Burus Elizabeth; 186'J Burinn Marie; 1864 Burmaino Zofia; 1865 Camelewski Teofila; 1866 Cap Jerzy; 1867 Capecz Julian; 1868 Ce sarz Józef; 1871 Chebda Stefania; 1872 Chmiciowna Anna; 1873 Chry iin Kazmierz; 1874 Chyle Stan.; 1876 Ciopocha Agata; 1876 Clcholaa Józef; 1877 Ciula Katarzyna; 1878 Dielek Anna; 1879 Clauer Max 2; 1880 Ciajda Franciszek; 1881 Cmoel sa Matt.; 1883 Czachor Agnieszka; 1884 Czachara Zofia; 1885 Czekal ski Ludwik; 1886 Czekański Ludwik 188 Czmilewska Teofila; 1888 Czo jnyka Anna; 1889 Dąbrowską Auna; 1890 Daca Michalina; 1892 Danila Mr. 1893 Darociak Marya; 1895 L)a iynski Zygmunt; 1896 Depta Maryan la; 1897 Depta Jan; 1898 Deska Au ;ust; 1901 Domalik Andrzej; 190 Oresar Tony; 190*3 Drelicharz Jen IrzeJ; 1904 Drozdo Jan; 1905 Du Iziak Józef; 1906 Dudzik Józef; L907 Dzadow Paul; 1908 Dzwi^on Franciszek; 1910 Eilek Frank; 1915 ragac Franciszek; 1916 Fasowski Wiktor; 1918 Fefara Karolina; 19*22 •Metko Tomasz; 1923 Fietko Agmie aka; 1924 Figura Eleonora; 1925 <"ijak Jan; 1926 Filosek Marya; .927 Flader Andrzoj; 1928 Frank4el 1929 Frendzel B.; 1932 miel Aarcin; 1933 Gacek Jan; 1934 Gaen □an J.; 1926 GaiHk Agata; 1938 Ga trel Stefan; 1939 Gawryz Jan; 1940 ïatfbary Jan; 1941 Golbaim Mr. 943 Gtelenik Zygmunt; 1944 Gie ut Fie>tro; 1945 Ginczer Anton; 947 Gloka Ewa; 1948 Glab Sophia; 949 Glazar Ignacy; 1950 Gluezak an; 1951 Godowski Piotr; 1952 Go lowska Katarzyna; 1953 Go lak Mi an; 1954 Goloeiansia Marya; 1966 rolkoueka Merya; 1959 Golą-b Bła ej; 1960 Goł&b Józef 2; 1962 Gro towski Stanisław; 1963 Grab Józefa 964 Grechalowna MaTyan; 1966 Irodzien Jan; 197 Grzywna Wtn enty;T1968 Grzonda Piotr; » 1970 Uwrllla Mikę; 1971 Heeht Simon; mm