Newspaper Page Text
2. KWIAT LOTOSU. Powieść Maryi Rodziewiczówny (Ciąg dalszy.) (25^ Wyprostował się, i podniecając ęię •wspomnieniem, jął malować ja skrawo, dosadnie, czasem ohydnie nago,chwilami z od błyskiem groźnej poezyi, to życie bez wczoraj i jutra bez terminu i celu, dowolne i nieo kiełznane, w ciągłych walkach z przyrodą i ludźmi, z bestyami puszcz odwiecznych. I przesuwały się przed myślą i o czy ma słuchającego cyklony ocea nów i trąby równików, pożary puszcz i wybuchy gazów, lodowce polarne płowe lwy Afryki i amerykańskie grzechodniki. A wśród tego, barwną mozaiką altnee arabskie, Japonki i kobiety z Tahiti, sceny z portowycli szulerni, awantury z polic.yą, krwa we zajścia po płóczkarniach złota, swawola wszystkich krajów, żargon całego świata, anekdoty śmieszne i ohydne,—cały szkic tego życia bez strachu przed śmiercią, bez porządku i reguły. A Rafał słuchał chciwie. "Wulkanowi w piersi było za cias no. Ugaszą go może orkany ocea nów, zdławią szpony tygrysie, lub sploty wężowe, wchłoną w siebie lo dowce bieguna. —Ot, życie!—zakończył Bert o chrypły, gdy już szary brzask świtał w oknach.—Pójdziesz? —Pójdę, tylko nie dziś, nie jutro. Ostatnią robotę odbyć muszę. Za miesiąc, czy dwa, gotów będę i nic już za sobą nie zostawię. Poczekasz na mnie? —Poczekam. A jeżeli kompana sobie podobnego znajdziesz, zabieraj z sobą! Za dwa miesiące tutaj! Uścisnęli sobie dłonie. U mowa by ła zawarta. —Spać teraz będę! oznajmił Bert. —Turnerzy tam na mnie czekać będą, i nie uwierzą na list. Bert,zrób mi przysługę, i sam ich zawiadom o moim wypadku. Tobie uwierzą. Bert zaklął straszliwie, ale zabrał się i wyszedł. Dowód to był niesłychanej łaski dla nowo zwerbowanego towarzysza. Rafał sam pozostał. Oczy mu gorzały maligną. Bert nie wrócił. Zapewne wpadł pod troskliwą o piekę Franza, lab znalazł inne lego wisko. Wieczorem Radwan się zerwał.Rę ka paliła żarem, usta spiekł ogień wewnętrzny podniecony gorączką, począł z szaf i stołów zrzucać na stos i nogami deptać pergaminy,księ gi, manuskrypta, —Gińcie, marniejcie! Zabrałyście ||li siedm lat na darmo! Pleśń wasza miała mi dać spokój i prawdę,... Kłamstwo! Nędzę mi dałyście i nie wolę! Precz idźcie! Wy, śmiecie głu ich wieków i płytkich głów! Skoń czyłem z wami! Gińcie,gińcie! Wra cajcie w błoto w rynsztok! Miotał się, mruczał głucho i chry pliwie, i burząc swe stare bogi,plwał na nie i butami tratował, jakby całą książkową mądrość i naukę, i ludzi, co j^ budowali, miał pod stopami i miażdżył wściekły, poniewierając i szydząc, aż mu sił nie stało, gorącz kowy wybuch ustąpiłi, słaniając się, na stos tych skarbów ojca swego u padł i stracił przytomność. Gdy słońce drugiego dnia zajrza ło przez dymne okna, półki były pu ste, jak szczęki bezzębne, biblioteka, jak po trzęsieniu ziemi miasto,a wśród poniszczonych ksiąg i sprzętów,zde ptana także biała czapka, przepaska honorowa i cały strój studencki. 