Newspaper Page Text
== Powrót do Gniazda @ [E] zź OWIEŚĆ. s] p = p nm mmm ś : : (Ciąg dalszy.) ' V Godzina upłynęła, nim drzwi się otworzyły i kapłan poruszony wielece wyszedł. » Pisarz śpieszył napowrót do brata. Zastał go na modlitwie aże ani mu jej przerywać nie chciał, |' ani odejść mógł, w kącie miejsce zająwszy czekał. ą A przesiedział tak długo, cierpliwie, aż uderzeniem w piersi wojewoda modlitwę skończywszy, rzekł: | , — Bracie! pragnę! Każ mi dać kroplę wody. › 4 XVIII. : | Wieczora tego Janusz na chwilę wpadł do kamienicy Wilmsa ; starego Hennichena nie zastał Fryda przyjęła go z jakąś obawą, z kitórej się wytłumaczyć nie umiała. Ciotka ciągle była na - ezatach, jakby się czyjegoś przyjścia lękała. Ciotka ciągle była na, -nie o ojcu, Janusz widząc, że bawić nie może, iże dziewezę nie spokojne zdaje się go chcieć pozbyć odszedł prędko, nie mogąc sobie wytłumaczyć tego usposobienia. Ze smutnemi myślami poszedł do gospody, gdzie pisarza za stać się spodziewał inie znalazł go tu. Wieczór nadehodził, Ja nusz się niepokoić zaczynał coraz bardziej, stryja nie było. Wpraw dzie nigdy on ściśle godzin swych nie obrachowywał inie stawiał się w porze; przed nocą jednak zwykle pośpieszał do gospody, bo spocząć lubił i nawet strój mu miejski ciężył, a "rozpasać się potrzebował i wysapać. Spóźnienie dnia tego już 1 ludzi zaczy nało niepokoić, bo wyszedł był sam, nikogo z sobą nie wziąwszy, i wiedziano że rychło miał być z powrotem. „ : ' Gdy gaszenie ogni wytrąbiono i stróże nocni chodzić zaczęli, a dalej i północ biła, Janusz 1 dworzanie, którzy się spać nie kładli, poczęli myśleć co począć 1 czyby nie należało wysłać na miasto, ażeby się o pisarza dowiedzieć, trwożąc się, czy go jakie nie spot- ' kało nieszczęście..... Zdawało się jednak, że co chwila wrócić może. <Jedni w progu - domu, drudzy w oknach, wszyscy nie śpiąc, domyślając się gwa rząc dotrwali do wczesnego wiosennego poranku. Na brzask się - już zabierało ipo kościołach dzwoniono na jutrznię a pisarza nie było. Siedział on,' nie chcąc ustąpić od łoża chorego brata, o którego się zatrwożył, pilnując go niezgrabnie, lecz serdecznie. Dopiero gdy już nadedniem powieki się choremu kleić zaczynały, wyśliznął się na palcach, awyszedłszy w ulicę poczuł się tak cięż kiem i złamanym, że musiał powlec się na spoczynek. ] Idąc myślał teraz tylko, co powie Januszowi; bo go nie chciał nadaremnie trwożyć, nie potrafiwszy wymódz u woójewody prze baczenia dla niego. ' Nię rozpoczał wcale, że się to jeszcze da może uczynić, a tym czasem postanowił kłamstwem się pobożnem salwować. Ujrzawszy wlokącego się pisarza "krokiem powolnym z twarzą wybiadłą, co żyło wytoczyło się z gospody przeciwko niemu. Ja nusz pierwszy przypadł doń, wymawiając mu, że ich w takim nie- Ę pokoju rzucił i naraził się na jakiś wypadek. Dwór całując go po rękach że pan nikomu nie kazał iść za sobą. — Ale dajcież mi pokój — zawołał pisarz rozrzewniony nieco, |. — próżne waszę turbacye i domysły. Tylkom głupstwo zrobił, jak to umnie nie nowina ale mi się i nic nie stało inie stać nie mogło. Jak młodzieniaszek siadłem grać w kości ipo wszystkiem. : Pisarz grywał wprawdzie i kubki lubił, lecz nigdy tak za pamiętałe, aby im sen poświęcał. Dziwnie się więc tłómaczenie wydało. 