«f l'
K
2.
Ś.
|v
p'
ir
,|
Ft
ij
sfl
MJEMW
jKA
W Y O Z I W S O O
Premumorata wynosi 10 centów
miesięcznie, albo $*1. rocznie, opła
cając z góry. Należność można prze
syłać w znaczkach pocztowych, przez
Money Order,
Express lub Bank Note,
pod adresem: E. P. Sam ber#, Law
Building, Toledo, Ohio.
AGENCI "AMERYKI."
APPLETON, Minn.—A. 1). Rudnik.
AMSTERDAM, N. Y.—Frank Sanchta.
BK KA
,0.—J an Idzikowski.
BUK IITON, IA.—A. Szo łagowski.
BUFFALO, N. Y.- Józef Lipezyński.
CINCINNATI, O.—Ed. Czerwiński.
DENVER, COL.—Henryk Narody.
DUNKIRK, N. Y.—And. Wicanowski.
DAYTON, O.—J. Baczenas.
DUIIYEA, PA.—J. Dombkowski.
ELMS, WIS.—Antoni Omernik.
FREMONT, O.—Y. Chudziński.
HOUTZDALE, PA.—-Kaź. Świtała.
MANSFIELD, O.—A. Andres.
MT. PLEASANT, PA.—Jan W. Nowak.
NANTICOKE, PA.—Jan Osmański.
PASSAIC, N. J.—Fr. Gronkowski.
PITTKHURG, PA.—Wł. Szewczuga.
POLONIA, Wis.—Ant. Omernik.
ST HKLHNS, MICH.—M. Po raf ski..
WAYNE, MICH.,-—B. Walczak.
WYANDOTTK, MICH.— Boi. Kapcia.
E. P. Samberg, wydawca,
A. A/Paryski, redaktor.
"Law 1iwilding, TOL I0, O.
TOLEDO, U STYCZNIA, 1890.
NOTA TKT I KOMENTARZE.
"Maszynista nalany, a kociół pró
żny" oto powód wielu wypadków
kolejach.
Subskrypc-ya ua urządzenie wy
stawy powszechnej w Chicago w r.
1892 wynosi już przeszło $8,000,000
Z Irlaudyi w ubiegłym roku wye
migrowało 05,000 osób, a z całej
Wielkiej Brytani 254,000. Etnigra
cya do Ameryki, Kanady i Australii
zmniejsza się, a do innych krajów
powiększa.
W Filadelfii w ubiegłym roku
rozwiodło się 315 małżeństw, a pra
wie wszystkie z tych zawiązane były
po krótkiej znajomości, lub podczas
ucieszki od rodziców. Na trwałe
małżeństwa trzeba przynajmniej dwa
lata się znać wzajemnie.
Reddy Barry z Kensington, Pa.,
zamordował d\vie kobiety, aby jo
obrabować, i znalazł przy nich (55
centów. Kobiety te spcwnością by
mu były dały dobrowolnie po do
lar/.e, aby im dał spokój. Barry
dobrym jest mordercą, ale złym eko
nomistą.
W stanie New York Hv roku u
biegłym sądy skazały za rozmaite
przestępstwa 49,950 mężczyzn, a 5,
u34 kobiet. Gdy jeszcze i to weź
miemy na uwagę, że w stanie tym na
każdego mężczyznę przypadają 4 ko
biety, to musimy przyznać jedno
myślnie, że mężczyźni są gorsi niż
kobiety.
Jak dalece stroje amerykańskie
rozpowszechniły się w stolicy Japo
nii, świadcząnastępująoe cyfry:W ar
tośó odzienia, które w r. lo89 obsta
lowali mieszkańcy Tokio u krawców
amerykańskich, wynosiła 1,121,370
dolarów. Z sumy tej 938,370 doi.
przypada na stroje męskie, 83,170
zaś na stroje kobiece.
W
i?
$
drukarni "Ameryki" wykoń
zofie zostały w bieżącym tygodniu
konstytucye dla następujących to
warzystw polskich: Św. Józefa w
Toledo św. Józefata w Town Sigel,
Wis. "Unia Mularska" (po polsku,
niemiecku i angielsku) w stanie
Ohio św. Michała w Akron i św.
•Stanisława w Youngstown.