1 tę swą ukochaną skórę uniwer sytecką zrzucił Rafał i przeobraził 8ię w inną zupełnie formę. Ostrzyżony i uczesany modnie, w śnieżnej bieliźnie i eleganckim let nim garniturze, zawiązywał krawat przed lustrem i przyglądał się sobie raz pierwszy uważnie. Piękny był cieszyło go to widocz pie, bo się uśmiechał i, kończąc sta rannie resztki toalety, gwizdał aryj kę. Zszedł wreszcie na ulicę, u kwia ciarki na rogu kupił gardenią, rzucił jej monetę i żart dwuznaczny, i tak przeistoczony, niepodobny do wceo rojszego Rafała, jak noc do dnia, za dzwonił na jednej z bocznych ulic do mieszkania na piętrze, a otwiera jącą dziewczynę spytał o pana, poda jąc zarazem swą kartę. Niedługo czekał odpowiedzi, głębi mieszkania wypadł do sieni Kazimierz Sarnecki, jak stał, w blu ziei z paletą w garści. —Zeby nieboszczyk Rafael we własnej osobie zstąpił do swego li chego naśladowcy, mniej-by mnie zdziwił i ucieszył, niż jego imiennik, tylekroć proszony i pożądany. Dzię kuję, że pan mnie raczył sobie przy pomnieć. Pół roku nie odwiedził nas pan. Żeby nie rzadkie spotkania w waszym "Egipcie" u ojca Fratza,do prawdy zaginęłaby nasza znajomość —Właśnie w skutek naszej ostat niej tam rozmowy zgłaszam się oso biście, gdyż znalazłem u siebie ową książkę, o której pan wówczas wspo minął, jako o czemś bardzo rządkiem. Rad jestem, że mogę nią panu słu żyć. -Stokrotne dzięki! Proszę pana do pracowni tymczasem, bo w salo nie nieład, zwykły przed wyjazdem. -Państwo temi dniami wyjeżdża jV —Zapewne. Zwlekamy dla Raho zy, który prosił, by bez niego nie wyruszać. Stali w pracowni. Panna Aniela podniosła się z kanapki i ukłoniła z lekka gościowi, z oczyma spuszczo nenii. On też pozornie nie zwracał na nią wielkiej uwagi.Usiadł i ozwałsię swobodnie. -Sądziłem, że państwo wyjeżdża ją pierwej i że pojedziemy razem, bo ja też wyruszam w tamtą stronę. -W stronę Sarnowa?—spytał cie kawie malarz. -Przed dłuższą i dalszą podróżą wstąpię na kilka tygodni do dawne go kolegi w Rahoźnej. Ztamtąd mam zamiar odwiedzić dalekie świa+y. -Przez kilka tygodni będzie pan w Rahoźnej? Panie Rafale, ryzyku ję dostać jeszcze jednę odmowę, ale pytam: co będzie z moim potępień com? -Czy bez niego udziału obejść się on nie potrafi?—odrzucił Rafał zu pełnie wesół i uprzejmie. —Jaka sztuka bez ideału nie. Wie pan, od czasu, jakem pana uj rzał ze strzelbą w ręku, w cieniu jo deł, w pysznym oświetleniu letniego południa—zginąłem! Mam ćwiek w mózgu, i do czego się weźmę—fiasco! Muszę pana malować, albo pęzel po łamię! Patrz pan, ile tu szkiców od kradłem podstępnie mam pana peł ną tekę. Zeby choć pięć jeszcze po siedzeń. -Szkoda więc, że teraz los nas rozdziela. Służył-byin panu chętnie •rzez te dni dziesięć, które spędzę na wsi. Ponieważ jednak państwo czekają na Rahozę, a on przed tygo dniem nie będzie gotów