Newspaper Page Text
Ł1D0WA PIECZARA. OBRAZEK4 WIEJSKI PRZEZ J. I. KRASZEWSKIEGO. (Ciąg dalszy.) Naprzeciwko samego dworu, w próżni między dwoma koń cami walu, był także ślad grubego muru, lapewne sta rej bramy zamkowej, lecz zamiast mostu zwodzonego, na fosie już usypaną grobla wiodła ku górze. Woda, widać dawniej z niedalekiego przy prowadzona stawu, teras zu pełnie była wyschła i prócz kilku głębszych kałuż desz czem podsycanych, wszędzie zielona murawa uścielała przekop, tu i ówdzie gęstemi krzakami łozy porosły. Stary dworzec był jak wiele innych naszych domów starych, w pół murowany, na pół drew niany, krzepki jeszcze i trzy mający się prosto, mimo lat, które pamiętał... były w nim i owe sieni ogromne dla cze ladzi przyjezdnej i komnatki nie wielkie dla gospodarzy i alkowy i bobówki i zakomórki różne i kapliczka nawet do jednego końca od ogrodu przylepiona za któregoś Sta reńskiego.co paraliżem tknięty, do kościołka na mszą święta dojść ni dojechać nie mó^ł. Na wałach z tej strony ku stawowi rozciągał się obszerny ogród na kondygnacye zało żony, i sad wzrosły bujnie, ale cały z drzew zbyt już postarzałych. Widoków było mało, ale też w owe czasy myśmy widoków z domu nie potrzebowali napatrzył się dość świata rzłowiek wyciera jąc go z sr lą w ręku, a gdy do siebie zwrócił, to mu milej było zielonej zaciszy ukrytemu odpocząć. Dziś wcale inaczej: patrzymy dale ko w boży świat, patrzymy próżnując z załoźonemi ręko ma w siną dal, jak gdybyśmy chcieli, żeby z niej do nas co przyleciało, i lubimy wido ki z okna, bo się po nie dalej nie pokwapim sami... tnusim je sobie do izby spro wadzić. W jedną tylko stronę między drzewa, oko wyciąg nąć mogło.... a tu widać było guinna, stodoły, spichlerze i zabudowania gospodarskie. Dziedziczna izba gospodarska, którą zajmowali jeden po drugim Stareńscy, ®wychodziła właśnie jed}:nem oknem swem w ulicę wiodącą na toki. Takim był dwór, taką wieś była, ale jej jeszcze nie znacie boście ją widzieli jako we męle i zdała rozmieszoną na pagórkach, okryty drzewami. Cud^eż to było sioło, jakie Bóg lylko posiał po Wołyniu i t.) nie wszędzie. Innym brnknie lub wody lub lasu, ,!:ili ziemi dostatku, że się u drugich zapożyczać i kłaniać muszą sąsiadom tu wszystkie go w bród było, bo i paliwa i budulcami wody czystej a zdrowej c^3 iudzi i chudoby, i urodzajnej,czarnej, poczciwe ziemi szmat taki, że jej obro bić nie było podobna a jakby na świadectwo żyzności, ro dziły się po miedzach i pod płotami bodiaki w chłopa, rzekłbyś owe kaktusy kolcza ste, które oglądałeś może na malowanych krajobrazach Ai geru i Sycylii. W sadach grusz śliw jak w lesie, a i las miał też owo ce swoje, i gdy przyszła Boża wiosna to od czereśni zakwit łych jakby go mąką, posypał: a w czerwcu potem jagód było dla ludzi, dla ptaków i dla robaków nieprzejedzonych. A bór też to kochany! czego w nim brakło.'' Jakby go ma larz sadził, jakby Bóg nim stracony raj chciał przypom nieć dęby odwieczne pogar bione i połamane, jak dzia dowie, brzozy powyginane gdyby dziewczęta w tańcu, i przysadziste, poważne, wonne lipy i graby z gładką korą a gęstym przy pysznej zieleni wieńcem, i osiki wysokie a wyprostowane w popielatych sukienkach, miejscami nawet przybłąkana z daleka jakby z musu rosła daleko od swych towarzyszek sosna, zimą i la tem strojna jak na wesele. Między tą starszyzną leśną, co pokaleczonych czereśni co krzywych jabłoni i grusz, a dołem ile prześlicznej nie policzonej drobnoty! króluje tu głóg, tarnina, orzech, trzmielna, kaliny i jarzęby, a niżej jeszcze kwiecia jąk na ołtarzu na Zielną. 