ź'ł?***********************ź
ś IWIHDOMOSGI zFOLSKI I OFOLSGEI 5
* | <
Stujado ss sfosjocja sesi oo 000 aJa o sje so posjacj e
NIEMCY W WARSZAWIE
- **Kuryer Lwowski”* podał cie
'kaw% korespondencyę o życiu i
zachowaniu się Niemców w War
* szawie, tudzież o stosunkach spo
4eczeństwa polskiego do nich.
Na powierzchni życia warsza
wskjego — pisze Kuryer —
Niemców widzi się sporo. W o
kolicach dworca wiedeńskiego,
po Marszałkowskiej, w alejach
Jerozolimskich wędrują stale
.gromady ogorzałycn żołnierzy
niemieckich, zarośniętych, w
ciężkich butach, z plecakami, tor
nistrami na grzbiecie. To urlop
nicy, ci, co jadą lub wracają z
domu. Ociężałość i zainteresowa
nie pierwszych szczególnie Jest
charakterystyczne. Po długich
miesiącach jednostajnej iw u
stawicznem koleżaństwię przeży
tej samotności, — ruch, ruch,
światła, zajęcie się własnemi spra
' -wami miasta, które zdaje im się
— dalekiem jest od wojska, to
okna wystawowe sklepów kolo
nialnych, gdzie smaczne szynki
(cena ehroni je przed wczesnym
spożyciem) jaja, masło, ciastka,
przykuwają przybysza, wskrzesza
ją w nim wspomnienie przeszło
ści 1 wiarę w przyszłość, lecz ceny
odpychają. I stąd walka we wnę
trzu oszczędnego Niemca. Patrzy
rozważa, naradza się: wartoby
kupić, lecz za taka cenę? I towar,
że istnieje, i cena, że tak wysoka
— to cud. — Lecz na to wahanie,!
czy kupi, i gdzie, już dawno obrot!
niejsze umysły znalazły sposób. |
W bardziej ożywionych pun
ktach miasta, koło kolei, na No
wym Świecie, między staremi
wystawami 1 firmami, pojawili
się nowi, wojenni przybysze. Ja
skrawe, żółte szyldy na górze i
z boków, a na nich łokciowe na
pisy niemieckie: Lebensmittels
Versandhaus. Wymienione po
niemiecku wędliny, jaja, masło.
świece, mydło. — Gdzieś w ką
cie czasem ustępstwa łaskawe —
przekład tego wszystkiego na ję
zyk polski. Niektórym ludziom
. übzdurało się, że Warszawa .na
prawdę jest pruską '*Exterieur”
sklepu — HEuropa, a może Ame
ryka; wewnątrz: brudny, szwar
gocący właściciel żona i zamo
rusane dzieci — mimo wszystko
przecież jesteśmy w. kraju.
Te oto przedewszystkiem żół.
te sklepy i im podobne wysyłają
na miasto patrole, rozstawiają
placówki złożone z młodych żyd
ków. Ci przystępują do przejez
dnych oficerów i żołmerzy, za
<czepiają możliwie elegancka niem
<zyzną, zabawiają po wersalsku,
-opowiadają, ciągną wreszcie. A
co najbardziej ich interesuje do
sklepu. — Naiwny przybysz, co
pełen szezęścia, jedzie na urlop,
rozrzewniony: Jest tą życzliwością,
. zasiada wśród świeżych znajo
mych, opowiada szeroko. Lecz
sszydło, a więc właściwie motywy
i metody postępowania szybko wy
„ łazi z worka. Patrol nieraz dosta
nie po karku, gdy zbyt natarezy
wa w sklepie wybuchnie burzu
wa dyskusya —i wszyscy odrazu
czują się lepiej, interes gładziej
idzie z miejsca. ,
OJCZYZNA. |
Z gór Tatrzańskieh — ezyta
my w *'Dzienniku Polskim” —
wionęła do nas w rocznicę Koś
- ciuszkowską ecicha, — skromna
* pieśń Kasprowicza o Ojczyźnie.
Syn ludu wielkopolskiego, —ł
wstrząśnięty wieścią o wojnie,
której pomruki do Tatrów do
„chodzą, ma mna ustach wyraz:
Ojezyzna, Co z nią >się stanie? I
ezułość, dająca się wypowiedzieć
stylko, szeptem f trwogą, /znana
~ tylko sereu.. bijącemu, / 'drży- w
<tym wyrazie. — Tak mali się. w.