do drogi okazy a chybiona. —Jak to, chybiona? Możemy przy* spieszyć! Co, Anielko? —Ach, to pani obieoała ll&hozie? —zwrócił się Rafał do panienki. Spotkali się wzrokiem. Jego gore jące źrenice spojrzały dziwnie badaw czo i długo w jej szafirowe, jasne o ezęta. Pod wrażeniem pytania, czy spojrzenia togo, pokraśniała nagle i zawahała się w odpowiedzi. —Ja nie ja nic nie obiecałam pa nu Felixowi. Mnie bardzo tęskno do Sarnowa--wyjąkała wreszcie. —Co? już? 1 kto kobietę zrozu mie! Nie dalej, jak wczoraj, mówi łaś, że mamy czekać. —Przywidziało ci się—rzekła ka pryśnie. —A nie boisz się wyrzutów Feli xa?—roześmiał się. —Ach, jakiś ty!— zawołała już gniewnie.—Nie cucę na nikogo cze kać i nikogo się nie boję! Po co mi wmawiasz niestworzone rzeczy? —Zebv postawić na swojem z twojej inieyatywy! Tęsknisz do Sar nowa? Bardzo pięknie! Pakuj się za tem,bo jedziemy jutro.. !len }tcta est! Mam mego Potępieńca! Przepyszny będzie! Panie Rafale, zrobiłeś szczę śliwym człowieka! To rzadki wypa dek! Dziękuję panu! —Tak małym kosztem! --rzekł Ra dwan, odpowiadając rzetelnie na u ściski.—Być uwiecznionym, to tak że coś znaczy! Boję się tylko,czy nie zrobiłem pani przykrości. —Niech pan nie słucha Kazia. On zawsze bredzi—odparła swobodnie. A E Y K A W O E O O I O N I A 1 3 S Y Z N I A 1 $ 9 2 —Ładna rekomendacya!—oburzył się artysta. —Bardzo rada es te vi z wyjazdu. Nie cierpię miasta obcego, ciatmoty i tych wizyt tylu! Użyję swobody w Sarnowie. Owszem, wdzięczna je stem panu za przyśpieszenie termi nu. Pan Felix mógł się do nas stoso wać, a nie my do niego. Zachciało mu się gimnastykować z tymi Niem cami! —Ale, a pan nie należy do tej sławnej delegacyi? Miał pan być pre zesem, słyszałem. —Honor mnie ominąć a na dobit kę zwichnąłem w ostatniej chwili rę kę. Jestem inwalida do niczego. —Chwała Bogu! Kalectwu może tylko zawdziączam posiadanie pana. —O! bynamniej. Wiele jednak rzeczy stało między mną a państwem. Niezawsze dogadzać wypada swym chęciom. Anielka spojrzała na niego, zasta nawiając się, jakie to były przeszko dy. Nazwisko Radwana obijało się jej często o uszy. Kazimierz entuzya zmował się jego pięknością i wybit nym typem nieprzystępnego mło dzieńca, Felix drwił i ośmieszał, wi docznie niechętny. Malował jego dzi kość i dumę, jego chłód i ponury charakter. Obadwa zaciekawili dziewczynę i zrobili to, że często myślała o prze lotnie widzianym mężczyźnie, czę ściej, niż się zdawało. Teraz mogła rnu się napatrzyć dowoli, a on czuł to ciekawe, trwożne spojrzenie i czaro wał ją melodyą głębokiego głosu, u śmiechem swobodnym, grą wyrazi stej fizyognomii. Profilem zwrócony do niej, rozko szował też i zdumiewał Kazimierza wyczerpującą rozmową o sztuce. I to znał, i badał, i pojął szybko, ze zwykłą sobie bystrością Umysłu i rzadkim darem pamięci. Potem rozmowa przeszła na arcy dzieła starych, wygasłych eywiliza