Pogłoski się rozniosły po oałym
świecie, że Bismark i car wyprojek
towali rozbiór Austryi, a mianowicie
na zjeździe w kwietniu cara z Wil
helmem ma. być zadecydowane, że
Rosya zabierze pod swą opiekę pro
wineye słowiańskie, a Niemcy zabie
rą niemiecką część Austryi. Bardzo
być może, że taki prejekt istnieje,
ale czy się da wykonać?
Detroit Journal chce zebrać do
kładną statystykę oficerów i żołnie
rzy z rewulucyjnej wojny z r. 1776,
i prosi za pośrednictwem innych ga
zet potomków owych żołnierzy, aby
nadesłali swe adresa na kartach
pocztowych. A więc jeżeli przodko
wie wasi brali udział w rewolucyi w
r. 1778, to napiszcie o tem do: The
Detroit Journal, Detroit, Mich.
Farmerzy w pobliżu Toledo narze
kali w zeszłym roku, że brukowanie
*-•*-drogo ich kosztuje i wielce
W bieżącym roku inaczej myślą, bo
podczas gdy za bruk zapłacili po $1
od akra długości, teraz wzdłuż szosy
wartość gruntów poszła w górę o
$4.50 na akrze. Pomyślcie nad tem i
wy co mówicie, że edukacya nie jest
korzystną.
Prokurator nowojorski Fellows,
powiada, że napróżno miasto by tra
ciło pieniądze i czas próbując uka
rać tych urzędników co siędaliprze
kupić (boodler'ów), gdyż każda taka
sprawa do tej pory kończyła się al
bo uwolnieniem winnych, albo nie
jednosłownością przysięgłych. To
znaczy, że sędziowie przysięgli jesz
cze łatwiej mogą być przekupieni.
Gdzie sprawiedliwość?
Farmer nazwiskiem Davis z okolic
Dctroitu założył sięzinnyni farmerem
nazwiskem Beaudry o 5 dolarów, że
stanie na torze kolejowym a jak po
ciąg będzie nadchodzić to tylko 5 se
kund będzie mu potrzeba na umknię
cie. Pociąg nadlecział i, z radości,
że takicgośiniałka spotkał, podniósł,
go w gorę o 30
stóp, a potem pozwo
lił upaść na ziemnie w kawałkach.
Davis nigdy się już nie dowie czy
zakład wygrał.
Car Aleksander i cesarz Wilhelm
mają się zjechać na polskiej granicy
w kwietniu. Z tego powodu dyplo
maci rozmaite rzeczy prorokują. Mia
nowicie wnoszą z tego, że Rosya po
gardzi przyjaźnią Francyi a zawrze
przymierze z Niemcami. Austryaoy
patrzą na ten zjazd zazdrośnym o
kiein, ale nie wiedzą co powiedzieć.
Zjazdy takie mają rozmaite znacze
nie dla tych arystokratów, co żyją
z krzywd ludu biednego ale dla lu
du to mają one zawsze jedno znacze
nie: nędzę większą i nowe prawa
niewolnicze.
Sędzia przysięgły Culver wypro
wadził się na wieś z miasta Chicago,
aby uniknąć napastowali ze strony
s-yvyeh przyjaciół, iż został przeku
piony w znanej sprawie o morder
stwo Dra Cronina. Teraz przed jego
domem schodzą się ludzie z okolic o
kilka mil i kiedy się tylko pokaże w
oknie lub w progu, to słyszy pyta
nia ze wszech stron: "Ile dostałeś?"
Dostaje on teraz więcej listów dzien
nie niż dawniej dostawał przez 10
lat, a w każdym liście go się pytają:
"Czemu się nie powiesiłeś jeszcze?"
Ale cóż go to wszystko obchodzi,
kiedy ma pieniądze: za pieniądze
wszystkiego dostanie.
Polityką młodego Wilhelma niem
com się coraz gorzej niepodoba. O
twarcie wypowiadają, że ich młody
niedoświadczony, a pyszny monar
cha chce cały postęp cofnąć o jakie
sto lat w tył. Rządzi on bowiem na
rodem despotycznie, a nie naradza
się w żadnych sprawach ani mini
strów ani reprezentantów ludu chce
aby wszystko tak szło jak jemu się
podoba, a nie zwraca żadnej uwagi
na to czy lud z tego powodu cierpi
nędzę czy nawet umiera z głodu. Nic
też dziwnego, że szeregi socjalisty
czne w Niemczech wzrastają bardzo
poważnie. Nadejdzie może i taka
chwila, że cesarz się uprzykszy lu
dowi i koronę mu z głowy zdejmą.
