Newspaper Page Text
Y, E—:EEHE ' X, PA WEZ GRIMM. h : TAJEMNICE | Pałacó arskic [H || Pałaców C kich j > za panowania MIKOŁAJA I. @ C:—:JC:—:—El_—_E_—:UE—] =— .@ (Ciąg dalszy.) — Niech nas Bóg i święta Trójca strzeże od białego konia i od krzyża św. Andrzeja. S — Nie jesteśmy w twoim rodzaju, głupi chamie Jakiś, dla ciebie to, nie dla nas, trzymają białego konia i krzyż św. An drzeja, — rzekł Tawarów, gdyż jego kuzyn rozpoczął rozmowę ze znajomym sobie fałszywym bankierem, szepcząc z nim na stro nie. — Tak, tak, — zaszydził młody zbójca, — zapomniałem że wy szlachcie, że dla was inne, prawa i dlatego to nam nie wolno kraść, żebyście wy mogli z większą korzysścią otrobić. ' — U nas to się nie nazywa kraść lecz nabywać w sposób ho "norowy, — poprawił Tawarów. - Podezas tego Makarów ciągle cicho rozmawiał z fałszywym bankierem. : — "Trudno jest tutaj puścić w obieg twoje fałszywe bankno ty, wezoraj naprzykład chciałem wymienić banknot dwjadziesto pięciu rublowy ,u Pałkina (hotel rosyjski, bardzo znany w Peters burgu) a ten przeklęty kasyer obracał go na wszystkie, strony, pytał mnie kto jestem i od kogo mam ten banknot, był już dwa razy oszukany w ten sposób i policya rozkazała mu zatrzymać kto przyjdzie jeszcze raz zmieniać podobne. Musisz sobie wyo brazić ile się napociłem z tego powodu, gdyż historya z testamen _ tem, który podpisałesi jako świadek z Tawarowem nie jest jeszcze w porządku. MNa szczęście był tam przyjaciel i protektor czy nowniką z Uprawy (Trybunał pokoju z dzielnicy miasta), ty go znasz, ten sam, który ostatnią razą wykradł z aktów twój banknot . zaskarżony na ośm tysięcy rubli, ten zaręczył za mnie i powie „ dział, ża banknot,na dwadzieścia pięć rubli był dobry, a przecież miasiałem dać kdsyerowi drugich dwadzieścia pięć rubli prawdzi wych. Ozynownik schował tamteń. — Pies, zamieni go za dobry w swojej „kasie, — zawołał Ma karów. — dJa to wiem dobrze, lecz to jeszcze.nie wszystko, mój pro - tektor i przyjaciel wyszedł ze mną na ulicę, musiałem go. wziąć do dorożki i tam zażądał odemnie pięć tysięcy rubli, bo jeśli mu nie dam zatrzyma mnie. — Aty... — Dałem mu, — mówił fałszywy bankier, — połowę wyli - czając mu zaraz, gdyż nie miałem więcej pieniędzy przy sobie, co do drugiej połowy, to muszę mu zapłacić jutro. 'Trzeba żebyś mi dał pieniędzy, bo jeżeli nie... : — (Uzy ta historya tylko prawdziwa? — zapytał Makarów z niedowierzan:em. : ś ! ' — Jeżeli nie chcesz wierzyć, to możesz sam iść jutro do czy nownika. | : — Nie, dziękuję, nie lubię, gdy mnie widzą z tobą. Co do ' pieniędzy, oto są—rzekł Makarów, wzdychając i dał fałszywemu' bankierowi rulon złota, jeden z tych, które wygrał od młodego kupca przed kilku godzinami. Miał pięć takich rulonów przy sobie, na wypadek, gdyby trzeba było zatrzymać bank, bo złoto wzbudza większą chęć w graczach, niż papiery. „ Tawarów jednak będąc w posiadaniu złota, bez którego tak długo mijasiał się obchodzić, a był jednym z tych, którzy je lubią namiętnie, nA to tylko, aby je trwonić, nie mógł się oprzeć tej - radości pokazania kilku sztuk Szerwoodowi._ Oczy starego zdraj cy błysnęły i zatrzymały