cyi, i Sarneccy umilkli, zasłuchali się, bardzo zajęci i zaciekawieni. A z ust mruka i odludka płynęła barwna opowieść o starych Indyach sanskryckich, o ich pomnikach i pie śniach, obyczajach i przyrodzie. Oczy mu promieniały, kanciaste czoło wypogodziło się, z pod ciem nych wąsów błyskały zęby w uśmie hu. Przeistoczony był, a tak pory wający wyrazem i wdziękiem, że Ka zimierz chwycił węgiel i szkicować go zaczął, a dziewczynka, podnieco na i przejęta, w twarz tego peftępień ca utkwiła już śmielej oczy i myśli. Zadzierzgnęła się już między nimi tajemna nić wrażeń, a w piersi tego demona odzywała się już pewność tryumfu. VIII. W cichą noc letnią zaskrzypiała fórtka straży Lachnickiego pod dło nią dalekiego wędrowca. Domowstwo leżało ciche i jakby opuszczone. Pies się nie odezwał na obce kroki, i tylko jedno okno, słabo oświetlone, świadczyło, że tu ktoś mieszka i, pomimo spóźnionej pory, czuwa jeszcze. Wędrowiec do okna tegO przystą pił i zasztukał w szybę. —Kto tam ?—ozwał się głos Ada- —Czyś ty już żonaty, że się zło dziei boisz? —Rafał!—zawołał Adam radośnie, otwierając okno. Pomimo nocy, ubrany był jeszcze, ale nie w mundur swój, ani cywilne odzienie, lecz w siwo-zieloną leśną liberyą Rahozów. Zdziwiło to przy bysza. —Coś ty się po ojcowsku przebrał? —spytał, ściskając dłoń dawnego ko leg i zajrzał do izby—a stary twój gdzie? Spi?—dodał. -Spi!—powtórzył Adam głucho. —J uż półtora roku śpi tam na wzgó rzu. --Umarł? Adam głową tylko skinął. —-A ty?—zagadnął Rafał żywo. —Wziąłem jego służbę. Verfiucht uerdammt! zakłął Radwan. —Cicho. Nie klnij, co to pomoże? Prorokowałeś, że się zmarnuję. Stało się. Nie ma o czem mówić. Ale ty zkąd przychodzisz? Pisałem do cie bie kilka razy. Nie otrzymałeś li stów? Może i otrzymałem, ale ja listów nigdy nie czytam. Zapewne je wy rzuciłem z innemi. Njć, otwórz mi swoję warownią. Pogadamy. —Daruj, że cię trzymam na dwo rze. Zrobiłeś mi tak wielką i radosną niespodziankę, że o bożym świecie zapomniałem. Zwątpiłem, że się kie dykolwiek w życiu spotkamy. Po chwili siedzieli naprzeciw sie bie w dawnej sypialni nadleśnego. —Gadaj teraz—rzekł Rafał. —Stało się następnej zaraz jesieni, w adwencie. Pan Rahoza postanowił urządzić leśne gospodarstwo. Spro wadził jakiegoś Włocha, poczęto las ciąć w kwadraty, dzielić na folwarki, rozgraniczać trybami, numerować drzewa. Roboty było mnóztwo. Oj czysko się zmógł, może się zgryzł nieraz, może żałował starych jodeł i cichych legowisk zwierza, przeziąbł, zmordował się i dostał zapalenia płuc. Tak to szło piorunem. Panna Kazi mira wezwała mnie depeszą, ale za nim się uwolniłem i dojechałem, za stałem w chacie heblowiny z trumny, Fwąd jałowcu i opróżnione posłanie. Wszystko się be zemnie skończyło. —Tem lepiej. Trzeba było zawró cić, plunąć i dalej swoją drogą iść! —Pomodliłem się na grobie, ob szedłem kąty i tak miałem zrobić,jak