Nie czyń drugiemu, co tobie nie mi
ło.
Niemieccy górnicy z Westfalii
podali prośbę do cesarza Wilhelma,
aby naznaczył komisyę do zbadania
ich położenia i przekonania się jak
ich pracodawcy wyzyskują. W skar
dze swej niemcy użalają się, że do
biedy ich przyczyniają się, oprócz
pracodawców, robotnicy polscy i
włoscy, którzy podejmują się naj
cięższej pracy za najniższą cenę i
obniżają płacą wszystkich robotni
ków!! Jestto wierutnem kłamstwem,
jakoby polacy chcieli pracować ta
niej, owszem oni pierwsi wywołali
strajk o wyższą zapłatę. Robotnicy
niemieccy zgroźny wstyd na siebie
przyjmują rzucając takie podłe o
szczerstwa na swych współpracowni
ków .... tylko dla tego, że nie są
narodem de jure.
STANLEY I EMIN.
Z nad brzegów Kongo, z kraju
Mahdiego,
Przywędrowali dwaj podróżnicy,
Leoz przybyć do nas nie chcą. Dla
czego?
Czyżby im rozkosz sprawiali dzicy?
Lub może febra? góry skaliste,
W których z "białego" robią "pie
czyste?"
źle im tam było, chłodno i głodno,
Nie mieli często gdzie oprzeć głowy,
Lecz wędrowali z myślą swobodną,
Gdy u nas na nią tłoczą okowy,
Wridzieli handel ludźmi, lecz przecie
Widzim go oodzień i w naszym świe
cie.
Przez mil tysiące, nowemi szlaki
Szli, spotykając dzikie plemiona.
Lecz gdy wspomnieli nasze przy
'smaki:
Fałsz, podstęp, zdradę—spadła za
słona,
I afrykańskie wolą dziś naoye,
Niż wszystkie nasze cywilizacye.
Kupujcie porcelane i naczy
nia szklanne i blaszane, oraz zabaw
ki domowe dla dzieci w 5cio i lOcio
centowym storze p. ABBEY, przy ul.
Cherry, naprzeciwko dworca Whee
ling. Tamie najtaniej można dos
tać kawy i herbaty.
A E Y K A O E O O I O 1 1 S Y Z N I A 1 8 9 0
Głód w Galicyi.
Jeden rok nieurodzaju pogrążył
ludność galicyjską włościańską zwła
szcza we wschodniej częzciu kraju,
w ropaczliwy stan nędzy i biedy.
Wiadomo, że klęskę tegoroczną wy
wołały posuchy i ztąd pochodzący
brak paszy dla bydła, którego wło
ścianin nie ma czem wyżywić przez
zimę. Z początku sprzedawano by
dło za bajecznie tanią cenę, dzisiaj
doszło do tego, że w wielu okolicach
wschodniej Galicyi włościanie pro
szą, aby wychudzone konie ich bra
no zadarmo i zabito gdzieś zdała od
chaty, z oszczędzeniem im tego przy
krego widoku. Bądź za cenę skóry,
bądź za darmo nawet nabywają tedy
handlarze po kilkadziesiąt sztuk koni
pędzą w lasy, zabijają jednego po
drugim i ściągają skóry, zostawiając
n i e i e w o n a u a s w a W y
dział krajowy otrzymał w tych
dniach wiadomość, że w okolicznych
lasach Birzy gnije przeszło 200 sztuk
zabitych i ze skóry odartych koni,
krów itp. Podobne wypadki są
także na porządku dziennym w oko
licy Dobromiła. Skutkiem tego wy
dział krajowy wystąpił z prośbą, aże
by namiestnictwo wydało stósowne
zardządzenia, iżby na przyszłość przy
biciu bydła zakopywano natychmiast
ścierwo w ziemię, tudzież, ażeby tam,
gdzie już wypadki powyżej skreślo
ne zaszły, jak najrychlej gnijące
masy ścierwa usunąć, ze względu na
zaraźliwe choroby, jakieby wskutek
wywięzujących się szkodliwych za
duchów wybuchnąć mogły.
Zabawne rzeczy.
Kochankowie gdy się schodzą nie
noszą okularów, aby interesów swych
nie widzieli wzajemnie.
