Newspaper Page Text
i A. A. Paryski, ubl'r, 140 St. Clair St., TOLEDO, 0. Przemówiła! (Z powodu Bożego Narodzenia). Noc grudniowa zapadła na ubogą, •wioskę, gęsty śnieg poczyaał sypać grubemi płatami, nakrywając świeże, czarne ślady pogorzeliska wśród za budowań dworskich. Dwaj ludzie w białych kożuchach i czapkach dążyli ku tym zabudowaniom od strony po bliskiego lasu, prawie niewidzialni wśród śnieżycy. Im bliżej zabudo wań, tem szli ostrożniej, aż wszedł szy za węgieł nowej, naprędce skle conej obory, czy stajni, tuż obok da wnych zgliszczy, jeden z nich szep nął: —Oto tu—i zniknął w dole po kar toflach, niezużytkowanym tej zimy. Drugi znikł także w głębi dołu szeptana rozpoczęła się rozmowa: —Ktokolwiek przechodzący oba cvy.... —Nie za jeden pacierz śnieg nas wszystkich nakryje choć kto przej dzie, nie obaczy. Powyższe wyrazy powiedziane by ły spokojnem tonem pewności, w którym się zdradzał adept sztuki hermetycznej, przemieniając w zło to nietylko medale, alg nawet konie, woły etc. —A zawsze lepiej było przyjść później i zaraz jąć się roboty, zamiast tu czekać, niewiedzieć na co. —Nieprawda teraz śnieg pada i nakryje nasze ślady, a potem niewia domo, czy padać będzie. —To lepiej zaraz jąć się roboty, aby śnieg i dalsze ślady nakrył, gdy z końmi na wrócim.... —Nie z wieczora cięgiem ludzie się tą kręcą i Jan tek w stajni śpi, i „darach tutejszy chodzi z latarnią koło dobytku i pilnuje, a dzisiejsze go wieczora jeszcze bardziej będzie pilnował, niż zawsze, bo wiadomo, że dobrze jest dzisiaj pióbować. No, a może i gość dziś niejeden przyjedzie, bo ciaraęhy zwykli gości spraszać na dzisiejszą doroczną wieczerzę ano nie wiem, jak ten zrobi, bo niedawno mu kobieta zmarła i stodoła się spa liła, i owce odchodzą. —To czemu gwałtem dzisiaj ta ro bota? Nie lepiej było wczoraj? albo by jutro? —Nie bo jak się nam dziś powie dzie, to będzie się cały rok wiodło i jeżeli będą goście, to ciaruch nie będrie mógł bardzo pilnować, a po tem i mocniej zaśnie po sutszej wie czerzy i Jantek każdą noc w stajni śpi, a dziś o północy pójdzie w skry tośc-.i do karczmy, bo to dziś Jadama i mój kum Jadam częstuje, i zaklął go, aby przyszedł... —A pies? O lo Boga! ten zwęszy i pokaleczył—jęknął po cichu nie spokojny uczeń, nieobyty jeszcze widocznie z tajemnicami swej sztu ki, gdy wycie żałosne rozległo się właśnie. -—Ehe... ostatni raz on zawył—od mruknięto niezmiernie tajemniczo. —Ostatni?... A!... hm... to ty mu hm... Za co ty na tege ciaracha taki zawzięty? —Gdzie zaś! ani ja go prawie widział, ani on mnie nigdy, —To czego tak na niego nasta jesz? Gdzie zaś nastaję? albo ja te mu winien, że jemu zła dola sądzo na? Zmarła mu kobieta, spaliła się stodoła, odchodzą owce, sprzedał z biedy najlepsze woły, ukradli mu krów kilka, goni ostatkiem. Jak ko mu sądzona zła dola, to przepadł, musi lecieć do zguby, bo nieszozę jH* ście nigdy samotnie nie przychodzi. Żeby taki człowiek palec w masło wsadził, to go złamie pozbył się najlepszego dobytku, pozbędzie się i reszty jak my nie weźmiemy, we źmie drugi, a czemu drugi rna korzy stać, ^nie zaś my? Ciarachowi to już wszystko jedno, bo mu na zgi nienie sądzono. Rozmowa wyczerpana umilkła 'chwilowo, aż po długim milczeniu bąknął uczeń: —A jak kto o północy przyjdzie słuchać, jak bydło przemawia?.... To źle, że bydło razem z końmi stoi. —To poco się popaliły szopy, obory i stajnie? Ciarach temu nie winien on rad, że choć tę jednę budę wystawił na zimę. Ano z tem przemawianiem nieprawda, głup stwo! —Ale.... nieprawda! Żyli ta cy, co słyszeli. To jest taka noc ta dzisiejsza, że o północku bydlęca w dusza przemawia! jakem.