Newspaper Page Text
L© Nr. 30. ... 1) Proroctwo Mtehaluy, PŁACIĆ ZA KATOLIKA! t ii.- e Redaktor wyi iwoa: Hieronim Sfcerdov^ki. Prezent,,Katolika" dla abonentów, któ- rzy zapłaca przynaj- A A i mniej 2 dolary abonamentu,stanowią, teraz następujące trzy książeczki: wmmt. TH/E[ Najprzód, jak wiesz, Szan. Redaktorze, gorącem g° koprowych oczu atoli myśl, że' niedługo uściskam 'l' znów szczerego przyjaciela, I ukoi jego zbolałe serce, bo obiecałem mu: ,że maluczko, a znów ujrzycie mnie. r_:az z potrzeby rrego serca muszę Ciebię, Szan. Redt ,f przed samem wsiada niem na parostatek, jeszcze raz pożegnać i życzyć Ci wszelkich, na tem niewdzięcz nem gazeciarskiem polu, przyjemności i sukcesów. Broń tylko zawsze dobrej sprawy słuszność sprawie dliwość i prawda niech bę dzie ozdobą i rdzeniem Ka tulika. Ale przytem niemiło siernie chłoszcz zakusy szu brawców, i ten niesforny tmiętności motłoch, który dziś wszędzie rozbestwiony, stawia swe na zwierzęce ponad wszelkie prawo, ponad wszel ką powagę. Trudny za w zaiste, ale zasługa tem Iódotaczał większa. Przez cały prawie miesiąc bawiłem w Milwaukee u W. Ks. H. Gulskiego. Nie wiem zaiste, jakiemi słowami opi sać szlachetne serce i miłość braterską tego czcigodnego kapłana. W mojem utrapie niu mnie prawdziwie ojcowską opieką. Jego deli katność uczuć i współczucie były balzamein na moje cier pienia. Nie mniejszą pieczo witołością otaczali mnie wszyscy, którzy składają dom ~AQgo zacnego kapłana jak W. Ks. Prądzyński, asystent, i troskliwa o moje wygody rządczyni domu. Wszystkim więc, przy wstępie na pokład parowca ,, Kaiser Wilhelm II," składam najszczersze'por" dziękowanie i to staropolskie: „Bóg zapłać," z zaręczeniem, że w moich, choć może nie I godnych modlitwach, pier wsze znajdą ,,memento." W Chicago stanąłepi w gościnie u mojego kumotra p. Z Brodowskiego, z któ- rvm to czter y la dzlt'lnie nt- i n czepiła go się bieda. Jakieś K o w e 1 ta \**nu. tak n :rza.dzal)smv Gy.^i nego "zbolałe za ojczy/ne, piersi." Kuracya 'była długa, ale skuteczna.. Dziś chłop ma piersi całkiem wyleczone ale, jak mi mówiono, inna s ze Sabbv. 13 Sybilli.- mikroby ,,microbus praesi 2) Słowiczek czyli zbiór polskich dentialis' toczą mu mózg, piosnek ludowych 3) Książeczka dla dusz naimż nych. słowy pożegnałem ęnojego najdroż szego przyjaciela od ,,Łgarza w Ameryce". w Buffalo. Wiem dobrze, iż mój wyjazd fj nie jednę rzewną łzę wydusi ^|.: i który i tak już nie wart fun ta kkłkótó Ale od czegóż postęj.) nowoczesnej chiru^ii Ot w najgorszym razie roz łupią mu skrzynkę, wyimą zgangrewoną mikrobami masę myślącą i zastąpią ią choć mózgiem z węgorza a tedy zaręczam, że i na senatora do Washingtonu ,, lecieć" może, bo tam zasiadają od powiednim mózgiem uorgani zowane głowy. Mój kum i kuma, niech iiw Bóg da zdrowie, szczęście i choć z tuzin rabiaty, ota czali mnie wszelkiemi wzglę dami. Kum nawet zawiózł mnie na światowy jarmark w Jackgmiparku t, i^[ oa wystaw^i|^H^^9|fi^pP|ie wierny Tomai^pII^M^ do tknątoszf "się wystawy i zo baczywszy choć tylko maią cząstkę, wyleczyłem się z niewiary i przyznać muszę, że choć widziałem paryską i wiedeńską wystawę, ale ta kiej pew.nie więcej widzieć nie będę. Jest to coś wspa niałego, cudnego! Przedsię biorczy duch amerykański widzieć się tu daie w całej swej sile, wielkości i wspa niałości. Dawniejsza wolna