Newspaper Page Text
nowerze, $Wly fjljii" l«t". ipistil ,11 a Jjeiec ro,Iriny, .MJ""? w8 jym zmęczenia Slow a i P, ionQ twa* y Hieronim r. Kaszub.) irusa o^oiarn ż«glugi okrętowej „Norddeulscber w Bremie wstępuje podstarzały «nM r. ogromnym tłumokicm na pleęaob,. ta ręką dziewcsynkq w lat dtieaiąó. Za niemi wchodu"* 8y około lat 10. Wszystko troje J* rynędzniaie, zabłocone oI,,earP* 0 istoty długo j.t wyi*"" i«gul»rnego t,U"",k\ w?to.b: eanaiirta ,»pio«w, ™w.,«.je j. kapel.® ,1" P0tl,o(S'' l'od"'° *owi la baryer'*. •$ro0Zę «ielmoinego pana, powmua od głosem mam tu kartę ,j«. Ameryki, co mi ją przyet^ mój Sonego Yorku. Jest ona wyrobiona na i to ot dwoje dzieci. Jeno CO im umarła w* tamten tydzień i pochowali ją ieście Salzwedel. Ureędnik był Niemiec, więc n*c co mu chłop poleUi jtowiadfił, ale Lloyd neńaki utrzymuje tłuui u-/.y wszelkich jq*y dla porozumienia sit} /. wychodźcami. Ry czało zawołania: Hen Vawrowski! a wil sip przy boku urzędnikąytlumacz poUki, teraz zajął si«) uprawą niszctęlliwej ro- Z k:ul przy byście? zapytał ich ttu z. Ze wsi ŚliwniA-, dóbr pani Nioinojew w W. Ks. l»uz/j:ińHkiom odpowiedział oj- Żeby to u iY/moiny pan wiedział, co my to rodzę wyi-ierpieli biedy! Kiedyśmy w Berli* czekali n:t pociąg, wykradł mi ktoś w tłoku niądzc /. kieszeni, a miałem przy sobie jeszcze talarów. Prosiłem tody agenta, aby nas dur. zabrał iln Bremy, ale on powiedzinł, Że mój opłaci! w Nowym Yorku tylko podróimor ą, nic może nas więc kompania na żaden spo oełne dalej koleją. Inni wtedy pojechali, a zostali w Berlinie. Cóż nam biedakom było począć. Opt ócz tego pęka pościeli, nic nam nie pozostało z dawniejszego zagospodarowania, wszy fctko się sprzedało w domu. Pościeli nikt nie chciał kupić, ooj y*i się za raźliwej choroby. Wrócić do domu wstyd, bo by •"^ffaiT.c^na nas palcami pokazywali, żeśmy tak szybko jako dziady prz) lyli z powrotem. Puś ciliśmy się więc w imię Boskie o żebranym chlebie na piechotę do Bremy. Za dnia szło jesz cze jako tako, bo Niemcy eą też ludzie i nam jałmułny rzadko kiedy odmówili, ale noce trze-i ba było przepędzać pni golem niebem, bo nie iniel'&my nigdy tyle pieniędzy, aby nocleg o- Wleczemy tie i wleczemy już cale dwa tygodnie, kiedy pd miastem Salzwedel, w Ha moja sio tt'1 Tłamacz wysłuchawszy obojętnie tego opo wiadania, jako już riie po raz pierwszy obijały się o jego uszy podobne smutne historye, zapy ta! polskiego emigranta: Jak się nazywacie? —Antoni Kru-zka. A waszym dzieciom jak imię? .Synowi Marcin a córeczce Mngdusip, to jest nib}* Magdalena. Żonie waszej było imię Katarzyna, ciągnął tłumacz dalej—a więc kai tą okrętowa w porządku. Czy nie posiadacie wcale żadnych pie niędzy? Ani złamanego szeląga. Kiedy tak, to damy wam wolne utrzy* m&t.ie w gospodzie dla emigrantów, dzisiaj jest poniedziałek, w środę już odpływa do Ameryki parowiec „Main'* i możecie sobie jechać. Poczciwy wieśniak tak się uradował, źe chciał Mnchacza pocałować w rękę, lecz ten szy się o&muiął, poszedł do biórka, otworzy! je dnę księgę i «Vugą, zap:eał coś tu i tam, i po wrócił do baryovy, rwsu* ciężko rozchorowała i już ne mogła iść dale Sołtyn z poblizkiej