żyw, prze i mawia! TOM V. No. 00. TOLEDO, OHIO, 23-go GRI DNIA, 1891. —A kto słyszał? Postaw mi ta kiego do Oczu! A no i tak nie uwierzę. Uwierzę, jak sam usły szę bydlę po ludzku przemawia jące. —Już ja tam nie chcę słysześ, zmarłbym pewnikiem ze strachu. —E.... to więc głupio się stało, żem ja ciebie wziął do pomocy! rzecze nareszcie adept, znużony ciągłą opozycyą. Jak ci się co przywidzi, gotówbyś krzyczeć.... No, wiesz co? zostań ty tu za wę głem, a ja o północy wolę sam iść do stajni i wyprowadzę tobie jednę parę, i ty zaraz jedź odsię, wiesz ktOrędy a ja wrócę po drugą i po jadę k'sobie, aby na dwie strony był ślad, jeżeli go śnieg nie zas) pie.... —Tak, to dobrze, dobrze z wy raźnem zadowoleniem zgodził się uczeń. Milczenie nastało znowu w dole od kartofli, zasypanym śniegiem W części, tak, że leżących w nim alchemistów, nakrytych kożuchami, wcale nie ujrzał młody szlachcic, właściciel wioski, choć, pełniąc obo wiązki stróża, z krytą latarnią w rę ku przechodził tamtędy. Gości nie było żadnych owego dorocznego wieczoru była smutna, sieroca wie czerza potem światła zgaszono i znowu szlachcic począł obchodzić zabudowania. Snadź znał ludowy prognostyk o udanej tego wieczora robocie. —Czy go bies nosi.... gotów je szcze raz wyjść snadź wieczerza skąpa była mruczał adept, wy glądając z dołu ostrożnie. Tymczasem północ nadchodziła, i wreszcie Jantek, dwa razy widzia ny śpiącym przy koniach przez pa na, wymknął się bez szelestu z budy, chroniącej cały dobytek dziedzica na tę zimę na ramieniu niósł worek wypchany, zapewne owsem, przezna czonym na przemianę, —snadź i ten studyował alchemią. —Północ! i Jantek idzie do kar czmy! Ten najlepiej czuje, kiedy ciarach śpi już czas! szepnął adept, a wylazłszy z dołu, poszedł prosto do drzwi i znikt w nich. Uczeń stał, drżąc, za węgłem. Zaledwie adept, znający tu wszy stkie kąty, zbliżył się do koni, po zostawiając krowy na boku, gdy w uchylonych wierzejach błysnęła znowu najniespodziewaniej kryta latarka. —Znowu ciarach! ha, snadź ze wszystkiem sądzono mu na zginie nie! —pomyślał adept i, acz dotąd nie zabójca, przecież pod naciskiem okoliczności, stojąc w cieniu, pod niósł siekierę.... Dziedzic, zaniepokojony otwar temi wrotami, wchodził ostrożnie, z latarnią w jednej ręce, z rewolwe rem w drugiej, gdy potknął się o coś i szybko skierował do stóp światło latarni. Były tam zwłoki psa. —Burek!.... otruty!.... zło dzieje!.... Ostatni przyjaciel!.... O, ja nieszczęśliwy!.... nieszczę śliwe sieroty moje!