Newspaper Page Text
WALIGÓRA. POWIEŚĆ HISTORYCZNA z czasów Leszka Białego — przez — J. Ł KraiMwtklega (Ciąg dalszy.) — Świadectwo niewiasty — mówił powoli, k**dy wyraz wymawiając z przyciskiem Adalbert — świadectwo niewiasty przed sądem nic nie zna czy. Wszystkie prawa są w tem zgodne: pan· dekty, decretalia, Gracyan, os aurem codices i pra wa Longobardów. Ułomna istota porusza się pod władzą chwilowego uczucia namiętności, nie waży w sobie nic, idzie za popędem ; więc, cho ciażby poprzysięgła, iż Odrowąż ów nie winien jest, my na to zważać nie możemy. — Na cóż tu świadectwa, przysięgi i dowo dów? — przerwał Herman. — Schwytany na u czynku! Chociażby, jak przynależy, stawił świad ków dziewięciu dla oczyszczenia się, co świadko wie pneciw oczywistości? Stary zaś widać tak Jest przekonany, iż na swą obronę nic powiedzieć nie potraii, że nawet ust nie otwiera, jakby o nitmiał. Sędzia i podsędzia patrzyli na mówiącego Hermana prolokutora z ciekawością wytężoną. — Siostra Anna, osoba poważna, — dodał — powiada, że w podróży po owem przybyciu na ra tunek od łotrzyków, stary ciągle z jej towarzy szką był w rozmowie, często pół cichej. Zastała kh, wracając z kościółka. Dziewica Bianka cią gle ku niemu zwracała głowę, dając znaki poro zumienia. — Lecz czcigodny prolokutorze — przerwał fwiwo Gerwart podsędzia — jeżeli świadectwo niewiasty nic nie waży, toć i słowa siostry Anny w rachtmek wchodzić nie mogą. · Uśmiechnął się złośliwie nieco mistrz Adal; bert i podniósł rękę do góry. — Rozróżnić potrzeba — rzekł — świadectwo j ©setoy, która przez śluby, Bogu złożone, nabiera charakteru poważniejszego, od dziewicy, którą za współwinną uważać trzeba. — Zatem — odezwał się Gerwart, obracając * pytaniem do sędziego — onaby też musiała być ekaraną ? Sędzia znowu musiał uśmiechnąć się z tej lo giki trochę za żywej. — Nie mamy prawa karania osób już ponie kąd do juryśdyiccyi duchownej należących — Γζφ. -- Wprawdzie owa Bianka nie jest jeszcze zakonnicą, lecz gdy Ducissa nasza do tego stanu ją przeznaczyła, zatem wychodzi z pod władzy na szej. milz-łinio nrT^rwal - ;r" " -1 nie zdawano śpieszyć. — Wyznaję w pokorze ducha — odezwał się (podsędria, patrząc na swego nauczyciela — że sprawa ta cała ciemną jest dla mnie. Człowiek podżyły, prawie stary o którym powszechne mnie manie jest, iż nigdy namiętnościom się nie dał po wodować i od owdowienia żony nawet nie pojął, nagîe dający się takiej pożądliwośco owładnąć, bez względu na osobę, czas, miejsce... — Cóż tu niepojętego! — zawołał, porusza jąc się Adalbert. — Tysiące mamy przykładów, iż starcy w namiętnościach swych najsprośniejsi są. Przypomnij sobie historyę niewinnej Zuzan ny... — Wszystko to jasne, oczywiste i dowodów niepotrzebujące — zawołał, głos podnosząc, Her- ! man prolokutor. — W drodze już zawiązuje się •tosun*4c występny, następuje pewnie zmowa. Płocha niewiasta dostatkami i nadzieją swobody trwieść się daje. Mszczuj przedłuża pobyt swój na dworze, wybiera chwile, gdy księcia niema, I na zamek się wkrada, wślizga ai do komnat nie wieścich, wyjeżdża w nocy pośpiesznie, ucieka... Raptus jest i violentia oczywista... — Jeżeli za zgodą owej niewiasty — przer wał Gerwart — więc gdzież jest violentia? ; Sędzia powstał groźno·.. — Violentia, gwałt — zawołał — zachodzi za wsze, choćby na