*sdziecku myśl. o doli Matki, /w
N
Lecz obok tej przepływowej
fali jest stały osad, mający swo
je urządzenia, przyzwyczajenia,
które udzielają się przybyszom.
Wielki dom żołnierski — Solda
tenheim — rozkwaterował się
|w gmachu dawnego gimnazyum
rosyjskiego, między Nowym
Światem, a Krakowskiem Przed
mieściem. "Tam żołnierze mają
wszystko, czego im potrzeba, i
jedzenie za bardzo małą opłatą,
gazety, książki, odczyty, koncer
|ty. Wzór prawdziwej dbałości o
żołnierza. Rzecz dziwna. W tej
kolonii niemieckiej w Warsza
wie gośćmi przez długie miesią
ce byli legioniści. Ód niedawna
|dopiero mają własną gospodę w
większym stylu (mniejsze były
i dawniej) przy ul. Marszałkow
skiej.
Lecz o pruskiej Warszawie
mówimy. O idących lub schodzą
cych wartacły — wśród grania
bębnów i piszczałek (tu półtora
wiersza skonfiskowała cenzura).
'O urzędnikach i oficerach z te
kami, co przechodzą ulicą. O pa
trolach pieszych po 3 ludzi, któ
re zwolna kroczą ulicami. O ofi
cerach, siedzących u Loudse'a i
Lardellego — (przybysze są ła
komi, stali bywalcy, wyrachowa
ni i oszczędni) O pewnej porze,
nieraz w większej części zapełnio
nej wojskowymi niemieckimi. O u
| rzędach — lecz o tem już z in
|nego należałoby pisać punktu wi
| dzenia.
Dochodzimy do twierdzeń i
|stotnych. Pamiętamy fotografię
w Tygodniku Ilustrowanym,
przedstawiającą wkroczenie Niem
ców do Warszawy. Dziwny
| widok — ulicą idą wojska, cho
dnikiem zaś. publiczność, która
nawet nie patrzy na nich. Ten.
stosunek obcości przetrwał w ca
łej pełni do obeenej chwili. Przy
pływ niemiecki nie wtargnął a
ni na centymetr w głąb. Niemcy
|-— nawet ei, co są tu od począt
ku, są najzupełniej osamotnieni,
odcięci od społeczeństwa. Nie
zobaczysz nigdzie Niemca, któ
ryby był w towarzystwie miej
scowem. Nie mówi się o właści
cielach żółtych sklepów, o inte
resach i o wyjątkach. Całkiem
inaczej przedstawiają się ana
logiczne stosunki w Lublinie. I
dlatego Niemeca, jako chwilowy
motyw Warszawy badać możemy
'w zupełnej izolacyj.
, W kawiarni, w teatrze, prze
pełnionym wojskowymi niemie
ckimi, nie czuć .ich zupełnie
Przy stolikach siedzą w sposób
nieosobisty, elegancey, pucuło
waci, pewni' siebie, sztywni ofi
cerowie.. sSiedzą ociężali żołnie
rze. — Mówią po eichu, nie ge
stykulują, jakby starali się nie
nie wnieść z siebie w środowis
ko. Nie rozróżnia się jednostek
widzi się masę, która w najbar
dziej przelotnych, zewnętrznych
relacyach jest powściągliwa i
dyskretna. , : :
. Lecz żołnierz, to nie wojsko,
urzędnik, to nie żołnierz, przy
padkowe sąsiedztwo w kawiarni,
to nie to samo, co system dawny
i obeecny. ” '
łe jestestwo kładzie ojciec« w wy
raz: "*dziecko moje!”*
Kasprowicz równa się wzro
stem z najpierwszymi twórcami
współezesnymi świata, a blizki
jest jak brat, Ajschylosowi ż
przed lat tysięcy. W nim bada-|
cze kultury polskiej rozpozna
wać będą głąb rasy polskiej, jej
nieprzebrane bogactwo szlachet
nego kruszeu, czekającego mno
wych dziejów w świecie cywili-l
zacyl. , Ten kruszec — to pod-):
świadome, kosmiczne tradycye|
krwi. AJ JA e e
o y l
_fl IASŚ "a&
TYGODNIx swwNXOŚĆ-POLONIA.