wsi kazał ją odwieźć do miasta a my z płaczem postępowaliś my za wozim W dwa dni potem umarła. Bogu jeszcze dzieci iż moją nii-boszczycę Katarzynę pochowali na katolickim cmentarzu, o w tem mieście lvi kffądz i kościół* katolicki. Nam dał burnmtiz przfc tydzień wolną kwaterę, potem kazał sobio fzukać roboty. Odechciało mi się jut Anł"2 ogląclaiiśmj' się teł z synem za arobkiem, i le nigdzio go nie znaleźliśmy. W końcu nie pozostało nam nic innego, jak powę drować dalej do Bremy. Pan Bóg nas prowa ds.it i Jego Matka Najświętsza i dzisiaj szczęśli wie się tu dostaliśmy. Jakiś dobry człowiek zap prowadził nas tu dc państwa, bo mówił, że to tu mieszkają te agenty, co wysełają ludzi do Ame ryki. by papiery oddać emigran- a towi. v Ale nasz polski wieśniak jeszcze jeden miał kłopot na sercu. Poskiobuł się po głowie i ode zwał do tłumacza: Proszę wielmożnego puna, czy teś tam jest pomiędzy temi papierami i li8t od mojego brata, bo poda! mi w nim swój dokładny adreł, abym go mógł odnaleźć^'" "TiumiTi-z1 je5?(ec rn? rozwinął papiery, przej rzał je ponownie i rzekł: Jest tutaj ojivocz^arty okrętowej jakiś zapis aa hubę, którąście pewnie odziedziczyli po ojcu, jakieś poświadczenie od komisarza obwodowego, -dalej metryka wasy-ogo syna i waszej córki i ot wszystko. A listu od mojego brata Jana Kruszki z Nowego Yorku nio mn't Nio ma. 9 Wieśniak z nad Prosny zakmuje ręce i we stchnąwszy głęboko, wyrzeka: Już też widoczna kara Bosku.'kiedy ten list mi przepaść musiał. Jakżeż ja tort*, za mo rzem brata odnajdę? Gdzież się podzieję i moje mi sierotamiT O ja nieszczęśliwy człowiek'. W t^Nwmojewicach miałam hubę, konia i dwie krŁ. wki, wszystko to się zmarnowało!.... jak mi ybrAt zaczął pisać i pisać, źe mu tam dobrze, Pan Bóg mi rozum odebrał, nio chciało się robić przy gospodarstwie, jeno '.vciąŁ Ameryka w glo temi tkwiła, a teraz nawet nie wiem, gdzie mój mieszka. W Salzwedel jeszcze był i o list pomiędzy pit}ierami, ale jak je bur trz zaczął przewracać i przetrząsać, tak też ewnio i wyttząsł. Cóż ja sobie teraz pecz- Magdtiśta, trzymająca się pól ojca, slysząe narzekanie, m^fęła płakać, Chłopakowi te4 stanęły* rozwiązał tłumoezek tie lyV»- V' ,Hom uapełnia^° v' ^80 o hiuro innei ohodicami, tłumac^ nie miał czaru do prowa dzenia daliz«*jjK#m»wy z rozpaczonym, oddal mu dokunienta i kartę okrętową i przyzwał po sługacza, "b/ z dziećmi odprowadził do go spody. I*#' prżeotrogę, aby Boże broń i karty okrętowej nie zgubił, bo by musiał pieszo powrócić do domu. sumiennie spełnił swe polecenie, zaprowadził biedaka z dwojgiem dzieci do gos pody emigranekiej, oddał goSpodnemu ojcu kar teczkę s bióra Lloyda i przyrzekł przyb3'ć po jutrze, nim odjedfcie pociąg do Bremenhafen, aby przynieść rośne potrzebne im dla morskiej po dróźy przybory. W przestronnej sali gospodnej było mnóst wo wychodźców, zbieranina z całej środkowej i (wschodniej Europy: Było feiJk'a ftdzin kaszub skich, które ciągnęły za lepszym chlebem do Min netfotjfe sporo czeskich, najwięcej jednak Niem ców szwabów. Emigranci stosownie do naridowości skupia li się w osobne kółka i każde w swojem języku rdfeprawiało o biedzie