umyśle słabej istocie był zadany. Gwałtem są obietnice, ofiary, słowa, namowy .. Niewiasta się daje porwać, otumanić, usidlić... Jako wąż oczyma, ofiarę swą ten człowiek znęcał i przy musił do posłuszeństwa. Była fastinatio dia bolit Podsedzia umilkł — Zwarzajcie— dorzucił — Herman, — że fcen człek chciał dwór naszego księcia, ze świąto bliwości słynący, zbeszcześcić przez nienawiść przciwko teutonom, z ktąrą się nie krył. Raptus i w tera, że gdy ludzie książęcy nadbiegli, porwał : sL na nich do broni, dwu zabił, a kilku okaleczył. Tego jdnegc dosyć, aby go na śmierć sądzić: ząb za ząb, głowa za głowę! — Ale-by się mógł grzywnami okupić — wtrącił Gerwart. — Wszakci wedle praw tutecz nydh za zabójstwo na publicznej drodee i zła manie miru cztery grzywny i pięćdziesiąt grzy wien. Rycerskiego pochodzenia człowiek, a po bici — knechty są. — Wy bo winnych jakbyście bronić chcieli —- odezwał się Herman z wymówką. — Nie nasza to rzecz oczyszczać! Głos publiczny na całym dworze domaga się przykładnej kary. — Causa gravis enormis! — przerwał z po wagą Adalbert, c-N ***- ' · v ·-TAvnrta, któ ry Ciekawe oczy wlepione weń trzymał — cau sa enormis ! Zawierzysz mnie, młodzieńcze, mnie, co mam nietylko doświadczenie lat mnogich, a lem naukę czerpał tam, gdzie każdy wypadek wy kładano, przechodząc przez castra brocarda, quae stiones i głosy, że tu chcieć wvbieliô ·· > toby niegodziwością i występkiem równym niemal temu, jaki ten człowiek, od Boga odrzucony, po pełnił. Gerwart skłonił głowę. - — Rzekł on sławny jurysta włoski amis ae quum qia aeqirum quod non fuit aequum — dodał Adalbert — a gdybyśmy rzekli, że ten człokwiek śmierci nie wart, •gorzej, niż, niż konia-byśmy stra cili, bo powagę naszą. — Ja zawsze trzymam — przewał gwałtow nie Herman, ręką uderzając o stół — że lepiej jest, aby niewinny został ukarany, niżby winny uszedł kary. Niewinny na tamtym świecie znajdzie na grodę, życie postrada doczesne, a wieczne kupi ; winny zaś. srdv uniknie stryczka lub topora, rad, że mu bezkarnie uszło, brnie dalej w nieprawoś ciach. — Zasada bardzo słuszna i sprawiedliwa — odezwał się Adalbert. — litość nie naszą rzeczą, myśmy ramieniem sprawiedliwości, której godłem miecz. — Τ szala, jeśli się nie mylę — pokornie do rzucił Gerwart. — Tak — -zawołał Adalbert, — ale szala na to jest. aby ważyła karę, nie żeby ją usunęła. Na szali ważym, czy ściąć, powiesić, kołem bić lub ćwiartować· To tłumaczenie wagi w rękach sprawiedliwości przyjął młody Gerwart z uwielbieniem dla swego nauczyciela. — Cóż mówi książę? — odezwał się ciszej A dalbert, do .Hermana się zwracając. — Zdaje mi się, że i jego wolą jest. aby win.ny pokutował. — Xiema wątpliwości! — krzyknął prolokutor — książę oburzony, bo widział we łzach księżnę, która nigdy nie płacze. Cóż rzekną lud sztorach naszych i osobach Bogu poświęconych, gdy się rozejdzie wieść, że z nich tak łatwo uprowa dzają dziewice? — Ta jeszcze nic była w klasztorze — mruk nął Gerwart. Zżymnął ramionami Adalbert. — Tak jakby już w nim była — odparł nie cierpliwie. — świadkowie są mnodzy na to, że gdy księżna po nią przybyła, ze łzami poklękła iprzed nią i z radości omdlała, gdy jej o przeznaczeniu do szczęśliwości zakonnej oznajmiła. ślubowała więc już myślą i usty, dziękując świętej naszej Ducissie. — Poczem