Polska słynęła z dobrej kuchni. Do bra kuchnia jednała sobie braci szlachtę i posuwała właściciela dobrych kucharzy na najwyższe w Rzespt. urzęda i godności. Obecna Polska w niewoli słynie przy miotami ducha i geniuszu a szczególnie sztukami pię knemi. Na wystawie więc w Chicago mamy wyborną re stauracyą polską pod zarzą dem Szan. p. Piotra Kłołbas sy, byłego skarbnika miasta Chicago i znakomitą wy stawę obrazów naszych pol skich artystów. Jeżeli więc galerya obrazów polskich za spokoi najwybredniejsze wy magania ducha, to restaura cyra polska zaspokoi najwy bredniejsze podniebienia i żo łądki. Kto temu nie wierzy, niech idzie i spróbuje. Z Chicago do Nowego Yorku powinienem był, jako literat i gazeciarz amerykań ki-polski, iść torem kolejo wym ,,per pedes," i wstępo wać po stacyach na free lunch ale kolej Nickel-Plate zli towała się i za pół ceny za wiozła moją osobistość aż blisko Hoboken. Jazda wy godna, ale nudna bo trwa ła prawie półtora dnia. Je chałem przez Buffalo. Miasto to stawne z wyrobu Jestem nareszcie w Hobo ken. Zwiedziłem już pyszny parowiec ,, Kaiser Wilhelm II," który ma zawieść moją personę w ojczyste strony, Kupiłem sobie tak zwaną ,,szyfkartę," do drugiej klasy. Zdziwisz się może, Szan. Red., dla czego drugą a nie pierwszą jadę klasę. Ha! trzy głóvvne przyczyny wpły wały, że muszę się mięazać fc_^minores gentium,""'a nie z panami. Najprzód że jadę za swoje! Po wtóre nie jadę jako delegat, ,, wysadzony'' przez komitet ankiety, złożo ny z najwyżej posadzonych mężów, do zbadania stosun ków galcyjskich i uściśnienia braterskich dłoni, ale jako simplicissimus servus Dei dla wypoczynku i zrestau wania nadwątlonego zdrów a. Po trzecie, jad^ jako zwykiy ,,cyrulik" teologii a nie jal •co doktor wszelkich uczą łości krakowskich którzy to doktorowie, jak wiadon o, zwykle na kredyt lubią jeździć pierwszą klasą i zadawać ga hcyjskiego szyku na ocea nach. Więc bądźcie zdrowe ame rykańskie rozkosze bądź zdrów Sz. Redaktorze. Jeżeli rekiny nie posilą się mojem ciałem na oceanie tedy znów ci coś napiszę. Ka. K. IK Co sie dziejo W MAMTO WOC,' WIS- Trudno, zaiste, opisać co się dzieje w tem gnieździe wszelkiej nieprawości, jakiem jest nieszczęśliwa parafia pol ska Najśw. Maryi Panny w Manitowoc, Wis. Zdaje się, jakby się wszyst ko sprzysięgło na zagładę tej parafii i w tym chaosie me dojdziesz ładu, choćbyś był Salomonem, albo wszyst ką mądrość świata posiaclał. Tam każdy kapłan musi się uzbroić w anielską cierpli wość i wyryć w swem sercu znany tekst Ojców Świę tych: (Jierp w mib^cniu. módl \r., BOZE ZBAW POLSKĘ! Winona, Minn., dnia 27 Lipca 1893 roku. {hnUred at the JFostofficę Wito?/u Jź/weó-^iUy as ,,&co i CI'mail matter.) polskich buszli i łgarstw śli-j poczęciu swego urzędowaniachodzą do Przytułku na na szowskich. Jest tam takżp I lecz zwłaszcza w Manitowoku sławne ,,echo." Gdy krzy kniesz w pewnych derbach jakie kłamstwo odbija ci ie echo po tysiąc razy ze wszech stron Stanów Zjed. P. Delegata Dr. Dunikow skiego nadzwyczajnie to echo zajmowało, i piękne o nim napisał w swej książce wspomnienie nazwał )e na wet ,,zacnem.'' Ostatni więc braterski połacunek po słałem z wagonu kochanemu Śliszpwi & Comp. O, jakże słusznie zastósować się da w obec licznych prze śladowań i ciągłej niewdzięcz ności ludu, który bezprze stannie widzi w kapłanie t\ 1 ko wroga swego, jak niegdyś faryzeusze widzieli w Chry stusie Panu, tym dobroczyń cy ludzkości, li t!ko bunto wnika i zwodziciela! Ale nie dziwić się temu taki jest bowiem los każdego kapłana, że musi cierpieć. Wszak/.e sam Zbawiciel już to zapo wiedział, mówiąc do Apo^to łów: Jeżeli miiĄ przexlad'ncali. i was prześladować bqd{! I zi wićby się tylko należało, że w tym .