Newspaper Page Text
Strona 2. UNUR M URUR TR RURL R RLTR - CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH śWIĄT € I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY Th Gral Gllankic Ś : : , l s> |and TPaci[ic Tu Cs. Ś | M y 1 ! : s"' Ć :, J ą : lń : '-CZYTELNI"COM TEGO PISMA — WESOŁYCH śWIĄT 2 I SZCZĘSLIWEGO NOWEGO ROKU — ŻYCZY Ś ! The Broadway Theatre ź PA AR P LU RRR EEE UE ER OO EAE 000 GALADY £OL RÓ sl WRRE ORIA YAE RU F RURL RU: FR USR UL US UL URUR URUR R UUU UR UGUR LRURL LR ! - Old Town National Bank — : z GAY STREET PRZY FALLSWAY : 1 | 4— OGÓLNE ZASOBY PRZESZŁO $6,000,000.00 : : | : sk HANDLOWE I OSZCZĘDNOŚCIOWE KONTA h B! Dobrze oświetlone übikacje — Skrzynki Bezpieczeństwa do S' wynajęcia — przed bankiem dużo miejsca na auta :l B ' o' : : , h URA YY RLR UM RLR YL RLR URU R URU RUR URRLR UE RLR URUR R URUR RUR URRLR z . : % CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH ŚWIĄT % „ I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY „_%› | $ John Sommers › › 246 SOUTH BROADWAY , : śmmmmw%%mwmw —m URUR URU R UR RRR URUR UR RUR UR E URUR LR RR URUR URRLR : „ 5 : Telefon Wolfe 1311 Ś 5 ' S, Independent Wall Paper Co. $ C IR : ih WSPANIAŁE TAPETY I ARTYKUŁY DEKORACYJNE £ s h ZI ć 5 ; V i h i 2465 S. BROADWAY Ś — FIREWR : am%%amsmmmasmamsm%amsż 5 6 in 5 Ą /, :Tn n K ih AE % . <4 d y ih LG ( 401 : z /, N | X in . E 3 / E - ih : . ih T z H'-l z _;i CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH śWIĄT Ż / - I SZCZĘSLIWEGO NOWEGO ROKU — ŻYCZY sCurtis Bay Copper 6x Iron Works PR RU RUR UM RURL RUR URUR RR ”« CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH ŚśWIAĄT: p % SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY A. SINDLER - $ SRŁ AD - MECB ]5 m- 1613-1615 EASTERN AVENUE , | sz ŚMIERĆ BORYNY — -:- V j "Noc musiała być już późna, pierwsze kury zaczęły piać, gdy naraz Boryna poruszył się na łóż ku, jakby przecykając, wraz też i księżyc uderzył w szyby i chlu snął, oblewając mu trwarz sreb rzystym wrzątkiem światła. — Przysiadł na łóżku i, kiwając głową, a robiąc usilnie grdyką, chciał cosik powiedzieć, ale mu jeno zabulgotało w-gardzieli. . Siedział tak dość długo, rozglą dając się nieprzytomnie, a nie kiedy gmerząc palcami we świe tle, chcąc zebrać w garście ową rozmigotaną rzekę księżycowych brzesków, bijącą mu w oczy. — Dnieje... pora... — zamam rotał wreszcie, stając na podło dze. Wyjrzał oknem i jakby się bu' dził z ciężkiego snu, zdało mu się że to już duży dzień, że zaspał, a jakieś pilne roboty czekają na niego... C — Pora wstawać, pora... —po wtarzał, żegnając się wielekroć razy i zaczynając pacie, rozglą dał się zarazem za odzieniem, po buty sięgałć kaj zwykły były stoić, ale nie znalazłszy niczego pod ręką zapomniał o wszyst kiem i błądził bezradnie rękoma dokoła siebie; pocież mu się rwał iż jeno poniektóre słowa mam lał bezdźwięcznie. ' Skałtuniły mu się naraz w mózgu spominki jakichś robót,' to sprawy dawne, to jakby odgło sy tego, co się dokoła niego dzia ło przez cały czas choroby, prze siąkało to w niego w strzępach nikłych, w bladych przypomnie łniach, w ruchach zatartych, jak Iskiby na rżyskach. i budziło się teraz nagle, kłębiło w mózgu i na świat parło, że porywał się ca chwila za jakimś majątkiem, lecz