europejskiej 10 dobrobycie rodaków w Ameryce. Niebezpiecznej podróży morskiej bodaj nikt się nie lękał, ^wszem, każdy zdawał się uważać zapowiedziany odjnKd okrętu jako upragnioną od dan na chwilę wybawienia kajdan europejskiej niewoli. Młodzież rozrzutnie wydawała przy szynkfa się oslj*'n£ prusko uJary, w nadziei, źo nieza długo zamiast tych będzio miała pełne kieszenie a merykuńskiego złota. W ostatnim kąciku gospody siedział zaduma ny na ławie, ze zwieszoną glofrą, nasz Antoni Kruszka, a pr*jTńim spoczy wały iih tłumoku je go dzieci, zajadające«|odane im przez gospodną 9ługę pomazki. Ojciec strueił apetyt, nie przyjął podanej ko lacyi, n^Wet z.kufla piwa, postawionego przed nim nt stole, ani kropli nie upił. Magd unia widząc jaki c-.eftki smutek trapi oj ca, przystąpiła do niego, oparta łokcie na jego ko lanach i jasnemi oczkami spoglądając mu v» obli cze, odezwała się: Jeno się tyle nie kłopoczcie, tatku, widzi cie, jak to tu wszyscy się cieszą, że pojadą do Ameryki, a wy-ani wieczerzy jeść nie chcecie. Nie mów mi więcej o tej prze A mcryce odparł ojciec ju* ona matkę do stała do grobu pewnie i my marnie zginio nr za ia- Matka jest jul w niebie, ona się modli nami do Pana Boga, nie uton'iiiny na wodzie, teczku, nie utoniemy Jak jeno przybędziemy do stryja, dodał Marcin, to zapomniemy o wszystkiej biedzie. Stryj jest bogaty, on nas wspomoże. Ładny rei stryj, odparł ojciec co na8 do takiego nie»«częścia dopiowadził och, jak roi się ile. robi chatko podajcie Lii wo dy! To nówiąc, uchwycił się obiema rękoma za piersi, parę razy odkalsznął, wydał przenikliwy jęk bolefrci i szepną! słabym głosem: Kochane dtialki, jam chory! Piersi mnie bolą i głowa.... wody! ... wodył. .. Marc'n czemprędzej poskoczył do szynkfasu i poprosił ojca gospodnego o szklankę wody. Nie bawem wrócił do ojca i podał mu, czego sobie ty czył. Woda jakoby snu. spruwiła ulgę, ule usta wicznie odtąd stękał, cak, że zwróciło to uwagę ojca gospodnego* Pra/azodl Jo chorego, pvusyloLyi ręki} Jo jego czoła, a przekonawszy się, że ma wielką gorączkę, czemprędzej zaprowadził go wrtz z dziećmi do stancyi na piętrze, gdzio stało parę łóżek. Antoni natychmiast się położył, do łóżka, lecz boleści tak mu dokuczały, iź całą noc zt»snąć nie mógł. Dzieci czuwały nad chorym ojcem, pielęgnu jąc go i pocieszając pieszczotliwemi słowy. Przeleżał cały następny wtorek. W środę zdawało mu się, że już jest zdrowszy* wstał, ubrał się i przy pomocy Marcina zeszedł na dół. Na rany Boskie! błagał Marcin. Niech tat ka się trzyma jak może, bo jak zabaczą, że słaby, to mole każą odwieść do szpitala i Bóg wie jak długo będziemy musieli tu czekać. Antoni wtedy nadrabiał miną i postawą i Ba zapytanie ojca gospodnego, czy zdrów?, odpowie dział, le tak. O godzinie 9tej z rana przyniósł posługacz Lloyda trzy koidry dla niego i dzieci, aby się mie li czem okryó na okręcie, dał im także blaszane naczynia do jadła i *Rdy, jakie każdy pasałer o kręto wy, jadący na środkowym pokładzie, ze so bą zabrać |iuwinien. Nie była to zbyt hojna ofia ra ze strony Lloyda, któiy 30 talarów zarobił na zmarłej żonie Antoniego. W godzinę potem ohprowadzit