'Trzeba je było przyjąć wierząc czy nie, a stary pomru 'czawszy ledwie się rozdziawszy padł na łóżko i zmożony usnął twardo. Nim wszakże położył się, rękodajnemu szepnął, aby go ' pod karą gniewu i niełaski zbudził za cztery godziny. Janusz - poszedł do swe izdebki iw domu ucichło. Rozkaz przebudzenia i tłómaczenie, jakiem ich zbył pisarz, dawało się wielę domyślać. Zaledwie wstawszy potem übrał się, polewki napił, a wąsy ledwie otarłszy, Januszowi na wychodnem polecił ażeby nie oddalał z domu, bo go potrzebwać może. ' l Chciał mu jeden z dworzan towarzyszyć koniecznie, ale go ofuknął iw domu wszyskim siedzieć kazał. Uważali, że idąc z póśpiechem, oglądał się długo, czy kto mimo rozkazu nie śledzi go i groził zdala stojącym. Tak im tedy z oczów znikł, a nikt się tajemnicy domyśleć nie umiał. Janusz choćby się był wyrwać rad, musiał być posłusznym. Pod niebytność stryja na niego . spadły odwiedziny różnych nowego zboru członków, i na rozmowie . z nimi czas mu przeszedł do wieczora. Zaowu już mrok padał, a wojewodzie byłby się chętnie wyrwał ku rynkiowi, ale go rozkaz stryja trzymał, a chciał mu być po - słusznym. Dziwne jakieś przeczucie mówiło mu iż niebytność pana pisarza z jego losami była w związku, a choć niepodobna było przypuścić aby się z wojewodą schodzić mieli, Janusz był niespokojny. 22 i W istocie nie mógł się oddalić pan' pisarz, 'dnia tego bowiem stan zdrowia brata znacznie się pogorszył. Lekarz już nie czynił . żadnej nadziei i mówił, że się życie wyczerpało, że go niczem przy wrócić niepodobna. Wojewoda słabł. w oczach. U łoża jego siedząc, ocierając łzy, pisarz miał nadzieję, że tu wresżcie w go dzinie uroczystej rozstania, Januszowiprze baczenie wyrobić po trafi. , ! L W ciągu dnia kilka godzin zabrało pisanie ostatniej woli, którą 'przywoła.ny rejent, zamknąwszy się z wojewodą, urzędownie spo rządził. O niej żadnej wiadomości niepodobna było wyczerpnąć, anie szło też pisarzowi o majętności wcale, tylko o to ojcowskie błogosławieństwo, bez którego każde dziecię wiekuistą Jjest sie rotą. Trwał więc nieprzerwanie na straży u proga, cisnął się na - trętnie; wojewoda łagodnie go przyjmował. ' Dziwna rzecz, widok pobożności brata,dopełnianych religij nych obrzędów, spokoju z jakim się na śmierć gotował podziałały : tak na pisarza, iż się czuł niemal zupełnie nawróconym. : ' Nieszczęściem, u niego nigdy długo na wrażenie i pfzekoriania rachować nie było możnś. Poddawał się łatwo pierwszym, przyj _mował drqgi_e, ale tak samo nowe przychodziły zacierając te co je _ff:.;_.;poprzedziły. Tym razem może silniejszy był zwrot, bo cofał pi ._i?awa do młod,zięńcz.ych Jego wspomnień i do czasów szczęśliw -@Ęytlh :'::;Ł›«'-›,f :'~ : l P Llk k AE AE NEO AC sE 5 OD RN BŁ, EEE IC PLR t A SE SE S PA C YAE - ; ewiwieggarówi arowi - * bracią byli pami, |Na wojewodzie | : zlxacwbydł«›_ osłabienie 1w: uje, !