zachorowała — rzekł podsędzia. — A ta choroba właśnie jest mi podejrzaną — odparł sędzia — czyli w niej maleficium, czar, zadanie jakie, napój przeklęty nie zachodzi. Ma ją starcy zepsuci likwory i ekstrakta swoje, któ rtmi szatańskich sztuk dokazują. Mówili tak zwolna/ gdy uchyliły się drzwi i wszedł Peregrynus, przyjaciel a sługa książęcy. — Jeżelibyście relacyi tej niewiasty wysłuchać chcieli — odezwał się — nim do Trzebnicy odje dzie, możecie ją teraz wezwać, księżna zgadza się na to. Siostra ją tu przywiedzie. «— Po co? — rzekł gwałtownie, aie z usza· nowaniem dla Peregryna Herman. — Wszystko tu jak na dłoni, wątpliwości żadnej. — Tak przerwał, nakazując mu milczenie. A dafbert — dla nas niema wątpliwości, ale prze słuchanie współwinnej, czy też ofiary jego lubicż ności, zda mi się zgodnem z obyczajem sądowym. Lepiej nadto, niż za mało. Rozkażcie, aby przy szła. Peregryn dosyć obojętnie skłonił głową. — Cóż książę? — szepnął sędzia — Trudno mi zrozumieć go — cicho odez wał siłę Niemiec· — Zda się chwilami wahać. Ro dzony brat nader świątobliwego męża... — Tysiące mamy przykładów nietylko bra:i świątobliwych, będących występnymi, lecz d:ieci rodziców świętych, kalających się zbrodnią — pod chwycił Adalbert. — Na dworze królewskim uczyni to niemiłe wrażenie — rzekł Peregryn. — Jakto? podniesie sławę naszą! — za wołał Adalbert, — bo nie słabość i pobłażliwość gruntuje cnotę, ale surowość. Peregrvn zamilkł, szepnął coś sędziemu, któ- | ry względem niego stawił się ze swą całą powagą i kiwnięciem głowy odpowiedział, poczem oddalił się W izbie panowało mliczenie. Herman wy szedł, aby -kazać rozniecić światło. Sędzia i pod sędzia siedzieli w zamyśleniu. Drzwi się otwar łu i wiodąc za rękę Biankę, weszła siostra Anna. W twarzy sieroty, na której widoczne były ślady łez palących, malowało się rozdrażnienie, do rozpaczy prawie dochodzącej. Szła, krzyżyk trzy mając w ręku, oczy to nań spuszczając, to podno sząc rozognione na sędziów. IFcrman slanął z boku. Adalbert surowszą jeszcze iprzybrał postawę, Gerwart z ciekawością niezmierna. rej tderyć nie umiał, wpatrywał się w sierotę- Sio stra Anna była wzburzona i niesjokojna. Wio dąc za rękę Biankę, szeptała jej coś ciągle do u· cha. czego ona nie zdawała się słyszeć nawet. Szła aż do stołu i tu zatrzymawszy się nagle, podniosła w białych rękach krucifiks do góry. — Mów — odezwał się Adalbert nakazująco, — mów, a pomnij, że masz przed sobą nietylko sędziów ziemskich, ale i wiekuistego sędziego, któ ry nas słucha. Chwilę trwało milczenie, Bianka patrzyła na krzyż ciągle. — Na tego Chrystusa ukrzyżowanego, które go wizerunek trzymam w grzesznych rękach moich — odezwała się głosem, w którym słychać było łkanie stłumione — przysięgam wam, ten człowiek jest niewinny ! Tam winna!.·. Głosu jej zabrakło. Siostra Anna wzdrygnę ła się ; Herman, stojący w kącie, rzucił się tak, że go słychać było nogami bijącego o podłogę. Λ dalbert zżymnął się, jednemu Gerwartowi oczy za błysły jakby radością. (Ciąg dalszy nastąpi.) Ç Κ. DICKENS. Η KLUB PICKWICKA S ι·> Ifc rtf A û y v"V vT" 0 ft Przetłomaczyl z Angielskiego W β WŁODZIMIERZ GÓRSKI. δ (Ciąg daleiy.) —. Ja ją, panic, uwzględniam ; opowiedziałem jej, av jakiem znajduję się położeniu i ona przyrze kła mi czekać. Spodziewani się, że dotrzyma słowa; gdyby nic dotrzymała, to nic byłaby kobietą, ja kiej mi potrzeba; a w takim razie nie będzie czego żałować. Pan znasz mię dobrze; jc-stcm zdccydo-wa nv i nic nic zmieni mego postanowienia. •Któżby miał serce występować przeciw takie mu rozumowaniu? 