—jęknął, sta wiając latarnią na ziemi, i w roz pacznym żalu załamał ręce, a łzy strumieniem twarz mu zalały. Złodziej zadrżał, nie wiedząc cze mu, ale siekiera z ręki mu wypadła, a szelest tem sprawiony przeraził go tak, że, bezprzytomny skoczywszy do drzwi, rzucił się do ucieczki, wpadając tuż za węgłem na towa rzysza, który popędził za nim co siły. Pod lasem dopiero zatrzymali się, aby odetchnąć, i wtedy uczeń, który wcale nie widział dziedzica, ponieważ sam był ukryty za wę głem, ośmielił się poszepnąć, sto sownie do nastroju własnych myśli, z pewnym rodzajem tryumfu: —A co? dusza bydlęca po ludzku przemówiła? Pewny był, że wi dział przyczynę przestrachu towa rzysza. Ten wstrząsnął się. —Przemówiła! szepnął i pom knął w las, Resztki dokytku, "sądzonego na zginienie", na ten raz ocalały. STRASZNE PKZEP0WIE1J5IE. Niewesoło zapowiada ię rok 1892 według zdania profesora Rudolfa Falb'a, który wystąpił niedawno w Wiedniu w sali Bosendorfer'a z od czytem. Treścią tego odczytu były krytyczne dni, potop i epoka lodowa w przyszłości. Przepowiednie uczo nego na rok przyszły nie należą do najweselszych. Kok ten obfity w dni krytyczne i ulewy za ulewami, które i letniej pory nie oszczędzą. Dzień 28-go .marca i 26 go kwietnia szcze gólniej złowrogo się zapowiadają wszelkie złożą się ku 1emu czynniki. Jednym z nich-zwiększenie się— zbli żenie księżyca do ziemi w czasie peł ni. Oddziała to przedewszystkiem u jemnie na winnicę, skutkiem czę stych deszczów. Charakterystycznym jest, co profesor Rudolf Falb od dłu ższego już czasu zapowiedział, że POKÓJ I, jak zwyczaj cŁce stary, Składa nam skromne dary, Ale droższe od złota, Bo chleb święty żywota, Chleb miłości i zgody, Na radosne te gody. /3%\ niechże się zespoli Kto żyw z słowami temi! Wszem ludziom dobrej woli Pokój, pokój na ziemi, A chwała Bogu w Niebie! I niech przy takim chlebie Cała się ludzkość zbierze Zawrzeć święte przymierze Niech się zjedna wróg z wrogiem Niechaj człek człeka szczerze, W uniesieniu serc błogiem, Rad do piersi przytuli Niech ta gwiazda, co króli Prowadziła przed wieki począwszy od 9 listopada 1891 roku, a ewentualnie wcześniej jeszcze, dzień 15-ty bm., zaburzeniami at mosferycznemi zapowiadać się bę dzie. I rzeczywiście silne trzęsienie ziemi w Japonii, nadzwyczajne ostat niemi czasy burze w Anglii, na mo rzu Północnem i w Paryżu, potwier dzają proroctwo uczonego. Co zaś do potopu i epoki ludowej, profesor Ru dolf Falb sądzi, iż powracają one pod działaniem jednocześnego wystąpie nia wszelkich ku temu czynników,co 10,400 lat. Że ostatni potop wyda rzył się na 4,000 lat przed Chrystu sem, następnego tedy należy nam się spodziewać dopiero w roku 6400 ery naszej. Nie należy jednak poto pu tego brać w znaczeniu doraźnej jakiejś, wszechświatowej katastrofy. Zapowiadać go będą i przygotowy wać na tysiące lat naprzód najrozma itsze zjawiska Zupełnego zniszcze nia wszelkiej kultury nie ma się co obawiać. Ta ostatnia na 4000 lat na wet przed Chrystusem ostała się w takich rozmiarach, iż ludzkość mogła ją prowadzić dalej. I najbliższy po top, jak się zdaje ogołoci Europę z mieszkańców, a cywilizacya ówczes na ostoi się w pełni jedynie w okoli cach wyżej położonych. Warunki te dodatnie ujawnią się prawdopodob nie na Wschodzie i znowu,jak przed wiekami, prąd cywilizacyjny popły nie ztamtąd na zachód. Z wyżyn po nownie odbiorą kulturę doliny. Mo żliwość zagłady zupełnej nie istnieje •powtarza się jeno wszystko. CHIŃCZYCY W TYBECIE. Urzędnicy chińscy dopuszczają się mor dów na "lamach," aby Tybet w swej władzy utrzymać. Potęga dzisiejszej dynastyi chiń skiej chwieje się nie na żarty, nie