2.
KWIAT LOTOSU.
Powieść Maryi Rodziewiczówny
(Ciąg dalszy.) (25^
Wyprostował się, i podniecając
ęię •wspomnieniem, jął malować ja
skrawo, dosadnie, czasem ohydnie
nago,chwilami z od błyskiem groźnej
poezyi, to życie bez wczoraj i jutra
bez terminu i celu, dowolne i nieo
kiełznane, w ciągłych walkach z
przyrodą i ludźmi, z bestyami puszcz
odwiecznych.
I przesuwały się przed myślą i o
czy ma słuchającego cyklony ocea
nów i trąby równików, pożary puszcz
i wybuchy gazów, lodowce polarne
płowe lwy Afryki i amerykańskie
grzechodniki. A wśród tego, barwną
mozaiką altnee arabskie, Japonki i
kobiety z Tahiti, sceny z portowycli
szulerni, awantury z polic.yą, krwa
we zajścia po płóczkarniach złota,
swawola wszystkich krajów, żargon
całego świata, anekdoty śmieszne i
ohydne,—cały szkic tego życia bez
strachu przed śmiercią, bez porządku
i reguły.
A Rafał słuchał chciwie.
"Wulkanowi w piersi było za cias
no. Ugaszą go może orkany ocea
nów, zdławią szpony tygrysie, lub
sploty wężowe, wchłoną w siebie lo
dowce bieguna.
—Ot, życie!—zakończył Bert o
chrypły, gdy już szary brzask świtał
w oknach.—Pójdziesz?
—Pójdę, tylko nie dziś, nie jutro.
Ostatnią robotę odbyć muszę. Za
miesiąc, czy dwa, gotów będę i nic
już za sobą nie zostawię. Poczekasz
na mnie?
—Poczekam. A jeżeli kompana
sobie podobnego znajdziesz, zabieraj
z sobą! Za dwa miesiące tutaj!
Uścisnęli sobie dłonie. U mowa by
ła zawarta.
—Spać teraz będę! oznajmił
Bert.
—Turnerzy tam na mnie czekać
będą, i nie uwierzą na list. Bert,zrób
mi przysługę, i sam ich zawiadom o
moim wypadku. Tobie uwierzą.
Bert zaklął straszliwie, ale zabrał
się i wyszedł.
Dowód to był niesłychanej łaski
dla nowo zwerbowanego towarzysza.
Rafał sam pozostał.
Oczy mu gorzały maligną. Bert
nie wrócił.
Zapewne wpadł pod troskliwą o
piekę Franza, lab znalazł inne lego
wisko.
Wieczorem Radwan się zerwał.Rę
ka paliła żarem, usta spiekł ogień
wewnętrzny podniecony gorączką,
począł z szaf i stołów zrzucać na
stos i nogami deptać pergaminy,księ
gi, manuskrypta,
—Gińcie, marniejcie! Zabrałyście
||li siedm lat na darmo! Pleśń wasza
miała mi dać spokój i prawdę,...
Kłamstwo! Nędzę mi dałyście i nie
wolę! Precz idźcie! Wy, śmiecie głu
ich wieków i płytkich głów! Skoń
czyłem z wami! Gińcie,gińcie! Wra
cajcie w błoto w rynsztok!
Miotał się, mruczał głucho i chry
pliwie, i burząc swe stare bogi,plwał
na nie i butami tratował, jakby całą
książkową mądrość i naukę, i ludzi,
co j^ budowali, miał pod stopami i
miażdżył wściekły, poniewierając i
szydząc, aż mu sił nie stało, gorącz
kowy wybuch ustąpiłi, słaniając się,
na stos tych skarbów ojca swego u
padł i stracił przytomność.
Gdy słońce drugiego dnia zajrza
ło przez dymne okna, półki były pu
ste, jak szczęki bezzębne, biblioteka,
jak po trzęsieniu ziemi miasto,a wśród
poniszczonych ksiąg i sprzętów,zde
ptana także biała czapka, przepaska
honorowa i cały strój studencki.
1 tę swą ukochaną skórę uniwer
sytecką zrzucił Rafał i przeobraził
8ię w inną zupełnie formę.