1 jakie tam kwiaty! nie mają takich pań skie ogrody, pyszniące "się zagranicznemi przybyszarrtś.... lecz któż bogactwo ich i roz maitość wyliczy! wszedłszy w gaje, już się nie chce wycho dzić, taki tu jakiś szmer do serca przemawiający, taki chłód ożywczy, taka woń raj ska, tak oko lubuje się w obrazie Bożej ręki nieskoń czoną rozmaitością, choć na wejrzenie jedną szatą okrytym. Gdzieniegdzie zielone pod dę bami rozścielające się łąki, wśród których u pni spróch niałych bujają młode odrośle, dopominając się o swoją daw niej ziemię, to znów gęszcz nieprzejrzana, w której ciem niach tajemniczych gubi się ciekawe oko dalej parów a na jego ścianach wieńcami zwieszone chmiele i wonne białe powojki.... to góry różnych kształtów piętrzą się nad głową i rozstępują nagle pod nogami poszarpane przez potoki odsłaniające rozpadliny. Idziesz zamyślony, zaopatrzo ny, tęskny a szczęśliwy, a gdy rozsuną się przed sobą drzewa i światło słoneczne buchnie ci w twarz, a żar dzienny obleje twe ciało, to się obejrzysz za lasem jak za domem i potęsk nisz za nim, a pola wydadzą ci się smutne i nagie. Lasy są jak marzenia i poezya ziemi,' role czarne jak rzeczywistość naga i smutna. Stare było tak piękne, jak rzadko wieś która, i właśnie taki je gaj prawie ze wszech stron otaczał, po nad grani cami rozstawszy się na straży. Jak to u nas najczęściej, nie w pośrodku ale ku jedne mu bokowi bliżej granicy swej. rozłożona była posada, a wioska łączyła się ogródkami z lasem co ją opasywał i od sąsiada oddzielił. W tem spokojnem ustroniu, które na szczęście jego może nie przerzynał żaden gościniec większy żadna droga handlo wa, wrzawę i żywot miejski niosąca, a tym żywotem zepsucie... kilka pokoleń wieśniaczych i kilka pokoleń dzjedziców, przemarzyli i jlrzepracowali długie lata w niezamąconem bzczęściu po koju, na jednym smętarzu, kładnąc się na wiekuisty spo czynek, przykryci jednemi kamieniami, na których siadali za życia obok siebie. I darń równie zielona i bujna wień czyła mogiły, panów i wieś niaków rządem sypane przy sobie. Dom państwa Stareńskich miał naówczas głową swą pana Joachima, już nie pierw szej młodości człowieka, który przeciwko zwyczajowi swych przodków jakoś leniwo brał się do ożenienia. Prapradziad, pradziad, dziad i ojciec, wszy scy w dwudziestym szóstym roku życia poczuli wolę Bożą i postarali się o poczciwe połowice panu Joachimowi jakoś od dnia do dnia trudniej było o postanowienie. Wziął on w spadku po ojcu zamiłowanie myślistwa nadz wyczajne, do którego że od dziecka się wdrażał, tak wresz cie opętał go ten nałóg, że o niczem innem nie myślał, do niczego innego już czasu nie miał, tylko do polowania. Odumarli go młodym bardzo rodzice, kiedy ze szkół zaled wie wychodził zostawiony