tylko bowiem wewnętrzne niepokoje wstrząsają fundamentami jej tronu, lecz również i na zewnątrz państwa sąsiednie, dotychczas Chinom uległe, zaczynają zrywać nałożone im pęta. AMERYKA W TOLEDO POKÓJ TEMU DOMOWI! temu domowi! Dziadek kościelny mówi, W kraj nieznany, daleki, By z prostaczkami społem Pokornie bili czołem Przedtem dzieciątkiem małem, W którem się Boże Słowo Przedwiecznie stało Ciałem, Zapali się na nowo Niech blasku jej potęga We wszystkie dusze sięga, Niech w nich słońceoi słońc świeci I nigdy się nie zaćmi, By wreszcie Boże dzieci Poznali, że są braćmi, I by się ludzkość cała Jedną rodziną stała! tniui ten pożądany Dzień świat wszystek odnowi, Ześlij, Panie nad Pany, Pokój temu domowi, Gdzie dobrej woli ludzie Marzą dziś o tym cudzie! Do nich należy również i Tybet, o którym bardzo ciekawe szczegóły znajdujemy w świeżym zeszycie "Magazynu Murray'a." Tybetem no minalnie rządzi Dalaj Lama, mający swą stolicę w Lhassa dopóki prze cięż Dalai Lama jest małoletnim, to jest nie doszedł do lat dwudziestu, rządzą krajem w jego imieniu trzej regenci, wybierani z pośród dostojni ków dworskich. Otóż Chińczycy od lat stu przeszło celem owładnięcia Tybetem posługują się okropną me todą. Żadnemu Dalai Lamie nie po zwalają dożyć 20-go roku życia, to jest do chwili, kiedy odsunąwszy re gentów, sam stanąłby na czele rządu i zerwał wszelkie chińskie machina cye władcę bowiem trudno przeku pić, któżby bowiem za pieniądze od dał własne prerogatywy 1 zgodził się być cieniem malowanym? Ilekroć tedy Dalai Lama dochodzi do wieku, niebezpiecznego dla rządu chińskie go, zapada na niego wPekinie dekret śmierci, który zbirowie chińscy, nie mal nie tając się, w ten lub ów spo sób zmieniają w czyn. Przekupieni regenci, urzędnicy dworscy, oficero wie wiedzą doskonale o postanowio nym zamachu, o osobach, które go wykonają, niemal o miejscu i termi nie zbrodni, a przecież nikt z nich palcem nie ruszy celem ratowania monarchy. W ten sposób od 1810 r. panowało już ośmiu małoletnich władców, z który każdy zginął tuż przed dojściem pełnoletności. Obec nie atoli wykluwa się zmiana na lep sze. Teraźniejszy Dalai Lama za pół tora roku będzie miał lat 20 wie on o gwałtownej śmierci poprzedników, wie o intrygach rządu chińskiego,wie 0 nich również i dwór, wielce do młodego władcy przywiązany. Za wiązała się tedy liga, strzegąca o becnie przed katami chińskimi dzień 1 noc życia monarchy. Zdaje się więc, iż tym razem Dalai Lama uniknie zasadzek, zastawianych na jego po przedników, a umocniwszy się na tronie, tybetańskim, nie omieszka Chińczykom zapłacić sowicie za cały wiek niewoli i upokorzenia Tybetu. aryni w Chinach. WYWOŁUJĄ BUXTY PRZECIW O &WIACIE. Aby lud utrzymać w ciemności i gnębić gro pe barbarzyńsku -Przyczy ny obecnych rozruchów w Chinach. Chińczycy odgrywają w Azyi rolę narodu najbardziej ucywilizowanego. Wynaleźli oni znaki pisarskie i o pracowali nader subtelne systemata filozoficzne tak z pierwszych, jak i z drugich korzysta prócz nich jeszcze wiele innych narodów azyatyckich. W Japonii, Korei, Kochinchinie, Anamie, Kambodży, Tybecie i Sya mie abecadła chińskie używają praw obywatelstwa, klasyków chińskich study uje inteligencya owych krajów chińska etykieta, oraz chińskie formy towarzyskie