niali Kasprowiczowi, że nie pi
sze wierszy patryotycznych. Jam
mu — gdym słyszał, jak się mo
dli do ziemi polskiej, nienazwa
nej, szukająe melodyi swojej
diiszy w szumie drzew ojczys
tych, jam mu tej przygany osz
czędzał. Był zawsze i jest wiel
kim polskim poetą, tem wię
kszym, że szczerym i że — gdy
obrzędowość była mu wstrętna
=— nie wzywał imienia Ojczyzny
nadaremno. Pieśń Kasprowicza
— to prawda, co mówi o sobie —
była i jest zawsze '*pełna Ojczy
zny””. W jego pieśni — zawsze
bogatej — **żyje”” jego 'najdro
ższa Ojezyzna””/ -
Do tego wyrazu na ustach
dojść mnie z elementarza, ale w
dziejowynmi procesie kultury,
przez wywołanie głosu krwi,
przez przerobienie społeczeń
stwa od spodu, przez sięgnięcie
do jego niemych tradycyi, przez
wytworzenie nowej epoki histo
rycznej — tu sto lat jest chwilką
tylko.
Ten cichy wyraz Ojczyzna,
tak przez Polskę powiedziany u
stami **syna ziemi”, dziecka lu
du wielkopolskiego, starczy za
modlitwę w dzień sądu Bożego
nad Polską. Jest modlitwą naszą
serdeczną ku czci patrona niepo
dległości Polskiej — Kościuszki.
, Zygmunt Wasilewski.
Rzadko na moich wargach —
Niech dziś to warga ma wyzna —
Jawi się krwi? przepojony
Najdroższy wyraz: Ojczyzna.
Y
Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie.
Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.
Widziałem, jak do Jej kolan
(Wstręt dotąd serce me czuje)
Z pokłonem się cisną i radą
Najpospolitsi szuje.
| Widziałem rozliczne tłumy,
Z pustą, leniwą dusza,
Jak dźwiękiem orkiestry świąte-
Resztki sumienia głuszą. (cznej
Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesye —
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje.
Więc się nie dziwcie (ktoś może
Choć milczkiem słuszność mi
przyzna),
li_()dezwa do Nfemieckiego
Narodu napisana przez
Niemca. sIR
Poniżej podajemy w tłómaczc/a_—
niu tekst odezwy rozesłanej po
całej Buropie, a także iw pań
stwach centralnych, o ile to się
powiodło, w dziesiątkach i set-|
kach tysięcy egzemplarzy. Do
kument ten dostał się także i do
Ameryki i różne gazety go ogła
szają. Autorem odezwy jest Nie
miec przekonań republikańskich,
mieszkający w Szwajearji. Nad
zwyczaj eharakterystyczne są
niektóre ustępy tej odezwy, wy
rażające zapatrywania wielu pa
tryotycznych Niemców. żyłczą
cych sobie zaprowadzenia rzą
dów republikańskich. Dla łatwiej
szego zoryentowania się, 'dzielimy
tę odezwę na kilku ustępów z od
powiednimi tytulikami.
. "Wstęp.
Towarzysze wojny!
| Trzyt lata upłynęły od czasu,
kiedy cesarz niemiecki pogrążył
Ęświat cały i swój naród w tej
najniepodobniejszej, najniedorze
czniejszej i najbezboźniejszej ze
wszystkich wojen, w morzu krwi
1 łez. : „
Od dzieciństwa ćw_iczony”' w J
sztuce Żołnierskiej, wychowany!
pośród przewrotnych zapatrywań
kasty junkierskiej i oficersktej. !
u uż
” e
o o
|Że na mych wargach tak rzadko,
|Jawi się wyraz: Ojczyzna.
|Lecz brat mój najbliższy i sio
i stra, ,
W tak czarnych żałobach ninie.
| Ci wiedzą, że chowam tę świętość
|'W najgłębszej serca głębinie.
|Ta siostra najbliższa 1 brat ten,
| Wybrani z pomiędzy rzeszy, '
| Ci znają drogi, któremi
|Moja Wybrana śpieszy.
i Krwawnikiem zarosłe ich bl;zegi,
Łopaniem 1 podbiałami:
: Spieszną z Nią razem Topole :
|Ślą swe westehnienia za nami.
Przystajem na ciehych mogiłach!