sam sobie, bo opiekun poczci wy człowiek ale pospolity, o nic się nie troszczył, tylko żeby jego pupil majątku nie stracił.... oddał się pan Joa chim niemiętnie łowom, do których wszelki wybór, zapasy i ułatwienia znalazł w domu. Gniazdo gończych chartów *i wyżłów najsławniejsze było w Starem i najtroskliwiej utrzy mywanie od niepamiętnych czasów konie miał w stadzie prześliczne i wyborne, strzelb nie brakło na ścianie, a ludzie dworscy zachęcali do łowów, bo sami lubili je nałogowo nawykli do nich za starego pana. Tak pan Joachim przepolo wał dobrych lat kilka, ledwie się tylko za dom ruszając i to chyba z musu. a gdy mu przyszło tydzień jaki przebyć nie słysząc gonu swych pies ków i nie odetchnąwszy wol nem lasów i łąk powietrzem, to żółkł, nudził się, chorował i ziewał, a tak potem spieszył do Starego, że nie raz konie poochwacał. Nazajutrz rano odzywała się trąbka w odstępie i cały już dzień Boży zszedł ze strzelbą na ramieniu. Tem życiem strzeleckiem wyrobił on sobie siły i zdrowie, ale ogorzał i zdziczał już go co dzień więcej towarzystwo są siadów mięszało, a choć gości u siebie rad przyjmował, nie raz ziewnął w rękaw, nim się ich pozbył, jeśli z niemi po lować nie mógł. Sama posta wa pana Joachima okazywała wieśniaka do zbytku zadomo wionego, nie dbał bowiem o strój wcale i nie brzydką twarz opalił na cygańską, a że mu włosy nie raz zawadziły w lesie, strzygł je króciuteńko, żadnego wykwintu około siebie potrzeby nie czuł, w sposobie życia i ubiorze najprostszym sie obchodząc i wyglądał cał kiem na leśnika. Ale pod nie pozorną szorstką powierzchow nością, biło serce poczciwe, litośne, gorące, w którem głębokie uczucie dojrzewało nie wylewając się na zewnątrz, i małomówny a skromny, nie był tak ograniczonym jak się wydawał. Obcowanie z pros tym ludem upoetyzowało wy obraźnię jego, napełniło głowę mnóstwem tradycyjnych wia domości, zdrowemi zasady świata kmieciego, zasiało rolę żyzną jego umysłu, pracujące go w ciszy i skupieniu wew nętrznym. Tak doszedł sobie \&t trzy dziestu i ani mu się zama rzyło o ożenieniu, gdy jednego poranka w jesieni ujrzał w zamku zebraną gromadę swojej wioski, której kilku siwowło sych gospodarzy przewodni czyło. Zdziwiony ich przyby ciem, pospieszył ku nim z niejakim niepokojem nawet, bo szukał po głowie coby im braknąć mogło, czegoby żą dali, wyrzucając już sobie, że się tego sam wprzódy nie do myślił. Gromada stała w ganku nie bardzo licznie jakoś zebrana, nie mniej zakłopotana od pana Joachima wszyscy spogladali po sobie jakby ra dząc się, jeden popychał dru giego łokciem naprzód, skro bali się po głowach widać było, że to z czem przyszli nie łatwo im szło wypowiedzieć. A! cóż mi to powiecie? co chcecie moi kochani? spytał dziedzic przybliżając się do kupki wieśniaków. Milczeniem i ukłonem od powiedzieli mu tylko. No, mówcie proszę, bo mi tęskno i tak na sercu, ze ot czegoś sam się wprzódy dla was nie domyśliłem, aż mnie prosić musicie. Znowu pokłonili się starsi, zdawali zachęcać wzajemnie by przemówił który, ale za milkli pan Joachim wielkiemi na nich patrząc oczyma: Ale cóż u Boga tak strasznego, że mi i mówić nie śmiecie, rzekł coraz