'Bezinteresowne przywiązanie tych dwóch skromnych przyjaciół napełniało w tej chwili pana Pickwicka większą dumą i rozkoszą, a niżeli dziesięć tysięcy oświadczeń najznakomit szych osób w świecie. Podczas gdy ta rozmowa miała miejsce w po koju pana Pickwicka, mały w tabaczkowym fraku staruszek, za którym służący niósł walizę, zatrzy mał się przy drzwiach oberży. Kazawszy sobie dać osobny pokój, zapytał garsona, czy nie znajduje się w tym domu niejaka .patii Winkle; a gdy mu po wiedziano, że tak jest, .zapytał znowu, czy można ją widzieć. — Sądzę, żc można—odrzekł garson. — Mogę zresztą spytać o to jej służącej, jeżeli... — Nie, nie potrzeba — przerwał żywo staru szek. Zaprowadź mię do jej pokoju,, nic anonsując. — Ależ panie!—zawołał garson. — Czyś głuchy? ·'" ■·*; j( — Nie, panie! — A więc zaprowadź mię do pokoju pani Win kie. Wydając ten rozkaz, staruszek wsunął garso nowi w rękę pięć szylingów i bystro spojrzał mu w oczy. —· Doprawdy, panic, nie wiem... — No, w końcu zrobisz tak, jak ja chcę; wiec nie traćmy czasu. W mowie starca było tyle stanowczości, iż gar son poprowadził go, nie dodając ani słowa. Stanąwszy przed wskazanemi drzwiami, staru szek zapukał. — Proszę — odpowiedziała na to Arabella. — Hm! wcale miły głos; ale to nic jeszcze. To mówiąc, otworzył drzwi i wszedł. Arabella, ujrzawszy nieznajomą sobie osobę, zmieszała się; r.lc w zmieszaniu tem było bardzo wiele wdzięku. — Pani Wnikle? — zapytał staruszek. Arabella skinęła głową. — Która wyszła zamąż za Nataniela Winkle, syna kupca z Birminghamu, — mówił dalej nie znajomy, przypatrując się tej z wielkiem zajęciem. Arabella znowu skinęła głową i z niespokojtio ścią spojrzała dokoła, jakby chcąc kogo przywołać. — Widzę, że moja wizyta panią dziwi — rzekł starv. — Przyznam się, że tak jest—odpowiedziała młoda kobieta. — Pozwoli pani, że wezmę sobie krzesło — rzekł nieznajomy, siadając i najspokojniej wyjmu jąc z kieszeni okulary. — Pani mię nie zna? — mó wił dalej., wpatrując się w nią tak uważnie, iż poczęła się trwożyć. . — Nie, panie — odrzekła ze strachem. — Tak—rzekł stary, lekko kołysząc nogą.—Pa ni nie możesz mię znać. Ale pani znasz moje naz wisko. ' — Tak pan sądzi?—odpowiedziała Arabella, drżąc cała.—Czy zechce pan przypomnieć mi je? — Zaraz, ipani, zaraz — odpowiedział niezna jomy, letóry jeszcze nie odwrócił oczu od jej twarzy. —Pani niedawno wyszła zamąż? — Tak, panie—rzekła Arabella bardzo cicho. — Nie przedstawiwszy mężowi swemu, iż wy pada najprzód uwiadomić o tem ojca jego, od któ rego całkiem zależy. Arabella przyłożyła chustkę do oczu. — Nie postarawszy się nawet o to„ by się jaką boczną drogą wywiedzieć, co myśli stary o tak waż nej dla niego rzeczy. — Temu nie mogę zaprzeczyć. — I nie będąc ze swej strony w stanie zapewnić mężowi takiego przynajmniej wynagrodzenia, ja kiego zrzekał się, biorąc żonę nie według wyboru ojca? Młodzież nazywa to przywiązaniem bezintc resownem, aż dopóki nie przyjdą dzieci. Arabella gorzko płakała. — To źle, bardzo źle — zaczął znowu stary, ale już łagodniejszym tonem — to