Ostrzyżony i uczesany modnie, w
śnieżnej bieliźnie i eleganckim let
nim garniturze, zawiązywał krawat
przed lustrem i przyglądał się sobie
raz pierwszy uważnie.
Piękny był cieszyło go to widocz
pie, bo się uśmiechał i, kończąc sta
rannie resztki toalety, gwizdał aryj
kę.
Zszedł wreszcie na ulicę, u kwia
ciarki na rogu kupił gardenią, rzucił
jej monetę i żart dwuznaczny, i tak
przeistoczony, niepodobny do wceo
rojszego Rafała, jak noc do dnia, za
dzwonił na jednej z bocznych ulic
do mieszkania na piętrze, a otwiera
jącą dziewczynę spytał o pana, poda
jąc zarazem swą kartę.
Niedługo czekał odpowiedzi,
głębi mieszkania wypadł do sieni
Kazimierz Sarnecki, jak stał, w blu
ziei z paletą w garści.
—Zeby nieboszczyk Rafael we
własnej osobie zstąpił do swego li
chego naśladowcy, mniej-by mnie
zdziwił i ucieszył, niż jego imiennik,
tylekroć proszony i pożądany. Dzię
kuję, że pan mnie raczył sobie przy
pomnieć. Pół roku nie odwiedził nas
pan. Żeby nie rzadkie spotkania w
waszym "Egipcie" u ojca Fratza,do
prawdy zaginęłaby nasza znajomość
—Właśnie w skutek naszej ostat
niej tam rozmowy zgłaszam się oso
biście, gdyż znalazłem u siebie ową
książkę, o której pan wówczas wspo
minął, jako o czemś bardzo rządkiem.
Rad jestem, że mogę nią panu słu
żyć.
-Stokrotne dzięki! Proszę pana
do pracowni tymczasem, bo w salo
nie nieład, zwykły przed wyjazdem.
-Państwo temi dniami wyjeżdża
jV
—Zapewne. Zwlekamy dla Raho
zy, który prosił, by bez niego nie
wyruszać.
Stali w pracowni. Panna Aniela
podniosła się z kanapki i ukłoniła z
lekka gościowi, z oczyma spuszczo
nenii.
On też pozornie nie zwracał na
nią wielkiej uwagi.Usiadł i ozwałsię
swobodnie.
-Sądziłem, że państwo wyjeżdża
ją pierwej i że pojedziemy razem, bo
ja też wyruszam w tamtą stronę.
-W stronę Sarnowa?—spytał cie
kawie malarz.
-Przed dłuższą i dalszą podróżą
wstąpię na kilka tygodni do dawne
go kolegi w Rahoźnej. Ztamtąd mam
zamiar odwiedzić dalekie świa+y.
-Przez kilka tygodni będzie pan
w Rahoźnej? Panie Rafale, ryzyku
ję dostać jeszcze jednę odmowę, ale
pytam: co będzie z moim potępień
com?
-Czy bez niego udziału obejść się
on nie potrafi?—odrzucił Rafał zu
pełnie wesół i uprzejmie.
—Jaka sztuka bez ideału nie.
Wie pan, od czasu, jakem pana uj
rzał ze strzelbą w ręku, w cieniu jo
deł, w pysznym oświetleniu letniego
południa—zginąłem! Mam ćwiek w
mózgu, i do czego się weźmę—fiasco!
Muszę pana malować, albo pęzel po
łamię! Patrz pan, ile tu szkiców od
kradłem podstępnie mam pana peł
ną tekę. Zeby choć pięć jeszcze po
siedzeń.
-Szkoda więc, że teraz los nas
rozdziela. Służył-byin panu chętnie
•rzez te dni dziesięć, które spędzę
na wsi. Ponieważ jednak państwo
czekają na Rahozę, a on przed tygo
dniem nie będzie gotów do drogi
okazy a chybiona.
—Jak to, chybiona? Możemy przy*
spieszyć! Co, Anielko?
—Ach, to pani obieoała ll&hozie?
—zwrócił się Rafał do panienki.
Spotkali się wzrokiem. Jego gore
jące źrenice spojrzały dziwnie badaw
czo i długo w jej szafirowe, jasne o
ezęta. Pod wrażeniem pytania, czy
spojrzenia togo, pokraśniała nagle i
zawahała się w odpowiedzi.