nim się go uczepił, już mu się rozłaził w pamięci, jako to zgniłe przędze, i dusza mu się chwiała kiej płomień, nie mający się czem podsycić. Tyle jeno teraz wiedział, że co się może śnić o pierwszej zwie śnie drzewom poschniętym; że po ra im przecknąć ż drętwicy zimo wej, pora nabrane chlusty wy puścić ze siebie, pora zaszumieć Ęz wichrami weselną pieśń życia, ą nie wiedzą, że płonne są ich śnienia i próżne poczynania. l Zaczem otworzył okno i wyj rzał ną świat, zajrzał do komó ry i po długim namyśle pogrzebał w kominie, zaś potem, jak stał, boso w koszuli, poszedł na dwór. Drzwi były wywarte, całą sieńl lzalewało kisężycowe światło, przed progiem spał Łapa, zwinię ty w kłębek, ale na szelet kro ków. przebudził się, zawarczał i J|poznawszy swojego, poszedł za . nim. 1 Maciej przystanął przea do-' mem, i skrobiąc się w ucho, ciężł ko się głowił, jakie go to pilnne roboty czekają?... % Pies radośnie skakał :mu do; piersi, — pogłądził go po dawne mu, rózglądając się frasobliwie po świecie. : S * Widno było, jak w dzień, księ życ wynosił się już nad chałupą, że modry cień zesuwał się z bia łych ścian, wody staru polśniewai ły, kiej luśtra, wieś leżała w głę bokiem milczeniu, jedne vpta;szy-J ska, co się wydzierały zapamię ltale po gąszczach. .- Znagła przypomniało mu się Icos_ik, bo poszedł spieszno w -pod-' Iwórze, drzwi wszystkie stały o-| twarte, chłopaki chrapały _pod 'ścianami stodoły — zajrzał do stajni, poklepując konie, jaże zarżały, potem do krów wsadził głowę: leżały rzędem że ino iml zady widniały we świetle; to z pod szopy zachciał wóz wyciąg nąć, już nawet porwał za wysta jący dyszel, ale dojrzawszy bły-'| szczący pług pod chlewam, doł nego pospieszył i, nie doszedłszy całkiem zapomniał. Stanął wpośrodku podwórza, obracając się na wszystkie stro ny, bo mu się wydało, że ską deiś wołają. Żóraw studzienny wynosił się tuż przed: nim, cień długi kładąc. — Czego to? — pytał, nastłu chując odpowiedzi. Sad, porznięty.światłami, jak by zastąpił mu drogę, srebrzące Żrię liście szemrały cosik cichuś ko. - — Kto me woła? — myślał, dotykając drzew. , Łapa, chodzący wciąż przy nim, zaskomnał cosik, że przysta nął, westchnął głęboko i rzekł we Isoło: — Prawda, piesku, pora siać... Ale w mig i o tem przepom niał; rozsypywało mu się wszyst ko w pamięci, kiej suchy piasek , w garściach, jeno że wciąż nowel wspominki popychały go znów gdzieś naprzód ; motał się w one złudy, jak to wrzeciono w mić, uciekającą wiecznie, a cięgiem na jednem miejscu. — Juści... pora siać... — powie dział znowu i ruszył raźnie .kole |szopy opłotkami, wiedącemi mna TYGODNIK JEDNOŚĆ-POLONJA pole; natknął się na bróg ów nie |szczęsny, spalony jeszcze zimą Ji już postawiony teraz na nowo. | Za brogiem, od samej drogi a |pobok ziemniaków ciągnął się ldługi szmat podorówki ; przysta nął przed nim, wodząc zdumione |mi oczyma. | Księżyc już był w pół nieba, |ziemie pławiły się w przymgło nych brzaskach i leżały operlone |rosami, jakby zasłuchane w mil lczeniu. | Nieprzenikniona cichość | biła |z pół, zamglone dale łączyły zie |mię z niebem, z łąk pełzały -bia iławe tumany i wlekły się nad zbo ,Iżami, kiej przędze, obtulając je, | |niby ciepłym, wilgotnym kożu-| chem. Wyrosłe, zielonawe ściany żyta |pochylały