„ .kraju wolności, ka płani psześladowani są od swoich, to jest, od chrze ścian-katolików. W Rosyi prześladuje ich rząd schjzma tyczny, w Chinach i Korei poganie, tu zas*\v Amer\ce, kiedy \vszyscy .j^?ywatele cie szą się wolnością, to biedni polscy kapłani czirą ciężkie jarzmo prześladowań od wła snych rodaków svyuich, któ rzy niejednokrotnie gorzej i okrutniej sobie z nimi postę pują, aniżeli dzikie plemiona Afryki z misyonarzarni swy mi. 1 kiedyż Polacy w Mani towoc już przejrzą? Podo bno nigdy tam zawsze nie porządek był, jest^' i bidzie do końca świata, bo nie ma nadziei, aby się przed koń cem świata Polacy w Mani towoku nawrócili, a po koń cu świata, to już będzie za późno. Parafia ta istnieje już piv.e szło Jat dwadzieścia, i żaden tu kapłan głowy swej jeszcze nie uolożył, bo parawanie na wykli co rok zmieniać swego duszpasterza. Ksiądz Henryk Cichocki jest już dziewiętna stym w Manitowoku probo szczem, a i Sierpnia b. r. będzie dwa lata, jak Narządza tamtejszą parafią. *To się parafianom nie podoba już im się sprzykrzyło, 'że tak długo siedzi na jednem miej scu, a oni przecież proroku wali, że najdłużej cztery mie siące będzie ich pasterzem. Nie dziwcie się temu, Sza nowni Czytelnicy ta ciągła odmiana kapłanów stała się już zastarzałym nałogiem Ma nitowioków, więc juz się z tego nie wyleczą jak ży wo nie! Bo mówi przysłowie: ,, Czego się skorupka za mło du napije, tem i na starość trąci." Paralia manitowocka, jak wszędzie, ma ludzi wierzą cych, obojętnych i niędow:ar- A fit KM KATOLSB*A: Katolik, 59,E. 2nd Str. Wmona. Mm: są i pracuj, buduj i obu bij, ków, czyli buntowników w lego początku, to jest \umczaj i działaj, ijj i uiwcraj. kezbie czternastu a gd je- pierwsi nim przytułek stanął jak Jezu* Chriptu*. To dewi-Iszczę dołączymy i przytułku-| z k 11 i /opałrm pracował dla za każdego kapłana prz ro/.- rzów, to jest tych, którzy! dobra, i ik mniemał, public/- bożeństwo, tu widzimv tam aż cztery partye wprost prze,r ciwne sobie, jak cztery pory roku, 7 1 1 ,, '(i ufs' (i Na domiar nieszczęścia, zja wił się nagle w Manitowoku jakiś Gość, który tu łapie od pewnego czasu po świecie, a swoim wpływem paraliżuje znacznie działania ks. Cichoc kiego. \Y numerze, n. p. swego świstka, wspomina i odgrzewa dawne dzieje buł laloskie, zowiąc ks. Cichoc kiego sarkastycznie Jałmićni l-ient dia tego tylko, że ko lektował kiedyś w Chicago pieniądze na odbudowanie spalonego kościoła, św. Woj ciecha w Buffalo Na to odpowiadamy, że ks. Cichoc ki czynił to w dobrej myśli, z czystą intencyą a do tego wie, a prutem tak wiernego jeszcze i z posłuszeństwa, jako ,ły niegdyś assystent ks.! słusznie zrobił. że te^o O lnimbugisty opuścił. Teraz, o i ile wiemy, żyją z sobą na bakier. I akto zwykle bywa gdzie jest przyjaźń interesow na i obłudna! Pożeg-nanie Śliszowi. y i i z w n S i s s n s z u a i e y IV barbona nikniesz poio/occ, rJ'rr.t/maj 1 klawiter.n. W.