—Ja nie ja nic nie obiecałam pa
nu Felixowi. Mnie bardzo tęskno do
Sarnowa--wyjąkała wreszcie.
—Co? już? 1 kto kobietę zrozu
mie! Nie dalej, jak wczoraj, mówi
łaś, że mamy czekać.
—Przywidziało ci się—rzekła ka
pryśnie.
—A nie boisz się wyrzutów Feli
xa?—roześmiał się.
—Ach, jakiś ty!— zawołała już
gniewnie.—Nie cucę na nikogo cze
kać i nikogo się nie boję! Po co mi
wmawiasz niestworzone rzeczy?
—Zebv postawić na swojem z
twojej inieyatywy! Tęsknisz do Sar
nowa? Bardzo pięknie! Pakuj się za
tem,bo jedziemy jutro.. !len }tcta est!
Mam mego Potępieńca! Przepyszny
będzie! Panie Rafale, zrobiłeś szczę
śliwym człowieka! To rzadki wypa
dek! Dziękuję panu!
—Tak małym kosztem! --rzekł Ra
dwan, odpowiadając rzetelnie na u
ściski.—Być uwiecznionym, to tak
że coś znaczy! Boję się tylko,czy nie
zrobiłem pani przykrości.
—Niech pan nie słucha Kazia. On
zawsze bredzi—odparła swobodnie.
A E Y K A W O E O O I O N I A 1 3 S Y Z N I A 1 $ 9 2
—Ładna rekomendacya!—oburzył
się artysta.
—Bardzo rada es
te vi z wyjazdu.
Nie cierpię miasta obcego, ciatmoty
i tych wizyt tylu! Użyję swobody w
Sarnowie. Owszem, wdzięczna je
stem panu za przyśpieszenie termi
nu. Pan Felix mógł się do nas stoso
wać, a nie my do niego. Zachciało
mu się gimnastykować z tymi Niem
cami!
—Ale, a pan nie należy do tej
sławnej delegacyi? Miał pan być pre
zesem, słyszałem.
—Honor mnie ominąć a na dobit
kę zwichnąłem w ostatniej chwili rę
kę. Jestem inwalida do niczego.
—Chwała Bogu! Kalectwu może
tylko zawdziączam posiadanie pana.
—O! bynamniej. Wiele jednak
rzeczy stało między mną a państwem.
Niezawsze dogadzać wypada swym
chęciom.
Anielka spojrzała na niego, zasta
nawiając się, jakie to były przeszko
dy. Nazwisko Radwana obijało się
jej często o uszy. Kazimierz entuzya
zmował się jego pięknością i wybit
nym typem nieprzystępnego mło
dzieńca, Felix drwił i ośmieszał, wi
docznie niechętny. Malował jego dzi
kość i dumę, jego chłód i ponury
charakter.
Obadwa zaciekawili dziewczynę i
zrobili to, że często myślała o prze
lotnie widzianym mężczyźnie, czę
ściej, niż się zdawało. Teraz mogła
rnu się napatrzyć dowoli, a on czuł to
ciekawe, trwożne spojrzenie i czaro
wał ją melodyą głębokiego głosu, u
śmiechem swobodnym, grą wyrazi
stej fizyognomii.
Profilem zwrócony do niej, rozko
szował też i zdumiewał Kazimierza
wyczerpującą rozmową o sztuce. I
to znał, i badał, i pojął szybko, ze
zwykłą sobie bystrością Umysłu i
rzadkim darem pamięci.
Potem rozmowa przeszła na arcy
dzieła starych, wygasłych eywiliza
cyi, i Sarneccy umilkli, zasłuchali
się, bardzo zajęci i zaciekawieni.
A z ust mruka i odludka płynęła
barwna opowieść o starych Indyach
sanskryckich, o ich pomnikach i pie
śniach, obyczajach i przyrodzie.
Oczy mu promieniały, kanciaste
czoło wypogodziło się, z pod ciem
nych wąsów błyskały zęby w uśmie
hu. Przeistoczony był, a tak pory
wający wyrazem i wdziękiem, że Ka
zimierz chwycił węgiel i szkicować
go zaczął, a dziewczynka, podnieco
na i przejęta, w twarz tego peftępień
ca utkwiła już śmielej oczy i myśli.