się nad miedzą pod cię- J|żarem kłosów, zwisających kie |dy te rdzawe dzioby mpiskląt, Jpszenice szły już w słup, stały |hardo, Iśniąc czarniawemi pióra |mi, zaś owsy i jęczmiona, ledwie |rozkrzewione, zieleniały kiej łąki |w płowych przesłonach mgieł i! iświatła. ł | Drugie kury już piały, noc by] |ła późna, pola pogrążoże w głę-l boki sen odpoczywania, jakby,; |dychały niekiej cichuśkim chrzę, |stem i jakiemś echem dziennych | zabiegów i trosk — jak dycha' Imać, kiej przylegnie wpośród : dzieciątek, dufnie śpiących nal jej łonie. | 'Boryna naraz przyklęknął na! zagonie i jął w nastawioną koszu ! lę nabierać ziemi. niby z tego wo; ra zboże naszykowane do siewu, ! aż nagarnąwszy tyla, iż się led—! wie podźwignął, przeżegnał się ! spróbował rozmachu i począł Ób-i siewać. . Przychylił się pod ciężarem, i* zwolna, krok za krokiem szedł i, tym błogosławiącym, półkolistym rzutem posiewał ziemię po zago—i nach. ' Łapa chodził za nim, a kiej ptak jaki spłoszony zerwał się z ' pod nóg, gonił przez chwilę i zno , wu powracał na służbę przy go-; |spodarzu. i A Boryna zapatrzony przed| się w cały ten urokliwy świat no icy zwiesnowej, szedł zagonami | !cicho, niby widmo, błogosławiące | każdej grudce ziemi, każdemu |źdźbłu, i sio* — siał wciąż siał niestrudzenie. : | Potykał się o skiby, plątał we ' | vąyrwach, niekiedy się mnawet Jprzewracał, jeno żenic o tem nie wiedział, i nic nie czuł, kromie ! ~lt'ej potrzeby głuchej a nieprze-, partej, bych siać. ! |' Szedł aż do krańca pół, a gdy ! |mu ziemi zabrakło pod ręką, no wej nabierał i siał, a gdy mu dro, gę zastąpiły -kamionki a krze kol iczaste, zawracał. ł | Odchodził daleko, że już pta-' lsie głosy się urywały i kajś w, i Imglistych mrokach zginęła cała 'wieść, a obejmowało płowe, nie-. jprzejrzane morzę pół, ginął w, ,nich, kiej ptak zabłąkany, lubj kiej dusza, odlatująca ze ziemie ' l_—'i znowu się wyłaniał bliżej do mów,.w krąg ptasich świegotów , „łpowracał iw krąg zamikłych na |ehwilę trudów człowieczych, jak, |by wynoszony z nawrotem mna '.krawędź żyjącego świata chrzę-! stliwą falą zbóż... — ; › *_ Puszczaj, Kuba, brony, a| letko! — wołał niekiedy niby na |parobka. - : ; I tak przechodził czas, a on| siał niezmordowanie, przystając ' jeno niekiedy, byćh odpocząć i! kości rozciągnąć, 'i znowu. się brał do tej płonej pracy do tego% trudu na nic, do tych zbędnychi 'zabiegów. k ; A potem, kiej już noc ździeb-' ko zmętniała, gwiazdy zbladły, i! kury zaczynały piać przed śWi-; Itaniem, zwolniał w robocie, przy łstawał częściej 1, zapomniawszył nabierać ziemi, pustą garścią| siał — jakby już jeno siebie:sa-|! mego rozsiewał do ostatku na te[ praojcowe role, — wszystkie dni ! przeżyte, wszystek żywot czło wieczy, którem był wziął i teraz! tym niwom świętym powracał i,; Bogu Przedwiecznemu. ' Iw oną żywota jego porę o-, statnią cosik dziwnego zacz꛳o] się dziać: niebo poszarzało, kiej zgrzebna płachta, księżyc zaszedł wszelkie światłości pogasły, że cały świat oślep nagle i zatonął w burych skołtunionych topie- Ilach, a cóż zgoła niepojętego jak by wstało gdziesik i szło ciężki mi krokami skróś mroków, że ziemia zdała się kolebać. Przeciągły, złowróżbny szum powiał od borów. Zatrzęsły się drzewa samotne. deszcz posniętych liści