, Słuchamy, ażałi z ich wnętrza
| Jakiś się głos nie odezwie,
Jakaś nadzieja najświętsza....
|Złocą się zboża dojrzałe,
; A tam już widzimy żniwiarzy,
|Ta dłoń swą na czoło mi kładzie
[I razem o sprzętach marzy.
| A potem, podniósłszy głowę,
Do dalszej wstając podróży.
| Podporą ci będzie i brzaskiem
| Woła: *Miej radość w duszy,
| Bo tylko radość nie nuży”'.
| Ta ziemia tak bujna, tak żyzna
J Nią — ei ja jestem, na zawsze
|Twa ukochana Ojczyzna”.
-| Jakiś złośliwy złoczyńca
| Pszeniczne podpala stogi —
U bram się wije niebieskich
VSC rozpaczy człowiek übogi.
Jakaś mordercza zaraza,
.| Z głodem zawiera przymierze,
Na przepełnionych cmentarzach
Krzyże wznoszą się świeże.
Jakoweś głuche tententy
Wskroś przeszywaj? powietrze,
Kłębią się gęste chmurzyska....
Czyjaż to ręka je zetrze?
Jakaś olbrzymia rzeka
Wezbrała krwią i rozlewa
W krąg purpurowe swe nurty,
Zabiera domy i drzewa.
Jakoweś idą pomruki —
Drży niepoznana puszcza,
Dęby się groźnie ozwały.....
Cóż to za moc je poduszcza?
A nad tą dolą — niedolą
Poranna nieci się zorza, -
-| Na pieśń mą Ojczyzny pełen
j| Spływa promienność jej boża.
W mej pieśni — bogatej czy bie
| dnej
(Przyzna mi ktoś, lub nie przy
zna)
Żyje, tak rzadko na wargach,
|Moja najdroższa Ojczyzna (
'Jan Kasprowicz. l
słuchając rad generałów, zaprzy
jaźniony z kontraktorami wojen
| nymi, a nawet finansowo zaanga
| żowany w ich zyskach, — od ro
ku 1905 torował tej wojnie dro
|ge. Pragnął tej wojny, dopuścił
do systematycznego kultu wojny
w Niemczech wytworzonego przez
wszechniemców i zachęcał do niej.
Pobierał i wytwarzał niemal co
dziennie nieporozumienia innych
| mocarstw przez prasę wszechnie
miecką, przez swoje podniecające
mowy, w końcu dał podpis swój
pod rozmaite wypowiedzenia woj
ny; jest w zupełności i całkowicie
za nie odpowiedzialny. *
Przez lat dziewięć dyplomacji
naszych sąsiadów, stale pragną
cych pokoju, udawało się odwra
cać klęskę tę od świata. Taką by
ła owa polityka, którą fałszywie
przedstawiono waszej nieświado
mości jako **politykę izolacyjno'
|ale w rzeczywistości ipolityk'
!koju, do uczestniczę'nia
- zawsze . najserdecznie* '
zapraszano.
Niemcy nie był
le rząd niemieck
:wpływem także
rozmyślnie i.złoś.
się z kola nafodć k
uych, tak jak zbr ś
ich kół społec =
Choroba żołądka i wątroby. Pa- ]
ni O, Hoppe-z Pomeroy, Wash., pi
sze: '*d wielu lat cierpiałam na
chorobę żołądka i wątroby, na co
używałam najrozmaitsze . lekar
stwa bez osiągnęcia jakiejkolwiek.
ulgi. Gdybym widziała o Dra. Pio
tra Gomozo wcześniej, byłabym
sobie oszczędziła wielu cierpień.
Odkąd poczęłam używać Dra. Pio
tra Gomozo, czuję się lepiej i zdro |
wiej, niż od wielu lat.””
Tysiące zaświadczyło w podob
ny sposób co do zdrowio-dajnych
s _
i !
]Własności tego starego, przez cżas
wypróbowanego lekarstwa zioło-: *
| wegó. Dra Piotra Gomozo nie jest * -
sprzedawanem przez aptekarzy.
Specyalni agenci dostawiają je lu —— /
dziom wprost z laboratoryum Dr. "f
Peter Fahrney £ sSons Co., 2501 : t
Washington Blvd. Chicago, ll]. :
> o o9+ 0000 +*+ OYO OPe 2 e o Dre D 2P2 Po ee Por Por
Grzelecki — :
' Kostumerski-Krawiec Mż*