Zadzierzgnęła się już między nimi
tajemna nić wrażeń, a w piersi tego
demona odzywała się już pewność
tryumfu.
VIII.
W cichą noc letnią zaskrzypiała
fórtka straży Lachnickiego pod dło
nią dalekiego wędrowca.
Domowstwo leżało ciche i jakby
opuszczone. Pies się nie odezwał na
obce kroki, i tylko jedno okno, słabo
oświetlone, świadczyło, że tu ktoś
mieszka i, pomimo spóźnionej pory,
czuwa jeszcze.
Wędrowiec do okna tegO przystą
pił i zasztukał w szybę.
—Kto tam ?—ozwał się głos Ada-
—Czyś ty już żonaty, że się zło
dziei boisz?
—Rafał!—zawołał Adam radośnie,
otwierając okno.
Pomimo nocy, ubrany był jeszcze,
ale nie w mundur swój, ani cywilne
odzienie, lecz w siwo-zieloną leśną
liberyą Rahozów. Zdziwiło to przy
bysza.
—Coś ty się po ojcowsku przebrał?
—spytał, ściskając dłoń dawnego ko
leg i zajrzał do izby—a stary twój
gdzie? Spi?—dodał.
-Spi!—powtórzył Adam głucho.
—J uż półtora roku śpi tam na wzgó
rzu.
--Umarł?
Adam głową tylko skinął.
—-A ty?—zagadnął Rafał żywo.
—Wziąłem jego służbę.
Verfiucht uerdammt! zakłął
Radwan.
—Cicho. Nie klnij, co to pomoże?
Prorokowałeś, że się zmarnuję. Stało
się. Nie ma o czem mówić. Ale ty
zkąd przychodzisz? Pisałem do cie
bie kilka razy. Nie otrzymałeś li
stów?
Może i otrzymałem, ale ja listów
nigdy nie czytam. Zapewne je wy
rzuciłem z innemi. Njć, otwórz mi
swoję warownią. Pogadamy.
—Daruj, że cię trzymam na dwo
rze. Zrobiłeś mi tak wielką i radosną
niespodziankę, że o bożym świecie
zapomniałem. Zwątpiłem, że się kie
dykolwiek w życiu spotkamy.
Po chwili siedzieli naprzeciw sie
bie w dawnej sypialni nadleśnego.
—Gadaj teraz—rzekł Rafał.
—Stało się następnej zaraz jesieni,
w adwencie. Pan Rahoza postanowił
urządzić leśne gospodarstwo. Spro
wadził jakiegoś Włocha, poczęto las
ciąć w kwadraty, dzielić na folwarki,
rozgraniczać trybami, numerować
drzewa. Roboty było mnóztwo. Oj
czysko się zmógł, może się zgryzł
nieraz, może żałował starych jodeł i
cichych legowisk zwierza, przeziąbł,
zmordował się i dostał zapalenia płuc.
Tak to szło piorunem. Panna Kazi
mira wezwała mnie depeszą, ale za
nim się uwolniłem i dojechałem, za
stałem w chacie heblowiny z trumny,
Fwąd jałowcu i opróżnione posłanie.
Wszystko się be zemnie skończyło.
—Tem lepiej. Trzeba było zawró
cić, plunąć i dalej swoją drogą iść!
—Pomodliłem się na grobie, ob
szedłem kąty i tak miałem zrobić,jak
mówisz, gdy mnie na drugi już dzień
wezwano do dworu. Poszedłem, nie
rozumiejąc, czego chciano odemnie.
Pan Raboza przyjął mię chłodno.