się ehwil kilka z cheiwością na złocie. — Złoto! A więc,bracie Tawarów, trzeba, żebyś nas poczęs tował czemś. Nieprawdaż, towarzysze — rzekł Szerwood, zwra cając się do reszty towarzystwa — przynajmniej kilka butelek anyżówki. : — Jako anyżówki ? Kupuję dzisiaj szampana. | V — Niech żyje Tawarów! — krzyknęło kilku łotrów. | — E, co to szampan, to tylko woda ocukrzona — mruczeli ' niektórzy, pomiędzy którymi znajdował się stary zbrodniarz 7 si - wą brodą, przewodnik i doradca swoich towarzyszy. — Jeżeli chcesz już zapłacić, to daj nam kilka butelek Xeres zmieszanego z rumem, to przynajmniej będzie napój porządny, który połechce gardło. : ' , — Petrusza, prędko szampana, Xeres i rumu. Oto złoto. ź Petrjisza oddahł się szybko, gdyż nie nie jest w stanie ta'ką dodać skrzydeł posługującemu chłopcu, jak złoto. Tymczasem dwóch zbójów, którzy spokojnie grali w domino, rozpoczęli sprze czkę, gdyż za wiele już wypili. | Jeden z nich, mały i słaby człowiek, nazwał swego partnera hultajem, na co tenże, człowiek barczysty i mócny, odpowiedział mu takim policzkiem, że mały zatoczył się na krzesło i z niego na podłogę. Wściekły,jak większa część małych ludzi, zerwał się. podskakując, a wyciągnąwszy długi nóż ze swojego buta, zato pił go pod samą rękojeść w piersi wielkiego , tak, że ten upadł, nie wydawszy najmniejszego jęku. .Kilka kropel krwi tylko spły neło z rany. —Do dyabła, cóżeś zrobił, Andreicz. Szybko piasku, niechaj krew nie wala podłogi ! ' — Idź szukaj 'dorożki, Andreicz, trzeba go wywieźć na pole. Dwóch z nas weźmie gopod ramię, podtrzymiijąc jakby był pija my. Z mostu Kalinkin wrzucimy go do Fontanki, a ścierwo. po płynie do morza. Reszta to już nie nasza rżecz, czy go znajdą, lub nie. Pies, niemagoco żałować, ukradł mi moją część, gdy zabiliśmy kupca z Kostromy. Pies, ukradł mu przynajmnicj pięć tysięcy rubli. Te były jedyne słowa żalu, które towarzysze poświęcili nie boszczykowi. , Wkrótce zajechała dorożka. Dwóch złoczyńców najsilniej szych sehwyciło zamordowanego, a wziąwszy go pod ramię, wyszli, śmiejąe się jakgdyby byli kompletnie pijani. j | — "Trofomicz, gdzie jest szampan! — krzyknął Makarów. gło sem opiłym. | — Aha, szampan! — krzyknął drugi złodziej, do połowy już pijany, — niechaj przyniosą szampana. Dzisiaj nie nie piję, tyl ko szampana... "To mój zwyczaj taki. — Czyś ty zamordował dzisiaj jakiego Żyda, żeś taki hojny — zapytał go jeden ztowarzyszy. : — A więc dobrze, Żyda, Żyd jesteś sam, nigdy żydowska krew nie zafarbowała mego chrześcijańskiego noża. Żyda, aha, Żyda ja depczę tak nogą jak tę flaszkę, którą widzisz —i rzucił na zie mię flaszkę z szampanem, którą gniótł swą ciężką stopą i szeroki mi butami z grubymi zelaznymi gwoździami. — Ja piję dzisiaj, bo jatro muszę być trzeźwy. Dzisiaj nie mam pieniędzy. ale piję na kredyt, bo.ja mam kredyt u Trofimicza — dorzucił, śmiejąc się głosem ochrypłym. — Prawda, że mi dasz na kredyt, Trofimicz. — Bezwątpienia, bezwątpienia, Andrej Perfilicz — odpowie dział stary oberżysta, godny swych gości, kłaniając się z uszano waniem, bo wiedział, że, nie można. było żartować bezpiecznie ze starym