Stary kulawy człowiek może zła
pać zimno tak przedko jak młody
latawiec.
Derski.--Kąpanie się ni«- sprze
ciwia mym zasadom. Wiński Bo
nie masz żadnych.
"Doktoiów prawa" jest bardzo du
żo w naszym kraju, to też dla tego
prawa muszą być leczone.
Onski.—Jakżeś wyszedł z panem
Garskim, oświadczając się o rękę
jego córki? Dudski—Oknem.
Dudski—"Jakem wczoraj był w
towarzystwie szanownej pani utra
ciłem swe serce. Pani je teraz
ma." Panna Dralska (protestująco)
—"Pan się myli, panie Dudski, ale
ja się zapytam służącej może ona je
znalazła pomiędzy śmieciami, zamia
tając pokoje dziś rano."
Pewien obywatel w Monrong, Cal.,
zapisał &20,000 w testamencie dla
swej córki, z zastrzeżeniem że wtedy
dopiero odziedziczy je jak porodzi
pierwsze dziecko. Terms, C. O. D.
"Wypłata gotówką przy dostawie
rzeczy."
Redaktor do kontrybutora— "Je
żeli mi pan przyrzeczesz na słowo
honoru, iż więcej nic do gazety na
szej nie będziesz pisać, to ten wierz
umieszczę."
Policyant (grzecznie do damy
przechodzący przez błoto)— Proszę
panią o rękę to Panna (zaczer
woniona)— Bardzo mi żal bo
wczoraj Henryk mi się oświadczył.
Kiedy kobieta zaeiśnie swe pięście,
zazgrzyta zębami zatrzęsie głową i
przez zaciśniowe usta powie: "Chcia
łabym być jego żoną choć na pięć
minut,''to jesto wielkiem szczęściem
dla tego człowieke, że nie jest jej
mężem.
Nowi urzędnicy Tow- Św. Józefa
W niedzielę dnia 5go stycznia
odbył się roczny mityng Tow. Brat.
pomocy Św. Józefa w parafii św.
Jadwigi, na którym wybrani zostali
następujący urzędnicy:
1 .udw. Gąsiorowski, rrezydent.
Fr. Oberski, wiceprezydent.
Jan Powalski, sekretarz I.
Fr. Ciesielski, sekretarz II.
Jan Bukowski, kasyer.
Fr. Siwajek, opiek. kasy.
Jak. Czubek,
Flor. Rochowiak, Marszałek I.
Ant. Polcyn, Marszałek U.
Mich. Kostoski, Chorąży 1.
Jan Ciężki, Chorąży II.
J. Wiśniewski, Dyrektor chorych.
Piotr Grandowicz, opiek, chorych.
Bart Grzegorek,
Piotr Bawłowicz,
Jan Su leski,
Mar. Różycki, odźwierny.
Mac. Żurek, asyst, chorąży.
Piotr Ilerwat,
Józ. Dolski,
Woj. Smułka,
Towarzystwo to zorganizowane by
ło w grudniu 1883 roku. Pier
wszym prezydentem był ob. Józef
Ciesielski, drugim ob. Fr. Siwajek, a
Ostatnim przez trzy terminy ob. Win
centy Kamiński, którego chciano na
czwarty termin obrać, lecz stanow
czo zrezygnował. Następca jego,
ob. Lud. Gąsiorowski, był zawsze
stawiany w naszej kolonii jako wzór
dobrego charakteru, jako dobry mąż
i spokojny obywatel* a wit-foe o
oświatę dbający.
W kasie Towarzystwo ma $1,046,
70. Członkowie wspierają się wza
jemnie w rozie choroby i śmierci i
pomagają sobie w przedsiębiorst
wach np. Tow. wypożycia swym
człokom pieniądze, na Dodowe do
mów lub zakładanie przemysłu.
Towarzystwa takie są wielkiemi
dla polaków.
O N A
Powieść pr. Mar
ją Rodziewiczówny.
(4) (Ciąg dalszy.)
—Pobawmy się po swojemu,' Ko
stusiu!—zawołał.
Nie można! Goście są!
—Zlituj się! Daj mi na chwilę o
tem za pomnieć! Nie pamiętam tak
nudnych wakacyj! Co to za goście!
Sewer! To mi osobliwość! Prze
cież on o mnie się nie stara!