Dziwny człowiek! ty go nazvwasz
dobrodusznym staruszkiem nie masz
pojęcia jakim tyranem być umie,gdy
ma kogo pod swoją ręką i mocą. Spy
tał od niechcenia, co myślę robić da
lej, a gdym odpowiedział, że kształ
cić się, wyjął jakiś paiper z biurka i
podał mi go. "A co z tem będzie?"
spytał zunno. Spojrzałem i pocie
mniało mi w oczach. Był to wexel z
podpisem ojca na pięćset rubli. Mil
czałem chwilę, nie przygotowany do
tego ciosu, i nareszcie poprosiłem,by
poczekał, aż skończę study a, a pier
wsze zarobione pieniądza oddam na
ten dług święty. Zaśmiał się. "Za
pewne—powiada—dług to święty,bo
ojciec, nie mogąc ci nastarczyć, choć
od ust odejmował, pożyczał u żydów
i lichwę opłacał, odmawiając sobie
wszelkich wygód. Gdy zachorował,
poprosił mnie o zapłacenie i wystawił
tea wexel wraz z tą kartką do cie
bie." I kartkę tę odczytałem—nowy
cios! Ojciec mię zaklinał już stygną
cą ręką i myślą, bym pana Raliozy
jak jego słuchał i poważał,i bym mu
należność uiścił, jak i kiedy zechce.
Błogosławieństwo kończyło tę ostat
nią przestrogę i wolę, a jam zmar
twiał! Oddawał mię biedny, otuma
ny ojciec w moc człowieka, niechęt
nego mi oddawna. Musiałem u'.edz, i
dużo goryczy, milcząc, znieść, i zgo
dzić się na to, co on łaską nazywał,
że mnie, zamiast lokajem lub straż
nikiem, naznaczył odrazu na miejsce
•jca, ze stu rublami pensyi rocznie,
która na dług idzie, i z utrzymaniem
w tej straży, jakiej dla mnie smutnej
i ciężkich wspomnień pełnej. Trze
ciem pokoleniem jestem, przykułem
do tej chaty i boru. Da Bóg, będę
ostatnim może. Nikt tu już po mnie
ojców i dziadów pomarłych wspomi
nać nie będzie i szumem jodeł tyl
ko samotnych wieczorów spędzać.
Oto i koniec moich marzeń i nadziei.
[Ciąg dals/y nastąpi.]
Przeszło Pięćdziesiąt Lat
dają matki swym dzieciom, podrwts wyroetn n.
bńw. .leżHl gen i odpoczynek nocny przerywa
«'«m dziecko narzekaniem na otwierającesiądzij*
Kia, to zaraz poślijcie do anteki io butelkę "Lago
•iząceproSyropu Pani Winslow." który naiyclimiasf
ulży cierpieniom dziecka. Jest to środek \vynrP
bowany i pewny. Leczy rozwolnienie, regńiuje
•.ołądek i wnętrzności, leczy kolki, zmiękcza dzią
sła, /.niniejsza zapalenie i dodaje energii całemu
cysternowi. ''Łagodzący Syrup Pani Winslow" dla
dzieci, którem zęliy wyrastają, ma przyje.nny
smak jest wyrabiany podług recepty jednej z naj
sławniejszych doktorek w Stanach Zjednoczonych,
a jest ua fcpraedunie w każdej aptece na całym
świecie.
COA BUTELKI 25 CENTÓW.
TRZEBA SIT? PYTAĆ O
PATENTS
*nd H»"dbook write to
v
OBLi&BEBS, 961 Broadway, Mew York.
Wyborowe rozynki kalifornijskie, 4
funty za 25 ct.
Wyborowe prunele kaliforn., 3 ft.
za 25 ct.
Wyborowe aprikozy kaliforn., 2 ft.
za 25 ct.
Dobry ryż z Karoliny, 4 ft. za 25 ct.
Dobra herbata japońska, po 25 ct. f.
Doskonały ser śmietankowy po 12^
centa za funt.
Wyborny proszek do pieczywa, 2 ft.
za 25 ct.
Zer dla ptaków po 5 ct. ft. lub 6 ft.
za 25 ct.
Dobre sucharki, 3 fty za 25c.
Wytnijcie to i przynieście do
'l
—spredaje—
wapno, cegły, piasak,
—MORTAR,—
rury do ścieków, ce
ment, etc.
Zapytajcie się o ceny, zanim kupicie
u innych. Telefon Nr. 490.
130 WATERS
TOLEDO, OHIO.
Z E W o
V
II. II SMITH & CO.
—POLECAJĄ—
SKŁAl) DRZEWA BUDULCOWEGO,
Hebloicane deski, drzwi i okenice.