mówisz, gdy mnie na drugi już dzień wezwano do dworu. Poszedłem, nie rozumiejąc, czego chciano odemnie. Pan Raboza przyjął mię chłodno. Dziwny człowiek! ty go nazvwasz dobrodusznym staruszkiem nie masz pojęcia jakim tyranem być umie,gdy ma kogo pod swoją ręką i mocą. Spy tał od niechcenia, co myślę robić da lej, a gdym odpowiedział, że kształ cić się, wyjął jakiś paiper z biurka i podał mi go. "A co z tem będzie?" spytał zunno. Spojrzałem i pocie mniało mi w oczach. Był to wexel z podpisem ojca na pięćset rubli. Mil czałem chwilę, nie przygotowany do tego ciosu, i nareszcie poprosiłem,by poczekał, aż skończę study a, a pier wsze zarobione pieniądza oddam na ten dług święty. Zaśmiał się. "Za pewne—powiada—dług to święty,bo ojciec, nie mogąc ci nastarczyć, choć od ust odejmował, pożyczał u żydów i lichwę opłacał, odmawiając sobie wszelkich wygód. Gdy zachorował, poprosił mnie o zapłacenie i wystawił tea wexel wraz z tą kartką do cie bie." I kartkę tę odczytałem—nowy cios! Ojciec mię zaklinał już stygną cą ręką i myślą, bym pana Raliozy jak jego słuchał i poważał,i bym mu należność uiścił, jak i kiedy zechce. Błogosławieństwo kończyło tę ostat nią przestrogę i wolę, a jam zmar twiał! Oddawał mię biedny, otuma ny ojciec w moc człowieka, niechęt nego mi oddawna. Musiałem u'.edz, i dużo goryczy, milcząc, znieść, i zgo dzić się na to, co on łaską nazywał, że mnie, zamiast lokajem lub straż nikiem, naznaczył odrazu na miejsce •jca, ze stu rublami pensyi rocznie, która na dług idzie, i z utrzymaniem w tej straży, jakiej dla mnie smutnej i ciężkich wspomnień pełnej. Trze ciem pokoleniem jestem, przykułem do tej chaty i boru. Da Bóg, będę ostatnim może. Nikt tu już po mnie ojców i dziadów pomarłych wspomi nać nie będzie i szumem jodeł tyl ko samotnych wieczorów spędzać. Oto i koniec moich marzeń i nadziei. [Ciąg dals/y nastąpi.] Przeszło Pięćdziesiąt Lat dają matki swym dzieciom, podrwts wyroetn n. bńw. .leżHl gen i odpoczynek nocny przerywa «'«m dziecko narzekaniem na otwierającesiądzij* Kia, to zaraz poślijcie do anteki io butelkę "Lago •iząceproSyropu Pani Winslow." który naiyclimiasf ulży cierpieniom dziecka. Jest to środek \vynrP bowany i pewny. Leczy rozwolnienie, regńiuje •.ołądek i wnętrzności, leczy kolki, zmiękcza dzią sła, /.niniejsza zapalenie i dodaje energii całemu cysternowi. ''Łagodzący Syrup Pani Winslow" dla dzieci, którem zęliy wyrastają, ma przyje.nny smak jest wyrabiany podług recepty jednej z naj sławniejszych doktorek w Stanach Zjednoczonych, a jest ua fcpraedunie w każdej aptece na całym świecie. COA BUTELKI 25 CENTÓW. TRZEBA SIT? PYTAĆ O PATENTS *nd H»"dbook write to v OBLi&BEBS, 961 Broadway, Mew York. Wyborowe rozynki kalifornijskie, 4 funty za 25 ct. Wyborowe prunele kaliforn., 3 ft. za 25 ct. Wyborowe aprikozy kaliforn., 2 ft. za 25 ct. Dobry ryż z Karoliny, 4 ft. za 25 ct. Dobra herbata japońska, po 25 ct. f. Doskonały ser śmietankowy po 12^ centa za funt. Wyborny proszek do pieczywa, 2 ft. za 25 ct. Zer dla ptaków po 5 ct. ft. lub 6 ft. za 25 ct. Dobre sucharki, 3 fty za 25c. Wytnijcie to i przynieście do 'l —spredaje— wapno, cegły, piasak, —MORTAR,— rury do ścieków, ce ment, etc. Zapytajcie się o ceny, zanim kupicie u innych. Telefon Nr. 490. 