bardzo źle. To za romansowo, bez wyrachowania ; to głupio. — Ja tylko sama jestem temu winna — odrze kła biedna kobieta. — Ba! sądzę, żeś pani temu nic winna, że on się w niej zakochał... Ale zresztą—dodał niezna jomy, wpatrując się w Arabcllę—i on nic bardzo winien... bo jatkże oprzeć się... Ten komplement i łagodny ton starca dodały r.icco otuchy Arabelli, i uśmiechnęła się. — Gdzie jest mąż pani ? — zapytał nag»lc stary, chcąc ukryć uśmiech, który rozjaśnił własną twarz I jego. — Spodziewam go się co chwila. Namówiłam męża, by przeszedł się cokohviek, gdyż martwi się bardzo tem, że nie ma wiadomości od ojca. — A, dobrze mu tak! Zaledwie wymówił te wyrazy, gdy w korytarzu dały się słyszeć kroki, które zdawało się iż Arabella ; i nieznajomy poznali odrazu. Staruszek zbladł. W ι tej chwili wszedł pan Winkle. i — Mój .ojciec! — zawołał, cofając się. — A tak, ojciec !—odrzeikł stary. — No, co teraz będzie? Pan Winkle milczał. — Sądzę, że wstydzisz się swego postępowania? Pan Winkle jeszcze nic nie powiedział. — Czy wstydzisz się swego postępowania? — powtórzył stary. — Odpowiadaj : tak, czy nic ? — Nre, ojcze—odrzekł pan Winklc, obejmując Ara-bellç— nie wsfydzç s»Ç za siebie ani za moją żonę. —Doprawdy?! — zawołał starzec z ironią. — Przykro mi, że może osłabiłem życzliwość! ojca dla mnie, ale muszę powiedzieć zarazem, iż nie; mam powodów do wstydzenia się mego wyboru» tak ; jak ojciec nie może mieć (powodu wstydzić się takiej j synowej. — Daj mi rękę, Natanielu — rzekł stary wzru-j szonym głosem.—A ty, ty, chodź, niech cię uścis kam, mój aniele, bo, pomimo wszystkiego, śliczna! z ciebie synowa. Wikrótce potem pan Winkle poszedł do pana ! Pickwicka i przedstawił go swemu ojcu. — Panie Pickwick—rzekł starzec z otwartością! i bez ceremonii—serdecznie panu dziękuję za jego względy dla mego syna. Jestem żywego charakteru, I a gdyś pan był u mnie, byłem przytem zirytowany, j Czy mam teraz przeprosić pana? i — O! bynajmniej ! .gdyż obecnie zrobiłeś pani to, czego właśnie brakowało do mego szczęścia. Nastąpiły długie ściskania rąk i wzajemne kom plementy, które miały tę szczególną i rzadką zaletę iż były szczere. o Sam z całym szacunkiem odprowadził swego ojca do oberży pod Dziką Dziewczyną. Powracając stamtąd, spotkał na dziedzińcu hotelowym pyzatego chłopca, który z wielkiem zadowoleniem oblizywał się po smacznym obiedzie z Mary. — Słuchaj-no pan, panie Samuelu! — zawołał na Sama młody fenomen, na ten raz szczególnie us posobiony do rozmowy — prawda, że Mary to prze śliczna dziewczyna, co? Co pan powiesz na to, że ogniście zakochałem się w niej. | Sam nie dał słownej odpowiedzi, ale nadzwy czaj zdziwiony tern, co usłyszał, zrazu wpatrywał się ostro w oczy pyzatego chłopca około minuty; potem wziął go za kołnierz, poprowadził aż do regu f ulicy, kopnął kolanem w sposób niewinny i cercmo- . nialny, poczerń, pogwizdując, powrócił do hotelu. o ROZDZIAŁ XT. W którym klub Pickwicka zostaje rozwiązany i wszystko się kończy ku zadowoleniu wszystkich. Przez cały tydzień po przybyciu pana Winkle starszego z Birminghamu, pan Pickwick i Sam po całych dniach nie bywaW w oberży, przychodząc , tylko na obiad ; jeden i drugi mieli poważne i tajem nicze miny, zupełnie niezgodne z ich charakterem. Widoczne było, iż przygotowuje się jakiś ważny , wypadek; ale gubiono się w domysłach, jakiej on może być natur}*. Gdy tak przez sześć dni suszono sobie napróżno mózgi, postanowiono w końcu jed ! nojgłośnie, iż pan Pickwick wezwany zostanie do wytłómaczenia swego postępowania i do jasnego objaśnienia, dlaczego pozbawia swej miłej obecno ści przyjaciół. W tym celu pan Wardle zaprosił wszystkich na obiad do hotelu Adelphi ; a gdy wino dwa razy obeszło kolej, tak przemówił: — Móp kochany Pickwicku! Niepokoi nas, czem mogliśmy cię obrazić, że nas tak zaniedbujesz, po święcając czas jakimś samotnym wycieczkom. — Szczególna rzecz! — odrzekł Pickwick — właśnie dziś miałem zamiar dać wam najzupełniej sze wyjaśnienie. Więc daj mi wina, a wnet uczynię zadość waszej ciekawości. Butelka znowu poszła w koło, a pan Pickwick z wesołym uśmiechem spojrzał dokoła i tak zaczął: — Wszystkie zmiany, jakie wpośród nas zaszły w ostatnich czasach (chcę tu mówić o mafżeń-j stwach już dokonanych i tych, które dokonać się mają, wraz ze skutkami, jakie to za sobą .pociąga) zniewoliły mnie do zajęcia się ułożeniem planu wła-j snej mojej przyszłości. Postanowiłem osiąść w o kolicy Londynu, w jakiem zaciszu, pięknem i przy jemnem. Znalazłem dom, jakiego mi trzeba było, kupiłem go i urządziłem. Sądzę, że będę mógł jesz cze spędzić jakie kilka lat w tem miłem ustroniu, ciesząc się na moje stare lata towarzystwem moich przyjaciół i pewny, iż po śmierci będę przez nich szczerze żałowany. Tui pan Pickwick zatrzymał się. Przy stole by ło słychać szmer łagodny i smutny. — Dom, który ku,piłem — mówił dalej pan Pickwick — znajduje się w Dolwich, w najpiękniej szej miejscowości, jaką można znaleźć w okolicach Londynu. Mam wielki ogród, a samo mieszkanie nic tylko jest urządzone wygodnie, ale nawet, mogąj powiedzieć, z pewną wykwintnością. Sami o tem przekonacie się. Ugodziłem gospodynię, kobietę bar dzo starą i innych sług potrzebnych. Mam zamiar, by wraz z poświęceniem tego ustronia odbyła się w r.iem ceremonia, bardzo mię interesującą. Pragnę, by mój przyjaciel, Wardle, obchodził tam zaślubiny swej córki. Szczęście młodych ludzi było zawsze] największą rozkoszą mego życia; serce moje odmlo dnieje, gdy pod moim dachem spełnią się. najgoręt sze życzenia najdroższych moich przyjaciół. Tu pan Pickwick zatrzymał się, wzruszony, E-l milia i Arabella łkały. — Osobiście i na piśmie — mówił dalej filozof j — porozumiewałem się z klubem naszym. Podczas długiej mojej nieobecności zakradła się tam niezgo- ; da. Usunięcie się moje i rozmaite inne okoliczności przyspieszyły tyHco jego rozwiązanie się. Klub Pickwicka już nie istnieje. Poszukiwania i badania | moje niejednemu mogą się wydać błahemi — mó wił dalej filozof z powagą—ja jednak nigdy nie będę żałował, żem około dwóch lat poświęcił stu dyowaniu rozmaitych charakterów rodzaju ludzkie go. Całe prawie życie poświęciłem praktycznym za biegom w celach majątkowych ; podczas tych ba dań dostrzegłem niejeden rys, dotąd zupełnie mi •nieznany; to, jak się spodziewam, wzmocniło moją inteligencyę i udoskonaliło umysł. Jeżeli niewiele j zrobiłem dobrego, to sądzę wszakże, żem jeszcze mniej zrobił złego. To też, przy schyłku życia, tyl ko przyjemne wspomnienia mi pozostaną. A teraz, | drodzy przyjaciele, niech was Bóg błogosławi. (Dokończenie nastąpi.) WIANEK ( NABOŻEŃSTW •dprawiaayck w dągu roku kościelnef·. SSawlerau L Wezwanie Duch* śwlęteg·, ' 1 Różaniec. ft Litania do Najśw. M. Panny. 