RÓG
WATER
1
CHERRY.
A W O K A I
FARQUHARSON,
POLECA SWE USŁUGI JAKO
A W O KA S O W Y
Pokój No. 8 Gradolph Block,
Toledo, 0.
JAMES H. SOOTHAKD,
ADWOKAT SĄDOWY,
Room No. 2. Yeager Block,
419 Madison st. TOLEDO. 0L
PTTAJCIE
s"s
W GROSERNI
O MYDŁO
Mirep Samarytanina,
Króla Lekarzy!
Kt'"»rv posiada dyplom z sławnego
Kolegium Marsh'a, z Albany, N. Y.
S ri:(J A LI ST A A OCZY I USZY.
INmio każdemu na jaką chorobę jest
chory, nie pytając się o nic.
o a a a o
Nie |ir.»!t\iinnjł MQ leczyć żadnej choroby,któ-'
trjb.v łiieu/.nał /a nu' 1* wyleczenia. 1'rakfvkiije
luv.i'z^Olat j:iko lekarz.a jako specjalista pr'zeziiO
hit: \vn ws/.ysi kich krajach jest dobrze znuu v,
y/,\ wszystkie choroby chroniczne. Choćbyluni
tlokturzy u/.iui!: was/ą h\robę za niewvleczalna,
o Doner S.oiAKYTAmm może w.'.n jiomódz. Ty
•iqce ludzi już wyleczył. kt-»rzv dlut o cierpieli,
anie niojrli być przez inry« rt le'.ar:-v wyleczeni
1.udzie "i wszędzie miqlWi'Kno Sa
makytamna, i swym zna oinyn go polt-ają.
TANIA GROSERNIA.IŻelastwo Blacha!!
E. A. ROOD'A,
624 St. Clair street.
lileliiid lies.
wyrabiają i sprzedają najtaniej
WSZELKIEGO RO
IłZAJU, JAKO TO:
fcóżka, szafy, stoły, krzesła, i t.p. Przyjdźcie do
nas i przekonajcie sie o cenach.
o. 635 South st. Clair st. TOLEDO,0.
JJICHAŁ PUTZ,
1344 Nebraska, cor. Junction.
POLECA KODAKOM
Towary Łokciowe.
po cenach bardzo niskich.
n 0 0 W E
pOLEDO LUMBEK & Mif'g CO.
POLECAJĄ
DRZEWO BUDULCOWE,
Gonty, deski Tioltlowaiie, okienice,
drzwi, ttioldyngi, etc.
„Warsztatv i skład: T,
50RK ST- & M. O. CROSS I NO, A 016(10.
^ESTEKN MAX UF. CO.,
róg
ri/re
Telefonu \o. 186
Okienice, ramy, dr/.\\i, ^onty, heblowane
deski i
wszelkiego rodzaju drzewo budulcowe
Ceny unrarkowane Firm? taegzystuje od r. 1870
W.
Noże, widelce, łyżki. Platowane na-^
czynią, Brzytwy, Szufle wszelkich
wyrobów.
SANKI iŁYŹWy.
Earby, Oleje i Szkło.
najtaniej sprzedają
Whitaker & Kirk
Hardware Co.
210_
STTMMTT TTTi.
O S A E
MADE BY
TH EMARLI N FI RE ARMSCO.
NEW HAVEN, CONN., U.S.A.
I E K A N I E
SEYFANG&CO.
rV
Toledo, O.
"Geyser'
"Pinyone
99
"Yucatan,"
wyrabiane prztz
0t SIISbSB Sk
TOLEDO, OHIO'
ME ZAPOMINAJCIE ZOBACZYĆ
I.eczy on wszystkie zastnrza^ choroby, ściśnienia epileptyczne, snazmv parali? dvrhawfre
mntyzm. niere rulaniosć svstemu, ból glowv, iintiraMe, febrę kro«tv skromitv
ł«,dka, dropsj* choroby kiszek, Jluboel-. kobiet^v«l^
Porada prywatna i w sekrecie zachowań,i. Jeżeli nie może kto przyjść do doktora osobiście to mn
ź© napfsttc swój adres,
wi^k i
przypłać,
troche \vłoów, ornz U
J. H. Tl
T#. XJ.