zaszem irał po kłosach, zakołysały się łzboża i trawy, a z niskich, roz—l dygotanych pól podniósł się ci-| chy, trwożny, jękiwy głos: | — Gospodarzu! Gospodarzu; Zielone pióra jęczmion trzęsły się, jakby w płaczu, i gorącemi całunkiemi przylegały do jego nóg utrudzonych. — Gospodarzu ! zdały się skom ! leć żyta, zastępujące mu drogę i trzęsły rosistym gradem łez. Jakieś ptaki zakrzyczały żałoś nie. Wiater załkał mu nad głową. Mgły owijały go w mokrą przę dzę, a głosy rosły, wciąż rosły. Olbrzymiały, ze wszystkich stron biły jękliwie, nieprzerwanie. — Gospodafrzu! Gospodarzu! Dosłyszał wreszcie, że rozglą dając się, wołał cicho: — Dyć jestem czego”? c0?... Przygłuchło naraz dokoła, do piero :kiej znowu ruszył powieść ociężałą już i pustą dłonią, zie mia przemówiła w jeden chór ogromny : sk I_ — Ostańcie! Ostańcie z nami! |Ostańcie'... x Przystanął zdumiony, zdało mu się że wszystko ruszyło na przeciw: pełzały trawy, płynęły, rozkołysane zboża, opasywały go zagony, cały świat się podnsił i walił ną niego, że strach go por wał, chciał krzyczeć, ale głosu ijuż nie wydobył ze ściśniętej gar idzieli, chciał uciekać, zabrakło !m-u sił, i ziemia chwyciła za no łg_i, plątały go zboża, przytrzymy ]wały brózdy, łapały twarde ski |by, wygrażały drzewa, zastępu ijące drogę, rwały osty, raniły ka ;mienie, gonił zły wiater, błąka iła noc ite głosy, bijąc całym 'światem.. : ( — Ostańcie! Ostańcie! l Zmartwiał naraz, wszystko Iprzycichło i stanęło w miejscu, ibłyskaWica otworzyła mu oczy z „pomroki śmiertelnej, niebo się irozwarło przed nim, a tam w ja I snościach oślepiających Bóg Oj !ciec, siedzący na tronie ze sno ipów, wyciąga ku niemu ręce i łrzecze dobrotliwie: z Pódzi-że, duszo człowiecza, ,do mnie, Pódż-że, utrudzony pa „robku. : l Zachwiał się Boryna, roztwo rzył ręce jak w czas podniesienia | — Panie Boże, zapłać! — od .rzekł i runął na twarz przed tym ,Majestatem Przenajświętszym. | Padł i pomarł —w onej łaski ;Pańskiej godzinie. : | i l świt się nad Mim uczynił, i Łapa wył długo i żałośnie. i WŁ Reymont. (Chłopi). I MAŁŻEŃSTWO | Ogromnie indywidualnie tra ktuje kwestję małżeńską pani Róża Pastor Stokes, twierdzenia j ljej jednak w tej sprawie mają „wiele poważnych podstaw zaczer ipniętych , życiowych obserwacyj. | Uważa ona, że mężczyzna i ko ;Lbieta, którzy żyją jako mąż i żo na, jednak wcale nie kochają po 'pełniają oboje wiełką niemoral |ność. . 9 Bywają wypadki, że to jest naj zupełniejszą prawdą. Jest bardzo | 'wiele na tem świecie niemoralno ści, popełnianej w imię związków małżeńskich. s . i Oczywiście zaznacza się tu, że 'wiele różnych rodzaji ustosunko iwań społecznych próbowane by ło między przeciwnemi płciami, 'okazało się jednak, iż problem 'małżeński jest najlepszy z wszy 'skich. ! Małżeństwo nie jest ani wyna lazkiem kościelnym ani państwo 'wym, ani też nie zostało wynale- ; 'zione przez jakąś zewnętrzną! | władzę. o | Ludzie się żenią ponieważ sa 'mi chcą tego. Ludzie zupełnie na ituralnie potrzebują towarzysza lw życiu codziennem. Próbowano 'różnych rodzaj, a więc była po ;l_i_gamja, konkubinat itp. Mał ; żeństwo jednak dwojga ludzi jest Inajbardziej idealnym stosun- Ikiem między dwojgiem ludzi, któ ;rzy i wspólnie wierzą w jedne ide ały i razem się zajmują