ęcejby Imoże należało przepisywać winy siratą tak nę, jeżeliby istotnie uczynek miłosierny nazwać można zbrodnią. Gdy jednak czyta ni)' takie banialuki, w spo- ninianym swistku, to się nie mało dziwimy, Goźb ma tak krótką pamięć 'wszak wszyst kim wiadomo, że ks. Cichocki był lałmuźnikfcm i dla ciebie Gościu. Przypomnij sobie te czasy, kiedyś był goły, jak turecki święty, i błagałeś ks. Cichockiego, aby cię w nieszczęściu poratował. Pocz cl wy ks Cichocki, idąc za pupędem swego szlachetnego serca, udał sie do Chicago i tam w krótkim czasie, bo w trzech miesiącoch, skolekto wal dia Ciebie miły,,Cościu" o a w y s i z y z i e i. Przypomnij sobie żeś za te pieniądze wypłacił 500 dolarów długów na akrach, a resztę użyłeś na fundament przytułku. Przy i pomnij sobie, że ks. Cichocki był dla cijbie złotym kocha- nyni księdzem, bedy ci pieniędzy dostarczał, dziś zaś! niecheesz ani słyszeć o nim, boś nadużywał jego dobroci w [Ksiądz celu wzbogacenia sie, a dopiąwszy swego, uważasz go teraz za sprzęt niepotrzeb ny. O, niewdzięczności ludzka! Być .przyjacielem tylku z potrzeby i konieczności to prawdziwie po Judaszow sku, to nie po chrześciańsku!... Tu wypada nadmienić, że ks. Cichocki koleKtując na przytułek, był w dobrej wierze sądził, że przytułek, będzie mstytucyą publiczną, nie prywatnym biznesem' i dla n v •9 Rok 8. jednak się spo że to wszystko i że (roćć pod religii chce się tu też dobrze i str/esd, iiuuibn prrtfkstem wzbogacić. $/,• dniej oszczerstwa iiaicy, To do tira/z zat'S1oc Lvrulifc (jelit nad kehrt bald ici«der de yaus/.e jako tak sławnego pisarza, wytrawnego lolityka, przedniego teologa, wybornego finansistę i ekonoma z akadnmii św. Michała v Krako- iat 1 •ft! przez oszcr.orcę i kłamcy, pożeg- nad u:usi Rz ki i ez,oi a 8tru Kiicnia i jHiloki dajcie mi dżdiu, auy 0 y hy luogt) Ea( wielkiego Ks. Klawiterowi, który go n^wet z iSatolli'm za pan brat, posłał do Chicago po jalmuż-, u 7 i rnyża, który Móregoby księdza polskiego wsadzić w infuły. O •Śiiszu! CZY Umszlu't nie masz pod rgka To kandydat na polsko- amei kanekitgo biskupa w earn raz. Żegnam ei^ więc wjelki mgżu ale żegnając proszę, abyś czasem ex—CyndiKa Satolliemu me pro ponował. .1 uż 011 woli swój ożeg 1 brzytewkę, niż ten kij zakrzywiony, nie chce zasłużonenni Buszlowi zagradzać karyery, a przy tem luaeć wolną rękę 1 ze skutkiem golić szubrawców z akademii św. Mi chał ). (xood bye. !o Ci 11U IGI'• ku sn l»fu a wjjiiick l» tritfi»litej poezji Kto z Wiiini (księża) trati do [ładu? Kto? N acl.ajże Mory wyzna, Jeszcze nie było przykładu, By ^prawv wy^ruł mężczyzna. Z księdzem epraiva nielada, Jvivyk od śwjtu aż do ziiuerzcbu, Chłopska sprawa upada i A księdza zawsze na wierzchu. A Zaniesiesz s ,rawę do Najprze [wiel. Fana, 0,1 «P'awę sądzi i sądzi, ,,rawa Ksił)dza 8 wygrana A chłoj.a bi] .i że błądzi. Zame-ies/. ska.-e do sądu, Sędzia jak .sprawi? rozłoży, znajdzie dla siebie względy, wsadzą do kozy. Ilutfośc*. w klfre związko wo „a woli narodu." Jak sio dowiadujemy, głośno mówią o 1 akcie, który wielką spra wia radość Małlkom et Comp. Tym faktem jest, że jednu z grup Z]ednoczenia wybrała p. Zbigniewa Brodowskiego swoim delegatem na sejm. Radość Tniędzy szubra wer\ą wielka ,,tryt" u Błażka obchodzi, a każdy do drugiego, wspominając o lyui fakcie, woła: ,,a co? nie mówiłem??'1 Potem splunąwszy po piwie klnie kro pidlarzy. \n\n 1 IMPERFECT PAGE