ich. ten sam człowiek do nadzwyczajoego pociągu kolei żela znej, który i«h wraz z innymi wychodźcami za wiózł do porUu Antoni ledwie o własnych sitach wsiadł do pociągu, gdy stanęli na miejscu, z biedą tylko zdołał zejść kJe schodów, oparty na ramieniu syna. Półtoragodzinny podróż koleją zanadto go umęczyła. Ciąg dalszy nastąpi. o i o w o I w Europie obecnie panuje bardzo o*tra zima, biedni ludzie nie mają pracy i najokrepniej- szą cierpią nędzę. Stowarzyszenia ^pbroczynne mimo wszelkich wysileń nie mogą powszechnej biedzie saradzió, ani nawet jej złagodzić, gdyi liczba błagających-wsparcia jest zbyt wielką. —Szezepieuio ospy przymusowe wprowadao. ne zostaje wuvmii austryackiej. Każdy rekrut pizy wstąpieniu do pułku ulegnie szczepieniu. Serennda. .Pamiętne zapewne rodakom •we oburzenie, jttkie wywołało odkrycie „Pall Mall-Gazete", że stolica Anglii jest jaskinią wyuzdanej rozpusty. Autor artykułów tych Stead, redaktor po wyższej gazety—zaplątany w proces tego tytu łu—padł ofiarą swej dziennikarskiej prawdomó wności—i skazany został na karę aresztn, którą odsiaduje w więzieniu w Holloway. Owóż, aby uprzyjemnić więźniowi chwile p^. dzoifej w zamknięciu, .,Armia zbawienia", któ rej jesi członkiem namówiła kilkudziesięciu mu zyków, którzy codzieiftiie, przez przeciąg kilku godzin, grywają pod|lg« oknami więziennemi. —Nie dadzą taćl Tak1, okrzyk rospaczy wy dobywa się z pionu zrospaczó»Vch ryczerzy prze mysłu, na któryjU^ straszny wymyślono sposób. Istotnie szai*nski»omyst«" BafiJjg angielski\który^a«emuło pcr»o«ił coro cznie strat 9 powodu wzustw--zapriwjłdiJł u sie bie nowy porządek.. ^Itąd obok kakrera umie fotogńfa, iktóry Udego nieznani rowi odbiorcę /^keku lu przekazu, bę grafowai. Vanipulao/|i 0 oo kasye foto- która ni«i -w fc* a! ułatwi polioyi poszukiwanie^odbywać się ma niespontrsifeżenie, lak że odbiorca ani się spostrze że, kiedy konterfekt jego przejdzie do galeryi po rtretów banku. ''^fCóztarguieiiie. Słynny historyk niemiecki Mommsen, zagłębiwszy się w swej pracy, zapomi na o wszystkiem. Zabawną, chociaż nieprawdo podobną w tym względzie anegdotkę podają o nim kzienniki: Zajętemu pracą przynosi służący j^biad do jego pracowni. Mommsen nie zwraca na to uwagi. Służący wnosi drugie danie a widząc źe pierwsze jeszczd nie tkgięte, zabiera-je i z apetytem spożywa. To samo robi i z następnemi daniami. Po paru godzinach wreszcie Mommsen^czuje próżnię w śotądku, ogląda się, a widząc źe niema obiadu, airy tow any biegnie bo kachni. Czy dzisiaj' nie dostanę obiadu? Pan profesor juź dawno po obiedzie- odpo wiada służąoy. Mommsen nie rzekł uni słowa, mruknął pod nosem: Jak można do tego stopnia być roatargnionym! I stary but na coś przydać się moie. Z grona towarzyszów szkolnych, w najlepszej za żyłości byłem z Karolem Z. Byl to, jak mówią po czciwy chłopak, jedna z tych istot dla których wszystko jest dobrem na najlepszym świecie nic go nic dotknęło, niczcm się nie zmartwił, a w najgorszych wypąglkuch miał zawsze na pociesze nie ulubione zdanie: niema tego złego coby na do bre n$c wyszło, wyjąwszy starych butów. Po ukończeniu gimuazyum rozeszliśmy się w różne