wycho łwa;niem swoich dzieci. z | - Małżeństwo w swej ewolucji Istało się skondensowanym kwia-| [›tem wzrostu cywilizacji w ludz |kości. Niema w sobie nie sztucz inego, jest wprost naturalnym in łls;:yk'cowanym popędem człow ie ika. ' Oczywiście, małżeństwo, będąc ludzkim zwyczajem, jest i ułom lne i chwiejne i pełne błędów, gdyż człowiek jest grzecznym i nie może być zupełnie doskona łym, dlatego też i małżeństwa są niedoskonałe, chwieją'się i rozpa dają. Zależne to jest od wzajem nych nieporozumień, od wstrę itów, od tak zwanego złego dobo ru. Dla uniknięcia większej ilości życiowych katastrof, instytucja małżeńska została ujęta przez lu dziw pewne reguły i prawa. Mał żeństwo będzie zawsze egzysto wa, dopóki ludzie będą się mię-l ldzy sobą kochać. Ponieważ zaś |miłość jest wrodzonym instynk item człowieka, instytucja mał żeńska nigdy nie zaginie. Człowiek, który kocha kobietę j woli mieć szczęście i spokój wi porządnem lojalnem życiu, ›któ-l ry mu daje tylko związek mał iżeński. _ ' : AĄ . . Southern Electric Company ą;«;—.ą | f gf%f — ROZDZIELNIA — | 15/ || 5-7-9 N. GAY STREET $ : „:le H T 9 SS P ZRS Rz T POY AE OY AD YO = L'i = INSTALACJA śWIATŁA ELEKTRYCZ- Ę K E)vx s NEGO DO MIESZKAŃ : KUPUJCIE U SWEGO KUPCA LRUUR E YTRLR PY M M RUR A D DDD URUR M URU M M RLR URRLR U URUR UUU URU UR UR RĘ $ Pod Kontrolą Rządu Stanów Zjednoczonych - Canton National Bank : | CLINTON i ELLIOT'_I' STREETS | Zupełne Bezpieczeństwo Skrzynki Bezpieczne dlą ł , dlą , Waszych Oszczędności Waszych Kosztowności | [ **WASZ BANK”'” ż ' m URRLR F RUR UM UT U R RU URU UR ULR UUU URU RT URUR Dlaczego nie macie pozwolić swej żonie skorzystać z dni Ś B świątecznych przez zabranie jej i rodziny na obiad ' .do Restauracji Geiersa, gdzie podają domowe potrawy przy najlepszej obsłudze? e , ” Gerer's Lunch Room 810 SOUTH BROADWAY i ----_----_- % CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH śWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY Ś . Dobler and* MUdgC ' Ś - HURTOWNICY PAPIERU - BALTIMORE, MARYLAND 'J l l'1—"---"-'-"-.'-1'.-'-- RLR LRY R nR '..'L'—',."..".'..'.".'..'.'.".."..'_'.. DDD DDD DDD Z I CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH śWIĄT i I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY z Ą : : i HURTOWNICY PAPIERU BALTIMORE, MARYLAND I FITR RU RR U RUR RUR RR UUU RTR URUR UUU R MRU UR UR U UUR URUR U UR UR RUR UR URU UR URUR RUR URUR URU RUR | Ś CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH ŚśWIĄT a % „I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY B TB j ż $ 1 * Gibbs Preserving Company - $ ; 1h l SIUR UM RL LRTURUTMUR YR UL YURL UG RULN E URL ZA ! Ę CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH ŚWIĄT Ś i I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY ś OF BAL OD ź EUTAW. SARATOGA AND CLAY ST3: < UR PY NURL LM RUR M LRL UE URLR UU RRR URU URU Y YT UR UR UR UGU UUM UR UNUR RURL CZYTELNIKOM TEGO PISMA — WESOŁYCH SWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU — żYCZY - Webster-Butterfield Co., Inc. — | Horn Ice Cream | 4 QUALITY Ś : 4w NAJLEPSZY -NA TARGU — H „ — LEPSZEGO NIE WYRABIAJĄ i:: ?3',_'3='. — —>———————————————————————-————SSH=E EEE EEE EEE |5 S : : z lis _ y 446 AISQUITH ST. WOLFE 0171 E ! LBH.D'