bardziej niespokojny może krzywda jaka? .zmiłujcie się, śmiało, otwarcie mi mówcie. A! chowaj boże! ozwał się jeden z ludzi,... i urwał. Znowu milczenie, szep ty tylko i nikt nie śmiał wy stąpić. Stał na przodzie sędziwy Iwan Holowaty, do niego więc przystąpił pan Joachim. Mój Iwanie, rzekł bądźże śmielszy od innych wiecie, że ze mną wszystko mówić i co chcecie zrobić możecie, do czegóż ta nieśmia łość. Mówcie proszę was. Mówciebo wy Iranie,— dodał sąsiad. A czemużto wy nie chce cie? odparł stary. Poskrobali się w głowę, czapki dusili w rękach, ani się słowa z nich dopytać. Nareszcie Fedko Gruzda, wy mowniejszy i śmielszy od in nvch, widząc że te ceregiele niecierpliwią pana, wysunął się przed drugich, i tak rzecz zagaił kłaniając mu się do kolan. Kochany panie nieuwa- żajcie.. my tu nie przyszli z żadną skargą ani z żalem, chwalić Boga mamy zadość wszystkiego, a za ciebie jak za rodziców twoich żadnej krzywdy. Ot przyszliśmy tak, jakby to powiedzieć tu się zaciął mówca do serca pań skiego dodał po chwili. A czegoś to żądacie moi mili od tego serca? zapytał zdziwiony pan Joachim. Kiedyż nie nad nami, to nad naszemi dziećmi nie chajby się ulitowało. Fedku, ja ciebie nie rozumiem. Możem źle powiedział, ale pozwólcie to ja się jakoś roztłómaczę.Dobrze nam było, z twojemi dziadami i rodzica mi Paneńku,niech Bóg duszom ich świeci, dobrze nam z tobą, a mamyż my albo dzieci nasze pójść na poniewierkę w obce ręce jak drudzy. —A iakże to być mogło! ofuknął się pan Joachim. Jednakże to być musi, kiedy się nad nami nie ulitu jecie, rzekł Fedko powoli coraz śmielej. Czasby wam powiedziawszy prawdę, pożenić się ot z czem my przyszliś my paneńku. (Ciąg dalszy nastąpi.) Rodakom jadącym do Eurooy lub ztamtąd przybywającym, po camy DOM POLSKI w New Yorku pod firm 3 MEN CZARSKI & TOBOLEWSKI 19 ItEl IOIt HTIŁ Niedaleko Castle Garden. Jest tam wygodny hotel i restaura oya, a zawsze można znaleźć przy zwoite polskie towarzystwo. Kto chce dla swoicn zakupić kartę okrętowy, niech sie zgłosi jedynie do DOUtltl POL SKIEGO W NEW YORKU pod adresem: MEN CZARSKI & TOBOLEWSKI, 19 Rector Str. Polaćy przybywający z Europy do NEW YORKU znajdą w DOMU POLSKIM opiekę. AOENfJI, pragnący dać w NEW YOLtKU opiesg pasa żerom, którzy od nieb. karty okrętowe kapili, niechaj się zgtoszą do DOMU POLSKIEGO 19 Itector str JUTJEW YORK C.t X. V. HIBEZPŁATNIE a jednak wiele!!! Wszyscy półroczni prenumera orowie Gońca i Iskry otrzymują zupełnie bezpłatnie drugie pismo humorystyczne p. t. Wesoły Kurjerek. Goniec i Iskra, czasopismo illustrowane, od lat I6tu wycho dzące we Lwowie, p03iada treść niezmiernie obfitą, urozmai coną, ^pożyteczna i patriotyczną, przyczem zamieszcza większe i mniejsze dobre powieść i—wy chodzi trzy razy na miesiąc. W e soły Kur jer'e k jest zupełnie oddzielnem humorystycznem i 1 i u strowanem pismem i wycho dzi dwa razy na miesiąc rażeni tedy każdy prenumerator otrzymu je miesięcznie pięó numerów dwóch pism. Za zdrowy i przy jemny pokarm w ogóle, a za dobry humor cięty dowcip w szczególe redaKu?' poręcza, przy czem dodaje, że iedakcja obydwóch pisaa prowadzona ^est w ten spo sob, iż pisma te nie są