zbójem, gdyż już raz uczuł siłę jego pięści na swej głowie, a jeżeli jego głowa była całą tylko w małej Rosyi spotkać można. — Nie wiem, dlaczego wy macie pościć jutro? — To rzadko się trafia, stary łotrze. — Te ostatnie słowa wy mówił eicho, oglądając się na wszystkie strony z niepokojem, że by się upewnić, 'ż go nikt nie słyszał — kto wie za wiele, temu się głowa zawraca, mój stary Trofimicez. Do tego, co sobie uło żyłem, nie potrzebuję wcale ciebie, ty stary ośle z trędowatym . nosem — odpowiedział stary bandyta. — Nie unoście się tak prędko, Andrzeju Perfilicz — mruczał - stary oberżysta. — Ja chciałem... < —- Sprzedać mnie krukom, ja to wiem dawno, że ty nam krad i":e.g,›;_; „›.głęnl,ąq,z%glgi%szmi mna to, aby nas sprzedać nakoniec kmać' kom — odpowiedział Perfilicz i dlatego, co mam przwsięwziąć, nie' potrzebuję zdrajcy i szpiega. Ja już się z tem ułożę z Szerwoo dem i Makarowem. : — Ciszej, bo i mury mają uszy — rzekł mu Makarów. , — Tutaj nie. Jedyne uszy zdradzieckie to są tego starego osła, Trofimicza i jego godnego sługi Petruszy, ale. już ja im kie- l dyś posłucham, że popamiętają mnie długo. Bierz tę flaszkę szampana i chodź, a słuchaj dobrze, bo chodzi tu o rzecz bardzo I ważną. Ty, Szerwood, trzeba, żebyś... —i powiedział ma Jakieś słowa do ucha. — Niepodobna — zawołał Szerwood niechętnie — od czasu, - jak opowiedziałem księciu historyę o duchach i kapitan policyi przepadł w niewytłómaczony sposób, mój kredyt przepadł tak... V— Jak przepadł także u Trofimicza, który już nie kredytować nie chce. 'To nieszczęście. f)yabli porwali kapitana i kilku żoł |nierzy, jeżeli dyabli mieli rozum i porwali tych drabów, którzy -|nam kradną pieniądze, nam, uczeiwym ludziom, trzecią część za |bierając z tego, co tak ciężko zarabiamy i musimy się dzielić z -|tymi łajdakami, a przecież oni rzucają nas do więzienia. Ja wam mówię, bracia, że dokąd to plemię gadów zanieczyszczać bę '|dzie ziemię, niema co robić, nie, nie zgoła/ Ale —i mówiąc to ' |uderzył swoją żelazną pięścią o stół. dębowy, tak, żej butleki i szklanki podskoczyły z brzękiem — ale ja chcę, żebyś uzyskał na -Ipowrót łaskę księcia, a jak mfl idkryjesz tę nowinę, to pewnie ci podziękuje i okryje złotem od stóp do głowy. ' . : : — Jakto, ty odkryłeś coś i zdradziłeś tego sam? — zapytał Szerwood z miną niedowierzającą. - „— Nędzniku — krzyknął Perfilicz —nie wiesz, że jestem |tylko bandytą, ale nie szpiegiem i także nie powiem ci nic, jeżeli -|.... jeżeli.... to się nie, będzie zgadzać z moimi zamiarami, bo |ludzie ci mówią działają na korzyść włościan. I, — Ah, to zapewnie spisek jakiś — krzyknął Szerwood urado- Iny. : —Ja wiem jak się to nazywa ta rzecz. Są tam rozmaici lu -|dzie: oficerowie, szlachta, mieszczanie i chłopi, jak my. Ja tak |że chciałem wiedzieć co tam się dzieje, ale nie przyjęli mnie. — |Mówiąc te; słowa,podniósł pięść — ale ja wiem, gdzie oni się zbie |rają i zaraz pomyślałem, że dobra to będzie gratka dla tego łaj ,|daka Szerwóoda. ' : .