stanowią *vzory, godne naśladowania Chińczyk w ogóle u chodzi tam za człowieka wyższej ra sy. To przekonanie zresztą żywi w sobie i kaidy chińczyk, który nie-, chińczyka uważa za barbarzyńcę. A becadło, rzekomo przez Konfucyu sza wynalezione,—"oczyma Konfu czynsza" nazwane—uchodzi za świę tość. Każdy papier zapisany jest ró wnież świętym,a ten,który używa go do celów niegodnych, kto rzucza go na ziemię i depcze, ten spotka się w piekle z ostremi karami. Przeciwnie zaś każdy, który chroni papier od złego, a bliźnich napomina, by czy nili to samo, spełnia dobry uczynek, mażący kiedyś po śmierci część jego grzechów i win. Wszędzie w Chi nach można widzieć małe piecyki, przezuaczone do palenia zapisanego papieru, wszędzie również istnieją stowarzyszenia, które drukują i roz syłają broszury, wystawiające, jak ciężkim jest grzechem źle się obcho dzić z zapisanym papierem. Te sto warzyszenia utrzymują nawet włas nych agentów, obowiązanych do wy szukiwania na ulicach starego papie ru i palenia go. Łatwo pojąć w obec tego, jakiej potęgi zażywają uczeni i literaci. Potęga ta posiada takie rozmiary, o raz wywiera taki wpływ na masy, że nawet mandaryni, wybierani zresztą z pośród literatów, wolą z nim: nie zadzierać i zawsze ustępują. Literaci zaś, kasta nadzwyczaj ściśle związa na, żywi nader wrogie usposobienie przeciw wszelkiej cudzoziemezyźnie, a zwłaszcza przeciwko misyonarzom chrześciańskim. 1 nie może dz.ać się inaczej. Misyonarze bowiem, głosząc wiarę chrześcianską, usiłują zmienić dotychczasowe poglądy, oraz wierze nia ludu, a więc pośrednio zmniej szyć tutaj wpływy literatów. Bronią się tedy ci ostatni przeoiw misyona rzom, a bronią ich—potwarz. W o głoszeniach ulicznych i broszurach opowiadają ludowi o dzieciożerstwie misyonarzó.?, o ich okrucieństwie, o ich napaściach wreszcie na abecadło. Chińczycy dorośii, gdy przyjmuj j. Chrzest święty, robią to najczęściej z wyrachowania, gdyż dzięki temu dostają się na równi z misyonarzami pod opiekę odpowiedniego konsola, co podczas sporów rozmaitych i pro cesów oddaje im niesłychane usługi. Więc też najpewniejszą zdobycz du chową misyonarzów stanowią jedy nie dzieci, kupione przez nich od ro dziców. To kupno właśnie spowodo wało owe dzieciożercze pogłoski. Nadmienić przy tem należy,że rząd chiński najchętniej patrzy na misye protestanckie, jako rozpadające się na rozmaite, wzajemnie sprzeczne z sobą sekty. Te przeciwieństwa właś nie, oraz wieczna niezgoda, osłabia jąca misye, pozostawia rządowi chiń skiemu w obec nich większą swobo dę. Inaczej rzeczy stoją z katolicyz mem. Ściśle złączony, dobrze'zorga nizowany, należycie zcentralizowany, katolicyzm, jak już próbował kilka razy, może pokusić się o wywieranie wpływu politycznego w kraju, rząd r'fii' i A. A. PARYSKI, Redaktor zaś boi się tego, jak ognia manda ryni przeto mają tajemny rozkaz nie kwapienia się zbyt pośpiesznego z obroną misyj katolickich. Prócz powyższych przyczyn, do niepokoju wChinach przykładają rę kę również i tajne stowarzyszenia, których znajduje się sporo. |Główn* siedlisko mają one w prowincyi Ho nau, śpic.hrzu rekrutów armii chiń skiej. Celem stowarzyszeń jest bądź wzajemna pomoc członków, bądź zdobycie wpływu politycznego.Woj-» sko chińskie nie posiada