bynajmniej lokalne, ecŁ interesJ]ą cały gół polski. Polacy zamieszkali w Ameryce, znajdą w nich wszystko, co tylko dla pokrzepienia ducha polskiego potrzeba, a obok poucza jące], interesujące] i pożyteczne] treści Gońca i Iskry, humor i o w i W e s o e o K u e k a rozpędzą im niejedną tęskną i ciężką chwilę życia na obczyźnie, e n u e a a o o z n a z przesełką do Ameryki wynosi tylko dwa dolary, Nadsełający e n u e a o z n z e y dolary, otrzymuje natychmiast oprócz pism powyższych, leszcze' franco bezpłatną premię: Prenu merować można w każdej chwili, zaległe numera, lub początki po wieści na żądanie każdy nowy prenumerator otrzymuje darmo. Prenumeratę z Ameryki naj dogodnie! przesełać dolarami pa pierowymi w listach rekomendo wanych, lub też przekazem poczto wym pod adresem. Administracja Gońca i Iskry Lwów—Lemberg ul. Kraszewskiego 23 EUROPE AUSTRIALGALICYA imitfim POWIEŚĆ MORALNA dla DOJRZAŁEJ MŁODZIEŻY. CENA 30 c. w mocnej opranie o0 Moina tę książkę dostać w księ garni II DE li DO wSEIEGK) vt Winona, Minn. (59 E. 2nd str.) Jisrnii BeattjsI- POWIEŚĆ dla wszystkich szlachetnie my ślących. CENA 50 o. a w mocnej oprawie 75 o. Moina tą ksiąikę dostać to kttĄ FU rui U. DEIUJOWSKIEQ0 W Wtr,ona, iłlinn. 59 E. 2nd str. II ST01TA moina dostać Papier na ścianę (WALC PAPER) w 200 gatunkach, począwszy od 7 centów z? rolę. Sprze dajemy też teraz w naszym nowym dubeltowym storze Sprzęty domowe czyli meble, choć jaknajwspa nialsze, a mamy zapas wielki Ceny przystępne, SZKŁA, i PORCELANY stosownie do potrzeby i kie szeni. Polecamy przedewszystkiem nasze piękne KA11PETY po 18o. do 1.10 yard. STOTI sour c* Trzecia ulica, Nr. 22C—224. W I N O N S K I A N K (OSZCZĘDN OŚC I)., Przy ulicy 2giej—między ulicani Main I Center. Procenta płaci się dwa razy w roku od wszelkich złożonych w Banku pieniędzy, począwszy od $5.00 Pożycza się pieniędzy na grunta. C.A. MO REV, Prest. R.B. BASFORD Vice Pre F. A, RISING* Treasurer. H. M. Kinney, R. B.„Basford iH. Jenkins,. C. Camp. E A i i U BANK Kapitał do okazania 100.000 fe.imiu Jnuritan Bank r.(»Łr oślicy Walnut Sciej, fił.t.ło d«stad pieniędzy osobom jąeyrn kredyt po zwykłych procentach. Fł-ci procenta od pieniędzy d do Bubuwama tylko n^z3« uótki. Załatwia także przelani# if? iy-d'/.y do Niemiec, Prus, \u»*i\i Ropyi. Bank ten g«so taS* •«y.'nv, że nawet Stan Mionesocki dt swoje w nim rzechd» i u i'- Jon Lytbmg prezydent Peter Bub riceprez, I. A Lemme kasy er WYBÓR Najosobliwszych nabożeństw i pieini Książka do nabożeństwa z dużemi literami dla ludzi krótki wzrok mających lub dla osób starych^ w ślicznej oprawie z okuciem CENA $ 1-25 Moina tę książką dostać w księ garni II. DEHDOWSKIEGO w Winona, Minn '59 E. 2nd str.) PŁACZ I NARZEKANIE przed urodzeniem Ohrjstuaa Pana hUzko 4,000 lut W OTCHŁANIACH ZO STAJĄCYCH, iż do dnii wst^idenia Chrystusa Pana do piekieł, czyli SI EDM KSIĄG MOJŻESZA. CEN A 35 c. Moiuu tę ksiąikę dostać toksi# yarni U. I) EU DO W S KI EGO W W iŁłoiwi, Mum, 59 E, 2nd str. SOWA GiUimiA JE/VKA POLSKIEGO OKÓLNI przez ANTONIEGO MAŁECKIEGO. CENA 85 centów. Można j% dostać w księararni H. DERDOWSKIEGO w Wznoha, MINX. \n\n WMOM SAVINGS BANK TRUSTEES.