—Ale o twoją siostrę, a ciocia nie
lubi, żebyś ich samych zostawiał.
—Przyjemna rola! Pilnować za
kochanych. est przecie na to Jadwi
sia! I po co ich pilnować?! Czy
ty wiesz, Kostusiu, co to zakocha
ny?
—To człowiek bardzo dobry!
—At, gadasz! To istota chytrzej
sza od kota, zwinniejsza od węża,
psot n i ej
sza od sroki. Zeby pułk ich
pilnował, potrafiią się przecie po
kryjomu pocałować, jeśli zechcą, na
turalnie. Ale mnie się zdaje, że ci
nasi pseudo zakochani, nie mają po
temu ochoty. Nie wiem też, zkąd
pewnik, że Sewer stara się o Felę.
Ja nic podobnego nie zauważyłem.
Równie dobrze może się kochać w
Jadwisi lub w to*bie. To nawet we
dle mnie prawdopodobniejsze.
—Co też ty, Kaziu, prawisz?
—To, co mi się zdaje. Zmarno
wane moje wakacje! Kostusiu, czy
ci nie żal naszych przeszłorocznych i
innnych! Gdzie nasze śpiewy, spa
cery, wspólne czytanie, gospodaro
wanie we dwoje! Kostusiu, poba
wmy się choć raz po swojemu!
Kostusia śmiała się serdecznie.
—Jakże się mamy bawić?
—Ot. pokaż mi swe skarby, całą
wartość zielonego kuferka!
Siniejąc się, wyciągnęli skrzynkę
na środek izdebki. Było w niej tro
chę bielizny i sukienek, a najwięcej
zużytych bombonierek i pustych fla
konów od perfum.
Pewnie prezenty Jadwisi!
rzekł ze złością.
Potwierdziła. Pokazała mu potem
ową sławną fłanelkę od wuja, igelnik
od ciotki, wachlarz od Feli.
A preciozy?—spytał żartobli
wie.
Z dawnych lat pamiętał, że klejno
ciki swe chowała w blaszanem pu
dełku od herbaty. Znalazł je, do
rąk wziął i potrząsnął—było puste.
—Gdzie twoje klejnoty?—zawo
łał.
—Ej! na co mi one!—odparła wy
mijająco— odsuwając na bok bla
szankę.
Ale on nie ustępował.
—No, powiedz, powiedz, coś rzo
biła z tem!—prosił.
—Niema! Sprzedałam!—przyzna
ła się wreszcie.
—-Kto kupił?
—Pisarz dla żony!
-Ileż ci dał?
—Pięć rubli!
—Gdzież one?
—Oddalam niamce!
—Poco?
—Bo od miesiąca chora leży!
Umilkła i zamyśliła się poważnie.
—Kostusiu, czemuś mamie nie po
wiedziała!
—A poco, kiedy jeszcze były pie
niądze.
—A mnie czemuś w to nie wtaje
mniczyła
—Cożbyś pomógł! Mówię ci,
były pieniądze i na chleb, i na dok
tora, i na lekarstwa!
—Ale teraz już niema?
—Owszem, starczy jeszcze na ty
dzień.
—A potem co będzie?...
Siedzieli naprzeciw siebie, na zie
mi, nad wypróżnionym kuferkiem,
otoczeni gratami.
Kazio patrzał na te skarby, wido
cznie rozdrażniony. Kostusia z lu
bością i dumą.
Na ostatnie jego zapytanie, zamy
śliła się chwilę, jakby coś rachowała
w pamięci.
Mamce lepiej! odparła.
Wstaje, już i chodzić zaczyna. Zre
sztą mam jeszcze flanelkę. Każdy
ją chętnie kupi, taka śliczna.
Pogładziła miękką tkaninę. Znać
było, ze uważała ją za najdroższą
swą własność, i że odda ją bez żalu
w potrzebie dla kogoś miłego.
—Pójdziemy jutro w odwiedziny
do mamki! zawołał Kazio! To
wstyd, żem o tem dotąd nie pomy
śłał.
—Nie miałeś czasu i jutro go mieć
nie będziesz. Słyszałam, że wszy
scy jadą na imieniny do Rudki.
—Mogę nie jechać!
Jakże! A pamiętasz przeszłych
wakacyj?—kochałeś Rózię!
—Ba! Rok minął. Dawno zapo
mniałem.