stron}', osiadłem na wsi, ożeniłem się, tak zeszło kilkanaście lat w ciągu których ani razu nie zajrzałem do WarszawyV W tymrofeu dopiero znaglony licznemi interesami przyjechałem na jarmark wełniany. Umieściwszy się w hotelu, wyszedtem na mft^to zaledwie zrobiłem kilkana śc ie krokow spotykam Karola. Uściskaliśmy się serdecznie. Witaj wiiśniaku, dziecię pól i lasów. Zawsześ jak widzę, weuoly i dowcipny? Cóż chce»z! umiem się godzić z moim losem i zawsze jeszcze powtarzam, że ni^inu tego złego coby na dobre nio wyszło. Wyjąwszy starych butów? Nie, bez żadnych wyjątków. Pogodziłem się nawet z butami. Zaciekawiasz mnie niezmiernie miułożby znaczyć, że N ie domyślaj się, bo nic nie odgadniesz, chodź lepiej do mnie, mieszkam tu niedaleko, opo wiem ci jedno zdft?zenie z mojego życia.' Zaszliśmy do mieszkania Karola, a kiedyśmy zatiedli wygodnie z zapalonemi cygarami, tak roz począł opowiadanie: Wiesz żem majątku nie miał opuściwszy szkoły byłem sam jeden na świecie, bez żadnego poparcia pierwsze lata trudne mi były do prze bycia ale powoli, przy wytrwałości i pracy, na byłem niejakiego rozgłosu pióro zapewniło mi dostateczne utrzymanie, wTówczas to poznałem i pokochałem pannę Leonję S. Wiedziałem, że kobieta musi sie wcisnąć w twoją lr.storyę. Jakieś chciał żebj- się bez kobiety obyło? Ale nie przerywaj mi. Kochałem ją i byłem ko chany. Dotąd zwykła historya mniej fortun ny jednak od innych zakochanych, progu miałem zwalczenia nie małe trudności. Rodzice Leonji nie żyl i z sobą, trzeba więc było uzyskać pozwolenie matki i ojca oddzielnie. Z matką, prey której po zostawała Leon ja, poszło mi z łatwością ojciec, chciwy skąpiec, zrzęda, długo nie dał się ubłagać, zgodził się nareszcie, naznaczono dzień ślubu byłem już u przerażenie gdy w sam dzień ślubu rano, dają mi znać z parafii że ślub przez ojca zaaresztowany. Nie tracąc chwili czasu jadę do ojca stary u party, niecjice ustąpić, dopóki nie otrzyma od żo ny zrzeczenia się sumy jej posagowej zahypote kowanej na jego majątku. Matka Leonj:, na pro śby nasze, zgadza się i na tę ofiarę protest co fniono nie ma już Żadnych przeszkód. Byłem już ubrany do ślubu najęta kareta czekula przed domem, wtem nowe zmartwienie: stara kucharka pana S. niegdyś niaAka Leonji wpada do mnie wołając: Paneczku, panoczku, nowa bieda! mój stary rozindyczył się znowu, i ubiera się do koś ciota żeby arani przeszkodzić Nie ma rady siadam do kerety i jadę do starego znajduję go w wściekłym huiuO" rze błagam, zaklinam na wszystkie świętości' nic nio pomaga „nie woła, nie pozwolę, zapro testuję, zobaczycie czy bez mego pozwolenia ślub wam dadzą nie pozwalam to nie ma sensu— córka moja bogata a ty hołysz! gryzipiórko literat Iw szlafroku, z jednym butem na nodze, bo drugiego nie zdąiyl włożyć, biega, po pokoju, wołając oo chwila: nie pozwolę, nie pozwolę Marjanno! dawaj mi się ubierać! Zrozpaczony, znękany, nie mogę zdobyć się na jedno słowo więcej ale na raz przychodzi mi szozęśliwa myśl do głowy wiem że stary ma tylko jednę parę butów chwytam więc but stcjący przy łóżku, uciekam, siadam do karety i koń wyskoczy, na Miodową! Leonja była gotową, czekano tylko