| Szerwood zdawał się nie zważać na ten honorowy tytuł, jaki mu „|dano, bo był do tego przyzwyczajony, lecz słuchał chewiie słów -|starego bandyty, jak wilk, który wietrzy łup, oczekując z oczy ma roziskrzonemi, żeby się rzucić na swoją ofiarę., . — A więc gdzie oni się zgromadzają? — zapytał niecierpli wie, gdy Perfil:cz skończył. _ — 'Kiedy będzie czas, to ci powiem o tem. Powróćmy te , |raz do naszej sprawy. "Trzeba, żebyś jutro rano... — to, co Jjuż | otem dodał było tak cicho powiedziane, że nawet najbystrzej e u ho Trofim'cza nie mogło pochwycić ani jednej sylaby i sły hAć było od czasu, do czasri tylko nie nie znaczące wyrazy, jak: . | *a "ewezyna, żołnierz zraniony w ramię it. p. Następnie | zekł głośniej: — A więc dobrze, sprawa już skończona, a jeśli : ~ L'Ar esz wicdział gdzie. — Znajdują się sprzymierzeni. Oh,'powiedz mi zaraz, wuju „ |Perfilicz. — Przezemnie, możesz ich nazywać sprzymierzonymi, co mnie |to obchodzi, powiem ei także coś podobnego. W roku 1815 byliś my także, upojeni, gdy służyłem w pułku moskiewskim i musieliś ]my krzyczeć **konstytucya !”” Wrzeszczeliśmy mocno, bo myśle śiliśmy, że to dla żony Konstantego, z rozkazu której dostaliśmy | wódkę. Strzelaliśmy tak, aż miło było patrzeć. Ja wycelowa |fem do młodego dziarskiego kawalera, oficera od straży. Paf! |A_on upadł z konia. Gdy go później widziałem, nie miał ręki, a przecież został generał-adjutantem i dowódcą Narwy. Moja kr |la, która mu strzaskała ramię, przyniosła mu szczęście, a nas wszy- Jstkich nazwano spiskowcami. Regiment był zdziesiątkowany, a x'l my posłani na _Kaukąz, gdzie _byłbym do d?i*siaj, gdyby nie przysz ła myśl szczęśliwą, żebym uciekał. A więc, Szerwood, wypij za |pomyślność naszej wyprawy. "TVeraz na ciebie kolej, Makarów. : Makarów spojrzał wokoło siebie niespokojnie, : : — Dlaczego tak spozierasz poza siebie, jak lis schwytany w |kurniku? Czy nie znamy może dobrze twego adresu? Jest, dla |ciebie samego zarobek na pięć tysięcy rubli w tej sprawie. - Oczy Makarowa zabłysły cheiwością. — Ale... nie będziemy robić tak ... ty mnie rozumiesz, Per , ilicz, —i zrobił ruch na znak, że użyją noża —nie lubię takich |rzeczy, bo to niebezpieczne. . › — Ah, bo ty nie jesteś u siebie — przerwał Perfilicz. — Mó |wią, że nie byłeś taki sumienny tam, na dole, zresztą to do ciebie Jnależy. . Sprawa ta była mi proponowaną przez sukcesorów, a po- Jnieważ nigdy nie chciałem marnować czasu na naukę pisania, po ymyślałem o tobie, bo wiem, żeś ty zręczny do takich rzeczy. Rów- . nież z Tawarowem podpisał się jako świadek, | — Nigdy —rzekt 'Makarów — to byłoby niebezpiecznie. V — Proszę, niebezpiecznie, a czy ty nie robiłesy niebezpiecz nych rzeczy. Prawdę mówąiec, nie będziemy mieli potrzeby fał- Jszować testamentu. Stary/ się zlęknie. Lecz od jakiegoś czasu |jest przy nim jakaś głupia dziewczyna, która mu dyabelnie, przy |padła do serca. Stary szaleje za nią. | — Młoda dziewczyna? — zapytał ciekawie Makarów. | — 'Tak jest, młoda dziewczyna, stary capie, dziewczyna dya |belnie piękna, z twarzą jak jabłuszki rumianą, aoczy...ach, jakie |oczy, nie móżna się dziwić, że zawróciła głowę staremu. — (zy to jego córka? | — Jego córka, n'e. Jest ona u niego dopiero od kilku tygo dni, a niebo tylko, albo