Kostusia zrohiła przerażoną minę.
—Zapomniałeś!
—Tybyś pewnie nie zapomniała!
—zaśmiał się.
—Nie, nigdy.
—-Wiernąbyś była do śmierci?
—A jakże. Nie kochałam nigdy
i mnie nikt nie kochał, ale myślę, że
zapomnieć dobrego nie można!
—Wyobrażasz sobie, że kochanie
bywa koniecznie dobre?
—Nie wiem, ale kochanie, to wła
sność, a któż swej własności nie lubi,
nie szanuje, nie broni!
—Zkądże ty o tem, nieboże, wiesz,
kiedy nic nie masz własnego na świe
cie!—rzekł smutno.
—Ej, ty coś tak się wypytujesz,
jak ksiądz na spowiedzi. Mam
wszystko, co mi potrzeba!
Pochyliła się nad kuferkiem i ze
spodu zupełnie wyjęła zwitek jakiś,
zawinięty w jedwabną chusteczkę.
—Oto moja właśność!—rzekła z
dumą.
Rozwinęła chusteczkę i pokazała
mu wielki papier.
—To moja metryka, a to rodzinne
dokumotjty, a to matki kartka osta
thiadowuja! To moje!—powtórzy
ła z mocą, całując papiery.
Odłożyła jez czcią na bok i poka
zała mu, również z chusteczki wydo
byte, dwa wybladłe dagerotypy.
Nie. Bobym wujostwu była jak
ta gadzina, co człowiek w zanadrzu
odegrzał sobie na zatracenie. Nie
gniewaj się, Kaziu, nie gniewaj!
Będę ci służyła do śmierci, tobie i
żonie twojej, i dzieciom. Zobaczysz,
jak nam razem będzie dobrze!
—Tak, aż przyjdzie jaki sierota,
który cię weźmie. Nawet mnie nie
wspomnisz!
—Nikt po mnie nie przyjdzie, Ka
ziu! Żartowałam sobie. Będziemy
zawsze razem!
—Zostałabym!
—A jeśliby ciebie kto pokochał?
Zamilkła i układała spiesznie swe
graty.
—Wtedy byś nas zapomniała!
rzekł smutno.
—Nie, ale bym mu płaciła, płaciła!
Kochanego poświęcić można, a ko
chającego nigdy! Ty tak samo
myślisz, Kaziu?
—Tak samo, alebym nie chciał
zobaczyć domu naszego bez ciebie.
Już lepiej pokochaj sama!
Kostusia zaśmiała się serdecznie.
Pokazała mu jeszcze ściany i wieko
kuf erka,
wy kle one askrawemi obraz
kami i opowiadała z zajeciem, gdzie
i jak przyszła do ich posiadania.
P.i chwili chłopak się rozchmurzył.
—Pójdziemy jutro do mamki!—
zawołał, wstając.
Obejrzał sie po stancyjce.
—Jak tu u ciebie schludnie i we
soło. Mirt urósł ogromnie od prze
szłego roku. Daj no mi z niego ga
łązkę, na pamiątkę dzisiejszej odmo
wy!
-—Ach Kaziu! Takiś niepoczci
wy. Dałabym o cały wazon, ale
Fela już go zamówiła sobie na ślu
bne bukieciki! W całej cieplarni
niema równie ładnego. Tak mi się
wdzięcznie odpłacił za staranie.
Przęsunęła rękę pe listkach.
Żebyś widział, jaki był malutki.
Dostałam gałązkę od pisarzowej
na szczęście, i zamyśliłam sobie: jeśli
mi się przyjmie, to ojcu i mamie
dobrze w niebie! Widzisz, jaik wy
bujał?
Wybrała najlepszą gałązkę i wło
żyła mu ją w klapę.
—Idź już, Kaziu!—szepnęła smu
tno—będą cię szukać i ciocia się
zmartwi!
—Wypędzasz mnie. Pocułujże
ua pożegnanie!
—Ej, nie!—rzekła cofając się o
krok.
—To ja cię pocałuję!
—Czy chcesz, żebym się oiebie ba
ła i nie wierzyła?
—Tego nie chcę!
—To bądź, jakim byłeś. Zejdzie
my razem, bo ciocia kazała mi przyjść
do siebie przed spoczynkiem. Pew
nie ma jakieś rozporządzenie na ju
tro.