na mnife, wzięliśmy ślub u Fary i odtąd czuję się pra wdziwie szczęśliwym człowiekienjh A ojciec? Pisał trzy listy do mnie zgadzając się już na wszystko i prosząc tylko o zwrot buta, ^o nie może wyjść z domu. I zwróciłeś mu go? Dziecko jesteś ten but szczęście mi przyniósł chowam go jak najdroższą pamiątkę ot, patrz, stoi tu w serwantce. Humory styka. i i w z y a i S o k a ło się dwóch przyjaciół, którzy od dawna się nie widzieli. Jak się masz, stary przyjacielu, jakże ci się wiedzie? zapytał jeden. Dziękuję ślicznie, idzie mi bardzo dobrze, lecz niestety, zgubiłem włosy. PoV»m drugi zdejmuje kapelusz, po kazuje łys^ gło^ę mówi: Przykra się, przyjacielu, przecież umie nie będz:*8Z posądzał, ie ja je zna lazłem. ObszarpaiV młody do szczęścia. Pojmiesz więc moje Człowiek zapu- niedawno teuai^ jo^na Ijarritta, I K dawniejszego polieyanta, w Hoboken i po kazał mu brudny papier. Na papierze było napisane, źe oka ziciel jest głuchoniemym balbierzem, któ ry nigdzie nie może znaleźć zajęcia. Żal mi ciebie biedaku, odrzekł policyar.t, wyglądasz bardzo nędznie i pe wnie ci trzeba posileniu, chodź ze mną do salonu, Kiedy już stali przed szynkfasem, po ufale |p.ytał Barrit: Co wolisz, whiskey czy piwa? Wolę whiskey, odpowiedział głu choniemy golibroda. Biedny głuchoniemy będzie miał 3 miesiące czasu do rozmyślania w peniten tiary nad złemi skutkami zapomnienia się. Mazur nie umiejący ani niemiecku przybył do Wrocławia, a wi dząc przed golarnią wiszące talerze, my ślał, źe to restauracya i wstąpił, aby co zjeść. Golarz pyta się po niemiecku, czego zqda, lecz Mazur tylko przykłada rękę do ust, wyrażając, że rad by co zjadł. Niemiec myśli, ze ząb boli Mazura, otwiera mu usta, wziąwszy wprzódy po kryjomu ciąźlfi do ręki, i cap! ząb ukry wa biedakowi. Chłopisko się pobecz iło, a Niemiec tymczasem woła! —'"Bezohl, bezohl! Mazur wtedy wypluwając 4u*ew, od powiada płaczliwym głosem: Więżę i ty byś Niemce, nie be coł, kiedy by ci kto zdrowy ząb wyrwol!!! Do Winony i okolicy Nro 107 2ga ul ma na składzie najlepszy wybór Butów i Trzewików po umiarkowanych cenacii. Przyjmuje zamówienia na wszelkie nowe roboty, a reperacye wykonuje tanio i riiocno. Wyrabia też karty okrętowe i pośre dniczy w wymianie pieniędzy ze wszech jako też do wszech części Europy. Polecam się łaskawej pamięci braci Polaków jako wszystkim znany Jakób Steinbauer, Czeski szewc. :mm. ira lin składzie -Farby i Oleje— Old Fellows Block'' na rogu Sej i Laffayette Str. Mc. Nie & Co. przy gmachu pocztowym sprzedaje książki, tapety, rolosy, zaba wki, obrazy i ramki, oraz i a n i n a i O a n y Bezpłatnie dają się na próbę" maszyn ki do prania najdoskonalszy wynalazek na świecie. W Winonie sprzedaje je P. I. Stever. Pośredniczy tnkże w sprzedaży Fran eiszek Schneider, u którego taka maszyn, wystawiona jest na okaz. August Ploetzki, w Bay City, Mich. poleca Szan. Publiczności polskiej a a szczególnie polskim salonistom swój Handel likworów krzepkich i smacznych, zaprawionych ko. rżeniami i sokami, pokrzepiającemi zdro wie wzmacniającemi apetyt i strawnosć. Dystylarnia P. Bartli, SJ51 Reed Str. Milwaukee, Wis. Hurtowny skład