piekło wie, skąd przyszła. Jest zawsze Jprzy starym, nie odstępuje nigdy od jego łóżka, daje mu lekar- | |stwo, gotuje mu tyzannę i zdaje mi się, że oczarowała starego, bo |Kundekbeków... - ź i — Jaki Kurdekbeków?, : - › — No, syn starego, dla którego ten ostatni za długo żyje i głu |piec chce go wydziedziczyć, gdyż syn żył zanadto hojnie, a teraz musiałby chyba odbyć przymusową podróż do Syberyi, co mu się |też nie bardzo podoba. On wie sam, że jest tak zrujnowany, że już wyczerpał wszystkie możliwe środki, a ponieważ ojciec już mu |nie nie chce 'dać, to 0n... : —To mój kuzyn chce sobie sm wziąć — zaśmiał się Maka rów. Fi | i — Twój knzyn? : r — Tak, mój kuzyn, czyli synowiec mojej matki, gdyż jego oj- | | ciec ożenił się z siostrą mojej matki. : =— Dla Boga, godny" braciszek. * ' — A więc mam pisać testament mojego wuja? Dobrze, Per filicz, z największą przyjemnością, bo mój kuzyn pozwoli, żebym przeznaczył maleńką sumkę dla siebie. I mój wuj ma jeszcze młodą dziewczynę przy sobie? No! to stary grzesznik! — W tej |chwili jakaś myśl przyszła mu do głowy. — może to': jest Natalia, któż wie — rzekł sam do siebie. — Lecz jakim sposobem onaby się tam znalazła? Muszę ją widzieć, muszę się przekonać. Czyż Tawarów nie widział ją dwa razy, dlaczego ją los nie sprowadził na moją drogę dla mnie, jużby mi dawno lżej było na sereu. — Po-— tem mówił znowu eicho: — Jutro mamy więc urządzić się z tą | sprawą. Trzeba przecież, żebyś mnie zaprowidził do mego wrl- ł ja. Pilno mi bardzo dostać od niego błogosławieństwo. ' — Albo chcesz może wykraść dziewcznę, ale ja ci nie odstą pie ten kąsek, wybrałem ją dla siebie. Pisz testament, schowaj w kieszeń pięć tysięcy rubli ina tem koniec. Nie potrzebujesz wi dzieć ani wuja, ani dziewczyny, także i wuj twój, o ile wiem o je -20 charakterze, wcale nie będzie rad; z twojej wizyty. A, teraz, kiedy sprawa ułożona, wypijmy za jej pomyślności — zakończył zbój. : Makarów patrzał na niego bezmyślnie, nie mu nie odpowiada jąe. On był zajęty swojemi myślami. 5 : Ś — sSzampana! — zawołał nagle. — Szampana! — krzyknął Perfilicz, jak echo słów Makarowa. Orgia stawał się corąz dzikszą. głosy coraz bardziej podniesionę, gdy naraz w przedsionku piwnicy trzy butelki w równych odstę pach ezasu zostały rzucone o ziemię z dźwiękiem pr„zeraźlin. TYGODNIK 'JEDNOŚĆ-POLONIA.'' OFUSUSUJUJUSUJOSUJO OO SU OSU US U 000 O ROOOROROOWOE] © Ż Ę n n g b Prof M ków | <ProTesor IeCZnIiKOW ' Sj Szeroko znany i poważany przez cały świat, dowiódł, że każdy może : :i żyć sto lat, być zdrowym i wesołym jak dziecko. ' ; sl Nasza instytucya jest pod nadzorem zacnych i dobrze znanych f ( i medyków ze starego kraju i była założona dla tego, ażeby ulżyć cier- Y 'Ą pieniom naszych rodaków. B ] Po latach ciężkiej pracy i badań odkryłem to, co jest niezbędne Ę i konieczne potrzebne jest do wyleczenia naszych Braci z ich chorób. = D Udoskonaliśmy kilka medycyn które są rekomendowane przez naj- E Ś! lepsżych specyalistów tego kraju. > = s›;l W Stanach Zjednoczonych iw Kanadzie są tacy, którzy potwier- Ę %1 dzą, że chociaż najlepsi doktorzy nie mogli ich wyleczyć, z ich