Chmura wróciła na ozoło Kazimier
-f
1
—To ojciec i mama! Jak zbiorę
pieniędzy, kupię ramki i nad łóżkiem
sobie powieszę. Nie widzisz nic!
Czekaj, patrz pod światło. O, ja
widzę doskonale!
Uśmiechnęła się do obrazków i
długo się im przyglądała. Gdy je
odłożyła wreszcie, twarz miała skur
czoną i łzy w oczach. Zwalczyła je
bohatersko.
—Widzisz Kostusiu! Nie wszy
stko masz, co ci pt trzeba. Nie
płacz!—rzekł, obejmując ją w pół.
—To tak robie!—szepnęła, szuka
jąc dalej.
Na dnie chusteczki już nic nie by
ło, tylko dwa złote pierścionki, wy
tarte i ściemniałe.
Pokazała je Kaziowi.
—To obrączki ślubne rodziców!—
rzekła z cicha.
Schowała je napowrót, zawinęła
starannie chustkę.
—To i wszystko!—dodała, zaglą
dając na spód skrzynki.
Jeszcze coś było czarnego w zwi
tku!—spytał.
—Kawałek chleba!—rzekła.—Jak
dwór nasz się spalił, matka wzięła te
papiery, kawałek chleba i mnie, i
precz poszła. Wujowi oddała zemną
i te pamiątki, a wuj mi oddał, kie
dym wyrosła. Mój złoty wuj!
—A ty te papiery oddasz także, a
tjemi obrączkami się zaręczysz. Po
każ, spróbuję, czy na mnie dobre!
—Na co ty ze innie żartujesz, Ka
ziu!
—Broń Boże! Nie chciałabyś ąię
ze mną zaręczyć?
—Nie!—odparła stanowczo.—Nie
dla mnie ciebie rodzice hodowali i
nie dla ciebie jam się urodziła. Ty
sobie pan jesteś dla jakiej pani, a ja
sierota dla sieroty. 1 tej obrączki ci
probować nie dam, boby ci ona przy
niosła, broń Boże, złą dolę, jaką
widziała, w jakiej ją zdjęto z martwe
go palca! Moja ona i nikomu jej
nie dam! Dla ciebiebym chciała
świata całego i marzonego szczęścia...
—Ale siebiebyś nie ofiarowała!—
spytał z przykrością widoczną.
i1 J# v
rza. Obraził się za ostatnią lekcję,
nie doświadczając nigdy oporu Ko
stusi, podwójnie był dotknięty bo
leśną odprawą.
Skłonił się jej i wyszedł,'nie rzekł
szy słowa. Lekkie jej kroki słyszał
za sobą na schodach, nie obejrzał się
jednak. Na dole, on przez dziedzi
niec wszedł do sieni, ona zwróciła
się do garderoby.
—Do widzenia!—zawołała.
Nic nie odparł zadąsany.
Nazajutrz spotkał ją w ogrodzie
rano i skłonił się etykietalnie.
Do mamki nie będę towarzyszył—
rzekł sucho—jadę do Rudki na imie
niny.
—I ja się oddalić nie mogę—
ozwała się nieśmiało, zmrożona jego
tonem i posępnym wyrazem twarzy.
Ciocia kazała zebrać agrest i maliny.
—Pomyślnego zbioru życzę!
Kostusia zbladła i zadrżała.
Podniosła na niego żałośne oczy.
—Gniewasz się na mnie, Kaziu?—
szepnęła.
—Zkądże i jakiem prawem. Za
stosowuję się tylko do twojej woli.
—Mam być obcym, ha, to będę.
Zawrócił się na pięcie i odszedł.
Patrzała za nim długo przerażona,
zmartwiała z żalu i strachu.
Co się stało? Za co on ją karał?
Co mu zrobiła złego? Ogarnęła ją
niezmierna żałość i przygnębienie.
Chwyciła koszyki, znoszoną pasterkę
Jadwisi włożyła na głowę i zgarbio
na, smutna, powlekła się w koniec
ogrodu.
o
Upał dnia tego panował straszny,
a maliny rosły na słońcu. Czoło
Kostusi pochylone nad robotą szkli
łosię potem, nie śpiewała, jak zwy
kle. Wczoraj ciotka wygderała ją.
Powiedziała, że jest opieszałą. Cho
dziło o maliny te właśnie. Dzisiaj
Jadwisia wydrwiła girlandową róży
czkę, która sobie wpięła w warkocz.