130 WATERS TOLEDO, OHIO. Z E W o V II. II SMITH & CO. —POLECAJĄ— SKŁAl) DRZEWA BUDULCOWEGO, Hebloicane deski, drzwi i okenice. RÓG WATER 1 CHERRY. A W O K A I FARQUHARSON, POLECA SWE USŁUGI JAKO A W O KA S O W Y Pokój No. 8 Gradolph Block, Toledo, 0. JAMES H. SOOTHAKD, ADWOKAT SĄDOWY, Room No. 2. Yeager Block, 419 Madison st. TOLEDO. 0L PTTAJCIE s"s W GROSERNI O MYDŁO Mirep Samarytanina, Króla Lekarzy! Kt'"»rv posiada dyplom z sławnego Kolegium Marsh'a, z Albany, N. Y. S ri:(J A LI ST A A OCZY I USZY. INmio każdemu na jaką chorobę jest chory, nie pytając się o nic. o a a a o Nie |ir.»!t\iinnjł MQ leczyć żadnej choroby,któ-' trjb.v łiieu/.nał /a nu' 1* wyleczenia. 1'rakfvkiije luv.i'z^Olat j:iko lekarz.a jako specjalista pr'zeziiO hit: \vn ws/.ysi kich krajach jest dobrze znuu v, y/,\ wszystkie choroby chroniczne. Choćbyluni tlokturzy u/.iui!: was/ą h\robę za niewvleczalna, o Doner S.oiAKYTAmm może w.'.n jiomódz. Ty •iqce ludzi już wyleczył. kt-»rzv dlut o cierpieli, anie niojrli być przez inry« rt le'.ar:-v wyleczeni 1.udzie "i wszędzie miqlWi'Kno Sa makytamna, i swym zna oinyn go polt-ają. TANIA GROSERNIA.IŻelastwo Blacha!! E. A. ROOD'A, 624 St. Clair street. lileliiid lies. wyrabiają i sprzedają najtaniej WSZELKIEGO RO IłZAJU, JAKO TO: fcóżka, szafy, stoły, krzesła, i t.p. Przyjdźcie do nas i przekonajcie sie o cenach. o. 635 South st. Clair st. TOLEDO,0. JJICHAŁ PUTZ, 1344 Nebraska, cor. Junction. POLECA KODAKOM Towary Łokciowe. po cenach bardzo niskich. n 0 0 W E pOLEDO LUMBEK & Mif'g CO. POLECAJĄ DRZEWO BUDULCOWE, Gonty, deski Tioltlowaiie, okienice, drzwi, ttioldyngi, etc. „Warsztatv i skład: T, 50RK ST- & M. O. CROSS I NO, A 016(10. ^ESTEKN MAX UF. CO., róg ri/re Telefonu \o. 186 Okienice, ramy, dr/.\\i, ^onty, heblowane deski i wszelkiego rodzaju drzewo budulcowe Ceny unrarkowane Firm? taegzystuje od r. 1870 W. Noże, widelce, łyżki. Platowane na-^ czynią, Brzytwy, Szufle wszelkich wyrobów. SANKI iŁYŹWy. Earby, Oleje i Szkło. najtaniej sprzedają Whitaker & Kirk Hardware Co. 210_ STTMMTT TTTi. O S A E MADE BY TH EMARLI N FI RE ARMSCO. NEW HAVEN, CONN., U.S.A. I E K A N I E SEYFANG&CO. rV Toledo, O. "Geyser' "Pinyone 99 "Yucatan," wyrabiane prztz 0t SIISbSB Sk TOLEDO, OHIO' ME ZAPOMINAJCIE ZOBACZYĆ I.eczy on wszystkie zastnrza^ choroby, ściśnienia epileptyczne, snazmv parali? dvrhawfre mntyzm. niere rulaniosć svstemu, ból glowv, iintiraMe, febrę kro«tv skromitv ł«,dka, dropsj* choroby kiszek, Jluboel-. kobiet^v«l^ Porada prywatna i w sekrecie zachowań,i. Jeżeli nie może kto przyjść do doktora osobiście to mn ź© napfsttc swój adres, wi^k i przypłać, troche \vłoów, ornz U J. H. Tl T#. XJ. Xl. IM U XV MAT. Seytaks FRED.SKTFAy Sprzedają po cenach hurtownvch SUCHARKI,CHLEB,CIASTA IT0TJT. Oraz ser .szwajcarski** śledzie suszone ^ardvr? ki, oftry^j marynowana, flaki, etc. Odv.zimy "to wary każdemu do domu. 17 i 19 Market Space, TOLEDO, O. pYTAJCIE SIĘ W GROSERNI O CHLEB I CIASTA, Wyrabiane w piekarni E N Z I N E A, Albowiem są, najlepsze. W. F. BRENZINGER, Telefon No. 880. Geo. Shultz, Manager. 608 ADAMS ST. U O A Y J. JAC0BI, SUPT., C. K.COGHIIN, 8EKR- Wyrabia najlepsze piwo i Buush, TOLEDO, 0H10. TUI1 Suiieuni'd W /mba na}hjsze pimo. LAGROWE, PILZENSKIE, WIEDEŃ SKIE I BUTELKOWE. Obstalunki spiesznie załatwiaaiy. OPIS: 725 Michigan ul, i Champlain Piotr Lenk, pre/,. Jan Huebner, O E O BRE»IN A A I O Wjfabia najlepsze piwa: pilzefi skie, Uulmbacherskie i wiedeńskie o caz L«mka extra pilzeńskie exporto we. beczkach lub butelkach. RÓG DIVISION I HAMILTON- Telefon 29K. JACOB POOL, Zegarmistrz i jubiler, ROBI I REPERUJE Zegarki, zegary fieienne, pierśeionki, obr%Mltf elnbne, bransoletki, kolczyki, etc. ——po najtańszych cenach 1117 Cherry ulToledo, V. N. Cojca.nt. J. A. ('OMAN wyrabiają najpiękniejsze MEBLE Domowe, biurowe i bankowe, oraz lustra, materace, kurtyny, krzesła wyściełane, układane łfżka i kanapy, efŁ. Ponieważ sami wyrabiamy meble, to sprzedaj*, my je taniej niż kto inny w mieście. Przyjdźcie 1 przeKonajcie się. Nar. uL Summit, Adnms i Water. Polacy z tjmej »ur''v juojrą swe ohHUtluuKl co* •tawiać u w. Wiktora Mnllucłia vmn- ka,U le en,a żo t/eiit markę docizŁowa aostame odpowiedź listowną. Wszystkie listy naieiy pisać pocztowa, to natychmińBtt Przyjmuje pacyentów w swym ofisie pod nrem 607 Monroe ul., na pier w szem piętrze od frontu, i udzielam porady darmo w każdą Sobotę i Nie dzielę. Stale będę w Toledo codzień od 14 Stycznia do 1 Lutego 1892. Godziny Ofisowe: od 7 rano do 9 w wieczór. Moja cena jest umiarko wana dla każdego. Biednvch leczę darmo. to initvciimirtaii 607 MONROE ST., HI *V O, m. U. O E O O I O \n\n A O Z Y Syrup Pf™ Winslow Mrs. Wluslow's Soot li iwę S*thp. Scientific American Aaency for TRADE MARKS, OK8ION PATENTS COPYRIGHTS, eto. MUNN a CO., 361 BRO* AT, NEW YORK. Oldest bureau for eeo»v patents In America. Erery patent taken out by us is brought before the public by a notice given free of charge in the Scientific Jttueriatt Larsest circulation of any scientific paper In the world. Splendir" wan should be iiy Illustrated. No intelligent jritbout it. Weekly, S3.00 a {«ar: 11.50 six months. Address MUNN & CO» Bóg nile Jeffer ion 1 Summit water i tine. MARLINS TRIFLES EVERYWHERE Tle Buckeye Brewing Co. Lagrowe, Pi Izenskie i Exportowe Róg Ul. Champlain EAGLE BREWING C0MP.