Win i Likierów. Jedyny najlepszy i najtańsi ila zachodzie. E. A. PA UER agent skład arem ogłasza, że to miejsce ma byó zachoWi*^ M. akobi, *P o e ri a „MakaBoss & Standard" jest Wyrobiona z najlepszej twardej psze nicy Dakotejskiej. Ma ona więcej warto ści dla ciężko pracującego robotnika, z powodu obfitości lepiku, wzmacniającego krew, kości i muszkuły, anjżeli jakakol wiek inna mąka w Winonie, za co się gwarantuje. Kdmpania młyna L. C. Porter. I) U I Narodowy Bank t' W griXaHHE KIBH. Kapitał 100.000 Nadwyżka 100.000 a PKENTISS, Prezydent, BROOKS, Vice-])rezydent, iff. H. GARLOCK, Kasyor. M. TOYE, Gasfitter k Plunibei'. Handlarz materyałów do za prowadzania gazu, rur wodo ciągowych i parowych. Wszelkie rodzaje towarów miedzia nych, pump i wężów z gumy Indy an. ł®* Bobo ty wykonują Pod złota linia „The Golden Rule Store" handlu podwójnego, naprzeciwko POCZTY, którV stale chce się jpolecać łasKawym względom Publiczności PolsKiej. Korzyści kupującym u nas będziemy dawali w cenac ^odzieży, kapeluszy, fizękji. t. d. NA ZBLIŻAJACA SIE WIOSNĘ Zapraszamy każdego tymczasem z osobna kie dy będzie przechodził mimo naszego składu, aby raczył spojrzeć w nasze okna wystawne i spamiętać sobie uąsza firmę. Z głębokim szacunkiem^ właściciel, Marcin Trawieki, Tani Janek E A O N Sprzedawca świeżego i solonego mięsa, wędzonych sz nek i łopatek, różnego gatunku kiełbas, drobiu, świeży^' ryb, ostrzyg, masła, jaj itd. Wołowinę sprzedaje na funty j) całemi ćwierciami. Jeżeli chcecie co kupić, zgłoście się poj(j No. 161 East 3rd Str. Winona Minn. ^^g^Farmerzy niechai się zgłoszą ze swemi produktami a odbiorą zapłatę w gotówce. Karty Okrętowe na wszystkie punkta EUROPY I AMERYKI po najtańszych cenach i najlepszych A O W A Można dostać u mnie: Andrzej Knrr,. 5-3t() Noble str. •. Jednocześnie sprzedaję także Bilety na Kolej żelazną tak iż podróżny opłacić może u mnie całą podróż od miejsca wyjazdu aż na miejsce przyszłego pomieszkania. Karta okrętowa kosztuje u mnie daleko mniej, niż gdzie indziej. Bilety kolejo we sprzedaję ze wszystkich punktów W. Ks. Poznańskiego, Prus Zachodnich, Ga licyi i Szlązka aż do wszystkich punktów Stanów Zjednoczonych. DZIECI do lat dwunastu płacą połowę ceny. 539 Noble Str. Chicago, 111. leźć S2"§jskim akuratnie, v Wasz ro&r w. «el« ullea Mtaa! v 1 "V vj ANDRZEJ KURR, T. Simj)son, Wymienia farmy w Trempaleau (jo. Wis. na posiadjośji miejskie w: Winonie Minn. ~l wa-t pełnomocnik. V. SIMPSON. BODĄCY! Jeżeli macie jaką robo^ dla stolarza, lub chcecie kup'i4 bel, raczcie zawitam do mnie, ziomka waszego. Podejmuję się wszelkich robó^ stolars kich, jako to: napraC' uszko dzonych stołków, szaf, kanap,, komód, łóżek i.t.d. ^S2elkie meble, jakie tylko si na świe cie, wyrabiam te£ nvwe z naj lepszego drzewa, mianowicie y' mogę każdego czasil dostarj czyó nowych szaf do surdijp_ _*'' tów i naczyń Kuchennyc kże można dostać u mnie tr mien i.krzyżów na cmentar zarówno robię schody dowM^|p nej wielkości i w jakim soblB1 kto życzy rodzaju. Łatwo możecf^.mnie zna-# 5g u pana Kubajva^ przy polej kościele. Sfer^rd 15*9 Sto i 4 i i .r'rrJ w \n\n ,,The Lighting Dolly" z Kalamazoo.