—Kostusia strzela oczkieift na mło
dego rządcę—opowiadała przy herba
cie'.
Wuj był nadąsany.
Niech sobie .strzela! mruknął.
Nikt jej zainążpójścia nie "brbnij
Może dzisiaj dawać na zapowiedzi.
Fela przez ramię spojrzała na nie
szczęsną różę.
Kostusia wcale kwiatów nie
szanuje zauważyła.—Rozporządza
się, jak własnemi.
—Mam nadzieję, że mnie nie zmu
sisz do obierania jagód przez naje
mne ręce—rzekła ciotka kapryśnie.
Kostusia u stolika z samowarem
uśmiechała się, jak zwykle. Oddy
chała tylko szybko i głęboko, a na
głe rumieńce, to znowu bladość
zmieniały się jej na twarzy. Śnia
dania nie tknęła, nic się jej jeść nie
chciało. Dla niepoznaki ugryzła ka
wałek chleba. Gorzki był, jak pio
łun, zagryzł w gardle, ledwie go
przegryść zdołała, a gorycz niezno
śną ciągle czuła. Co jej się stało
dzisiaj Przecież z ludźmi temi
wzrosła, znała ich dobre i złe humo
ry, kochała ich. Dlaczego ją ta go
rycz tak piekła okropnie.
Ciotka gderała słusznie, wuj może
był niezdrów Jadwisia zawsze żarto
wała, a i Fela miała rację. Róża
nie jej była, nie miała prawa jej
zrywać dla swej przyjemności.
I Kazio był w swem prawie. Przy
szedł do niej i żartować chciał, a
ona mu zrobiła przykrość. Zamiast
się zaśmiać, prawiła morały. Nie
dziw, że się obrazi.
Tak myśłała, schylona nad żmu
dną robotą, uznojona i samotna.
Wyłożyła sobie wszystko, znala
zła rację i usprawiedliwienie, tylko
nie znałazła ulgi i argumentu na tę
gorycz, co jej, jak kleszczami, ści
skała gardło i piersi, na nieokreśloną
tęsknotę za czemś, czego sama naz
wać nie umiała.
Daleki turkot oznajmił jej odjazd
państwa do Rudki. Była samą i
nikt nie zobaczy, jeśli pobiegnie do
mamki na parę godzin. Trzy dni
jej nie odwiedzała, może starucha
gorzej zapadła, a w budzie nikt jej
nawet wody nie poda.
Kostusia czuła, że tam odzyskała
by równowagę. Wyprostowała się
zmierzyła okiem robotę.
Była zaledwie w połowie dokona
ną. Z głuchem stęknięciem schyli
ła się znowu, otarła pot z czoła,/!
zbierała dalej pachnące, purpurovye
jagody.
Wys łkiem woli zaczęła myśleć 0
czem innem.
(Dalszy ciąg nastąpi.)
f'
Poszukiwania,
Poszukuję swego kolegi Szczepa
na Opuszyńskiego, który p^zyjecMł
z Brazylii do Stan. Zjed. i ma prze
bywać w Glen Lyon, Pa., Jeieliby
kto z rodaków wiedział jego do
kładnym adresie, lub oni sam, niech
mi raczy donieść. Frank Sanchta,
66 Willow st.,
**58
"I
•y
"kf
..fft
¥s
Amsterdam, N. Y.
Jeżeliby kto wiedział o adresie p.
Kaspra Kwiatkowskiego, który wy
emigrował z W. K. Poz. 9 lat temu i
ma przebywać w Buffalo, lub on sam,
to niech się zgłosi do:
Jeżeli kto wie o adresie Jakóba
Prochniaka, który ma przebywać w
Lemont, 111., a pochodzi ze Starego
Kr. z Żelaznego, lub on sam, to niech
doniesie o tem jego siostrze
Teofili Prochniak,
928 Frederick .st., Toledo, O.
It- i-i
4 TE: -V
fa
This is the only Polish newspaper
between Buffalo and Chicago* It is
published in place of the "Gwiazda.v
THE WEEKLY AMERICA
BY E. I9. SAMBEBG,
fiAW BlTIl.IMNH, TOLEDO, O.
Subscription, $ 1 per year.
Fr. Zieliński, 7
1234 Yance st., Toledo. O,.