%›@Ęźxńm?śłmzy«„t&@%osm j waen” vati Mowvie ty” eęzko nch %&le kk "J <›l"£Jimyhał;' 5; ' .ęSIŚOi›- d y u —śy AŁA TYWOWNIK JEONOSC-FOLONIA. | E Pisarz siedział Wlępiwszy wejrzenie w niego. 'Po kil_kakr(_›ć-g rozmowę zaczynał, nakłaniając ją ku temu przedmiotowi, którego | dotknąć się lękał, a przecież musiał on zagadnąć. Obawa zgonu|; skłoniła. go wreszcie, że korzystając z chwili jednej, łagodnym gło- g sem rzekł do wojewody: e A ee " - — Chociaż mam wszelką nadzieję, że z«drów/ będziesz, że cho-'i| róbsko to się przesili i pójdzie precz, a no, pozwól bym cię o syna-.vj zapytał, bym ci go przypomniał. I : 1 Łysnęły oczy wojewody z pod powieki 1 — cicho rzekł: : ,' — Nie mam syna. . i : | — Jakto? w tej godzinie nawet, gdyś był powinien wszystkim Ś przebaczyć? ' A : :<i — Darowałem mu winę, ale pokuty darować nie mogę. . | — Inię dozwolisz, aby przykląkł tu u łoża twego, ażebyś go ł mógł rękami drżącemi pobłogosławić? › | Milczał wojewoda i wzdychał. i — Czyż sądzisz, — rzekł wreszcie, —że mnieby nie było lżej ź umierać, gdybym mógł mieć tę pociechę ! Gdybym o sobie myślał ś tylko, bracie mój, dawnobym to uczyniŁ Nie mocen jestem. Na wróconego tylko i skruszonego przyjąćbym mógł, a UA e nie Jest. — Bracie! — zawołał popędliwie pisarz. Tm jużeś mnie na . iwrócił zupełnie, ja to tałatajstwo zborowe wyżenę precz z Zal›esia,' słowo ci daję, a na Janusza nasiądę też, że do kościoła naszego | 'wrócić musi. Nie nasza to sprawa wiarę prostować. : | — Lecz Janusz słowem jednem nawrócony być nie n?'ożwe i po wrót jego byłby nieszczerym. Niel! tego nie żądaj odemnie! Gdy nawróconym będzie dasz mu moje błogosławieństwo. | Usłyszawszy te słowa, pisarz się rzucił do ręki brata całując |; ją, i uściskali się, płacząc oba. - | — Masz tam ostatnią wolę moją —-dodał wojewoda cicho i i zamilkł —a teraz daj mi myśleć o Bogu, do którego idę. '' ! Począł się modlić. Pisarz opuścić go nie chciał, siadł w kącie : drzemał. Wojewodzie zdawało się polepszać, zbierało mu się ł na sen spokojny, wyszedł 'więc pan pisarz przed nocą, bo czuł, że mu też sił zaczynało braknąć. Tym razem weselszy, przyjęty, | niemal szczęśliwym był i gdy w rogu zobaczył Janusza, padł mu na| szyję, całując go i prowadząc z sobą do sypialni. ' — Nie mam już co przed tobą dłużej taić — zawołał — u ojea |' twego spędziłem ten czas, pojednaliśmy się z nim. Uhory Jest, : i lekarz żadnej nie daje nadziei. j Pobladł Janusz. ~ : — Stryju! tam teraz miejsce moje, choćby mnie miał ode- : pehnąć. : Pisarz się zamyślił. : ( , — Wiesz co, — rzekł, —i tego ci nie zataję, żem za tobą mó-| wił, prosił, żem od niego żądał usilnie, aby ci przebaczył, alem l tego wymódz nie potrafił. (Chce, ażebyś do kościoła powrócił, ! błędów się swych zaparł, a nawczas..... | | Spojrzał na Janusza, który stdł jaki osłupiały. : | — Tak jest, — rzekł, —te nowinki szwabskie to dyabła warto. | Ja się sam przekonałem, to nie dla nas potrawa. Patrząc na| brata nawróciłem się ; precz od siebie wygnam tę zgraję. Z Niem cami zerwać trzeba ; wyrzec się