ani lekarzy, ani szpitalów zraniony albo chory żołnierz musi radzić sobie, jak potra fi. Dla tego też zazwyczaj żołnierze z jednej okolicy łączą się w stowa rzyszenie, które pomaga rannym chorym. Zwykle przecież po wyjściu z wojska—bez otrzymania należnego żołdu—takie bractwa mijają się z ce lem pierwotnym i tworzą bandę zbó jecką. Jeżeli na czele stanie organi zator o silnej ręce, banda rośnie, zmienia się w tajne polityczne to warzystwo, które kpi sobie z manda rynów, bojących się ich niby ognia. Zwykle ci ostatni nietylko nie ściga ją ich, ale płacą stałą daninę man daryn bowiem, w którego okręgu zjawiła się banda zbójecka, natych miast traci posadę. Najpotężniejszym obecnie towa rzystwem jest "Ko-Lao-Hui," to jest "Stowarzyszenie starych braci." Na leży tam sporo literatów, a nawet i mandarynów z wysoką rangą głów* na kwatera w Uonan, choć nad całą rzeką Y ang- Tse znajdziesz licznych jego członków. To bractwo Ko-l,ao llui właśnie wywołało ostatnie napa dy na misye. Powodów takiego za pędu niszczycielskiego wymieniają dwa: pierwszy posiada barwę poli tyczną, drugi cuchnie prywatą i ban dytyzmem. Jedni bowiem utrzymuje Ko-Lao Ilui pragną zrzucić z tronu obecną dynastyę mongolską, osadzić zaś na jej miejsce chińską. Chcą więc zawikłać rząd w wojnę z Europą, by następnie po przegranej skorzystać z niepokojów wewnętrznych, bezsil ności z rządu i ogólnego gnębienia w kołach mandaryńskich. Wówczas wypędzenie władzcy nieudolnego powinno odbyć się łatwo. Drugi powód prozaiczny. Bractwo wiedząc, iż każdy mandaryn odpo wiada za spokój swego okręgu, a wszelkie jego naruszenie płaci dymi- sy^» przyjęło od zmarłego generał, gubernatora Nankinu 50,000 taelów (150,000 fr.) za każdy miesiąc spoko ju. Obecnie zjawił się nowy wielko rządzca, który odmówił płacenia ha raczu ztąd zemsta. Ko-Lao Ilui li czą widocznie na to, że generał-gu bernator namyśli się, a następnie wróci do systemu dawania haraczu, jako bezwględnie bezpiecznego i mniej kosztownego rząd bowiem o rzekł, iż wszelkie odszkodowania dla chrześcian płaci mandaryn danej prowincyi. Awanturnik i oszust Zieliński. CINCINNATI, O. 22go Grudnia. (Kor. Am.) Dla przestrogi innym ludziom, proszę podać następujące fakta: Wawrzyniec Zieliński, po chodzący z Prus, przyjechał nie dawno do naszego miasta. Zaczem tu przybył, to w Filadelfii pewną rodzinę polską wyzyskał na $18.50. Przybywszy do Cincinnati, ulokował się na stancyę u pp. S. .. Rozgło sił zaraz, że jest bogatym, a dla ułu dzenia ludzi, pokazał pudełko od cygar naładowane pieniędzmi pa pierowemi. Na wierzchu miał parę dolarów a pod spodem bibułę.Dwóch robotnikow polskich dało mu swe pieniądze do przechowania, jeden 55 dolarowa drugi #22. Nie koniec na tem, bałamucił żonę owemu czło wiekowi, u któreg} był na stancyi. Jak już jego sprawki przebrały mia rę, to uciekł z miasta, zabierając ze sobą cudze pieniądze. Uchodzi on fod nazwiskami: Wawrzyniec Zie iński, Lorenz Green, Michael Nick, Michael Zueck.Niech to będzie prze strogą, aby polacy nie byli łatwo wierni. Trzeba się wpierw o uczci wości człowieka przekonać, zanim mu wierzyć można. F. A. Konsekracya arcibiskupia Stablew* skiego nastąpi dnia 3 stycznia. \n\n SEMI-WEEKLY Every Wednesday & Saturday. Subscription, $2 per year.