4. Pod Twoja obronę. & Nowenna do Nienoka^anefO Poczęcia Najśw. Mtryi P. 1 CaJafi piękna jest Mary*. 7. O eal utarli Hostia. 8. Tantum ei Po Sacramertum. 9. Koronka dó Serca ioz"*ow. 10. Litania do Serca Jezuso w ego 1L Nowenna do Ducha iw. U. Nahożeńetwo do Najświęt szego Oblicza. U. Litania doNajśw. Im. Jesua. 14 Naboiońatwodo éw. Józefa (Trlduum). 11. Nabożeństwo do iw. SUnl· tfawa Kostki (Triduum). 1·. Nabożeństwo Bractwa Tr»·· iwoś*"i. — Uroczystość Ν. M. P. Gromn. — Te Deum. — Rocznica za zmarły eh Braci Trzeźwości. 11. Ceremoniał III-go ^ak—i Św. Franciszka. — Modlitwy naZfW. miesiςηo· — Na obłóczyny. — Przyjęcie do profesyl — Ciebie Bote chwalimy. — Błogosławieństwo A poetek •kie. — Absolucya Generalna. — Absolucya na godzinę śmlei* cl. Wydania ozdobo* w dwóch kolorach. i' Drak wyraźny. Okrawa s czarnego płttaa h • tytwłoaa i caUeoiatta ałoconyaa. Cena egzemplarza 75 cent. Oplata poczty a centów titrai Do nabycia v aiminJttracyl OZIEKNIKA CH1CAG0SKIE60 14«5 57 WEST DIVISION DL CHICAGO, ILU ' Btnao otwarta od Τ JO nu 4o I M «feecorom, t wyjątkiem aledaUl I «wląk * Λ* Album Królów Polskich Dziennika Ghicaoo&Kleoo Zawiera O portrety (format l!łxl6ł) wykonanych w dwóch kolorach na papierze wellnowym, orai 14 «tron tekstu iyclorysów Królów Polskich Oprawny w płótno angielski· ι» itotym tytułem na okładce. Album ten powinien βίς inaJ4owa< w>»*dym domu polskim. CENA $3.60 Nahyd moina w Admlntatraeyt Dziennika Ghicagosklego 1455-57 W. Division ul Chicago, 111. ZBIÓR PORTRETÓW wykonanych ■pecyalnle dla 4* * ^β······*···» ^»·········^ KANTYCZKA! Czjli Pastorałki i Kolendy obejmuje przeszło 700 stronic. Jest 1 to cała Kantyczka, jeszcze raz pra· wie tak gruca jak Kan^czka, któ rą sprzedawaliśmy poprzedni·, · kosztuje tak samo 73c Knntyczka U czyli Pastorałki 1 Kolendy, zawiera piosnki wesołe w czasie Świąt Hożego Narodzenia po domach 4piewane, a przez kslę ty misionarzy zebrane. Zawiera nadto pleśni do użytku kościelne go, oraz szopek dla małych dzia tek, j iko to: Nabożeństwo dziewięciodniowe do Najśw. Maryi Panny przed Na rodzeniem Zbawiciela świata Je zusa Chrystusa; Msza na Hoże Naroćjfenle; 10t Piesi.! ni Hoże KtroateaJe; 2 Pastorałki; 1 Szopka db dzieci; 193 Kolend; II Pieśni Adwentowychj 4 Pleśni na Wielki Post; β Pieśni Wielkanocnych; 2 Pieśni na Zielone Sw iątkłj 6 Pieśni aa Boże Ciało; 7 Pieśni o Najśw. Maryl Pannie; 8 Pieśni o świętych Pańskich; 4 Pieśni Przygodne: 1 Pieśń za Umarłych; i w dodatku kilkanaście Kolend Kościelnych. Wierny przedruk 7 kantyczki, wydanej przez księży mieyonarzy w Krakowie. W tej k an tyczce tuajdują się Szopk[ S Pastorałki do przedstawiania oASEŁKK. Do nabycia w Admlnletracyl Dziennika Chicagoskiego, 1455-57 W. DiTiiion al., Chicago. Ofle otwtrtr k«id»ffo dni» od jjodr.lnr 7:J0 traaa do 7:30 wieczorem, z wyjątkiem niedziel I świąt urucijetych. J— \ Kata Boża Idzie Przez Oceany. Powieść osnuta na tle sto sunków polskich w Amery ce, napisał nader interesu jąco H. Nagiel. W broszurze. Cena tylko 50 centów. DZIENNIK CHICAGOSKI 1457 W.Division ul.Chicago ^ r DOMINIK CHICAGOSKI i»·!·" tez* więcej drobnych ogłoszeń, ani eli wszystkie lane dzienniki polski· 9 Chlcaso.ruma mdct» (