wszelkich z nimi końszachtów i tych amorów niezdrowych, a wszystko będzie dobrze. : Patrzał jak w tęczę na Janusza, który bladł i drżał. : — Stryju mój, — odpowiedział po namyśle — jam przyjął tę naukę z przekonania. Sumieniu mojemu kłamać nie mogę: tak trzymam, tak wierzę, a cóżbyście rzekli na mnie, gdybym dla cze gobądz w świecie sumienie własne sprzedał? — Niemey cię opętali i po wszystkiem — zawołał pisarz. — Ten szatan w spódnicy.... gdyby go nie było, toćbyś przecie dla ' błogosławieństwa ojca bałamuctwo porzucił. Zaczął żywo machać rękami. ' : — Cóż ty sobie myślisz? — dodał —albo to, uchowaj Boże śmierci na ojca, ja pozwolę ci się oszargać i z mieszczańską córką.... — Szlachcie jest! — przerwał Janusz. — Jak Niemiec szlachcieem być może! To wszystko ehłop stwo! — ofuknął popędliwie stryj —co mi ich szlachectwo! Ja | nigdy też na to nie pozwolę, a jak się mi uprzesz, to i jam cię wydziedziczyć gotów, bo tej kucharki w domu nie zniosę ! Janusz blady jak chusta, słuchał uszom prawie nię wierząc. — Nie pochlebiaj sobie, ażebym ja zmiękł — dodał stryj — jw innych rzeczach słaby jestem, a no, w kardynalnych i ja twardym być potrafię. Oczy mi otworzył wojewoda. Wrogi nas rozbić chcą i wpakowali nam ten klin, abyśmy się między sobą jedli. A no, nie! Napatrzyłem się tych Zaranków i całej tej drużyny wywłoków ; nie chcę ich, a waści z sobą z tej kałuży wyciągnę. — Kochany stryju — szybko zawołał Janusz —nie będę prze czył, że dużo śmiecia ta burza nam naniosła, a no, ludźmi Jesteśmy i nauki to nie kala. - _ — Jaka to nauka? co za nauka? każdy uczy inaczej, jakby żadnej nie było. A no, ludzie się rozprysną i pójdą na noże! — krzyknął pisarz — już mi ty nie mów nic. Zmilczeć było potrzeba. Janusz na krzesło padł i tak na niem pozostał jak przybity. Niespodziewana zmiana w stryju, wiadomość o chorobię ojea, odjęły mu na chwilę przytomność ; tarł czoło, jakby chciał odpędzić myśli, które go oblęgały. Pan pisarz legł na łóżku. , j — ladź, spocznij — rzekł — rozmyśl się ; ojciee żyje, na skruchę czas, poprowadzę cie do niego, wyprzesz się tych bałamuctw i po-| błogosławi. A któż wie? to mu życie przywrócić może. Nie słuchając już coraz eichszego mruczenia pana pisarza, któremu, mimo gwałtownego uczucia, oczy się kleiły do snu, Janusz wyszedł. Nie wiedząe gdzie się obróci, co pocznie, nie mogąc wytrzymać w izbie, bezmyślnie wysunął się na ulicę. Noe była pogodna i Jasna, powietrze chłodne, w mieście eisza. Szedł wolnym krokiem nie kierując sobą, byle iść, poruszać się i rozbyć ciężar myśli. Nie rychło obejrzawszy się, znalazł się wśród rynku, którego część o blana była światłem księżyca, a druga w cieniu czarnym, świeciłal gdzieniegdzie czerwonem oknem domu. W kamienicy Wilmsa na piętrze, Jaśniało w jednem oknie. Janusz poznał izbę Hen nichena, który miał zwyczaj czuwać długo. ł Szyby były otwarte. Wojewodzie podszedł wpatrując się w , nie, jakby chciał szukać ratunku, którego gdzieindziej znaleść uic ł mógł. Zbliżywszy się poznał głowę staruszka, pokrytą czstynym |: biretem. Stanął. S | Ciche syknięcie dało się Słyszeć z góry; na rynku oprócz od- ' dalonego stróża nie było nikogo. i | —Ja to jestm — eicho odezwał się Janusz. : : d Co/BÓ;nocy: m,rofbisz›.?”' -Gdzień się to pod oknmi wałęsać | | i naim przez to czynić krzywdę? y _ Ęr*”u,ą— z buje cn wać 2 'wamikz ! sprawa pv* „„ wołał |; esr AziE razyjeł alo jmo V 2 ' ' Bi s W DOWO j yGE OF OY EEE G " : z p ?4 SECEJESCZESESEESEEJE KCCEACHEJE OŁ RC SESESOYA * Sernnd Nafinnal Bauk © 432 Suutk Brnaduay V m BALTIMORE B - e UC Nadwyżka i Dywidenda Rezerwewe... .. $1,100,000 ?; A @ $1.600,000 E — % CHAS. C. HOMER, Jr. Pres. — LOUIS KANN, Vice-Pres. s %ś 'W.E. WAGNER. Cashier. — D.J. EMICH, Ass't Cashier, | ””9 9 ,Ż._P_IER›WVSZOBZĘDNY ZAKŁAD FOTOGRAFICZNY. B z Józef Sienkielewski,. 508 $, Braatway | - B! PORTRETY: w Sepii, Kreonie i wodnych farbach. Gwarantuję za mo- Ę * y : Ć ją robotę. .Ceny niskie. Jy22 Jy2a-o M f_mmmlm-m-mummmuum-mmumnrillm-mnmmumlmmmwmiimu si Phone Wolfe 2474. : : % mi Ą I:RZY ROGU d SHELLERA APTEKA GoOUGK i WASHINSTON UL.; E Gwarantujemy za dobre nasze lekarstwa. Wykonujemy ściśle% P, E do przepisu doktora wszystk.ie przyniesione nam recepty. 5 % | W POTRZEBIE ZGŁOŚCIE SIĘ DO NAS. DĄ : Jan. 30- HlllllllIllll'llIII].IIIIIIIIIIUIIIIIIIIII.II';:I llllm.lmllllulllln.lmllllllmummg PN E JY TA "NLT ELE IJE EEE EEE TE E EEE E TE SE TE P S RLD EZE T P EEE E KETE UL TA TT LŁC TE ś GHEO. KIPP £ SON : b - . Ś * j : sN Ś Skóry i Wszelkie Przybory Szewskie $ s D ń 54 PANTOFLE Y D © 1605-1607 EBASTERN AVENUE BALTIMORE, MD. $ KKK KOK KOK ORA —_————_— ; I:!!':ŻŻ'.'.'.'.':.'Ż„Ż.ŻŻŻŚŻŻŻŻŻŻ::ŚŻŻŻIŻŻŻŻŻI-.ŻŻŻŻZŻŻŻ.;ŻŻ..„._„„._._..-..._. (m] $$ $ Ż ; Telefon Wolfe 4634-W ! i $ ś | wski_| : ś | B.A. CZAJKOWSKI | | s1 b NAJLEPSZY ZYTNI CHLEBR. ś ! | : i Dostarcza Pieczywo tak do Groserni jak i Prywatnie. ź A s SE NOSE TSA NN YSR EESNSC TZLR FDJRTN EBD LAZENE NLTR BT SNUR TNBE NFZ FSRZE EERE JE* POPOE EEE C i . A E D !| o $ : : D : : ł I Przyjmuje obstalunki na Bale i Wesela. 11 $ $ : : 820 S. Bond St. — Baltimore, Md. : $ ś Ą ś AA 92090+ 9++ 920 90+ ++ 90+ 40100 0 o-›o—-o«o—o›-o«o«o›—-›-o—wc»mu-r-u--o--.«o—o—o—o«-w" @::'."I”C".”.”'MWMII'.".”."I".”.".".".".MMWW.".«Q_@ ,— , | :: M :i' Ę f' M < PPACIACHNIPS: / NĄ AA WL / (bómm YA jy AĄ Isd „i (K- UL 007 S KW SU s sye k KUGZ sgał %BUT»Ł ke ns | Ą ? /':'3 i[oNano" .. SA A Zlk e R R PT LA —«*—J';'&?Ę”@GDQ SODO: * XX .ł"@„"› )/ F?ĘB ~›? h : p e : 2 zpotieo KA AA w : 609-61 S.CAROLINE 57 "TELEFON:. - : ! ź BALTIMORE,MD.U.F Otwarte w każdą Sobotę wieczo” „ . J XOKOKOKCKOKKOKOKOKOKOXCKS KOKOKOKOKO” S NOROKOKOROKA Ę %@K@%&W%C?@«'@%O%@K@ OKOKOKC e K ŁOROKOKOROKO % 1 .. I ©©k s ę kŚ o 15 ›% , › 3 śLś_e (r Ź Y ©) © 25 Ignacy _Rakowsk_: I © © Reprezentant sAi : z y . . Ą Ę 3 j ©) ©) © R SAĄ ąy NSR ORA s „Jedność - Polonu” * © G Jest upoważniony do kolek”—towan_iżpieniędjzx”ł;f?_,Żf $$ za gazeie i zołatwiania wszystkici spraw. —ss *v A ee * Władysław Urbański $ $ 2% ke ARA CL wydamośi * e © © e $ L poa x ewyło BN OY *:v':"":"fx"?źw:;v Ć Ś OKOROKCIE - ROKOKOKOKOROKORORUYKOŁOWOKOKSKOKSKSKK