cier- P %ł pień, nasze medycyny ufatowały ich od pewnej śmierei. : : ;'= D ;4: B NIE TRAĆ NADZIEI iŚ |B| nawet gdy twój doktor zostawił cię twemu losowi. Jeżeli potrze- = O] bujesz jedną z poniżej podanych medycyn, to proszę wygiąć to ogło- f; 2] szenie, podać swój adres, naznaczyć krzyżykiem (x) chorobę na którą j DI cierpisz i przysłać do nas, a my Wam usłużymy DARMO w każdej = E potrzebie. : : : p l Mamy lekarstwa na następujące choroby: = Śi REUMATYZM (ból w stawach, zaziębienie krwi.) Ż %1 PRYWATNE CHOROBY MĘSKIE, ZANIK MĘSKOŚCI, (zatru- = Ż cie krwi.) _ ' e 31 NA ŻOŁĄDEK (do wzmocnienia i uregulowania.) % ›Ż s NA PŁUCA (kaszel, ból w piersiach, zaziębienie, astma.) Ę s NA NERKI (bóle w krzyżach, nieregularny mocz.) e E CHOROBY KOBIECE (białe uplawy, bolesne peryódy.) f Ś' . CHOROBY SKÓRNE (liszaje, wyrzuty, swędzenie.) ' I B BLEDNICA (osłabienie ciała, brak krwi.) : K 1 Adres: j Ę < ż ;Y:: 1 THE ROMAN MEDICINE(CO, Ę D : K ,1 400 BUTTONWOOD ST. PHILA., PA. Ę f ZND SRZ SRZR SWZ SY SY SRZ WI WS SRZ RZ SRZ WD SWZ WRZ RZ SWZ RZ SRZ SRZ SRZ SWRT RZ SRZI AC EEE EEE 13 CJE EEE E RSI EEE POO SE ZE TE " SE EEE SRSE TE EEE EEE " EEEESSEEEE" T" ZEBCZE @K@)K@%@)K@?Y@K@ Ś KOKCKOKCOKOKORDOROKOKDOROKO KOKOKOKOZKOKOROBOKOKOROKO % 2ę : D < © Y © © 0s - — z © Ę © 04 _ % E 2© 2 1 . D :8 Ś Ś 2 0 U $ © zĘ 0 ( ' 2 © e © JE 6 Z Ą $ 2 © ©© z Ś 9 © Ignacy Rakowski gi © © : Y (e) 9 © Reprezentant e © RŁA ** : * x „Jedność - Poloni Ś Ą Y AĘ N O l © © 9 e Jest upoważniony do kolektowania pieniędzy $ % % za gazetę i załatwiania wszystkic. spraw. = S ź - Władysław Urbański, 8 6 % Y ł . Wydawca. Ś © *':3 OKOŁOKSKOROŁOKCOKOKOKOKOK OROKOKOROROKOKOKOKOKOKOK © EŚ%W%W%WW 000 EPE EEE JEBOR EEE SE ZDT EEE EEE PO P EEE IT ZE W S JE TRTE EEE TJE ZE TE E OCZE EEE P EEE EEE "Z Oc 7 o: GFPO : OW OD CR „.—rv-_ wĆ SPÓC OPO : 5P ee Ą Ę , GĄ - SŚvronh Nafinnal Bauk € 5 V G O _ Ś SI) s 432 Suuth Brnadmay s wmś ! BALTTFIMORE % AR 0 00-00 (( ((( ( P(r00©0 JJ "" W ”; Hagitał oo si OD+ Or eeeh kei aZoe $D 080 «›*'ta %% Nadwyżka i Dywidenda Rezerwewe........51,100.000 % Łi ł G) = : $1,600,000 € Er : GT %% CHAS. C. HOMER, Jr. Pres. LOUIS KANN, Vice-Pres. g 353 W.E. WAGNER, Casbier. — D.J. EMICH, Ass't Cashier. m .1:_; . ;;: e sod/ soo aSąAE AB OHOBJPOJGOPYGGOYGAE " GA ZE ABNLWA SE SRA Sr E g Y e A RW WS TE TD 3 ske DŁD AU * , GKEO. KIPP £ż SON T <D Sk: J z ć x z ) w sx Y : Skóry i Wszelkie Przybory Szewskie 3 > D > : 4 NF WS 5 PANTOFLE 5 » D 2 t605-1607 EASTERN AVENUE BALTIMORE, MD. % OGRROEKOOEEEOOOK 000 111 OR 000 POY ŁY o P ePeerYLOWEODe oSRr* ++ $ 100 PL PL BeO YLG* :2 O.e PrO Gr :20 OD*- D>o 29 OOP +0 20112+ <+ ++ ©*+ ++ 920 ©+ 010 104 me GoresdpoeDeeee see+ e. **+ D+- 9+2 9-29 <2 D*+ +2 6+- '.'M;'-'."'«.-› . ę : s e -8+- 0-*- >-- 9ri + f Telefon Wolfe 4634-W_ __ / $ : 6© $ , i | 1 B.A.CZAJKOWSKI ś . .. | l+ ł ż , l : IT Ę DQVF FZNTTDNI Y s NAJLEPSZY ZYTNI CHLEB. : PY <P 6 ; : ź Dostarcza Pieczywo tak do Groserni jak i Prywatnie. : QA wh =""n"że eer e ł GEr r D : + s ł Przyjmuje obstalunki na Bale i Wesela. I j : ii $ : | | $ : " :i 820 S. Bond St. Baltimore, Mad. ›I i i : o Wwwą«mmw—«au@ 7