Xl.
IM U
XV
MAT. Seytaks
FRED.SKTFAy
Sprzedają po cenach hurtownvch
SUCHARKI,CHLEB,CIASTA IT0TJT.
Oraz ser .szwajcarski** śledzie suszone ^ardvr?
ki, oftry^j marynowana, flaki, etc. Odv.zimy "to
wary każdemu do domu.
17 i 19 Market Space, TOLEDO, O.
pYTAJCIE SIĘ W GROSERNI
O CHLEB I CIASTA,
Wyrabiane w piekarni
E N Z I N E A,
Albowiem są, najlepsze.
W. F. BRENZINGER,
Telefon No. 880.
Geo. Shultz,
Manager.
608 ADAMS ST.
U O A Y
J. JAC0BI, SUPT., C. K.COGHIIN, 8EKR-
Wyrabia najlepsze piwo
i
Buush,
TOLEDO, 0H10.
TUI1
Suiieuni'd
W /mba na}hjsze pimo.
LAGROWE, PILZENSKIE, WIEDEŃ
SKIE I BUTELKOWE.
Obstalunki spiesznie załatwiaaiy.
OPIS: 725 Michigan ul, i Champlain
Piotr Lenk, pre/,. Jan Huebner,
O E O
BRE»IN A A I O
Wjfabia najlepsze piwa: pilzefi
skie, Uulmbacherskie i wiedeńskie o
caz L«mka extra pilzeńskie exporto
we.
beczkach lub butelkach.
RÓG DIVISION I HAMILTON- Telefon 29K.
JACOB POOL,
Zegarmistrz i jubiler,
ROBI I REPERUJE
Zegarki, zegary fieienne, pierśeionki, obr%Mltf
elnbne, bransoletki, kolczyki, etc.
——po najtańszych cenach
1117 Cherry ulToledo,
V. N. Cojca.nt. J. A. ('OMAN
wyrabiają najpiękniejsze
MEBLE
Domowe, biurowe i bankowe,
oraz lustra, materace, kurtyny, krzesła
wyściełane, układane łfżka i kanapy, efŁ.
Ponieważ sami wyrabiamy meble, to sprzedaj*,
my je taniej niż kto inny w mieście. Przyjdźcie 1
przeKonajcie się.
Nar. uL Summit, Adnms i Water.
Polacy z tjmej »ur''v juojrą swe ohHUtluuKl co*
•tawiać u w. Wiktora Mnllucłia
vmn-
ka,U le en,a żo
t/eiit markę docizŁowa
aostame odpowiedź listowną. Wszystkie listy naieiy pisać pocztowa, to natychmińBtt
Przyjmuje pacyentów w swym ofisie pod nrem 607 Monroe ul., na pier w
szem piętrze od frontu, i udzielam porady darmo w każdą Sobotę i Nie
dzielę. Stale będę w Toledo codzień od 14 Stycznia do 1 Lutego 1892.
Godziny Ofisowe: od 7 rano do 9 w wieczór. Moja cena jest umiarko
wana dla każdego. Biednvch leczę darmo.
to initvciimirtaii
607
MONROE ST.,
HI *V O, m.
U. O E O O I O
A O Z Y
Syrup Pf™ Winslow
Mrs. Wluslow's Soot li iwę S*thp.
Scientific American
Aaency for
TRADE MARKS,
OK8ION PATENTS
COPYRIGHTS, eto.
MUNN a CO., 361 BRO* AT, NEW YORK.
Oldest bureau for eeo»v patents In America.
Erery patent taken out by us is brought before
the public by a notice given free of charge in the
Scientific Jttueriatt
Larsest circulation of any scientific paper In the
world. Splendir"
wan should be
iiy Illustrated. No intelligent
jritbout it. Weekly, S3.00 a
{«ar: 11.50 six months. Address MUNN & CO»
Bóg nile Jeffer
ion
1 Summit
water i tine.
MARLINS
TRIFLES
EVERYWHERE
Tle Buckeye Brewing Co.
Lagrowe, Pi Izenskie i Exportowe
Róg Ul. Champlain
EAGLE BREWING C0MP.